Czuł się staro, tak staro, że wykonywanie jakichkolwiek

Transkrypt

Czuł się staro, tak staro, że wykonywanie jakichkolwiek
Czuł się staro, tak staro, że wykonywanie
jakichkolwiek ruchów przychodziło mu z coraz
większą trudnością. Miał siedemdziesiąt pięć lat.
Przeżył swój czas tak, jak mógł go przeżyć, raz lepiej,
raz gorzej, ale zawsze godnie i z klasą. Wychował
dwoje dzieci, ciesząc się życiem i nigdy nie
przypuszczał, że tak marnie skończy, przykuty, z
własnej zresztą woli, do łóżka, czekając na swój
koniec.
Wszystko zaczęło się przed dwoma laty, kiedy
zatracił rytm życia po śmierci ukochanej żony.
Popadł wtedy w dziwny rodzaj depresji. Leżał całymi
dniami w łóżku, rezygnując często z mycia i golenia,
żywił się byle czym, oglądał programy telewizyjne do
czwartej nad ranem, bo było mu po prostu wszystko
jedno. Apatia. Apatia myśli, pragnień i czynów.
Dom miał duży i przestronny. Za duży. Po kilku
miesiącach zamknął piętro z dużą sypialnią
i przestronną łazienkę i ostatecznie zagnieździł się w
stołowym, gdzie leżał przez większość dnia na dużej
kanapie i tam też i spał. Nie pomagały uwagi córki,
która wpadała czasem i robiła w jego domu
porządek, przynosząc zakupy, a potem z czasem
i ciepły posiłek. Wyczuwał uciążliwość sytuacji, kiedy
przywoziła mu wieczorem, po pracy, ciepłą zupę na
kilka dni, a czasem i jakieś danie obiadowe, ale nie
zmienił postępowania. Było mu wszystko jedno. Raz
w miesiącu odwiedzał go syn, starający się wyrwać
1
go z tej ciemnej chmury pesymizmu życiowego, ale
też bez skutku.
Przestał wychodzić z domu, Zrezygnował
z robienia zakupów, spacerów, a nawet chwilowego
wyjścia do ogrodu. Życie straciło smak. Był pusty
i wypalony. Zniknął pełen optymizmu i chęci do życia
człowiek, zmieniając się w zrezygnowanego,
załamanego starca.
Sytuacja pogarszała się systematycznie
i w końcu załatwiono pomoc domową, która
przychodziła początkowo raz w tygodniu. Załatwiała
zakupy, sprzątała dom, gotowała i prała. Wykorzystał
nową sytuację, starając się nie wstawać. Efekty
całkowitego bezruchu nie dały na siebie długo
czekać. Zauważył, że chodzenie zaczyna mu
sprawiać trudności. Ostatecznie kupiono mu laskę, a
parę miesięcy później chodzik. I tak żył, a właściwie
wegetował samotnie, bo nikt go już nie odwiedzał, z
wyjątkiem sporadycznych wizyt dzieci. Popadł w
izolację, nie odpowiadając na listy i nie odbierając
telefonów. Domowy lekarz kręcił głową, przepisując
różne proszki i tabletki, ale sytuacja nie ulegała
poprawie.
Po roku czasu tak prowadzonego trybu życia
przestał podnosić się z łóżka, a pomoc domowa, po
przeprowadzonych z córką negocjacjach, zaczęła
przychodzić codziennie.
2
Leżał na swojej zaścielonej kanapie i chciał po
prostu przestać żyć. Pragnął zakończyć tę sprawę
przed sobą i przed Bogiem. Przestać się męczyć,
przestać myśleć. Odejść i połączyć się z żoną,
patrzącą na niego gdzieś tam z góry i czekającą.
Minęło jeszcze kilka miesięcy. Zrobiono
rodzinną naradę. Przyszła córka z mężem i wnukiem.
Przyjechał syn ze swoją przyjaciółką. Siedzieli przy
jego łóżku i próbowali z nim rozmawiać. Jeszcze raz
dodać mu sił i zmusić do aktywności. Bezskutecznie.
I wtedy córka przedstawiła beznadziejną sytuację, w
której się znalazł i zaproponowała mu pójście do
domu opieki. Zgodził się w swojej obojętności
kiwając apatycznie głową. Od tego dnia przestał
odzywać się do otoczenia.
Kilka dni później zjawił się kolejny raz Biernacki,
internista, którego znał od lat.
— No i co powiemy, panie Piotrze? — zapytał,
przysuwając krzesło do jego łóżka. — Jak tam
zdrowie?
Nie odpowiedział na to głupie pytanie, dalej
leżąc nieruchomo z wzrokiem wbitym w sufit.
— To już nawet nie odpowiadamy na pytania?
Jak pan się dzisiaj czuje? Wyniki krwi ma pan dobre.
W moczu nic nie znaleziono. Ja u pana też nic nie
stwierdziłem. Teoretycznie jest pan zdrowym
człowiekiem. To co, pogadamy, jak dawniej?
3
Ten kretyn powinien zostawić go w spokoju
i przestać go denerwować. Gdyby był silniejszy to
wyrzuciłby go po prostu z pokoju na zbity pysk.
Człowiek leży w łóżku i chce z godnością odejść
z tego świata, a tu mu jeszcze taki przeszkadza.
— Halo, słyszy mnie pan? No dobrze, to
zmierzymy ciśnienie.
Powoli odwijał rękaw jego pidżamy.
— Oj, schudło się, schudło. Skóra i kości. Teraz
zawiniemy opaskę i podpompujemy. Tak. No proszę,
trochę za niskie. To mamy sprawę z głowy. Wystawię
jeszcze zaświadczenie i informacje do domu opieki.
Słyszałem, że pan się tam wybiera za dwa tygodnie.
To jest bardzo dobre miejsce. Mieszkała tam moja,
świętej pamięci, ciotka. Spokojny dom starości,
również dla takich, jak i pan. No cóż. Każdy kiedyś
zwolna odchodzi z tego świata i musi się czasem do
takiego domu przenieść. Chyba że go trafi na
miejscu szlag. — Tu spojrzał na niego figlarnie. —
Nie każdy ma jednak szczęście. Przyzwyczai się
pan. Umyją, położą, nakarmią. Czego więcej chcieć.
4

Podobne dokumenty