Czy prowincja ma szansę

Transkrypt

Czy prowincja ma szansę
22.37. Stanisław Olędzki, Czy prowincja ma szansę? Wyprzedzanie awansu.
MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY „KONTRASTY” nr 11/1979
Czy prowincja ma szansę
„Kontrasty" są miesięcznikiem prowincjonalnym i stąd nasza powinność troskania się o
losy szeroko pojętej kultury na tym obszarze kraju. W interesie prowincji i całego kraju
opowiadamy się — programowo oraz codzienną praktyką redakcyjną — za policentrycznym
układem przestrzennym kultury narodowej. Traktujemy jednak policentryzm inaczej niż
współcześni regionaliści, chętnie przystający na eklektyzm ideologiczny, byle wytwarzał on
jakiekolwiek — nawet ulotne i z błędnych przesłań ideowych wywiedzione — wartości oraz
„dawał szansę” każdemu, kto przypisany jest do regionu metryką urodzenia lub dowodem
zameldowania.
W naszym przeświadczeniu policentryzm winien być układem dynamicznym, w którym
manifestuje się aktywność aksjologiczna prowincji, ale toczy się również skuteczna gra o
społeczny sukces wartości inspirowanych marksistowską koncepcją człowieka, zbiorowości ludzkiej i historii. Sądzimy, że dla tak pojmowanego policentryzmu nieodzowne jest, by
kultura prowincji nie była tandetna i potrafiła jakością swych wytworów mierzyć się z wytworami kulturowymi stolicy. Tymczasem lata po reformie administracyjnej odsłoniły nie tylko przygnębiające dysproporcje pomiędzy zasobnością kulturową stołecznego centrum a
resztą kraju — co zresztą nie powinno budzić zdziwienia — ale ujawniły również mechanizmy blokujące awans prowincji oraz jej lęk przed wzajemną konfrontacją regionów i przed
konfrontacją z kulturą stołeczną.
Zatroskani tą sytuacją — zwróciliśmy się do twórców, teoretyków kultury i publicystów z
prośbą o udział w naszej ankiecie. Pragniemy dowiedzieć się, czy kultura na prowincji ma
rzeczywiście szansę w nadchodzącym dziesięcioleciu? Czy upierając się przy naszym rozumieniu policentryzmu kulturowego, nie popełniamy błędu? Czy można dziś sporządzić
rejestr najbardziej nieodzownych poczynań, które — jeśli prowincja ma szansę — pozwoliłyby tę szansę urzeczywistnić wspólnym działaniem centrum dyspozycyjnego, wojewódzkich ośrodków dyspozycji politycznej i środowisk twórczych? Czy rejestr ten można wesprzeć doświadczeniem pozytywnym pozastołecznych subregionów kraju, osiągniętym w
minionych latach, a i n s t r u k t y w n y m dla przyszłości? Ta ostatnia kwestia interesuje
nas najbardziej, nie ulega bowiem wątpliwości, iż zapóźnienie kulturowe prowincji jest relatywne — postrzegane na tle szczególnie dynamicznego rozwoju centrum stołecznego —
natomiast osiągnęła ona w minionym 35-leciu ogromny dorobek we wszystkich dziedzinach
życia społecznego i znaczny kapitał pozytywnych, godnych spopularyzowania doświadczeń.
Traktujemy tę ankietę jako naszą powinność wobec obszaru, któremu służymy, oraz nasz
udział w dyskusji społecznej, poprzedzającej VIII Zjazd Partii. W numerze wrześniowym
opublikowaliśmy wypowiedzi Jerzego Chłopeckiego, Bronisława Gołębiowskiego, Jerzego
Kmity, Edmunda J. Osmańczyka, Jana Szczepańskiego, Jerzego Topolskiego; w numerze
październikowym — Władysława Loranca, Andrzeja Sicińskiego i Wojciecha Żukrowskiego.
Poniżej drukujemy kolejny zestaw otrzymanych tekstów.
[REDAKCJA]
STANISŁAW OLĘDZKI
Wyprzedzanie awansu
W dyspucie o szansie kultury na prowincji i uwarunkowaniach kształtowania policentrycznego modelu kultury wskazywano, miedzy innymi, na Słupsk jako przykład
pozytywny (Bronisław Gołębiowski). Miasto to w świadomości wielu Polaków utożsamia się przede wszystkim z Festiwalami Pianistyki Polskiej, które od trzynastu lat zadomowiły się nie tylko nad Słupią, ale również w życiu muzycznym kraju. Wbrew początkowym obawom, że powstaje jeszcze jeden festiwal na wskroś prowincjonalny, bo
przecież tylko powiatowy, zrodził się fakt kulturowy potrzebny nie tylko Słupskowi, ale
i Polsce, nie tylko słuchaczom, ale i artystom muzykom; fakt nie będący jedynie okazją
do odfajkowania spektakularnej imprezy, lecz także inspirujący słupszczan do twórczych działań w sferze kultury, a nawet więcej — integrujący ich we wspólnym działaniu i rozumieniu potrzeby aksjologicznej aktywności.
Czym zatem jest Festiwal Pianistyki Polskiej? Po odpowiedź na to pytanie pojechałem do Słupska, miasta na tyle dużego, by sprostać trudom ogólnopolskiej imprezy, i na
tyle kameralnego zarazem, by impreza taka je nasyciła, wywołując niepowtarzalny klimat
powszechnego zainteresowania, a nawet zafascynowania.
Słupsk był przeniknięty Festiwalem; pierwsze wrażenie okazało się piorunujące: nasycenie środkami propagandy wizualnej ulic, skwerów, a przede wszystkim wystaw sklepowych, przekonywać musiało wszystkich, iż to wydarzenie muzyczne jest dla miasta
sprawą najwyższej wagi. Wielkie było wiec moje zdumienie, gdy dowiedziałem się później, że ta propaganda nic organizatorów nie kosztuje, bo koszty biorą na siebie zakłady
pracy, a dekoratorzy wystaw sklepowych w konkursowej rywalizacji osiągają -wspaniałe
rezultaty. W jaki sposób zdołano pozyskać do partycypacji w, bądź co bądź, specjalistycznej, a na pewno nie masowej imprezie tak wielu wspólników — jest tajemnicą autorytetu Słupskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, głównego organizatora Festiwali, które zrzesza 220 członków indywidualnych i 19 zbiorowych; wśród nich nie brakuje przedstawicieli owych zaangażowanych w sprawy kultury zakładów i instytucji.
Ponownie zdumiałem się, kiedy dr Kazimierz Bogucki, dyrektor Muzeum
Pomorza Środkowego i dyrektor biura Zarządu Głównego Stowarzyszenia
Społeczno-Kulturalnego „Pobrzeże”, oraz Jerzy Bytnerowicz, wiceprezes STSK, robiący Festiwal od początku, naszkicowali działalność obu stowarzyszeń. Słupskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, obchodzące w tym roku piętnastolecie działalności, poza Festiwalami organizuje najważniejsze imprezy na terenie miasta, kieruje działalnością wielu Kół „Pobrzeża”
(Miłośników Regionu, Teatru, Muzyki, Plastyków, Ławnika i Kuratora, Miłośników Muzeum
i Zabytków) oraz prowadzi Studium Wiedzy o Regionie, a wszystko czyni społecznie. Należy
powtórzyć: Festiwale Pianisty ki Polskiej, organizowane przez stowarzyszenie nie dysponujące pracownikami etatowymi, przygotowane są znakomicie, poczynając od świetnych druków,
a kończąc na płytach gramofonowych.
Organizatorzy Festiwali Planistyki Polskiej dążą do kilku celów. Impreza ma być przeglądem młodych, utalentowanych artystów, ma obrazować aktualny stan młodej pianistyki polskiej. Przez fundację nagród (organizatorzy nazywają je „pomocą”) w postaci stypendiów
zagranicznych, nagrań płytowych, radiowych i telewizyjnych, a także propozycji występów
na estradach filharmonicznych. Festiwal ma ułatwić młodym muzykom start do artystycznej
kariery. Nie powołuje się tu profesorskiego jury, a wyróżnionych wyłania zespół opiniujący,
ukonstytuowany z kierownika artystycznego Festiwalu, zaproszonych pedagogów wyższych
szkół muzycznych, muzykologów i krytyków muzycznych, przedstawicieli Departamentu
Teatru, Muzyki i Estrady Ministerstwa Kultury i Sztuki, Polskiego Radia i Telewizji, Polskich
Nagrań, Pagartu oraz Towarzystwa im. Fryderyka Chopina. Taki skład zespołu opiniującego
ma zapewnić najbardziej obiektywny i wszechstronny osąd, nie dopuszczając do pomyłek,
jakie zdarzają się na konkursach sensu stricto.
Owa „Estrada Młodych” nie wyczerpuje programu Festiwalu. Drugi, równoległy nurt, adresowany już w pełni do szerokiej publiczności (koncerty w dużej sali Teatru Muzycznego,
podczas gdy koncerty młodych odbywają się w kameralnej Sali Rycerskiej Zamku Książąt
Pomorskich), obejmuje występy pianistów dojrzałych, wybitnych i tych najsławniejszych oraz
klawesynistów, jako że już w roku 1968 wzbogacono programy koncertów o literaturę klawesynową oraz kameralną, z udziałem klawesynu bądź fortepianu. Podczas trzynastu dotychczasowych festiwali wystąpiło w Słupsku 130 pianistów, 11 duetów fortepianowych, 24 klawesynistki i 2 klawesynistów, co specjalnie podkreślam ze względu na sfeminizowanie tej
specjalności wykonawczej. Oprócz młodych debiutantów (ale i tutaj zdarzały się arcydebiuty
Krystiana Zimermana i Piotra Palecznego przed ich sukcesami w Konkursach Chopinowskich) przez słupskie estrady przewinęła się cała czołówka artystów polskich i polskiego pochodzenia.
Wiąże się z tym drugim nurtem następna, poznawcza funkcja Festiwalu — konfrontacja
indywidualnych stylów interpretacyjnych i „stworzenie artystycznej platformy wzajemnych
obserwacji i porównań” (cytat z regulaminu). Oprócz wykonawców przez cały czas trwania
Festiwalu przebywają w Słupsku, w charakterze obserwatorów, studenci wyższych uczelni
muzycznych. Młodzi pianiści mogą dzień po dniu doświadczać nie tylko mistrzowskiej gry
starszych kolegów, ale także podziwiać niezwykle ambitne programy ich występów. Na wieczorze inauguracyjnym Halina Czerny-Stefańska wykonała trzy koncerty z towarzyszeniem
orkiestry (Mozart, Mendelssohn i Chopin); Jerzy Godziszewski na swym pierwszym recitalu
zagrał wszystkie Etiudy Debussy'ego i wszystkie Preludia Chopina, a na drugim, w zastępstwie nieobecnej Urszuli Mitręgi, Wariacje b-moll, Mazurki i Maski Szymanowskiego oraz
drugi zeszyt Preludiów Debussy'ego. Na jednym z poprzednich Festiwali Regina Smendzianka wykonała podczas wieczoru Koncert f-moll Chopina, IV Symfonię koncertującą Szymanowskiego oraz Toccatę i fugę w formie wariacji Malawskiego, a Tadeusz Żmudziński,
także na jednym koncercie, Capriccio Strawińskiego, Noce w ogrodach Hiszpanii de Falli i II
Koncert Rachmaninowa.
W tym roku Festiwalowi towarzyszyła trzydniowa sesja naukowa o charakterze międzynarodowym, poświęcona problematyce, pedagogicznej, odtwórczej i teoretycznej, związanej z
muzyką fortepianową, gdzie szczególny akcent położono na syntezy twórczości fortepianowej
kompozytorów polskich i europejskich. Sesja ta była przykładem doskonałej roboty organizacyjnej; jej uczestnicy otrzymali do rąk dwa tomy drukowanych referatów wraz z ich streszczeniami w języku angielskim. Sesja wiązała się integralnie z samym Festiwalem — i tematyką, i formą, bowiem z twórczej koegzystencji nauki i sztuki zrodził się pomysł połączenia
referatu o 24 Preludiach Krzysztofa Meyera z prawykonaniem ich przez samego kompozytora.
O wysokiej randze Festiwalu Planistyki Polskiej, określanego wręcz jako „jedna z najcenniejszych tego rodzaju imprez w Polsce” (Jerzy Waldorff), świadczą ponadto wydane już płyty z nagraniami młodych pianistów i klawesynistów, którym zespół opiniujący zdecydował
się pomóc w artystycznym starcie. Płyty te to — obok publikacji sesji naukowej — konkretny
dowód wkładu Słupska, jako ośrodka prowincjonalnego, do kultury ogólnonarodowej. Festiwal skupia zainteresowanie centralnych ośrodków opiniotwórczych; od początku jego istnienia pilotuje go Jerzy Waldorff, nazywając siebie — słusznie — ojcem chrzestnym tej imprezy, a towarzyszą mu stale tak znani krytycy, jak Józef Kański, Marian Wallek-Walewski i
Zbigniew Pawlicki, założyciel i dyrektor Krajowego Biura Koncertowego.
Jadąc do Słupska postanowiłem znaleźć odpowiedź nie tylko na postawione przez „Kon-
trasty" pytanie, ale spróbować rozwiązać zagadkę fenomenu słupskiego. Kiedy Słupsk organizował pierwszy Festiwal, był przecież zaledwie miastem powiatowym, a status wojewódzki
miał otrzymać dopiero za osiem lat. Gdyby nawet nie doszło tu do organizacji tych festiwali,
to i tak Słupsk nie pozostałby takim zwykłym, przeciętnym miejscem w Polsce powiatowej:
nie pozwoliliby na to ludzie. I to jest w zasadzie całe rozwiązanie zagadki; są tam ludzie po
prostu mądrzy, którzy rozumieją, iż struktura administracyjna nie przesądza całkowicie o roli
i znaczeniu danego ośrodka, gdyż o znaczeniu decydują właśnie ludzie. Rozumiano tam także
bardzo dobrze rolę kultury w procesie integracji społeczeństwa, który w Słupsku, podobnie
jak w innych miastach Ziem Odzyskanych, nie był łatwy. Tutaj już w roku 1945 wprowadzano w życie tezę o jedności ekonomiki, polityki i kultury. Wraz z porządkowaniem i odbudowywaniem miasta myślano o jego kulturze.
Już 22 lipca 1945 r. powstał w Słupsku Teatr Polski (przekształcony później w Bałtycki
Teatr Dramatyczny), z trzynastoosobowym zespołem aktorskim, kierowanym przez reżysera
Tadeusza Żuchniewskiego. Z początkiem września owego roku powołano Miejską Radę Kultury, stanowiącą rodzaj samorządu kulturalnego; zajęła się ona m.in. sprawami teatru, występując nawet do Ministerstwa Kultury i Sztuki o przeniesienie do Słupska szkoły aktorskiej. Z
inicjatywy Miejskiej Rady Kultury utworzono Komisję Badań Słowińskich, którą wcielono w
1946 r. do założonego uprzednio Polskiego Towarzystwa Naukowego. W roku 1948 otworzyło swe podwoje Muzeum Miejskie, w 1953 r. powstał Oddział Polskiego Towarzystwa Historycznego i Powiatowy Dom Kultury. Już w latach 1959—60 działała w Słupsku grupa literacka „Meduza” o zasięgu wojewódzkim, która wprawdzie sie rozpadła, ale jej założyciele
piszą nadal (Aluchna-Emelianow, Jureń. Kiwka). Od 1956 r. osiadł na stałe w Słupsku Teatr
Lalki „Tęcza”, a w roku 1964 Bałtycki Teatr Dramatyczny otrzymał nową siedzibę z salą na
380 miejsc. Miasto dosłownie z każdym rokiem wzbogaca się o nowe obiekty, rozwijają się
formy działalności społeczno-kulturalnej, rośnie środowisko twórcze i naukowe. W 1962 r.
otwarto nowoczesne kino „Milenium” z panoramicznym ekranem i widownią na 800 miejsc,
w roku następnym — Średnią Szkołę Muzyczną, dwa lata później — Klub Międzynarodowej
Prasy i Książki oraz Muzeum Okręgowe w odbudowanym Zamku Książąt Pomorskich (obecnie Muzeum Pomorza Środkowego). W bogatym kulturalnie roku 1964 powstało też Słupskie
Towarzystwo Społeczno--Kulturalne. Trzy lata później zjechali do Słupska uczestnicy I Festiwalu Planistyki Polskiej,
Słupsk nie oglądał się na swą powiatowość, a organizacja Festiwalu była kolejnym etapem
rozwoju kulturalnego miasta; ściślej — rezultatem konsekwentnie prowadzonej polityki kulturalnej, zharmonizowanej z 'potrzebami i inicjatywami społecznymi. Moi rozmówcy ze
Słupska zgodnie przyznali, iż władze nie zlekceważyły żadnej propozycji kulturalnej wychodzącej od społeczeństwa. To stwierdzenie, poparte rzeczywistością dnia dzisiejszego Słupska,
jest empirycznym dowodem słuszności myśli wyłożonych we wrześniowym numerze „Kontrastów”. Jerzy Chłopecki: „Szansa [...] awansu jest wówczas, gdy ambicje — owszem także
te prestiżowe — administracji sprzęgają się ze świadomą celów i wartości ideowych inicjatywą społeczną [...] sprzężenie autentycznej społecznej inicjatywy z dobrą wolą, aktywnością i
ambicją władz lokalnych”. Bronisław Gołębiowski: „Przede wszystkim niezbędna jest nowa
świadomość centrum dyspozycyjnego, wojewódzkich ośrodków dyspozycji politycznej i środowisk twórczych dużej wagi kulturotwórczej każdej cennej inicjatywy i każdego oryginalnego
dokonania w poszczególnych regionach jako przejawu o znaczeniu ogólnokrajowym”. Jan
Szczepański: (jedna z zasad polityki kulturalnej) „zasada podtrzymywania każdego osiągniętego wyniku i wyeliminowania z polityki kulturalnej radykalnych zmian prowadzących do pomniejszania czy też redukowania możliwości pracy dla ośrodków mających już poważne osiągnięcia”.
Efektowną egzemplifikacją zacytowanych zasad jest geneza Festiwali Pianistyki Polskiej.
Jego pomysłodawca i inicjator oraz (do dzisiaj) kierownik artystyczny, Andrzej Cwojdziński,
wyznał, iż plan organizacji Festiwalu miał już opracowany w 1962 r., kiedy był jeszcze dyrektorem orkiestry symfonicznej w Lublinie. Lokalizację Festiwalu przewidywał w Nałęczowie,
ale nic z tego nie wyszło z powodu niechęci lokalnych władz. Kiedy objął dyrekcję Koszalińskiej Orkiestry Symfonicznej, zaproponował zorganizowanie Festiwalu w Koszalinie. I znowu musiał się rozczarować. Kolejną ofertę skierował do Przewodniczącego Miejskiej Rady
Narodowej w Słupsku, Jana Stępnia. Rozmowa była krótka i konkretna, bo jak twierdzi dr Jan
Stępień, dzisiaj Wojewoda Słupski, Andrzej Cwojdziński nie musiał go przekonywać, a on nie
musiał się przełamywać. Nie myślano też zrazu o ogólnopolskim charakterze imprezy. Wojewoda mówi wprost: „Głównie chodziło nam o to, aby impreza spełniła jeden cel: dała społeczeństwu miasta głębokie artystyczne przeżycie, żeby stała się platformą ściślejszego kontaktu rzeszy działaczy kulturalnych”. Sukces krajowy przyszedł później i był wypadkową sprzężenia inicjatywy społecznej z dobrą wolą, aktywnością i ambicją władz Słupska. Jan Stępień,
jak czytamy w kronice I Festiwalu, osobiście pozyskał protektorat nad imprezą Ministra Kultury i Sztuki, Lucjana Motyki, osobiście też do dzisiaj przewodniczy Komitetowi Organizacyjnemu Festiwalu. Sukces był też oczywiście rezultatem „trafionej w dziesiątkę” koncepcji,
wynikającej z orientacji Andrzeja Cwojdzińskiego we wszystkich złożonościach i potrzebach
krajowego życia muzycznego.
Nie byłoby jednak sukcesu, gdyby pomysł wykiełkował na mniej urodzajnej glebie. O tej
urodzajności pozytywnie zaświadczają i losy Festiwalu, i kształt dzisiejszej kultury Słupska
wojewódzkiego. Słupsk winien być sławiony nie tylko za Festiwal, lecz także za znaną już
szeroko gastronomię, czystość i urodę miasta, harmonizującą z zabytkową i nową architekturą. W kulturze dzieje się tu wiele ciekawego i godnego uwagi. Przede wszystkim uderza prężność ruchu społeczno-kulturalnego i społeczno-naukowego. Działacze towarzystw sfederowanych od 1976 r. w Stowarzyszeniu Społeczno-Kulturalnym „Pobrzeże” wciąż wprowadzają oryginalne wartości do życia kulturalnego. Taką zdobyczą słupszczan jest Klub Myśli
Politycznej, prowadzący stałą działalność odczytową, w której wzięli udział m.in. prof. Włodzimierz Kowalski, doc. dr hab. Longin Pastusiak, dziennikarze: Edmund Męclewski, Bartosz
Janiszewski, Karol Szyndzielorz. W ciągu trzech lat zorganizowano ponad 300 spotkań przekształcających się w żywe dysputy. W roku 1977 Słupsk był gospodarzem krajowych obchodów Święta Książki, Prasy Młodzieżowej i Sportowej (217 różnego rodzaju imprez o charakterze oświatowym, kulturalnym i rozrywkowym na terenie całego województwa), a w 1978 r.
„Pobrzeże” wzięło na siebie główny trud organizacji Centralnych Dni Morza oraz Dni Przyjaźni i Braterstwa, które, w ocenie centralnego ośrodka dyspozycyjnego, były „przykładem
organizacji imprez masowych o dużym ładunku ideowo-wychowawczym, wysokim poziomie
artystycznym, wyzwalającym społeczną aktywność”. Co ważniejsze, imprezy te stały się okazją do zaprezentowania „dorobku i ambitnych zamierzeń regionu oraz do ukazania jego
wkładu w rozwój socjalistycznej ojczyzny”.
W zasadzie w każdej dziedzinie kultury ten młody ośrodek wojewódzki ma do zaproponowania wartości o wymiarach przekraczających granice administracyjne. W dziedzinie muzyki, poza Festiwalami, działa tu Teatr Muzyczny, którego orkiestra, chociaż bardzo młoda,
reprezentuje już niezły poziom. Równie młody jej szef, Grzegorz Nowak, stosuje ponoć oryginalną zasadę pracy: nie ma w jego zespole koncertmistrzów; każdy kolejno pełni tę funkcję,
wszyscy więc muszą grać równie dobrze. Stałe koncerty kameralne organizuje też Klub
MPiK, współpracujący z Krajowym Biurem Koncertowym; jeszcze nie umilkły fortepiany i
klawesyny, a już afisze zapowiadały recital skrzypcowy Michała Grabarczyka.
Nagrodami na ogólnopolskich festiwalach i konkursach mogą wylegitymować się słupscy
amatorzy — piosenkarze i zespoły.
W dziedzinie plastyki wspomnieć wypada o międzynarodowych eksperymentalnych plenerach pod nazwą „Zapis Graficzny w Skórze”, odbywających się od 1977 r. w Krzyni, a także o plenerach młodych w Miastku (charakter interdyscyplinarny), plenerze „Laboratorium
Przestrzeni” w Ustce i plenerze ceramicznym w Lęborku. Godzi się także przypomnieć, iż
Słupsk, jako pierwsze miasto w Polsce, ufundował sobie etat miejskiego plastyka. Proces estetyzacji miast jest tutaj przedmiotem starań i środowiska plastycznego, i władz, dostrzegających walor wychowawczy tych działań. Z takich to starań zrodziły się słupskie pomniki: Szymanowskiego, Chopina, Kilińskiego. Również Ludwika Zamenhofa uczczono tu
nie mniej godnie niż w jego rodzinnym mieście.
Żywa jest także w Słupsku działalność wydawnicza; zaowocowała ona plonem dziesięciu
pozycji książkowych miejscowych autorów, a dalszych trzynaście oczekuje swych edycji. Od
dawna ukazują się tutaj kolejne tomy Biblioteki Słupskiej, wydawane przez Słupski Oddział
Polskiego Towarzystwa Historycznego, a wkrótce pojawi się pierwszy numer „Rocznika
Słupskiego”, prezentujący dorobek miejscowego środowiska naukowego. Ostatnim osiągnięciem jest świetny edytorsko „Wojewódzki Informator Kulturalny »Pobrzeże«”. Dr Kazimierz
Bogucki zdradził mi również bliskie realizacji plany utworzenia własnego tygodnika społeczno-kulturalnego oraz przymiarki do powołania własnej oficyny wydawniczej.
Spośród wielu innych przejawów fenomenu słupskiego szczególną uwagę zwraca ruch
naukowy; działa tutaj aż 21 towarzystw społeczno-naukowych różnych dyscyplin, wspieranych przeważnie na potencjale kadrowym Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Stowarzyszenie
„Pobrzeże” zostało włączone do programu rządowego PR-5 z tematem „Społeczny system
osiedla mieszkaniowego”, którego koordynatorem jest Polska Akademia Nauk. Nie zaskakuje
mnie więc realizowana już idea stworzenia w Słupsku regionalnego ośrodka badań i informacji naukowej, który — z jednej strony — będzie koordynował badania prowadzone przez obce instytuty i uczelnie, z drugiej zaś — będzie organizował własne badania z udziałem słupskich naukowców. Rozwój słupskiej nauki i kultury potwierdza kolejną tezę, tym razem prof.
Jerzego Topolskiego, o wzajemnej zależności natężenia życia naukowego i poziomu kultury
artystycznej.
Na zakończenie wrócę do początku; do Słupska trafiłem w wolną sobotę. Tutaj nazywają
je „Słupskimi Sobotami”. Ich założenia programowo-organizacyjne opracował w 1976 r. Komitet Wojewódzki PZPR w Słupsku. Zasadą jest wspólna zabawa, będąca ofertą kulturalnego
spędzania wolnych od pracy dni. „Słupska Sobota” 8 września, realizowana wspólnie z ogólnopolskim tygodnikiem makroregionu północnego „Czas”, oferowała wiele imprez kulturalnych, handlowych i sportowych, poczynając od jarmarku kaszubskiego, turnieju globtroterów,
wystaw fotograficznych (świetny pomysł ekspozycji fotogramów w oknach wystawowych
sklepów), przez degustacje konkursowych potraw regionalnych, aż po mecz piłki nożnej kobiet i regaty żeglarskie. Zainteresowanych odsyłam do szczegółowego programu i relacji
opublikowanych w numerach 36. i 39. „Czasu”. Wieczorem zaś nastąpiła kulminacja „Słupskiej Soboty” – inauguracja XIII Festiwalu Pianistyki Polskiej, Festiwalu, w którym jak w
zwierciadle odbija się rosnąca wciąż mądrość, rzetelność, ambicje, a zatem i sukces tego miasta.
Stanisław Olędzki