Gdy się przebudził dalej czuł się fatalnie. Kilkudniowa przeprawa

Transkrypt

Gdy się przebudził dalej czuł się fatalnie. Kilkudniowa przeprawa
Gdy się przebudził dalej czuł się fatalnie. Kilkudniowa przeprawa przez gościniec w dodatku w złej
pogodzie i z jego podejściem nieźle go dobiły.
Nie wstając z łóżka rozejrzał się po swoim pokoju. Nic specjalnego. Krzesło, mały drewniany stolik i
okno. Gdy w nie spojrzał zorientował się, że jest noc. Światło księżyca przez nie co prawda nie
wpadało, ale mógł zobaczyć niektóre gwiazdy.
-Zaraza - pomyślał - musiałem przespać cały dzień
Rozważał czy wstać, ale stwierdził, że i tak nie będzie miał teraz nic do roboty i w następnej chwili
znów osunął się w swój czujny sen.
Rano zszedł do głównej izby. Było tu pusto za wyjątkiem karczmarza. Człowiek, dość wysoki i szeroki
w barkach mógłby prawie uchodzić za kowala. Gdy spojrzało się w jego brodatą twarz można było
zobaczyć zarówno szczerość i życzliwość dla gości jak i gniew i zdecydowanie, gdy doszło do
karczemnych bijatyk. Verrg podszedł do niego.
-Poproszę piwa - oznajmił i rozejrzał się - czemu masz tak mało gości Bruno? - dodał
Bruno zniknął na chwilę za by zaraz wyjść zza lady. Z nietęgą miną postawił przed Verrgiem dzban
piwa i gliniany kubek.
- Po twojej akcji z tą bandą ludzie przestali przychodzić - oznajmił Bruno, zabierając się za krojenie
chleba - jesteś głodny? Przespałeś cały dzień i noc, myślałem, że wymknąłeś się, ale nie znalazłem
powodu, zapłaciłeś za pokój.
- Wiesz, że nie muszę jeść tak często, ale nie pogardzę czymś ciepłym. - powiedział Verrg wychylając
kubek do końca i nalewając z dzbanka kolejny- swoją drogą co to była za banda? Wyglądali
zwyczajnie.
- Przespałeś cały dzień i całą noc, ale nie przespałeś chyba ostatnich trzech miesięcy? - powiedział
karczmarz z niedowierzaniem
-Bardzo śmieszne - odburknął lekko znudzony Łowca -powiedzmy, że przespałem. Więc o co chodzi z
tą bandą?
-Ostatnio wśród dzieciaków jest moda na rozbójnictwo - oznajmił z niesmakiem Bruno - Tfu. Mleko
pod nosem jeszcze, a grabieży się zachciewa. Ukradną coś, albo zawisną na pierwszej lepszej gałęzi.
Jak ukradną to spieniężą i latają po karczmach, gdzie się zapiją i można ich zgarnąć jeszcze w tą samą
noc. Wszystkie chcą być jak Bękarty, ostatnio najpaskudniejsza banda na tych terenach. Na pewno o
nich słyszałeś.
- O tak - odparł Verrg - miałem z nimi raz do czynienia. Gdy zaczepili mnie na gościńcu, było ich
ośmiu. Dziwnym fartem odjechało siedmiu. Bardzo szybko.
- To byłeś ty? - zdziwił się karczmarz - gdy znaleźli martwego Bękarta to powiedzieli, że dorwał go
smok - wzdrygnął się i jakby zbladł - aż się wierzyć nie chce.
-Mieli szczęście, że ich nie goniłem. Byłem tak zły, że nie miałem ochoty za nimi biec. Paradoks. mruknął - to jak będzie z tym jedzeniem? - rzekł już głośniej
- A tak, wybacz - Bruno otrząsnął się po czym zniknął za małymi drzwiczkami za nim - Mam polewkę,
jeszcze gorąca, dopiero przyrządzona, a jeśli chcesz mięso, będziesz musiał poczekać.
- Daj mi tej polewki, nie chcę się opychać, mam wizytę ze zleceniodawcą - oznajmił Verrg zerkając do
dzbanka - i przynieś więcej piwa jeśli łaska.
- Ooo - zainteresował się Bruno , niosąc polewkę - a cóż to za zleceniodawca? Ostatnio nie było tu
żadnych problemów ze smokami.
- Jesteś pewien? - zapytał Draas - Zaraza, ale gorąca! - Verrg zaklął.
- Uważaj. A co do smoków to jak już mówiłem nie ma tu nic oprócz... - urwał - Chyba... chyba ty nie
chcesz... - zaczął się jąkać Bruno. Rzadko kiedy można go było zobaczyć wystraszonego.
- Tak, zamierzam zapolować na Blaviena - odparł spokojnie Verrg siorbiąc ostrożnie polewkę - o ile
książę zapłaci odpowiednio dużo. Co prawda w ogłoszeniu nie było nic wspomniane, że to on. Ba
wtedy i tak nikt by nie przybył, ale ja już wiem wszystko.
- Nie wiem co powiedzieć. Zadziwiasz mnie. - odparł karczmarz - raz się spotkaliście i ledwo uszedłeś z
życiem. Poza tym ostatnio nam się nie naprzykrzał.
- Wam może nie, ale mi... -urwał Verrg wpatrując się w naczynie z jedzeniem wyraźnie zamyślony muszę już iść - wstał nagle - wrócę wieczorem klucz zostawiam u ciebie Bruno
-Do zobaczenia - odparł karczmarz. Wyglądało jakby chciał powiedzieć cos jeszcze, ale zaczął wycierać
dzbanki i kubki.
Verrg wyszedł na ulicę. Nadchodziło południe i robiło się przyjemnie ciepło. Jego ubranie wyschło do
końca, a nastrój nieznacznie poprawił się. Od razu udał się do głównego pałacu, by zobaczyć się z
księciem.
Gdy przechodził przez plac targowy poczuł się jak w ulu. Nie lubił takich miejsc. Gwar i hałas nie
pozwalały mu się nigdy w pełni skoncentrować. Za moment poczuł przyjemny zapach aromatycznych
potraw, które aż prosiły, żeby ich skosztować, mniej przyjemny zapach końskiego łajna i całą inną
gamę woni. Tu i ówdzie z pomiędzy tłumu i krzyków handlarzy usłyszeć dało się kłótnie chłopów czy
ujadanie psów.
Postanowił nie zatrzymywać się, ale tłok zaczął się nasilać i dopiero po kilkunastu minutach wydostał
się z masy ludzi. Zanim odszedł odwrócił się i splunął z rozdrażnienia. Jakaś starowinka go zobaczyła,
popatrzyła z niedowierzaniem i zaczęła mruczeć pod nosem jacy to niektórzy dziwni, po czym zaczęła
rozmowę z samą sobą, ale Verrg jej już nie słyszał.
Po chwili przechodził przez bogatsze ulice, pełne domów szlachty lub zamożniejszych mieszczan, a
czasem nieludzi. Miasto Iorvar cieszyło się tolerancją. Krasnoludy i elfy mogły czuć się tu swobodnie,
ale tych drugich rzadko widywano poza puszczą. Elfy jako jedyne żyły w pokoju ze smokami. Owszem
czasem jakiś elf-buntownik lub szalony smok atakował sojusznika, ale obie rasy dążyły do wzajemnej
harmonii . Krasnoludy zaś podobnie jak ludzie tępiły łuskowate gady, choć u tych pierwszych widać
było większą agresję. Obie strony miały jednak ku temu swoje powody.
Gdy zapukał do bram pałacu otworzył mu sam książę, co zdziwiło Verrga. Oczywiście władca przybył
w towarzystwie straży. Czterech rycerzy uzbrojonych po zęby ustawiło się po obu bokach władcy,
patrząc podejrzliwie na Łowcę. Dwóch miało u pasów miecze jednoręczne, a w rękach trójkątne
tarcze z herbem, na którym widniał smok, trzymający w łapach koronę. Pozostałych dwóch miało
załadowane kusze, które były wystarczająco duże, by ich bełty przedziurawiły na wylot człowieka w
zbroi stojącego kilkadziesiąt metrów dalej.
Pan zamku pokłonił się przed Łowcą, co zdziwiło go jeszcze bardziej, ale nie dał po sobie tego poznać.
-Witaj Verrgu - odezwał się mocnym głosem książę. Mężczyzna w średnim wieku, na pierwszy rzut
oka około trzydziestki, był niższy od Verrga niemal o głowę i był dobrze zbudowany, w
przeciwieństwie do innych władców, którzy lubili podjeść, obrastając w tłuszcz. - nazywam się Heiris.
Nie wiem czy pamiętasz, ale dane nam było już kiedyś rozmawiać.
Verrg podziękował mu w duchu, że jego rozmówca się przedstawił. Owszem, pamiętał, że kiedyś się
spotkali, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć imienia pana zamku.
Pokłonił się w odpowiedzi i rzekł - Witaj księciu Heirisie. Jakże mógłbym zapomnieć naszą tamtejszą
rozmowę i ucztę, na którą...
-Wystarczy tych grzeczności - Heiris machnął ręką na straż - chodź Łowco, musimy omówić nasze
zlecenie, a nie będziemy rozmawiać przy zamkowych drzwiach.
- Świetnie - pomyślał Draas - bez zbędnego gadania i do rzeczy.
Po przekroczeniu wrót i pozostawieniu straży odprowadzającej ich wzrokiem. We dwójkę udali się do
sali samego księcia, mijając po drodze pełne malowideł ściany, na które Verrg nie zwracał uwagi.
Przepiękne obrazy przedstawiające krajobrazy, portrety oraz przeróżne akty nie robiły wrażenia na
Łowcy. Nie przepadał za taką sztuką. W ogóle za nią nie przepadał.
Gdy znaleźli się w bogato urządzonej komnacie, książę podał Verrgowi kielich z winem, po czym
zasiadł na zdobionym krześle, zachęcając Łowcę do tego samego. Gdy już usiedli Draas zamyślił się,
po czym rzekł.
-Domyślam się, że Blavien wam podpadł panie - spojrzał na Heirisa - trafiłem?
Książę jeśli był zaskoczony to nie dał tego po sobie poznać.
- Masz rację, ale nie do końca - odparł pociągając z pucharu -Chodzi o Blaviena, ale nie atakował nas.
Przeczuwam jednak, że za długo się czai spokojnie. Coś jest nie tak, dlatego dodałem w ogłoszeniu, że
sprawa jest pilna - zamyślił się, pociągnął kolejny łyk z pucharu po czym wznowił - Wiem jednak o
twoim wcześniejszym starciu z Blavienem. Czy na pewno chcesz się tego podjąć?
-Z całym szacunkiem - odparł Łowca spokojnie, choć wewnątrz kipiał gniewem - jestem tego pewien i
po to tu przyszedłem.
-Rozumiem. Czy mógłbym znać powód, dla którego przybyłeś? - spytał Heiris
-Nie. - rzucił Draas prawdopodobnie zbyt ostro, bo książę zrobił dziwną minę - wybacz, ale moje
pobudki muszę zostawić dla siebie, panie.
-Rozumiem -westchnął - w takim razie nie chcę cię zatrzymywać Łowco, więc przejdźmy do zapłaty.
Dostaniesz to, czego potrzebujesz za zabicie smoka. Oczywiście w granicach rozsądku. Jakieś
pytania?
Verrg się tego spodziewał i kolejny raz podziękował w duchu za konkretność Heirisa.
-Wszystko jest w pełni jasne, panie - odparł Verrg i podniósł się z krzesła - czy mogę odejść?
-Oczywiście - rzucił Heiris - i powodzenia Łowco. - dopił zawartość pucharu, po czym także wstał Powodzenia - dodał
Bez słowa opuścił komnatę i wyszedł z zamku, po czym udał się prosto do karczmy. Musiał
przygotować się mentalnie i obmyślić odpowiedni plan.
Wreszcie dostał szansę i będzie mógł się zemścić i zabić jego odwiecznego wroga.

Podobne dokumenty