plik PDF
Transkrypt
plik PDF
Rudolf Łoś Dydaktyka i ortopedia Reforma oświaty może być przyczyną wielu groźnych chorób. W pewnej książce metodycznej przeczytałem, jakie ustawienie stolików w klasie jest dobre, a jakie złe. Oczywiście najgorzej, gdy ustawione są w rzędach, a najlepiej, gdy zestawimy po dwa stoliki, a uczniowie siedzą naokoło. To nic nowego. Podobne były zalecenia reformatorów z czasów dziesięciolatki. Chyba nie skonsultowali się z ortopedą, a szkoda. Ciekawe, jaki procent spośród tysięcy osób cierpiących na skrzywienie kręgosłupa zawdzięcza swoją chorobę właśnie takiemu ustawieniu ławek. Czy ktoś sobie wyobrażał, że praca w grupach zajmuje – albo powinna zajmować – całą godzinę na każdej lekcji? Przez pewien czas trzeba patrzeć na nauczyciela albo kolegę, mówiącego coś przy tablicy (choćby prezentującego wyniki pracy swojej grupy!). A znacznie zdrowiej jest patrzeć, siedząc przodem do tablicy, niż odwracać się z krzesła ustawionego bokiem czy wręcz tyłem. Ja też prowadziłem lekcje – a częściej ich fragmenty – metodą pracy w grupach. Jakoś zupełnie wystarczało, że w odpowiednim momencie uczniowie z co drugiej ławki odwracali się do sąsiadów z tyłu. Kiedy było trzeba, mogli się z powrotem odwrócić. Jak mówić dużo i nic nie powiedzieć Warto zastanawiać się nad pracą w grupach: kiedy i jak ją stosować, przy jakich tematach i w jaki sposób. 2 REFORMA To dość trudne zagadnienia. Żeby doradzać, jak prowadzić takie lekcje, trzeba mieć dużo pomysłów i duże doświadczenie. Tymczasem można się spotkać z publikacjami czy szkoleniami o pracy w grupach w ogóle: niezależnie od przedmiotu i poziomu nauczania. Co można powiedzieć na takim poziomie ogólności? Jak ustawić stoliki albo jak podzielić klasę na grupy (można rozdać cukierki różnych kolorów czy kawałki pocztówek), albo żeby uczniowie na końcu lekcji wyrażali swoje opinie (za pomocą kolorowych papierków albo kuleczek, albo czegoś jeszcze innego). Można się też zastanawiać, ile osób powinna liczyć grupa (tak, jakby nie zależało to od klasy ani od tematu). Jest to najłatwiejszy sposób, żeby pominąć to, co najważniejsze: treść takich lekcji. Podobnie z ocenianiem Jak ocenić ucznia, który wiedział, jak rozwiązać zadanie, ale pomylił się w obliczeniach? Darować mu ten błąd? A jeśli z obliczeń wyszło mu „3 2/5 ucznia” a on się nie zorientował, że to błąd? A uczeń, który poprawnie rozwiązał równanie, ale źle je ułożył (niezgodnie z treścią zadania)? Czy wymagać od ucznia, żeby umiał sformułować twierdzenie Pitagorasa, jeśli umie je zastosować? A jak ocenić takiego, który nauczył się treści na pamięć, ale jej nie rozumie? To są prawdziwe problemy. Ale można też tworzyć problemy pozorne. Każdy nauczyciel z niewielkim nawet doświadczeniem i choćby odrobiną zdrowego rozsądku wie, że na klasówce powinny się pojawić zadania prostsze i trudniejsze. Niewtajemniczeni powiedzą „zadanie na dwójkę, na trójkę, ... na szóstkę”. Natomiast wtajemniczeni wiedzą, że lepiej powiedzieć „zadanie na poziomie K, P, ..., W”. Znaczy to dokładnie to samo, ale brzmi znacznie bardziej naukowo. Podobnie zadanie testowe można nazwać „zadaniem WW”, a zadanie na uzupełnianie „zadaniem L”. Brzmi to prawie równie tajemniczo, jak „J–23”. Tyle że taka wiedza ani trochę nie pomaga w ułożeniu i ocenieniu dobrego sprawdzianu z matematyki. Plan, nie konspekt! Już po moim artykule o konspektach czytałem w pewnym piśmie oświatowym rozważania nad wyższością „planów dydaktycznych” nad konspektami lekcji. Z tekstu okazało się oczywiście, że taki „plan” to też konspekt, tyle że nieco inaczej sformułowany. Na przykład „cele ogólne” nazywały się tam „kierunkami działań pedagogicznych”. Nazwa o tyle lepsza, że o 210% dłuższa. Może wreszcie zaczniemy się zastanawiać, jak prowadzić lepsze lekcje, a nie jak formułować ich opis? Nie wlazł i nie kotek... Nie ma się jednak z czego śmiać, taki przerost formy nad treścią to bardzo poważne zagrożenie. Może się bowiem skończyć na tym, że nic się w szkole nie zmieni poza nazewnictwem, które stanie się bardziej „naukowe”. Bo, prawdę mówiąc, w taki skomplikowany sposób można sformułować nawet piosenkę Wlazł kotek na płotek i mruga. Tylko że treści jej od tego nie przybędzie. Nie wierzycie, że można? To posłuchajcie: Kot domowy (felis domesticus) dostał się na ogrodzenie sztachetowe proste, a następnie rozpoczął naprzemienne opuszczanie i podnoszenie powiek z częstotliwością około 2 Hz. Utwór niniejszy charakteryzuje się wysokimi walorami artystycznymi, a jego długość nie przekracza norm przyjętych dla danego gatunku literacko-muzycznego. Wspomnianą długość utworu ze względu na nieprzekraczanie wyżej wymienionych norm in plus ani in minus uznać należy za optymalną. Zwracamy się z uprzejmą prośbą do kota domowego (felis domesticus) o powtórne wykonanie niniejszego utworu. O przeroście formy nad treścią pisaliśmy już wielokrotnie, ale jest to zjawisko poważne i niestety bardzo powszechne, więc zdecydowaliśmy się opublikować również powyższy artykuł. (redakcja) REFORMA 3