reportaż

Transkrypt

reportaż
28 lipca 2007 roku – Klasyk Kłodzki Zieleniec
Przed maratonem
Zgodnie z wcześniejszymi założeniami przyjechaliśmy do Zieleńca w czwartek. Trasa z małymi perturbacjami,
najpierw policja zarządza objazd przed Kłodzkiem, później na podjeździe samochód się obraził, ale szczęśliwie
dobijamy do celu. Zieleniec tętniący życiem w sezonie zimowym, teraz nie ma nawet czynnego najmniejszego
sklepu spożywczego. W piątek oczywiście zwiedzanie okolicy: Polanica i Duszniki – Muzeum Papiernictwa,
Dworek Chopina i parki zdrojowe. A wieczorem tradycyjna odprawa przed maratonem. Tutaj od razu na
wstępie dwie niespodzianki: trasa, którą wybrałem zamiast 90 km liczy 105 km (według organizatorów był to
„chwyt marketingowy”), oraz na 5 km zerwany most (mały objazd drogami polnymi). Cała trasa to ok. 38 km
podjazdów, suma podjazdów to 1704 m.
Maraton
Start od godz. 8.oo w grupach 6 – osobowych co dwie minuty. Pogoda niezła, trochę chłodno, część
maratończyków wkłada plakaty pod koszulki. Bez słońca, bez deszczu, lekki wiatr – czyli warunki bardzo dobre.
Ja startuje o 9.oo., początek obiecujący bo trochę zjazdów - przez pierwsze 40 min. przejeżdżam 20 km
(szybciej się nie dało, bo łaty w asfalcie wylewali chyba artyści plastycy a nie drogowcy) przez następne 40 min.
tylko 8 km. (niezły podjazd na Przełęcz Pod Uboczem). Zjazd – pierwszy raz zamarzyłem o „artystycznych
łatach” w asfalcie. Tym razem asfalt w stylu szwajcarskiego sera: same dziury, niektóre zarośnięte trawą,
mleczem lub kwiatami. Na kilkukilometrowym zjeździe naliczyłem 7 kolarzy, którzy złapali „panę” oraz 1
interwencję pogotowia (bez połamanych kości, ale mocne potłuczenie). Kolejny podjazd na Przełęcz Spalona i
nagroda piękny asfalt przy zjeździe – osiągnąłem 63,78 km/h. Do Bystrzycy Kłodzkiej i dalej do Polanicy Zdrój
niezła droga po płaskim terenie. Kolejny podjazd to Bobrowniki, na asfalcie zachęca nas napis „Droga do Nieba
20%”. Wychodząc z założenia, że lepiej iść w tempie 5,5 km/h niż jechać 8km/h czterokrotnie zaliczyłem marsz
– ten sposób rozumowania przyjęło bardzo wielu. Po raz drugi za „pięknymi łatami” zatęskniłem podczas zjazdu
drogą leśną na Lasówkę. Tym razem nie wiem co to było asfalt, czy mieszanka asfaltu z betonem, cieniutką
warstwą polane na kamienie, trochę posypki szutrowej i co ok. 50 m drewniane koryta drewniane w poprzek
drogi do odprowadzenia wody deszczowej. Bez konsekwencji dla zdrowia i sprzętu można się było rozpędzić do
ok. 30 km/h. Na zakończenie piękna droga do mety tylko że znowu pod górę. Koniec maratonu widać komisję
sędziowską oczekujących członków rodzin a ja nie wiem z czego się bardziej cieszę z widoku żony czy z napisu
… meta.
Moja żona była świadkiem scenki:
podjeżdża kolejny kolarz, na którego czeka żona, która radośnie zwraca się do obecnych:
- Przyjechał mąż idę mu dać buzi
Na to inna z obecnych pań mówi:
- Niech mu pani weźmie wody
Oczywiście mąż przejeżdża linię mety i do nadchodzącej żony krzyczy
- Wody !!!!!!
Dla mnie super zwycięzcą Klasyka Kłodzkiego był Robert, który pętlę 105 km pokonał na wózku inwalidzkim.
Miałem przyjemność jechać z nim przez chwilę na 66 km trasy. Pokonywaliśmy wspólnie podjazd w tempie 18,5
km/h !!!!! Oczywiście na mecie witali go nie tylko rodzina i koledzy, wszyscy obecni nagrodzili go gromkimi
brawami.
Po maratonie
Sobotni wieczór tradycyjnie kolarze z rodzinami spędzili przy ognisku z kiełbaskami i piwku. Opowieściom nie
tylko związanym z kolarstwem nie było końca… Wracając ok.22.oo spytaliśmy komisję sędziowską ilu jeszcze
zawodników jest na trasie – okazało się , że dwóch, po chwili jeden z nich właśnie nadjechał. Był to zawodnik z
numerem 1 kategoria M6 (wiek ponad 60 lat) średnią pętlę 164 km pokonał w 14 godzin – gratulacje za siłę
woli i wytrwałość.
Podsumowanie maratonu, wręczenie pucharów, dyplomów, certyfikatów odbyło się tradycyjnie w niedzielę. Idąc
na spotkanie mieliśmy możliwość obserwować zawody w Bike Parku: karkołomne zjazdy i skoki nad szosą.
Obecni stwierdzili, że jednak pozostaną przy maratonach szosowych. Podsumowując maraton wszyscy
stwierdzili, że trasa przebiegała po wyjątkowo nieciekawej nawierzchni – organizatorom dziękowano za
organizację, życzono aby w kolejnych latach wyznaczali trasę niekoniecznie najgorszymi drogami w Kotlinie
Kłodzkiej. Znajomy Radka ze Szczecinka na dużej pętli aż trzykrotnie złapał gumę. Inny z zawodników z
rozwaloną oponą dotarł do mety pokonując ostatnie 8 kilometrów pieszo. Po zakończeniu imprezy wybraliśmy
się na 20 kilometrowy spacer szlakami górskimi do Czech żeby sprawdzić czy kotlet z sera i Staroprimen nie
straciły wspaniałego smaku…