W stronę Kaunos

Transkrypt

W stronę Kaunos
Ad Meskens / Wikipedia
n Bodrum – nad portem góruje XV-wieczny zamek św. Piotra, zbudowany przez joannitów, a w nim muzeum archeologii podwodnej
n Przy takich właśnie pomostach cumują goście nadbrzeżnych restauracji
pomysłem. Między wzgórzami tworzy się podłużna dolina, w której wiatr nabiera rozpędu.
Wiatromierz pokazuje ponad 20 w wiatru,
a chwilami znacznie więcej. Zamiast kąpieli
płyniemy więc dalej, zostało nam nieco ponad
dwie godziny żeglugi do jachtklubu Fanya
w miejscowości Çiftlik. Tu czeka nas prawdziwy odpoczynek, bo jachtklub, malowniczo
przyklejony do pionowych skał zatoki, jest
dobrze osłonięty i chętnie przyjmuje załogi
zawijających jachtów. Na miejscu są wszelkie
wygody, włącznie z basenem ze słodką wodą.
W dodatku nie ma żadnych opłat. Jemy tam
kolację, a ceny nie są specjalnie wygórowane.
Kiwamy z niedowierzaniem głowami – chorwaccy żeglarze by nam nie uwierzyli…
Kolacja trwa długo, jest już ciemna noc.
Sąsiedzi z łódki z rosyjską banderą proponują wspólny wieczór, dobiegająca z okolicy
muzyka pogłębia romantyczny nastrój, ale
my oddajemy cumy. Rosyjscy sąsiedzi przy
keji, nie spotykani przez nas w innych miejscach Turcji, to jedyny znak tego, że jachtklub – jak nam powiedziano – jest w rękach
właścicieli rosyjskich. Te i poprzednie pobyty tu zostawiały zawsze w nas jak najlepsze
wspomnienia. A tymczasem mamy jeszcze
około dziesięciu mil do Marmaris i chcemy
dziś pozwolić załodze odczuć urok nocnego
n Nasza załoga w komplecie pozuje do pamiątkowego porejsowego zdjęcia
pływania. Zostawiamy po lewej światła latarni Kadirga Burnu. Morze jest spokojne,
wiatr ledwo odczuwalny, cichy odgłos silnika i miarowe kołysanie łódki dobrze pasują
do siebie. Wokół pustka. Oczy, przyzwyczajone do fajerwerku świateł, powoli otwierają
się na ciemność. Początkowy niepokój ustępuje miejsca odprężeniu. Urokliwy nastrój
udziela się wszystkim.
Wkrótce daje się rozpoznać kontury wyspy Keçi Adasi. Okolica jest dobrze oznakowana, a dwie latarnie morskie ułatwiają
nawigację przez cieśninę. Zostawiamy wyspę
po lewej burcie i wchodzimy do zatoki. Choć
do Marmaris jest jeszcze ze trzy mile, czujemy
się nagle jak w innym świecie. Z daleka dobiega rytmiczne dudnienie hip-hopu, niebo
rozświetlają setki świateł, na środku zatoki
jakiś nierozpoznany stwór (jak się później
okazało, pływająca dyskoteka) pulsuje feerią
kolorowych reflektorów. Gdy dopływamy
do portu, mija północ. Cumujemy w porcie
miejskim, choć tuż obok jest świetnie wyposażona marina. Wchodzimy gładko między
dwa wycieczkowe stateczki, jeszcze tylko
szybko rzucone cumy, przyjazne uśmiechy
i pomoc tureckich sąsiadów, odpoczywających na swoich statkach po długim dniu
pracy i… przecierając oczy ze zdumienia, lą-
dujemy prawie na środku tętniącego życiem
nadmorskiego bulwaru. Do najbliższego
sklepu z dywanami jest tylko kilka kroków,
a obok do kawiarnianego ogródka zapraszają
nas kelnerzy. Na bulwarze mnóstwo ludzi.
Zdezorientowani mruczymy do siebie, no niby chcieliśmy zobaczyć też turecki kurort…
Jeszcze nocny spacer po centrum miasta,
wśród migających neonów, oszałamiającego
ryku dyskotekowej muzyki i międzynarodowych tłumów rozbawionej młodzieży. Z ulgą
wracamy na pokład i w jednej chwili, pełni
wrażeń, zasypiamy...
W stronę Kaunos
Rano Marmaris wygląda jak wymarłe. Z atmosfery nocnego szaleństwa nie pozostało
ani śladu. Sklepy pozamykane, ktoś zbiera
pozostawione śmieci, gdzieś otwierają się żaluzje baru. Tankujemy paliwo i po raz ostatni
już w tym rejsie ruszamy dalej na wschód.
Oglądamy okolice. Wokół kurortu jeszcze
przez kilka kilometrów ciągną się wzdłuż
zatoki ośrodki wypoczynkowe i hotele. Tu
mieszkają turyści, których nocą widzieliśmy
w centrum miasta. Po wyjściu z cieśniny krajobraz się zmienia. Brzeg gęsto porośnięty
lasem, nieco skalisty, morze spokojne i prawie puste. Wieje solidna trójka z baksztagu
69
066_70_11_11_Turcja.indd 69
2011-10-06 16:40:17