Baba w kopce siana
Transkrypt
Baba w kopce siana
Anatol Ulman Baba w kopce siana Idzie goła baba, choćby i poetka ludowa, kolebie cycami, trzęsie zadem. Jakby w ciepłym półmroku podrzucała nabite wielkie buraki pastewne. Gramoli się do beki, kolana jak jabca, bieleją uda mocne, pod brzuchem smolistość półkolista. Cycki dziobią łakomie wieczorne powietrze. Bożydar Potrzebek, gospodarz zakochał się w nowej sąsiadzie nim stopy zdążyła wpuścić w nagrzaną przez słoneczko deszczówkę. W chwilę zaś sam był już wodą drżącą. Opłynął jej łydy zdrowe, ogarnął miłośnie kolana, miękko musnął uda, nagłym podniesieniem wdarł się w pękniętą czerń. Mocne doznanie, bo nie usłyszał już, jak syczały w miękkiej wodzie rozgrzane sutki baby poetki. W nocy cierpiał. Choć obok własna baba, spocona, w koszuli, do wzięcia. Cyce, zad, uda, bezzębna gęba rozdziawiona głupio między nogami. Bezużyteczne kobiece uroki. Rozpalony uczuciem do sąsiady wstał przed świtem i wziął kąpiel ukradkową w tamtej beczce. Chłodna, nocna woda obmyła go jak napój miłosny. W dzień sąsiada Malwina, choć wiersze potrafiła ładne, traciła wdzięki. Baba w gumiakach, spodniach roboczych, szarej bluzce. Zupełnie jak własna. Ale wieczorna deszczówka, stosowana z uporem, przemieniała ją w babę z raju. Stawał skryty w cieniu stodółki Bożydar, ślepił. Łaknął tej piękności nocy jak podglądający chłopak i jak rozpalony ogier albo i cap. Kiedy tylko odeszła, natychmiast właził w bekę i wystarczało, że pomyślał, że woda przebywała w zakątkach ciała sąsiady. Głupiał wtedy jak giez. Po tygodniu miał wybór taki tylko, żeby krew z siebie wypuścić albo posiadać babę. Podszedł odważnie do Malwiny, kiedy kąpieli zażywała w cieniach i powiedział odważnie: - Sąsiado! Pokochałem was jak anioł i jak ogier. Dajcie zaspokojenie sercu i przyrodzeniu, bo skonam! Ukłonił się w mroku. Baba przestała się chlupotać i nie tłumaczyła, że jest mężatką, bo wiedział. Długo myślała w tej wodzie, co znajdowała się na jej cycach, na zadzie i pod brzuchem. Odrzekła w końcu, że jeśli już nie można inaczej, to podejmie się wypalenia chłopskiej gorączki. Ale tylko w kopkach. - Czemu! - spytał rezolutnie. - W sianie tylko, na łące za sadem? - Widzicie sąsiedzie – rzekła, a woda cały czas dotykała jej cyców i próbowała wniknąć w babę od smolistego spodu – tak jest poetyczniej. W kopkach nie tylko tymotka trawa i turzyca. Koniczyna oraz firletka. Ale i inne roślinki: kosmatka i wełnianka pochwowata. - Kosmatka pochwowata – powtórzył oczarowany. - Przytulia także i biedrzeniec – rzekła wzburzona. - Przytulić biedrzeniec – szepnął czując prawie jak deszczówka pieści biodra baby, poetki Malwiny. - Brodawnik i trzęślica! - Długa musi ta trzęślica! - Palusznik, zagorzałek, przelot, śmiałek – recytowała baba, jak poezje jakie nowoczesne. - Jest śmiałek palusznik i zagorzałek przelot! - stwierdził stanowczo, nie kłamiąc. - Wyczyniec oraz świbka – powiedziała baba omdlewająco. O miłosne piękno roślin łąkowych! A przecież jeszcze ich tysiąc oraz niezapominajka. W kopce będzie, szepnęła baba. Golutka. Na brzuchu. Tak bowiem ujmuje ten temat sztuka światowa. Jako on, Bożydar Potrzebek, już sąsiadę w kopce odnajdzie, niech nic już innego nie czyni. Prócz zaspokojenia głodu. Potem niech odejdzie, gdyż miłość pożąda ciszy, milczenia i samotności po spełnieniu się. Oraz nieświadomości mężów. Strasznie pragnął Bożydar baby sąsiady. Jego chłopski palusznik przepalił spodnie z pokrzywy, odparował wodę z beczki, zrobił zakłócenia telewizji czarnej i kolorowej. Od ognia skręciło się w pierzynie pierze. Dzień chłop przeżył w gorączce takiej, że skosił ręcznie dziewięćdziesiąt hektarów ugorów oraz nieużytków. Ale doczekał kolejnej nocy. Babę nagą odnalazł dopiero w siódmej kopce. Mrok był pachnący. Światło gwiazd parzyło skórę. Rękę męską wsunął w siano i trafił wreszcie na twardy zad pięknej Malwiny. W zadzie buzował mokry ogień. Chłop odgarnął z niego suche trawy oraz zioła. Wkopana była w siano jak wielka nagrzana żaba. Żal ogarnął wtedy Bożydara Potrzebka za stracone lata. Jego baba nigdy w kopkę nie wlazła, nóg nie rozstawiła wśród roślinek wonnych. I soczysta tak do gorącości nie była w środku kosmatej świbki. Bożydar przeszył babę sąsiadę zagorzałkiem prawie na przelot. Rozjęczała się cichutko kopka siana babskim szczęściem. Zatrzęślił się jędrny zad. Oczarowany chłop rozrastał się w babie jak śmiałek palusznik w korzystnych warunkach glebowych. Odezwała się w nim chłopska zaciętość, by dokonać jak najwięcej. Oraz doświadczenie pokoleń oraczy tnących skiby w pulchnej, mokrej ziemi. W czarnoziemie. Tak co noc. W deszcze nawet i burze pachnące deszczówką. Zostawił kopkę jedną na łące, kiedy pora nadeszła na zwiezienie siana do stodoły. Drugi pokos odświeżył zapamiętałą poetycką miłość. Własna baba nie pytała, kiedy wracał nad świtaniami. Nie zgadywał, czy kolebały ją do snu ból i własne łzy. Zawilgało od szarug siano na łące i którejś nocy nie znalazł Bożydar baby Malwiny w kopce. Nie wystawiała słodkiego zadu przeciwko gwiazdom. Jesień. Smutek źdźgnął Bożydara Potrzebka złośliwie naostrzonymi widłami prosto w serce. Pomarudził trochę na łące w mroku, potem popieścił szorstkie pnie jabłoni w sadzie, zanurzył dłonie w beczce pełnej chłodnej deszczówki pod domem sąsiady i wrócił niechętnie do swojej dwupiętrowej chałupy z anteną satelitarną. Kiedy wreszcie zdecydował się wejść do izby wytapetowanej w różowe kwiatki, w której sypiał z własną babą, rozebrał się po omacku i poszedł w stronę łoża. Nim zdążył się zdumieć pięknymi woniami zeschłych roślin łąkowych, już dotykał ułożonej na łożu wysokiej kopy siana. Sięgnął z przyzwyczajenia. Tkwiło w nim rozpalone ciało babskie. Cyce, zad, uda, mokra smolistość. Obadał w ciemnościach palcami jędrne części kobiety, żeby w pełni dojść do okropnej prawdy: ani razu nie posiadał poetki Malwiny! W kopkach pod gwiazdami zagorzale wyczyniał z własną! - Przeklęte baby! - zaklął głośno. Zmówiły się i zmarnowały mu do cna całe lato! - Ale swojego nie zaprzepaszczę! - pomyślał ze złością. Przywarł do zadu gorętszego niż piec. Zakwiliła radośnie baba. Szpilki, nr 31/1989, 3 VIII 1989