Recydywa! - Stowarzyszenie Federacji Młodzieży Walczącej

Transkrypt

Recydywa! - Stowarzyszenie Federacji Młodzieży Walczącej
Recydywa!
Wprowadzenie Stanu wojennego to kolejne przestępstwo popełnione przez
Jaruzelskiego
Za tekstem Barbary Madajczyk-Krasowskej z - POLSKA Dziennik Bałtycki
Jaruzelski jest głównym oskarżonym w Procesie Grudzień'70.
Proces oskarżonych o masakrę grudniową na Wybrzeżu może zacząć się od nowa.
Rozprawy nie mogą się toczyć z powodu długotrwałej choroby przewodniczącego składu
orzekającego.
- Prawdopodobnie jesteśmy coraz bliżsi decyzji, żeby proces zacząć od początku - ujawnił
nam Wojciech Małek, rzecznik Sadu Okręgowego w Warszawie, gdzie od sześciu lat w
tamtejszym wydziale karnym toczy się proces. Głównym oskarżonym jest generał Wojciech
Jaruzelski, ówczesny minister MON.
Sędzia Małek zaznaczył, że sąd nie zdecydował się jeszcze na takie rozstrzygnięcie, ale...
- Im dłużej trwa zwolnienie lekarskie sędziego, tym bliżsi jesteśmy takiej decyzji - dodał.
Piotr Wachowicz, sędzia sprawozdawca, z drobnymi przerwami w kwietniu i w czerwcu
br., choruje od listopada 2006 roku i do końca br. będzie na zwolnieniu lekarskim.
- W pierwszej połowie roku odbyły się trzy, cztery rozprawy - mówi sędzia Małek.
- Proces od początku, to porażka wymiaru sprawiedliwości, bo taką sytuację można było
przewidzieć od razu. Prokuratura wielokrotnie mówiła o wyznaczeniu sędziego
zapasowego na wypadek sytuacji losowej. Tak było w Gdańsku. Ale w Warszawie nikt nas
nie słuchał - zaznaczył Bogdan Szegda, oskarżyciel w procesie Grudnia '70.
- Do rozpoznania sprawy zostali wyznaczeni sędziowie w wieku 41, 42 lat. Trudno było
przewidzieć te zdarzenia losowe. Wcześniej przez pół roku sprawa się nie toczyła, bo zmarł
mąż pani sędzi. Nikt nie przewidywał, że ta sprawa będzie trwała 6 lat. Wszyscy myśleli,
że potrwa to dwa, trzy lata. Dzisiaj można powiedzieć, że trzeba było wyznaczyć i dwóch
sędziów zapasowych. Po fakcie łatwo jest mówić - ripostuje sędzia Małek.
Sprawa Grudnia '70 jest zbrodnią komunistyczną i nie ulega przedawnieniu, ale możliwość
powtórzenia procesu spowodowała utratę wiary polityków w osądzenie oskarżonych.
- Tylko Bóg może rozliczyć. Większość odpowiedzialnych jest już u świętego Piotra.
Zastosowaliśmy ewolucyjne przejęcie władzy i to jest konsekwencja - komentuje Lech
Wałęsa.
- Ta sytuacja woła o pomstę do nieba i urąga wszystkiemu! Jakieś fatum wisi nad tą
sprawą. Na pewno kuriozalność tej sytuacji obnaża niedoskonałość polskiego prawa oburza się Janusz Śniadek przewodniczący Solidarności.
- To kompromitujące. Tym bardziej że oskarżeni umierają i w takim tempie nikt nie dotrwa
do zakończenia tego procesu - przewiduje Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu (PO).
- Można załamać ręce, coś sprzysięgło się przeciwko temu, żeby doprowadzić do końca ten
proces - podkreśla Bogdan Lis, sygnatariusz Porozumień Sierpniowych, szef Fundacji
Centrum Solidarności, poseł LiD.
Rodziny ofiar grudniowych wydarzeń już nie wierzą, że oskarżeni o zbrodnię zostaną
kiedykolwiek osądzeni.
- Na pewno nie doczekamy się wyroku. Chciałbym za swojego życia mieć to za sobą. W tej
chwili zwątpiłem - wyznaje Adam Gotner, który cudem ocalał. Dosięgło go sześć kul w
drodze do pracy w stoczni na wiadukcie w Gdyni. Miał wówczas 25 lat.
W Gdyni 17 grudnia 1970 r. o świcie władza ludowa zabijała młodych ludzi, niemalże
dzieci, którzy szli do pracy i do szkoły na wezwanie Stanisława Kociołka, wicepremiera
rządu PRL. W takich okolicznościach zginął nastolatek Zbyszek Godlewski z Elbląga. To
najprawdopodobniej jego ciało złożone na drzwiach robotnicy nieśli na ramionach ulicami
Gdyni. Został on uwieczniony w głośnej piosence: "Janek Wiśniewski padł".
W Gdyni zginął też Jerzy Skonieczka, miał zaledwie 15 lat, był uczniem szkoły
podstawowej.
- To jest chore. Moja mama nie żyje; nie doczekała się końca procesu. Mam 50 lat, myślę, że
też nie dożyję - przewiduje siostra Ewa Ostrowska. Miała wtedy 12 lat. - Był bardzo
dobrym i uczynnym bratem, kupił mi sukienkę do komunii, zegarek... Przepraszam, ale nie
mogę o tym mówić - przerywa rozmowę siostra zamordowanego.
Jerzy Sieradzan zginął, idąc do technikum w Gdyni. Miał 18 lat. - To się tak długo ciągnie,
że mi po prostu brak słów. Zwątpiłem w załatwienie tej sprawy - mówi Zygmunt
Sieradzan, brat zamordowanego.
Jerzy Kuchcik szedł do pracy w stoczni. Zginął w wieku 18 lat. Marek Kuchcik jeden z
sześciu braci mieszka w Inowrocławiu. Był młodszy od brata o 4 lata. Najbardziej pamięta
pogrzeb, a właściwie cmentarz w Oliwie, gdyż czas pogrzebu (ofiary grzebano o zmroku i
nocą) spędził na dworcu w Gdańsku, bo była godzina milicyjna.
- Od początku nie wierzyłem, że sprawa zostanie rozstrzygnięta, teraz też nie wierzę. mówi pan Marek.
Od zbrodni minęło 37 lat, od rozpoczęcia śledztwa przez Prokuraturę Marynarki Wojennej
w Gdyni w sprawie wydarzeń grudniowych na Wybrzeżu - 17 lat, od wniesienia aktu
oskarżenia przez prokuratora Szegdę - 13 lat, od wszczęcia procesu w Warszawie - 6 lat.
Czy nowy proces może się w miarę szybko zakończyć?
- Nowy skład sądzący oczywiście wydłuży proces, bo sędziowie będą musieli zaznajomić
się ze sprawą. Ale jeżeli będą wyznaczane częste terminy rozpraw (4, 5 razy w tygodniu),
to może zakończyć się w możliwie krótkim terminie - nie traci optymizmu prokurator
Szegda. I dodaje, oczywiście muszą być wyznaczeni zastępcy sędziów i ławników.
Marszałek Borusewicz uważa, że to prokurator Szegda popełnił błąd, bo zgłosił za dużo
świadków (ponad tysiąc). I to w jego ocenie jedna z głównych przyczyn opóźnienia
procesu. W trakcie rozprawy prokurator składał wnioski o ograniczenie liczby świadków,
ale sąd musiał je odrzucać, bo kwestionowali je oskarżeni i ich obrońcy. - Nie sądzę, żeby
proces się zakończył, bo trzeba będzie przesłuchać ponownie tę samą liczbę świadków argumentuje Borusewicz.
- Prokurator Szegda zredukował liczbę świadków do jednej trzeciej - broni oskarżyciela
senator Piotr Andrzejewski, przedstawiciel społeczny z ramienia NSZZ "S" w tym procesie.
Za zbyt dużą liczbę świadków on obwinia Prokuraturę Marynarki Wojennej, która
przesłuchała ponad 3 tysiące osób.
Borusewicz radzi, by prokurator napisał nowy akt oskarżenia, w którym liczba świadków
byłaby zredukowana do kilkudziesięciu osób. - Możemy zrezygnować z części świadków,
zgodnie z wcześniejszymi wnioskami, ale w tej chwili jest to przedwczesne - odpowiada
Szegda.
Tymczasem między sądem a prokuraturą występują rozbieżności dotyczące liczby
pozostałych do przesłuchania świadków. Prokurator uważa, że do przesłuchania pozostało
około 250 świadków, a sędzia Małek, że około 450 świadków.
- Każdy może mieć inną technikę liczenia. Prokurator zapewne myśli o świadkach, których
on chce przesłuchać. To nie jest kwestia liczby świadków tylko odwołanych rozpraw,
gdyby odbyły się zaplanowane sesje, to proces dawno by się zakończył - argumentuje
sędzia Małek.
Senator Andrzejewski uważa, że przy obecnej procedurze sprawa się nie zakończy.
Proponuje zmiany ustawodawcze. Zgłosił je poprzedniemu ministrowi sprawiedliwości i
ma zamiar ponowić je obecnemu. Chodzi o taką nowelizację kpk, by wymiana
przewodniczącego składu orzekającego nie powodowała konieczności rozpoczynania
procesu od nowa.
- W wyjątkowych sytuacjach, kiedy jest zagrożone prawo do sądu dla oskarżonych i pokrzywdzonych i nie można usunąć niezależnych od stron i sądu przeszkód w toku
przeciągającego się bez końca procesu, aby można było za zgodą stron zmienić sędziego
przewodniczącego, ale również bez zgody stron, wtedy, kiedy naruszenia prawa do sądu
nie da się uniknąć w inny sposób.
Czy to możliwe, by minister i parlament poparły zmiany?
- W interesie pokrzywdzonych, oskarżonych i opinii publicznej jest zakończenie wyrokiem
tego procesu - apeluje senator.
Ofiary straciły wiarę, że proces skończy się wyrokiem
Zupełnie jak w czasach głębokiej komuny, wczoraj działacze Federacji Młodzieży Walczącej
z całej Polski rozrzucili na terenie stolicy ponad 10 tys. ulotek. Byli to ci sami ludzie, którzy
w latach 80. działali w FMW. Nawoływali w nich do pikiety, którą chcą przeprowadzić w
nocy z 12 na 13 grudnia przed domem generała Wojciecha Jaruzelskiego.
- Jako byli działacze FMW powołaliśmy stowarzyszenie o tej samej nazwie - mówi Robert
Kwiatek, pseudonim Jacek, prezes stowarzyszenia. - Chodzi nam o podtrzymanie pamięci
o tamtych wydarzeniach, aby nikt nie miał wątpliwości, kto był po słusznej stronie i kto
bronił Polski.
W noc poprzedzającą rocznicę wybuchu stanu wojennego działacze dołączą i wesprą swoją
obecnością tych, którzy rokrocznie zbierają się przed willą przy ul. Ikara w Warszawie.
- Chcemy pokazać w ten sposób, że osoba odpowiedzialna za wiele ludzkich tragedii nigdy
nie została pociągnięta do odpowiedzialności. Nadal przysługuje jej generalska emerytura,
dożywotnia ochrona, jako byłemu prezydentowi, i wiele innych przywilejów - dodaje
Kwiatek.
"Generale - do ostatnich dni twego życia przypominać ci będziemy zbrodnię stanu
wojennego i krew narodowych bohaterów na twoich rękach. Protestujemy przeciwko
opłacaniu z naszych podatków generalskiej emerytury, willi i ochrony, gdy tak wielu
bohaterów tamtych lat często żyje w nędzy i na marginesie społeczeństwa" - można
przeczytać w ulotce, którą wczoraj rozrzucono po stolicy.
Kalendarium śledztwa i procesu
Śledztwo rozpoczęła Prokuratura Marynarki Wojennej w Gdyni w październiku 1990 r. 17
kwietnia 1993 r. postawiono zarzuty generałom Wojciechowi Jaruzelskiemu, Kazimierzowi
Świtale, Stanisławowi Kociołkowi.
27 września prokurator 1993 r. umorzył śledztwo wobec 12 zmarłych dygnitarzy oraz
wszystkich milicjantów i żołnierzy, którzy strzelali. 18 października minister
sprawiedliwości przekazał sprawę do Prokuratury Wojewódzkiej w Gdańsku. W kwietniu
1995 r. do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku trafił akt oskarżenia przeciw 12 osobom. Sąd
zebrał się po raz pierwszy w 1996 r., jednak proces długo nie mógł ruszyć z powodów
formalnych. Na rozprawy m.in. nie stawiali się oskarżeni, tłumacząc się złym stanem
zdrowia i podeszłym wiekiem. Gdański proces zaczął się w czerwcu 1998 r. W 1999 r.
decyzją Sądu Najwyższego przeniesiono go do Warszawy. Pierwsza rozprawa odbyła się
16 października 2001 roku.