Szczególne świadectwo miłości
Transkrypt
Szczególne świadectwo miłości
Szczególne świadectwo miłości Każdego roku setki osób stają w obliczu dylematów i wątpliwości dotyczących transplantacji. Niektórzy dowiadują się, że jedynym ratunkiem dla nich jest przeszczep, inni – że mogą być dawcami. Są także ci, którzy doświadczają odejścia kogoś bliskiego i w tej trudnej chwili muszą podjąć decyzję, co dalej. W łaśnie o takich sytuacjach opowiadają cztery zupełnie różne osoby, które zgodziły się podzielić z „Głosem” swoimi doświadczeniami związanymi z tematyką przeszczepów. Adriana Szklarz, oczekuje na przeszczep – W lipcu 2002 r., w wieku 28 lat, mając półrocznego synka, usłyszałam diagnozę lekarza: „pozapalne uszkodzenie mięśnia sercowego – kardiomiopatia rozstrzeniowa”. Po miesięcznym pobycie w klinice zapadła decyzja: przeszczep serca. się ze swoim synem, który jest głównym motorem napędowym w walce z chorobą. Moim akumulatorkiem. W tej chwili siedząc na szpitalnym łóżku, wychudzona, z wyniszczonym organizmem, z zimną świadomością możliwego końca, próbuję szukać światełka w tunelu, aby się za piątym razem udało, aby był ten piąty raz, by przybić z synem „szczęśliwą piątkę” i iść łapać z nim motyle. Tak jak kiedyś… Gdy przygotowywałam ten artykuł, dostałam wiadomość, że Ada Szklarz 5 listopada dostała nowe serce. Mężczyzna, którego serce otrzymała, uratował jeszcze co najmniej trzy inne osoby, którym przeszczepiono jego wątrobę i nerki. Teresa Bula, biorca wątroby Dla pracoholiczki i szczęśliwej matki niestety było to ścięcie z nóg, zawalenie się całego świata, czarna rozpacz. Zostałam zdana na leczenie bardzo wysoce ryzykowne. Leczenie tak naprawdę zależne również od woli innych osób, zgadzających się na przekazanie organów po śmierci do przeszczepu lub ich rodzin wyrażających taką wolę. Wierzyłam w 2002 r. bardzo mocno, że na pewno się uda, że szybko będę przeszczepiona. Ale to nie takie proste, jak mi się wtedy wydawało… Dzisiaj mamy wrzesień 2009 r., a ja dalej czekam, po siedmiu latach walki z chorobą pozbawiona tak wielkiej nadziei, jaka towarzyszyła mi na początku choroby. Bo nie jest łatwo. Przez te siedem lat miałam cztery wezwania z biura Poltransplantu przy klinice w Zabrzu. Pierwsze w 2003 r., drugie w 2006, trzecie i czwarte w 2008. Niestety, za każdym razem z takim samym efektem – nie tym razem. Trudno opisać stany psychiczne po takich telefonach, gdzie trzeba się pożegnać z rodziną na chwilę lub niestety na zawsze. Najgorzej żegnać – Jestem osobą samotnie wychowującą dziecko. Dom, praca, dziecko to było całe moje życie. Kiedy mój syn przygotowywał się do pierwszej komunii św. wszystko było na mojej głowie. Nie miałam czasu zajmować się tym, że czuję się ciągle zmęczona, mam popuchnięte nogi i z trudem pokonuję trzy piętra schodów do mieszkania. Uznałam, że to zwykłe przepracowanie – wystarczy odpocząć i wszystko wróci do normy. Tak się jednak nie stało. Mój stan pogarszał się. Zrobiłam badania kontrolne i usłyszałam wyrok: marskość wątroby. Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. „Mój syn jest kilka miesięcy po komunii, a ja muszę umierać? Nie dożyję jego osiemnastki, nie zobaczę wnuków…” – pomyślałam. Po kilku latach usłyszałam od lekarzy, że pojawił się pierwszy guz (pierwotny rak wątroby). Lekarze z kliniki w Katowicach-Ligocie szybko podjęli decyzję – konsultacja w Warszawie, prof. Nyckowski, ul. Banacha. Tam właśnie usłyszałam: „kwalifikacja – przeszczep”. Od tej pory nie rozstawałam się z telefonem, byłam spakowana do szpitala i czekałam w nadziei, że telefon zadzwoni. Cała rodzina była w pełnej gotowości. Każdy miał swoje zadanie w razie wezwania. Wszyscy byli zawsze dostępni. Ojciec i brat mieli jechać ze mną, a mój syn – opiekować się moją mamą, która ciężko chorowała i jak się później okazało nie dane jej było doczekać dnia, w którym dostałam nowe życie. Stojąc nad trumną poprosiłam, aby wstawiła się za mną tam, gdzie idzie. Jej modlitwa została wysłuchana 14 dni później. Dwa razy otrzymałam wezwanie „jest dla pani wątroba” i dwa razy wróciłam do domu z niczym. Wątroba była nieodpowiednia – mówili lekarze. Może następnym razem. Poczułam zwątpienie – nie zdążę – myślałam. Moje wyniki były coraz gorsze, obok pierwszego guza pojawiły się następne. Byłam przerażona. 3 stycznia 2005 r. znowu usłyszałam w słuchawce: „jest dla pani wątroba, jak szybko może pani do nas dotrzeć?”. Dzień później stało się – dostałam nowe życie. Mogę teraz robić wszystko: biegać, tańczyć, jeździć na rowerze, zaplanować 80. urodziny, nauczyć się języka chińskiego. Wszystko jest teraz możliwe. (dokończenie na str. 14) Głos św. Ludwika grudzień 2009 13 ROZWAŻANIA WOKÓŁ NAS 6.01.2010 Uroczystość Objawienia Pańskiego (dokończenie ze str. 13) Iz 60,1-6 Ps 72 Ef 3,2-3a.5-6 Mt 2,1-12 P rzychodzący Mesjasz jest źródłem światłości w świecie rządzonym przez ciemność i grzech: „Ciemność okrywa ziemię i gęsty mrok spowija ludy, a ponad tobą jaśnieje Pan” (Iz 60,2). Wcielony Bóg ma moc jednoczenia wszystkich ludzi, do wszystkich bowiem przyszedł i za wszystkich umrze. Otwiera ludzkie serca i uzdalnia je do dobra i ofiarności (por. Iz 60, 6). Łaska zaś, jakiej udziela, owocuje oświeceniem i zrozumieniem przez Ducha Świętego. Odtąd każdy wierzący staje się współdziedzicem i współuczestnikiem Bożej obietnicy w Jezusie Chrystusie. Mając łaskę można oczami wiary dostrzec, że w tym małym dziecięciu, które objawiło się w Betlejem, zawiera się całość miłości Bożej. Zawiera się cały sens ludzkiego istnienia, wszystkie dzieje człowieka, który szukał utraconego Boga, a teraz Go odnajduje, a wraz z Nim szczęście i nadzieję życia wiecznego. Bóg objawił się w ciszy i skromności, ale owoców tego wydarzenia w żaden sposób nie można przecenić. 10.01.2010 Niedziela Chrztu Pańskiego Ba 5,1-9 Ps 126 Flp 1,4-6.8-11 Łk 3,1-6 N ad rzeką Jordan Jezus staje w szeregu ludzi grzesznych, proszących św. Jana Chrzciciela o chrzest nawrócenia. Tymczasem Ojciec nazywa Go „Synem umiłowanym, w którym ma upodobanie” a Duch Święty spoczywa na Nim. Syn Boży ma daną Moc, którą jest w stanie zmienić oblicze ziemi. Jednak „nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze” (Iz 42,3). (dokończenie na str. 16) 14 Głos św. Ludwika grudzień 2009 Nie boję się już planować przyszłości, kiedyś bałam się, że nie zdążę tych planów zrealizować. Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć mojego Dawcy i jego rodziny, która podarowała mi nowe życie. Modlę się za wszystkich i nie ma słów, które są w stanie wyrazić moją wdzięczność. Ksiądz Piotr Sadkiewicz, dawca szpiku – Całe wydarzenie miało miejsce ponad 20 lat temu. Moja siostra w 1985 r. zachorowała na białaczkę. Wkrótce okazało się, że jedynym ratunkiem dla niej jest przeszczep szpiku kostnego. W tych czasach przeszczepów w Polsce praktycznie nie wykonywano, więc pozostało szukanie zagranicznego szpitala, w którym zabieg zostanie wykonany. Koszty operacji były ogromne – 100 tys. dolarów. Cudem udało się je wtedy zebrać. Najważniejsze jednak było znalezienie dawcy. Po przebadaniu członków najbliższej rodziny okazało się, że ks. Piotr może być dawcą szpiku dla swojej siostry. Bez wahania zgodził się zostać dawcą, choć jak wspomina, nikt mu nie wytłumaczył dokładnie na czym zabieg ma polegać i jak to wszystko będzie wyglądało. Szczegóły poznał dopiero w klinice w Paryżu. Bał się. Literatura fachowa na temat przeszczepów była nieosiągalna, a porozumienie z lekarzami było trudne ze względu na barierę językową. Ale udało się. Nie było żadnych powikłań i dobę po zabiegu ksiądz Piotr opuścił szpital. Od tego czasu pozostaje w międzynarodowym rejestrze potencjalnych dawców szpiku (do którego zapisanych jest ok. 13 mln osób) i na pytanie o ponowne oddanie szpiku odpowiada: „bez problemu”. Po powrocie do Polski prof. Skotnicki z Krakowa poprosił go, by opowiedział lekarzom i studentom o zabiegu. Od trzech lat współpracuje ze Stowarzyszeniem „Życie po przeszczepie” i chętnie dzieli się z innymi swoimi doświadczeniami. Mirosława Suwaj, żona zmarłego dawcy Tragedia, jaka wydarzyła się w życiu Mirosławy Suwaj, miała miejsce w wakacje 2007 r. Jej mąż wracając z pracy miał wypadek samochodowy. Przewieziono go do szpitala i wszystko wskazywało na to, że jest w dobrym stanie, nie ma żadnych obrażeń i wkrótce wyjdzie do domu. Dopiero podczas badania w pracowni rentgenowskiej okazało się, że coś jest nie w porządku. Stracił przytomność. Badania wykazały, że ma pękniętą tętnicę i uszkodzony mózg. Następnego dnia lekarze stwierdzili śmierć mózgu. Koordynator ze szpitala św. Barbary w Sosnowcu, gdzie przebywał mąż pani Mirosławy, poprosił rodzinę o rozmowę. Wyjaśnił wszystko i zapytał o możliwość pobrania narządów do przeszczepu. Przy tej rozmowie oprócz niej obecne były też dzieci oraz matka męża i jego brat. – To był mój syn, ale twój mąż, decyzja należy do Ciebie – powiedziała teściowa, pozostawiając ostateczną decyzję synowej. Pani Mirosława nie zastanawiała się długo. W pamięci przywołała wspomnienie sprzed lat, kiedy po obejrzeniu odcinka serialu Szpital Dzieciątka Jezus, który poruszał tematykę transplantacji, rozmawiała z rodziną przy obiedzie na ten temat. Młodsza córka zapytała wtedy czy oddaliby jej organy. Odpowiedziała, że tak. Starsza córka i mąż powiedzieli wówczas: „pamiętaj, gdyby nam się coś stało, to oddaj organy”. Słysząc pytanie lekarza, nie miała żadnych wątpliwości. Zgodziła się bez wahania, by od jej męża pobrano narządy do przeszczepu. W internecie sporo przeczytała na temat śmierci mózgowej i sama sprawdziła jeszcze raz jej oznaki, aby jak mówi, „mieć 100% pewności”. Dziś wie, że nerki męża dostały dwie kobiety, a wątrobę mężczyzna, który zatruł się muchomorem s rom o t n i k ow y m . Rogówki i tkanki przeszczepiono w szpitalu w Sosnowcu. Pani Mirosława modli się często za osoby, które żyją dzię- ki organom jej męża i cieszy się, że mogła pomóc. Mimo to spotkało ją z tego powodu wiele przykrości. Ludzie zarzucali jej, że „sprzedała męża”, że „wzbogaciła się na jego śmierci”, że „szpital zasponsorował jej mężowi pogrzeb”. Nie żałuje jednak swojej decyzji i ma nadzieję, że kiedyś ludzie zrozumieją, że oddanie organów do przeszczepu to bezinteresowny dar, a jedyną korzyścią z niego jest uratowanie czyjegoś życia. MZbliża się okres świąteczny, czas spotkań z rodziną, czas rozmów przy wspólnym stole. Warto poruszyć też temat transplantacji, by w przypadku nagłej śmierci, rodzina nie miała dylematów i znała naszą decyzję w tej sprawie. Podpisane oświadczenie woli nie jest dokumentem, ale ułatwia lekarzowi rozmowę z rodziną zmarłego. Magdalena Szczelina Tytuł artykułu został zaczęrpnięty z przemówienia Benedykta XVI do uczestników międzynarodowego kongresu poświęconego transplantologii (2008). Autorka dziękuje Teresie Buli, pełnomocnikowi Stowarzyszenia „Życie po przeszczepie” oraz mgr Sylwii Sekcie, koordynator ds. transplantacji, za pomoc w przygotowaniu artykułu. Garść informacji o przeszczepach >>> Nawet 95% osób z przeszczepionym narządem przeżywa ponad rok. W Polsce placówki transplantacyjne są na bardzo wysokim poziomie. Głównym problemem jest mała ilość narządów do przeszczepu. Dla porównania w Skandynawii 50% przeszczepów to przeszczepy rodzinne, w Polsce tylko 2-4%. >>> W Polsce nie ma możliwości handlu narządami. Jest on prawnie zakazany i grozi za niego kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 10 lat. W procesie pobierania i przeszczepiania narządów bierze udział kilkadziesiąt niezależnych osób. Nie ma możliwości, by doszło do nieprawidłowości w tej kwestii. >>> Orzeczenie śmierci mózgowej jest procesem złożonym. Ważnym czynnikiem procesu orzekania śmierci mózgowej jest obowiązkowa obserwacja po wysunięciu podejrzenia śmierci mózgowej. Następnie w odstępie minimum trzech godzin wykonywane są dwukrotnie badania potwierdzające. Ostatnim krokiem w tej procedurze jest zebranie komisji, która zapoznaje się z przebiegiem procesu leczenia i wykonanymi badaniami potwierdzającymi śmierć mózgu. W komisji bierze udział trzech lekarzy specjalistów, w tym jeden specjalista anestezjolog i jeden specjalista neurolog lub neurochirurg. Jeśli ktokolwiek z komisji ma jakieś wątpliwości komisja odstępuje od podpisania orzeczenia. W szczególnych przypadkach konieczne jest wykonanie badania instrumentalnego, które potwierdza brak krążenia mózgowego. W przypadku dzieci do lat dwóch takie badanie jest obowiązkowe. Dokładne wytyczne dotyczące orzekania śmierci mózgowej są określone prawem. Nie istnieje możliwość pomyłki. >>> W przypadku pobierania narządów od dawcy żywego, lekarz musi mieć pewność,że pobranie narządu nie zaszkodzi w żaden sposób dawcy oraz, że chęć podarowania cząstki swojego ciała wynika z pobudek altruistycznych. W Polsce dopuszczalny jest prze- szczep narządu (nerki, fragment wątroby) od dawcy żywego, tylko w przypadku, kiedy dawca z biorcą jest spokrewniony w linii prostej (np. ojciec, matka, brat, siostra) lub jest spokrewniony emocjonalnie, ale to wymaga udokumentowania przed sądem. >>> Oddanie narządu przez żyjącego dawcę osobie niespokrewnionej zawsze odbywa się na drodze sądowej. Musi zostać stwierdzona więź emocjonalna miedzy dawcą i potencjalnym biorcą, należy wykluczyć chęć zysku ze strony dawcy. Następnie przeprowadza się badanie zgodności tkankowej oraz szczegółowe badania lekarskie. >>> Lekarze nie powinni pytać rodziny o zgodę na pobranie narządów. W tym przypadku najważniejsze jest stanowisko i wola zmarłego (dawcy). Natomiast w Polsce w przypadku braku akceptacji rodziny dawcy odstępuje się od pobrania narządów, komórek i tkanek. >>> W Polsce dane osobowe biorców i dawców objęte są tajemnicą zawodową, wyjątek stanowią przeszczepy rodzinne od żywych dawców. >>> Dawcą można zostać w każdym wieku. To lekarze transplantolodzy w ostateczności decydują czy pobrane narządy mogą zostać przeszczepione i podejmą swoją funkcję po zabiegu. >>> Proces transplantacji narządów jest prawnie uregulowany i przejrzysty. Każde zgłoszenie możliwości pobrania narządów jest koordynowane i udokumentowane przez Poltransplant (Centrum Organizacyjno-Koordynacyjne ds. Transplantacji). >>> Aktualnie na przeszczep narządów oczekuje w naszym kraju ponad 2 tys. osób. Co pięć dni umiera jedna z nich. Głos św. Ludwika grudzień 2009 15