Tutaj leczy się konie. Rozmowa z lek. med. wet. Pawłem
Transkrypt
Tutaj leczy się konie. Rozmowa z lek. med. wet. Pawłem
VET-SYLWETKA WETERYNARIA W PRAKTYCE Tutaj leczy się konie Słońce. Wiatr unosi kawałki siana. Uderza mnie ostry zapach stajni. Z boksów dobiega rżenie. W gliwickim szpitalu na operację czeka koń o imieniu Siwek. Dźwig pozwala umieścić konia na stole operacyjnym Zaintubowany koń Przygotowanie do operacji 96 WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK • 5/2008 www.weterynaria.elamed.pl – U Siwka będzie przeprowadzany zabieg artroskopii – mówi lek. med. wet. Paweł Golonka, właściciel Szpitala dla Koni „Equivet.” – Artroskopia to wziernikowanie wnętrza stawów – wyjaśnia. – Zabieg będziemy wykonywać w znieczuleniu ogólnym. Artroskopia polega na wprowadzeniu urządzenia zwanego artroskopem do stawu poprzez niewielkie nacięcia w okolicy stawu. Po jego wprowadzeniu do wnętrza stawu podaje się roztwór soli fizjologicznej, co ułatwia obejrzenie wnętrza stawu. Następnie ocenia się wszystkie struktury wewnątrzstawowe: chrząstki stawowe, błonę maziową, więzadła, mięśnie oraz łękotki. Do stawu można wprowadzić miniaturowe narzędzia chirurgiczne i zastosować procedury lecznicze w obrębie stwierdzanej patologii – tłumaczy lekarz. Siwek znajduje się w boksie przedoperacyjnym, który sąsiaduje z salą operacyjną. Z zaciekawieniem zaglądam do środka. Oto anestezjolog przygotowuje pacjenta do znieczulenia. Koń zostaje zaintubowany, co polega na wprowadzeniu do tchawicy specjalnej rurki, która umożliwia podawanie przez nią środków wziewnych znieczulenia, a także tlenu. Rurka ta zapewnia bardzo dobrą drożność dróg oddechowych i umożliwia stosowanie oddechu sztucznego. Bezbronny Siwek leży na podłodze. Teraz należy go przetransportować na stół operacyjny. Okazuje się, że nie jest to takie proste, bo oprócz kilku ludzi potrzebny jest do tego specjalny dźwig. Troskliwi pomocnicy dr. Golonki otaczają konia, zaczepiają jego kończyny o dźwig i już po chwili nieprzytomny Siwek ląduje bezpiecznie na stole operacyjnym. Pacjent ułożony jest w pozycji leżącej, z uniesionymi kończynami. Włączone zostają lampy. Słychać równy oddech konia. Przy stole operacyjnym trwają prace przygotowawcze do operacji. Studenci obkładają powierzchnię skóry wokół stawu serwetami chirurgicznymi, natomiast skóra w miejscu przeprowadzania badania zostaje wygolona i przemyta środkiem dezynfekującym. Teraz do akcji wkracza dr Paweł Golonka, świetny chirurg. Aby wprowadzić artroskop do stawu, doktor wykonuje niewielkie nacięcia skóry i tka- nek podskórnych w ściśle określonych miejscach. Dla każdego stawu są wyznaczone punkty anatomiczne, poprzez które można bezpiecznie wprowadzić układ optyczny oraz narzędzia artroskopowe. Tymczasem anestezjolog cały czas kontroluje stan pacjenta. Ma to na celu zapewnienie choremu jak największego bezpieczeństwa poprzez wychwycenie oraz skorygowanie nieprawidłowości w pracy poszczególnych układów (np. układu krążenia czy oddychania). Operacja trwa, a ja nerwowo zaciskam ręce na aparacie fotograficznym... AUTOSTOPEM DO NIEMIEC Już jako uczeń liceum ogólnokształcącego Paweł Golonka przyglądał się zawodowi lekarzy weterynarii: jako wolontariusz pracował w lecznicy, wyjeżdżał w teren z technikiem weterynaryjnym oraz asystował przy porodach. – Od zawsze interesowała mnie chirurgia. Byłem zdecydowany leczyć i operować konie już w pierwszej klasie ogólniaka. Choć nie ukrywam, że ciągnęło mnie również do robótek ręcznych, gdyż przez moment chciałem zdawać na ASP – śmieje się doktor. Zdolności manualne postanowił wykorzystać jako chirurg. Na studiach, jak sam przyznaje, zasypiał nad książką z interny, ale chirurgia wciągała go coraz bardziej. – Zaczytywałem się w Chirurgii weterynaryjnej prof. Józefa Kulczyckiego. Książkę tę traktowałem jak Biblię – mówi. Dyplom lekarza weterynarii uzyskał w 1988 r. W latach 1990-1994 pracował jako lekarz w Stadninie Koni w Strzegoniu. Od 1993 r. opiekował się stadem ogierów w Książu. Początkowe staże także odbywał przy koniach: WZWet w Lesznie, obsługa stadniny koni Golejewko, służba wojskowa w sekcji jeździeckiej WKS Śląsk Wrocław to tylko niektóre z nich. Miał nawet epizod z pracą w lecznicy dla psów, którą założył wspólnie z koleżanką w Wałbrzychu, ale jak sam podkreśla, praca nie dawała mu dostatecznej satysfakcji, choć niewątpliwie zdobywał w niej pierwsze poważne szlify jako chirurg. W 1991 roku Paweł Golonka pojechał autostopem do Kliniki Koni w Ker- VET-SYLWETKA WETERYNARIA W PRAKTYCE ken w Niemczech. W ramach częściowej gratyfikacji za pracę dostał specjalistyczne książki, z których wiele się uczył. Jednocześnie zauważył, iż w pracy chirurga nie popełnia większych błędów i nie powinien się ich obawiać. – To właśnie w Niemczech – wspomina doktor – przełamałem barierę psychiczną i zauważyłem, iż niektóre trudne zabiegi są technicznie możliwe do wykonania, a zoperowani pacjenci przeżywają. Mistrzów podpatrywał także na corocznych stażach w Klinice dla Koni w Telgte. O tym okresie drogi zawodowej mówi: – W Telgte nauczyłem się, że to nie wyposażenie jest decydującym warunkiem udanego zabiegu, lecz przede wszystkim wiedza i sprawność chirurga. Na przykład podczas zabiegów jamy brzusznej używa się podstawowych narzędzi. Pytam o porównanie stanu opieki nad końmi w Polsce i w Niemczech. Właściciel szpitala odpowiada: – To jak porównanie stanu autostrad w Polsce i w Niemczech. SZPITAL Kiedy Paweł Golonka w 2001 roku zakładał szpital, niektórzy pukali się w głowę. Gwałtowny wzrost liczby leczonych koni, w tym przypadków ze schorzeniami ortopedycznymi i chirurgicznymi, początkowo operowanych w stajniach ma- cierzystych (niekiedy bezpośrednio na trawie), doprowadził do podjęcia decyzji o otwarciu pierwszego w Polsce prywatnego szpitala na wzór niemieckich klinik dla koni. – Dla mnie założenie szpitala nie było decyzją komercyjną, a wynikało z chęci niesienia pomocy chorym zwierzętom – mówi doktor. W pierwszym roku działalności szpital przyjął 160 pacjentów – mimo braku odpowiedniego sprzętu, m.in. do narkozy wziewnej (koniecznej przy długich operacjach). Dziś do głównych zadań szpitala należy diagnostyka chorób koni, zwłaszcza w zakresie ortopedii i schorzeń chirurgicznych, ale także chorób wewnętrznych, alergii, dermatologii i stomatologii. Dobry sprzęt diagnostyczny – RTG, USG czy endoskopia – umożliwia wykonanie bardzo szerokiego zakresu badań na miejscu. W szpitalu wykonuje się kilkaset operacji rocznie. W samym 1997 roku lek. med. wet. Paweł Golonka zoperował 393 konie, natomiast do dnia dzisiejszego wykonał ok. 4000 operacji i, jak sam przyznaje, od pewnego czasu ich już nie liczy. Najczęściej wykonywane zabiegi to: artroskopia (operacje stawów, usunięcia odprysków kostnych), operacje kolek, chirurgia ścięgien, ope- racje dychawicy świszczącej i innych schorzeń dróg oddechowych, operacje łykawości, leczenie złamań kości, chirurgia źrebiąt oraz choroby zębów i zatok okołonosowych. Chirurgia koni, jak podkreśla doktor, to ciężkie zadanie, gdyż trzeba długo się uczyć i wykazywać się nie lada profesjonalizmem. Wielu młodym ludziom brakuje zapału do pokonywania tej trudnej drogi, bo po co – jak sam mówi – wchodzić na Giewont, skoro można posiedzieć na Krupówkach? – Leczenie koni to wielka frajda, ale i trudność. Nie tylko ze względu na masę (konie ważą około 500 kg), ale także z powodu niezwykłej wrażliwości tych zwierząt oraz delikatności tkanki. Pies po operacji – dodaje doktor – będzie chodził na trzech nogach, natomiast koń po zabiegu musi obciążać wszystkie cztery kończyny, gdyż w przeciwnym razie wystąpi ochwat. Dr Golonka dużą wagę przywiązuje do opieki pooperacyjnej swych podopiecznych. Szpital dysponuje kilkudziesięcioma boksami, zapewniając pełną opiekę leczonym zwierzętom. Właściciel gliwickiego szpitala uważa, że jego zawód definiuje nie tylko wykonywanie określonych czynności, ale specyficzne podejście do pacjenta, wymagające określonych cech osobowości: wrażliwości, empatii, WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK • 5/2008 www.weterynaria.elamed.pl 97 VET-SYLWETKA życzliwości oraz troskliwości. Często właśnie serce okazywane koniom potrafi zdziałać cuda, bo w praktyce lekarskiej dr. Golonki przeżywały konie, których stan wydawał się beznadziejny. Dr Golonka postuluje w swej pracy holistyczne podejście do pacjenta: – Pamiętajmy, że każdego pacjenta należy traktować nie jako chorą nogę, lecz jako chorego konia. Wszystkie badania muszą być wykonane w sposób humanitarny, gdyż koń czuje i cierpi. O PACJENTACH I POKONYWANIU BARIER Lek. Paweł Golonka doskonale pamięta swoich pacjentów, szczególnie tych pierwszych. Wspomina konia z toru wyścigowego w Partynicach, którego musiał zszyć, ale wziął za cienką igłę, bo... nie chciał mu zrobić krzywdy. Z nostalgią przywołuje w myślach klacz o wdzięcznym imieniu Lubawka, która przyjechała do niego z kolką operacyjną. – Gdy otworzyłem jamę brzuszną, początkowo wpadłem w panikę – wspomina doktor – natomiast po niedługim czasie zobaczyłem, że coraz więcej jelit się uwalnia, i poczułem, że zmierzam w dobrym kierunku. Jego pacjentem był Joker, koń Piotra Morsztyna, którego doktor operował 98 WETERYNARIA W PRAKTYCE aż trzykrotnie na skręt jelit, dychawicę świszczącą oraz martwicę chrząstki kopytowej. Do dnia dzisiejszego koń ten bierze udział w zawodach. Z kolei Kartacz to koń, u którego doktor operował pierwszą dychawicę świszczącą. Każda dobrze wykonana operacja dodawała doktorowi pewności siebie i sprzyjała pokonywaniu wewnętrznych barier. Obecnie w gliwickim szpitalu operowane są konie z całej Polski i Europy. Doktor operuje także w Niemczech, Rosji, na Sycylii, a nawet przebywał jako konsultant w klinice weterynaryjnej w Arabii Saudyjskiej. – Dziś na brak pacjentów nie mogę narzekać. Właściwie połowa z nich odsyłana jest z kwitkiem, bo nie starcza mi czasu. Dr Golonka codziennie przy stole operacyjnym spędza wiele godzin. Nagłe przypadki przyjmowane są 24 godziny na dobę. KILKA SŁÓW O WŁAŚCICIELACH KONI – Ludzie często kupują konia, bo nakazuje im to moda. Nie wiąże się to z prawdziwym zrozumieniem zwierzęcia i sympatią do niego. Chęć posiadania jest nadrzędna i nagminnie prowadzi do instrumentalnego traktowania konia – mówi dr Golonka. Dlatego nierzadko decyzja o leczeniu chorego konia nie jest podejmowana przez właściciela w ogóle, bo, jak argumentują posiadacze koni, zwierzę jest od tego, aby na nim jeździć, a nie leczyć. Czasem decyzja jest podejmowana zbyt późno, kiedy koń przyjmowany jest w stanie przedagonalnym, co nie daje większych szans na przeżycie. Tak jest w przypadku kolek, które można leczyć jedynie chirurgicznie a nie zachowawczo. – Jeśli właściciel przeoczy pierwsze symptomy choroby i nie wezwie lekarza weterynarii, aby pomógł zwierzęciu, kolka może skończyć się śmiercią. W przypadkach najcięższych o życiu konia stanowią godziny – wyjaśnia doktor. SIWEK Operacja dobiega końca. Koń wraca do boksu pooperacyjnego. Znów jest podnoszony za pomocą dźwigu i układany na podłodze. Tam zostanie aż do całkowitego wybudzenia. Wpatruję się intensywnie w ekran monitora. Po kilku chwilach Siwek wstaje. To znak, że operacja się udała. Słyszymy trzask drzwi. Jest kolejny pacjent, który przyjechał z Zakopanego z silnym powikłaniem po kastracji. Lek. Paweł Golonka przygotowuje się do następnej operacji... Tekst i zdjęcia: Monika Cukiernik Lek. wet. Paweł Golonka przy stole operacyjnym Obserwacja wnętrza stawu na ekranie monitora Operacja trwa... Zabieg artroskopii w gliwickim szpitalu wykonuje się bardzo często WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK • 5/2008 www.weterynaria.elamed.pl