wersja do czytania - Ireneusz Kaczmarczyk

Transkrypt

wersja do czytania - Ireneusz Kaczmarczyk
SJ
A
D
O
C
ZY
TA
N
IA
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Słowa przychodzą później
(wiersze wybrane)
1986 – 2006
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Modlitwa wieczorna
Panie czy twój ostatni cud
dokonał się w Betanii
czy też można jeszcze na coś liczyć
spróbuj znaleźć się w naszej sytuacji
czy nie dziwi cię smutek twoich prowincji
czy nie dostrzegasz siwiejącej wiosny
i przeklinanych poetów mających coś z Mesjasza
czy niepokoi cię fakt że umieramy pionowo
zastygamy nagle przy drodze jak znaki
nie ujęte w żadnym kodeksie
skazuje nas twoje milczenie
ale nie jest jeszcze za późno
na wspólny akt naszej wiary
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
strach nie podlega tarczy zegara
odchodzi po dwudziestej czwartej
po tygodniu po roku przychodzi po roku
po tygodniu po dwudziestej czwartej
i popycha sekundami prosto w życie
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
wiersz o umieraniu piszę latami
dni mijają się bezszelestnie jak ukłony
czasami nieprzewidziany wypadek
wprowadza chaos w szeregu cyfr
ale kilka łez to jeszcze nie powódź
zdolna zatopić jedno życie
więc dopisuję kolejne wersy po przecinku
i głaszczę pewność że wiersz o śmierci
będzie także mojego autorstwa
choć przy nazwisku
jego suchy urzędowy tytuł
dopisze już inna obca ręka
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
każdego roku
umierają młodzi mężczyźni
zajmują miejsce w ziemi w pamięci
w pionie strzelistych kościołów
zastygają gwałtownie
pod mostami rozpoznają bezmiar
rezygnują z podróży gdy tory
prowadzą przypadkiem przez ich serca
odciskają twarze w oczach smutnych kochanek
uciekają od miłości i lęku skuleni do czasu
kiedy jakiś obcy w białym kitlu
nie rozprostuje im ramion
zbyt wiotkich jak na trwały krzyż
nie doczekali starości
drugiego dzieciństwa i ufności
ukrytej w paciorkach różańca
odeszli tak młodo a marzyli o cudach
mieli tyle do powiedzenia a nikt ich nie słuchał
mieli po trzydzieści trzy lata
jak zawsze
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
_ _ _
jest taka godzina
do której lęk
pasuje jak pisklę do gniazda
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
opowiadaj córeczko
opowiadaj twoje bajki
wesoło i dobrze się kończą
tak niewiele ich w życiu słyszałem
więc opowiadaj dopóki
spokojnie i szybko
nie zaśnie twój duży
dziecinny ojciec
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Tajemnica
kropla rosy o świcie
gasi pragnienie
uwalnia źdźbło trawy
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
właściwie to
kto to jest ten poeta
żadnych usprawiedliwień żadnych praw żadnych ulg
a wystawiony jak stodoła na pijany ogień
podległy wciąż jak nietoperz nocy
jak wolność kracie
kim właściwie jest ten co pisze wiersze
ten co widzi i słyszy ten co czuje
co pochowane głęboko w ciele już za życia
swojego i twojego ten co wygrzebuje kręgosłupy
miernych sytuacji sklepowych dramatów
psich oczekiwań ludzkich warknięć
i nieludzkich upadków ten co oddziela mięso od kości
i ubiera w słowa ogólnodostępne
jak szyldy pieniądze nagrobki
nazywa miejsca w które nikt nie wejdzie
parzy się chłodem gwiazd pije i pustoszeje
robi miejsce na nowe szyderstwo
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Autoportret w galarecie
nie mam języka
więc usta otwarte na każdy haust nieba
i pełne milczenia
głowa na powierzchni
oparta o szczudła skrzeli
wrasta w ziemię i ani drgnie
między żebrami
wigilijny poemat
układa się w tęsknotę za wodą
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
nie jest ważny człowiek
który cierpi
ważne jest cierpienie
jakiego doświadcza
ludzie rodzą się i umierają
a ból
tworzy historię nieprzerwanie
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
dlaczego nie łza
i nie cisza
prawdziwa jak moja babka
gdy z kamieniarzem
rozmawia najintymniej w życiu
podczas kiedy ja
sam z sobą w strachu
przecinam wierszem krtań
nieprzerwanie
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Sen
śniło mi się piekło
domy płuc wyszczerbione bezdechem
ulice zapchane żółcią
lepkie zaułki smród ciemność
złogi przeszłości
kratery strachu
i ledwie słyszalny takt
pulsowanie w ścianach
czystej krwi
w poszukiwaniu rany
którą najbliżej do światła
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
płacz płacz cierp
rozpaczaj szlochaj
złość się umieraj
ale uważaj
abyś nie udławił się
kawałkiem jabłka
który rośnie ci w ustach
od początku świata
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
samotność to treść
a nie kształt słowa
kolor
a nie granice przedmiotów
które go wyznaczają
to przestrzeń i bezmiar
co zawiera wszystko
za czym tęsknisz
tak blisko
gdy zamkniesz oczy
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
nie jesteś kobietą
a rodzisz
więc krzycz
niech ulica słyszy
ten ból który budzi
legendy o wilkołakach
chociaż to tylko ty
sam z siebie
lekko spóźniony
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
ukończyłem trzydzieści trzy lata
i wiem że od dziś wszystko może się zdarzyć
teraz prowadzę samochód
uczę się wymawiać słowa
smród zdrada kara kłamstwo
to takie ludzkie
mam trzydzieści trzy lata i ocalałem
jestem człowiekiem powtarzam głośno
i zwalniam pedał gazu
na wszelki wypadek
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
są ludzie którzy mają wszystko
w cudzych domach
sobotnią herbatę ciepłe noce
niedzielny rosół
wędrują stukają do drzwi
smutno się uśmiechają
i wcierają w wycieraczki
razem z kurzem strach
by nie zaprószyć tej odrobiny życia
na jaką ich jeszcze stać
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
zeszli ze ścian z fotografii
z obrazów z gór z nieba
zeszli z ołtarzy ze stosów
z szubienic ze sceny z mgły
wyszli z wierszy z marzeń
z symfonii z nocy ze snów
ze szczelin z więzień z pamięci
wyszli z jaskiń z lasów z grobów
z bram z piwnic z pałaców
wyszli z ognia z lodu z ruin
przyszli przeszli przez czas
przeze mnie tuż za nimi ostatni
na nikogo nie czekam idę
idziemy
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
nie rozumiem szaleństwa Ezry Pounda
i pretensji Allana Ginsberga
nie dowierzam śmierci Edwarda Stachury
i pomyliłem się co do Wojaczka
mam chłodny stosunek do szkoły nowojorskiej
nie modlę się do boga narkomanów
alkoholików i jego aniołów
nie jestem głosem swojego pokolenia
nie jestem żadnym głosem zwłaszcza dziś
kiedy obudziłem się przestraszony
że moje oczy znowu stygną
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
ziemia jest dnem nieba
tu zakopuje się ciała
i mało ulotne wiersze o miłości
tu chodzimy głowami do góry
czas odmierzają płytkie oddechy
a błękit kamienieje w oczach
tu świeci słońce
wieje wiatr pada deszcz
niebo daje znać o sobie
a my z nadzieją chwytamy szpadel
i oddzielamy boskie od ludzkich
sprawy
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
zobaczyć kobietę
pokochać
nie odwrotnie
zobaczyć siebie
wytrząsnąć z głowy myśli
najlepiej o prawdę
byle przed nocą
dopiero wtedy
z pierwszego ruchu warg
odczytać wiersz
o miłość
który rodzi się chciwy
jak oczy de Lautreca
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
niczym się tego nie da
ani wierszem ani czasem
ani płaczem ani ciałem
ani snem ani wodą
ani wódą ani chlebem
ani tobą ani mową
ani niczym tylko
dalej trzeba i to wszystko
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
iluzje moje kochanki
na drodze
którą wciąż dalej do miłości
niż do umierania
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
kochaj i mów kocham
bo inaczej w sercu
wyrośnie ci krzyż
i usztywni twoje ramiona
i stwardnieją twoje plecy
kochaj bo inaczej w sercu
wyrosną ci jeszcze dwa krzyże
i usłyszysz w sobie
wszystkie języki ludzkości
i poznasz strach
a przecież jesteś zbawiona
pamiętaj o tym
kiedy stoisz w tłumie
przed kolejnym w życiu
wzgórzem czaszki
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
_ _ _
mówisz do mnie
i kończysz zdanie kropką
zamykasz drzwi do Paryża
w którym świeci teraz słońce
a tłuste gołębie
spacerują bez celu po parapetach
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Radość
dawno ścięte drzewa
kiedy przychodzisz
ożywają w drzwiach
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
ile kosztuje poezja
można ją wymienić od ręki
na kilka chusteczek do ścierania z twarzy
śladów smutku
starą analogową płytę Niny Simone
z jej błyszczącymi wśród lasu zmarszczek
polanami oczu
życie płynące obok jak myśli
kiedy prowadzę samochód drogą na Busko
a kierownica w rękach staje się różdżką
ile warte są wiersze
skoro z miliona słów w mojej głowie
żadne nie jest bogiem
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
każdy człowiek
w tym porządku
ma swoją gwiazdę
kiedy upada
gwiazda nieruchomieje
wypowiada jakieś zaklęcie
wtedy wstaje następny
człowiek
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
są takie wiersze bez końca
w prostej linii smutku
w krzywym zwierciadle radości
w raju twojego ciała
w tunelu aorty pochłaniającym kropkę znad i
sprzed słowa pokory i ameny
bez których nie można domknąć drzwi modlitwy
są takie wiersze bez końca
jak źródło światła
jak przemieniony w zwierciadłach
jego fałszywy blask
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
wypadłem ze snu
jak z paryskiego metra
w ciele drżą mi jeszcze
maleńkie wagoniki twoich palców
zamykam oczy
i szukam uzasadnienia dla dalszej podróży
ale biel głaszcze powieki jak prawo do życia
fragment dwóch ścian i sufitu
trzy linie z jednego źródła
różne odcienie
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
_ _ _
dziwię się
kiedy pada deszcz i moknę
dziwię się
kiedy dotykasz mnie w locie
skrzydłem chmury
a liście znowu opadają
jak ręce
po długich pożegnaniach
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
słuchaj mnie tam gdzie jesteś
bo nie usłyszysz mnie tam gdzie mnie nie ma
wewnętrzny głos jak rdzeń
porusza się w tobie po prowadnicy życia
czasem tonie w rozpaczy
i więdną zmysły i nie ma już nic oprócz ciała
ale dopiero wtedy możesz znowu usłyszeć
siebie w sobie
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Dziennik
co ja ostatnio z tą poezją
a ty taka przyziemna od siatek
i prozaiczna że bułki z rana że gaz
że znowu okradli nam piwnicę
z lata ukrytego w słoikach twoimi
rękami że lęk wyrasta ci na plecach
drugą skórą a pamięć
wyrywa ze snu kolejną godzinę
co ja z tymi wierszami ostatnio
a ty jak poszarpany margines
z kartki na kartkę z dnia na dzień
zawsze z prawej strony
obok słów cicha treść
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
zabrakło mi jednej ważnej rozmowy
telefonu spaceru chwili spokoju
budyniu z sokiem malinowym
linijki prozy mandarynki
filiżanki gorącej czekolady
teraz jest już za późno
nawet minuta wypadła z czasu
i odpoczywa teraz ode mnie jak wszystko
czego nie zrobiłem
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
uczłowieczam wiersz
nadaję mu kształt
zostawiam miejsce na ciszę
droga wymusza stopy
drugi człowiek ramiona
w palcach żyje to co jest
blisko ziemi układam wiersz
na obraz swój i podobieństwo
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
jak się przecisnąć
przez szczelinę między linijkami
jak przejść tę czystą
wolną jeszcze przestrzeń
odczytać prawdziwy biały wiersz
pośród zapisanych wcześniej
w jego szorstkich ścianach
czarnych treści
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
wciąż się boję
że dla spadającego właśnie liścia
braknie wyciągniętej dłoni
że dla płatka śniegu
tak oczywiście niepowtarzalnego
za ciepłe okaże się morze twojej łzy
że jedno słowo za dużo
to upadek pod mijającą sekundę
z wyszarpniętymi z niej tylko treściami
więc liczy się jedynie ta chwila
lekkie uderzenie słońca w policzek
i twoje zdziwienie wypełniające się ciepłem
zbyt szybko by je zatrzymać
na dłużej niż trwa
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
drewniani tańczą walca
muzyka opada miękko jak kurz
dyryguje z nieba Kantor
półmrok lepi cienie
srebrzystość w oczach
zamykają skrzydłami gołębie
głowy stukają o blat rezygnacji
drewniani przestępują z nogi na nogę
klekocą a w ustach rośnie im mech
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
drzewom jest ciasno
otwierają się konarami
człowiek chowa kluczyk
pod kamień serca
czasem śni tylko
z rozchylonymi lekko ustami
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
chmury nad głową spiskują
wiatr wyostrzył wieczór
rzeczywistość ostatnią falą
uderza o brzeg świadomości
strach bez uprzedzenia
odsłonił twarze przodków
by jak zwykle przed nocą
odetchnęli w tobie głęboko
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
boję się psów
biegnących schodami w dół
są szybsze
boję się samotności
w wyniku braku
lub jedynego wyjścia
kiedy ostatni miraż
spływa w deszczu
jak świeża akwarela
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
wiersz to rozmowa z Bogiem
lub cień ciemności
rdzawy balkon utopiony w bluszczu
wiersz jest realny żyje
karmi się moją krwią
boli moją skórą
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
można nauczyć się zapachu wody
przepływając ocean
rozmawiając z deszczem
można trwać potem w osłupieniu
na plaży pod niebem
ale zapach to nie są słowa
one przychodzą później
znacznie później
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
nie ma tu nikogo
twój krzyk
rozkruszy co najwyżej
grudy ziemi
i to piach zasypie ci gardło
niebo jest wielkim okiem
zmienia kolory
źrenicą słońca wypatruje czegoś
po tamtej stronie
jesteś jego nerwem
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
za mało
wszystkiego za mało
i czasu
i czasu jak braknie
to się okaże
że było w sam raz
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
zamykam oczy
są już pełne zdarzeń
ludzi słów
dzień utrwala się w ciemności
kiedyś się wypełni
i braknie we mnie miejsca
na najprostszą nawet chwilę gest
których jak dotąd
omijam w życiu tak wiele
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
ach te małe formy
cmentarze niezapisanych wierszy gdzieś
na odludziu serca
automatyczne drzwi tramwajów
rdzawy pył pospiesznych pociągów
mapy wyrysowane łzami
na kościelnej podłodze
kierunek zmarszczki w kącikach twoich ust
kiedy patrzysz w przeciwną stronę
te małe formy nagłe egzekucje
w niejasnych okolicznościach
w których przychodzi nam żyć
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
_ _ _
przeżyłem już swoje wiersze
i teraz dzieje się wszystkiego
ledwie na jedną linijkę
na jeden zielony ścieg
kiedy na skraju lasu
podziwiamy brzozy
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Złudzenia
wilki wyją do księżyca
tęsknią do pełni
podnoszą łby do symbolu
głupie
tylko kobiety bywają brzemienne
wypełniają brzuchy
mężczyźni milczą głęboko
kręcą się bezładnie
z pustym miejscem
po wyjętych żebrach
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
_ _ _
nie poruszaj się
niech ten pociąg przez ciebie przejedzie
i nie myśl bo to nie myśl jest odpowiedzialna
za najlżejsze nawet drgnienie powieki
tej dziewczynki przyklejonej teraz do szyby
dla której jedynie w takiej chwili
stajesz się czystym krajobrazem
wartym zapamiętania
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
_ _ _
Nikt się już od dawna nie pojawił z przeciwka.
A co, jeśli za zakrętem kończy się nagle droga
i zaczyna wszechświat? Chociaż co za różnica,
myślę, wjeżdżając powoli w łuk...
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Zmiana czasu
O trzeciej nad ranem,
cofnąłem wskazówki zegara o godzinę.
Przesunąłem fotel nieco w prawo
i tak rzeczywiście było lepiej niż do tej pory.
Przeczytałem dwa wiersze, jeden próbowałem napisać,
ale dwa razy sześćdziesiąt minut to i tak za mało,
więc skończyłem tylko jeść bułkę z chudą szynką,
którą przygotowałem w tamtym życiu.
Padał deszcz ale w powietrzu,
nie było teraz ani odrobinę mniej wilgoci.
Wykręciłem numer telefonu,
i tak jak poprzednim razem odłożyłem słuchawkę.
Może powinienem zaplanować na tę okazję
coś bardziej istotnego?
Jakieś rozstanie lub ostateczną rozmowę?
Zaczynanie wszystkiego jeszcze raz
nie jest takie proste, zwłaszcza w środku nocy.
Zupełnie tak, jak w środku życia.
Dlatego czas minął. I nic się właściwie nie stało.
IA
TA
N
C
ZY
O
SJ
A
D
Wiara
katedra cieni półcieni ciemności
realnych postaci ukrytych
w zakamarkach
zniekształcona architektura sensu
oparta o grube mury
przestrzeń nad głowami
którą czasem przecina przestraszony ptak
miejsce na oddech i na samotność
cisza w której słychać
opowieści słonecznych promieni
rozszczepionych w źrenicach witraży
długich jak modlitwy
gorących jak rany co wciąż otwarte
czekają cierpliwie na nasze dłonie
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
_ _ _
od nowych sytuacji
lepsze są tylko stare miejsca
zapach smoły z rozgrzanego dachu
kołek w płocie
winna latorośl w szczycie domu
kiedy umocowana w szczelinach
wyciąga szyje do lata
IA
TA
N
SJ
A
D
O
C
ZY
Pewność
usynowił mnie Mojżesz
rzuciłem wódkę i papierosy
pracuję ledwie dziesięć godzin dziennie
ziemię obiecywaną w telewizorze
wyrzucam do zsypu
nie używam leków zmieniających świadomość
nie odwiedzam salonów masażu
nie tęsknię do ostatniej
i pierwszej miłości nie gram w karty
banknotów dotykam co miesiąc
papierowego cielca władzy
zamykam w oborze
w drodze która od dawna nie jest pustynią
zachowuję ostrożność
choć i tak przecież wiem
że ci co idą z niewoli
mając oczy zaprószone egipskim pyłem
niczego już nie zobaczą
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Trud
to nie jest takie proste
wstawać jeść śniadanie pracować
zmieniać wyjaśniać radzić
pisać z córką wypracowania
rozmawiać z żoną milczeć z żoną
spotykać się w Łazienkach
telefonować telefonować telefonować
kłaść się nie spać wstawać
siadać do wiersza
kłaść się z powrotem znowu wstawać
jeść słuchać pamiętać widzieć
spieszyć się
dotykać tego wszystkiego dotykać
przez szczeliny po cesarskich cięciach
i rodzić się
wciąż się w sobie rodzić
IA
TA
N
C
ZY
SJ
A
D
O
Rzeczy ważne
Podsumowuję z Bogiem dzień.
Liczę cuda.
Te otwierające żagle serc
i te niedostrzeżone
przez roztrzaskane o przypadki oczy.
Nadchodzi noc. Wieje wiatr. Niesie.
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Kolacja
ten przesyt
i ten niedosyt kiedy jem
i nie wiem
o który chleb powszedni
chodzi tym razem
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
jestem tu tylko na chwilę
i nie wiem czy wystarczy czasu
na mądrość ze wszystkich doświadczeń
na książki które trzymają za gardło
na dom przy cichym jak skraj życia lesie
na miłość co pasuje jakby ulał świece
ktoś zdecydował że chwila wystarcza
ale nie powiedział czy jednego życia
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Wiersz miłosny
dziś słowa nic nie znaczą,
liczy się nagły wybuch słońca,
przetrącony kark samotności,
dzień i noc - dwa bilety do marzeń.
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
jestem w środku życia
i dziś pierwszy raz
modliłem się za innych
ludzie wychodzili ze mnie powoli
nikt ich nie wypraszał
nikt ich nie wołał
z każdą chwilą mój oddech
był lżejszy lżejszy lżejszy
cisza stroiła się sama
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
nie lubię układać wyrazów
w długie zdania
dni w wiersze
wierszy w modlitwę
i tak wszystko zmierza w jedną stronę
siedzę czekam na jutro
to jedyne co się teraz wydarza
Tadeusz Różewicz w siedemdziesiąte
piąte urodziny
chciałbym wierzyć że ludzie
będą się kochać
drzewa na krzyże przyszły do domów
kwitną w boazeriach
nerwowo kończy się wiek
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Tożsamość
trudno jest być kimś
poetą
trzeba wtedy chodzić
i opisywać to chodzenie
trzeba chodzić
żeby coś opisywać
ile to wysiłku wymaga
to bycie kimś
to opisywanie i odczytywanie
publiczne informowanie
kim się jest
a tu jeszcze ten strach
że oni wszyscy
pójdą sobie zaraz
do tych swoich
zwykłych spraw
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Samotność
rozproszyły się pragnienia
jest jesień
nie ma już nic odkrywczego
w podmuchu wiatru
który podnosi z ziemi
martwe liście
tak jak nie ma poezji
kiedy coś bardziej istotnego
niż próba jej wyrażenia
zatrzymuje tę chwilę
tylko dla mnie
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Równowaga
już wiem na pewno
że nie być to być naprawdę
doklejam chmurom garb
otwieram ich psi pysk
to znaczy że się urodziłem
i żyję od dawna tyle że chmury
nic ode mnie nie chcą
kierują się swoją wewnętrzną logiką
i tak jak drzewa góry woda
zostawiają mnie w spokoju
ja także czasem
zostawiam je w spokoju
IA
TA
N
C
ZY
SJ
A
D
O
* * *
nie żeby się coś nie stało
tylko nie stało się tamto
nie żeby nie kochać
tylko być obecnym
nie żeby nie szukać drogi
tylko znowu nie zbłądzić
nie żeby nie tęsknić
tylko widzieć kto jest obok
nie żeby się nie bać
tylko wiedzieć czego
nie żeby się nie rozstawać
tylko wiedzieć po co
nie żeby się nie żegnać
tylko wiedzieć jak
nie żeby nie umrzeć
tylko nie za życia
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Wiersz miłosny II
a przecież miało być inaczej
inaczej miało być
i jak teraz ochronić
raz odkryte serce
jak je objąć zasznurować
własnym ściegiem żył
dopłynąć samemu
do każdego miejsca bytu
IA
TA
N
C
ZY
O
SJ
A
D
* * *
trudniej w sobie niż w tłumie
usłyszeć kim się jest
mężczyźni nigdy nie zapomną
kobiety będą sobie przypominać
ale dopiero kiedy przestanie to mieć
jakiekolwiek znaczenie
miejsce po nim
samo się o ciebie upomni
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
odkładam już kamień
gestem jakim się poprawia
kwiaty w wazonie
może ktoś rzuci go we mnie
a może w wodę
z gardła wyjmuję kłamstwa
wciąż i wciąż i wciąż
żeby nie zakwitły różą ust
kiedy przyjdzie wypowiedzieć
najważniejsze zdanie
choć nie wiem czy przypadkiem
to i tak nie na tym właśnie polega
początek i koniec wszystkiego
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Czytając Różewicza
czytam Różewicza
Matka odchodzi
wzruszenie jest blisko treści
jak nigdy dotąd
rzeczy ważne wiąże
w kokardę spraw ostatecznych
ostrożnie czytam Różewicza
Matka odchodzi
ja dochodzę
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Poetycki warsztat
relację z życia poeta
zdaje zwykle w jednym wierszu
im poeta jest starszy
tym zapis bardziej praktyczny
tak jak okno zegar czy stół
mało w niej wykwintnych słów
tylko wskazówki co i jak
poeta pisze o życiu jeden wiersz
i za każdym razem ostatni
dlatego żyje często a przez to długo
zaskakuje go każdy świt
a zatrzymuje na dłużej noc
kiedy to dokonuje obrachunku
z jednego tylko popołudnia
jednego spotkania jednego
rozstania jednej myśli
która oplotła dzień jednego
też wspomnienia aż do chwili
kiedy i on sam tak blisko niej
nie stanie się pojedynczy
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Spotkanie
chciałem cię ulepić
ale ty już dawno z żebra
więc nie jesteś popołudniem
tylko w nim oddechem
jak ta różnica krótkim
i długim wystarczająco
aby je poczuć kiedy stoję
przy drodze na Wschód
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Książki
najważniejszą piszę o sobie
o tobie będzie najciekawsza
o nim jak wystarczy czasu
o nas jeśli zdążymy
o was jeśli się spotkamy
resztę zabijemy
IA
TA
N
C
ZY
O
SJ
A
D
* * *
mogę się spotkać ze słowem
jak z człowiekiem
nie w ostateczności
ale w chwilach ostatecznych
zawsze drugi
nigdy ostatni
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
nie będzie żadnego potem
kiedyś później
ale nie będzie też nigdy
można rozpocząć drogę do gwiazd
podnosząc żaluzje odkrywać ciepło
przenosząc kota z miejsca na miejsce
zbliżać się powoli do każdej
następnej chwili czyniąc ją jedynie
bardziej wykwintną
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Trwanie
wiersze coraz krótsze
a odległość między nimi coraz dłuższa
tyle spraw już umarło i słów
choć wciąż w obiegu
tak następuje zmiana
i zostawia po sobie spis treści
co odróżni kiedyś
odejście od śmierci
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Nadzieja
choć jedną małą chwilę
o własnych siłach
oprzeć o wieczność
2.04.2002
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Modlitwa wieczorna II
wszystkiego co moje i w zasięgu ręki
ziemi wyznaczonej granicami cienia
światów osobnych czasem wspólnej chwili
jednego tylko obrotu od wczoraj do dziś
niech mi wystarczy
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Dziennik
nic takiego się nie stało odwiozłem żonę
do pracy dalej długa poranna kawa
słone zakupy dla córki z kotem do lekarza
przyjąłem korespondencję odpisałem
na twój list jak zwykle pobyłem w reszcie
z ciszy wczorajszych pożegnań potwierdziłem
jedną obecność potem hałaśliwy obiad w barze
kilka telefonów trochę z siostrą o chorobach
z przyjacielem o duszy w pojęciach miękkich
jak ptysiowy krem wreszcie szybkie śmiertelne
wiadomości dnia a teraz siedzę zadziwiony
jak mało nazbierałem dziś na wiersz choć wiem
że i tak uzasadniony jest na pewno wyrok życia
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
_ _ _
dzień się nie kończy długo w noc
noc wchodzi daleko w dzień ze zdarzeń
w sen i odwrotnie bo nic się nie kończy
i nie zaczyna nawet a coraz więcej
do zapamiętania
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Wiersz miłosny - pojedynczy
ocean
w muszli serca
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Dziennik
od kiedy się dowiedziałem że Hanka umiera szybciej niż ja
robię co do mnie należy im szybciej ona umiera tym ja
żyję wolniej śledzę każdą chwilę od początku do końca
na przykład tę kiedy krzywisz twarz do lustra przymierzając
kolejny jesienny beret lub tę kiedy opowiadam ci o żabkach
i gdy jemy kolację w Tajskiej restauracji i wszystkie te chwile jedna
po drugiej nawet wtedy gdy otwierałaś mi drzwi od samochodu
im życie Hanki było krótsze tym moje było coraz dłuższe
o wiele bardziej o wszystkie te chwile ostatnie niż o następne
życia chwile które tak niepostrzeżenie lub nagle czasem się kończą
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
Pożegnania
mógłbym już umrzeć przejść
między sprawami i ludźmi
przystanąć przed zamkniętymi
drzwiach w niespełnieniu a
zrozumieniu obok chmury
wilgoci nad lasem
zostawię to na pewno kiedyś tak
jak mógłbym zostawić to dziś
teraz właśnie z wdzięcznością
i spokojem że nie zatrzymuję już
przy tym niepotrzebnie żadnej
innej chwili
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
nie wymagaj zbyt wiele
od ludzi
może nawet mniej
niż od kota
c z a s który ci pozostaje
między drogą a ścianą spraw
jest właściwy
i jest twoim jedynym
sprzymierzeńcem
IA
TA
N
C
ZY
O
D
SJ
A
* * *
czas upływa
słowa oddalają się
płaskie
jesteśmy coraz młodsi
i świat
staje się poręczniejszy
ogranicza się
jedzenie picie czarne białe sen
świętujemy
nad uprzątniętym
suto stołem