wersja do czytania - Ireneusz Kaczmarczyk
Transkrypt
wersja do czytania - Ireneusz Kaczmarczyk
SJ A D O C ZY TA N IA IA TA N C ZY O D SJ A Słowa przychodzą później (wiersze wybrane) 1986 – 2006 IA TA N C ZY O D SJ A Modlitwa wieczorna Panie czy twój ostatni cud dokonał się w Betanii czy też można jeszcze na coś liczyć spróbuj znaleźć się w naszej sytuacji czy nie dziwi cię smutek twoich prowincji czy nie dostrzegasz siwiejącej wiosny i przeklinanych poetów mających coś z Mesjasza czy niepokoi cię fakt że umieramy pionowo zastygamy nagle przy drodze jak znaki nie ujęte w żadnym kodeksie skazuje nas twoje milczenie ale nie jest jeszcze za późno na wspólny akt naszej wiary IA TA N C ZY O D SJ A * * * strach nie podlega tarczy zegara odchodzi po dwudziestej czwartej po tygodniu po roku przychodzi po roku po tygodniu po dwudziestej czwartej i popycha sekundami prosto w życie IA TA N C ZY O D SJ A * * * wiersz o umieraniu piszę latami dni mijają się bezszelestnie jak ukłony czasami nieprzewidziany wypadek wprowadza chaos w szeregu cyfr ale kilka łez to jeszcze nie powódź zdolna zatopić jedno życie więc dopisuję kolejne wersy po przecinku i głaszczę pewność że wiersz o śmierci będzie także mojego autorstwa choć przy nazwisku jego suchy urzędowy tytuł dopisze już inna obca ręka IA TA N C ZY O D SJ A * * * każdego roku umierają młodzi mężczyźni zajmują miejsce w ziemi w pamięci w pionie strzelistych kościołów zastygają gwałtownie pod mostami rozpoznają bezmiar rezygnują z podróży gdy tory prowadzą przypadkiem przez ich serca odciskają twarze w oczach smutnych kochanek uciekają od miłości i lęku skuleni do czasu kiedy jakiś obcy w białym kitlu nie rozprostuje im ramion zbyt wiotkich jak na trwały krzyż nie doczekali starości drugiego dzieciństwa i ufności ukrytej w paciorkach różańca odeszli tak młodo a marzyli o cudach mieli tyle do powiedzenia a nikt ich nie słuchał mieli po trzydzieści trzy lata jak zawsze IA TA N C ZY O D SJ A _ _ _ jest taka godzina do której lęk pasuje jak pisklę do gniazda IA TA N C ZY O D SJ A * * * opowiadaj córeczko opowiadaj twoje bajki wesoło i dobrze się kończą tak niewiele ich w życiu słyszałem więc opowiadaj dopóki spokojnie i szybko nie zaśnie twój duży dziecinny ojciec IA TA N C ZY O D SJ A Tajemnica kropla rosy o świcie gasi pragnienie uwalnia źdźbło trawy IA TA N C ZY O D SJ A * * * właściwie to kto to jest ten poeta żadnych usprawiedliwień żadnych praw żadnych ulg a wystawiony jak stodoła na pijany ogień podległy wciąż jak nietoperz nocy jak wolność kracie kim właściwie jest ten co pisze wiersze ten co widzi i słyszy ten co czuje co pochowane głęboko w ciele już za życia swojego i twojego ten co wygrzebuje kręgosłupy miernych sytuacji sklepowych dramatów psich oczekiwań ludzkich warknięć i nieludzkich upadków ten co oddziela mięso od kości i ubiera w słowa ogólnodostępne jak szyldy pieniądze nagrobki nazywa miejsca w które nikt nie wejdzie parzy się chłodem gwiazd pije i pustoszeje robi miejsce na nowe szyderstwo IA TA N C ZY O D SJ A Autoportret w galarecie nie mam języka więc usta otwarte na każdy haust nieba i pełne milczenia głowa na powierzchni oparta o szczudła skrzeli wrasta w ziemię i ani drgnie między żebrami wigilijny poemat układa się w tęsknotę za wodą IA TA N C ZY O D SJ A * * * nie jest ważny człowiek który cierpi ważne jest cierpienie jakiego doświadcza ludzie rodzą się i umierają a ból tworzy historię nieprzerwanie IA TA N C ZY O D SJ A * * * dlaczego nie łza i nie cisza prawdziwa jak moja babka gdy z kamieniarzem rozmawia najintymniej w życiu podczas kiedy ja sam z sobą w strachu przecinam wierszem krtań nieprzerwanie IA TA N C ZY O D SJ A Sen śniło mi się piekło domy płuc wyszczerbione bezdechem ulice zapchane żółcią lepkie zaułki smród ciemność złogi przeszłości kratery strachu i ledwie słyszalny takt pulsowanie w ścianach czystej krwi w poszukiwaniu rany którą najbliżej do światła IA TA N C ZY O D SJ A * * * płacz płacz cierp rozpaczaj szlochaj złość się umieraj ale uważaj abyś nie udławił się kawałkiem jabłka który rośnie ci w ustach od początku świata IA TA N C ZY O D SJ A * * * samotność to treść a nie kształt słowa kolor a nie granice przedmiotów które go wyznaczają to przestrzeń i bezmiar co zawiera wszystko za czym tęsknisz tak blisko gdy zamkniesz oczy IA TA N C ZY O D SJ A * * * nie jesteś kobietą a rodzisz więc krzycz niech ulica słyszy ten ból który budzi legendy o wilkołakach chociaż to tylko ty sam z siebie lekko spóźniony IA TA N C ZY O D SJ A * * * ukończyłem trzydzieści trzy lata i wiem że od dziś wszystko może się zdarzyć teraz prowadzę samochód uczę się wymawiać słowa smród zdrada kara kłamstwo to takie ludzkie mam trzydzieści trzy lata i ocalałem jestem człowiekiem powtarzam głośno i zwalniam pedał gazu na wszelki wypadek IA TA N C ZY O D SJ A * * * są ludzie którzy mają wszystko w cudzych domach sobotnią herbatę ciepłe noce niedzielny rosół wędrują stukają do drzwi smutno się uśmiechają i wcierają w wycieraczki razem z kurzem strach by nie zaprószyć tej odrobiny życia na jaką ich jeszcze stać IA TA N C ZY O D SJ A * * * zeszli ze ścian z fotografii z obrazów z gór z nieba zeszli z ołtarzy ze stosów z szubienic ze sceny z mgły wyszli z wierszy z marzeń z symfonii z nocy ze snów ze szczelin z więzień z pamięci wyszli z jaskiń z lasów z grobów z bram z piwnic z pałaców wyszli z ognia z lodu z ruin przyszli przeszli przez czas przeze mnie tuż za nimi ostatni na nikogo nie czekam idę idziemy IA TA N C ZY O D SJ A * * * nie rozumiem szaleństwa Ezry Pounda i pretensji Allana Ginsberga nie dowierzam śmierci Edwarda Stachury i pomyliłem się co do Wojaczka mam chłodny stosunek do szkoły nowojorskiej nie modlę się do boga narkomanów alkoholików i jego aniołów nie jestem głosem swojego pokolenia nie jestem żadnym głosem zwłaszcza dziś kiedy obudziłem się przestraszony że moje oczy znowu stygną IA TA N C ZY O D SJ A * * * ziemia jest dnem nieba tu zakopuje się ciała i mało ulotne wiersze o miłości tu chodzimy głowami do góry czas odmierzają płytkie oddechy a błękit kamienieje w oczach tu świeci słońce wieje wiatr pada deszcz niebo daje znać o sobie a my z nadzieją chwytamy szpadel i oddzielamy boskie od ludzkich sprawy IA TA N C ZY O D SJ A * * * zobaczyć kobietę pokochać nie odwrotnie zobaczyć siebie wytrząsnąć z głowy myśli najlepiej o prawdę byle przed nocą dopiero wtedy z pierwszego ruchu warg odczytać wiersz o miłość który rodzi się chciwy jak oczy de Lautreca IA TA N C ZY O D SJ A * * * niczym się tego nie da ani wierszem ani czasem ani płaczem ani ciałem ani snem ani wodą ani wódą ani chlebem ani tobą ani mową ani niczym tylko dalej trzeba i to wszystko IA TA N C ZY O D SJ A * * * iluzje moje kochanki na drodze którą wciąż dalej do miłości niż do umierania IA TA N C ZY O D SJ A * * * kochaj i mów kocham bo inaczej w sercu wyrośnie ci krzyż i usztywni twoje ramiona i stwardnieją twoje plecy kochaj bo inaczej w sercu wyrosną ci jeszcze dwa krzyże i usłyszysz w sobie wszystkie języki ludzkości i poznasz strach a przecież jesteś zbawiona pamiętaj o tym kiedy stoisz w tłumie przed kolejnym w życiu wzgórzem czaszki IA TA N C ZY O D SJ A _ _ _ mówisz do mnie i kończysz zdanie kropką zamykasz drzwi do Paryża w którym świeci teraz słońce a tłuste gołębie spacerują bez celu po parapetach IA TA N C ZY O D SJ A Radość dawno ścięte drzewa kiedy przychodzisz ożywają w drzwiach IA TA N C ZY O D SJ A * * * ile kosztuje poezja można ją wymienić od ręki na kilka chusteczek do ścierania z twarzy śladów smutku starą analogową płytę Niny Simone z jej błyszczącymi wśród lasu zmarszczek polanami oczu życie płynące obok jak myśli kiedy prowadzę samochód drogą na Busko a kierownica w rękach staje się różdżką ile warte są wiersze skoro z miliona słów w mojej głowie żadne nie jest bogiem IA TA N C ZY O D SJ A * * * każdy człowiek w tym porządku ma swoją gwiazdę kiedy upada gwiazda nieruchomieje wypowiada jakieś zaklęcie wtedy wstaje następny człowiek IA TA N C ZY O D SJ A * * * są takie wiersze bez końca w prostej linii smutku w krzywym zwierciadle radości w raju twojego ciała w tunelu aorty pochłaniającym kropkę znad i sprzed słowa pokory i ameny bez których nie można domknąć drzwi modlitwy są takie wiersze bez końca jak źródło światła jak przemieniony w zwierciadłach jego fałszywy blask IA TA N C ZY O D SJ A * * * wypadłem ze snu jak z paryskiego metra w ciele drżą mi jeszcze maleńkie wagoniki twoich palców zamykam oczy i szukam uzasadnienia dla dalszej podróży ale biel głaszcze powieki jak prawo do życia fragment dwóch ścian i sufitu trzy linie z jednego źródła różne odcienie IA TA N C ZY O D SJ A _ _ _ dziwię się kiedy pada deszcz i moknę dziwię się kiedy dotykasz mnie w locie skrzydłem chmury a liście znowu opadają jak ręce po długich pożegnaniach IA TA N C ZY O D SJ A * * * słuchaj mnie tam gdzie jesteś bo nie usłyszysz mnie tam gdzie mnie nie ma wewnętrzny głos jak rdzeń porusza się w tobie po prowadnicy życia czasem tonie w rozpaczy i więdną zmysły i nie ma już nic oprócz ciała ale dopiero wtedy możesz znowu usłyszeć siebie w sobie IA TA N C ZY O D SJ A Dziennik co ja ostatnio z tą poezją a ty taka przyziemna od siatek i prozaiczna że bułki z rana że gaz że znowu okradli nam piwnicę z lata ukrytego w słoikach twoimi rękami że lęk wyrasta ci na plecach drugą skórą a pamięć wyrywa ze snu kolejną godzinę co ja z tymi wierszami ostatnio a ty jak poszarpany margines z kartki na kartkę z dnia na dzień zawsze z prawej strony obok słów cicha treść IA TA N C ZY O D SJ A * * * zabrakło mi jednej ważnej rozmowy telefonu spaceru chwili spokoju budyniu z sokiem malinowym linijki prozy mandarynki filiżanki gorącej czekolady teraz jest już za późno nawet minuta wypadła z czasu i odpoczywa teraz ode mnie jak wszystko czego nie zrobiłem IA TA N C ZY O D SJ A * * * uczłowieczam wiersz nadaję mu kształt zostawiam miejsce na ciszę droga wymusza stopy drugi człowiek ramiona w palcach żyje to co jest blisko ziemi układam wiersz na obraz swój i podobieństwo IA TA N C ZY O D SJ A * * * jak się przecisnąć przez szczelinę między linijkami jak przejść tę czystą wolną jeszcze przestrzeń odczytać prawdziwy biały wiersz pośród zapisanych wcześniej w jego szorstkich ścianach czarnych treści IA TA N C ZY O D SJ A * * * wciąż się boję że dla spadającego właśnie liścia braknie wyciągniętej dłoni że dla płatka śniegu tak oczywiście niepowtarzalnego za ciepłe okaże się morze twojej łzy że jedno słowo za dużo to upadek pod mijającą sekundę z wyszarpniętymi z niej tylko treściami więc liczy się jedynie ta chwila lekkie uderzenie słońca w policzek i twoje zdziwienie wypełniające się ciepłem zbyt szybko by je zatrzymać na dłużej niż trwa IA TA N C ZY O D SJ A * * * drewniani tańczą walca muzyka opada miękko jak kurz dyryguje z nieba Kantor półmrok lepi cienie srebrzystość w oczach zamykają skrzydłami gołębie głowy stukają o blat rezygnacji drewniani przestępują z nogi na nogę klekocą a w ustach rośnie im mech IA TA N C ZY O D SJ A * * * drzewom jest ciasno otwierają się konarami człowiek chowa kluczyk pod kamień serca czasem śni tylko z rozchylonymi lekko ustami IA TA N C ZY O D SJ A * * * chmury nad głową spiskują wiatr wyostrzył wieczór rzeczywistość ostatnią falą uderza o brzeg świadomości strach bez uprzedzenia odsłonił twarze przodków by jak zwykle przed nocą odetchnęli w tobie głęboko IA TA N C ZY O D SJ A * * * boję się psów biegnących schodami w dół są szybsze boję się samotności w wyniku braku lub jedynego wyjścia kiedy ostatni miraż spływa w deszczu jak świeża akwarela IA TA N C ZY O D SJ A * * * wiersz to rozmowa z Bogiem lub cień ciemności rdzawy balkon utopiony w bluszczu wiersz jest realny żyje karmi się moją krwią boli moją skórą IA TA N C ZY O D SJ A * * * można nauczyć się zapachu wody przepływając ocean rozmawiając z deszczem można trwać potem w osłupieniu na plaży pod niebem ale zapach to nie są słowa one przychodzą później znacznie później IA TA N C ZY O D SJ A * * * nie ma tu nikogo twój krzyk rozkruszy co najwyżej grudy ziemi i to piach zasypie ci gardło niebo jest wielkim okiem zmienia kolory źrenicą słońca wypatruje czegoś po tamtej stronie jesteś jego nerwem IA TA N C ZY O D SJ A * * * za mało wszystkiego za mało i czasu i czasu jak braknie to się okaże że było w sam raz IA TA N C ZY O D SJ A * * * zamykam oczy są już pełne zdarzeń ludzi słów dzień utrwala się w ciemności kiedyś się wypełni i braknie we mnie miejsca na najprostszą nawet chwilę gest których jak dotąd omijam w życiu tak wiele IA TA N C ZY O D SJ A * * * ach te małe formy cmentarze niezapisanych wierszy gdzieś na odludziu serca automatyczne drzwi tramwajów rdzawy pył pospiesznych pociągów mapy wyrysowane łzami na kościelnej podłodze kierunek zmarszczki w kącikach twoich ust kiedy patrzysz w przeciwną stronę te małe formy nagłe egzekucje w niejasnych okolicznościach w których przychodzi nam żyć IA TA N C ZY O D SJ A _ _ _ przeżyłem już swoje wiersze i teraz dzieje się wszystkiego ledwie na jedną linijkę na jeden zielony ścieg kiedy na skraju lasu podziwiamy brzozy IA TA N C ZY O D SJ A Złudzenia wilki wyją do księżyca tęsknią do pełni podnoszą łby do symbolu głupie tylko kobiety bywają brzemienne wypełniają brzuchy mężczyźni milczą głęboko kręcą się bezładnie z pustym miejscem po wyjętych żebrach IA TA N C ZY O D SJ A _ _ _ nie poruszaj się niech ten pociąg przez ciebie przejedzie i nie myśl bo to nie myśl jest odpowiedzialna za najlżejsze nawet drgnienie powieki tej dziewczynki przyklejonej teraz do szyby dla której jedynie w takiej chwili stajesz się czystym krajobrazem wartym zapamiętania IA TA N C ZY O D SJ A _ _ _ Nikt się już od dawna nie pojawił z przeciwka. A co, jeśli za zakrętem kończy się nagle droga i zaczyna wszechświat? Chociaż co za różnica, myślę, wjeżdżając powoli w łuk... IA TA N C ZY O D SJ A Zmiana czasu O trzeciej nad ranem, cofnąłem wskazówki zegara o godzinę. Przesunąłem fotel nieco w prawo i tak rzeczywiście było lepiej niż do tej pory. Przeczytałem dwa wiersze, jeden próbowałem napisać, ale dwa razy sześćdziesiąt minut to i tak za mało, więc skończyłem tylko jeść bułkę z chudą szynką, którą przygotowałem w tamtym życiu. Padał deszcz ale w powietrzu, nie było teraz ani odrobinę mniej wilgoci. Wykręciłem numer telefonu, i tak jak poprzednim razem odłożyłem słuchawkę. Może powinienem zaplanować na tę okazję coś bardziej istotnego? Jakieś rozstanie lub ostateczną rozmowę? Zaczynanie wszystkiego jeszcze raz nie jest takie proste, zwłaszcza w środku nocy. Zupełnie tak, jak w środku życia. Dlatego czas minął. I nic się właściwie nie stało. IA TA N C ZY O SJ A D Wiara katedra cieni półcieni ciemności realnych postaci ukrytych w zakamarkach zniekształcona architektura sensu oparta o grube mury przestrzeń nad głowami którą czasem przecina przestraszony ptak miejsce na oddech i na samotność cisza w której słychać opowieści słonecznych promieni rozszczepionych w źrenicach witraży długich jak modlitwy gorących jak rany co wciąż otwarte czekają cierpliwie na nasze dłonie IA TA N C ZY O D SJ A _ _ _ od nowych sytuacji lepsze są tylko stare miejsca zapach smoły z rozgrzanego dachu kołek w płocie winna latorośl w szczycie domu kiedy umocowana w szczelinach wyciąga szyje do lata IA TA N SJ A D O C ZY Pewność usynowił mnie Mojżesz rzuciłem wódkę i papierosy pracuję ledwie dziesięć godzin dziennie ziemię obiecywaną w telewizorze wyrzucam do zsypu nie używam leków zmieniających świadomość nie odwiedzam salonów masażu nie tęsknię do ostatniej i pierwszej miłości nie gram w karty banknotów dotykam co miesiąc papierowego cielca władzy zamykam w oborze w drodze która od dawna nie jest pustynią zachowuję ostrożność choć i tak przecież wiem że ci co idą z niewoli mając oczy zaprószone egipskim pyłem niczego już nie zobaczą IA TA N C ZY O D SJ A Trud to nie jest takie proste wstawać jeść śniadanie pracować zmieniać wyjaśniać radzić pisać z córką wypracowania rozmawiać z żoną milczeć z żoną spotykać się w Łazienkach telefonować telefonować telefonować kłaść się nie spać wstawać siadać do wiersza kłaść się z powrotem znowu wstawać jeść słuchać pamiętać widzieć spieszyć się dotykać tego wszystkiego dotykać przez szczeliny po cesarskich cięciach i rodzić się wciąż się w sobie rodzić IA TA N C ZY SJ A D O Rzeczy ważne Podsumowuję z Bogiem dzień. Liczę cuda. Te otwierające żagle serc i te niedostrzeżone przez roztrzaskane o przypadki oczy. Nadchodzi noc. Wieje wiatr. Niesie. IA TA N C ZY O D SJ A Kolacja ten przesyt i ten niedosyt kiedy jem i nie wiem o który chleb powszedni chodzi tym razem IA TA N C ZY O D SJ A * * * jestem tu tylko na chwilę i nie wiem czy wystarczy czasu na mądrość ze wszystkich doświadczeń na książki które trzymają za gardło na dom przy cichym jak skraj życia lesie na miłość co pasuje jakby ulał świece ktoś zdecydował że chwila wystarcza ale nie powiedział czy jednego życia IA TA N C ZY O D SJ A Wiersz miłosny dziś słowa nic nie znaczą, liczy się nagły wybuch słońca, przetrącony kark samotności, dzień i noc - dwa bilety do marzeń. IA TA N C ZY O D SJ A * * * jestem w środku życia i dziś pierwszy raz modliłem się za innych ludzie wychodzili ze mnie powoli nikt ich nie wypraszał nikt ich nie wołał z każdą chwilą mój oddech był lżejszy lżejszy lżejszy cisza stroiła się sama IA TA N C ZY O D SJ A * * * nie lubię układać wyrazów w długie zdania dni w wiersze wierszy w modlitwę i tak wszystko zmierza w jedną stronę siedzę czekam na jutro to jedyne co się teraz wydarza Tadeusz Różewicz w siedemdziesiąte piąte urodziny chciałbym wierzyć że ludzie będą się kochać drzewa na krzyże przyszły do domów kwitną w boazeriach nerwowo kończy się wiek IA TA N C ZY O D SJ A Tożsamość trudno jest być kimś poetą trzeba wtedy chodzić i opisywać to chodzenie trzeba chodzić żeby coś opisywać ile to wysiłku wymaga to bycie kimś to opisywanie i odczytywanie publiczne informowanie kim się jest a tu jeszcze ten strach że oni wszyscy pójdą sobie zaraz do tych swoich zwykłych spraw IA TA N C ZY O D SJ A Samotność rozproszyły się pragnienia jest jesień nie ma już nic odkrywczego w podmuchu wiatru który podnosi z ziemi martwe liście tak jak nie ma poezji kiedy coś bardziej istotnego niż próba jej wyrażenia zatrzymuje tę chwilę tylko dla mnie IA TA N C ZY O D SJ A Równowaga już wiem na pewno że nie być to być naprawdę doklejam chmurom garb otwieram ich psi pysk to znaczy że się urodziłem i żyję od dawna tyle że chmury nic ode mnie nie chcą kierują się swoją wewnętrzną logiką i tak jak drzewa góry woda zostawiają mnie w spokoju ja także czasem zostawiam je w spokoju IA TA N C ZY SJ A D O * * * nie żeby się coś nie stało tylko nie stało się tamto nie żeby nie kochać tylko być obecnym nie żeby nie szukać drogi tylko znowu nie zbłądzić nie żeby nie tęsknić tylko widzieć kto jest obok nie żeby się nie bać tylko wiedzieć czego nie żeby się nie rozstawać tylko wiedzieć po co nie żeby się nie żegnać tylko wiedzieć jak nie żeby nie umrzeć tylko nie za życia IA TA N C ZY O D SJ A Wiersz miłosny II a przecież miało być inaczej inaczej miało być i jak teraz ochronić raz odkryte serce jak je objąć zasznurować własnym ściegiem żył dopłynąć samemu do każdego miejsca bytu IA TA N C ZY O SJ A D * * * trudniej w sobie niż w tłumie usłyszeć kim się jest mężczyźni nigdy nie zapomną kobiety będą sobie przypominać ale dopiero kiedy przestanie to mieć jakiekolwiek znaczenie miejsce po nim samo się o ciebie upomni IA TA N C ZY O D SJ A * * * odkładam już kamień gestem jakim się poprawia kwiaty w wazonie może ktoś rzuci go we mnie a może w wodę z gardła wyjmuję kłamstwa wciąż i wciąż i wciąż żeby nie zakwitły różą ust kiedy przyjdzie wypowiedzieć najważniejsze zdanie choć nie wiem czy przypadkiem to i tak nie na tym właśnie polega początek i koniec wszystkiego IA TA N C ZY O D SJ A Czytając Różewicza czytam Różewicza Matka odchodzi wzruszenie jest blisko treści jak nigdy dotąd rzeczy ważne wiąże w kokardę spraw ostatecznych ostrożnie czytam Różewicza Matka odchodzi ja dochodzę IA TA N C ZY O D SJ A Poetycki warsztat relację z życia poeta zdaje zwykle w jednym wierszu im poeta jest starszy tym zapis bardziej praktyczny tak jak okno zegar czy stół mało w niej wykwintnych słów tylko wskazówki co i jak poeta pisze o życiu jeden wiersz i za każdym razem ostatni dlatego żyje często a przez to długo zaskakuje go każdy świt a zatrzymuje na dłużej noc kiedy to dokonuje obrachunku z jednego tylko popołudnia jednego spotkania jednego rozstania jednej myśli która oplotła dzień jednego też wspomnienia aż do chwili kiedy i on sam tak blisko niej nie stanie się pojedynczy IA TA N C ZY O D SJ A Spotkanie chciałem cię ulepić ale ty już dawno z żebra więc nie jesteś popołudniem tylko w nim oddechem jak ta różnica krótkim i długim wystarczająco aby je poczuć kiedy stoję przy drodze na Wschód IA TA N C ZY O D SJ A Książki najważniejszą piszę o sobie o tobie będzie najciekawsza o nim jak wystarczy czasu o nas jeśli zdążymy o was jeśli się spotkamy resztę zabijemy IA TA N C ZY O SJ A D * * * mogę się spotkać ze słowem jak z człowiekiem nie w ostateczności ale w chwilach ostatecznych zawsze drugi nigdy ostatni IA TA N C ZY O D SJ A * * * nie będzie żadnego potem kiedyś później ale nie będzie też nigdy można rozpocząć drogę do gwiazd podnosząc żaluzje odkrywać ciepło przenosząc kota z miejsca na miejsce zbliżać się powoli do każdej następnej chwili czyniąc ją jedynie bardziej wykwintną IA TA N C ZY O D SJ A Trwanie wiersze coraz krótsze a odległość między nimi coraz dłuższa tyle spraw już umarło i słów choć wciąż w obiegu tak następuje zmiana i zostawia po sobie spis treści co odróżni kiedyś odejście od śmierci IA TA N C ZY O D SJ A Nadzieja choć jedną małą chwilę o własnych siłach oprzeć o wieczność 2.04.2002 IA TA N C ZY O D SJ A Modlitwa wieczorna II wszystkiego co moje i w zasięgu ręki ziemi wyznaczonej granicami cienia światów osobnych czasem wspólnej chwili jednego tylko obrotu od wczoraj do dziś niech mi wystarczy IA TA N C ZY O D SJ A Dziennik nic takiego się nie stało odwiozłem żonę do pracy dalej długa poranna kawa słone zakupy dla córki z kotem do lekarza przyjąłem korespondencję odpisałem na twój list jak zwykle pobyłem w reszcie z ciszy wczorajszych pożegnań potwierdziłem jedną obecność potem hałaśliwy obiad w barze kilka telefonów trochę z siostrą o chorobach z przyjacielem o duszy w pojęciach miękkich jak ptysiowy krem wreszcie szybkie śmiertelne wiadomości dnia a teraz siedzę zadziwiony jak mało nazbierałem dziś na wiersz choć wiem że i tak uzasadniony jest na pewno wyrok życia IA TA N C ZY O D SJ A _ _ _ dzień się nie kończy długo w noc noc wchodzi daleko w dzień ze zdarzeń w sen i odwrotnie bo nic się nie kończy i nie zaczyna nawet a coraz więcej do zapamiętania IA TA N C ZY O D SJ A Wiersz miłosny - pojedynczy ocean w muszli serca IA TA N C ZY O D SJ A Dziennik od kiedy się dowiedziałem że Hanka umiera szybciej niż ja robię co do mnie należy im szybciej ona umiera tym ja żyję wolniej śledzę każdą chwilę od początku do końca na przykład tę kiedy krzywisz twarz do lustra przymierzając kolejny jesienny beret lub tę kiedy opowiadam ci o żabkach i gdy jemy kolację w Tajskiej restauracji i wszystkie te chwile jedna po drugiej nawet wtedy gdy otwierałaś mi drzwi od samochodu im życie Hanki było krótsze tym moje było coraz dłuższe o wiele bardziej o wszystkie te chwile ostatnie niż o następne życia chwile które tak niepostrzeżenie lub nagle czasem się kończą IA TA N C ZY O D SJ A Pożegnania mógłbym już umrzeć przejść między sprawami i ludźmi przystanąć przed zamkniętymi drzwiach w niespełnieniu a zrozumieniu obok chmury wilgoci nad lasem zostawię to na pewno kiedyś tak jak mógłbym zostawić to dziś teraz właśnie z wdzięcznością i spokojem że nie zatrzymuję już przy tym niepotrzebnie żadnej innej chwili IA TA N C ZY O D SJ A * * * nie wymagaj zbyt wiele od ludzi może nawet mniej niż od kota c z a s który ci pozostaje między drogą a ścianą spraw jest właściwy i jest twoim jedynym sprzymierzeńcem IA TA N C ZY O D SJ A * * * czas upływa słowa oddalają się płaskie jesteśmy coraz młodsi i świat staje się poręczniejszy ogranicza się jedzenie picie czarne białe sen świętujemy nad uprzątniętym suto stołem