Drzewo na Placu Pawlaka – pdf do pobrania

Transkrypt

Drzewo na Placu Pawlaka – pdf do pobrania
bohdan skrzypczak
drzewo życia
na placu
pawlaka
wszystkie fot. w artykule: archiwum centrum aktywności lokalnej
czyli „glokalność” po polsku
4
Poszukiwanie „dobrej przestrzeni” życia prowadzi nas coraz częściej do przekonania, że jesteśmy
rozdarci pomiędzy koniecznością nadążania za wymogami współczesnego, konsumpcyjnie zorientowanego świata globalnego a tradycyjnym, niewielkich
rozmiarów światem rodziny, sąsiadów i przyjaciół
z naszej okolicy. Perspektywy makro- i mikroświatów
oddalają się od siebie na niebezpieczną odległość.
Szczególnego znaczenia nabiera w tym kontekście
odnalezienie kategorii łączącej je, będącej „na
pograniczu”, takiej, która umożliwi dialog pomiędzy
tradycyjnym i nowoczesnym, bliskim i dalekim,
swojskim i obcym.
Jedną z dróg w tych poszukiwaniach może być
ponowne zwrócenie się ku społeczności lokalnej
czy – mówiąc dobitniej – ku wspólnocie lokalnej.
Lokalność okazuje się przestrzenią, która
łączy perspektywę indywidualną i zbiorową,
pozwala nadać nową jakość i dynamikę nieuchronnym zmianom, jakim jesteśmy poddawani dziś i będziemy poddawani w bliższej i dalszej przyszłości.
Tutaj rodzą się kryteria oceny rozmaitych postaw,
dążeń i zachowań ludzi. W rodzinie, wśród przyja-
ciół i w lokalnych kręgach społecznych kształtują
się opinie o zmianach zachodzących w świecie.
W poszukiwaniu rozumienia nowego sensu środowiska lokalnego pomocne może być – wprowadzone
do publicznego dyskursu przez Zygmunta Baumana – pojęcie „glokalnej” przestrzeni. Los człowieka
kształtuje dziś glokalność ujawniająca się
na pograniczu wymiaru
lokalnego i globalnego.
Tam spotykają się i konfrontują z jednej strony
kultura masowa, telekomunikacja, cyberprzestrzeń
i globalna gospodarka, a z drugiej strony przestrzeń
fizyczna, moralna, wymiar psychospołeczny i historyczny – mała ojczyzna.
Przestrzeń pojmowana lokalnie jest wytworem
społecznego działania, ludzkiej aktywności, a także
obszarem wymiany dóbr, informacji i doświadczeń.
To, co na początku jest tylko anonimową przestrzenią, w miarę poznawania i nadawania wartości staje się konkretnym miejscem – naszym miejscem.
Dlatego reakcją na wzrastającą niepewność świata
społecznego staje się powrót do najbliższego środowiska. W pedagogicznej i humanistycznej interpretacji środowiskiem nazywamy – jak pisze Ryszard
Wroczyński – „określoną przestrzeń społeczno-kulturalno-przyrodniczą, z którą dana jednostka lub grupa
społeczna miała lub ma bezpośrednią lub pośrednią
styczność, w wyniku czego staje się ona źródłem
doświadczenia indywidualnego lub zbiorowego oraz
swoistym życiowym przewodnikiem”.
Przy takim podejściu ważne stają przede wszysstkim interakcje świadomych podmiotów, które tworzą dynamiczny układ społeczny. Na przestrzeń nie
patrzy się z pozycji widza-obserwatora,
ale doświadcza się jej poprzez
przekształcanie.
Te krótkie rozważania natury teoretycznej stanowią kontekst dla praktycznych działań w środowisku
lokalnym, o których chciałbym teraz opowiedzieć.
Czy można oddziaływać przestrzenią tak,
by dzięki temu uruchamiać tkwiący w danym miejscu i danej społeczności wewnętrzny kapitał zmiany
i rozwoju? W jaki sposób to robić? Oto krótka historia
glokalna sprzed kilku lat, która może być odpowiedzią na te pytania.
Miejscem akcji jest „(...) Olecko, ładne, schludne niemieckie miasteczko, nad schludnym jeziorem,
miasteczko z rozpoznawalną od razu geografią,
gdzie było gimnazjum, gdzie siedziba władz powiatu, gdzie boisko sportowe, gdzie dobra restauracja
z rybami (...) Olecko pokazuje w skrócie i miniaturze
to, na co się zdobyła Europa.” – tak ponad 30 lat
temu scharakteryzował Olecko – niewielkie mazurskie miasteczko – Tadeusz Konwicki. Nasza historia
zaczyna się właściwie już w 1561 r., kiedy Albrecht
Hohenzollern wydał akt założycielski dzisiejszego
Olecka (wówczas nazwanego Margrabowa), zawierający m.in. zgodę na wytyczenie ogromnego rynku
handlowego. Zakładano, że pierwszych 300 mieszkańców, a także następni liczni osiedleńcy będą
czerpać zyski z handlu prowadzonego na pograniczu polsko-litewsko-pruskim. Do tego ambitnego
zadania potrzebna była ambitna przestrzeń, dlatego
przygotowany plac handlowy otrzymał imponujące
rozmiary – 255 x 215 x 228 x 255 m.
Planów nie udało się zrealizować, ponieważ
szlaki handlowe ominęły Olecko. Jednak rynek,
większy od krakowskiego, pozostał. Po II wojnie
światowej, tak jak w co drugim miasteczku na tzw.
5
ziemiach odzyskanych, został nazwany placem Wolności i stał się miejscem zgromadzeń i propagandowych demonstracji na cześć odzyskanej wolności,
którą na co dzień trudno było dostrzec.
W cieniu odgórnie reżyserowanego życia
publicznego biegło codzienne życie mieszkańców.
Swoistym symbolem tej zwykłości była z pewnością
potocznie używana nazwa placu Wolności – plac
Pawlaka. Historia mówiona donosi, że stało się
to na cześć radnego Pawlaka, który wywalczył
położenie na placu płytek chodnikowych. Nikt nie
wiedział tego na pewno, ważne jednak, że każdy, kto
uważał się za prawdziwego olecczanina, doskonale
wiedział, co to jest plac Pawlaka.
Ogromna, pusta przestrzeń w samym centrum
miasta była odbiciem pustki, braku ruchu i szerszych
perspektyw w Olecku. Gdy patrzyło się na plac
z okien stojącego przy nim domu kultury, dostrzegało
się w nim symboliczne wręcz wyzwanie:
jeżeli ruszymy plac,
to poruszymy całą społeczność,
a więc sprawdzą się rozwojowe plany XVI-wiecznych
założycieli miasta. Zainteresowania mieszkańców
centralnym placem nie podzielali jednak demokratycznie wybrani po 1990 r. następcy radnego
Pawlaka. Plac okazał się za duży na możliwości
samorządu, pozostał więc nie zagospodarowany.
W tej sytuacji przestrzeń stała się wyzwaniem
dla lokalnych animatorów kultury. Pomysły były różne. Zaczęło się w 1994 r. – Witold Chmielewski wytyczył wtedy na placu „środek świata” i wraz z olecką
młodzieżą postawił wieżę, z której każdy mógł popatrzeć na świat i zobaczyć swoje marzenia. Innym
same marzenia nie wystarczały i starali się wcielić
je w życie. Grupa młodych pasjonatów zainstalowała
na placu kosze do koszykówki. Na płytkach radnego
Pawlaka doszło do historycznego meczu koszykarskiego z pierwszoligową drużyną Dojlidy Białystok.
Później były następne mecze i kolejne wydarzenia.
W końcu na placu Pawlaka stanęły indiańskie
wigwamy, a także Kopuła Fullera, olbrzymie słomiane łosie i wiele innych dziwów. Wszystko to z okazji
„Przystanku Olecko” – antyfestiwalu robionego dla
ludzi szukających „dobrej przestrzeni”. Okazało się,
że wielu właśnie w Olecku ją odnalazło. Globalny
świat medialnej nierzeczywistości – serialowego
„Przystanku Alaska” – wypełnił lokalną przestrzeń
6
małego mazurskiego miasteczka, tworząc ważny dla
wielu przystanek na ścieżce życia. Joanna Onoszko
– dziennikarka „Kobiety i Życia” – pisała wówczas:
„Ludzie szukający miejsca pod wielkim dachem nieba
– jak pisał Stachura, ludzie, dla których najważniejsze są proste i każdemu bliskie marzenia i wartości:
miłość, dom, rodzina, życzliwość, przyjaźń... wypisali
je na chodnikowych płytkach oleckiego rynku.”
Ostatecznym wzięciem we władanie tej glokalnej
– jak można dziś powiedzieć – przestrzeni miało stać
się zainstalowanie na środku placu „Drzewa życia”.
Projekt autorstwa Andrzeja Legusa – pochodzącego
z Olecka rysownika i satyryka – zmotywował do zaangażowania się następnych: Wiesia Bołtryka
– rzeźbiarza i buntowniczego aktora z Warszawy,
który znalazł życiowy przystanek w Olecku, Mirka
Rekiecia – rzeźbiarza czasowo stacjonującego poza
Oleckiem, Romka Karsztuna – animatora i społecznika z Olecka oraz Marka Żurowskiego – po prostu
i aż młodego olecczanina. Oni wszyscy zjednoczyli
swe wysiłki, by w ciągu trzech dni na oczach tłumu
widzów postawić na placu Pawlaka „Drzewo życia”.
Dodać muszę jednak, że „Drzewo życia” pojawiło
się na placu także dlatego, że patronem medialnym
oleckiego festiwalu było w 1996 r. „Życie Warszawy”.
Wypadało wówczas znaleźć interesujący sposób
na promocję pisma. Tak więc pedagogiczny eksperyment wziął się z marketingu. Jak widać i on potrafi
się przysłużyć glokalnej metafizyce.
W tym miejscu zaczyna się opowieść o życiu
drzewa i ludzi – lokalnej społeczności. Niewinna
zgoła instalacja, postawiona w tak dobrze znanej
i swojskiej przestrzeni, uruchomiła wielką ilość
środowiskowych relacji.
cu Pawlaka. Cóż, jedyny w naszym mieście pomnik
sztuki nowoczesnej, wzbudzający kontrowersje, ale
też będący olecką atrakcją, pod którą fotografują się
przyjeżdżający do Olecka turyści. Bierzmy się więc
za fotografowanie.” (24. 10. 1997 r.).
Twórca teorii społecznych reprezentacji – Moscowici – twierdzi, że „obiektywizować to odkryć
stronę ikoniczną nieprecyzyjnej idei, czyli – inaczej
mówiąc – odtworzyć pojęcie w wizerunku”. Obiekt
czy idea przekształca się w reprezentację z chwilą
przeniknięcia do codziennej rozmowy i mass-mediów, gdy zaczyna być używany przez jednostki
w procesie rozumienia i działania na forum społeczeństwa, służąc im jako punkt odniesienia dla
ich myśli i decyzji. „Drzewo życia” i wszystko to,
co uruchomiło jego pojawienie się, przeniknęło
do społecznej przestrzeni, dając impuls do jej zmiany
i zastanowienia się nad jej funkcjonowaniem. Przez
ponad trzy lata, w sposób dla wielu niedostrzegalny,
toczył się proces na nowo definiujący pojęcia mocy
i bezsilności, wolności i zniewolenia, stagnacji
i rozwoju. Przecinały się zjawiska globalne i lokalne
– i dzięki temu ujawnił się wymiar glokalny.
Drzewo wymuszało aktywność:
aby żyło, trzeba było je stale upiększać, organizować kolejne akcje, happeningi. Gdy aktywność
zamierała, drzewo nadal żyło, tyle że wówczas jako
wyrzut sumienia. Kiedy w Olecku nielegalnie wycięto
drzewa, rozpętała się kampania na temat ochrony
środowiska pod hasłem: „Wycinają drzewa życia”.
Stojąca pośrodku miasta, udekorowana instalacja,
a w gorszych czasach – suchy kikut, skłaniały
do refleksji na temat sztuki, ekologii, tolerancji, perspektyw lokalnej społeczności.
Trzy lata po postawieniu „Drzewo życia” zostało
na wniosek radnych zdemontowane, by nie szpecić
głównego placu. Dwóch młodych twórców akcji – autor i jeden z uczestników – niespodziewanie zmarło.
Znów trzeba było zastanowić się nad naszym „Drzewem życia”, na nowo odczytując sens słów „Tygodnika Oleckiego”: „Nawet gdy umrze, to nasza pamięć
o tym czyni je żywym”.
Doszło do konfrontacji
młodych i starych, zwolenników tradycji i ponowoczesności. Trochę drewna i suchych gałęzi wbitych
w plac Pawlaka okazało się dla wielu istotnym punktem odniesienia w dyskusjach o życiowych wyborach.
„Gazeta Olecka” relacjonowała dyskusje o przestrzeni: „Drzewo życia – jak inaczej nazwać ten pomnik?
Ze starych pni, suchych gałęzi stworzono rzeźbę, która jest drzewem. Nie rośnie, ale przypomina, że tak
może wyglądać nasza zieleń, gdy nie będziemy o nią
dbać. A może mówi, że życie można stworzyć i tak.”
(13. 08. 1996 r.); „Jednym z postulatów zgłoszonym
przez radnych była likwidacja „Drzewa życia” na Pla-
postscriptum
W lipcu 2001 r. uroczyście otwarto w Olecku
Galerię Sztuki Prawdziwej im. Andrzeja Legusa
(www.przystanek.pl/galeria/).
7

Podobne dokumenty