Prof. dr hab. Aldona Skudrzyk Kampinoski niby
Transkrypt
Prof. dr hab. Aldona Skudrzyk Kampinoski niby
Prof. dr hab. Aldona Skudrzyk Kampinoski niby-reportaż Jakżeż w ogóle można było przypuszczać, że to zainteresuje jego – miłośnika nicnierobienia. Gdzieżby mógł go frapować rezerwat kampinoski? Spoza wpółprzymkniętych powiek spoglądał niechętnie na Chyżego, czyli Huberta, rzutkiego miłośnika historyczno-przyrodniczo-edukacyjnych wędrówek. Chichocząc histerycznie, z zacietrzewieniem okazywał swe niezaangażowanie. − Niechżeż zajmie się tym kto inny! Gdzież by znaleźć jakąś podpowiedź? Jakże zapamiętać czy polonez As-dur, czy walc cis-moll, czy jakieś bemole i bariolage. Niewiedza to blamaż! wykrzykiwał nie najgrzeczniej głosem tubalnym i donośnym, mogącym zszokować każdego. − Weźmiemy w nim udział – pół głośno, pół cicho odezwał się Hubert i spojrzał na kolegę. Tym ściszeniem głosu niemalże zażegnał zarzewie sporu, więc ciągnął dalej. − Przestańże wertować książkę w tę i we w tę (a. wte i wewte), przecież nie jest to hiobowa wieść. Biegnijmy w te pędy do Julii, tylko ona wskaże hasła, po których jak po nici Ariadny dojdziemy do najważniejszych miejsc. Z nagła wstąpił w obu arcyoptymizm, nie najskrajniejszy wprawdzie, ale trwały nad wyraz. Wiedzę o kulturze obydwaj uznali za swoją piętę achillesową, mimo że lekcje były niczego sobie, a podręczniki choć do arcyciekawych nie należały, nie były wszak quasi-rozprawami naukowymi. Choć nie byli superpilni, przecież uczyli się w miarę systematycznie. Przyjęli jednak, że aby wziąć udział w konkursie na reportaż związany z Rokiem Chopinowskim (a. Szopenowskim), trzeba by chyba być alfą i omegą. Za takich się wprawdzie nie mieli, ale i tak uznali już, że nieuczestniczenie w rywalizacji nie może wchodzić w grę. Znalazłszy najnowszy bedeker, przystąpili jak najspokojniej do planowania jednodniowej wyprawy, nabrali bowiem ochoty na wędrówkę po Kampinoskim Parku Narodowym, by poczuć niezwykłą atmosferę krajobrazu Mazowsza Zachodniego, tak bardzo kojarzącego z nastrojem muzyki kompozytora, opisać mazowiecki pejzaż – rosochate wierzby polne, piaszczyste drogi, łąki z mchami i chabrami. Zacząć by trzeba od Żelazowej Woli, położonej na skraju Puszczy Kampinoskiej nad rzeką Utratą, gdzie gruntownie wyremontowany i nowo zaaranżowany dworek, odświeżona ekspozycja muzealna, odrestaurowany park i nowoczesne pawilony sprawiają, że miejsce urodzenia Fryderyka Chopina (a. Szopena) rozpoczęło nowe życie. Stamtąd z kolei do Brochowa, gdzie znajduje się, ściśle związany z rodziną Chopinów (a. Szopenów), XVI-wieczny (a. szesnastowieczny) kościół św. (a. Świętego) Rocha i Jana Chrzciciela, rzadki typ budowli sakralnej, przypominający fortecę kościół obronny, z wieżami i murem z pięciobocznymi bastionami na narożach i otworami strzelniczymi. Na końcu zaś zespół pałacowo-parkowy i Ośrodek Chopinowski we wsi Sanniki, znanej z cyklu koncertów chopinowskich oraz imprez słowno-muzycznych. To tam osiemnastoletni Chopin (a. Szopen) spędził wakacje i komponował. Nieoczekiwanie zapowiada się fascynująca przygoda i to nie tylko przyrodnicza.