O. ROBERT WAWRZENIECKI OMI U Jezusa szukać ratunku

Transkrypt

O. ROBERT WAWRZENIECKI OMI U Jezusa szukać ratunku
O. ROBERT WAWRZENIECKI OMI
U Jezusa szukać ratunku
Kazanie na misyjnym apelu jasnogórskim
Do tekstu biblijnego - Mk 5, 24b-34 należy go odczytać na samym początku
Drodzy Bracia i Siostry!
Opis, który przed chwilą usłyszeliśmy, możemy znaleźć u 3. Ewangelistów:
Mateusza, Marka i Łukasza. Opis ten może dobrze znamy, bo przecież tyle
razy stawała przed nami kobieta cierpiąca na krwotok, ale zawsze tak jakoś
w cieniu Jaira i Jego córki. Spróbujmy się dziś pochylić się tylko nad jej
postacią i tym, co ona chce wnieść w nasze życie.
Widzimy wokół Jezusa ogromny tłum, który napiera i ciśnie się wokół
Niego. Wszyscy chcą znanego Nauczyciela zobaczyć, dotknąć się Go, być
jak najbliżej Niego.
Pośród tego tłumu jest przez nikogo niezauważona, anonimowa kobieta ze
swoimi sprawami. Ona bardzo cierpi: 12. lat jej problemem jest krwotok,
dodatkowo wycierpiała się od lekarzy, bo oni na niej eksperymentują,
bojąc się powiedzieć, że nic nie są w stanie poradzić na jej dolegliwość.
Jest to jednocześnie kobieta, która za wszelką cenę szuka nadziei. Pozwala
dlatego nabierać się kolejnym lekarzom, którzy dają jej choć cień nadziei.
Ona wydała cały swój majątek na ten promyk nadziei, aby wrócić do
zdrowia. Jednak czuła się jeszcze gorzej i tej nadziei mimo straty majątku
nie doświadczyła.
Kobieta ta usłyszała o Jezusie. Może ktoś jej o Nim powiedział, podzielił się
z nią Dobrą Nowiną o tym, co ten Człowiek czyni, że rozsiewa dobro.
Zobaczmy jednak, ze kobieta ta nie chce się narzucać Jezusowi, bo
przedziera się przez tłum i delikatnie, subtelnie, z tyłu dotyka się szaty
Jezusa.
Kobieta ta nie wypowiada przy tym geście kompletnie żadnego słowa, ale
myśli sobie że dotknięcie płaszcza Jezusa przywróci jej zdrowie. Nic więcej
jej nie trzeba, tylko to, ona nie chce zagonionemu Nauczycielowi zabierać
cennego czasu, by nie musiał zajmować się jej drobną sprawą, ale tymi
ważniejszymi sprawami innych ludzi.
Może ta nadzieja, która była w tej kobiecie, związana była z tym, że myślała
sobie, że uzdrowienie dokona się po czasie, kiedy już wróci do swojego
domu, do swoich codziennych zajęć. Tymczasem jest ogromnie
zaskoczona, bo ono dokonuje się natychmiast: przestaje krwawić i czuje
wyraźnie, że została uleczona ze swej dolegliwości. Ma w sobie to
wewnętrzne przekonanie.
Drodzy Bracia i Siostry!
Nie tylko ta biedna kobieta czuje moc Jezusa, ale On sam odczuwa, że moc
wyszła z Niego. Inni tego nie dostrzegli, nie zauważyli. Inni nie czują, że coś
szczególnego się wydarzyło. Dlaczego? Bo to było osobiste i konkretne
spotkanie tylko tej kobiety z Jezusem.
To od Jezusa praktycznie tłum dowiaduje się o tym, co się wydarzyło, co się
stało. Jezus bowiem pyta: kto się mnie dotknął, kto się dotknął mojego
płaszcza? Tym bardziej to pytanie wywołuje zdziwienie ludzi, bo nikt z
tłumu niczego szczególnego nie zauważył.
Nawet uczniowie Jezusa są tym pytaniem trochę zirytowani,
zdenerwowani. Przecież wokół wielki tłum, który ze wszystkich stron
naciska, a Jezus pyta o taką błahą rzecz, która praktycznie w tych
warunkach nie ma znaczenia.
Dla Jezusa jednak to ma znaczenie. Dlaczego? On rozgląda się, wypatruje,
szuka, chcę ujrzeć tę kobietę, gdyż On nie chce anonimowego spotkania,
ale chce się z tą kobietą spotkać prawdziwie: oko w oko, twarzą w twarz,
by spojrzeć jej w oczy.
Kobieta jest przestraszona, choć nie zrobiła nic złego. Nie wie co w tej
sytuacji ma zrobić, począć. Słyszy wyraźnie to pytanie Jezusa, ale boi się
przyznać do tego co zrobiła. Jednak pokonuje strach, przemaga się
wewnętrznie, nadal przestraszona i drżąca, podchodzi do Jezusa i pada
przed Nim na twarz. Świadomość tego, co się w niej dokonało pokonuje
strach i drżenie oraz pozwala wyznać prawdę, a wraz nią wielbić Boga za
Jego dzieła.
Dopełnieniem uzdrowienia, jakie się dokonało w niej, są słowa skierowane
do niej przez Jezusa: Twoja wiara cię uzdrowiła, Idź w pokoju i bądź wolna
od swej dolegliwości.
Drodzy Bracia i Siostry!
Ten fragment przywołanej dziś Ewangelii to często obraz naszego życia.
Tłoczymy się wokół Jezusa jak anonimowy tłum. Dziś czynimy to na tym
nabożeństwie w czasie misji w czwartkowy wieczór i będziemy to czynili za
chwile na procesji i adoracji z Eucharystycznym Jezusem.
Jednak mimo pozornej anonimowości w tym tłumie wokół Jezusa, nie
jesteśmy anonimowi. May swoją historię życia, różnego rodzaju
"dolegliwości", na które często bezskutecznie całymi latami szukamy
pomocy.
Niby nieustannie słyszymy o Jezusie, o Bożym Miłosierdziu, ale nie chcemy
Mu się narzucać z naszymi "małymi" sprawami, bo uważamy że nasz wielki
Bóg ma ważniejsze sprawy do załatwienia niż nasze kłopoty.
Czasem nawet tych naszych pragnień i tęsknot nie wypowiadamy wobec
Boga, ale myślimy że dobrze by było doświadczyć Jego mocy. Jednak z
drugiej strony uważamy, że po co zajmować Jego cenny czas.
Łapiemy się jednak na tym, że kiedy wreszcie zdobędziemy się na odwagę i
"dotkniemy Jego szat", to On działa natychmiast: uzdrawia krwawiące
serce, wlewa w nie nadzieje i rozwiązuje nierozwiązywalne do tej pory
sprawy. I choć trudno nam czasem tym się dzielić, o tym opowiadać, to
jednak czujemy to wewnętrznie.
Jezus chce ludziom udzielać tej mocy, nam chce udzielać tej mocy. Dlatego
nieustannie za nami się rozgląda, patrzy z tęsknotą, zaprasza, prowokuje,
choć tylko my, jako zainteresowani, to widzimy a inni niczego nie
dostrzegają, nie zauważają
Czasami jednak boimy się tego spotkania nie tylko z Jezusem, ale i z samym
Jego wzrokiem. Boimy się tego spotkania oko w oko i twarzą w twarz, by
upaść przed Nim, wyznać wszystko. Dlaczego boimy się tego spojrzenia, a
zwłaszcza słów Jezusa Chrystusa?
Boimy się słów "Twoja wiara cię uzdrowiła", bo może nie jesteśmy
przekonani do "jakości" naszej wiary. Boimy się słów "Idź w pokoju i bądź
wolna od swej dolegliwości", bo może po tylu "burzach" w moim życiu nie
wierzę już że może nastać pokój, a "dolegliwości", które są ze mną od
zawsze mogą ustąpić.
Drodzy Bracia i Siostry!
Za chwilę wyruszymy w procesji z Jezusem Eucharystycznym wokół
naszego kościoła. Będziemy w jej trakcie śpiewali nieustannie, do
znudzenia, niemalże do utraty tchu i tak, by słowa wpisały się w nasze
wnętrze "Panie dzięki, Panie dzięki Ci, za zbawienie, za odkupienie i
nakarmienie Ciałem Swym"
Będziemy cisnęli się jak tłum wokół Jezusa, ale przede wszystkim by
dotrzeć do Jezusa i będziemy Go zewsząd otaczali. Będziemy jednak w tym
tłumie jak ta zastanawiająca się nad sobą kobieta, "bylebym się tylko Jego
płaszcza dotknęła".
Kiedy po procesji wrócimy tu do naszej świątyni, to p ogólnym
błogosławieństwie będziemy mogli rzeczywiście dotknąć się Jego
"płaszcza" a ta chwila "delikatnego dotyku", szybkiego i subtelnego a
zarazem trwającego tyle, ile będziemy osobiście potrzebowali, stanie się
dla nas osobistym spotkaniem z Jezusem.
Będziemy mieli w ten sposób indywidualną okazję, aby usłyszeć Jego słowo
dla siebie, by uwielbić Boga za Jego miłość i z nadzieją i już bez
"dolegliwości" iść w nasze codzienne obowiązki. Amen.