Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
„Політична Критика” 2011, nr 1 „Pierwszy numer „Krytyki Politycznej” po ukraińsku jest zniechęcający. Jak pisze redakcja we wstępie, chodzi jej o „ożywienie zaangażowanej, wschodnioeuropejskiej inteligencji, krytycznie nastawionej do status quo”. Brzmi świetnie. Jak wygląda w praktyce? Na dwadzieścia pięć artykułów jedynie sześć napisali Ukraińcy, w tym jeden z nich to zapis uniwersyteckiej konferencji. Pozostałe teksty to tłumaczenia i przedruki z polskich numerów „Krypola”. Co więcej, numer otwiera seria zdjęć z „antyfaszystowskiej” demonstracji z 11 listopada 2009 roku, która przeszła ulicami Warszawy. Rozumiem, że redakcja już na wstępie pragnie pokazać wschodnim czytelnikom, jak należy walczyć z szerzącym się ukraińskim faszyzmem, jednak czy to o taki właśnie intelektualny ferment im chodziło? Tym bardziej, że zdjęciom towarzyszą krótkie opisy, pokazujące zaledwie wycinek wydarzeń. Reportaż może przyprawić o szybsze bicie serca, ale na pewno nie sprzyja intelektualnej refleksji. Niestety, dość szybko czytelnik zdaje sobie sprawę, że na Ukrainę trafił polski almanach, który tylko w teorii jest ukraiński. Widać, warszawska redakcja nie sięgnęła do wydawanej od lat miejscowej „Krytyki” czy „Modernej Ukrainy”, w których teksty są najwyższej jakości i często inicjują ważne intelektualne debaty. Być może wtedy trudniej byłoby szczycić się wydaniem tak wtórnego i nudnego numeru. Tezą numeru jest wpływ narkotyków na politykę i polityki na rynek narkotykowy. Główny tekst stanowi zapis konferencji w Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, w której głos zabrali jedynie zwolennicy legalizacji narkotyków, dowodząc, że zakłamane społeczeństwo jedynie próbuje oczyścić swoje sumienie, wysyłając niewinnych narkomanów do więzienia. Argumenty są przewidywalne aż do bólu. Niestety temat, który z założenia jest kontrowersyjny, smakuje mdło. Na pierwszy plan wysuwają się dwa naprawdę dobre teksty Ukraińców: Serhija Żadana i Dmytro Hajduka. Żadan, ukraiński pisarz, znany również w Polsce, w krótkim i zabawnym artykule zastanawia się nad fenomenem odbioru polityków przez społeczeństwo. Politycy jak grzyby to uniwersalny i zaskakujący tekścik, łączący temat narkotyków z problemem kształtowania opinii społecznej. W podobnej formie utrzymany jest tekst Dmytro Hajduka, prezentujący poziom dyskusji w Radzie Ministrów. Oba teksty odbiegają od stylistyki pozostałych artykułów. Nie jest sztampowo i bezmyślnie, a interesująco i z humorem. Szkoda, że nie udało się znaleźć więcej takich perełek. Odkładając numer na półkę, zrozumiałam, że jest on adresowany do młodych ludzi, którzy chcą poczytać modne, dobrze wydane pismo z niezbyt wymagającymi tekstami. Ukraińska „Krytyka” spełnia wszystkie te warunki. Okładka, czyli liść marihuany wpisany w tryzub, godło Ukrainy, przyciąga wzrok. Grafik i tłumacz nie mogą mieć sobie nic do zarzucenia. Gdyby tylko wnętrze było bogatsze, a tezy bliższe rzeczywistości, „Krypa” po ukraińsku mogłaby się stać prawdziwym towarem, a nie jedynie jego imitacją. „Literatura na świecie” 2011, nr 11–12 Ostatni z ubiegłorocznych numerów pisma jest poświęcony Veszprémowi – nie tylko twórczości literatów z tego węgierskiego miasta, mamy bowiem także reprodukcje fotografii, o czym później. Głównymi bohaterami numeru są trzej bracia Cholnoky: Viktor, Lászlo i Jenő. Jak czytamy w komentarzach do ich twórczości, należy poznawać ich dorobek łącznie, inspirowali się bowiem wzajemnie, cytowali i plagiatowali, w potrzebie uciekając się nawet do sprytnego oszukiwania redaktorów, polegającego na wielokrotnej publikacji tych samych utworów pod zmienionymi tytułami. Otrzymujemy awanturniczo-gawędowo-nonsensowne nowele Viktora, alkoholowo-religijne utwory Lászla z cyklu Niebiańska droga Prikka oraz próbkę publicystycznych i naukowych tekstów trzeciego z braci, światowej sławy geografa i wykładowcy. Przewodnikiem po Veszprémie staje się poeta János Géczi – to jego tekstem podsumowany zostaje blok poświęcony braciom Cholnoky, to jego też esej pod tytułem Ślad daje nam obraz miasta i jego historii. Wreszcie to jego wiersze zostają przedstawione jako najważniejsze dokonanie veszpremskiej poezji: wiersze, które, by uciec się do porównania, najbardziej przypominają mi niektóre z krótkich, skupionych utworów Tadeusza Różewicza, pozornie nijakich notatek, tym bardziej w swojej surowości uderzających. Wiersze Gécziego są zapisem wyjątkowego stanu, który nazwałbym „nostalgią za obecnym” – przedstawiają bowiem namacalny konkret − przedmiot, osobę − tak, jakby już nieodwołalnie przeminął i wzbudzał tęsknotę. Pozostali prezentowania w numerze veszpremscy poeci to István Ladányi oraz Ottó Fenyvesi. Ich dokonania nie wzbudziły we mnie większego oddźwięku, natomiast kapitalne są dwa opowiadania twórcy publikującego pod pseudonimem Centauri. Precyzyjna, zamknięta kompozycja, bohaterowie i sytuacje aż proszące się o metaforyczne odczytania – to wszystko daje opowiadaniom siłę przypowieści, ale ich zagadkowość i wieloznaczność nie pozwala czytelnikowi na łatwe odnalezienie sensu. Wspaniałym dopełnieniem numeru są reprodukcje fotografii z lat 1913−1925, odnalezionych przez przypadek całkiem niedawno, a wykonanych przez dawnego veszpremskiego proboszcza Jena Györga Kisa. Zdjęcia o wartości nie tylko dokumentalnej, ale i artystycznej przedstawiają członków rodziny Kisa, miejscowych duchownych, przyjaciół, służbę, chłopów, sezonowych robotników, a nawet rosyjskich jeńców z czasów I wojny światowej. To poruszający obraz dawnej Europy – tej Europy, której początkiem końca stała się Wielka Wojna. Adam Leszkiewicz Angelika Kowalik 312 Perysskop Perysskop 313