Kopia niezwykłe historie zwyczajnych ludzi
Transkrypt
Kopia niezwykłe historie zwyczajnych ludzi
ZESPÓŁ SZKÓŁ PUBLICZNE GIMNAZJUM W LUBYCZY KRÓLEWSKIEJ MAGDALENA PIETNOCZKO NIEZWYKŁE HISTORIE ZWYCZAJNYCH LUDZI PRACA NAPISANA NA KONKURS HISTORYCZNY „EPIZODY DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ – WSPOMNIENIA WOJENNE” POD KIERUNKIEM MGR ANNY OZDOBY LUBYCZA KRÓLEWSKA 2010 WSTĘP Nazywam się Magdalena Pietnoczko i od urodzenia mieszkam w Lubyczy Królewskiej. Tutaj też uczęszczam do trzeciej klasy Publicznego Gimnazjum. Postanowiłam napisać pracę na konkurs „Epizody drugiej wojny światowej – wspomnienia wojenne”, ponieważ bardzo zainteresowała mnie tematyka, jak i forma konkursu. W kilku słowach przedstawię osoby, z którymi przeprowadziłam wywiady. Pani Maria Krowicka – pochodzi z Podśniartynki (powiat Zaleszczyki), tam mieszkała przed i w trakcie wojny. Aktualnie mieszka w Żurawcach (gmina Lubycza Królewska). Gdy rozpoczęła się wojna miała 11 lat. Pan Jan Hałasa – pochodzi z Suśca. Obecnie mieszka w Tomaszowie Lubelskim. W 1939 roku miał 13 lat. Dawny dyrektor Liceum Ogólnokształcącego im. Bartosza Głowackiego w Tomaszowie Lubelskim. Celem mojej pracy jest upamiętnienie wydarzeń II wojny światowej i ich świadków, którzy nam, ludziom młodym mogą przekazać wiele cennych informacji dotyczących historii naszego państwa. Pisząc tę pracę ciekawa byłam losów ludzi podczas wojny, którzy organizowali się w małych miejscowościach. To właśnie ich można nazwać patriotami. To dzięki każdej ludzkiej jednostce dzisiaj jesteśmy wolni, bowiem mówiąc o wojnie, nie zapomnijmy, iż Polacy prawdziwą wolność odzyskali dopiero w 1989 roku. Mam nadzieję, iż moja praca rozświetli umysły wszystkich tych, którzy nie rozumieją co to znaczy wojna i nie umieją okazać szacunku dla ludzi starszych. Ich serca powinna wypełniać radość i szczęśliwe dzieciństwo. Było inaczej. Zamiast cieszyć się, martwili się o życie swoje i swoich rodzin. Bali się. Nie wiedzieli czy przeżyją. Czas wojny to czas niepewności, czas smutku. Był to czas lęku, czas strachu. NIEZWYKŁE HISTORIE ZWYCZAJNYCH LUDZI Jest sierpień 1939 roku. Dzisiaj wiemy, iż były to ostatnie dni przed rozpoczęciem wojny. Czy już wtedy się na nią zanosiło? Pan Jan: „Nastroje były już tak jakby wojenne, ponieważ w Suścu były radia, u mnie w domu też takie radio było. Więc były informacje jakoby Niemcy mieli przygotowywać się do wojny. Były bardzo niepokojące nastroje. Lecz pomimo wszystko mówiono, że damy sobie radę i Niemców nie wpuścimy. Były to takie patriotyczne spojrzenia na sprawy. Zresztą społeczeństwo było wtedy mniej świadome politycznie.” Pani Maria: „U nas radia nie było. Nic nie wiedzieliśmy o mającej zacząć się wojnie. Chociaż każdy pomiędzy sobą coś mówił, bo ile tej wolności Polska miała?” 1 września 1939roku, godz.4.45 - wkroczenie Niemców na teren Rzeczypospolitej. Początek kampanii wrześniowej. Udział w wojnie obronnej wzięła ludność cywilna. Tak te czasy wspomina pan Jan: „W tym czasie mieszkałem w Suścu, ojciec był zaangażowany we wszystkie sprawy wiejskie, ponieważ był sołtysem. Miał bardzo ożywione kontakty z gminą w Majdanie Sopockim. Więc u nas w domu zbierali się sąsiedzi, ludzie tejże wsi i na temat tej wojny były duże i żarliwe rozmowy. W każdym bądź razie niepokój bardzo wystąpił. Po dziesięciu dniach już Niemcy dotarli do naszej miejscowości. Pierwszych Niemców zobaczyłem jak przyjechali od Borowca, ich z dziesięciu było tych wojskowych, uzbrojonych na rowerach. To była patrol niemiecka sprawdzić, co dzieje się w Suścu, jakie są siły wojskowe. Między 10 a 15 września stanęli na końcu wsi. Akurat wojskowy samochód jechał, w którym był kierowca i podporucznik Rosiński, który wtedy właśnie zginął, ponieważ Niemcy puścili serię w ten samochód. Zapalił się. Podporucznik wybiegł na pole, w kierunku północnym, a kierowca do lasu, w południowym. Dwóch żołnierzy niemieckich poszło do tego podporucznika z bronią maszynową i krzyknęli „hand in hack”, ale on nie podniósł rąk, tylko wyjął wisa (tj. pistolet) i zaczął strzelać do Niemca. Jednak ten puścił serię i został tam podporucznik Rosiński zabity.” 17 września 1939 roku armia radziecka przekroczyła naszą wschodnią granicę, łamiąc tym samym polsko-radziecki układ o nieagresji z 1932 roku. Ten dzień wspomina pani Maria: „Pamiętam ten dzień dobrze, bardzo płakałam. Polskie wojsko uciekało, a Sowieci do nich strzelali. U nas pod stertą słomy dwóch żołnierzy zabili, a trzeci był ciężko ranny. Mój tato zaopiekował się tym żołnierzem, ale on umarł. Jak się wojsko sowieckie dowiedziało, że tato dał pomoc polskiemu żołnierzowi, to chcieli go zabić. Tato im odpowiedział, że jak oni będą ranni to i im da pomoc. Tata przeżył.” Ludzie w tej trudnej sytuacji musieli się jakoś odnaleźć. Ratowali co mogli, bronili się jak umieli. Niemcy w bardzo brutalny sposób zabijali Polaków. W takiej sytuacji znalazł się ojciec pana Jana: „Niemcy bardzo torturowali Polaków. Nam ojca przy domu chcieli rozstrzelać. Już wyprowadzili go na taki pagórek do rozstrzelania. Ojciec znał język niemiecki, z tej racji, że od roku 1914 do ’17 był w niewoli niemieckiej, tam poznał trochę język i to mu pomogło. Zaczął rozmawiać z jednym oficerem i ten powiedział, żeby go nie rozstrzeliwać. Niemcy to w bezczelny sposób takie sprawy załatwiali, jak tylko coś to zabijali i koniec.” Każdy młody człowiek bardzo przeżywał wojnę, ale i szukał przygód. Tak było także z panem Janem: „Wielkie boje były w Ulowie. Tam bardzo dużo żołnierzy polskich zginęło. Właśnie tam z moimi kolegami chodziliśmy, po tym boju, żeby popatrzeć na ten teren walk w 1939 roku. Były tam porozrzucane niemieckie motocykle, ale Niemcy, kto dotknął ich rzeczy byli bezwzględni i zabijali. Uprzedził nas przed tym starszy człowiek, abyśmy tego nie ruszali bo Niemcy zobaczą i nas zastrzelą.” Niemcy i Rosjanie szybko podzielili się naszym krajem. O życiu z niemieckim okupantem opowiada pan Jan: „Gdy Sowieci się wycofali, to już Niemcy wszędzie byli. A granica przebiegała zaraz za Bełżcem. Lubycza była już w rękach rosyjskich, a teren Suśca należał już do okupacji niemieckiej. 29 czerwca 1943 roku dostałem się do rąk niemieckich. Otoczyli moją miejscowość. Wielu aresztowali i spędzili na taki teren w Suścu i tam dokonywali egzekucji. Zamordowano tam wtedy 3 albo 4 Polaków przez bicie. Ja wtedy w szczególnych okolicznościach byłem, bo się przed Niemcami chowałam. Akurat tego dnia do szafy wszedłem za namową sąsiadki, która u nas mieszkała. Gdy Niemcy wchodzili to nie tylko w pokojach szukali, ale zaglądali też do szaf i tam mnie znaleźli. Wyciągnęli i zaprowadzili na plac. Tam od godziny 8.00 do godziny 13.00 trzymano nas i torturowano. Prowadzono śledztwo. Wybierano niektórych, brano na ławę i mocno bito. Ja miałem ogromne szczęście, że się na nią nie dostałem. Już mnie Niemiec wyznaczył na to śledztwo, ale zobaczył, że ładnie miałem spodnie odprasowane, buty czyste, więc nie podejrzewał, że ja byłem w lesie. To mnie uratowało. Stamtąd wszystkich nas zabrano i marszem na dworzec kolejowy w Suścu zaprowadzono. Załadowano nas do pociągu i odwieziono do Zamościa do obozu, który był przy głównej ulicy prowadzącej do Lublina.” Trudne sytuacje nie doprowadzały ludzi do depresji. Wiedzieli, że nie mogą się poddać. Walczyli. Pan Jan: „Koledzy, z którymi jechałem w tych wagonach dla zwierząt, zebrali kartki do butelki. Każdy z nas chciał coś napisać do rodziny. Uważaliśmy, iż tę butelkę ktoś z mieszkańców znajdzie. Wyrzucając tę butelkę Niemiec, który stał na końcu tego wagonu strzelił i ranił mnie w dłoń. Później zawieźli nas do Zamościa, wyładowali i zaprowadzili do obozu.” O warunkach w obozie i życiu codziennym mówi pan Jan: „W tym obozie były mocne tortury. Ja wraz z mieszkańcami Suśca mieszkałem w baraku numer 14. W baraku 13 prowadzono ludzi po śledztwie i tych przed. Śledztwo prowadzono w baraku numer 4. Później mnie z kolegą wyznaczyli na przesłuchanie. Był tam taki stojak, w którym kładziono, przywiązywano ręce i pośladkową część ciała wypinano i bito ile tylko. Jeżeli chciano śledztwo prowadzić dalej, to na szyję zakładali kawałek takiego pobroża, podnosili na nim i jak człowiek mdlał to spadał. Wtedy Niemiec na niego wiadro wody wylewał. W tym obozie trzymano nas do września.” Trudne warunki życia były nie tylko w obozach. Ludzie nawet święta spędzali w biedzie. O tych wydarzeniach, ze łzami w oczach mówi pani Maria: „Na Wielkanoc jedliśmy zupę z kluskami, nie mieliśmy nic. Jeszcze Sowieci nam bombę w sadzie rzucili, że wszystkie okna powypadały. Taka była oto nasza Wielkanoc.” Koleje losu uwięzionych w obozach były różne. Dla niektórych lepsze, dla niektórych nie. Pan Jan: „We wrześniu 1943 roku przewieziono nas do Mielca na teren Chorzelowa. Tam mieszkaliśmy w barakach. Najpierw nas pędzono do roboty na pasie startowym, na lotnisku, bo było nierówne. Później zaczęto budować hangar (miejsce na samoloty). Przy tym hangarze Niemcy byli bardzo dokładni. Z tego obozu uciekliśmy pieszo, aż na teren Puszczy Solskiej, gdzieś w marcu, kwietniu. Jak tam byliśmy to zorganizowaliśmy tam kryjówkę, taką ziemiankę. Kiedy Niemcy zorganizowali obławę na teren Puszczy Solskiej to my 5 albo 6 dni tam przetrwaliśmy. Byliśmy już bez wody. Poszliśmy grupą do rzeki Jelenia, by się napić wody i akurat weszliśmy do doliny, do tego strumyka, a gdzieś z góry Niemiec nas zobaczył i puścił serię. Na szczęście nikt nie ucierpiał. Tak przetrwaliśmy do 22 lipca, do wyzwolenia.” Wojna to czas niezwykle trudny dla każdego człowieka , jednak ludzie działali i organizowali się. W jednej z takich organizacji był pan Jan: „Na terenie Suśca bardzo wcześnie powstała organizacja AK i już w miesiącu marcu, kwietniu, a może maju 1943 roku przed obozem ja wstąpiłem do organizacji AK. Spotykaliśmy się co jakiś czas, informowano nas o aktualnych wydarzeniach. Jeszcze w 1943 roku stanowiliśmy grupę. A w 1944 roku jak wróciłem z tego obozu z Mielca to ze dwa razy wychodziliśmy na teren Narola bo tu były ataki ze strony tych band ukraińskich i tu wychodziliśmy na wzmocnienie sił polskich na tym terenie. Moim podporucznikiem wtedy był Ligota, nazwisko Kopeć, a drużynowym sierżant Władysław Pardus. Co jakiś czas robiliśmy spotkania, ćwiczenia po lesie, szkolenia w zakresie obrony, aż do dnia wyzwolenia w 1944 roku. Jeżeli chodzi o 1944 rok to był bardzo ciężki.” Przeżycia wojenne są często przykre i wstrząsające. Moi rozmówcy też takie mieli. Pani Maria: „Pod koniec 1943 roku, jak wyjechaliśmy do Zaleszczyk to Sowieci przywieźli trzech trupów związanych kolczastym drutem, zamarzniętych. To był straszny widok. Miałam tylko 15 lat .” Pan Jan: „Wraz z kolegą chcieliśmy obejrzeć Lwów, jak wyglądał w czasie wojny. Wsiedliśmy do pociągu z takim Romkiem i jechaliśmy. W Rawie Ruskiej obskoczyli pociąg Niemcy i wszystkich nas aresztowano. Nas dwóch jeszcze chłopaków, bo to w 1941 roku było, udaje nam się z tego zorganizowanego marszu wymknąć. Uciekliśmy do takiej rodziny żydowskiej, którzy pozwolili zostać nam u siebie w domu kilka godzin. Całą noc przez pola wędrowaliśmy do Hrebennego, a o 4 rano w Hrebennem wsiedliśmy do pociągu i wróciliśmy do Suśca. Była to niezwykła przygoda dla tak młodych chłopaków.” ZAKOŃCZENIE Życie ludzi w okresie wojny nie było łatwe. Poprzez trudy i cierpienia przechodzili do kolejnych etapów swojego życia. Wsłuchując się w wypowiedzi pana Jana i pani Marii zauważyłam jakimi byli wielkimi patriotami. Ci młodzi ludzie bohatersko przetrwali wojnę. Myślę, że moje pokolenie powinno dbać o zachowanie pamięci tamtych dni. Ta praca jest tego najlepszym przykładem. Uważam, iż młodzież powinna aktywnie poznawać historię, bo to pobudza do refleksji i uczy naprawdę, to nie jest materiał książkowy tylko historia „na żywo”. Dzieje narodu muszą być przekazywane z pokolenia na pokolenie, aby pamięć o nich nie zginęła. Pisząc tę pracę odkryłam wiele nieznanych mi dotychczas informacji. Mam nadzieję, że Ci, którzy poznają losy moich bohaterów zrozumią, jak ważny jest szacunek okazywany wojennemu pokoleniu. ANEKS Szabla znaleziona podczas wojny. Najprawdopodobniej zostawił ją żołnierz na przechowanie. Przez jakiś czas przechowywana w stodole pod strzechą. Własność pana Jana Hałasy. Zdjęcie zrobione podczas wojny. Rodzina męża pani Marii Krowickiej. Książeczka wojskowa Tadeusza Krowickiego, męża pani Marii.