Show publication content!

Transkrypt

Show publication content!
Nr. U
BEZPŁATNY 0® DATEK.
HAI.
Od południa wieje chłodny wiatr i łany suszy;
,W gaju nuci już swobodny słowik z pełnej duszy
Strumyk buja wśród olszyny po zielonej łące
A roznosząc woń z doliny kwiatów już tysiące:
Martwą ziemię w krasny raj zamieni! zwycięski mai.
Komu w piersi czułe bije serce lub kto chory,
Niech przystąpi i napije się wśród krótkiej pory
Z zdroju życia i natury: wnet odzyska siły,
Z czoła nikną smutne chmury — maj to zdziała
miły;
Chodźcie poznać ziemski raj, póki porą, póki maj!
(Czesław Lubiński) Ks. Damrot.
Rozważanie tygodniowe.
Znaczenie rodziny chrześcijańskiej.
Rodzina jest pierwiastkiem społeczeństwa ludzkie­
go, źródłem życia dla ludzkości. Ona dostarcza pań­
stwu obywateli, a kościołowi wiernych. Jeżeli rodzi­
ny są clobre, natenczas państwo ma sumiennych obywateli, a Kościół wiernych chrześcijan; jeżeli zaś
rodziny nie są dobre, natenczas niema ani dobrych
obywateli, ani dobrych chrześcijan. Stąd to nader
wielkie znaczenie, jakie rodzina ma dla Kościoła i
państwa. Pożycie rodzinne jest ważniejsze niż wszel­
ka nauka uczonych, niż wszelka sztuka wielkich lu­
dzi, niż wszelka potęga władców, niż wszelka poli­
tyka. Politycy niechaj wymyślają prawa, jakie chcą,
skoro pożycie chrześcijańskiej rodziny nie wychowu
jeludzi o dzielnem sumiennem usposobieniu, nie oży­
wia ducha, które prawom dopiero wlewają życie, pra­
ca ich równać się będzie noszeniu wody w przeta­
ku. Religijność i modność bodaj w ogóle nie będą
się mogły rozwijać, jeżeli na łonie przykładnych ro­
dzin nie doznają te cenne dary niebios właściwego
pielęgnowania.
Wierną strażniczką tych darów niebjańskich w ro­
dzinie jest matka chrześcijańska, która jest sercem ro­
dziny. Jej to najwyższem i najświętszem zadaniem
fest uprawiać i' uszlachetniać poczucie rodzinne, po­
czucie przynależności do rodziny. Z tego zadania,
najlepiej s ę wywiąże, jeżeli do własnej rodziny wpro­
wadzi ducha, który panował w Rodzinie świętej, w
Nazarecie Z wpływu Rodziny świętej spodziewa się
nasz Kościół uzyskać odnowienie chrześcijańskiego
pożycia religijnego. Czyż bowiem można sobie po­
myśleć wspanialszy przykład cnót i skul ecznieisze
Rok 1926.
wskazówki do życia bogobojnego, jak rozważanie i
naśladowanie wspólnego pożycia Jezusa, Marji i Jó­
zefa w Nazarecie? Oby wszystkie nasze rodziny sta­
ły się podobnemi do Rodziny świętej! Oby miłość i
spokój, które tam panowały, odżyły we wszystkich
rodzinach chrześcijańskich! Niechaj ojcowie wezmą
sobie za przykład i zawsze mają przed oczyma św
Józefa, matki. Matkę Chrystusową, a młodzież Bo­
skiego Zbawiciela.
Ty matko katolicka, rozważaj, zwłaszcza w mie­
siącu maju, jak N. M. Panna modliła się, pracowała
i kochała. Czyż nie powinni i w twoim domu wię­
cej się modiiić? Czy u ciebie zachowała się jeszcze
wiernie, modlitwa wspólna?
Czyż w twej rodzinie nie powinno się więcej
pracować? i o znaczy nie tylko dla uzyskania do­
bra doczesnego, ale także na cześć Boga i dla zba­
wienia duszy.
Czyż miłość, która ojca, matkę i dzieci wiąże, nie
winna być coraz czystszą i mniej samolubną.
A więc, im więcej w naszych czasach wrogowie
chrześcijaństwa dokładają starań, aby rozbić i pod­
kopać rodzinę, tern wierniej i silniej, wy katolickie
kobiety i matki skupiajcie się w myśl wydanego przez
Ojca świętego hasła;
„Wracajmy do świętej Rodziny w Nazarecie“,
Powiastka o ciekawym Józku.
Prawdziwe zdarzenie
Czteroletni Józek właściwie był dobrem dzieckiem,
ale ma* jedną wadę, która nieraz spowodowała już
nieprzyjemne zdarzenia. Był on niezwykle ciekawy, a
bezustanne jego pytania doprowadzały jego matkę,
wprost do rozpaczy; Ojciec Józka był nauczycielem
w pewnej wielkiej wsi w okolicy górskiej, zamieszki­
wał drugie piętro szkolnego budynku. Prócz poko­
ju mieszkalnego, sypialni rodziców i dzieci, znajdo­
wał się tam jeszcze pokoi, zazwyczaj zamknięty na
klucz, w którym pan nauczyciel pracował i przecho­
wywał swe ulubione zbiory. Był tam piękny zbiór
wytkanych zwierząt, szczególnie ptaków, a w wielkich
skrzyniach oszklonych znajdowały się różnorakie bar­
wne motyle i owady. Józek ogromnie rad przeby­
wał w tym pokoju, bo zdawało mu się, że chyba
niema na świecie nic piękniejszego nad te zbiory,
niestety samemu nie wolno było jemu tam przeby­
wać. Ojciec chętnie mu objaśniał i odpowiadał M
jego. pytania, ale działo się to za szybko dla Józ
ka, który radby był przy każdym .przedmiocie dłużę
:
-
'
'
b
. t
tlfe
się zatrzymać. Na liczne jego pytanie ojciec jego
zwykle mawiał; „Józku, jesteś jeszcze zbyt mały,
abyś to wszys.ko zrozumiał.“
Józek więc pragnął z całej duszy, aby mógł kie­
dy sam przebywać w zbiorze ojca, bez towarzystwa
starszych, bo pragnął nietylko podziwiać zwierzęta,
ale tez ich się dotknąć ręką, na co ojciec nigdy nie
pozwalał. Pragnienie to szczególnie ogarniało go,
we dnie deszczowe, kiedy nie wolno mu było opu­
szczać mieszkania. Gdy się zabawiał na dworze, w
ogródku to nie odczuwał nudów, bo zawsze coś
nowego wpadło mu w oczy, ale podczas niepogo­
dy wkrótce już sprzykrzyły mu się wszelkie rozryw­
ki. Klocki przewracały się niepotrzebnie, obrazki w
książkach aż nadto dobrze mu były znane, a bąk
ani rusz nie chciał się kręcić. Takim to sposobem
myśl Józka uporczywie wracała do zbiorów ojca w
zamkniętym pokoju.
Pewnego poranku deszcz lał jak z cebra, siedział
malec na swej ławeczce i ustawiał klocki na stole.
Zabawa ta szczególnie go tego dnia nudziła, ojciec
znajdował się w szkole, matka zajęta była w kuchni
na kwiecistej kanapie spał biały kotek, na oknie brzę­
czała mucha, która Józkowi nagle przypomniała owady i motyle w skrzynkach — ojca. — Oj, gdybyż
je mógł zobaczyć! — Możnaby pójść po nie, ale te­
go mu przecież nie było wolno! Za chwilę poukła­
dał klocki w skrzyneczce i postanowił pójść pod
drzwi muzeum, jak ojciec szumnie zbiory swe nazy­
wał i spojrzeć choć przez dziurkę od klucza na wszy­
stkie te przepiękne rzeczy. Wyszedł więc cichutko z
pokoju przez uchylone drzwi i doszedł pod drzwi,
„zakazanego raju!“ Ale co to? Ojciec pozostawił
klucz w zamku! Pokusa była zbyt wie ka, aby jej
Józek nie miał ulec. Cichutko zawisł sobą na klam­
ce, drzwi się otworzyły i Józek wślizgnął się
do
środka pokoju. Na razie przystanął zdumiony na wi­
dok tylu piękności, które odrazu dojrzał. Oj, tak,
teraz będzie oglądał — ile mu dusza raczy! Nikt mu
nie będizie przeszkadzał, a dla pewności choć z wiel­
kim trudem, zamknął drzwi ze środka na zasuwkę.
Cieszył się malec z tego, że nikt go w pokoju ojca
nie będzie szukał i nikt mu już nie może zabronić,
przebywania w. muzeum. Pozostanie więc tak długo
dopóki mu się nie sprzykrzy oglądanie, a to chyba
nigdy nie nastąpi. Przypuszczenia Józka były słusz­
ne! Nikt nie przypuszczał, że malec przebywa w mu­
zeum, boć to zwykle było zamknięte na klucz. Mat­
ka wprawdzie zajrzała do pokoju, w którym Józek
od rana się bawił, ale nie zastawszy go tam, przy­
puszczała, że zeszedł po schodach do szkoły, — do
której nieraz zachodził. Siadywał wtedy cichutko jak
mysz kościelna i przysłuchiwał się z wielką uwagą,
nauce ojca. A gdy będzie głodny, to już się u mat­
ki sam zjawi.
Minęła dziesiąta, Józek nie przychodził po śnia­
danie, w południe ojciec wrócił ze szkoły, a na py­
tanie matki, czy Józka ze sobą nie przyprowadził, dał
odpowiedź odmowną, bo Józka nie widział od rana.
„Gdzież więc chłopiec się znajduje?“ zapytała za­
niepokojona matka. „Przy takiej niepogodzie nie spo­
sób, aby był na podwórzu?“
„I ja nie wiem, gdzie Józek przebywa?
rzekł
ojciec, udając się do okna w sieni, skąd zwykle przy­
woływał chłopca. Nie było jednak innej odpowiedzi
prócz gdakania kur i stuku młota z pobliskiej ku­
źni.
„Gdy zupa pojawi się na stole i Józek się zja­
wi; schował się tylko i z nas się naśmiewa!" Z temi słowv wrócił oiciec do pokoju i zasiadł do obia­
du. Co prawda matce zaniepokojonej obiad nie sma­
kował i raz po raz hwużnie spoglądała na drzwi.
„Poczekaj tylko“, odezwał ojciec, „niech jeszcze
trochę posiedzi pod schodami lub gdziebądż się ukrywa, będzie to kara dla niego“.
„Mnie się jakoś ta sprawa nie widzi, czy mu się,
aby coś nie stało!“ rzekła wreszcie żona nauczyciela.
Mąż roześmiał się, mówiąc;
J
„Bądź spokojną, wtedy usłyszałabyś napewno jego
krzyki. Jak zjemy, zaczniemy go szukać .
Po obiedzie oboje wyszli, wołając głośno Józ­
ka poszukując go po wszystkich kątach. Ojciec wre­
szcie ostrym głosem przywoływał syna, matka mile
przemawiała do Józka, by się pokazał, bo obiad
stygnął. Nikt jednak nie odpowiadał. Ojciec wszedł
na śpichrz, zaglądał — po wszystkich kątach — na­
daremnie — zeszedł po stromych schodach do ciem­
nej piwnicy, choć coprawda Józek tam niechętnie cho­
dził. Tymczasem wykazało się, że drzwi do piwnicy by­
ły zamknięte, a tych Józek o własnych siłach nie zdo­
łałby otworzyć.
„Może Józek znajduje się w muzeum“, przerwała
żona ciszę chwilową, „choć coprawda drzwi za­
zwyczaj bywają zamknięte. Ale zobaczymy, przecież
nie wychodził poza dom, więc tu się gdzieś też znaj­
dować powinien“.
Tymczasem okazało się, że drzwi tym razem me
były zamknięte, choć klucz tkwił w zamku. Ucinm
krokiem nauczyciel podszedł do drzwi, wyciągnął
klucz i spostrzegł przez dziurkę od klucza do wnę­
trza pokoju. Nagle uśmiech rozległ się na jego (wa­
rzy, choć niemało gniewu zabrakło w nim na chło­
pcu. Kiwnął palcem na żonę i kazał i jej spojrzeć
przez dziurkę od klucza; wkrótce ona również się
uśmiechnęła. Oto, na stołeczku na samym środku po­
koju siedział Józek, z wytkaną wiewiórką w rączce
ściskając i głaszcząc martwe stworzonko! Napatrzyw­
szy się do syta, nauczyciel znów się nasrożył, po­
cisnął klamką, ale me mógł drzwi otworzyć. Dziwna
rzecz, drzwi były zamknięte, jakże to pojąć? Od­
chrząknął więc i ostro zawołał;
„Józku, wiem, że tam siedzisz, mowie ci więc,
wychodź zaraz!“
Cichutko, nie, ani drgnęło!
„Józku, jeśli zaraz nic wyjdziesz, dostaniesz baty!
Usłyszano szybkie kroki. Józek zbliżył się do
drzwi i coś koło nich próbował, bo rodzice wy­
raźnie słyszeli przyspieszone sapanie.
„Nie mogę odsunąć zasuwki, rzekł cienkim g ci­
sem za drzwiami.
....
• t
a!
jeszcze wielu rzeczom pragnął się przyjrzeć,
ledwie doszedł do wiewiórki.
<
###
szedł pod szkołę, przyjrzał się domowi ’ rzekł,
„Na nic nasze starania, trzeba pójść po drabinę,
straży ogniowej“.
Nauczyciel go usłuchał, pobiegł tylko do sieni,
po kapelusz i udał się do wójta. Zastał go przy
czytaniu gazety z fajka w ustach, drzemiącego
po
obiedzie.
„Panie wójcie, proszę o drabinę ogniową“, rzekł
przybyły, przerywając mu drzemkę.
„Drabinę ogniową? A gdzie się pali, panie na­
uczycielu?“
Roześmiał się nauczyciel, odpowiadając;
„Nigdzie się nie pali, tylko mój chłopiec jest uwię­
ziony w pokoju z wytkanemi zwierzętami, bo nie
może ze środka otworzyć drzwi, więc musimy go
wydostać przez okno“.
„Jaśku", zawołał również śmiejący się wójt na
syna znajdującego się w sąsiednim pokoju. „Przyjdź
tylko tu do nas, bo znajdzie się robota dla ciebie .
Jasiek przybiegł zaciekawiony;
„Co się stało? Czy się gdzie pali?“
A usłyszawszy, co zaszło, zapalił się do tego,
jak ogień, mówiąc;
„ lo ci dopiero zabawa! Panie nauczycielu, pro­
szę pójść do domu, my się tern już zajmiemy. Pój­
dę jeszcze po Michała i branka sąsiada i zaraz przybędziemy z drabiną pod szkołę. Jak ja przybędę, to
Józka wkrótce już wydostaniemy!
Nauczyciel podziękował za gotowość i pożegnał
się. Zanim doszedł do domu, mnóstwo dzieci, do­
wiedziawszy się o przygodzie Józka, pomimo de­
szczu i wichru przybiegło na podwórze, spogląda­
jąc na okno, w którym jednak Józka nie było widać.
Pani nauczytielowa aż odetchnęła głęboko na wieść,
że pomoc wkrótce nadejdzie, a szczególnie z tego,
się ucieszyła, że właśnie Jasiek wójtów przybędzie,
bo był on wielkim przyjacielem Józka. Ale oto już
i drabinę wieźli, i to Michał, Franek i Józek. Oczy­
wiście chmara dzieci za nimi. Ludzie po drodze
szybko otw.erali okna, pytając?“
„Gdzie się pali?
„W szkole! brzmiała odpowiedź uśmiechających
s»ę c Jopców.
„Pożar w szkole! Wieść lotem błyskawicy roze­
szła się po wsi, więc coraz więcej ciekawych zbie­
rało się na ulicy, w podwórzu szkolnem, jedni, aby
się gapić, inni, aby pomóc przy gaszeniu.
Drabinę tymczasem przystawiono i Jasiek jak wie­
wiórka zręcznie po niej wszedł pod samo okno.
Zaciekawiony przytknął swą szeroką twarz do szy­
by i oto dojrzał Józka, z rękoma w kieszeni, stoją­
cego przed oszkloną skrzyneczką z motylami, nadz.anemi na szpilki, a tak zatopionego w myślach, że
nic nie dosłyszał, co się działo na dworze. Jasiek
stuknął palcem na szybę, Józek odwrócił swą jasną
główkę i roześmiawszy się głośno, podbiegł do okna
i rzekł;
„Toś też tu, przyszedł, Jaśku! Witaną cię, witam!“
„lak, oto jestem!“ krzyknął Jasiek z dworu na
teraz
cały głos, „ale słuchaj, Józku, otwórz tylko
okno .
„Poczekaj jeszcze chwilkę, bo jeszcze nie obejrza­
łem wszystkich zwierzątek. Jak obejrzę, to otwo­
rzę“, odparł malec i z największym spokojem odwró­
cił się plecami do Józka i od nowa zajął się oglą­
daniem owadów i motyli w skrzynkach.
Tymczasem Józek wciąż stał za oknem i wołał
łagodnym głosem;
„Synku, słuchaj, otworz okno!“
„Jak skończę, poczekaj jeszcze chwilkę“, brzmia­
ła odpowiedź.
Józek wreszcie zniecierpliwiony, bo dzieci w po­
dwórzu naśmiewały się z niego, a nauczyciel coraz
sie bardziej gniewał.
\
„Urwiszu jakiś, nicponiu, otworzysz okno, czy
nie?“
Ale Józek ani spojrzał w stronę okna i nie zwa­
żał na niczyje nawoływania. Matka bowiem podeszła
pod drzwi, „muzeum“ i łagodnie zaczęła przemawiać
do dziecka;
„Józku, bądź posłuszny i otwórz okno. Wcale
nie ładnie, że tak długo pozwolisz stać Jaśkowi na
deszczu i zimnie!" Jasiek zaś na dworze wołał do
okna; „Niech cię kaczki podepcą, chłopaku, jak dłu­
go mam tu jeszcze przetrwać w tern zimnie? Idziesz
tu teraz do okna!“
Józek, chyba, że ogłuchł, bo nawet nie odwrócił
się w stronę okna. Chodził od stołu do stołu, od
skrzynki do skrzynki, każdej się z taką uwagą przy­
glądając, jak gdyby na świecie nie było ani matki,
ani Józka.
Jasiek wreszcie widząc, że gniewem nic nic wskó­
ra, zaczął z innej beczki.
{
„Józku“, rzekł więc, „jeśli zaraz otworzysz, po­
daruję ci harmonijkę, wiesz tę. która ci się tak po­
dobała“
Harmonijki tej Józef bardzo pragnął, ale dziś,
wobec tylu pięknych rzeczy, nawet ta go nie nęciła
„Józku, jak możesz być tak niegrzecznym! Matu­
sia wcale nie kocha swego synka“, brzmiał głos z
za drzwi.
Józka nic nie wzruszało.
Z podwórza coraz większy dochodził śmiech, —
drwili sobie z Jaśka, który coraz więcej przedmio­
tów obiecywał Józkowi, począwszy od nożyka do
młodego kociątka. Czas uchodził, Jasiek coraz bar­
dziej mókł na deszczu. Pan nauczyciel siniał z gnie­
wu, bo na co przydały się jego wiadomości wy­
chowawcze, jeśli własny jego syn, czteroletni,
go
nie usłuchał.
Wreszcie zrozpaczona matka pod drzwiami za­
wołała;
„Jeśli zaraz nie otworzysz, Józku, to matusia sią
rozpłacze“.
lego nie znosił Józek, — na matusię płaczącą,
nie mógł patrzeć. Kochał on swoją zwykłe wesołą
mateczkę nad życie i nigdy nie chciał, any oyła smu­
tną, a tern mniej, aby płakała.
„Matusiu, czy już płaczesz?“ nag'e doszedł głc*
Józka tuż pod drzwiami. „Przecie? że płaczę?, by­
ła odpowiedź przytłumiona i smutna
Jasiek nie dowierzał własnym oczom gdy ujrzał
Józka, podchodzącego do okna, ponieważ niedos:\izai rozmowy jego z matką.
Uradowany więc rzekł:
„Jak to dobrze, Józku, weż stołeczek, przysuń
go pod okno, abyś sięgnął do zasuwki".
Jak potulny baranek Józek robił, co mu kazano,
przystawił stołeczek, wszedł na niego i odsunął ry­
giel, co prawda, z wielkim U udem; okno
jasiek
otworzył i sięgnął po Józka, którego zniósł tia rę­
ku. Wielkiemi okrzykami powitali go wszyscy obec­
ni, a odebrał go ojciec z rąk Jaska. — Zamilczymy
lepiej o tern, co się potem działo w czterech ścia­
nach domu rodzicielskiego. — W każdym razie Józek
nigdy już nie próbował wejść sam do ojcowskiego
„muzeum .
68
Dzieci a rodzice.
Radość rodziców ze swych dzieci jest najświętszą
radością ludzkości.
(Pestalozzi).
Cokolwiek człowiek uczyniłby w świecie, choćby
to było i wielkie i ogromnie dodatnie dla ludzkości.
— jeśliby nie wypełnił obowiązku wobec swych ro
dziców, wszystko na nichy się zdało.
*
Nie pojmuje dzieci ten, który nie ma sam serca
dziecinnego; nie umie się z niemi obcnodzić kto ich
nie kocha, a nie kocha ich, jeśli sam nie jest god­
nym kochania.
Myśli życiowe.
Nie jest bynajmniej błędem , . .
jeśU:
młodzi osobom starszym ustąpią miejsca w kościele.
W kolei itd...
Wyróżniamy się wszędzie swoją punktualnością;
wytycznem dążeniem naszem są poważne sprawy;
po naszych zwierzęiach domowych znać wycnowanie;
nie zakłócamy niczem spokoju naszych sąsiadów;
domownicy skromniej są ubrani od ich gości.
Nikomu nie miło ...
czekanie; gdy się ktoś wciąż chełpi swemi wiado­
mościami;
przewracanie się przez porzucone łupiny owocowe;
gdy obci własne jego dzieci wychowują;
gdy zapowiedziany gość się nie stawi;
gdy inni usiłują narzucić swe zdanie;
A więc nie należy tego wszystkiego czynić sa­
memu? —
H
-------------
Rady domowe.
Przed sklejeniem llsztew lub podobnych rzeczy
U mebli nasamprzód trzeba usunąć stary klej, zeskrobuiąc go nożykiem nietylko z lisztewek, ale też
« mebli samych, do których ma być przyklejony
urwany kawałek. Do sklejania używać najlepiej do­
brego, żółtego kleju stolarskiego w tabliczkach. Za­
moczyć na noc tabliczki w żelaznym garneczku w
takiej ilości wody, aby klej całkiem był nakryty.
Nazajutrz klej rozpęcznieje i pozostałą wodę zlać,
postawić klej w garnku na ciepłe miejsce pieca, do­
póki klej się nie rozpuści i wtedy go używać, póki
jeszcze gorący. Nie powinien sie zagotować. Kle­
jone części dobrze złożyć, obwiązać Szurkiem i po­
zostawić tak do dnia następnego. Jeśli szkło, porce.ana lub marmur ma być zlepiony klejem, należy
rzedmioty te rozgrzać nasamprzód, szczególnie te
części, które mają być złączone.
Lak do pieczątek rozpuszczony i rozcieńczony
\v okowicie nadaje się do lakowania koszyków, po­
nieważ obecnie lak ten wykonują w różnych bar­
wach.
Twardy drut uczynić miękkim. Jak wiadomo,
drut z żelaza, mosiądzu i koprowiny bywa miękki
5 twardy. Jeśli pod ręką ma się na razie drut twardy,
a potrzebny jest miękki natenczas trzeba go rozpalić
do białości nad gazem, trzymając go kleszczami,
aby się nie'poparzyć. Po ostudzeniu na powietrzu
drut staje się miękki i można go zginać wedle po-,
trzeby.
Chcąc ochronić rozdarcie karty w książce od
dalszej szkody, należy skleić je zawczasu. Pod za-,
darte miejsce podłożyć kawałek papieru i posmaro-,
wać je klajstrem ze szkróbku (krochmalu). Na­
stępnie położyć na klajster wąski paseczek jedwab­
nego papieru, który szybko przysvcha. Zadarcia
wcale prawie potem nie znać, bo przez cienki papier
jedwabny druk przechodzi wyraźnie.
Do ochrony przed molami poleca się posypywa­
nie futer (kożuchów) pieprzykiem i liśćmi tabaki.
0 ile futrzana odzież przechowaną bywa w skrzyn­
kach, pozalepiać szpary paskami z papieru, aby ro­
bactwo nie mogło się dostać do wnętrza.
Agrafkami (Sicherheitsnadeln) można posługi­
wać się do wciągania gumki lub tasiemki do bluzek
lub poszewek itp. Końcem Spiczastym przekłuć ta­
siemkę, zamknąć szpilkę, a drugim końcem wsunąć
w obrąbek. Wyklucza się całkowicie niemiłe wy­
suwanie się tasiemki oraz przekłuwanie materiału.
Wazony od kwiatów zbyt często po okwitnięciu kwiatów odstawia się niemyte. Lepiej odraza
je wyczyścić dokładnie z wszelkich nieczystości,
ponieważ kwiaty następnie włożone do nich,
wkrótceby się zmarnowały. Należy więc wazony
wymyć wodą z sodą i to za pomocą szczotki do
mycia flaszek, popłakać kilkakrotnie czystą wodą
1 wysuszyć nawet.
Przechowywanie przez czas dłuższy ryb wę­
dzonych. Prostym sposobem można ryby wędzone
przechowywać w stanie świeżym. Każda napoczętą
skrzynkę starannie ponakrywać papierem, olejem
nasączonym. Większe ryby wędzone, jak węgorze,
fiondry, pozawijać całkiem w papier naolejony i
pozawieszać w nim na gwoździkach. Papier naole­
jony oto zwykły biały papier welinowy, nasączony
oliwą francuską lub włoską. Papier ten powinien
być często zmieniany na świeży. Jeśli ryby do­
kładnie będą zawinięte, to długi czas można je prze­
chowywać, a nie zepsują się, ani nawet pleśń się na
nich nie utworzy.
z A R T Y.
i,...........!.......,........
—
—
—
—
I==l
W szkółce.
Ile rok ma pór?
Cztery.
Wymień je.
Wiosna, lato, jesień i ślizgawka.
Starożytny zegar.
— Ten stary zegar jest istotnie ładny — tylko żie
chodzi.
— Żle? Trzeba się tylko na nim znać. Trzeba
wiedzieć np., że kiedy pokazuje wpół do szóstej, a
bije jedenastą, wtedy w rzeczywistości jest trzy na
ósmą.
Dobra niańka,
- Czy też niania zawsze przed kąpielą mierzy
wodę termometrem?
— Ja ta nie potrzebuje termometra, Jak dziecko
jest czerwone - znaczy; woda jest za gorąca, jak
sine - znaczy: za zimna.