Show publication content!
Transkrypt
Show publication content!
Nr. U BEZPŁATNY 0® DATEK. HAI. Od południa wieje chłodny wiatr i łany suszy; ,W gaju nuci już swobodny słowik z pełnej duszy Strumyk buja wśród olszyny po zielonej łące A roznosząc woń z doliny kwiatów już tysiące: Martwą ziemię w krasny raj zamieni! zwycięski mai. Komu w piersi czułe bije serce lub kto chory, Niech przystąpi i napije się wśród krótkiej pory Z zdroju życia i natury: wnet odzyska siły, Z czoła nikną smutne chmury — maj to zdziała miły; Chodźcie poznać ziemski raj, póki porą, póki maj! (Czesław Lubiński) Ks. Damrot. Rozważanie tygodniowe. Znaczenie rodziny chrześcijańskiej. Rodzina jest pierwiastkiem społeczeństwa ludzkie go, źródłem życia dla ludzkości. Ona dostarcza pań stwu obywateli, a kościołowi wiernych. Jeżeli rodzi ny są clobre, natenczas państwo ma sumiennych obywateli, a Kościół wiernych chrześcijan; jeżeli zaś rodziny nie są dobre, natenczas niema ani dobrych obywateli, ani dobrych chrześcijan. Stąd to nader wielkie znaczenie, jakie rodzina ma dla Kościoła i państwa. Pożycie rodzinne jest ważniejsze niż wszel ka nauka uczonych, niż wszelka sztuka wielkich lu dzi, niż wszelka potęga władców, niż wszelka poli tyka. Politycy niechaj wymyślają prawa, jakie chcą, skoro pożycie chrześcijańskiej rodziny nie wychowu jeludzi o dzielnem sumiennem usposobieniu, nie oży wia ducha, które prawom dopiero wlewają życie, pra ca ich równać się będzie noszeniu wody w przeta ku. Religijność i modność bodaj w ogóle nie będą się mogły rozwijać, jeżeli na łonie przykładnych ro dzin nie doznają te cenne dary niebios właściwego pielęgnowania. Wierną strażniczką tych darów niebjańskich w ro dzinie jest matka chrześcijańska, która jest sercem ro dziny. Jej to najwyższem i najświętszem zadaniem fest uprawiać i' uszlachetniać poczucie rodzinne, po czucie przynależności do rodziny. Z tego zadania, najlepiej s ę wywiąże, jeżeli do własnej rodziny wpro wadzi ducha, który panował w Rodzinie świętej, w Nazarecie Z wpływu Rodziny świętej spodziewa się nasz Kościół uzyskać odnowienie chrześcijańskiego pożycia religijnego. Czyż bowiem można sobie po myśleć wspanialszy przykład cnót i skul ecznieisze Rok 1926. wskazówki do życia bogobojnego, jak rozważanie i naśladowanie wspólnego pożycia Jezusa, Marji i Jó zefa w Nazarecie? Oby wszystkie nasze rodziny sta ły się podobnemi do Rodziny świętej! Oby miłość i spokój, które tam panowały, odżyły we wszystkich rodzinach chrześcijańskich! Niechaj ojcowie wezmą sobie za przykład i zawsze mają przed oczyma św Józefa, matki. Matkę Chrystusową, a młodzież Bo skiego Zbawiciela. Ty matko katolicka, rozważaj, zwłaszcza w mie siącu maju, jak N. M. Panna modliła się, pracowała i kochała. Czyż nie powinni i w twoim domu wię cej się modiiić? Czy u ciebie zachowała się jeszcze wiernie, modlitwa wspólna? Czyż w twej rodzinie nie powinno się więcej pracować? i o znaczy nie tylko dla uzyskania do bra doczesnego, ale także na cześć Boga i dla zba wienia duszy. Czyż miłość, która ojca, matkę i dzieci wiąże, nie winna być coraz czystszą i mniej samolubną. A więc, im więcej w naszych czasach wrogowie chrześcijaństwa dokładają starań, aby rozbić i pod kopać rodzinę, tern wierniej i silniej, wy katolickie kobiety i matki skupiajcie się w myśl wydanego przez Ojca świętego hasła; „Wracajmy do świętej Rodziny w Nazarecie“, Powiastka o ciekawym Józku. Prawdziwe zdarzenie Czteroletni Józek właściwie był dobrem dzieckiem, ale ma* jedną wadę, która nieraz spowodowała już nieprzyjemne zdarzenia. Był on niezwykle ciekawy, a bezustanne jego pytania doprowadzały jego matkę, wprost do rozpaczy; Ojciec Józka był nauczycielem w pewnej wielkiej wsi w okolicy górskiej, zamieszki wał drugie piętro szkolnego budynku. Prócz poko ju mieszkalnego, sypialni rodziców i dzieci, znajdo wał się tam jeszcze pokoi, zazwyczaj zamknięty na klucz, w którym pan nauczyciel pracował i przecho wywał swe ulubione zbiory. Był tam piękny zbiór wytkanych zwierząt, szczególnie ptaków, a w wielkich skrzyniach oszklonych znajdowały się różnorakie bar wne motyle i owady. Józek ogromnie rad przeby wał w tym pokoju, bo zdawało mu się, że chyba niema na świecie nic piękniejszego nad te zbiory, niestety samemu nie wolno było jemu tam przeby wać. Ojciec chętnie mu objaśniał i odpowiadał M jego. pytania, ale działo się to za szybko dla Józ ka, który radby był przy każdym .przedmiocie dłużę : - ' ' b . t tlfe się zatrzymać. Na liczne jego pytanie ojciec jego zwykle mawiał; „Józku, jesteś jeszcze zbyt mały, abyś to wszys.ko zrozumiał.“ Józek więc pragnął z całej duszy, aby mógł kie dy sam przebywać w zbiorze ojca, bez towarzystwa starszych, bo pragnął nietylko podziwiać zwierzęta, ale tez ich się dotknąć ręką, na co ojciec nigdy nie pozwalał. Pragnienie to szczególnie ogarniało go, we dnie deszczowe, kiedy nie wolno mu było opu szczać mieszkania. Gdy się zabawiał na dworze, w ogródku to nie odczuwał nudów, bo zawsze coś nowego wpadło mu w oczy, ale podczas niepogo dy wkrótce już sprzykrzyły mu się wszelkie rozryw ki. Klocki przewracały się niepotrzebnie, obrazki w książkach aż nadto dobrze mu były znane, a bąk ani rusz nie chciał się kręcić. Takim to sposobem myśl Józka uporczywie wracała do zbiorów ojca w zamkniętym pokoju. Pewnego poranku deszcz lał jak z cebra, siedział malec na swej ławeczce i ustawiał klocki na stole. Zabawa ta szczególnie go tego dnia nudziła, ojciec znajdował się w szkole, matka zajęta była w kuchni na kwiecistej kanapie spał biały kotek, na oknie brzę czała mucha, która Józkowi nagle przypomniała owady i motyle w skrzynkach — ojca. — Oj, gdybyż je mógł zobaczyć! — Możnaby pójść po nie, ale te go mu przecież nie było wolno! Za chwilę poukła dał klocki w skrzyneczce i postanowił pójść pod drzwi muzeum, jak ojciec szumnie zbiory swe nazy wał i spojrzeć choć przez dziurkę od klucza na wszy stkie te przepiękne rzeczy. Wyszedł więc cichutko z pokoju przez uchylone drzwi i doszedł pod drzwi, „zakazanego raju!“ Ale co to? Ojciec pozostawił klucz w zamku! Pokusa była zbyt wie ka, aby jej Józek nie miał ulec. Cichutko zawisł sobą na klam ce, drzwi się otworzyły i Józek wślizgnął się do środka pokoju. Na razie przystanął zdumiony na wi dok tylu piękności, które odrazu dojrzał. Oj, tak, teraz będzie oglądał — ile mu dusza raczy! Nikt mu nie będizie przeszkadzał, a dla pewności choć z wiel kim trudem, zamknął drzwi ze środka na zasuwkę. Cieszył się malec z tego, że nikt go w pokoju ojca nie będzie szukał i nikt mu już nie może zabronić, przebywania w. muzeum. Pozostanie więc tak długo dopóki mu się nie sprzykrzy oglądanie, a to chyba nigdy nie nastąpi. Przypuszczenia Józka były słusz ne! Nikt nie przypuszczał, że malec przebywa w mu zeum, boć to zwykle było zamknięte na klucz. Mat ka wprawdzie zajrzała do pokoju, w którym Józek od rana się bawił, ale nie zastawszy go tam, przy puszczała, że zeszedł po schodach do szkoły, — do której nieraz zachodził. Siadywał wtedy cichutko jak mysz kościelna i przysłuchiwał się z wielką uwagą, nauce ojca. A gdy będzie głodny, to już się u mat ki sam zjawi. Minęła dziesiąta, Józek nie przychodził po śnia danie, w południe ojciec wrócił ze szkoły, a na py tanie matki, czy Józka ze sobą nie przyprowadził, dał odpowiedź odmowną, bo Józka nie widział od rana. „Gdzież więc chłopiec się znajduje?“ zapytała za niepokojona matka. „Przy takiej niepogodzie nie spo sób, aby był na podwórzu?“ „I ja nie wiem, gdzie Józek przebywa? rzekł ojciec, udając się do okna w sieni, skąd zwykle przy woływał chłopca. Nie było jednak innej odpowiedzi prócz gdakania kur i stuku młota z pobliskiej ku źni. „Gdy zupa pojawi się na stole i Józek się zja wi; schował się tylko i z nas się naśmiewa!" Z temi słowv wrócił oiciec do pokoju i zasiadł do obia du. Co prawda matce zaniepokojonej obiad nie sma kował i raz po raz hwużnie spoglądała na drzwi. „Poczekaj tylko“, odezwał ojciec, „niech jeszcze trochę posiedzi pod schodami lub gdziebądż się ukrywa, będzie to kara dla niego“. „Mnie się jakoś ta sprawa nie widzi, czy mu się, aby coś nie stało!“ rzekła wreszcie żona nauczyciela. Mąż roześmiał się, mówiąc; J „Bądź spokojną, wtedy usłyszałabyś napewno jego krzyki. Jak zjemy, zaczniemy go szukać . Po obiedzie oboje wyszli, wołając głośno Józ ka poszukując go po wszystkich kątach. Ojciec wre szcie ostrym głosem przywoływał syna, matka mile przemawiała do Józka, by się pokazał, bo obiad stygnął. Nikt jednak nie odpowiadał. Ojciec wszedł na śpichrz, zaglądał — po wszystkich kątach — na daremnie — zeszedł po stromych schodach do ciem nej piwnicy, choć coprawda Józek tam niechętnie cho dził. Tymczasem wykazało się, że drzwi do piwnicy by ły zamknięte, a tych Józek o własnych siłach nie zdo łałby otworzyć. „Może Józek znajduje się w muzeum“, przerwała żona ciszę chwilową, „choć coprawda drzwi za zwyczaj bywają zamknięte. Ale zobaczymy, przecież nie wychodził poza dom, więc tu się gdzieś też znaj dować powinien“. Tymczasem okazało się, że drzwi tym razem me były zamknięte, choć klucz tkwił w zamku. Ucinm krokiem nauczyciel podszedł do drzwi, wyciągnął klucz i spostrzegł przez dziurkę od klucza do wnę trza pokoju. Nagle uśmiech rozległ się na jego (wa rzy, choć niemało gniewu zabrakło w nim na chło pcu. Kiwnął palcem na żonę i kazał i jej spojrzeć przez dziurkę od klucza; wkrótce ona również się uśmiechnęła. Oto, na stołeczku na samym środku po koju siedział Józek, z wytkaną wiewiórką w rączce ściskając i głaszcząc martwe stworzonko! Napatrzyw szy się do syta, nauczyciel znów się nasrożył, po cisnął klamką, ale me mógł drzwi otworzyć. Dziwna rzecz, drzwi były zamknięte, jakże to pojąć? Od chrząknął więc i ostro zawołał; „Józku, wiem, że tam siedzisz, mowie ci więc, wychodź zaraz!“ Cichutko, nie, ani drgnęło! „Józku, jeśli zaraz nic wyjdziesz, dostaniesz baty! Usłyszano szybkie kroki. Józek zbliżył się do drzwi i coś koło nich próbował, bo rodzice wy raźnie słyszeli przyspieszone sapanie. „Nie mogę odsunąć zasuwki, rzekł cienkim g ci sem za drzwiami. .... • t a! jeszcze wielu rzeczom pragnął się przyjrzeć, ledwie doszedł do wiewiórki. < ### szedł pod szkołę, przyjrzał się domowi ’ rzekł, „Na nic nasze starania, trzeba pójść po drabinę, straży ogniowej“. Nauczyciel go usłuchał, pobiegł tylko do sieni, po kapelusz i udał się do wójta. Zastał go przy czytaniu gazety z fajka w ustach, drzemiącego po obiedzie. „Panie wójcie, proszę o drabinę ogniową“, rzekł przybyły, przerywając mu drzemkę. „Drabinę ogniową? A gdzie się pali, panie na uczycielu?“ Roześmiał się nauczyciel, odpowiadając; „Nigdzie się nie pali, tylko mój chłopiec jest uwię ziony w pokoju z wytkanemi zwierzętami, bo nie może ze środka otworzyć drzwi, więc musimy go wydostać przez okno“. „Jaśku", zawołał również śmiejący się wójt na syna znajdującego się w sąsiednim pokoju. „Przyjdź tylko tu do nas, bo znajdzie się robota dla ciebie . Jasiek przybiegł zaciekawiony; „Co się stało? Czy się gdzie pali?“ A usłyszawszy, co zaszło, zapalił się do tego, jak ogień, mówiąc; „ lo ci dopiero zabawa! Panie nauczycielu, pro szę pójść do domu, my się tern już zajmiemy. Pój dę jeszcze po Michała i branka sąsiada i zaraz przybędziemy z drabiną pod szkołę. Jak ja przybędę, to Józka wkrótce już wydostaniemy! Nauczyciel podziękował za gotowość i pożegnał się. Zanim doszedł do domu, mnóstwo dzieci, do wiedziawszy się o przygodzie Józka, pomimo de szczu i wichru przybiegło na podwórze, spogląda jąc na okno, w którym jednak Józka nie było widać. Pani nauczytielowa aż odetchnęła głęboko na wieść, że pomoc wkrótce nadejdzie, a szczególnie z tego, się ucieszyła, że właśnie Jasiek wójtów przybędzie, bo był on wielkim przyjacielem Józka. Ale oto już i drabinę wieźli, i to Michał, Franek i Józek. Oczy wiście chmara dzieci za nimi. Ludzie po drodze szybko otw.erali okna, pytając?“ „Gdzie się pali? „W szkole! brzmiała odpowiedź uśmiechających s»ę c Jopców. „Pożar w szkole! Wieść lotem błyskawicy roze szła się po wsi, więc coraz więcej ciekawych zbie rało się na ulicy, w podwórzu szkolnem, jedni, aby się gapić, inni, aby pomóc przy gaszeniu. Drabinę tymczasem przystawiono i Jasiek jak wie wiórka zręcznie po niej wszedł pod samo okno. Zaciekawiony przytknął swą szeroką twarz do szy by i oto dojrzał Józka, z rękoma w kieszeni, stoją cego przed oszkloną skrzyneczką z motylami, nadz.anemi na szpilki, a tak zatopionego w myślach, że nic nie dosłyszał, co się działo na dworze. Jasiek stuknął palcem na szybę, Józek odwrócił swą jasną główkę i roześmiawszy się głośno, podbiegł do okna i rzekł; „Toś też tu, przyszedł, Jaśku! Witaną cię, witam!“ „lak, oto jestem!“ krzyknął Jasiek z dworu na teraz cały głos, „ale słuchaj, Józku, otwórz tylko okno . „Poczekaj jeszcze chwilkę, bo jeszcze nie obejrza łem wszystkich zwierzątek. Jak obejrzę, to otwo rzę“, odparł malec i z największym spokojem odwró cił się plecami do Józka i od nowa zajął się oglą daniem owadów i motyli w skrzynkach. Tymczasem Józek wciąż stał za oknem i wołał łagodnym głosem; „Synku, słuchaj, otworz okno!“ „Jak skończę, poczekaj jeszcze chwilkę“, brzmia ła odpowiedź. Józek wreszcie zniecierpliwiony, bo dzieci w po dwórzu naśmiewały się z niego, a nauczyciel coraz sie bardziej gniewał. \ „Urwiszu jakiś, nicponiu, otworzysz okno, czy nie?“ Ale Józek ani spojrzał w stronę okna i nie zwa żał na niczyje nawoływania. Matka bowiem podeszła pod drzwi, „muzeum“ i łagodnie zaczęła przemawiać do dziecka; „Józku, bądź posłuszny i otwórz okno. Wcale nie ładnie, że tak długo pozwolisz stać Jaśkowi na deszczu i zimnie!" Jasiek zaś na dworze wołał do okna; „Niech cię kaczki podepcą, chłopaku, jak dłu go mam tu jeszcze przetrwać w tern zimnie? Idziesz tu teraz do okna!“ Józek, chyba, że ogłuchł, bo nawet nie odwrócił się w stronę okna. Chodził od stołu do stołu, od skrzynki do skrzynki, każdej się z taką uwagą przy glądając, jak gdyby na świecie nie było ani matki, ani Józka. Jasiek wreszcie widząc, że gniewem nic nic wskó ra, zaczął z innej beczki. { „Józku“, rzekł więc, „jeśli zaraz otworzysz, po daruję ci harmonijkę, wiesz tę. która ci się tak po dobała“ Harmonijki tej Józef bardzo pragnął, ale dziś, wobec tylu pięknych rzeczy, nawet ta go nie nęciła „Józku, jak możesz być tak niegrzecznym! Matu sia wcale nie kocha swego synka“, brzmiał głos z za drzwi. Józka nic nie wzruszało. Z podwórza coraz większy dochodził śmiech, — drwili sobie z Jaśka, który coraz więcej przedmio tów obiecywał Józkowi, począwszy od nożyka do młodego kociątka. Czas uchodził, Jasiek coraz bar dziej mókł na deszczu. Pan nauczyciel siniał z gnie wu, bo na co przydały się jego wiadomości wy chowawcze, jeśli własny jego syn, czteroletni, go nie usłuchał. Wreszcie zrozpaczona matka pod drzwiami za wołała; „Jeśli zaraz nie otworzysz, Józku, to matusia sią rozpłacze“. lego nie znosił Józek, — na matusię płaczącą, nie mógł patrzeć. Kochał on swoją zwykłe wesołą mateczkę nad życie i nigdy nie chciał, any oyła smu tną, a tern mniej, aby płakała. „Matusiu, czy już płaczesz?“ nag'e doszedł głc* Józka tuż pod drzwiami. „Przecie? że płaczę?, by ła odpowiedź przytłumiona i smutna Jasiek nie dowierzał własnym oczom gdy ujrzał Józka, podchodzącego do okna, ponieważ niedos:\izai rozmowy jego z matką. Uradowany więc rzekł: „Jak to dobrze, Józku, weż stołeczek, przysuń go pod okno, abyś sięgnął do zasuwki". Jak potulny baranek Józek robił, co mu kazano, przystawił stołeczek, wszedł na niego i odsunął ry giel, co prawda, z wielkim U udem; okno jasiek otworzył i sięgnął po Józka, którego zniósł tia rę ku. Wielkiemi okrzykami powitali go wszyscy obec ni, a odebrał go ojciec z rąk Jaska. — Zamilczymy lepiej o tern, co się potem działo w czterech ścia nach domu rodzicielskiego. — W każdym razie Józek nigdy już nie próbował wejść sam do ojcowskiego „muzeum . 68 Dzieci a rodzice. Radość rodziców ze swych dzieci jest najświętszą radością ludzkości. (Pestalozzi). Cokolwiek człowiek uczyniłby w świecie, choćby to było i wielkie i ogromnie dodatnie dla ludzkości. — jeśliby nie wypełnił obowiązku wobec swych ro dziców, wszystko na nichy się zdało. * Nie pojmuje dzieci ten, który nie ma sam serca dziecinnego; nie umie się z niemi obcnodzić kto ich nie kocha, a nie kocha ich, jeśli sam nie jest god nym kochania. Myśli życiowe. Nie jest bynajmniej błędem , . . jeśU: młodzi osobom starszym ustąpią miejsca w kościele. W kolei itd... Wyróżniamy się wszędzie swoją punktualnością; wytycznem dążeniem naszem są poważne sprawy; po naszych zwierzęiach domowych znać wycnowanie; nie zakłócamy niczem spokoju naszych sąsiadów; domownicy skromniej są ubrani od ich gości. Nikomu nie miło ... czekanie; gdy się ktoś wciąż chełpi swemi wiado mościami; przewracanie się przez porzucone łupiny owocowe; gdy obci własne jego dzieci wychowują; gdy zapowiedziany gość się nie stawi; gdy inni usiłują narzucić swe zdanie; A więc nie należy tego wszystkiego czynić sa memu? — H ------------- Rady domowe. Przed sklejeniem llsztew lub podobnych rzeczy U mebli nasamprzód trzeba usunąć stary klej, zeskrobuiąc go nożykiem nietylko z lisztewek, ale też « mebli samych, do których ma być przyklejony urwany kawałek. Do sklejania używać najlepiej do brego, żółtego kleju stolarskiego w tabliczkach. Za moczyć na noc tabliczki w żelaznym garneczku w takiej ilości wody, aby klej całkiem był nakryty. Nazajutrz klej rozpęcznieje i pozostałą wodę zlać, postawić klej w garnku na ciepłe miejsce pieca, do póki klej się nie rozpuści i wtedy go używać, póki jeszcze gorący. Nie powinien sie zagotować. Kle jone części dobrze złożyć, obwiązać Szurkiem i po zostawić tak do dnia następnego. Jeśli szkło, porce.ana lub marmur ma być zlepiony klejem, należy rzedmioty te rozgrzać nasamprzód, szczególnie te części, które mają być złączone. Lak do pieczątek rozpuszczony i rozcieńczony \v okowicie nadaje się do lakowania koszyków, po nieważ obecnie lak ten wykonują w różnych bar wach. Twardy drut uczynić miękkim. Jak wiadomo, drut z żelaza, mosiądzu i koprowiny bywa miękki 5 twardy. Jeśli pod ręką ma się na razie drut twardy, a potrzebny jest miękki natenczas trzeba go rozpalić do białości nad gazem, trzymając go kleszczami, aby się nie'poparzyć. Po ostudzeniu na powietrzu drut staje się miękki i można go zginać wedle po-, trzeby. Chcąc ochronić rozdarcie karty w książce od dalszej szkody, należy skleić je zawczasu. Pod za-, darte miejsce podłożyć kawałek papieru i posmaro-, wać je klajstrem ze szkróbku (krochmalu). Na stępnie położyć na klajster wąski paseczek jedwab nego papieru, który szybko przysvcha. Zadarcia wcale prawie potem nie znać, bo przez cienki papier jedwabny druk przechodzi wyraźnie. Do ochrony przed molami poleca się posypywa nie futer (kożuchów) pieprzykiem i liśćmi tabaki. 0 ile futrzana odzież przechowaną bywa w skrzyn kach, pozalepiać szpary paskami z papieru, aby ro bactwo nie mogło się dostać do wnętrza. Agrafkami (Sicherheitsnadeln) można posługi wać się do wciągania gumki lub tasiemki do bluzek lub poszewek itp. Końcem Spiczastym przekłuć ta siemkę, zamknąć szpilkę, a drugim końcem wsunąć w obrąbek. Wyklucza się całkowicie niemiłe wy suwanie się tasiemki oraz przekłuwanie materiału. Wazony od kwiatów zbyt często po okwitnięciu kwiatów odstawia się niemyte. Lepiej odraza je wyczyścić dokładnie z wszelkich nieczystości, ponieważ kwiaty następnie włożone do nich, wkrótceby się zmarnowały. Należy więc wazony wymyć wodą z sodą i to za pomocą szczotki do mycia flaszek, popłakać kilkakrotnie czystą wodą 1 wysuszyć nawet. Przechowywanie przez czas dłuższy ryb wę dzonych. Prostym sposobem można ryby wędzone przechowywać w stanie świeżym. Każda napoczętą skrzynkę starannie ponakrywać papierem, olejem nasączonym. Większe ryby wędzone, jak węgorze, fiondry, pozawijać całkiem w papier naolejony i pozawieszać w nim na gwoździkach. Papier naole jony oto zwykły biały papier welinowy, nasączony oliwą francuską lub włoską. Papier ten powinien być często zmieniany na świeży. Jeśli ryby do kładnie będą zawinięte, to długi czas można je prze chowywać, a nie zepsują się, ani nawet pleśń się na nich nie utworzy. z A R T Y. i,...........!.......,........ — — — — I==l W szkółce. Ile rok ma pór? Cztery. Wymień je. Wiosna, lato, jesień i ślizgawka. Starożytny zegar. — Ten stary zegar jest istotnie ładny — tylko żie chodzi. — Żle? Trzeba się tylko na nim znać. Trzeba wiedzieć np., że kiedy pokazuje wpół do szóstej, a bije jedenastą, wtedy w rzeczywistości jest trzy na ósmą. Dobra niańka, - Czy też niania zawsze przed kąpielą mierzy wodę termometrem? — Ja ta nie potrzebuje termometra, Jak dziecko jest czerwone - znaczy; woda jest za gorąca, jak sine - znaczy: za zimna.