Pytanie „dlaczego?” wiedzie do wielkości czy do szaleństwa?

Transkrypt

Pytanie „dlaczego?” wiedzie do wielkości czy do szaleństwa?
Pytanie „dlaczego?” wiedzie do wielkości
czy do szaleństwa?
M
am nieodpartą chęć postawić prowokacyjne pytanie, czy geografia jest w pełni nauką
przyrodniczą. Geografia fizyczna powiązana z matematyką (te siatki kartograficzne
i odwzorowania, które humanistom swego czasu sprawiły nieco kłopotu) na pewno zasługuje na miano nauki przyrodniczo‑ścisłej. Geograf niczego nie wymyśla, lecz mierzy,
fotografuje (nawet z kosmosu), obserwuje, robi tabele i wykresy, po czym wyciąga z nich
wnioski, po prostu opisuje ziemię zgodnie z grecką nazwą swej dyscypliny. Jego praca
może uchodzić za wzorowe zastosowanie empirycznej metody naukowej.
Problem zaczyna się przy geografii ekonomicznej i tym bardziej kulturowej. Ale i na
obrzeżach geografii fizycznej, gdzie pole jej zainteresowań styka się z astronomią i geologią, pojawiają się filozoficzne grząskie rewiry. Astronomia i geologia to
także nauki przyrodnicze stosujące metody obserwacyjne i matematyczne. Jednak geologia sięga w otchłań czasu, dotyka
spornych początków naszej planety. Z kolei astronomia
to nie tylko nauka badająca prawa rządzące gwiazdami (jak można przetłumaczyć grecką nazwę),
ale w ramach kosmologii zastanawia się nad
granicami i ogólną mechaniką wszechświata.
A to wiąże się z problemem jego genezy,
czyli z kosmogonią. Kosmogonia zaś
to problem przynależny bardziej do
filozofii, religii i mitologii różnych
narodów niż do empirycznej nauki.
Nie istnieje ogólna wizja świata (czyli światopogląd),
którą ma każdy człowiek, bez jakiejś koncepcji kosmogonicznej. Wizja ta często zawiera elementy całkowicie z sobą sprzeczne,
przejęte eklektycznie z nauki i religii. Każdy jakoś sobie odpowiada na
pytania dotyczące skończoności lub nieskończoności wszechświata w czasie
i przestrzeni. I to jest humanistyczny aspekt geografii, którą jednakże trudno
pogłębiać bez solidnego przygotowania przyrodniczego.
We wstępie do rozdziału o metodzie naukowej w biologii wspominam o „punktach
nieciągłości” w ogólnej teorii ewolucji wszechświata, z których pierwszym jest samo
wskazanie „racji dostatecznej”, która przesądziła o tym, że wszechświat w ogóle istnieje.
Od odpowiedzi na to pytanie zaczyna się każda religia i każda filozofia, także ta zaprzeczająca religii. Konsekwentna postawa empiryczna w nauce, ale także przy konstruowaniu
własnego światopoglądu, zakłada, by pytania o przyczynę świata nie stawiać. Po prostu
doświadczenie tych ostatecznych zagadnień nie sięga. Lepiej przyjąć, że świat istnieje sam
z siebie, sam sobie jest przyczyną (a więc ma tę cechę, którą teologowie przypisują Bogu)
i dopiero od tego założenia analizować jego ewolucję. Niestety człowiek lubi kosztować
zakazane owoce. Już raz kosztowało go to wygnanie z raju. Wciąż stawia pytanie „dlaczego?”, które wiedzie do wielkości, ale i do szaleństwa.
Humaniści lubią się zbliżać do progu szaleństwa, scjentyści wolą się trzymać od niego
z daleka. Oskarżają nas, filozofów, filologów czy historyków, że wpatrujemy się w gwiazdy
i zafascynowani pięknem nieba dywagujemy o zagubieniu w bezkresie i wieczności. Musimy
więc dobrze poznać mechanikę sfer, aby widzieć te problemy w naukowym kontekście.
Jerzy Pilikowski