2 Niedziela Adwentu – 6.12.2009 K-ce
Transkrypt
2 Niedziela Adwentu – 6.12.2009 K-ce
2 Niedziela Adwentu – 6.12.2009 K-ce Jak 5,7.8 (II rząd) Czy używamy jeszcze słowa – cierpliwość? Dla wielu to takie staromodne słowo. Któżby chciał myśleć o powstrzymywaniu się, znoszeniu przeciwności, poddawaniu się, bo to w językach starożytnych oznacza „cierpliwość”? Przecież żyjemy – mówimy - aby byś wolnymi, aby robić co uważamy sami za słuszne, a nie aby się ograniczać, czekać, okazywać wspaniałomyślność. Dzisiaj szczególnie młodzi są niecierpliwi. Chcieliby już mieć wszystko, żyć wygodnie, dużo zarabiać i cieszyć się szczęściem. Chcieliby mieć szybciej dobrobyt, pragnęliby szybko wyrównać, czasami nawet nieuczciwymi metodami, ów stracony czas, kiedy nie dawano równych szans. Nie zazdroszczę młodym, gdyż te pragnienia dla wielu jeszcze długo się nie spełnią, ale chcę wam powiedzieć, że życie jest o wiele bardziej skomplikowane i nie będzie rozgrywać się tylko według naszych scenariuszy. W życiu musi być czas na cierpliwość, na wspaniałomyślność, aby było błogosławione, czyli szczęśliwe. Tam, gdzie nie ma cierpliwości, tam pojawiają się napięcia, niepokoje, tam psują się nasze wzajemne stosunki międzyludzkie. To wszechwładna niecierpliwość zbiera dzisiaj żniwo w postaci rozbitych domów, zszarganych nerwów, zagrożeń wojennych. Sadzę, że jeden z powodów naszych problemów społecznych, naszego niezadowolenia z czasów w których żyjemy, leży właśnie w zniecierpliwieniu. Dlaczego więc, skoro wiemy jakie negatywne skutki może dać zniecierpliwienie mamy trudności z cierpliwością? Cierpliwość wystawiona jest na ciężkie próby. Kalwin powiedział: „Żadna z moich przywar, chociaż są wielkie i liczne, nie wymaga tak wytężonej walki jak cierpliwość”. Istotnie, cierpliwość nie wyrasta na drzewie ludzkiego Ducha, ale jest owocem Ducha Świętego. Dlatego wierzący chrześcijanin ma w tej sprawie jednoznaczną odpowiedź. Niecierpliwość jest złym doradcą. Wręcz nie przystoi wierzącemu okazywać niecierpliwości, gdyż nic ona nie daje a wiele odbiera. Chrześcijaństwo uwagę skupia właśnie na podkreślaniu wagi, znaczenia cierpliwości, choć to nie łatwa rzecz. Cierpliwość jest więc jedną z podstawowych cnót, jest wymieniana wśród najważniejszych owoców działania Ducha Świętego w człowieku. I jest to w pełni uzasadnione. Wszak żyjąc na ziemi jako ludzie grzeszni ocieramy się o cierpienia, trudności. Przezwyciężyć je możemy, jeśli je odczytujemy w świetle celowych zrządzeń Bożych. Akceptacja trudności, prób i cierpień jako celowych decyzji Bożych może odbywać się tylko we właściwym rozumieniu cierpliwości. Innymi słowy, tylko przez cierpliwość, w cierpliwości człowiek potrafi zobaczyć swoje problemy jako zdarzenia przynoszące mu korzyść w postaci Bożego błogosławieństwa i Bożej celowej drogi. Poprzez cierpliwość możemy przyjąć od Boga każdą z wyznaczonych dróg. Poprzez cierpliwe przyjęcie tej wieści otrzymujemy wielokrotnie więcej. Nie ma się więc co dziwić, że Biblia wzywa do cierpliwości i wytrwania. Przykład daje nam sam Bóg, który jest sam cierpliwy i „nieskory do gniewu”. Kulminacją cierpliwości Boga jest przyjście Jezusa na świat. Bóg daje nam odtąd tak długi czas łaski, jest naszym pasterzem, stale szuka błądzących i grzesznych, gdyż nie chce śmierci grzesznika. Nie znaczy to jednak, że cierpliwość nie ma granicy. Tą granicą jest Boży sąd, na który mamy być przygotowani, jak mówi nam Adwent. W ten sposób sam Bóg jest najdoskonalszym przykładem cierpliwości, niedościgłym wzorem, abyśmy i my szli w życiu drogą cierpliwości. Więcej, to dzięki jego cierpliwości, możemy i my być prawdziwie też cierpliwi. Ze wszystkich owoców Ducha Świętego ten owoc jest najbardziej potrzebny we współżyciu z innymi ludźmi. Cierpliwość należy do rzeczy „kosztownych”, ponieważ „cierpliwy łagodzi spory”. Ten owoc widać więc dopiero, kiedy opadną liście z drzewa, i ukazuje się to co przez lato zakrywały dorodne liście. Za wzór takiej cierpliwości można uznać proroków. Jakże cierpliwy i wytrwały był Jeremiasz, kiedy jego zwiastowanie nie dawało żadnego rezultatu, jakże ciężko doświadczony był Job, a jednak jego cierpliwość i stałość została dostrzeżona i doceniona. Najdoskonalszy w tym względzie jest Chrystus, który ucieleśnia taką cierpliwość, która nawet odrzuca odwet i zemstę a nakazuje naśladowanie go, jako cichego i pokornego serca, jako owego baranka na rzeź prowadzonego, abyśmy jego ranami byli uleczeni. Nie chce też śmierci grzesznika, jest nieskory do gniewu, szuka zaginionych, pozwala nie rodzącym owoce pędom rosnąć jeszcze do następnego lata. Najpiękniej tę myśl Jezus przekazuje w podobieństwie o pszenicy i kąkolu, którego nie należy wyrywać przed nadejściem żniwa. Bóg aż do końca okazuje cierpliwość. Dlatego w cierpliwości mamy być podobni do rolnika, który musi cierpliwie czekać na żniwa. Kościół Jezusa Chrystusa czyli cała społeczność wierzących musi być też cierpliwa z dwóch względów. Jako Kościół cierpiący, prześladowany może te przeciwności przezwyciężyć tylko poprzez cierpliwość w walce z uciskiem, utrapieniem i trudami. A po drugie - dzięki cierpliwości w oczekiwaniu na zwycięstwo Boga, rośnie radość, nadzieja chrześcijańska. Wiara i cierpliwość obiecują zbawienie, wieniec życia, a więc każą nam z ufnością patrzeć w przyszłość i to nie tylko tę na ziemi, ale i w niebie. Dzisiejszy tekst, rozważany w okresie Adwentu, właśnie zwraca uwagę na ten szczególny aspekt cierpliwości, może najważniejszy. Bądźcie cierpliwi, aż do przyjścia Pana. Ta cierpliwość opiera się właśnie na cierpliwości Jezusa. Jak powiada ewangelista Jan, On jest ziarnem pszenicznym, złożonym do ziemi, z którego wyrośnie owoc. A my jako wierzący jesteśmy owocem jego śmierci i zmartwychwstania. Jak rolnik widzi wiele znaków wskazujących na bliskość żniw, tak i my poprzez cierpliwość oglądamy Pana, który jest blisko. Przyjście Pana, a może to nastąpić w godzinie naszej śmierci lub w czasie jego powtórnego przyjścia, aby sądzić żywych i umarłych, należy do najważniejszych wydarzeń w dziejach świata i należy do najważniejszych wydarzeń w naszym życiu. Być gotowym na jego przyjście, mieć nadzieję uczestnictwa w jego Królestwie jest uzależnione od wytrwałej wiary, która będzie nam towarzyszyć w ostatniej chwili życia. Ileż trzeba wytrwałości, ileż trzeba czuwania, aby nie zostali odrzuceni. Zapytajmy więc w drugą niedzielę Adwentu, czy jesteśmy w tej drodze cierpliwi i wytrwali. Świat oczekuje i w tym względzie on nas świadectwa. Miejmy wyraźne cele, do których konsekwentnie zdążamy. Nie zmieniajmy swych poglądów w zależności od poglądów większości lub zapotrzebowania rządzących. Nie idźmy nigdy na kompromis w sprawach jednoznacznie określonych przez Boga, choćby to nie było popularne i modne. Nie chodźmy przez życie na skróty, choćby miało nas to coś kosztować. Nie budujmy kosztem Bożego Królestwa własnych egoistycznych, materialnych zamków na piasku. Miejmy odwagę czasami iść pod prąd jeśli dotyczy to spraw Bożych, godności i wytrwałości. Oby Bóg pozwolił nam być cierpliwymi, a wtedy przeżywać będziemy Adwent i będzie można powiedzieć o nas powiedzieć: „cierpliwy jest lepszy niż mocny”. Umacniajcie serca swoje, bo przyjście Pana jest blisko. Amen. 2 Niedziela Adwentu – 6.12.2009 K-ce Jak 5,7.8 (II rząd) „Oto rolnik cierpliwie oczekuje cennego owocu ziemi, aż spadnie wczesny i późniejszy deszcz. Bądźcie i wy cierpliwi, umacniajcie serca swoje, bo przyjście Pana jest bliskie”. Przeznaczony do rozważania tekst mówi o cennym owocu ziemi jaki zbiera rolnik. 6 grudnia w „Barbórkę” myślimy szczególnie ciepło o innych cennych owocach ziemi – o węglu i pracy górników. Zarówno praca rolnika na roli jak i górnika pod ziemią jest szczególnie szanowana, gdyż dostarcza ważnych dla naszego życia owoców ziemi stworzonych przez Boga. Dlatego obydwa zawody obchodzą szczególnie uroczyste święta jakimi są dla rolników „dożynki”, a dla górników – „Barbórka”, ale też powołania są niebezpieczne i nieraz zbierają nawet „specjalne” żniwo śmierci. Bóg nieraz, gdy człowiek źle obchodzi się z Jego stworzeniem i źle go uprawia lub rabunkowo wydobywa, dopuszcza katastrofy i nieszczęścia. Czarne bogactwo ziemi, nieraz upomina się o godne szanowanie Bożych darów i właściwe ich wydobywanie. W tym roku po raz kolejny w barbórkowe święto wspominamy tych górników, którzy na dole zostali, i modlimy się o cierpiących i ich rodziny dotknięte nieszczęściem. Ziarno rosnące na roli nie da się oszukać zbyt intensywnym naworzeniem, które szkodzi płodom, również i węgiel w czeluściach ziemi nie da się oszukać rabunkowej gospodarce, nastawionej tylko na zysk, kosztem zdrowia i życia górników. W górnicze święto, w dzień szczególny dla górniczego stanu na ziemi śląskiej nie mamy powodów do zbytniego świętowania. W tym roku w życiu wielu górników dopełniło się adwentowe oczekiwanie – Pan, który jest blisko, już się z nimi spotkał. Ich adwent już się dopełnił. Do tego zanika tradycja górniczych rodzin, nie ma już pracy na kopalni przekazywanej z pokolenia na pokolenie, za to są płaczące dzieci i żony. Nasze czarne bogactwo, będące chlubą przez wieki na tej ziemi zostaje zastąpione innymi źródłami energii. Przyszedł czas przetwarzania naszego bogactwa poprzez nowoczesne technologie na wydajniejsze źródła energii. Adwent nawołuje do cierpliwości w rozwiązywaniu tych problemów ile też do cierpliwości na płaszczyźnie duchowej. Jako chrześcijanie mamy czekać. Pan jest już blisko. On wszak przychodzi w poczwórnym znaczeniu, jak symbolicznie pokazuje to wieniec adwentowy z czterema świecami. Przychodzi jako narodzone dziecię w Betlejemie, przychodzi kiedy rodzi się w naszych sercach, kiedy przychodzi w godzinie śmierci, i kiedy przyjdzie po raz wtóry. Być gotowym na jego przyjście, czyli mieć nadzieję uczestnictwa w jego Królestwie, jest uzależnione od wytrwałej wiary, która będzie nam towarzyszyć w ostatniej chwili życia. Ileż trzeba wytrwałości, ileż trzeba czuwania, aby nie zostać odrzuconym. Zapytajmy więc w drugą niedzielę Adwentu, czy jesteśmy w tej drodze cierpliwi i wytrwali. Świat oczekuje i w tym względzie on nas świadectwa. Miejmy wyraźne cele, do których konsekwentnie zdążamy. Nie zmieniajmy swych poglądów w zależności od poglądów większości lub zapotrzebowania rządzących. Nie idźmy nigdy na kompromis w sprawach jednoznacznie określonych przez Boga, choćby to nie było popularne i modne. Nie chodźmy przez życie na skróty, choćby miało nas to coś kosztować. Nie budujmy kosztem Bożego Królestwa własnych egoistycznych, materialnych zamków na piasku. Miejmy odwagę czasami iść pod prąd jeśli dotyczy to spraw Bożych, godności i wytrwałości, również naszej pracy i bezpieczeństwa. Oby Bóg pozwolił nam być cierpliwymi, czyli z jednej strony wspaniałomyślnymi i wielkodusznymi a z drugiej odpornymi na znoszenie przeciwności, a wtedy przeżywać będziemy adwent i będzie można powiedzieć o nas powiedzieć: „cierpliwy jest lepszy niż mocny”. A braciom górnikom Bóg zapłać za ich górniczy trud a Szczęść Boże na każdy nowy dzień i dla każdej dobrej sprawy. Amen. 3 Nabożeństwo adwentowe – 16.12.2009 Psalm 84,4 (K-ce, Miechowice) Synod Kościoła ustalił, że w Nowym Roku kościelnym mamy szczególnie zająć się problematyką młodzieży. Uznano bowiem, że w tym względzie dzieje się nienajlepiej i część młodego pokolenia nie dostrzega już potrzeby wiary w Chrystusa. Ogólne zeświecczenie szczególnie dotyka młodych. Przyznajmy się w wielu wypadkach to dzięki naszej postawie młodzi tracą ochotę budowania wiary i przyznawania się do chrześcijaństwa. Problemy są bardzo złożone. Laicyzacja i poprawność demokratyczna sprawia, że świat zaczyna chrześcijan wyśmiewać. Podam przykład, który obiegł prasę światową. Chrześcijańska rodzina w Anglii, adoptowała na przestrzeni wielu lat aż ośmioro dzieci. Wszystkie były wychowywane razem z ich własnymi dziećmi i czuły się szczęśliwe. Kiedy w tym roku rodzina ta pragnęła adoptować kolejne dziecko, psycholog zaczął wypytywać rodziców jaki jest ich stosunek do homoseksualizmu. Kiedy usłyszał, że w wychowaniu swych dzieci, również adoptowanych nie poruszają tych tematów, usłyszeli odpowiedź: rodzina, która nie informuje swych dzieci o takich możliwościach ułożenia sobie życia, nie może obecnie adaptować dzieci i państwo już nie będą mogli ich adoptować. W Holandii, matka, której zabito syna powiada: to religia uczy nienawiści. Jestem zadowolona, że nie należę do żadnej organizacji religijnej. Można mnożyć przykłady zmiany mentalnościowej w Europie. Nie chcę bić na alarm. Na świecie chrześcijaństwo generalnie się rozwija, przybyło wyznawców katolicyzmu, większa jest też liczba ewangelików, ale nie w Europie. Co czynimy źle. Jeskym z powodów słabości europejskiego chrześcijaństwa jest brak potrzeby chodzenia do kościoła. Dlatego w naszych rozważaniach chcemy się zatrzymać na tym problemie. Dzisiaj zatrzymamy się przy odkrywaniu prawdy o Domu Bożym, czyli kościele, kaplicy, sali parafialnej. W tym względzie spotykamy się z różnymi formami rozumienia budynku sakralnego. Jedni uważają, że kościół jest wyłącznym miejscem przebywania Boga poprzez istnienie tabernakulum, w którym przechowywane są elementy stałej realnej obecności Boga w Komunii Św. Stąd wierni raczej swe życie religijne przenoszą do kościoła, przeżywając tam nie tylko wspólnotowe formy nabożeństw, ale i modlitwy, medytacje. Kościół staje się dla nich miejscem częstego przebywania niż tylko w niedzielę. Są chrześcijanie, którzy nie przywiązują żadnej wagi do miejsca, w którym odbywają się nabożeństwa. Uważają, że Bóg nie mieszka w domach ludzkimi rękami uczynionymi, ale jest tam, gdzie jest zgromadzenie i po skończonym nabożeństwie to miejsce może być używane do innych celów. Nie stawiają też w swych pomieszczeniach ołtarzy – wystarczy pulpit, kaznodzieja i szczerze modlące się serca, które słuchają Bożego Słowa. W skrajnych przypadkach w tym nurcie reprezentowane jest stanowisko, że nie potrzeba żadnej wspólnoty, ani żadnego domu Bożego, wystarczy osobisty kontakt z Bogiem. Między tak postrzeganą przestrzenią są formy pośrednie. Sądzę, że do takiego pośredniego patrzenia na Dom Boży należy nasz Kościół Ewangelicki a wpłynął na to podstawowy postulat Chrystusa, który powiedział, że nie przyszedł rozwiązać zakon, ale go dopełnić. Zakon i Ewangelia, Stary i Nowy Testament tworzą płaszczyznę na której możemy patrzeć na Dom Boży jako miejsce przebywania Boga a równocześnie dostrzegać tam owych dwóch lub trzech, którzy zgromadzeni są w imieniu Chrystusa. Dla Izraelitów – świątynia oznaczała święte miejsce Pana w Jerozolimie i wszędzie tam, gdzie była Arka Przymierza. Po śmierci Salomona (hekal) zaczęto wznosić również świątynie w innych miejscach w Betel, Dan, świątynie Zobobabela i inne, ale tam już nie było arki i nie było mowy o tym, by w momencie poświęcenia świątynię napełniła chwała Pana. Równocześnie funkcjonowała określenie (Qahal) na określenie „zgromadzenia” w sensie religijnym. Tak więc świątynia, jako miejsce święte wiąże się coraz częściej ze zgromadzonym ludem, który stanowi znak przymierza narodu wybranego z Bogiem. Taką postawę reprezentuje też psalmista w psalmie 84: „Nawet wróbel znalazł domek, a jaskółka gniazdo dla siebie, gdzie składa pisklęta swoje; Tym są ołtarze twoje, Panie Zastępów, Królu mój i Boże mój! Błogosławieni, którzy w domu twoim mieszkają, nieustannie ciebie chwalą! Z mocy w moc wzrastają, aż ujrzą prawdziwego Boga na Syjonie. Świątynia i ołtarz są porównane do domu i gniazda, a więc do miejsca najważniejszego w życiu człowieka. W tym duchu wypowiada się i Jezus, kiedy po wywróceniu straganów handlarzy w świątyni powiada za Izajaszem i Jeremiaszem: „Dom mój będzie nazwany domem modlitwy, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców”, czy „żarliwość o dom Boży pożera mnie”, a równocześnie mówi o czasach, kiedy będą go chwalić ani na tej ani tamtej górze, ale w duchu i prawdzie. Podobnie było z ap. Pawłem: który wyznawał, że Bóg nie mieszka w świątyniach ręką zbudowanych (Dz.Ap. 17,24), ale równocześnie w czasie pobytu w Jerozolimie poddał się z innymi wiernymi oczyszczeniu według zakonu w świątyni przez 7 dni. Stąd w Nowym testamencie i w praktyce pierwszych chrześcijan w miejsce starotestamentowego budynku świątyni pojawia się pojęcie gmina, zbór, ciało Chrystusa, żywa świątynia Pana, dom Boży w Duchu ale też nie zanika korzystanie ze świątyni. Nowy Testament przez słowo Kościół (ekklesia) rozumie przede wszystkim cały lud, który uznaje Chrystusa, który tworzy wspólnotę Świętych. Nie wypowiada się jednak precyzyjnie co do miejsca wspólnych spotkań. Był to najpierw przedsionek w Świątyni Salomona, a wraz z rozwojem chrześcijaństwa również inne synagogi, do których jednomyślnie uczęszczali codziennie. Równocześnie, jak już podają Dzieje Apostolskie, i po domach łamali chleb, czyli przystępowali do Stołu Pańskiego. Ta dwoistość była charakterystyczna dla pierwotnego chrześcijaństwa w okresie prześladowań. Szczepan według zapisu jego mowy w 7 rozdziale Dziejów Apostolskich radykalnie i jednoznacznie zwiastował: „Najwyższy nie mieszka w budowlach rękami uczynionych” a powołując się na Izajasza takie daje wyjaśnienie: „Niebo jest tronem moim, a ziemia podnóżkiem stóp moich”. Równocześnie w czasie podróży misyjnych apostoła Pawła, rozpoczynano misję od synagogi a każdy nowopowstały zbór schodził się na wspólne modlitwy do znanych im pomieszczeń, które jednak nie były przedmiotem kultu, ani szczególnie wyróżnianym miejscem. Sytuacja zmieniła się, kiedy chrześcijaństwo przestało być prześladowane a stało się religia panującą. Budowa świątyń, specjalnych domów Bożych mała swój początek już jednak po okresie zamknięcia kanonu N.T.i Nowy Testament na ten temat się nie wypowiada. Dzisiejsze praktyczne rozumienie Domu Bożego wypływa raczej z przesłanek teologicznych Nowego Testamentu niż z doświadczeń pierwotnego chrześcijaństwa. Jak więc traktować nasze świątynie? Na pewno nie są one wyłącznym miejscem przebywania Boga i nie są one jedynym miejsce naszego duchowego budowania się. Jest też oczywistym dla nas, że Boga można również uwielbiać na łonie natury, można się do niego modlić wszędzie, można czytać i rozważać Biblię w domu i razem z innymi wierzącymi w domach czy innych pomieszczeniach. Chrystus jest tam, gdzie dwóch lub trzech jest zgromadzonych jest w imieniu Jego. Ale niewątpliwie, kościół, świątynia jest szczególnym miejscem naszego kontaktu z Bogiem. To w świątyni spotykamy się wszyscy wierzący razem, to tutaj wspólnie uwielbiamy Boga, wsłuchujemy się w Jego Słowo i przemieniamy swe życie. To w świątyni jesteśmy we wszystkich ważnych chwilach naszego życia. To tutaj przyniesiono nas do chrztu i Bóg zawarł z nami swe przymierze, to tutaj ślubowaliśmy mu wierność, to tutaj prosiliśmy o błogosławieństwo dla naszych małżeństw i domów, to z nich odchodzimy na wieczność do Boga. Toteż o ten dom trzeba też dbać. Jego wygląd świadczy o naszej społeczności z Bogiem i naszym religijnym zaangażowaniu. Ten dom Boży ta świątynia, choć rękami uczyniona, ma być dla wszystkich, ale nie dla wszystkiego. Wystrój kościoła skupia, pomaga w odczuwaniu ciszy i piękna spotkania z Bogiem. Szanujmy swą świątynię, poprzez częste odwiedzanie jej progów, Bóg wzbogaca nas szczególnie w świątyni, nadaje wspólnotowy charakter naszej wierze, nakierowanej na miłość do drugiego człowieka. Bóg, który mieszka w naszych sercach, nasze życie świadczące w praktyce o naszej wierze, i społeczność wierzących przeżywana poprzez Boże Słowo i Sakramenty w świątyni rodzą adwentową nadzieję. Niech dzisiaj dom Boży stanie się miejscem adwentowego spotkania i szkołą adwentowej postawy w życiu. Amen. Warto się zastanowić nad tematami 1. Otwartych naszych kościołów, aby wierni i przechodnie mogli się pomodlić. 2. Sprawa przenośnych ołtarzy, które usuwa się w czasie innych imprez w kaplicach 3. Jaki krzyż – krzyż bez Chrystusa (reformowany) pojawia się już we wszystkich nowych budowlach sakralnych 4 Niedziela w Adwencie - 20.12. 2009 rok Flp 4,4-7 (II rząd) Katowice) Gdy mówimy jako chrześcijanie o Adwencie, to mamy nie tylko na myśli przygotowanie się do przyjęcia Dzieciątka Betlejemskiego, ale myślimy również o tym wielkim Adwencie, czyli powtórnym przyjściu Zbawiciela na ziemię, aby sądzić żywych i umarłych. Każda śmierć jest też swoistą paruzją, a o śmierci można zawsze powiedzieć, że jest blisko. Czy jednak koniec świata bierzemy poważnie pod uwagę? Wielu po zadaniu takiego pytania już tylko uśmiecha się i po prostu nie dopuszcza do swych myśli takiej opcji. Wprawdzie umiemy już sobie wyobrazić zagładę świata, gdyż dysponujemy potężnym odpowiednim arsenałem broni, ale, w gruncie rzeczy, liczymy, że przecież to nie może nastąpić. Powód takiego myślenia jest prosty. Boimy się takiego rozwiązania, bo nie jesteśmy do niego przygotowani, więc prościej go odrzucać niż do niego się przygotować. Takie myślenie nie rozwiąże problemu. Chrystus przyjdzie niezależnie od faktu, czy w to wierzymy, czy też nie. Lepiej poważnie potraktować Chrystusa a list ap. Pawła do Filipian mówi w jak to uczynić. Uczniowie Jezusa mają należeć do oczekujących, ale nie na katastrofę atomową, ale na samego Chrystusa, który tym razem przyjdzie w całej chwale i pełnym majestacie. Takie oczekiwanie może się wypełnić poprzez zasadę: „Radujcie się w Panu zawsze, powtarzam, radujcie się, Pan jest blisko”. Radość – to takie słowo, którym można wyrazić całą treść życia chrześcijańskiego. Aby człowiek mógł się właściwie rozwijać potrzebuje nie tylko jedzenia i picia, nie tylko odzieży i mieszkania, ale przede wszystkim potrzebuje radości. Praca, przy której nie ma radości, nigdy nie będzie przynosić nadzwyczajnych wyników. Małżeństwo, w którym nie ma radości, jest piekłem na ziemi. Człowiekowi potrzebna jest radość – jak roślinie potrzebne jest słońce. Możemy powiedzieć, że radość to taki nieodzowny składnik życia, który jest ważny nie tylko w tym życiu i w przyszłym świecie. Każda prawdziwa radość, nie zawsze polegająca na uśmiechu, jest uczestnictwem nie tylko w tym co ziemskie, ale jest przede wszystkim uczestnictwem w nieskończonej radości w niebie. Ap. Paweł mówił o radości właśnie w tym wiecznym wymiarze, w jakim czekamy na powtórne przyjście Pana. Na ziemi, według miary ludzkiej, rzeczywiście nie mamy zbyt dużo powodów do radości. Sam apostoł nie pisał te słowa w spokojnym własnym domu, w kręgu przyjaciół i znajomych. Wręcz przeciwnie! Pisał ten list z więzienia, a więc z miejsca najmniej przyjemnego i to do tego z czasie, kiedy czekał go wyrok. Ta perspektywa kazała mu tym bardziej przekazywać nadzieję, objawiającą się w radości. Dla apostoła wszak „życiem był Chrystus, a śmierć zyskiem”. Dla niego słowa: „ Pan jest blisko” były bardzo realne. Nie obawiał się przyjścia Pana a wręcz przeciwnie czekał już na to spotkanie. Czy z nami się podobnie? Wołamy: „Przyjdź Panie Jezu”, a w rzeczywistości nie liczymy się poważnie z taką możliwością. Gdyby przyszła ta chwila, raczej towarzyszyłby nam niepokój i niepewność, zamiast radości. Skąd mamy wziąć taką radość? Najkrócej można powiedzieć – od Chrystusa. Nabożeństwo w NT jest radosnym świętem uczestnictwa w radości Jezusa. W nim jest bowiem pełnia radości, aby każdy mógł czerpać wodę ze zdrojów zbawienia. Odtąd Bóg w Chrystusie nie pozostawia człowieka swemu losowi. Chociaż pozostajemy jeszcze na ziemi przy naszych troskach i kłopotach, chociaż zawiedliśmy się na ludziach, chociaż nie jesteśmy do końca zadowoleni z siebie, to jednak Pan jest zawsze blisko nas. Prowadzi nas swoją drogą, niesie razem z nami nasze ciężary i nasze brzemiona. Darowana przez Niego radość bowiem trwa niezależnie od naszego nastroju i od wszelkich czynników zewnętrznych, ponieważ opiera się ona na miłości. Przyjdzie też czas, kiedy będziemy przebywać już na zawsze ze swym Panem, w Jego społeczności. Taka radość jest owocem Ducha Świętego, drugim darem zaraz po miłości. Dlatego radość w Panu jest naszą ostoją, nawet w doświadczeniach i pomaga nam żyć wiarą. Radość w Panu na kształt przypływu morskiego zalewa wszystko, wtedy cesarskie więzienie, a dzisiaj każdy ludzki smutek. Droga do takiej radości w dzisiejszym tekście wiedzie przez skromność, modlitwę błagalną i dziękczynną oraz unikanie nadmiernej troski. Na pierwszy rzut oka, te trzy wartości, są same w sobie nam potrzebne i to nie tylko przy szukaniu drogi do radości. Ale kiedy na radość popatrzymy z perspektywy eschatologicznej, wiecznej, kiedy rozpatrywać ją będziemy, jak to i dzisiaj czynimy, w połączeniu z radością w Bogu, to wtedy okaże się, że wspomniane wartości łączą się w jeden wspólny mianownik, któremu na imię autentyczność. Człowiek radosny, to człowiek autentyczny, żyjący z wiary w Boga i z miłości do człowieka. To człowiek szczęśliwy, to człowiek, któremu chwilowe doświadczenie, nastrój nie zmącą stałej radości w Panu. To człowiek akceptujący siebie i innych z ich słabościami, ale nie przechodzący do porządku dziennego nad grzechem i złem. To człowiek życzliwy. W takiej zintegrowanej postawie obecna musi być naturalna skromność, szanująca innych i uznająca innych za wyższych. Musi być czas na modlitwę, rozmowę z samym Bogiem, który daje siły na każdy dzień w rozwiązywaniu codziennych problemów. Musi przestrzegane być zalecenie: nie troszczcie się, czyli nie zamartwiajcie się sprawami, na które nie macie bezpośredniego wpływu, gdyż lepiej w tym czasie rozmawiać w modlitwie ze swym Bogiem, który przewyższa wszelki rozum. Pan jest blisko. Przed nami Boże Narodzenie. Oto ukryty Bóg, którego dostrzegaliśmy jedynie poprzez zachwyt nad dziełem stworzenia, staje blisko każdego z nas. Ap. Paweł nie pomylił się, gdy powiedział – radujcie się, gdyż On powiedział radujcie się w Panu zawsze, a to oznacza, że mimo naszego ziemskiego smutku, Bóg opromienił swą miłością świat i rozjaśnił nasze smutki. W Panu istnieje radość prawdziwa, wieczna, święta i czysta, bo spełniło się nasze odkupienie. Amen. Wigilia 2009 Boże Narodzenie – 2009 Tytus 3,4-7 Słowo stało się Ciałem. Obok tej prawdy musi stać i prawda podana przez ewangelię Łukasza, że to Bóg stał się Ciałem. Bóg stał się dzieckiem, istotą, która przychodzi na świat ze łzami, której pierwszym głosem jest krzyk, której pierwszym gestem są wyciągnięte ręce, szukające bezpieczeństwa. Dla wiary jest rzeczą ważną, że Bóg chciał być taką istotą. Bóg chciał być kimś potrzebującym, aby obudzić w nas miłość, okazywanie pomocy. Tu chodzi o coś bardzo głębokiego: o to, jak ostatecznie pojmujemy życie człowieka, czy jako wielki egoizm, czy jako ufną wolność opartą na miłości i wzajemnym zaufaniu. Niech puste nakrycie przy stole wigilijnym, nie będzie tylko symbolem świątecznej tradycji, ale wezwaniem do nowego życia. Święta Narodzenia Pańskiego przypominają światu wieść o przyjściu na świat Syna Bożego, co bezpośrednio łączy się z soteriologią, czyli z zbawczym dziełem Chrystusa. Wprawdzie Zbawiciel nie potrzebuje się już rodzić, gdyż narodził się raz na zawsze, to jednak chce do nas stale przy-chodzić i u nas przebywać. W przyjęciu tej wieści, która przecież była wypełnieniem odwiecznych planów Bożych, nie powinne nam przeszkadzać żadne trudności, ani zeświecczony świat, który pragnie Bożemu Narodzeniu odebrać religijny charakter i pozostawić jedynie tradycję i zwyczaje, ani nasze życiowe doświadczenia, które wydaje się, upoważniają nam zrezygnować z Boga. Odwrotnie, ta wieść może wszystko w naszym życiu odmienić. Miłość Boga okazana w zesłaniu na świata swego syna jest tak uniwersalna dla wszystkich ludzi wszystkich pokoleń, że nie przygniata, nie zwiększa naszych życiowych trudności, ale zawsze jest źródłem wielkiej radości, pociechy, nadziei i zbawienia. Oto Bóg staje się człowiekiem i nic co przeżywa czło-wiek, z wyjątkiem grzechu, nie jest mu obce. Dla doświadczo-nych w biedzie, rodzi się nie w domu, ale w stajni dla zwierząt, dla cierpiących, przyjmuje krzyż tę najstraszniejsza śmierć, aby być blisko człowieka we wszystkim. Zniżył się wszak aż do śmierci, aby być wywyższony i obdarzyć nas nadzieją zwycięstwa życia nad śmiercią. Wszyscy jesteśmy nieszczęsnymi grzesznikami, którzy nie wiedzą co z sobą począć. I właśnie do tego miejscami przychodzi Jezus i tam na nas czeka, abyśmy go zobaczyli, poznali, w Niego uwierzyli, umiłowali Go. W tym dole, gdzie obok jest wół i osioł chce z nami wszystkimi zamieszkać Chrystus. Gdyż istota świąt Bożego Narodzenia, nie polega na analizie szczegółów dotyczących czasu przyjścia, realności przybycia mędrców, pojawienia się aniołów czy gwiazdy na niebie. Istotą przyjścia Boga na świat jest nasze zbawienie. Odsłońmy zasłonę tajemnicy Bożego wcielenia i zajrzyjmy do Biblii. Nieopodal Jerozolimy, na żyznych polach leży niewielkie miasto Betlejem, co znaczy z hebrajskiego „dom chleba” i tam jak przepowiedział dokładnie prorok Micheasz przyszedł na świat Syn Boży. Dokonał się największy cud – Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas. Nadeszło wypełnienie czasu, zesłał Bóg swego syna abyśmy usynowienia dostąpili”. Jednym słowem Bóg stał się człowiekiem, wszedł w nasze życie i w dzieje ludzkości. Ewangelie przekazują tę wieść wspaniale – jest żłobek, gdyż nie było miejsca w gospodzie, aniołowie śpiewający; „Chwała na wysokościach Bogu a na ziem i pokój ludziom”, niemowlę a obok Maria i Józef, potem pasterze i mędrcy. To wydarzenie jedyne i niepowtarzalny dokonuje się stale na nowo. Ten, który narodził się w Betlejem, powinien narodzić się i dziś w naszych sercach. Nie jest więc to tylko fakt historyczny należący do wydarzeń przeszłości, ale jest to dzieło, które ma wpływ na nasze życie, gdyż w nim i my mamy zbawienie. Ap. Paweł w liście do Tytusa tę prawdę właśnie przekazał. Nie ma w niej opisu cudu nocy betlejemskiej, nie ma atmosfery wytworzonej przez pasterzy, mędrców, aniołów, ale za to jest przekazana istota Bożego Narodzenia. Chrystus wstępuje w nasze progi, aby zbawić czyli podźwignąć, odrodzić, wprowadzić na drogę życia. W Bożym Narodzeniu mamy dostrzec szansę i drogę nowego życia, gdyż, jak dzisiaj czytamy, objawiła się dobroć i miłość do ludzi zbawiciela naszego. Po co przychodzi? Gdy przychodził do Betlejemu świat oddawał kult bożkom lub cezarom. Naród wybrany również mimo, że czekał na Mesjasza przez sześć wieków, nie przyjął go. Trzeba było więc pokazać ludziom prawdziwe oblicze Boga. To było pierwsze przesłanie przyjścia Chrystusa na świat. Prawdziwe oblicze Boga mógł pokazać tylko sam Syn Boży – Jezus Chrystus. Od chwili swego narodzenia aż do odejścia, czynem i słowem objawiał Boga, jako miłującego Ojca niebios. Tylko jego syn był wstanie grzesznemu człowiekowi przekazać taki obraz. Prawdę o Bogu może odkryć Bóg i człowiek zarazem. Jezus Chrystus. Po drugie Boże Narodzenie odkrywa też i prawdę o człowieku. Oto przez upadek człowieka w grzech powstała taka przepaść między Bogiem a grzesznikiem, że żadne nasze starania nie były wstanie przywrócić utracony kontakt ze stwórcą. Tylko Boża łaska mogła pokonać ludzki grzech i dać człowiekiem zbawienie. W tym zwiastowaniu Bóg objawił nam drogę ratunku dla grzesznego człowieka. Została ona zawarta w zwartych słowach prostej, ale jakże mądrej teologii przeznaczonej na dzisiejsze święto. Bóg zbawił nas, powiada apostoł: „nie dla uczynków sprawiedliwości, które spełniliśmy, lecz dla miłosierdzia swego przez kąpiel odrodzenia oraz odnowienie przez Ducha Świętego, abyśmy łaską stali się dziedzicami żywota wiecznego”. Ta prawda jest najkrótszym zapisem drogi zbawienia. Był czas, że potem tę prawdę zakryto i o niej zapomniano. To były mroki średniowiecza. Zbawienie zależało wtedy nie od łaski Bożej objawionej w narodzonym Synu Bożym, ale na naszej zasłudze. Odkrycie przez re-formację Pisma Świętego przywróciło znaczenie nauki o usprawiedliwieniu darmo z łaski przez wiarę, niezależnie od uczynków. O tej prawdzie odkrytej przez dzieło reformatorów znowu świat zaczyna zapominać, już nie przez mroki średnio-wiecznej niewiedzy, ale przez postmodernistyczne patrzenie na świat, poprzez zmaterializowanie naszego myślenia we wszystkich sferach, nawet duchowych. Jeśli więc ktoś pragnie przeżyć święta Bożego narodzenia jako dzieło stale na nowo dokonujące się w naszym życiu, musi przyjąć prawdę zarówno o Bożej miłości jak i grzeszności człowieka i z wiarą przyjąć zbawienie dokonane dla nas niezależnie od naszych uczynków. W Betlejem wytrysło cudowne źródło – źródło życia, które jest czystą, bezgraniczną Bożą miłością. Tego ożywczego źródła nam dzisiaj potrzeba, bo język tego świata karmi nas czym innym. Na razie potrzebujemy jeszcze materii, chce-my nacieszyć się zdobyczami tego świata, ale przyjdzie czas, kiedy to będzie i nam nie wystarczało, kiedy pozostanie duchowa pustka i niepewność przyszłości jeśli pozbędziemy się, jeśli zagłuszymy wieść z Betlejem. Zbawiciel się narodził, aby odkryć twój stan, i aby pokazać swe prawdziwe oblicze miłości. Podziękujmy za ten otrzymany dar i prośby Go, aby spełniło się w naszych sercach zwiastowanie anielskie: Narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan, w mieście Dawidowym. Tego przeżycia życzę wszystkim. Przekazuję jak najcieplejsze życzenia świąteczne dla Waszych rodzin, aby betlejemska radość anielska nadzieja i wiara Amen. Boże Narodzenie – 2009 Tytus 3,4-7 Święta Narodzenia Pańskiego przypominają światu wieść o przyjściu na świat Syna Bożego, co bezpośrednio łączy się z soteriologią, czyli z zbawczym dziełem Chrystusa. Wprawdzie Zbawiciel nie potrzebuje się już rodzić, gdyż narodził się raz na zawsze, to jednak chce do nas stale przychodzić i u nas przebywać. W przyjęciu tej wieści, która przecież była wypełnieniem odwiecznych planów Bożych, nie powinne nam przeszkadzać żadne trudności, ani zeświecczony świat, który pragnie Bożemu Narodzeniu odebrać religijny charakter i pozostawić jedynie tradycję i zwyczaje, ani nasze życiowe doświadczenia, które wydaje się, upoważniają nam zrezygnować z Boga. Odwrotnie, ta wieść może wszystko w naszym życiu odmienić. Miłość Boga okazana w zesłaniu na świata swego syna jest tak uniwersalna dla wszystkich ludzi wszystkich pokoleń, że nie przygniata, nie zwiększa naszych życiowych trudności, ale zawsze jest źródłem wielkiej radości, pociechy, nadziei i zbawienia. Oto Bóg staje się człowiekiem i nic co przeżywa człowiek, z wyjątkiem grzechu, nie jest mu obce. Dla doświadczonych w biedzie, rodzi się nie w domu, ale w stajni dla zwierząt, dla cierpiących, przyjmuje krzyż tę najstraszniejsza śmierć, aby być blisko człowieka we wszystkim. Zniżył się wszak aż do śmierci, aby być wywyższony i obdarzyć nas nadzieją zwycięstwa życia nad śmiercią. Wszyscy jesteśmy nieszczęsnymi grzesznikami, którzy nie wiedzą co z sobą począć. I właśnie do tego miejscami przychodzi Jezus i tam na nas czeka, abyśmy go zobaczyli, poznali, w Niego uwierzyli, umiłowali Go. W tym dole, gdzie obok jest wół i osioł chce z nami wszystkimi zamieszkać Chrystus. Gdyż istota świąt Bożego Narodzenia, nie polega na analizie szczegółów dotyczących czasu przyjścia, realności przybycia mędrców, pojawienia się aniołów czy gwiazdy na niebie. Istotą przyjścia Boga na świat jest nasze zbawienie. Odsłońmy zasłonę tajemnicy Bożego wcielenia i zajrzyjmy do Biblii. Nieopodal Jerozolimy, na żyznych polach leży niewielkie miasto Betlejem, co znaczy z hebrajskiego „dom chleba” i tam jak przepowiedział dokładnie prorok Micheasz przyszedł na świat Syn Boży. Dokonał się największy cud – Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas. Nadeszło wypełnienie czasu, zesłał Bóg swego syna abyśmy usynowienia dostąpili”. Jednym słowem Bóg stał się człowiekiem, wszedł w nasze życie i w dzieje ludzkości. Ewangelie przekazują tę wieść wspaniale – jest żłobek, gdyż nie było miejsca w gospodzie, aniołowie śpiewający; „Chwała na wysokościach Bogu a na ziem i pokój ludziom”, niemowlę a obok Maria i Józef, potem pasterze i mędrcy. To wydarzenie jedyne i niepowtarzalny dokonuje się stale na nowo. Ten, który narodził się w Betlejem, powinien narodzić się i dziś w naszych sercach. Nie jest więc to tylko fakt historyczny należący do wydarzeń przeszłości, ale jest to dzieło, które ma wpływ na nasze życie, gdyż w nim i my mamy zbawienie. Ap. Paweł w liście do Tytusa tę prawdę właśnie przekazał. Nie ma w niej opisu cudu nocy betlejemskiej, nie ma atmosfery wytworzonej przez pasterzy, mędrców, aniołów, ale za to jest przekazana istota Bożego Narodzenia. Chrystus wstępuje w nasze progi, aby zbawić czyli podźwignąć, odrodzić, wprowadzić na drogę życia. W Bożym Narodzeniu mamy dostrzec szansę i drogę nowego życia, gdyż, jak dzisiaj czytamy, objawiła się dobroć i miłość do ludzi zbawiciela naszego. Po co przychodzi? Gdy przychodził do Betlejemu świat oddawał kult bożkom lub cezarom. Naród wybrany również mimo, że czekał na Mesjasza przez sześć wieków, nie przyjął go. Trzeba było więc pokazać ludziom prawdziwe oblicze Boga. To było pierwsze przesłanie przyjścia Chrystusa na świat. Prawdziwe oblicze Boga mógł pokazać tylko sam Syn Boży – Jezus Chrystus. Od chwili swego narodzenia aż do odejścia, czynem i słowem objawiał Boga, jako miłującego Ojca niebios. Tylko jego syn był wstanie grzesznemu człowiekowi przekazać taki obraz. Prawdę o Bogu może odkryć Bóg i człowiek zarazem. Jezus Chrystus. Po drugie Boże Narodzenie odkrywa też i prawdę o człowieku. Oto przez upadek człowieka w grzech powstała taka przepaść między Bogiem a grzesznikiem, że żadne nasze starania nie były wstanie przywrócić utracony kontakt ze stwórcą. Tylko Boża łaska mogła pokonać ludzki grzech i dać człowiekiem zbawienie. W tym zwiastowaniu Bóg objawił nam drogę ratunku dla grzesznego człowieka. Została ona zawarta w zwartych słowach prostej, ale jakże mądrej teologii przeznaczonej na dzisiejsze święto. Bóg zbawił nas, powiada apostoł: „nie dla uczynków sprawiedliwości, które spełniliśmy, lecz dla miłosierdzia swego przez kąpiel odrodzenia oraz odnowienie przez Ducha Świętego, abyśmy łaską stali się dziedzicami żywota wiecznego”. Ta prawda jest najkrótszym zapisem drogi zbawienia. Był czas, że potem tę prawdę zakryto i o niej zapomniano. To były mroki średniowiecza. Zbawienie zależało wtedy nie od łaski Bożej objawionej w narodzonym Synu Bożym, ale na naszej zasłudze. Odkrycie przez reformację Pisma Świętego przywróciło znaczenie nauki o usprawiedliwieniu darmo z łaski przez wiarę, niezależnie od uczynków. O tej prawdzie odkrytej przez dzieło reformatorów znowu świat zaczyna zapominać, już nie przez mroki średniowiecznej niewiedzy, ale przez postmodernistyczne patrzenie na świat, poprzez zmaterializowanie naszego myślenia we wszystkich sferach, nawet duchowych. Jeśli więc ktoś pragnie przeżyć święta Bożego narodzenia jako dzieło stale na nowo dokonujące się w naszym życiu, musi przyjąć prawdę zarówno o Bożej miłości jak i grzeszności człowieka i z wiarą przyjąć zbawienie dokonane dla nas niezależnie od naszych uczynków. W Betlejem wytrysło cudowne źródło – źródło życia, które jest czystą, bezgraniczną Bożą miłością. Tego ożywczego źródła nam dzisiaj potrzeba, bo język tego świata karmi nas czym innym. Na razie potrzebujemy jeszcze materii, chcemy nacieszyć się zdobyczami tego świata, ale przyjdzie czas, kiedy to będzie i nam nie wystarczało, kiedy pozostanie duchowa pustka i niepewność przyszłości jeśli pozbędziemy się, jeśli zagłuszymy wieść z Betlejem. Zbawiciel się narodził, aby odkryć twój stan, i aby pokazać swe prawdziwe oblicze miłości. Podziękujmy za ten otrzymany dar i prośby Go, aby spełniło się w naszych sercach zwiastowanie anielskie: Narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan, w mieście Dawidowym. Tego przeżycia życzę wszystkim. Przekazuję jak najcieplejsze życzenia świąteczne dla Waszych rodzin, aby betlejemska radość anielska nadzieja i wiara Amen. Stary Rok 2009 – Sylwester Rz 8,31b -39 (II rząd) Ostatni dzień roku kalendarzowego ma swoją specyfikę i atmosferę. Nie jest to szczególny dzień w kalendarzu liturgicznym Kościoła, a jednak zbieramy się w kościołach i bardzo poważnie myślimy w tym dniu o życiu. Czujemy bowiem w tym dniu przemijanie czasu. Myślimy o kończącym się roku. Dokonujemy rozmaitych podsumować. Wspominamy to wszystko, co przeżyliśmy w tym roku. Chwile dobre i złe. Dostrzegamy swe sukcesy i porażki. Tak samo myślimy i o parafii. Iluż z nas odeszło, w którymi byliśmy związani więzami szacunku, iluż doznało kojącej ręki w chorobie, chwilach trudnych w życiu rodzinnym czy zawodowym. To już za nami, to już staje się historią. Mówiąc o końcu roku mamy jednak pewną świadomość, że w momencie kiedy kończy się ten stary rok natychmiast rozpocznie się nowy. A więc chodzi tylko o symboliczny przełom czasu, o koniec kolejnego okresu w dziejach świata czy kolejnego etapu naszego życia, po którym następuje znowu nowy. Cóż na to powiemy? – powiada dzisiaj ap. Paweł. Jednym słowem stary rok uświadamia więc nam, że jesteśmy mimo wszystko w ciągłej drodze, postawieni przed koniecznością stałej życiowej wędrówki, znajdywania właściwej drogi i trzymania się jej aż do końca. Jaką drogą więc iść, aby nasza pielgrzymka była szczęśliwa i dobiegła do radosnego końca? W psalmie 8 czytamy: Panie, władco nasz, jak wspaniałe jest imię Twoje na całej ziemi. Czymże jest człowiek, że o nim pamiętasz?” Droga naszego życia naszego, popędzana szalonym tempem otaczającej nas rzeczywistości, naraża nas więc z jednej strony na zatracenie poczucia łączności z całym wszechświatem i z Bożym porządkiem i harmonią, ale też równocześnie można iść inną drogą, drogą do szczęścia. Człowiek może mieć pewność dobrze wybranej drogi, ale może też żyć w ciągłej niepewności, nie znając jakby celu swej życiowej pielgrzymki. Jaką drogą my idziemy? Jaki jest cel mojej i twojej wędrówki? Od odpowiedzi na to pytanie tak wiele zależy. Na pewno, przyznajmy, do najbardziej męczących i bolesnych stanów ducha należy niepewność. Znamy to uczucie. Męczące jest już oczekiwanie w długiej kolejce przed kasą biletową na dworcu, kiedy to z całą minutą zbliża się chwila odjazdu pociągu. A jak męczące i bolesne jest czekanie przy łożu ciężko chorego, który toczy walkę ze śmiercią. Nie ma pewności, czy zwycięży śmierć czy życie, można tylko czekać. Jakże trudne jest oczekiwanie wieści o zaginionej osobie, kiedy walczą z sobą nadzieja na odnalezienie jej ze zwątpieniem. Ale te wszystkie chwile niepewności, które powstają w różnych okolicznościach życiowych są ledwie cieniem tego, co przeżywa człowiek, kiedy brak mu pewności zbawienia, kiedy widzi bezsens swego dotychczasowego życia. Kiedy uświadomimy sobie ten stan, kiedy sięgniemy dna grzeszności i uświadomimy sobie, że z własnej woli, własnym wysiłkiem nic zmienić już nie potrafimy, pozostaje miłość Boga. Na tej drodze niepewności nie jesteśmy pozostawieni sobie samym. To tylko człowiek może zostawić drugiego człowieka i pójść dalej. Bóg zapewnia, że nie chce śmierci grzesznika, więcej - powiada - jeśliby matka zapomniała o swoim dziecku, Ja o was nigdy nie zapomnę”, gdyż dla niego wszyscy jesteśmy bardzo cenni. Bóg oczekuje tylko jednego, abyśmy na Jego łaskę odpowiedzieli. On daje w darze nam wiarę i Ducha Świętego, aby Boże światło mogło wtargnąć do serca i rozświetlić wielkie pokłady grzechu, które nagromadziły się przez lata, a my czując głód zbawienia, wołamy do Niego o pomoc, aby wszystko stare przeminęło i wszystko stało się nowe. Nie dziwmy się, że ap. Paweł stawia nam w tej sytuacji dwa ważne pytania: ”Jeśli Bóg za nami, któż przeciwko nam? Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej?” Na te pytania w świetle Bożej łaski i nowego życia możemy dać tylko jedną odpowiedź: „ Jestem tego pewien, że ani śmierć ani życie, ani aniołowie, ani potęgi niebieskie, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce, ani wysokość, ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Jezusie Chrystusie”. Kiedy tak wyznać będziemy mogli, wtedy po starym roku stanie się prawdziwie nowy rok, a przełom samego roku nie będzie tylko symbolem, ale prawdziwą zmianą. Dlaczego więc tak mało ludzi, nawet chrześcijan idzie tą drogą, choć z Biblii wiemy, że jest to droga dobra i właściwa? Sądzę, że odpowiedź sami dobrze znacie. Droga za Bogiem, jest drogą wąską, nieraz wymaga wyrzeczeń, nieraz rodzi i cierpienie. A taką drogą dzisiaj świat w dobie konformizmu i hołdowaniu hedonizmowi nie chce iść, gdyż szuka dróg wygodnych. A po drugie, droga Boża wymaga pełnego zaufania Bogu we wszystkim. Wiara jest takim zaufaniem, na podstawie którego człowiek jest wstanie wszystko oddać w ręce Boga i zawierzyć, że u Boga wszystko jest możliwe. Zazwyczaj jednak chcemy Bożej pomocy, ale takiej, która by była trochę racjonalna, nie wymagała poświęcenia wszystkiego, w której wiele zależałoby też od nas i człowieka. Znany jest opis prawdziwego wydarzenia z nad wodospadu Niagary. Już w 1858 roku nad największym wodospadem Niagara przeciągnięto stalową linę po której przechodził słynny akrobata. Było to tak wielką atrakcją, że specjalne pociągi przewoziły tysiące ciekawskich. Akrobata przy pomocy długiej tyczki utrzymywał równowagę i balansując na linie przy aprobacie zgromadzonych przechodził z jednego brzegu na drugi. Pewnego dnia po tym wyczynie zwrócił się do publiczności, że gotów jest przenieść chętnego na drugą stronę. Do jednego z widzów zwrócił się z konkretnym pytaniem: „Czy wierzy Pan, że mogę przenieść kogoś na drugi brzeg”. Ów mężczyzna be wahania odpowiedział: „Oczywiście, wierzę, że Pan jest wstanie przenieść drugiego człowieka!” Akrobata więc szybko dodał: „Zapraszam więc Pana, chętnie to dla Pana uczynię!” Wtedy mężczyzna natychmiast zmienił zdanie – ja mam się narażać – powiedział i zrezygnował z tego przedsięwzięcia. Tak, wiara bez zaufania nic nie jest warta. Może by wielu poszło za Chrystusem, gdyby On nie żądał bezgranicznego zaufania i rzucenia się zupełnie w Jego ramiona bez dodatkowych zabezpieczeń. Nikt jednak inny tylko Chrystus potrafi nas prowadzić po szczęśliwych drogach tego życia, choć nie zawsze według naszej woli. Kto mu bezgranicznie zaufał, przekroczył Jordan swego starego życia i wkroczył w nowy etap, w którym stare przeminęło a wszystko stało się nowe. Wtedy też do końca zrozumiemy słowa apostoła: „Jeśli Bóg za nami, któż przeciwko nam”, „Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej”. Nie ma takiej mocy, która by to uczynić mogła. Wkraczajmy w Nowy Rok jako ci, którzy z pełnym zaufaniem Bogu wkraczają w nowe i nieznane, gdyż Chrystus z naszej niepewności uczynił pewność i prowadzi nas do ostatecznego celu, jakim jest Jego Królestwo. „Przed okiem Twoim, Boże, wszystko jawne, Co już minęło i co nam wypadnie” Amen