Untitled - bikeBoard

Transkrypt

Untitled - bikeBoard
PKI
Sport: Akademia Kolarska Cezarego Zamany - Pętla Karkonosko-Izerska
Tekst i zdjęcia: Miłosz Kędracki
Szosowy wyścig etapowy to najwyższe
stadium kolarskiego wtajemniczenia.
Piszę to jako niesportowiec i zakochany,
bez wzajemności wprawdzie, ale i bez
pamięci w rowerze górskim rowerzysta.
Myślę, że gdyby nie wpływ kiepskich mediów, które nie potrafią przekazać prawdy o wyścigach i nie zdołały zaszczepić mi bakcyla, jeździłbym
szosówką. Gdyby drogi w Polsce były gładsze, szersze i mniej zatłoczone
grupa kolarzy górskich byłaby zdecydowanie mniejsza niż szosowych.
Bo to, co dzieje się w trakcie wyścigu szosowego, jak żyje peleton i jak
zachowują się w nim najlepsi jest doprawdy fascynujące. Zamana wpadł
na pomysł jak pokazać pracę wybitnych kolarzy amatorom kolarstwa. Bez
niepotrzebnego trucia, zadęcia i ściemniania. Wystarczy stanąć na linii
startu i rozglądać się dookoła, obserwować lepszych od siebie i chłonąć
wiedzę. Pętla Karkonosko-Izerska to abc kolarstwa i każdy, nawet sporadycznie ścigający się rowerzysta, powinien zobaczyć, jak to jest. A trzeba
wiedzieć, że dotychczas PK-I jest uproszczoną wersją wyścigów, bo trwa
tylko dwa dni i nie ma klasyfikacji drużynowej. Ale to jest już wyższa szkoła jazdy, najpierw trzeba opanować podstawy.
Etapy i taktyka
Pętla Karkonosko-Izerska rozegrana została na 10 etapach. Pytanie po
co był prolog jest głupie. Było to ostre, lecz jednocześnie mało inwazyjne, wprowadzenie do wyścigu, które podziałało na uczestników niczym
espresso. Espresso a’la Świeradów było cierpkie, zimne i mokre, ale na
drugi dzień wszystkim noga lepiej podawała, choć ruszyć nie było wcale
łatwo. Kolejnego dnia zawodów rozegrano dziewięć etapów. Ponieważ
były to zawody formatu górskiego, czas mierzono wyłącznie na czterech
etapach o cechach wybitnie morderczych podjazdów. Pozostałe etapy były
spokojnymi przejazdami, w czasie których zawodnicy na własną rękę przemieszczali się do linii startu kolejnego OS-u. Najszybsi, tak jak zwycięzca
całej imprezy Marek Galiński, mogli czuć się znudzeni czasem oczekiwania do kolejnego etapu. Dla wolniejszych zawodników przejazdówki
nie były leniwymi wycieczkami, bo wcześniej ustalono godziny startu do
OS-ów. Zatem przejazdówki musieli jechać o tyle szybciej, o ile wolniej
jechali etapy mierzone. Jednak bilans tego rozwiązania jest zdecydowanie
pozytywny. Wszyscy uczestnicy zachwycali się tym, że wielokrotnie mieli
okazję jechać koło w koło w peletonie gwiazd kolarstwa: Zamany, Sypytkowskiego, Galińskiego czy Formickiego. Zwykle peleton jest nieosiągalny
dla amatorów. Czasami uda się wytrzymać jego pęd przez krótki czas.
W wypadku PK-I można było wrócić do niego czterokrotnie i uczyć się od
najlepszych. Kolarskiego savoir vivre’u, jak się w nim ustawiać i taktyki.
Danie główne
Na koniec wszyscy zostaliśmy ustawieni przed lustrem i poznaliśmy siebie
jakimi jesteśmy naprawdę. Podjazd na przełęcz Karkonoską jest jedyny
w swoim rodzaju. Pokonanie go jest wstrząsającym przeżyciem i każdy
kolarz powinien go w warunkach ścigania choć raz zasmakować. Łagodny
początek zupełnie nie okazywał prawdziwego oblicza potwora. Jechało się
spokojnie i uwierzyłem nawet, że kolarstwo wcale nie jest takie trudne,
a ja sam nie jestem taki zły, jednak wszyscy uczestnicy, z którymi rozmawiałem, mówili jedno, „a potem było to odbicie w lewo.” No właśnie! GPS
bi k e Boa r d # 7 sie r p ie ń 2 0 0 7
61
nie kłamie i pokazał, że nachylenie drastycznie
wzrosło uzyskując wartość 23%! Po ponad stu
kilometrach ścigania dosłownie zrzucało to z siodełek, ale potem karkonoska bestia łagodniała,
żeby na półtora kilometra przed metą przypuścić
atak kobry. Słuchając opowieści z ubiegłego
sezonu wszyscy twierdzili, że końcówka jest tak
stroma, że nawet Darek „Ryba” Baranowski,
zwycięzca poprzedniej edycji PK-I musiał jechać
zakosami. Dziś wcale się nie dziwię. Garmin
Edge 305 pokazał wyraźnie: 26% nachylenia!
Trudno powiedzieć, dlaczego tej stromizny trzyma się asfalt.
Lustracja
To nie był żaden maraton, ani super maraton,
to była prawdziwa kolarska szkoła. Dawno nie
widzieliśmy tyle prawdziwego kolarstwa, dawno
nie mieliśmy okazji oglądać z bliska ludzi, którzy
wiedzę o kolarstwie czerpią z własnych doświadczeń, a nie książek czy relacji komentatorów.
Dawno tak blisko nas nie rozgrywała się poważna walka. Marek Galiński próbował pobić swój
ubiegłoroczny rekord życiowy. Nie udało mu się
i w zasadzie tuż przed „tym odbiciem w lewo”
wiedział, że nie ma szans, pokazał jednak nam,
pasjonatom, że jest prawdziwym sportowcem
i walczył do samego końca. Wszyscy startujący
to dostrzegli i docenili. Ale wyścig ten zweryfikował nie tylko Galińskiego. Przełęcz Karkonoska
zlustrowała wszystkich, ale nie myślcie, że ktokolwiek został upokorzony. Nawet ja tego nie
czuję, choć Galiński dołożył mi na samych tylko
podjazdach półtorej godziny, a pozostali uczestnicy niewiele mniej. To jak nokaut w pierwszej
sekundzie inauguracyjnej rundy! Ale co tam,
spokorniałem w obliczu potęgi gór i bogactwa
doznań, jakie zapewnia tylko kolarstwo szosowe.
Korepetycje z kolarstwa będą w przyszłym roku
rozszerzone o kolejny etap. Warto przyjechać tu po
naukę bez względu na czym i jak jeździsz. Serio,
na równi z Galińskim moim bohaterem jest Mistrz,
który wyścig przejechał rowerem poziomym!
Więcej na http://www.mazoviamtb.pl/index-petla.php
62
bi k eB oar d #7 si erpień 2007