O. Kubista-meczennik werbista

Transkrypt

O. Kubista-meczennik werbista
Strona misyjno- ewangelizacyjna, o. Z. Grad, SVD - misjonarz z Madagaskaru
O. Kubista-meczennik werbista
Autor: Krzysztof Laskowski
27.07.2007.
Urodził się 27 września 1898 r. w Kostuchnie pod Mikołowem, na terenie obecnej diecezji katowickiej.
Ojciec, Stanisław był pracownikiem leśnym znanym ze zgodliwego usposobienia, religijności i rozwagi.
Matka, Franciszka z domu Czempka, kobieta wyjątkowej pracowitości i pobożności całkowicie poświęcała
się wychowaniu 6 synów i 3 córek. Stanisław był piątym dzieckiem i szczęśliwie odziedziczył dobre cechy
swoich rodziców.
Urodził się 27 września 1898 r. w Kostuchnie pod Mikołowem, na terenie obecnej diecezji katowickiej.
Ojciec, Stanisław był pracownikiem leśnym znanym ze zgodliwego usposobienia, religijności i rozwagi.
Matka, Franciszka z domu Czempka, kobieta wyjątkowej pracowitości i pobożności całkowicie poświęcała
się wychowaniu 6 synów i 3 córek. Stanisław był piątym dzieckiem i szczęśliwie odziedziczył dobre cechy
swoich rodziców.
Atmosfera religijna panująca w domu Kubistów, sprzyjała powołaniom. Starsza siostra Stanisława, Anna,
wstąpiła do klasztoru w Wiedniu i tam zmarła w 1918 r. Dotychczas żyje najmłodsza siostra Gertruda (ur.
w 1910 r.). W rodzinie Kubistów panował szczególny kult Matki Boskiej Różańcowej. Codziennie
odmawiano część różańca, a Stanisław lubił przystrajać domowy ołtarzyk.
Uczył się czytać na polskich książkach, a wiedzę wynoszoną z niemieckiej szkoły uzupełniał w domu po
polsku. Wcześnie także zapoznał się z ideą misyjną, bo dom ich nawiedzał brat werbista z Nysy, który
kolportował czasopisma misyjne i polskie książki. Stanisław zwrócił na siebie uwagę ks. Michatza,
wikarego z Mikołowa, który zaopiekował się nim, bo odkrył w chłopcu powołanie misyjne. Kiedy Stanisław
kończył szkołę podstawową, ks. wikary załatwił mu przyjęcie do Niższego Seminarium Misyjnego w Nysie
u Misjonarzy Werbistów. Przebywał tam br. Salomon - Paweł Materla, jego najbliższy kuzyn, który
niestety zaciągnięty do wojska, zginął podczas I Wojny Światowej.
Stanisław także nie ukończył w normalnym czasie seminarium, bo ostatniego maja 1917 r. został także
powołany do wojska. Po przeszkoleniu na telefonistę i radiotelegrafistę wysłano go na front francuski,
gdzie przebywał aż do zawieszenia broni i odwrotu. Dostał się do garnizonu w Szczecinie, skąd w maju
1919 r. został zwolniony. Podczas krótkiego pobytu u rodziny szczególnie dziękowano Bogu za jego
szczęśliwy powrót, ponieważ najstarszy brat, Paweł, zginą na froncie belgijskim w 1914 r.
W Nysie kontynuował naukę i w 1920 r. zdał maturalny egzamin. Trzy miesiące potem rozpoczął
nowicjat w Zgromadzeniu Słowa Bożego w St. Gabriel pod Wiedniem (Mödling). Już po roku złożył
pierwsze śluby zakonne, a po dwóch latach studium filozofii i czterech latach teologii pozwolono mu
złożyć śluby wieczyste - 29 września 1926 r. Opinie wychowawców były jednozgodne: Jest nieco
melancholijny, jest cichy i skromny, uosobienie spokoju, trochę zamknięty, pracuje spokojnie z
wyczuciem celu. Wierny regule, miłujący porządek, ofiarny, opanowany... cierpi nieco na nacjonalizm,
którego nie ujawnia na zewnątrz... we wszystkim jest dokładny i można na nim polegać.
Koledzy nie mieli w stosunku do niego żadnych zastrzeżeń i jednomyślnie polecali go do ślubów. Jeśli
chodzi o wyniki w nauce, to jego stopnie oscylowały między "dobry" i "bardzo dobry". Według opinii
nauczycieli przejawia skłonności pisarskie i to w języku polskim, nadaje się również do zawodu
nauczycielskiego. Po otrzymaniu święceń subdiakonatu 17 października i diakonatu 19 grudnia 1926 r.
doczekał się z wielką radością święceń kapłańskich 26 maja 1927 r. Miał wtedy 29 lat.
Na zapytanie przełożonych, jakie są jego osobiste zainteresowania, odpowiedział: Literatura i próby
twórczości literackiej. Moim pragnieniem jest misja i duszpasterstwo. Do zawodu nauczycielskiego nie
czuję żadnego pociągu. Jako teren misyjny może wchodzić w rachubę: Honan, Kansu, Filipiny, Nowa
Gwinea. Cieszę się fizycznie dobrym zdrowiem. Jeszcze jako kleryk wysyłał czasami artykuły do polskich
czasopism na ręce o. Szajcy i o. Drobnego.
Jako werbista przydzielony został jesienią 1928 r. do domu zakonnego w Górnej Grupie. Na pożegnanie
matka powiedziała mu: Synu, coś sobie obrał, temu pozostań wierny. I pozostał aż do śmierci.
Przełożeni, chcąc mu się z bliska przyjrzeć, mianowali go ekonomem domowym dla 300 osób - ojców,
braci i wychowanków przebywających w Niższym Seminarium, w postulacie i nowicjacie. W następnym
roku powierzono mu także ekonomię, tzw. prokurę regionalną.
http://www.grad.svd-mad.org
Kreator PDF
Utworzono 7 March, 2017, 14:32
Strona misyjno- ewangelizacyjna, o. Z. Grad, SVD - misjonarz z Madagaskaru
Wkrótce wydano opinię przeznaczoną dla generalatu, iż: sprawy majątkowe Domu spoczywają w
najlepszych rękach... Oprócz urzędów ekonoma domowego i regionalnego przyjął o. Kubista jesienią
1929 r. redakcję "Małego Misjonarza", po wyjeździe o. Drapiewskiego na urząd rektora do Bruczkowa.
Oprócz tego redagował jeszcze od 1933 r. "Kalendarz Małego Misjonarza". W tym samym roku przejął
także redakcję "Skarbu Rodzinnego".
W 1937 r. założył jeszcze jedno czasopismo, "Posłaniec Świętego Józefa", który przejściowo wychodził
razem ze "Skarbem Rodzinnym". Pod jego kierunkiem bardzo znacznie zwiększyła się liczba abonentów.
We wszystkich tych czasopismach i kalendarzach zawsze znajdowały się artykuły pióra o. Stanisława o
treści głęboko przemyślanej teologicznie i praktycznie.
Zazwyczaj są to rozważania zawarte w "Skarbie Rodzinnym", które ujawniają głębię duszy o. Stanisława
oraz jego praktyczne podejście do różnych tematów. Pisał również opowiadania i powieści: Powieść z
puszcz afrykańskich, Królowa Matamba, Brygida, W mrokach i światłości. W jednym zdaniu streścił cały
program swej pracy: do czego dążyliśmy przez wszystkie lata: współpracować z Jezusem nad zbawieniem
dusz ("Mały Misjonarz" 1937 r., s. 94). Napisał też dramat misyjny Krzyż i słońce o historii Inków w Peru.
Jest to sztuka teatralna, którą odgrywano przed 1940 r. w wielu miejscowościach, a po wojnie także w
seminariach.
O. Stanisław był wielkim czcicielem św. Józefa. Dla niego stworzył nowe czasopismo. Jego
wstawiennictwu powierzał swoje rozliczne prace. Przy jego pomocy - jak twierdził - wybudował drukarnię,
sprowadził odpowiednie maszyny. Z jego pomocą, przy ciągłym braku pieniędzy, zaczął budowę nowego
skrzydła klasztornego. O. Stanisław był także poszukiwanym spowiednikiem, zwłaszcza przez
seminarzystów. Tak zapracowanego zaskoczyła wojna 1939 r.
Pierwszy konflikt z gestapo zdarzył się, gdy zabroniono mu wypłacać Polakom zaciągnięte zobowiązania.
O. Kubista chciał wypłacić ubogiej wdowie kilkaset złotych. Gdy spojrzał swoim gołębim wzrokiem prosto
w oczy gestapowcowi, ten zmieszał się i jakby wyższą siłą został rozbrojony. O. Kubista przypisywał to
opiece św. Józefa - tak twierdzi naoczny świadek. Musiał jednak patrzeć, jak niszczono jego warsztat
pracy - ukochaną drukarnię, zapasy, które zgromadził dla utrzymania mieszkańców klasztoru.
Sytuacja pogorszyła się jeszcze, gdy 27 października 1939 r. aresztowano wszystkich ojców i braci w
liczbie 64, a klasztor stał się obozem dla internowanych. Stało się to, jakby na urągowisko, w odpustowe
święto Chrystusa Króla. W następnych dniach dowieziono 80 księży oraz kleryków diecezjalnych i
zakonnych. Skonfiskowano gospodarstwo i cały dobytek, pozostawiając mieszkańców bez środków do
życia. O. Stanisław, jako ekonom Domu całkowicie zaufał św. Józefowi i znalazło się wyjście. Gestapo
zgodziło się na przywożenie żywności i opału z parafii uwięzionych księży.
Męczeństwo
W ten sposób można było przetrwać do 5 lutego 1940 r., kiedy to trzema autobusami wywieziono
internowanych przy 28-stopniowym mrozie do Nowego Portu, filii obozu w Stutthofie. Okropne warunki
sanitarne potęgowały zimno, głód i praca oraz nieludzkie traktowanie. Jedyną pociechą w tym czasie był
dzień 21 marca, Wielki Czwartek, kiedy to w największej tajemnicy z udziałem o. Alojzego Ligudy,
rektora z Górnej Grupy, udało się odprawić Mszę św. i rozdać Komunię św.
Dla o. Kubisty była ona wiatykiem na drodze do męczeństwa. Trudno sobie wyobrazić, co wtedy
przeżywał, jak trwał przy Panu. Dotąd zawsze zdrowy, radosny, usłużny stawał się coraz słabszym, zaczął
chorować. Przeziębiony organizm nie chciał przyjmować obozowego jedzenia, a innego nie było.
Zaplanowane wyniszczenie duchownych było realizowane w całej pełni z szatańskim zadowoleniem. O.
Stanisław musiał pracować jak zdrowy przy usuwaniu ciągle padającego śniegu i przy bezsensownym
przesypywaniu go na coraz to inne miejsca. Wrażliwy na brutalne obchodzenie się, cierpiał podwójnie.
W transporcie do Sachsenhausen 9 kwietnia 1940 r., w wagonach bydlęcych jeszcze mocniej przeziębił
się, z czego rozwinęło się zapalenie płuc. Mimo to musiał wykonywać pracę wyczerpującą nawet
zdrowych, zarezerwowaną głównie dla znienawidzonych "klechów". Ostatnio był już tak słaby, że sąsiedzi
musieli go z obu stron podtrzymywać, formalnie nieść na plac apelu. Znosił to wszystko z wielkim
spokojem, zdany na wolę Bożą. Kapo uznał go za kandydata na śmierć.
Wyrzucono go do ustępu, aby się wykończył. Przeleżał tam trzy noce. Naoczny świadek, o. Dominik
Józef, tak opisuje ostatnie godziny i chwile o. Kubisty: Gdy wieczorem układałem go do snu, owijając go
w ustępie w nędzny koc, bez poduszki i pościeli, był mi zawsze serdecznie wdzięczny i szeptał: To już
http://www.grad.svd-mad.org
Kreator PDF
Utworzono 7 March, 2017, 14:32
Strona misyjno- ewangelizacyjna, o. Z. Grad, SVD - misjonarz z Madagaskaru
długo nie potrwa. Jestem bardzo słaby. Mój Boże, tak chętnie wróciłbym do Górnej Grupy, ale Pan Bóg,
widać, ma inne zamiary. Niech się dzieje wola Boża. Wyspowiadałem go ukradkiem... W dniu 26 kwietnia
1940 r., gdy wróciliśmy z apelu do baraku, kładliśmy go na twardej podłodze z desek. Leżał na wznak
pod ścianą jak w trumnie, podczas gdy my stać musieliśmy na baczność...
Wtem wchodzi do baraku blokowy, kierownik baraku, nasz bezpośredni przełożony. Był to więzień
niemiecki... zawodowy przestępca... ile on ludzi niewinnych wysłał na tamten świat! Do tortur
przewidzianych regulaminem dodawał od siebie sporą ilość... byli tacy, których słowem i czynem
nienawidził. Należeli do nich księża, żadnej sposobności nie zaniedbał, aby im dokuczyć... powitał nas
zwierzęcym wzrokiem, potem z szatańską radością spoczęły jego oczy na o. Kubiście. Zbliżył się doń i
rzekł: Już nie masz po co żyć! Z całą flegmą staje jedną nogą na piersiach, drugą na gardle i silnym
naciskiem miażdży kości klatki piersiowej i gardła. Krótki charkot, drganie śmiertelne zamknęły żywot
męczennika.
http://www.grad.svd-mad.org
Kreator PDF
Utworzono 7 March, 2017, 14:32

Podobne dokumenty