Kogo Alicja nie widziała, czyli ćwiczenia z represyjnej nieobecności
Transkrypt
Kogo Alicja nie widziała, czyli ćwiczenia z represyjnej nieobecności
Kogo Alicja nie widziała, czyli ćwiczenia z represyjnej nieobecności Nasz świat jest pełen niedoskonałości i coraz większej nieobecności człowieka, pełen problemów, strategii, teorii, pytań, na które przestaliśmy szukać odpowiedzi; odpowiedzi bez znaków zapytania, dróg, po których nie mamy już ochoty iść, podróży bez celu i celów w nadmiarze bez turystycznego działania. Rygoryzm społecznych oczekiwań wobec jednostki, mimo jej emancypacji, utrzymuje się na stałym poziomie. A w pewnych obszarach potrzeba „użyteczności społecznej”, za cenę indywidualnego szczęścia ciągle stanowi łup nie do pogardzenia, co bywa w pełen pogardy sposób demonstrowane w tym „najnowocześniejszym” z możliwych czasie. A może to dobry czas na pozbycie się sztywności w oglądzie świata i rozumienia mechanizmów jego funkcjonowania. Potrzebujemy ponownie poszukać w sobie zdolności patrzenia na rzeczy z różnych stron. Potrzeba nam myślenia lateralnego (termin wprowadzony przez Edwarda de Bono), myślenia twórczego, by spojrzeć na rzeczywistość w sposób jak najmniej przekłamany. To, co znaleźć można w rysunkach Mariusza Gutowskiego jest strategią niezgody na zadekretowane kłamstwo, badaniem relacji nad tym, co stanowi różnicę między wyretuszowaną wersją zdarzenia, a taką na „poziomie zero pisania”. Rysunki ze względu na swój zeszytowy format wyglądają dziecinnie, niewinnie, chwilami wręcz naiwnie. Przy pomocy narysowanych bohaterów Gutowski łapie w dzienniku chwile, które nie pasują do oficjalnej wersji życia. Istnienia w wersji 2.0. Egzystencja u Gutowskiego wygląda opresywnie, fizjologicznie, śmiertelnie niebeztrosko, a wreszcie niedziecinnie (mimo wielodzietności jego prac). Tutaj nie spotkasz demograficznej zimy. Największym wrogiem dziecka może stać się dorosły albo w najlepszym przypadku mamy tutaj dzieci, które mogłyby być ilustracją tezy Zygmunta Baumana, że w naszych czasach dziecko jest przede wszystkim 1 przedmiotem uczuciowej konsumpcji. Mimo ironii autora można zauważyć, że w notatniku raczej mamy dowody na to, co Michel Houellebecq nazywa „poszerzaniem pola walki”. W obszarze społecznych aktywności jedyną jakością w uniformizującym się świecie jest zdobywanie pozycji zawodowej i władzy nad drugą osobą/ami. Do tego dochodzi jeszcze zmaganie się z cielesnością, bo przecież nie o uleganie niedoskonałości ciała tu chodzi. Tutaj trudno uciec w iluzję sztuki, w „piękny pozór”, tylko chce się wracać do życia w jego spektakularnej formule transmitowanej przez media. Dzięki „ładowi” medialnemu łatwiej wypierać to, co dla nas niewygodne, nieestetyczne, niepasujące, nieprzyjemne. Przedrostek nie staje się ważniejszy od słowa podstawowego. Co może nie istnieć, niech w takim razie nie istnieje. To „nie-istnienie” polega raczej na ukrywaniu, na przemilczaniu, na zakłamywaniu, wymazywaniu. Bycie zastąpić nie-bytem, miłość nie-miłością a myślenie nie-myśleniem. Coraz częściej rzeczywistość zaczyna mieć charakter uproszczony, ujednolicony, spłaszczony i pozornie zindywidualizowany. Pomimo coraz większej liczby kanałów telewizyjnych, prawie każdy z nich pokazuje to samo. To nie jest sztuka dekoracyjna, sztuka stosowana. To raczej pierwotne szukanie sensu w formie polowania. To rysowanie spekulatywne, które przejawia się zapisie obecności prawdziwego istnienia. Tak jak pisanie, o którym Roland Barthes pisał scribo: taciturio – pisanie milczkiem. Tak rysuje się, żeby docierać do rzeczy najprostszych, czających się w kąciku oka, odwołujących się do tego, co Walter Benjamin nazywał „nieświadomością optyczną”. Nie o odkrywaniu tajemnicy tutaj mowa, tylko o próby zbliżenia się do tego istnienia bolesnego i stawiającego nas na baczność. Jest w tych pracach niezgoda na fałszowanie tego, co najczęściej nam się przydarza. To, co jest, zamiast tego, czego nie ma. Nawet, jeśli prowadzi nas to do smutku, osamotnienia i rozpadu wszystkiego. Nawet, jeśli, może okazać się to dla odbiorcy śmiertelnie niebezpieczne. Pojawia się tu na pierwszym planie klęska istnienia albo człowiek, jako metafora egzystencjalna, jak nazwał to Jose Ortega y Gasset w pierwszym swoim eseju Medytacje o Don Kichocie opublikowanym w Madrycie w 1914 roku. Ludzie wrzuceni w istnienie, by użyć sformułowania Martina Heideggera, bez możliwości wyboru miejsca, imienia, dnia swoich narodzin jak i godziny śmierci. Narodziny – błąd największy, jaki nam spełnić kazano – powtarzał Artur Schopenhauer za Pedro Calderonem, a Emil Cioran mówił po prostu o niedogodności narodzin. Świat to raczej więzienie, w którym oddychać nam przychodzi oparami lęku. 1 Zygmunt Bauman, Razem, osobno, tłum. Tomasz Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003, s. 132 Jak to być może tak wiele, w takich niewielkich rysunkach? Dla jednych może nie widać tego wystarczająco ostro lub walor ten jest zbyt wyostrzony. Tylko właściwie można by rzec tak, jak mawiała Julia Margaret Cameron: Co to jest ostrość? I kto ma prawo powiedzieć, jaka ostrość jest prawdziwą ostrością? Angielska fotografka przygodę z aparatem rozpoczęła się w 1864 roku. Miała 48 lat kiedy dostała od jednej ze swych córek i jej męża aparat fotograficzny. Może cię zabawi, mamo próba fotografowania podczas twojej samotności – wręczając prezent miała powiedzieć córka. Rysunki na Papierze Mariusza Gutowskiego ze względu na rozmiar mogą przejść zupełnie niezauważone. A może próba poszukania pytań zabawi nas podczas Naszej zbiorowej niesamotności i nie-bezradności. Aż będzie trzeba zobaczyć NIKOGO. Jak w Alicji w krainie czarów: Wyjrzyj na drogę i powiedz mi czy kogoś nie widać. [powiedział Król] Czy widzę kogoś na drodze? Nikogo! – rzekła Alicja. Ach, żebym ja miał taki wzrok – powiedział z żalem Król. – Nikogo! Na taką 2 odległość! Ja przy tym świetle widzę tylko tych, co istnieją. Robert Brzęcki 2 Lewis Carroll, Alicja w Krainie Czarów i Po drugiej stronie lustra, tłum. Robert Stiller, Wydawnictwo “Alfa”, Warszawa 1990, s. 190