Bat na jeziorowe płocie - Portal Muskie.Pl

Transkrypt

Bat na jeziorowe płocie - Portal Muskie.Pl
Portal Muskie.Pl
Bat na jeziorowe płocie
Autor: Jacek Jóźwiak
O łowieniu płoci z jeziorowych kładek na wędkę bez przelotek. O zestawach, o
mocowaniu zestawów do szczytówki, o nęceniu oraz o przemieszczaniu się płoci w strefie zanęconej
(rysunek poglądowy). O właściwej kolejności postępowania podczas łowienia.
"Na bata" najlepiej łowi się, gdy na dworze ciepło, gdy ryby rozgrzane latem, gdy żerowanie intensywne.
Jeziorowe płocie, leszcze, krąpie, a niekiedy liny i karasie są w zasięgu wędki. Nie jest to technika bardzo
popularna, stąd artykuł jak dla początkujących. Ale może i starzy, batowi wyjadacze znajdą w nim coś
pożytecznego dla siebie. Oni już wiedzą, że kto zacznie - ten już nie przestanie łowić w ten sposób.
Ja to mam szczęście. Jeziora w okolicy, w której mieszkałem przez dwa lata, upstrzone są kładkami.
Wiele z pomostów, ma co prawda zamknięte na kłódy zwodzone mostki, aby nikt nie powołany nie
właził, ale to tylko najbliżej miasta. Dalej kładki są ogólnodostępne i kuszą drewnianymi ławeczkami,
niejednokrotnie z oparciem.
Nawet tak zdeklarowanemu spinningiście i muszkarzowi przychodzi do głowy, by zasiąść na kilka godzin
na takim pomoście, zanęcić, rozłożyć się ze sprzętem, podłożyć pod tyłek polarową bluzę i posadowić się
na płoteczki, płotki, płocie.
Wszystkie większe jeziora w okolicy Wałcza, to wynik działania lodowca, więc dno od brzegu
błyskawicznie spada do 4-6 m, tworzy wąski stopień i potem leci do prawdziwej głębi. Wędkarskie
pomosty kończą się na kilka metrów przed tym wąskim tarasem.
Wśród miejscowych wędkarzy niezwykle popularną techniką jest tzw. bat - śmigła, lekka wędka bez
przelotek, długa na 6-8 m. Zarówno teleskopy, jak i nasadówki mają możliwość odejmowania i
dodawania dolnych segmentów, więc istnieje możliwość spenetrowania całej szerokości blaciku. Od
początku
Po raz pierwszy na bata łowiłem w 2001 r. Namówił mnie do tego Tomek Minkowski, kolega z witrlualnej
wędkarskiej rzeczywistości, studiujący w Warszawie, ale pochodzący z Wałcza i tu spędzający wakacje.
Łowienie na jego "szósteczkę" sprawiło mi taką frajdę, że następnego dnia wylądowałem w sklepie i
zacząłem bobrować wśród szklaków i kompozyciaków za 70-100 zł. Ale sprawiały wrażenie ciężkich,
zwisały smętnie ku szczytówkom, zaś wymachy kontrolne przed sklepem wywołały istne obrzydzenie.
Przywykłem bowiem do leciutkiej, śmigłej bolonki, którą machać można i cały dzień.
Za złe nawyki płaci się potrójnie - z "Amura" wyszedłem bez pieniędzy, za to z siedmiometrowym
Dragonem "Progress Telepole", pięcioma spławikami Snack i Gutkiewicza od 0,8 g do 1,5. Spinningowe
przyzwyczajenie do cienkich żyłek pozwoliło mi na kupienie głównej o przekroju 0,12 mm i 0,10 na
przypony. Wiem, że dla zawodników moje parametry żyłkowe to straszna grubizna, ale ja wyczynowcem
nie jestem i dziesiątka jest absolutnym minimum trafiającym - poniekąd z trudem - do mojej
świadomości.
W "Amurze" kupiłem także pięć motowidełek na zestawy - z takim śmiesznym dzyndzelkiem
pozwalającym na przymocowanie wolnego, dyndającego końca żyłki.
Pierwszą kupę radości miałem z montowaniem zestawów. Maleńkie haczyki, kalibrowane, opisane na
wieczku śruciny "Balsaxa", wysoki słoik do sprawdzania wyważenia... Zestaw o 30-40 cm dłuższy od
kija.
I zastanawianie się nad sposobem przytwierdzania go do szczytówki. Można wkleić druciane oczko... Ale
wówczas zestaw przy każdym łowieniu będzie się skracał. Supła na "dwunastce" wszak się nie rozwiąże,
trzeba ciąć. I wówczas Tomek podpowiedział mi rozwiązanie sprawdzające się w stu procentach i bardzo
pewnie trzymające - dwie igelitowe koszulki, kilkanaście owijek wokół szczytówki, blokadka poprzez
naciągnięcie dolnej rureczki na tip kija. Ekstra! Nieco krótszy od wędziska zestaw bardzo wygodnie
podaje się spod kija - wpada cichutko do wody na naprężonej żyłce i daje się w pełni kontrolować.
Dobre, cięte, nie zwisające wędzisko pozwala na zacięcie lekkim ruchem nadgarstka. A hol jest
bombowy... Kuchenna alchemia
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 7 March, 2017, 15:49
Portal Muskie.Pl
Nie lubię się babrać w zanętach. No, nie lubię i już. Co prawda, bez oporów wycieram dłonie o portki, ale
paskudzenie wędziska wonną masą bardzo mnie irytuje, zaś używanie ściereczki i fartuszków zupełnie
mi nie pasuje.
Wolę nęcić przynętą. Na Pomorzu płocie, leszcze i karasie łowi się latem przede wszystkim na parzoną
pszenicę i łubin. Niezły jest także pęczak - barwiony na żółto i na czerwono (mieszanka żółtego i
czerwonego barwnika daje prześliczny cynober) - i drobna kukurydza cukrowa oraz groch, pod
warunkiem, że ryby poznały te przynęty po kilkudniowym nęceniu. Niektórzy wędkarze cenią sobie
także pracowicie ugniecioną w kulę kaszę mannę (kula powinna odbijać się od podłogi jak piłka, więc jej
wyrabienie trwa bardzo długo, za to haka trzyma się "toto" niczym stężały poxipol) barwioną na żółto.
Ja łowię głównie na pszenicę, ew. na pęczak. Nęcę rozsiewaną gestem Boryny mieszanką pęczaku,
pszenicy i łubinu, a jeśli marzy mi się zanęcenie punktowe, to ziarno gotuję dzień przedtem i wsadzam je
do zamrażalnika. Wrzucenie do wody zawartości zamrożonej reklamówki daje lepszą, stopniowo się
uwalniającą kupkę zanęty niż wyczynowe nęcenie procą zaopatrzoną w celownik laserowy. Trzeba tylko
bardzo starannie odsączyć ziarna i przed włożeniem do zamrażalnika dodać 30% akwariowego żwirku lub
ziemi z kretowiska. W przeciwnim wypadku zamarznięty "pakunek" będzie pływać.
Nieco inaczej wygląda dosmaczanie zanęty i przynęty - zanęta ma mniej intensywny smak i zapach.
Najchętniej dodaję podczas gotowania cukru waniliowego, miodu, karmelowego atraktora (lepszy jest
brunatny od białego), zaś już po odsączeniu porcję przeznaczoną na przynętę przesypuję karmelowym
atraktorem z dodatkiem odrobiny cukru waniliowego.
Odkryłem jednak niedawno znakomicie pracującą zanętę sprzedawaną w 4 litrowych wiaderkach. Wabi
płocie, leszcze, krąpie i karasie - nazywa się Millenium Feeder. Niestety jest droga, więc korzystam z niej
jedynie podczas przypływu gotówki. Rozrabiam ją wg wszelkich reguł, dodaję kilka garści przynęty,
trochę żwirku, ugniatam zwarte kule i wrzucam je w łowisko... Właściwa kolejność
Jestem już na pomoście - jeśli korzystam z luźnej zanęty z nasion i kasz, mogę ją podać natychmiast po
wejściu na kładkę. Jeśli mam ze sobą Millenium, to całego obrzędu przygotowania zanęty dokonuję
przed wejściem na pomost, żeby stukotem i chlapaniem nie wypłoszyć ryb.
Zanęta już w łowisku, kolej na doczepienie do szczytówki zestawu. Jeśli tafla wody jest gładka, zakładam
najlżejszy, jeśli zmarszczona, to - odpowiednio do stopnia sfalowania i wiatru - korzystam z cięższych.
Jeśli fale i wiatr są wyjątkowo silne, zdejmuję z zestawu najlżejszą śrucinę, tak aby oprócz samej
antenki nad wodę wystawał kawałeczek korpusu.
Potem kolej na bardzo staranne wysondowanie łowiska. Jeżeli trzymać się będę jednej kładki, to zestaw
zwinę bez ruszania spławika i na następny raz sondowania mogę uniknąć, chyba że podczas łowienia
będę zmieniał grunt.
Zaczynam od przynęty położonej na dno. Obciążenie mam ustawione w taki sposób, aby do określonej
głębokości przynęta była sprowadzana szybko, co pozwala mi na uniknięcie odhaczania uklejek biorących
z opadu. Największa śrucina od strony spławika, potem coraz mniejsze, mikroskopijna nad 10 cm
przyponem. Odstęp duży, nawet ponad pół metra, tak aby opadanie stawało się coraz wolniejsze. Ładne
płotki często biorą z opadu, sporo nad dnem, informując o konieczności stopniowego podnoszenia
przynęty. Aż do ustalenia gruntu, na którym ryby te żerują najaktywniej. Niekiedy nawet różnica rzędu
kilku centymetrów znacząco wpływa na liczbę brań. Warto przy tym pamiętać, że płotki co jakiś czas
zmieniają strefę żerowania i po ustaniu brań lub znacznym ich ograniczeniu, warto ponownie przynętę
położyć na dno i - podnosząc co kilka minut o 10 cm - znaleźć na powrót poziom, którego stadka ryb się
trzymają.
Ostatni w kolejności jest hol i lądowanie, czyli to, o co w wędkarstwie chodzi i po co na ryby się idzie...
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 7 March, 2017, 15:49