TRWONIENIE ARTYSTYCZNEGO KAPITAŁU?

Transkrypt

TRWONIENIE ARTYSTYCZNEGO KAPITAŁU?
TRWONIENIE
KAPITAŁU?
ARTYSTYCZNEGO
Lesław Czapliński
„Trwonienie artystycznego kapitału?”
… koncerty krakowskich filharmoników pod dyrekcją
ich maltańsko-kanadyjskiego szefa Charlesa Olivieri
– Munroe okazują się coraz bardziej rozczarowujące.
O ile na początku procentowała jeszcze kondycja
zespołu wypracowana przez Michała Dworzyńskiego,
jego poprzednika na tym stanowisku, to teraz coraz
bardziej zatraca się uzyskane wcześniej solidne
osadzenie w instrumentach brzmienia, na powrót
stającego się powierzchownym.
Otwierającą piątkowy wieczór Uwerturę do „Śpiewaków
norymberskich” poprowadził tak, jakby chciał
potwierdzić obiegowe opinie o muzyce Wagnera, że
polega ona przede wszystkim na hałaśliwości i
pompatyczności. Nadużywanie fortissima, zwłaszcza w
tutti, sprawiło, że wieńcząca wstęp, jak i całą
operę,
apoteoza
niemieckiej
pieśni
oraz
państwowości, nie wywarła już odpowiedniego
wrażenia. Lepiej zabrzmiały spokojniejsze ustępy z
pierwszoplanową rolą kwintetu smyczkowego oraz
drzewa.
Również „Epizod na maskaradzie” op. 14 Mieczysława
Karłowicza rozpoczęty został w nadmiernej dynamice,
wskutek czego można było zwątpić w instrumentacyjne
umiejętności kompozytora, jakby odsłaniające swoje
mielizny. Co prawda na jego ostateczny kształt wpływ
miał także Grzegorz Fitelberg, który po tragicznej
śmierci kompozytora dokończył jego poemat
symfoniczny.
Na szczęście dźwiękową urodą odznaczały się
fragmenty liryczne, w których w partii instrumentów
dętych drewnianych zaznaczają się odległe
reminiscencje z Wagnerowskiego „Parsifala”,
uzasadniając tego rodzaju zestawienie programowe.
Satysfakcji dostarczały także sola skrzypcowe w
wykonaniu Wiesława Kwaśnego, w których rozlega się
motyw przewodni całego utworu. Skądinąd ustępy te
nasunęły mi myśl, że świetnie nadają się, by
podłożyć do nich odpowiedni układ choreograficzny z
lirycznym pas de deux.
Głównym punktem programu miała być monumentalna Msza
głagolska Leoša Janačka
. Na
dodatek jako jej atrakcja zapowiadał się udział w
ansamblu solistów Gabrieli Beňačkovej-Čápovej
, którą zapamiętałem z nagrania,
dzięki któremu po raz pierwszy zapoznałem się z
„Rusałką” Antonína Dvořáka. Spotkawszy w kuluarach
przed koncertem Wiesława Ochmana pomyślałem, że
przywiodły go te same względy sentymentalne,
albowiem zaśpiewał w nim partię Księcia, ale okazało
się, że w sąsiedniej sali był jurorem w ramach
przesłuchań konkursu wokalnego im. Iwony
Borowickiej.
W interpretacji Munroe zabrakło wyrazistszego
zarysowania kontrastów, a dzieło Janačka odznacza
się kalejdoskopowością i gwałtownością w zakresie
zmienności melodycznych motywów i rytmicznej
kapryśności, a także niewolne jest od brzmieniowej
agresywności. Tu forte fortissimo byłoby jak
najbardziej
na
miejscu.
A
także
większe
zróżnicowanie temp. Tego wszystkiego mi zabrakło.
Podobnie jak na inauguracji sezonu w przypadku
„Harnasiów”, dyrygent poprowadził dzieło ze znaczną
dozą nieśmiałości, przydając obce mu rysy
akademickie. Głos słowackiej primadonny w Gospodi
pomiluj (Kyrie) oraz w Slava (Gloria) brzmiał ostro
i forsownie. Mogło się wydawać, że zaintonowane w
dynamice mezzoforte Svet (Sanctus) wywrze
korzystniejsze wrażenie, ale, niestety, dały znać o
sobie braki emisyjne. Zaimponował natomiast tenor
Jakub Pustina
, dysponujący mocnym
głosem o wyrównanej emisji, z powodzeniem radzący
sobie w utrzymanej w wysokiej tessyturze partii w
Slavie oraz w Věruju (Credo). Znaczną przyjemność
sprawił barwą swego głębokiego basu Zdeněk Plech
pod koniec Věruju oraz w
Svet. W tym ostatnim zarazem zbyt anemicznie
zabrzmiało złowrogie unisonowe ostinato chóru
męskiego. Także zamykającemu utwór orkiestrowemu
postludium nie dostawało właściwego rozpędzenia i
zapamiętania, składających się na swoiste moto
perpetuo.