Jaki jest polski przedsiębiorca

Transkrypt

Jaki jest polski przedsiębiorca
Jaki jest polski przedsiębiorca?
Po pierwsze często brakuje mu wiedzy w zakresie zarządzania. Przez ostatnie dziesięć lat
zostawał nim ktoś, kto miał trochę pieniędzy, jakiś pomysł i chciał się zaangażować w jakiś
biznes. Natomiast brakowało mu czasu na uważne przyjrzenie się środowisku, w jakim działał.
Przedsiębiorcy byli koniunkturalni, w dobrym tego słowa znaczeniu. Jeżeli widzieli, że na coś
jest w tej chwili zapotrzebowanie, to produkowali i osiągali zyski, ale nie zajmowali się
zarządzaniem.
Jak to wyglądało?
A np. tak, że nie badali opłacalności współpracy z poszczególnymi klientami. Kilka dni temu
zrobiliśmy analizę dla jednej ze szczecińskich firm, która wykazała, że jej główni klienci tak
naprawdę nie przynoszą jej dochodów, bo firma dała swoim największym klientom za duże
rabaty. Dyrektor otworzył szeroko oczy i spytał: „Jak to? Dlaczego do tej pory nikt tego nie
zauważył?” Ano dlatego, że przedsiębiorca skupia się na działalności bieżącej, a nie na działaniu
długookresowym i rozwijaniu systemów kontroli. Nie zauważa np., że jego klient staje się
niewypłacalny, więc trzeba podejrzewać, że za jakiś czas może przestać kupować, a nawet płacić
za już otrzymany towar. Akumulacja tego typu działań jest właśnie jedną z przyczyn dzisiejszego
kryzysu przedsiębiorczości.
Właściciele firm nie planują strategicznie, nie robią tych analiz, bo nie stać ich na wynajęcie
doradców, a sami tego nie umieją czy też po prostu nie czują takiej potrzeby?
Niestety to drugie. Rozumowanie jest takie: skoro dziś firma przynosi zyski, to, po co ja mam się
martwić? Myślenie zaczyna się dopiero wtedy, gdy przedsiębiorca zauważa, że traci. A to trochę
za późno. W tej chwili w Szczecinie doradzamy 45 firmom. Ale jeszcze rok temu nie były one
tym zainteresowane.
Gdyby robili to od początku, to nie byłoby dzisiejszych problemów?
Nie ma takiej prostej recepty. Trzeba pamiętać, że, według wielu opinii, szczelna kontrola
hamuje rozwój przedsiębiorstwa. A na początku lat 90. absolutnie nie można było tego robić, bo
ich dynamiczny rozwój był potrzebny gospodarce. Dziś, gdy wiele firm już się ustabilizowało
czas najwyższy, by zacząć działania porządkujące.
Pamiętać trzeba też o tym, że w Polsce w okresie PRL nie było normalnego podejścia do biznesu.
Był czarny rynek, przedsiębiorcy sobie nie ufali. Tego ciężko się tak od razu pozbyć. Zaufanie do
doradców, którym powierza się sekrety własnej firmy, buduje się powoli.
Podobno przedsiębiorcę w Polsce bardzo łatwo jest wykończyć każdym kolejnym
papierkiem, który musi wypełnić i wysłać do urzędu.
To prawda. Biurokracja w istotny sposób hamuje rozwój przedsiębiorczości, co jest ewidentnym
grzechem obowiązującego systemu administracyjno-prawnego.
To także ma swój znaczący wpływ na obecny kryzys.
A może to przedsiębiorca nie jest odpowiednio przygotowany do prowadzenia firmy?
Znaczna część nie jest. Ale teraz jest czas, by nadrobić braki. Widzimy to po zainteresowaniu
naszymi projektami. Niestety, dla niektórych jest już za późno. Wielu przedsiębiorców przez
ciężką, kilkuletnią pracę, doskonale rozwinęło swoje firmy. Jednak brak wiedzy i
systematycznych analiz działalności, lub zbyt duże ambicje i pewność siebie, spowodowały to, iż
nie umieli ustabilizować się i musieli sprzedać firmę z powodu zbyt dużego zadłużenia lub
niedostosowania się do potrzeb klientów. Efekt końcowy jest taki, że firmy, nierzadko dobre, z
dużym potencjałem, są sprzedawane za grosze - często obcemu kapitałowi. To grozi także innym.
Jest już pięć po 12.
Ale chyba nie wszystko jest winą przedsiębiorców. Jak zaczynać własny biznes, gdy np.
dostanie kredytu graniczy z cudem?
A dałaby Pani swoje pieniądze komuś nieznanemu?
Pewnie nie.
No właśnie. 95 proc. firm na rynku to firmy mikro, w których pracuje od 1 do 9 osób.
Oczywiście należy im pomagać, ale nie koncentrować się na nich. Niech powalczą trochę,
pokażą, że umieją sprawnie funkcjonować, okrzepną. Gdy to się stanie, gdy ustabilizują się lub
przejdą do grupy małych i średnich przedsiębiorstw, wtedy należy bardziej wspierać ich
działalność. Ten pierwszy etap to czas normalnej selekcji, wyłonienia najlepszych, tych którzy
pokażą, że są w stanie sobie poradzić, mają wiarygodny biznesplan.
W przypadku kredytów dla małych i średnich przedsiębiorstw banki muszą zmienić swój sposób
postępowania. Często te firmy rozwijają się do pewnego momentu, w którym pojawiają się
różnej natury problemy, pociągające za sobą straty na działalności. Taka chwila w działalności
firmy stanowi bodziec do przeprowadzenia restrukturyzacji. Wynikiem są bardzo rozsądne
prognozy rozwojowo-finansowe. Każdy prawdziwy fachowiec potrafi to ocenić! Na ich
realizację zazwyczaj konieczne są kredyty. Lecz banki nie dadzą kredytu firmom wykazującym
straty za poprzedni rok. Więc firmy manipulują rachunkiem zysków i strat wykazując zyski.
Szkoda, ponieważ to osłabia ich przyszły potencjał. Taka logika to błędne koło, którego skutki, w
dłuższej perspektywie nikomu nie służą.
Powstające dziś firmy różnią się od tych z początku lat 90.?
I tak i nie. Można je podzielić na dwie grupy. Pierwsze to te, które powstały z rozpadu innych.
One są podobne do poprzedniczek. Natomiast te całkiem nowe są już prężniejsze, częściej
sięgają po nowe technologie, zwykle są też sprawniej zarządzane. Ale jest ich mało. Dlatego
trzeba przede wszystkim skupić się na pierwszej grupie.. Tym bardziej, że proporcja obecnych
mikro, małych, dużych i średnich firm jest w Polsce zła.
Dlaczego?
Bo jest bardzo dużo tych należących do kategorii mikro. A one są zwykle mało wiarygodne,
ryzyko ich splajtowania jest wysokie, zwykle są też gorzej zarządzane. W takiej firmie, która
zatrudnia trzy osoby w zasadzie każdy zajmuje się wszystkim, a nie zawsze umie to robić, poza
tym często brakuje ludzi od strategii. Małych i średnich, czyli tych, które zatrudniają od 10 do
250 osób jest za mało. A one mają największą rentowność. Stanowiąc tylko ok. 5 % wszystkich
firm generują trzecią część PKB przedsiębiorstw oraz ok. 40% zatrudnienia! Gdyby np. udało
nam się zwiększyć ich liczbę o 2% mielibyśmy przynajmniej 24% wzrostu PKB zaś wskaźnik
bezrobocia wyniósłby ok. 5%!
A nie duże?
Nie, bo one powinny poradzić sobie same. Funkcjonują już trochę jak państwa w państwie, mają
zbyt silny lobbbing oraz siłę przetargową. Bardziej zależy im na trwaniu aniżeli na rozwoju, stąd
ich możliwości co do szybkiego przystosowywania się do zmieniających się warunków są małe
np. TP S.A., huty, banki, kopalnie, itp. Przedsiębiorstwa małe i średnie są wydajniejsze. Poza
tym wspomaganie ich ma jeszcze jedna zaletę: ich dostawcami są przeważnie firmy mikro. Jeśli
małe i średnie są mocne, to dają także zarobić tym mikro i ciągną je w górę!
Polskie państwo dobrze pomaga swoim przedsiębiorstwom?
Mamy nową propozycję z Ministerstwa Gospodarki, projekt pt. „Przede wszystkim
przedsiębiorczość”. Zawiera on wiele ciekawych rozwiązań. Jak ten projekt będzie funkcjonować
w praktyce - zobaczymy. Do tej pory państwo nastawiało się głównie na ściąganie podatków.
Przedsiębiorca postrzegał je więc jako zagrożenie. Minister Marek Belka pytany o rozwój
przedsiębiorczości powiedział, że to jest temat dla Ministra Gospodarki. Ma dużo racji, ale nie do
końca. Bo przecież to Minister Finansów proponuje zmiany w podatkach. A te mają kolosalne
znaczenie dla gospodarki. Moim zdaniem Ministerstwo Finansów powinien współpracować z
Ministerstwem Gospodarki w zakresie zmian w systemie podatkowym.
A władze lokalne?
Władza, także lokalna, często skupia się na bieżących problemach finansowych, które rozwiązuje
doraźnymi zmianami w polityce fiskalnej. Ażeby przedsiębiorca mógł płacić podatki, to musi
najpierw zarabiać. To wszystko prowadzi do ogromnego kombinatorstwa, z jakim mamy do
czynienia wśród przedsiębiorców oraz marnowania „zbędnego” wysiłku wielu mądrych ludzi.
Dochodzi do tego, że oni przede wszystkim głowią się jak uniknąć płacenia większego podatku,
a nie jak rozwijać swoją firmę, jak zwiększyć przychody. Gdy rozmawiam z przedsiębiorcami o
ich głównych kłopotach, najczęściej wymieniają dwa: brak pieniędzy oraz konieczność unikania
płacenia podatków. Tymczasem tracą rynek.
A może muszą tak postępować?
Nie muszą. Gdyby ich praca przynosiła wymierny zysk, to podatki by ich tak nie uwierały w
dużych ilościach. Z drugiej strony warto pamiętać iż jakaś część zysku należy się społeczeństwie.
Jak inaczej można załatać naszą dziurę budżetową, budować i utrzymywać infrastrukturę, itp.?
Przedsiębiorstwa bowiem tworzą ponad 70% PKB. Uczynienie z ucieczki przed podatkami
zadania numer jeden ma jeszcze taki skutek, że wiele szefów firm nie zauważa, że np. ich klienci
za towary czy usługi nie płacą. Faktura jest, pieniędzy brak. W związku z tym straty są ogromne.
Z naszych badań wynika, że 10 proc. tych klientów to tacy, którym w ogóle nie powinno się
sprzedawać, gdyż po prostu są niewypłacalni. Ale tego się nie zauważa. Brakuje również
procedur postępowania w takich sytuacjach.
A nie jest tak, że oni po prostu walczą o utrzymanie każdego klienta, bo sytuacja na rynku
jest trudna? Może np. dostawcy towarów do hipermarketów muszą się godzić na odroczone
terminy płatności, bo inaczej nikt im ich produktów nie przyjmie?
Na to jest prosta rada. Wystarczy się dogadać z wszystkimi dostawcami w regionie i ustalić
zasady. Hipermarkety zmiękną. Trzeba działać w obronie swojej firmy oraz swojej branży,
Takiego myślenia niestety trochę brakuje. Brakuje też zdrowej konkurencji, kupiectwa w dobrym
tego słowa znaczeniu. Pokutuje stara mentalność. Ale to się zmienia, paradoksalnie, dzięki
kryzysowi: jest źle, więc trzeba robić więcej. W Szczecinie firmy z jednej branży już się łączą,
walczą z dumpingiem. Tak samo może być w całej Polsce.
Jakie są inne grzechy główne polskich przedsiębiorców?
Natychmiastowe konsumowanie zysków: budowanie domów, kupowanie luksusowych
samochodów, wydawanie pieniędzy na nieprzemyślany marketing, zachłyśnięcie się pierwszymi
dużymi pieniędzmi. Często przegapiony jest moment, w którym trzeba zmienić strategię
działania. W pierwszym etapie swojej działalności firma musi się przede wszystkim szybko
rozwijać. Tak jak w Polsce na początku lat 90. Ale przychodzi taka chwila, gdy trzeba się
zatrzymać, by ustabilizować sytuację (np. spłacić kredyty, odłożyć trochę gotówki na konto) i
doskonalić te procesy, które do tej pory były chaotyczne. Trzeba także zgromadzić wiedzę, co
robić dalej. I tego właśnie w polskich firmach w wielu przypadkach zabrakło. Kredytów nie
płacono, strategii działania nie przygotowano, tylko próbowano iść dalej tą samą ścieżką, którą
wytyczono na początku lat 90.
Dobrze prosperujące przedsiębiorstwa na świecie świadomie planują swój rozwój prowadząc
racjonalną analizę. Jak niemiecka firma farmaceutyczna wchodzi na polski rynek, to ona nie
potrzebuje kredytu na rozpoczęcie działalności, bo na koncie ma 10 mln marek, a dzięki
korzystnym kontraktom z unijnych funduszy finansowana jest większość ich kosztów
marketingowych na ten cel.
To jak z nią konkurować?
Pewnie, że trudno. Ale jak my na wstępie skonsumujemy, zamiast odłożyć na inwestycje nawet
te nasze małe środki, to nigdy takiej niemieckiej firmy nie dogonimy. Poza tym, brakuje
aktywnego i skutecznego wsparcia ze strony władz centralnych i lokalnych skierowanego w
kierunku wykorzystania funduszy z UE.
Polscy przedsiębiorcy są odważni? Chętnie podejmują ryzyko?
Ryzyko - tak. Ale często brakuje analitycznego myślenia. Jeżeli ja się nie zastanawiam nad tym,
dlaczego ktoś u mnie coś kupuje, to odwaga inwestowania na nic się nie zda. Trzeba mieć
strategię.
Dziś o kryzysie mówimy wtedy, gdy Niemiec może sobie pozwolić na nowy samochód raz na
dwa lata a Polak - raz na pięć lat. A jeszcze w latach 40., jak był kryzys, to ludzie umierali z
głodu. Na świecie jest nadmiar pieniędzy, które można pozyskać. Trzeba tylko umieć analizować
sytuację i być gotowym na zmiany.
Szefowie naszych firm właśnie tacy są?
W coraz większym stopniu tak. Przedsiębiorca to ktoś, kto nigdy nie wychodzi z pracy do domu,
tak jak robotnik fabryki. On nawet gdy odpoczywa, to cały czas myśli, co zrobić, zmienić,
ulepszyć. On nie może mieć nad sobą szefa, dlatego musi cały czas coś kręcić, w dobrym tego
słowa znaczeniu. Jeśli taki nie jest, to znaczy że należy do koniunkturalistów i szybko odpadnie.
Choćby dzięki obecnemu kryzysowi.
Polscy przedsiębiorcy chcą się uczyć tych wszystkich rzeczy? Chcą korzystać z pomocy
doradców?
Do tej pory nie chcieli. I to nie tylko z powodu oporów wyrosłych z czasów komunizmu. Być
może nie mieli okazji spotkać dobrych doradców. Z drugiej strony czasem brakuje zwykłej
pokory, uznania, że trzeba się kogoś posłuchać, bo to nam wyjdzie na dobre. Mój ojciec, który
prowadzi firmy w Meksyku i ma 62 lata, każdy drugi wtorek przeznacza na kursy dla „Top
Management”. Mógłby już nic nie robić, ale wie, jak bardzo nowa wiedza w zarządzaniu firmą
jest potrzebna.
Nawiązując do wypowiedzi Pani Prof. Teresy Lubińskiej zamieszczonej w wywiadzie dla
„Życia” należy przyznać, że do tej pory oferta uniwersytetów dla przedsiębiorców była uboga.
Mamy wydziały ekonomii, marketingu i zarządzania, ale one są dobre dla studentów, ludzi
młodych czy menedżerów średniego szczebla. Przedsiębiorca potrzebuje kogoś, kto mu powie
jak radzić sobie z konkretnymi problemami, przed którymi staje, a nie wykładu z teorii ekonomii.
Niestety, takiej oferty wciąż jest mało. To wielkie wyzwanie dla uniwersytetów i kadry
naukowej. Przedsiębiorca musi znaleźć taką pomoc, jak u lekarza rodzinnego. Bo jemu się
wydaje, że źle się czuje, ponieważ go boli głowa i potrzebuje aspiryny. A tymczasem prawda jest
taka, że choruje na nadciśnienie.
Jest coś, czym polski przedsiębiorca różni się od francuskiego czy meksykańskiego?
Przede wszystkim mentalność. Brakuje trochę nastawienia na samodzielną działalność od
samego początku oraz na przejście wszystkich szczebli kariery. Gdy miałem 10 lat, to
zaczynałem pracę w magazynie w firmie ojca. W wieku 15 lat już sam kierowałem jej małą
częścią, miałem pod sobą paru pracowników. I sam musiałem sobie poradzić z kontrolą
skarbową. W Polsce do wykształcenia się takich mechanizmów nie było okazji, bo zaczynać
można było dopiero po 1989 roku. Tego brakuje. Brakuje także rodzinnej tradycji kształcenia
dzieci w biznesie. Ale to da się nadrobić.
Z rzeczy pozytywnych: odwaga i upór. Połączone z rozumem są bardzo ważne.
Ile czasu potrzeba, by polskie firmy zaczęły działać według reguł, o których Pan mówi?
Przynajmniej 10 lat, zakładając, że podejmą trud zmian.
Jako pierwsi w Polsce przeprowadziliście takie badania na przedsiębiorcach. Dlaczego
wcześniej nikt tego nie zrobił?
To jest duże przedsięwzięcie: przy naszych badaniach pracowało prawie 50 osób. Trwało ono
prawie rok i trudno było pozyskać źródło finansowania. Tylko Fundacja na rzecz Uniwersytetu
Szczecińskiego zrozumiała sens tego przedsięwzięcia i wsparała je finansowo. Kolejną sprawą
jest niechęć przedsiębiorców do odpowiadania na ankiety. Trochę się boją, trochę nie rozumieją
istoty tego typu przedsięwzięć Trudno się im dziwić: było to pierwszy raz.
Otrzymane wyniki zaskoczyły Pana?
Ogólnie wyniki i trendy mnie nie zaskoczyły. Uzyskaliśmy natomiast bardzo interesujący
materiał analityczny dla decydentów, w tym dla samych przedsiębiorców. Badania zatem
będziemy kontynuować.