MEDIA O PRZEWOZACH REGIONALNYCH
Transkrypt
MEDIA O PRZEWOZACH REGIONALNYCH
PRASÓWKA MEDIA O PRZEWOZACH REGIONALNYCH 102 78 Piątek, 13 września 2013 17:00 Źródło: radio.rzeszow.pl Kłopoty z przewozami kolejowymi Samorząd Podkarpacia ma problem z przetargiem na realizację przewozów kolejowych w regionie w przyszłym roku. Tradycyjnie już wpłynęła jedna oferta ze strony spółki Przewozy Regionalne. Przewoźnik zaproponował za swoje usługi ponad 50,5 miliona złotych. Tymczasem kwota przewidziana przez zarząd województwa na prowadzenie przewozów kolejowych w regionie w 2014 roku jest niższa o ponad 12 milionów złotych. Władze województwa nie zdecydowały jeszcze co zrobić w tej sytuacji. Teoretycznie możliwych jest kilka scenariuszy. Np. poszukanie brakującej kwoty w budżecie samorządu albo powtórzenie przetargu. Spółka Przewozy Regionalne, której udziałowcami są samorządy wojewódzkie od lat realizuje kolejowy transport pasażerski na Podkarpaciu . Co roku podpisywana jest umowa w tej sprawie. GAZETA KRAKOWSKA PODHALAŃSKA (2013-09-16 Autor: . TM Str.: 4) 16 września 2013 | 10:19 Źródło: www.pap.pl Autor: olz/ bos/ Kujawsko-Pomorskie: kolejarze rozpoczynają referendum ws. Strajku 01.09. Bydgoszcz (PAP) - Referendum w sprawie zorganizowania strajku generalnego rozpoczną w poniedziałek kolejarze zrzeszeni w kilku organizacjach związkowych w regionie kujawsko-pomorskim. Strajk ma być protestem przeciwko planowanym grupowym zwolnieniom. Referendum jest odpowiedzią na planowane przez zarząd kujawsko-pomorskich Przewozów Regionalnych zwolnienie do końca roku 60 proc. prawie 700-osobowej załogi. Planowane redukcje wymusiło przegranie przetargu na obsługę części połączeń kolejowych w województwie. Jak poinformował Waldemar Bogatkowski, rzecznik Zakładowego Komitetu Protestacyjno Strajkowego w KujawskoPomorskim Zakładzie Przewozów Regionalnych w Bydgoszczy, referendum rozpocznie się w poniedziałek i potrwa do piątku. Kolejarze będą mogli głosować w pięciu punktach w Bydgoszczy i Toruniu. Kujawsko-pomorskie Przewozy Regionalne zamierzają do końca roku zredukować liczbę pracowników z 682 do 264 osób. Największe zwolnienia planowane są w dziale utrzymania taboru, skąd odejść ma 150 ze 173 pracowników. Konieczność redukcji zarząd zakładu tłumaczy przede wszystkim przegraniem przetargu na obsługę niektórych połączeń kolejowych w regionie kujawsko-pomorskim. Oznacza to zmniejszenie pracy przewozowej zakładu o ok. 60 proc. Kolejarze obawiają się, że zakład i tak zostanie zlikwidowany i ostatecznie wszyscy zostaną zwolnieni, gdyż dotychczas nie ma umowy gwarantującej Przewozom Regionalnym obsługę regionalnych połączeń w nowym rozkładzie jazdy. 1 lipca samorząd województwa kujawsko-pomorskiego podpisał umowę na obsługę przewozów na odcinkach ToruńWłocławek/Kutno oraz Toruń-Jabłonowo Pomorskie/Iława (tzw. pakiet A - toruński) oraz relacji Bydgoszcz-Laskowice Pomorskie/Tczew i Bydgoszcz Główna - Wyrzysk Osiek/Piła (tzw. pakiet B - bydgoski). Umowa obejmuje okres od 15 grudnia 2013 roku do 12 grudnia 2015 roku i dotyczy tras, na których dotychczas jeździły pociągi uruchamiane przez Przewozy Regionalne. Po 15 grudnia okrojonej spółce pozostanie obsługa połączeń Bydgoszcz-Inowrocław i Toruń-Inowrocław-Gniezno, na które przetarg został unieważniony przez samorząd wojewódzki. Pociągi Przewozów Regionalnych obsłużą także połączenia aglomeracyjne Bydgoszcz-Toruń-Włocławek, a zaplecze techniczne w Toruniu-Kluczykach nadal będzie świadczyć usługi dla innych zakładów przewoźnika. Firma Arriva RP, konkurent Przewozów Regionalnych, była pierwszym prywatnym przewoźnikiem, który zaczął obsługiwać pasażerskie przewozy kolejowe w Polsce. Od prawie sześciu lat, na zlecenie samorządu wojewódzkiego w KujawskoPomorskiem, Arriva obsługuje lokalne przewozy kolejowe na liniach niezelektryfikowanych. W przetargach na pozostałe linie w regionie dotychczas startował tylko jeden przewoźnik - spółka Przewozy Regionalne. W ubiegłym roku, podczas kolejnego postępowania, ofertę na te połączenia złożyła także Arriva i okazało się, że proponowany przez nią łączny koszt obsługi połączeń zelektryfikowanych był w sumie o 6 mln zł mniejszy od oferty Przewozów Regionalnych. 16.09.2013 , aktualizacja: 15.09.2013 21:42 Źródło: bydgoszcz.gazeta.pl Autor: ka Kolejarze z naszego regionu podjęli decyzję. Chcą strajkować Ponad 92 proc. pracowników Przewozów Regionalnych z naszego regionu chce strajku generalnego. Obawiają się oni utraty miejsc pracy. Zakończyło się referendum strajkowe w Kujawsko-Pomorskim Zakładzie Przewozów Regionalnych. Na 544 osoby, które zagłosowały, 503 opowiedziały się za przystąpieniem do strajku. To reakcja na zapowiedzi firmy, że spośród prawie 700-osobowej załogi większość będzie zwolniona do połowy grudnia. Na razie termin strajku nie został jeszcze ogłoszony. Spółka Przewozy Regionalne złożyła do Urzędu Marszałkowskiego ofertę wykonywania przewozów na tych trasach kolejowych, które nie będą obsługiwane przez Arrivę. Chodzi o linie Bydgoszcz Toruń, Bydgoszcz - Inowrocław i Toruń - Mogilno. - Na razie nie ujawniamy kwoty, za jaką Przewozy Regionalne chcą świadczyć usługi, ani tego, jaką dokładnie kwotę możemy przeznaczyć na ten cel. Ale nie obędzie się bez negocjacji - przyznaje Beata Krzemińska, rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego. Nieoficjalnie wiadomo, że oczekiwania przewoźnika znacznie przekraczają możliwości województwa. Od tego, jaki będzie bilans tych negocjacji, zależy skala zwolnień w kujawsko-pomorskim zakładzie. Jedna z opcji zakłada, że w przypadku braku porozumienia bydgoski oddział firmy przestanie całkowicie istnieć, a wszyscy pracownicy pójdą na bruk. Trudno też przewidzieć w takiej sytuacji, kto będzie woził pasażerów na tych trasach. Decyzje powinny zapaść w tym tygodniu. 15 września 2013 Źródło: POLITYKA.PL Autor: Paulina Sacha Historia protestów. O co walczyli i co wywalczyli związkowcy? Bardziej utrzymanie stanu posiadania (czytaj – związkowych i zawodowych przywilejów) niż konkretne profity. Sprawdziliśmy, o co walczyli i co w ostatnich dziesięciu latach wywalczyli związkowcy. Wielką manifestacją w centrum Warszawy zakończyła się w sobotę czterodniowa akcja protestacyjna związków zawodowych, które żądają m.in. obniżenia wieku emerytalnego, rezygnacji z uelastycznienia czasu pracy oraz dymisji ministra pracy. To największy z serii kilkunastu związkowych protestów, które w ostatnich dziesięciu latach przeszły przez stolicę. Przypominamy najważniejsze z nich. Sprawdziliśmy, pod jakimi postulatami były organizowane i jakie przyniosły efekty. 2003 (styczeń, wrzesień, październik) Przeciwko wprowadzeniu kas fiskalnych protestowali taksówkarze, blokując samochodami centra Warszawy i innych większych miast. Efekt był żaden, bo rząd kasy wprowadził (obowiązek posiadania kas objął także innych usługodawców, m.in. fryzjerów i kosmetyczki). Zgodnie z ostatnimi zmianami w przepisach, które weszły w życie z dniem 1 stycznia 2013 roku, kasę musi mieć każdy przedsiębiorąca, którego roczne obroty przekroczyły 20 tys. zł. 2003 (lipiec, grudzień) Protesty kolejarzy. W lipcu pod ministerstwem infrastruktury zebrało się około tysiąc osób. Przedstawiciele związkowi na ręce ówczesnego wiceministra Macieja Leśnego złożyli petycję z żądaniem m.in. „zachowania narodowego charakteru kolei polskich”. W innych częściach kraju było bardziej gorąco. W województwie pomorskim doszło do blokowania torów i wstrzymywania ruchu pociągów. Niektórzy związkowcy podjęli strajk głodowy. W efekcie Sejm przyznał 550 mln złotych na rozwój przewozów regionalnych. Związkowcy twierdzą, że ta kwota nigdy w całości nie trafiła do kolei. 2005 (lipiec) Latem na ulicach Warszawy pojawili się górnicy. Po bitwie z policją przed gmachem Sejmu – przy użyciu petard, świec dymnych i trzonków od kilofów – obronili przywilej odchodzenia na emerytury po 25 latach pracy, który od tamtej pory obowiązuje bezterminowo. Rządzące wówczas SLD spełniło główne żądania górników (zbliżały się wybory parlamentarne i prezydenckie) z jednym wyjątkiem - możliwość wcześniejszego przechodzenia na emerytury utracili działacze związkowi. 2007 (czerwiec, lipiec, wrzesień) Pod Sejmem i kancelarią premiera przez niemal miesiąc protestowały pielęgniarki, które domagały się podwyżek i zmian w służbie zdrowia (powstało wtedy słynne białe miasteczko). Częścią protestu była pamiętna okupacja jednego z pomieszczeń w kancelarii premiera. Cztery pielęgniarki spędziły w siedzibie rządu ponad tydzień – w ten sposób chciały zmusić premiera Jarosława Kaczyńskiego do podjęcia rozmów. Choć w końcu im się to udało, 27-dniowy protest zakończył się fiaskiem. Według danych Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, w latach 2000 – 2010 pielęgniarki protestowały pięciokrotnie, z czego dwa razy – w 2000 i 2010 roku – skończyły się sukcesem (czytaj: podwyżkami pensji). Szczególny był także rok 2000, gdy pielęgniarki wywalczyły wpisanie do jednej z ustaw zdrowotnych podwyżkę w wysokości 203 zł (słynna ustawa 203), o którą później musiały walczyć w sądach, bo część dyrektorów szpitali nie chciała jej wypłacać. 2006 (maj, czerwiec) – 2008 (styczeń) W 2006 i w 2008 roku pod Sejm przyszli nauczyciele. Domagali się podwyżek, utrzymania przywilejów emerytalnych oraz zachowania Karty Nauczyciela (za pierwszym razem domagali się także odwołania ówczesnego ministra edukacji Romana Giertycha). Dopiero za drugim razem nacisk się opłacił. Nauczyciele dostali od rządu siedmioprocentową podwyżkę (od września 2010 Dopiero za drugim razem nacisk się opłacił. Nauczyciele dostali od rządu siedmioprocentową podwyżkę (od września 2010 roku) i kolejną od 2011 r. Po tych protestach pensje nauczycielskie wzrosły średnio o około 30 procent. 2012 (marzec, maj) Wiosną 2012 roku przed kancelarią premiera utworzono – na wzór „białego miasteczka” - „miasteczko emerytalne”. Związkowcy z „Solidarności” protestowali przeciwko reformie emerytalnej – wydłużającej i wyrównującej wiek emerytalny. Bardziej burzliwy przebieg miała manifestacja w maju. Po raz pierwszy w historii doszło do blokady Sejmu. Przez kilka godzin związkowcy nie pozwalali posłom opuścić kompleksu gmachów przy ul. Wiejskiej. Protesty zdały się na nic, reforma weszła w życie. *** Patrząc na to zestawienie, trudno oprzeć się wrażeniu, że organizowane przez związkowe manifestacje – nawet te najbardziej spektakularne – z reguły nie przynoszą takich efektów, jakich oczekiwaliby związkowcy. Wyjątkiem jest protest górników w 2005 roku. Trzeba jednak pamiętać, że wybrali najlepszy z możliwych momentów, czyli słaby rząd i zbliżające się podwójne wybory. Drugi wniosek, jaki się nasuwa jest taki, że protesty są głównie demonstracjami siły, niejako dwukierunkowymi, adresowanymi do rządu i szeregowych członków związku. Demonstracjami z założenia skazanymi na porażkę. Inaczej postulaty nie byłyby chyba wzięte z tak wysokiego sufitu, jak w przypadku większości z nich i nie byłoby tak łatwo stosować najprostszego z narzędzi opozycji, czyli krytyki totalnej. ECHO DNIA (2013-09-14 Autor: PIOTR STAŃCZAK Str.: 2) NOWA TRYBUNA OPOLSKA (2013-09-14 Autor: SŁAWOMIR DRAGUŁA Str.: 3) Dodano: 13 września 2013, 15:44 Źródło: nto.pl Autor: Sławomir Draguła Ważne! Zmienia się godzina rannego wyjazdu pociągu z Brzegu do Opola Od poniedziałku skład w trasę wyruszać będzie sześć minut wcześniej niż dotychczas. Od 16 września poranny pociąg z Brzegu do Opola będzie wyjeżdżał o 4.47. Od 16 września poranny pociąg z Brzegu do Opola będzie wyjeżdżał o 4.47. (fot. Archiwum) Przeczytaj więcej Przewozy Regionalne w Opolu informują, że od poniedziałku (16 września) zmienia się godzina odjazdu pociągu osobowego relacji Brzeg-Opole. Skład, który do tej pory odjeżdżał z Brzegu o godz. 4.53, będzie wyjeżdżał w stronę stolicy regionu o godz. 4.47, czyli sześć minut wcześniej. Na dworcu Opole Główne pociąg będzie o 5.24. - Chodzi o to, by była możliwość przesiadki do pociągu do Kędzierzyna-Koźla, który odjeżdża z Opola o godz. 5.29 - mówi Ireneusz Cieślik z opolskich Przewozów Regionalnych. GAZETA WYBORCZA - OPOLE (2013-09-14 Autor: PIOTR ZAPOTOCZNY Str.: 38) 13-09-2013, ostatnia aktualizacja 13-09-2013 18:02 Źródło: www.rp.pl Autor: Izabela Kacprzak Czyszczenie w śląskiej Platformie Były marszałek województwa śląskiego i jego brat, skarbnik śląskiej PO - usunięci z Platformy Obywatelskiej. To decyzja partyjnych władz krajowych, która - według rozmówców "Rz" - dojrzewała kilka miesięcy. - Byli obciążeniem wizerunku PO. Nie chcieli się zawiesić, co gorsza zamierzali sięgnąć po władze w śląskiej PO co w ich sytuacji jest kompromitujące - tłumaczy powody jeden z posłów śląskiej PO. Chodzi o najbardziej wpływowych polityków PO w śląskim regionie ostatnich lat - Adama i Jacka Matusiewiczów. Pierwszy, Adam, do czasu wybuchu afery z Kolejami Śląskimi, był najbliższym współpracownikiem szefa regionu Tomasza Tomczykiewicza (dziś wiceministra gospodarki). Kiedy Tomczykiewicz został burmistrzem Pszczyny, ściągnął Matusiewicza na skarbnika gminy, w 2007 r. na szefa kampanii parlamentarnej PO na Śląsku. Dzięki niemu Adam Matusiewicz został najpierw wicewojewodą (w 2007 r.), a potem marszałkiem województwa śląskiego (w 2010 r.). Dziś, jak mówią znajomi obu panów, Tomczykiewicz nie odbiera od Matusiewicza telefonów. Podał się do dymisji w sylwestra ubiegłego roku w wyniku blamażu z uruchomieniem przez samorząd województwa spółki Koleje Śląskie, które miały być alternatywą dla Przewozów Regionalnych. Zamiast sukcesu, uruchomienie w grudniu nowych przewozów kolejowych okazały się kompletną klapą (sprawę od kilku miesięcy bada prokuratura, co najciekawsze z zawiadomienia obecnego marszałka Mirosława Sekuły, członka PO). Koleje kosztowały samorząd dziesiątki milionów złotych. Marszałek Matusiewicz ratował koleje pieniędzmi z wypuszczonych obligacji na 20 mln zł, a pomagały mu spółki kontrolowane przez marszałka Matusiewicza - Fundusz Górnośląski oraz Górnośląskie Przedsiębiorstwo Wodociągów. Prezesem Kolei, dzięki Matusiewiczowi został człowiek, przeciw któremu toczyła się sprawa karna o działanie na szkodę jednej z poprzednich firm. Nieprawidłowości w spółce, za którą marszałek bezpośrednio odpowiadał była cała masa. Wykazał ją audyt Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. Adam Matusiewicz z oporami podał się do dymisji - była wymuszona działaniami Tomczykiewicza. - Adam uważał że nic się przecież nie stało, choć przecież wszyscy wiedzą że był to cios dla Platformy. Nie uważał za stosowne się zawiesić. Raziły nas wtedy te standardy, ale kiedy zaczął starać się o szefowanie katowickiej PO, miarka się przebrała - opowiada jeden z działaczy PO. Jacek Matusiewicz jest od lat skarbnikiem śląskiej Platformy. Działaczom nie spodobało się, że zataił przed partią sądowe kłopoty jakoby miał fikcyjnie zatrudnić w swojej firmie Wietnamczyka. Krajowy zarząd Platformy wielokrotnie rozmawiał też o tzw. aferze Połedniok. To była radna Platformy z Siemianowic Śląskich (szefem PO jest tam właśnie Jacek Matusiewicz) Dorota Połedniok, która od kilku miesięcy publicznie krytykowała partię za lokalne "układziki" związane z wpływowymi Matusiewiczami i złe kierowanie partią. Kilka dni temu Połedniok odeszła z PO (wcześniej została zawieszona przez Jacka Matusiewicza). Smaczku całej sprawie do sprawy wyrzucenia Matusiewiczów, że brat byłego marszałka, Jacek, kilka dni temu ogłosił, że zamierza kandydować na szefa śląskiej PO i być kontrkandydatem Tomczykiewicza. Władze krajowej PO zdecydowały wczoraj o zawieszeniu Jacka Matusiewicza, ale rano on sam zrezygnował. 2013-09-13 19:15 Źródło: wprost.pl/ pr, rp.pl Porządki w śląskiej PO. Były marszałek i skarbnik usunięci Były marszałek województwa śląskiego i jego brat, skarbnik śląskiej PO, zostali usunięci z Platformy Obywatelskiej - podaje portal dziennika "Rzeczpospolita". Według rozmówców "Rz" decyzja władz krajowych dojrzewała kilka miesięcy. Usunięci politycy to Adam i Jacek Matusiewiczowie. - Byli obciążeniem wizerunku PO. Nie chcieli się zawiesić, co gorsza zamierzali sięgnąć po władze w śląskiej PO, co w ich sytuacji jest kompromitujące - tłumaczy powody decyzji jeden z posłów śląskiej PO. Adam Matusiewicz od grudnia 2010 do stycznia 2013 roku był marszałkiem województwa śląskiego. "Zasłynął" aferą związaną z Kolejami Śląskimi. Samorząd województwa uruchomił spółkę Koleje Śląskie, które miały być alternatywą dla Przewozów Regionalnych. Nowy przewoźnik okazał się być kompletną klapą, a sprawę obecnie bada prokuratura. Województwo śląskie ratowało koleje m.in. z wypuszczonych obligacji wartych 20 mln zł. Jacek Matusiewicz od lat był skarbnikiem śląskiej Platformy. Działaczom PO nie podobało się zatajenie przed partią jego sądowych kłopotów. Skarbnik miał fikcyjnie zatrudnić w swojej firmie Wietnamczyka. 13-09-2013 10:47 Źródło: wnp.pl autor: PSz Koleje Śląskie zamawiają 9 pociągów elektrycznych Koleje Śląskie ogłosiły przetarg na dzierżawę 9 elektrycznych zespołów trakcyjnych wraz ze świadczeniem usługi ich utrzymania pierwszego i drugiego poziomu. Dzierżawa ma obowiązywać w okresie od 1 grudnia 2013 roku do 31 grudnia 2014 roku. Koleje Śląskie wymagają od oferentów wniesienia wadium w wysokości 100 tys. zł. Ponadto, wykonawca umowy ma posiadać środki lub zdolność kredytową w wysokości nie mniejszej niż 1,8 mln zł. Szacunkowa wartość zamówienia wynosi według samorządowego przewoźnika 9,9 mln zł netto. Termin składania ofert upłynie 23 października br. o godzinie 9.30. To już trzeci w ciągu kilku ostatnich miesięcy przetarg Kolei Śląskich na dzierżawę 9 elektrycznych zespołów trakcyjnych. Przypomnijmy, że Koleje Śląskie unieważniły już dwa razy - 17 lipca oraz 3 września - analogiczne postępowania, ze względu na zbyt wysoką cenę zaproponowaną przez jedynego oferenta, którym były Przewozy Regionalne. W obydwu przypadkach ich oferta opiewała na niemal 12 mln zł netto, podczas gdy Koleje Śląskie zamierzały przeznaczyć na ten cel nieco ponad 9,1 mln zł netto. Obecnie Koleje Śląskie są w stanie przeznaczyć na ten cel blisko 800 tys. zł netto więcej. Ponadto wydłużyły o miesiąc okres dzierżawy. 16.09.2013 11:28 Źródło: kurierkolejowy.eu Autor: AB Koleje Śląskie z niezmienionym prezesem W połowie sierpnia Daniel Dygudaj wygrał konkurs na nowego prezesa Kolei Śląskich, ale rada nadzorcza spółki wciąż nie powołała go na to stanowisko. Przypominamy: rada nadzorcza Kolei Śląskich ogłosiła konkurs na stanowisko prezesa spółki 15 lipca. Etap zbierania aplikacji zakończył się 6 sierpnia. O fotel szefa spółki rywalizowało 11 chętnych. 20 sierpnia ustaliliśmy, że w konkursie najlepszym kandydatem okazał się Daniel Dygudaj, dyrektor Zakładu Linii Kolejowych PKP PLK w Sosnowcu. Okazuje się, że choć minął już miesiąc od zakończenia konkursu, rada nadzorcza KŚ wciąż nie zdecydowała o powołaniu Daniela Dygudaja na prezesa samorządowego przewoźnika. Kiedy to może nastąpić? - Rada powinna podjąć stosowną uchwałę po 20 września – informuje Witold Trólka z biura prasowego Śląskiego Urzędu Marszałkowskiego. Prezesem Kolei Śląskich pozostaje Michał Borowski, powołany na to stanowisko w grudniu 2012 r., podczas chaosu na śląskich torach, gdy Koleje Śląskie przejęły obsługę wszystkich tras w województwie po Przewozach Regionalnych. Marszałek Mirosław Sekuła zdecydował, że konieczne jest powołanie nowego prezesa, wybranego w drodze konkursu. GAZETA WYBORCZA (2013-09-14 Autor: FILIP SPRINGER Str.: 29) Data dodania: 2013-09-13 07:50:51 Ostatnia aktualizacja: 2013-09-13 07:53:09 Źródło: Gazeta Wrocławska Mój reporter: Dlaczego nie pojadę pociągiem z Urbankartą z CitiBanku? - W pociągu Przewozów Regionalnych okazałem kartę CitiBanku z zakodowanym biletem Urbancard - w autobusach MPK nie ma problemu z jej honorowaniem, a w pociągu konduktor poinformował, że czytnik nie czyta danych z karty. Dlaczego ta usługa nie działa? - pyta Bartłomiej Karolczuk. Odpowiada reporter Weronika Skupin: Nie działa, bo urząd miejski i kolejarze podpisali nieprecyzyjną umowę, a o problemach miasto dowiedziało się dopiero od nas. Jak informuje Andrzej Piech z Przewozów Regionalnych, umowa przewoźników kolejowych z miastem nie obejmuje kart CitiBanku. Podobnie jest z kartami Banku Zachodniego WBK, który także wydaje karty płatnicze, na które można zakodować bilet czasowy na komunikację miejską we Wrocławiu i mają one także logo Urbancard. - Nie jest to jednak tradycyjna UrbanCard, to wymaga zaznaczenia w umowie z miastem. To osobna usługa bankowa. Ważne w pociągach Przewozów Regionalnych są jedynie zwykłe Urbancard i legitymacje studenckie - przypomina Andrzej Piech. Dodaje, że to one upoważniają do przejazdu pociągami Przewozów Regionalnych i Kolei Dolnośląskich w obrębie Wrocławia, po wcześniejszym zakodowaniu na nich biletu. Co na to Wydział Transportu urzędu miasta, który podpisywał umowę z przewoźnikami? - Jest tam zapisane, że do przejazdów pociągami uprawniają Urbancard i legitymacje, ale przecież karta, która jest jednocześnie kartą płatniczą CitiBanku, jest także Urbankartą - zauważa Ewa Białogłowicz, kierownik Wydziału Transportu. Dodaje, że Przewozy Regionalne nie sygnalizowały wcześniej takiego problemu. Zapewnia, że sprawa będzie wyjaśniana, trzeba doprecyzować umowę z przewoźnikiem. - Najwcześniej nastąpi to pod koniec roku, kiedy będziemy przygotowywać nową umowę z przewoźnikami. Obecna wygasa w grudniu - informuje Ewa Białogłowicz. - Po zmianie zapisu w umowie nasi informatycy muszą dostosować czytniki - dodaje Andrzej Piech z Przewozów Regionalnych. Karty z banków bez problemu działają w pojazdach MPK, co potwierdza rzeczniczka Agnieszka Korzeniowska. - Honorujemy Urbankarty z funkcją płatniczą. Trzeba je tylko inaczej sczytać, mają inne parametry - informuje. Problemu nie mają z tym również Koleje Dolnośląskie. 16.09.2013 , aktualizacja: 16.09.2013 09:44 Źródło: wroclaw.gazeta.pl Autor: Pociągi wrócą do Szklarskiej Poręby w listopadzie Remont linii kolejowej Jelenia Góra - Szklarska Poręba Górna zakończy się 16 listopada - podaje portal Rynek Kolejowy. Przewoźnikiem na tej trasie mają być przede wszystkim Przewozy Regionalne Przed remontem linia Jelenia Góra - Szklarska Poręba Górna była w fatalnym stanie. Na 15-kilometrowym odcinku między Piechowicami a Szklarską Porębą pociągi mogły jechać zaledwie 20 km na godz. Po zakończeniu remontu prędkość będzie wynosić 55 km na godz. - większa jest niemożliwa ze względu na położenie linii w trudnym górskim terenie - czytamy na portalu Rynek Kolejowy. Na trasie będzie kursował pociąg Kolei Dolnośląskich (Wrocław - Szklarska Poręba). Swoje składy mają wypuszczać tam także PKP Intercity i Przewozy Regionalne, których pociągi jeżdżą ze Szklarskiej Poręby do Harrachova. 16.09.2013 09:04 Źródlo: kurierkolejowy.eu/ rynek-kolejowy.pl/ Przewozy Regionalne Nowe połączenie PR do Parczewa i Lubartowa Od 30 września, na zamówienie władz województwa lubelskiego, Przewozy Regionalne uruchomią szynobusy w relacjach Lublin - Lubartów Słowackiego oraz Lublin – Parczew Kolejowa. Pociągi będą się zatrzymywać na przystankach Lubartów Lipowa, Pałecznica i Zabiele. Na tej linii będzie obowiązywała oferta specjalna „Bilet Lubartowski”. Przykładowo, bilet jednorazowy normalny na przejazd z Lublina do stacji Lubartów Lipowa będzie kosztował 3,25 zł, z Lublina do Parczewa – 6 zł i tyle samo z Lublina do przystanku Parczew Kolejowa. Natomiast bilety okresowe (również według taryfy normalnej) będą się kształtować następująco: 119 zł na trasie Lublin – Lubartów Lipowa oraz 159 zł na odcinkach Lublin – Parczew i Lublin – Parczew Kolejowa. 13.09.2013 13:25 Źródło: kurier-kolejowy.pl Autor: : Kasper Fiszer Do Opoczna znowu autobusem Pomiędzy Tomaszowem Mazowieckim a Opocznem po raz kolejny kursują autobusy zastępcze. Oba eksploatowane przez PR Łódź pojazdy SN81 są niesprawne, a przewoźnik nie dysponuje innym taborem spalinowym. Kolejowe połączenie Tomaszowa z Opocznem wróciło po kilkuletniej przerwie do rozkładu jazdy w grudniu zeszłego roku. Od początku jego funkcjonowania Przewozy Regionalne borykają się z problemami taborowymi. Przez pierwszy miesiąc do obsługi linii skierowano tylko jeden szynobus serii SN81, który często się psuł, co wymuszało uruchomienie komunikacji zastępczej. Później dołączył do niego drugi, ale prototypowe pojazdy sprzed 20 lat są awaryjne, więc co jakiś czas kursy realizowano autobusami drogowymi. Po zeszłotygodniowym wypadku z udziałem jednego z „Kolzamów” na trasie znów nie kursują pociągi. Oba „Kolzamy” niesprawne 2 września późnym wieczorem w miejscowości Bratków na niestrzeżonym przejeździe kolejowo-drogowym jadący jako pociąg służbowy szynobus SN81-006 uderzył w samochód ciężarowy, którego kierowca, jak ustaliła opoczyńska policja, prawdopodobnie nie zatrzymał się przed przejazdem. Autobus szynowy został poważnie uszkodzony. Iwona Jendrychowska, naczelnik wydziału marketingu PR Łódź, tłumaczy, że nie jest pewne, czy będzie on naprawiany. – Trzeba najpierw ocenić jego stan techniczny – mówi. Niesprawny jest także drugi pojazd tej serii – SN81-004 - eksploatowany w Łódzkim Zakładzie Przewozów Regionalnych. We flocie zakładu nie ma więcej składów spalinowych, przewoźnik zastąpił więc wszystkie kursy autobusową komunikacją zastępczą. We wrześniu po drodze Nie wiadomo na razie, jak długo połączenie Tomaszowa z Opocznem będzie obsługiwane komunikacją zastępczą, ale nawet jeśli przewoźnik szybko naprawi egzemplarz SN81-004, autobusy wyjadą na trasę jeszcze w tym miesiącu. Pomiędzy 16 a 20 września zaplanowano bowiem prace infrastrukturalne pomiędzy Tomaszowem a Jeleniem. POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI (2013-09-14 Autor: MARCIN BERESZCZYŃSKI Str.: 5) 15.09.2013 06:08 Źródło: Polskie Radio Program 1 Autor: Grzegorz Dobroczyński SJ Luxtorpeda i cykliści Polskie Koleje Linowe zostały sprzedane Gronkowiec-Walczyk i lekcja Demokracji PKP mają spłacić swoje długi do 2022 roku Luxtorpeda w umysłach młodych kojarzy się wyłącznie z polską grupą rockową powstałą w 2010 r. z inicjatywy Roberta Friedricha - Litzy, znanego także m.in. ze stworzenia dziecięcej Arki Noego. Dla dzisiejszych 80-latków jest to jedna nazwa pociągu, dumy polskiego kolejnictwa i inżynierów lat 30-tych XX wieku. Pociąg jechał z Warszawy do Katowic w niespełna 4 godziny, a z Krakowa do Zakopanego 2 godz. i kwadrans - wynik dla naszego PKP nieosiągalny. Niestety, zabierał tylko 54 osoby, a na bilet robotnik musiałby pracować półtora miesiąca. O pociągu przypomniał tygodnik "wSieci". Tydzień temu zaś "Gość Niedzielny" zamieścił artykuł Tomasza Rożka, "Jak się rozwijać?" Jest w nim ocena polskich inwestycji kolejowych po triumfalnie ogłoszonym zakupie włoskiego superpociągu "Pendolino", który, póki co, bywa holowany na testowe jazdy, a maszyniści uczą się nim ruszać i skutecznie hamować. Dziwnym zbiegiem okoliczności składy "Pendolino" wyruszą na trasy u progu wyborczego roku 2015. Przypuszczalnie, tak jak przedwojenna Luxtorpeda, będą jednak głównie przewozić pasażerów o zasobnych portfelach, skoro już obecnie pociągi IC są niezmiernie drogie. Chętni na podróż w odległe rejony kraju, ale biedniejsi, będą musieli szukać innych środków komunikacji na przykład roweru. Od turystyki rowerowej jednak skutecznie odstraszają zarówno TLK, jak i Przewozy Regionalne. W nielicznych składach z wagonami dla rowerów TLK sprzedaje tylko tyle biletów, ile w przedziale jest specjalnych stojaków, czyli nie więcej niż 4. Nieważne, że chętnych jest więcej. Natomiast w Przewozach Regionalnych, często bilet za rower to podwójna cena biletu pasażera… chyba, że poruszamy się w obrębie niektórych aglomeracji - jak Warszawa - gdzie przewóz jest gratisowy. Zadzwoniłem w tej sprawie do radia, ale uprzejma pani redaktor z humorem odpowiedziała: czemu Pan narzeka na transport kolejowy? Przecież ma Pan… rower! I tak winni niewydolności kolei są i będą cykliści. Niedowład kolejowego transportu, jako części infrastruktury komunikacji, jest symbolem powszechniejszego problemu fasadowości komunikowania społecznego w Polsce. Opiniotwórcze media, elity polityczne, eksperci rozlicznych dziedzin zdają się podlegać tak wielkiej alienacji, że w każdym odruchu społecznego niezadowolenia tropią głównie spiski ciemnych sił. Jako symbol społecznej samoorganizacji można zaś przyjąć szerzący się w Polsce ruch zwany "rowerową masa krytyczną". Uczestnicy co miesiąc przejeżdżają dwuśladami po ulicach miast, promując zdrowy tryb życia i apelując do władz o rozbudowę infrastruktury. Coraz częściej dochodzi do głośnego artykułowania społecznych potrzeb przez różne grupy ludzi, którzy czują się ignorowani przez władze centralne, samorządowe i lokalne, a ostatni tydzień w Warszawie przyniósł na to kolejny przykład. Tylko czekać, kiedy ktoś obwieści, że wszystkim bolączkom społecznym i państwowym winni są… cykliści. 10:14, 16.09.2013 Źródło: WP.PL Autor: Sebastian Ogórek Na co stać Polaka, na co Amerykanina Logo dostawcy Jak oni to robią? Zarobki wyższe, a ceny niższe niż w Polsce Statystycznego mieszkańca Chicago stać na blisko cztery razy więcej niż warszawiaka. I to nie tylko dlatego, że lepiej zarabia. W USA jest po prostu dużo taniej niż w Polsce. W ramach akcji "Na co stać Polaka" postanowiliśmy porównać nasze ceny i zarobki do tych ze Stanów Zjednoczonych. Ten olbrzymi kraj jest mocno zróżnicowany, dlatego pod lupę postanowiliśmy wziąć Chicago, ponoć największe "polskie miasto", nie licząc Warszawy. Na początek sprawdźmy zarobki. Według najnowszych danych statystyczny Polak na rękę dostaje 2735,5 zł miesięcznie. Według amerykańskiego ministerstwa pracy w sierpniu za oceanem można było zarobić 3595,5 dolarów. Już tu dysproporcje są spore. Po przeliczeniu na złotówki Amerykanin dostaje ok. 11 400 zł. To nie jedyny plus życia w Stanach. Patrząc na poniższą tabelę szybko zauważymy, że wiele produktów jest tam dużo tańszych niż w Polsce. Na przykład cena za metr kwadratowy mieszkania w Chicago kosztuje jedynie ok. 2000 dolarów, czyli równowartość 6340 zł. To niecały tysiąc złotych taniej niż w Warszawie. Nic więc dziwnego, że przeciętny Amerykanin po miesiącu pracy może mieć już blisko 2 mkw. swojego własnego "m". Polak w tym czasie dorobi się jedynie 30 cm kwadratowych. Najgorzej wypadamy jednak pod względem cen paliw. Mieszkaniec Chicago swoim fordem pojeździ ponad siedem razy dłużej niż Polak. A przejechałby jeszcze więcej, gdyby zatankował w innym stanie. Galon benzyny (ok. 4,54 litrów) w Chicago według danych Lundberg Survey kosztuje 3,92 dol. Średnia dla całych Stanów Zjednoczonych to 3,58 dol. Najtaniej galon benzyny kupić można w Arizonie - 3,27 dol. A to oznacza, że litr benzyny kosztuje jedynie ok. 2,28 zł! Jak przystało na amerykańskie produkty, zaraz po paliwach najtańsze są coca-cola i snickersy. Mieszkaniec Stanów Zjednoczonych może za swoją miesięczną pensję kupić sobie prawie 4500 litrowych butelek lub 12 tys. batonów. Polaka stać na zaledwie 684 cole oraz 1824 batony. Niestety nie ma żadnego produktu, którego moglibyśmy sobie kupić więcej niż przeciętny Amerykanin. Jeśli chcemy się już w czymś porównać to najbliżej nam w cenach komunikacji miejskiej. Warszawiak za bilet miesięczny zapłaci 100 zł, mieszkaniec Chicago 100 dolarów. Tradycyjnie "mocni" jesteśmy w kategorii ziemniaki - patrz porównanie zarobków Niemca i Polaka. Za oceanem są one stosunkowo drogie, dzięki czemu Amerykanina stać na jedynie 83 proc. więcej kartofli niż nas. Porównując Polskę do USA ,mieliśmy sporo problemów związanych z wielkością sprzedawanych towarów. Przede wszystkim w Ameryce mało który produkt sprzedaje się na sztuki - dotyczy to choćby piwa. Najczęściej są to paczki po 6 lub 12 sztuk. Inne są też systemy miar. Paliwo czy mleko przelicza się na galony, nie na litry. Zamiast kilogramów są uncje. Mimo to staraliśmy się, żeby wszystkie produkty rozmiarowo były identyczne jak polskie. W zestawieniu pojawia się kilka nowych produktów. Przede wszystkim nie ma zestawu Jokkmokk z Ikei. W najnowszym katalogu tej sieci zastąpiły go meble nazwane INGO/IVAR. Naszym zdaniem są bardzo podobne: 4 sosnowe krzesła i stół w podobnym rozmiarze. Zmieniła się natomiast cena. Zamiast 349 zł nowy zbliżony zestaw kosztuje już blisko 500 zł. Porównując ceny na kolei, pod uwagę wzięliśmy najtańszy bilet z Warszawy Zachodniej do Łodzi Widzew. Czas przejazdu to około godziny i 50 minut. Przewozy Regionalne za taką przyjemność życzą sobie niecałe 32 zł. W Stanach Zjednoczonych sprawdziliśmy, ile kosztuje przejazd na podobnym dystansie z Harvardu do centrum Chicago. Cena to równowartość około 30 zł. Czas przejazdu waha się od półtorej godziny do godziny i 50 minut. Wysnuć można więc dwa wnioski: albo w Polsce nie jest aż tak źle z prędkością naszych pociągów, albo w Stanach jest tak kiepsko jak u nas. Z naszego zestawienia wypadł golf trendline. W USA nie jest on sprzedawany. Zastąpiliśmy go modelem GTI. Niestety okazuje się, że nawet europejski samochód za oceanem jest tańszy niż u nas. Najtańsza wersja dostępna w Polsce kosztuje ponad 109 tys. zł. Tymczasem w Chicago podobne auto można mieć już za 24,2 tys. dolarów. To ok. 77 tys. zł, czyli o ponad 30 tys. zł taniej. A najlepsze, że wersja amerykańska ma silnik o mocy 2,2 litra, polska jest nieco słabsza, bo ma jedynie 2 litry pojemności. Najlepszym porównaniem całego koszyka jest nasz Indeks Polski. Jeśli jest on niższy niż 1, to znaczy, że w danej kategorii wiedzie się nam lepiej niż np. Amerykaninowi. Niestety tym razem ani razu nie spada on poniżej tej granicy. Wręcz przeciwnie, w niektórych wypadkach przekracza 6 czy nawet 7. A to oznacza, że mieszkańca Stanów stać na kilka razy więcej produktów niż Polaka. Nic więc dziwnego, że średnia wartość tego indeksu to 3,82. Oznacza to, że statystycznie Amerykanie są mniej więcej cztery razy bogatsi niż my. A to podobno u nas ostatnio skończył się kryzys.