Przeczytaj fragment
Transkrypt
Przeczytaj fragment
Przedmowa W czasach, gdy na uczelniach pisze się przede wszystkim prace ściśle naukowe oraz prace dyplomowe odpowiadające określonym wymogom merytorycznym i formalnym (czytają je tylko specjaliści z danego obszaru wiedzy) – napisałem książkę dla czytelników zainteresowanych podstawowymi problemami egzystencjalnymi. K s i ą ż k a m a c h a r a k t e r p o p u l a r n o n a u k o w y i dlatego starałem się pisać w sposób prosty, zrozumiały, tak, by czytelnik bez trudu mógł ustosunkować się do mojego wywodu (a nie musiał trudzić się, by go rozszyfrować). Czytałem gdzieś, że profesor Józef Tischner sugerował, że kiedy siada się do pisania, trzeba po jednej stronie stołu ustawić siedem pustych koszy, a po drugiej – przedszkolaka. Potem, mówiąc czy pisząc, trzeba wrzucać do kosza to wszystko, czego przedszkolak nie zrozumiał. To jest – według Tischnera – najlepszy sposób, by jasno, klarownie, zrozumiale formułować swoje myśli, a równocześnie unikać błędów. Przypomnę jeszcze jedną (tym razem nie alegoryczną) wypowiedź znakomitego uczonego Hansa-Georga Gadamera: jeśli ktoś […] mówi lub pisze językiem niezrozumiałym dla nikogo poza samym sobą, nie mówi w ogóle. Mówić lub pisać – to mówić lub pisać do kogoś lub dla kogoś. Słowo chce być słowem celnym – to zaś znaczy, że słowo nie tylko przedstawia mnie samemu rzecz, o której mówię, lecz stawia ją przed oczyma również temu, do kogo mówię lub piszę1. Pisanie w sposób niezrozumiały jest oznaką nieprzemyślenia danego problemu do końca albo próbą dodania naukowej powagi swoim wypowiedziom, może nieraz sposobem zamaskowania braku dogłębnego rozeznania w danej dziedzinie. Fryderyk Nietzsche napisał: „Kto chce tłumowi zdawać się głęboki, stara się o ciemność. Bo tłum uważa za głębokie wszystko, cze H.-G. Gadamer, Człowiek i język, przeł. K. Michalski, [w:] tenże, Rozum, słowo, dzieje. Szkice wybrane, oprac. i wstęp K. Michalski, Warszawa 1979, s. 53. 1 10 Pytania o sprawy ludzkie go dna zobaczyć nie może: jest tak trwożliwy i tak niechętnie wchodzi do wody”2. Tyle o stronie formalnej mojej książki. A teraz rzecz bardziej istotna: jej treść. Książka składa się z osiemnastu – objętościowo zróżnicowanych – tekstów o „sprawach ludzkich”. Co to znaczy: „sprawy ludzkie?”. Mieści się w tym sformułowaniu właściwie wszystko, co dotyczy człowieka, w mojej pracy zawarłem jednak takie „sprawy ludzkie”, z którymi musi się uporać w swoim życiu każdy człowiek bez względu na wiek, epokę, poglądy polityczne, chociaż w sposób zróżnicowany ze względu na wiek, wykształcenie, wyznawaną religię. Chodzi o takie problemy jak sens życia, cierpienie, śmierć, starość itd.; na jakimś etapie życia dotykają one każdego. Dlaczego podjąłem taki właśnie temat: „Sprawy ludzkie”? Bo w naszym stechnicyzowanym społeczeństwie zostały one zepchnięte na bocznicę. Liczą się przede wszystkim technologie: automatyzacja, komputeryzacja, informatyka, robotyka itd., a one degradują człowieka niemal do roli narzędzia skomplikowanej maszyny. Stąd międzyludzkie relacje personalne zostają zamieniane na relacje formalne zapośredniczone przez „maszyny”: telefon, fax, komórka, internet itd. Postęp technologiczny – niezależnie od wszystkich dobrodziejstw z nim związanych – niesie za sobą jeszcze jedno niekorzystne „zjawisko”, na które zwrócił uwagę Józef Kozielecki3. Powołując się na japońskiego psychologa M. Toda4, pisze on, że „wraz z postępem cywilizacyjnym wzrasta rozbieżność między rozwojem intelektualnym a infantylnością uczuciową: być może, że nasi współcześni żyją w mniejszej harmonii z własnymi emocjami niż ludzie renesansu”. Może to być niepokojące, ponieważ w sytuacjach kryzysowych dominują emocje osłabiające racjonalne struktury czynnościowe. Niewątpliwie, „społeczeństwo medialne” spędzające dużo czasu przed telewizorem jest bardziej emocjonalne, a mniej intelektualne, refleksyjne. Czy z tego wynika, że postęp technologiczny jest złem? Nie, problem w tym, że technologizacja (we wszystkich odmianach) niesłychanie szybko rozwija się i postępuje, ale nie rozwiązuje równocześnie zasadniczych ludzkich, antropologicznych problemów – nie tylko stale aktualnych, ale wraz z postępem technologicznym nabrzmiewających5. Człowiek potrafi rozwiązywać najbardziej skomplikowane sprawy otaczającego go świata; nie potrafi jednego: zrozumieć do końca siebie samego. Już kilka wieków przed Chrystusem – jak poświadcza Biblia – rozlegały się pytania: „Kimże ja jestem?”, „Kimże jest człowiek?”, „Czym jest człowiek?”. Dziś rozlegają się one z równą siłą. F. Nietzsche, Wiedza radosna, Warszawa 1991, s. 193. J. Kozielecki, Intelektualiści – miejsce na ziemi, Wrocław 1989, s. 101 i nn. 4 M. Tod, Emotion and decision making, „Acta Psychologica” 1980, t. 45. 5 Zob. choćby N. Postman, Technopol. Triumf techniki nad kulturą, Wrocław 2004; J. Rifkin, Koniec pracy, Wrocław 2001. 2 3 Przedmowa 11 Wszystkie rozdziały w tej pracy mają w tytule znak zapytania. Chciałem przez to zaznaczyć, że przedstawiając rzecz tak, a nie inaczej, ani nie twierdzę że tak jest n a p e w n o, ani że taki jest mój o s t a t e c z n y pogląd w danej sprawie, lecz – że w tej chwili tak dany problem widzę. Znaczy to, że mogę się mylić a czytelnika zapraszam do refleksji i do – krytyki! Krytyka jest niezbędna dla prawdy; droga do obiektywnej prawdy naznaczona jest błędami. Mylili się nawet najwięksi uczeni, a przyznając się do błędów, dawali świadectwo swojej wielkości. „Wszyscy uczeni – pisał Karl Popper – bez przerwy popełniają błędy. Dawna idea, zgodnie z którą błędów można uniknąć i wobec tego naszym obowiązkiem jest ich unikać, została zrewidowana: jest ona sama w sobie błędna”6. Do korygowania własnych błędów potrzebni są nam inni ludzie – ich krytyka. Jest ona – tak sądzę – wyrazem uwagi i szacunku dla prawdy. K. Popper, Dwanaście tez o zawodowej etyce inteligencji, tłum. Mieczysław Dobrowolny, „Die Furche” 28.06.1982. 6