Ameryka śmieszna

Transkrypt

Ameryka śmieszna
Anatol Ulman
Ameryka śmieszna
Znają Państwo ten dowcip, jak jest różnica między brydżem a tapczanem? Tak, znają. To
przeczytam: otóż w brydżu dama rżnie waleta, a na tapczanie... nie grywa się w karty. A ten
cytat z Roberta Frosta: „Mur to gwarancja dobrego sąsiedztwa – szczególnie, gdy za murem
leży cmentarz”. A czy wiedzą Państwo, kto z przodków Chrystusa był Żydem? Tak, zgadza się.
Ruta, synowa Noemi. No ale, do diabła, wszystkich dowcipów, cytatów z wielkich ludzi oraz
szczegółów z Biblii składających się, między innymi, na humor powieści Petera De Vries
Przepych koliba znać Państwo nie mogą. Dlatego warto by było, żebyście sięgnęli po ten utwór.
Peter De Vries został już naszym czytelnikom zaprezentowany w roku 1980 powieścią Wśliznę
się do twojego namiotu. Wiadomo więc, że to bardzo dobry amerykański humorysta. No, nie
Mark Twain, ani szatański Ambrose Bierce. Raczej ktoś pośrodku, bo w książce Przepych kolibra
przedstawia się jednocześnie jako zwolennik ciepłego komizmu (wyraźnie lubi tych, z których
się śmieje) oraz jako szyderca, gdy chodzi o pewne realności amerykańskiego systemu
społecznego. Bardziej jednak spostrzega świat z pozycji Tomka Sawyera – trochę okrutny dla
inteligentnych chłopców, ale fajny. Przepych kolibra to również jakby płytki obraz tendencji w
niedawnej amerykańskiej prozie, wyrażających się w uproszczeniu schematów fabularnych
wziętych z Bellowa czy Johna Irvinga. O ile jednak u wielkich mistrzów tej prozy, również
umiejętniej używających dowcipu, chodzi o pełny, w tym dramatyczny, obraz rzeczywistości, u
humorysty wzrok ślizga się po zewnętrzu i wszystko podporządkowane zostaje komizmowi
postaci, sytuacyjnemu, a przede wszystkim słownemu. Akcja przedstawionego utworu
umieszczona została w okresie przed znaną powszechnie kompromitacją Nixona i autor
niemoralne postępowanie prezydenta rozciąga na inne sytuacje, na przykład na telewizję
(jednym z rozbudowanych w powieści motywów jest oparcie na szwindlu ichniej Wielkiej Gry).
Można więc uznać to dziełko za jedno z licznych czknięć po kacu społeczno-politycznym, jaki
Nixon spowodował. Biedni Amerykanie, odbija im się przykro z przeżarcia tym, czego inni nie
mają. Z książki De Vriesa wynika, jak łatwo jest konstruować powieść, gdy celem staje się
parodystyczny komiks, drwiący przyjaźnie z najbardziej charakterystycznego mitu
społeczeństwa. Wystarczy bowiem wziąć sobie z temat problematykę dążenia jednostki do
sukcesu – chyba najbardziej charakterystyczny motyw literatury (i życia) od połowy ubiegłego
wieku, zwłaszcza – i nie tylko – w Stanach, choć tam najbardziej uświęcony. Reszta jest prosta:
bohater musi pochodzić z dołów, których nie szanuje (bo są na przykład prymitywne w mowie i
uczynkach) i stara się załapać dobre miejsce „na górze”. Za ten awans coś trzeba sprzedać –
zwykle chodzi o dawny kodeks etyczny. W Przepychu kolibra Jim Tickler, syn drobnomieszczan
z zapupia w Indianie, najważniejszy szczebel kariery osiąga dzięki ożenkowi, choć pobiera się z
Amy z miłości do niej. Teść, Wintermoots, ambitny prymityw, zatrudnia go w swojej firmie
reklamowej. Tyle że od razu warto zauważyć, iż nie wystarczy mieć w Ameryce wiele mogącego
teścia, żeby bez wysiłku zgarniać dolary. Przede wszystkim bowiem trzeba posiadać do
sprzedania jakiś wartościowy towar, najlepiej wysoką inteligencję, pamięć oraz refleks. Bohater
musi bardzo i przekonująco błysnąć intelektualnie, tak w życiu towarzyskim, jak i w firmie, by
nie tylko piąć się wyżej, ale by się po prostu utrzymać. Że też tak wiele można tam uzyskać za
bezwartościowe u nas często cechy osobowości. A gdy się potrafi sypać pomysłami nazw na
dobre towary i jeszcze zna się, dzięki matce, Pismo Święte w różnych dziwnych szczegółach, to
droga, by stać się najpopularniejszym człowiekiem w Stanach, niezbyt jest trudna. Oczywiście
za pewne koncesje moralne – w tym przypadku za częściowe okłamywanie telewidzów –
bohater popularnego teleturnieju zna niektóre pytania, jakie mu przed kamerami zostaną
zadane. Jego dogłębna znajomość Biblii wpływa pozytywnie na społeczeństwo, na publiczna
moralność, na motywację młodzieży do nauki, ale środek, dzięki któremu się to uzyskuje, jest
nieco brudny. Oto problem moralny bohatera, który zresztą uzyskane za występy w TV duże
pieniądze przekazuje z góry na fundusz pomocy dzieciom wykolejonym. Za przyczyną jednej z
poprzednich bohaterek programu, która została religijnie „oświecona”, cały zysk wychowawczy,
jaki odniosło społeczeństwo, zostaje zniszczony, bo prawda o kombinacjach w wielkiej grze
obnażona. Taki efekt propagandowy zmarnowany, zapłakaliby gdzieniegdzie! Peter De Vries
naigrywa się głównie z tego, co sugerowane jest niejako tytułem powieści: z dążeń malutkich
ptaszków, bo oszołomić otoczenie przepychem i grą barw kolorowego upierzenia. I w tym
wszystkim zapomina, że koliber nie jest przecież farbowany, że to, czym błyszczy stanowi jego
walor naturalny, podobnie jak autentyczny jest intelektualizm Jima Ticklera. Autor wątpliwie
boleśnie odczuwał powszechne dążenie współziomków do osiągnięcia znaczenia w
społeczeństwie (wyrażające się najczęściej pragnieniem dużego konta bankowego). Peter De
Vries wie bowiem, iż ludziom znaczącym i bogatym zazdrości się, ale raczej się ich nie szanuje.
Dowodzi tego inny, dowcipny i uroczy, wątek tej powieści związany z adopcją przez
małżeństwo Ticklerów młodocianego chuligana Chipa. Kandydat na przybranego ojca, dla
kontrastu z prawdziwym, który chłopca bił oraz dręczył w inny sposób, usiłuje być wzorem
człowieka kochającego, dobrego i mądrego. Lecz choć Jim Tickler stara się jak diabli, Chip nie
akceptuje go. Co jest grane? Ano nie zdradzę, bo to przewrotna teza powieści, znajdująca
wyraz w jej puencie – ludzkiej i dowcipnej. Tak czy owak główną sprawą w Przepychu kolibra
jest humor. Może on mieć w wielu szczegółach tego utworu sens podwójny dla polskiego
czytelnika. Na przykład, gdy ktoś czytać będzie epizod związany z działalności tamtejszego,
prywatnego biura ochrony konsumenta. Jak ono się czepia, w tym wybornych opon marki
„Goodyear” (proszę sobie wyobrazić, że i w nich można złapać gumę!, co jest niedopuszczalne)
albo że producent do wybornych mrożonych serdelków dodaje ukradkiem trochę wieprzowiny!
Powieść zawiera spory ładunek społeczny i polityczny (drwina z durnia usiłującego robić
karierę rządową). Niemniej jednak największym jej walorem jest wszelki komizm, na ogół
sympatyczny, nawet wtedy, gdy odcień przybiera barwę społecznej satyry. Duża radość czytać
tę bezpretensjonalną książkę, świetną od strony techniki pisarskiej (tu podzięka za przekład
Julicie Wroniak) przedstawiającą ze śmiechem, bardzo współczesnym, znane nam skądinąd
typy i dążenia ludzkie.
Peter De Vries
Przepych kolibra
Tłum. z ang. J. Wroniak
Warszawa 1984 KiW
Nowe Książki, nr 11/1985