Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
SPRAWIEDLIWY PORZĄDEK MIĘDZYNARODOWY Czesław Porębski S 110 prawiedliwy porządek międzynarodowy? Czyż ma sens zastanawianie się nad czymś takim, skoro w sprawach międzynarodowych nie tylko nie ma dziś żadnego sprawiedliwego porządku, ale na naszych oczach rozpadają się ostatnie resztki porządku jakiegokolwiek. Świat pogrąża się w trudnym do pojęcia chaosie – powie niejeden. Uderzająca jest zgodność opinii wielu obserwatorów, gotowych podzielić ten pogląd. Niemal tęsknie spoglądają oni w stronę niedawnej przeszłości. Świat dzielił się wtedy na dość jednoznacznie określone bloki. Jasne były zasady tego podziału. Wiadome były cele, jakie stawiali sobie główni aktorzy sceny międzynarodowej. Znane były ideologiczne uzasadnienia tych celów. Tymczasem dziś, w rzeczywistości powstałej po rozpadzie świata realnego socjalizmu, nie widać żadnego paradygmatu, żadnych wyraźnych podziałów, wszystko może się zdarzyć, wszystko ze wszystkim połączyć bądź zderzyć. Ani ideologia, ani interesy gospodarcze, ani rachunek sił militarnych nie pozwalają na uporządkowanie tej sceny. Nie wiadomo, gdzie my, gdzie oni, gdzie nasi, gdzie obcy, gdzie jeszcze jacyś inni. Tak więc naszemu światu i naszemu myśleniu o nim zagraża chaos. Gdy ktoś stara się na przykład ustalić, jaki jest realny rozkład sił, kto odgrywa role najważniejsze, a kto podrzędne, obraz szybko się komplikuje, a potem rozpływa w niejednoznaczności. W rzeczywistości powstałej po rozpadzie świata realnego socjalizmu, nie widać żadnego paradygmatu, żadnych wyraźnych podziałów, wszystko może się zdarzyć, wszystko ze wszystkim połączyć bądź zderzyć. Ani ideologia, ani interesy gospodarcze, ani rachunek sił militarnych nie pozwalają na uporządkowanie tej sceny. Nie wiadomo, gdzie my, gdzie oni, gdzie nasi, gdzie obcy, gdzie jeszcze jacyś inni. Jedyne supermocarstwo, choć jest nim niewątpliwie, nie potrafi sprostać wyzwaniom, które samo jako wyzwania definiuje. Nowe potęgi zgłaszające pretensje do roli supermocarstw w świecie, którego porządkującą zasadą miałaby być „wielobiegunowość”, przy lada podmuchu, na przykład już po pierwszych oznakach obecnego kryzysu, gwałtownie opadają z sił. Natomiast słabi, marginalni uczestnicy światowej gry, praktykując sztukę asymetrycznej konfrontacji, potrafią zaleźć za skórę nawet najpotężniejszym. Jak za bardzo dawnych czasów żegluga morska staje się niebezpieczna, gdyż na głównych szlakach grasują piraci. W wielu krajach prowincjonalni watażkowie potrafią wydrzeć władzy centralnej całe regiony. Przydatna okazuje się nowa kategoria państw: failed states. Postępuje rozkład instytucjonalnej infrastruktury porządku międzynarodowego. Niezliczonych przykładów dostarcza działalność ONZ. Jej mnogie agendy, od najważniejszych: Rady Bezpieczeństwa i Zgromadzenia Ogólnego po oddziały sił pokojowych tylko z rzadka spełniają swe podstawowe funkcje w sposób, który miałby jakieś realne, nie wyłącznie rytualne czy symboliczne znaczenie. Ocena zaangażowania innych kluczowych organizacji, UE czy NATO, na przykład w rozwiązanie problemów, jakie stworzyła zapaść Jugosławii, musi, niestety, wypaść podobnie. Niesprawne i niewydolne są instytucjonalne podstawy światowych finansów i światowej gospodarki. Powtarzające się kryzysy, podatność na spekulacyjne manipulacje i zwykłe malwersacje dowodzi, że i ten fragment ustanowionego po II wojnie światowej porządku załamuje się i kryje w sobie zagrożenie prawdziwym chaosem. Co gorsza, załamują się także jeszcze starsze i jeszcze bardziej elementarne zasady porządku międzynarodowego – za- sady prawne. Mówi się – i niebezpodstawnie – że teraz właśnie rozpada się system wypracowany pod koniec wojny trzydzie- Niesprawne i niewydolne są instytucjonalne podstawy światowych finansów i światowej gospodarki. Powtarzające się kryzysy, podatność na spekulacyjne manipulacje i zwykłe malwersacje dowodzi, że i ten fragment ustanowionego po II wojnie światowej porządku załamuje się i kryje w sobie zagrożenie prawdziwym chaosem. stoletniej pomiędzy Münster a Osnabrück jako prawne rusztowanie pokoju westfalskiego. Wiązane z procesami globalizacyjnymi i integracyjnymi i uznawane za ich nieuniknioną konsekwencję ograniczenia suwerenności państw-podmiotów prawa międzynarodowego, uciekanie się do interwencji humanitarnych i uderzeń prewencyjnych jedni odczytują jako zapowiedź nowego porządku, inni – tylko jako likwidację porządku starego, nie przynoszącą nic – poza chaosem – w zamian. Niektórzy z diagnostów nie poprzestają na takim skonstatowaniu faktycznego, instytucjonalnego i prawnego chaosu. Ich przenikliwy wzrok sięga dalej i głębiej. To, co dostrzegany chaos odsłania, jest prawdą o rzeczywistej naturze stosunków międzynarodowych, której żadne polityczne, ideologiczne, prawne czy instytucjonalne fasady nigdy do końca ukryć nie potrafiły. Opressje zagraniczne 111 Prawda ta, ciągle ta sama, znana ludziom od wieków, sprowadza się do tego, że ludzkie wspólnoty, narodowe i inne, uwikłane są w niedający się usunąć konflikt, którego istotą jest walka na śmierć i życie. Jeżeli od czasu do czasu ludzkość pozwala sobie na złudzenia i marzenia o jakimś trwałym ograniczeniu tego zasadniczego Nigdy nie da się zagłuszyć głosu, który uporczywie powtarza: point de rêveries, panowie: nie ma innego prawa, niż prawo silniejszego. 112 konfliktu, to przecież nigdy nie da się zagłuszyć głosu, który uporczywie powtarza: point de ręveries, panowie: nie ma innego prawa, niż prawo silniejszego. I dotyczy to nie tylko życia międzynarodowego, lecz życia w ogóle. Życie tout court jest walką, wojną wszystkich przeciw wszystkim. W gronie wyzbytych złudzeń diagnostów mamy coraz więcej własnych przedstawicieli. Jeden z nich swoje odkrycie prawdy ciągle tej samej wyraża krótko: życie jest masakrą, a wszystko, co zdaje się nią nie być, jest masakrą in disguise. Wszystko, a w szczególności inicjatywy pokojowe, europejskie usiłowania integracyjne, to jedynie masakra prowadzona innymi środkami. Tylko naiwni mogą sądzić, że Unia Europejska jest czymś innym niż ciągiem dalszym czy kolejnym etapem masakry podjętej kilkadziesiąt lat temu, etapem zaplanowanym zresztą przez generalnego gubernatora, dr. Hansa Franka. Ci, którzy nie zechcą poprzestać na skonstatowaniu obecnej chaotyczności stosun- ków międzynarodowych ani zaakceptować wizji świata wywiedzionej z Hobbesa, Heideggera czy Schmitta, ci, którym nie odpowiadają rewelacje w rodzaju: świat to wielka machine à massacrer, dobrze zrobią, jeśli zajrzą jeszcze raz do wydanej także po polsku książki Johna Rawlsa, The Law of Peoples (tłumaczenie polskie Michała Kozłowskiego: Prawo ludów, Aletheia, Warszawa 2001). Książka ta dopełnia wydane wcześniej dzieła Rawlsa: Teorię sprawiedliwości oraz Liberalizm polityczny. Autor pokazuje, jak liberalno-polityczny porządek wewnętrzny może zostać rozszerzony na społeczność międzynarodową i objąć stosunki międzynarodowe. Zasadnicza teza brzmi: sprawiedliwy porządek międzynarodowy da się ustanowić pod warunkiem, że wykażemy jako ludy politycz- Sprawiedliwy porządek międzynarodowy da się ustanowić pod warunkiem, że wykażemy jako ludy politycznie zorganizowane takie samo niewielkie quantum racjonalności i konsekwencji, jak tego wymaga zaprowadzenie sprawiedliwego porządku wewnętrznego. nie zorganizowane takie samo niewielkie quantum racjonalności i konsekwencji, jak tego wymaga zaprowadzenie sprawiedliwego porządku wewnętrznego. Nie ma w tej książce „kosmicznych” perspektyw. Są za to szczegółowe rozważania dotyczące tego, jak powinny wyglądać prawne podstawy stosunków międzynarodowych między ludami politycznie zorganizowanymi, które wspólnymi siłami chcą ochronić możliwie duży zakres elementarnych ludzkich wolności, traktować siebie nawzajem fair jako równych partnerów i wykazywać wobec siebie przyzwoite minimum solidarności. Czytelnik nie usłyszy więc głosu „Bycia”, ale za to dostanie starannie uza- a nazbyt proamerykańska, bo autor-Amerykanin z amerykańskich przede wszystkim doświadczeń wywodzi zasadnicze tezy całej swojej koncepcji, warto dać pod rozwagę: Amerykanie za którymś razem mogą nie zdążyć: nie wylądują na czas w Normandii, nie przedłożą planu Marshalla, nie zainstalują Pershingów, nie stworzą sadnione odpowiedzi na pytania dotyczące granic tolerancji wobec despotii i dyktatury, sprawiedliwej wojny, zasad i zakresu pomocy, jaką należy okazywać ludom nie z ich winy i wyboru „gorzej sytuowanym”, a także różnicy, jaka zachodzi między urzędnikiem czy politykiem a mężem stanu. Tym, którym ta propozycja wyda się niedostatecznie „głęboka” i „szalona”, mostu powietrznego do Berlina, słowem, nie zdążą bądź nie zechcą uratować Europejczyków przed skutkami ich kolejnych „szaleństw”. Dlatego warto może jednak przyjąć, że mają oni do opowiedzenia „swoją historię”, która powinna nas zająć, byśmy nie sądzili, że liberalizm polityczny to tylko myśl, praktyka polityczna i dominujący ton Republiki Weimarskiej. Czesław Porębski (ur. 1945): Profesor nauk humanistycznych, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego i Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera. Ukończył prawo (1969) i filozofię (1973) na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Doktorat uzyskał na Uniwersytecie Łódzkim (1975), habilitację na UJ (1987). Był wykładowcą (visiting professor) m.in. w Grazu, Trento, Fryburgu Szwajcarskim i Santiago de Chile. Zajmuje się filozofią społeczną, teorią wartości i etyką. Członek Zarządu Ośrodka Myśli Politycznej oraz rad redakcyjnych „Civitas” (Warszawa) i „Ethical Perspectives” (Leuven). Członek honorowy Klubu Jagiellońskiego. Opressje zagraniczne 113