Rózgi liktorskie

Transkrypt

Rózgi liktorskie
Jarosław Młynarczyk
I rok Filozofii i etyki
Rózgi liktorskie
Medytacje wokół tekstu Alaina Badiou
pt.: „Demokracja jako emblemat”.
Zamiast wstępu
Zapoznając się w ramach zajęć z osobą Alaina Badiou miałem dużo wątpliwości. Jak
osoba o poglądach prawicowych ma się odnieść do „lewaka” i byłego maoisty…? Postanowiłem, że postawię wszystko na jedną kartę, na zwykłą, ludzką empatię i zdolność wysłuchania,
z szacunkiem, lecz nie od razu z przyklaśnięciem, co też ma mi do powiedzenia Pan Francuz.
Nie mniej jednak ciągle wzdrygałem się na samą myśl o tym, że będę musiał sięgać po coś, co
z założenia uznałem za, w jakiś sposób, sprzeczne z moimi przekonaniami. Nie pomyliłem się.
Wszędobylski KOMUNIZM wyglądał zza każdego rogu i jakby prowokował mnie do przypuszczenia ataku na tą myśl.
I doczekał się kontrofensywy. Atak swój przypuściłem, a w międzyczasie odkryłem, że
tekst jest ciekawy i w jakiś sposób do mnie trafia. „Straszne!” – pomyślałem. Co mnie tak
przeraziło? Dowiecie się czytając dalej.
By łatwiej było pochylić się nad myślami i Badiou swoje medytacje podzieliłem na trzy niedługie części.
Życząc miłej lektury,
Autor
I.
Nakreślenie konspektu utworu.
Prowokacyjny tekst Alaina Badiou „Demokracja jako emblemat” od samego początku
wyśmiewa obecny sposób sprawowania władzy. Autor pisze: „demokrata kocha tylko demokratę, innym zaś (uciekinierom ze stref wojen i głodu) zadaje pytania o papiery”. Demokracja
–zarówno jako forma rządów, jak i ustrój społeczny – jest tworem szalenie ekskluzywnym.
Według owego myśliciela jest ona w zasadzie wariantem konserwatywnej oligarchii. Myśliciel podkreśla jednostronną i niesprawiedliwą wymowę demokracji. Według niego ten wymiar dostrzegał już Platon w swoim „Państwie”. Antyczny miłośnik mądrości (φιλόσοφος)
postawił – według Badiou – dwie tezy, to znaczy: świat demokratyczny nie jest prawdziwym
światem oraz tą, iż podmiot demokratyczny nabiera kształtów wyłącznie w odniesieniu do
swojej własnej przyjemności.
Platon widział w demokracji „anarchistyczny reżim pozoru”, który nastawiony jest na
znoszenie precyzji całego projektu. Zdaniem Francuza odpowiedzialną za to jest zasada powszechnej podstawialności, która pochodzi w sposób bezpośredni z subiektywnego wymiaru
demokracji, konsekwencją czego jest stan, w którym ogniskujemy swoją osobowość na odczuwaniu przyjemności (w sposób szalenie egoistyczny). Stąd blisko już do konkluzji, którą
współczesny filozof dostrzega już u Platona: demokratyzm wielbi młodość, a sam jest starcem, który inkasuje zyski. Emblemat wiecznej młodości – starego, wyschłego rockandrollowca wyginającego się na scenie – jawi się Badiou jako szalenie groźny i kierujący społeczeństwa ku widmu kapitalizmu lub, i nie wiadomo co jest w tym wypadku gorsze, ramionom
reżimów totalitarnych. Według Arystoklesa istnieje związek łączący demokrację z nihilizmem
– demokratyczny „pseudo-świat”, „nie-świat” ma być ucieczką przed czasem. Przeciwieństwem demokracji, w takim sensie, nie jest despotyzm, lecz wszystko to, co zmierza do zniesienia wpływu tej formy organizacji na zbiorową egzystencję. Współczesny filozof proponuje
zatem dokończyć Platoński projekt, postulując wyjście z tak pojmowanej demokracji ku „arystokratyzmu dla wszystkich”, to jest: najbardziej radykalnej wersji komunizmu.
II.
Wspólny jezyk.
Monsieur Badiou! Cóż za znakomite wyczucie! Mi również współczesna demokracja
jawi się jako twór, który nie jest przeznaczony dla wszystkich, ponieważ różnicuje wszystko
i wszystkich bardziej niż jakakolwiek monarchia czy też arystokracja. Monarchia bowiem różni ludzi, ponieważ nadaje im zaszczyty za zasługi, natomiast demokracja różni ludzi wewnętrznie. Cóż to znaczy? Otóż, nie mniej, nie więcej co tylko to, że jest ona nierozerwalnie
już spleciona z kapitalizmem. Ten to nie ma pieniędzy jest w zasadzie nikim, a kto je ma może
wiele, albo prawie wszystko. To zabija w ludziach poczucie wspólnoty i wartości, a rodzi
w nich zwierzę, które chce posiadać coraz więcej , więcej, więcej!
Dlaczego mówię „prawie”? Mówię tak, ponieważ jestem po stronie konserwatywnego krytycyzmu i gardzę kapitalistycznym konsumpcjonizmem. O człowieku przecież nie
świadczy to ile i jakich dóbr posiada, lecz to co sobą reprezentuje. Gdyby było jednak od-
wrotnie skazani bylibyśmy na nihilizm zupełny, na śmierć wartości pod wpływem nacisku
przyjemności, coraz większej chęci oraz presji jej zdobywania.
Twierdzisz, że my – konserwatyści, w swych poglądach i dążeniach jesteśmy skąpani
w nostalgii za czymś, co nigdy nie istniało. Być może. Nie zmienia to faktu, że musisz uznać
konserwatyzm za jedną ze swych prawd politycznych, na równi z komunizmem. Oto zarówno
jedno, jak i drugie niesie za sobą prawdę uniwersalnej obietnicy – komunizm równości,
a konserwatyzm poszanowania wartości i tradycji. Nie sposób przecież się nie zgodzić, że jeśli
mamy do wyboru prawdę i opinię obydwaj wybierzemy prawdę, z wartości i przyjemności
bliższa jest nam wartość, z podmiotu i zwierzęcia – naturalnie podmiot, między uniwersalnością, a partykularnością znowu nie będziemy się sobie dziwili i jednako wybierzemy uniwersalność, choć z przejawami wolności jednostkowej. Nasze drogi rozejdą się dopiero przy liberalnej demokracji – Ty wybierzesz komunizm, a ja konserwatyzm.
Demokrację nazywasz Alainie, o ile mogę się tak do Ciebie zwracać, „konserwatywną
oligarchią”. Jest coś, co rzeczywiście zakrawa w tym ustroju o oligarchię, lecz zapewne nie
konserwatywną, a skostniałą i – jak sam zauważyłeś – noszącą znamiona starca, który pożąda
pracującej na niego młodości. Konserwatyzm nie szuka kogoś, kto by na niego zapracował,
nie postuluje, że coś mu się należy – teraz i już – ale kładzie nacisk „na pracę rąk swoich”,
która powinna być w przyszłości wynagrodzona. Jeśli nie będzie, konserwatysta, będący zawsze trochę mizantropem, znów sam weźmie się do pracy. On nie zapyta uchodźców na granicach o papiery, ale o to kim są, czego chcą i czy zechcą mu pomóc w tej pracy.
„Człowiek demokratyczny żyje tylko w czystej teraźniejszości, czyniąc prawo jedynie
z przemijających pożądań.” – piszesz w swym eseju. Masz słuszność. Dlaczego tak się stało
nie pytamy, gdyż podzielamy odpowiedź – z powodu związku kapitalizmu i demokracji. Dziś
świat jest przepełniony tyloma bodźcami, które pozyskujemy: czasami umyślnie, czasami
bezwiednie. Nie ma w nim jedynie miejsca i możliwości na reakcję, działanie, które byłoby
związane z odebraniem tych impulsów. Możemy czytać filozofów i rozważać ich myśli, ale nie
możemy się tym dzielić, bo to dziwactwo. Możemy obejrzeć film o pokonywaniu zła, ale nie
możemy go pokonywać na własną rękę, bo to przestępstwo. Jeżeli przy pojmaniu przestępcy
dojdzie do szarpaniny i zbyt mocno go uderzysz, uważaj, abyś i Ty nie trafił do więzienia za
naruszanie nietykalności cielesnej. „Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”…
III.
Rózgi liktorskie.
Skoro nie mogę spełniać się jako „ja”, to znaczy istota ludzka obdarzona wrażliwością
i chcąca żyć swoimi przekonaniami, głębszymi wartościami – kim jestem? Każdym, czyli nikim, ponieważ w stadzie wszystkie osobniki są tak identyczne, że nie sposób je odróżnić.
Konserwatyzm jednak i komunizm, który reprezentujesz, tu ma swój punkt wspólny (i jest to
strasznym, dla większości „prawaków”). Mówią one jakoby jednym głosem: „Człowiek nie
jest zwierzęciem stadnym! Człowiek jest zwierzęciem społecznym (animal socjale)!”. Co to
oznacza dla nas? To, że ma on w życiu społecznym uzyskać pełnię swej istoty i apogeum swej
natury.
Dlaczego zatem się nie buntuje? Dlaczego wciąż wiedzie to swoje quasi-zwierzęce życie? Dlaczego tak mało obywateli bierze udział w wyborach, wiecach, marszach, et cetera…?
Z prostych pobudek. Tych samych i znanych od tysiącleci.
Lud od czasów cesarzy rzymskich domaga się tylko dwóch rzeczy – „Chleba i igrzysk!”.
Skoro mają zapewnione pożywienie w miarę przystępnej cenie i Internet, wraz z telewizją
(masowe źródła rozrywki – igrzysk) nie wystąpią przeciw temu, co im się nie podoba. Przecież mogą „w miarę dobrze żyć” i cytując pewnego niemłodego już mężczyznę – „Dopóki
mam co włożyć do garnka – nie jest źle.”. Co zatem zmusi lud do określonych działań, jak
cień pęków rózg niesionych przez liktorów zmuszał w równym stopniu plebejuszy i patrycjuszów do posłuszeństwa? Drakońskie obostrzenie cen żywności lub jej diametralny brak
(pierwsze hasło strajków w czerwcu 1956 roku brzmiało przecież: „Żądamy chleba!”) oraz
sprawa ograniczenia wolności mediów i rozrywki (głośna, ogólnopolska akcja protestów internautów „Nie dla ACTA!” w roku 2012). Oby tylko liktorzy nie sięgali po topór…
Już prawie uwierzyłem, że bliżej mi do lewicowca niż konserwatysty. Na szczęście
pamiętam skąd pochodzę. Dobrze, że znaleźliśmy wspólny mianownik w naszych zapatrywaniach na demokrację i dążeniach ku jej zmianie. Mam jedynie nadzieję, że liktorzy nie będą
musieli wychodzić z kurii, a lud z cielęcego motłochu dojrzeje do podejmowania dojrzałych
decyzji, które są przypisane ludzkości. I oby to nie było marzenie ściętej głowy, gdyż liktorzy
zawsze są gdzieś za zakrętem Forum…