Nowy, wspaniaŇy 2010

Transkrypt

Nowy, wspaniaŇy 2010
Artykuł pobrany ze strony
http://www.ekonsument.pl/news-show-554.php
Nowy, wspaniały 2010
13.01.2010, justyna
Przyszedł czas pozesonowych wyprzedaży. Czy jeśli będziemy mieć jeszcze więcej będzie nam jeszcze lepiej?
Czy przyrost PKB sprawi, że będziemy szczęśliwsi? Jesteśmy indoktrynowani przez konsumeryzm. Jak tak
dalej pójdzie, skonsumujemy planetę Ziemię i wyruszymy w kosmos łowić inne okazje.
Na podstawie artykułu Georga Monbiota, opublikowanego w czasopiśmie The Guardian 5 stycznia 2010.
Kto to powiedział? “Wszystko wskazuje na to, że po osiągnięciu standardu życia jaki mamy w
Wielkiej Brytanii wzrost gospodarczy przestaje automatycznie przekładać się na dobrobyt i szczęście ludzi".
Czy był to a) szef Greenpeace, b) dyrektor NEF (think-tanka nastawionego na ekonomię zrównoważonego
rozwoju), czy c) anarchista planujący kolejny protest klimatyczny? Nikt z powyższych: d) były szef
Konfederacji Przemysłu Brytyjskiego, McKinsey & Co i obecny przewodniczący brytyjskiego Urządu Usług
Finansowych. (1)
W głębi serca wszyscy wiemy, że to prawda, ale żyjemy, jakby tak nie było. Rządy są osądzane na podstawie
tego jak sprawiają, by pieniądz się toczył, nieważne czy będzie to służyło jakiemukolwiek użytecznemu
celowi. Uważają za swój święty obowiązek napędzać ten najbardziej odrzucający ze spektakli: szał zakupów,
w którym masy ludzkie zadeptują sklepy po to by wynieść z nich jak najwięcej modnych towarów, które
wylądują na śmietniku jeszcze przed przyszłorocznymi wyprzedażami.
Nic nie możemy poradzić na utożsamianie wzrostu gospodarczego i dobrobytu, mimo że wiadomo iż nie są
tym samym. Słabe wyniki gospodarki są zawsze powodem do smutku, o wzroście czytamy że gospodarka
"wygrzebuje się z dołka" a "rekordowa sprzedaż" to świetne wieści, nawet jeśli jej przedmiotem jest
bezwartościowy chłam. Obrońcy tego poglądu twierdzą, że wysoka konsumpcja bogatych przynosi wiele
korzyści uboższym. Być może, ale to bardzo nieefektywne narządzie, jeśli po około 60 latach tej uczty nadal
istnieje około 800 milionów ludzi głodnych, a od pełnego zatrudnienia jesteśmy dalsi niż zanim się ona
zaczęła.
W nowym referacie opublikowanym przez Philosophical Transactions, piśmie naukowym wydawanym przez
Królewskie Towarzystwo Naukowe, Sir Partha Dasgupta stwierdza, że problem z przyrostem produktu
krajowego brutto tkwi w "przyroście" (2). W rachunku nie ma żadnych wartości ujemnych, a każda
ekonomiczna aktywność człowieka jest dodawana jakby była pozytywna. Uciążliwość społeczna, degradacja
środowiska, a nawet nieszczęśliwe zdarzenia są dodawane, a nie odejmowane od tak mierzonego standardu
życia. Wypadek pociągu, który wygeneruje milionowe koszty naprawy trakcji, rachunków ze szpitali i
domów pogrzebowych jest w świetle kryterium PKB równie korzystny, jak sprzedaż biletów na kilkudniowy
festiwal tysiącom fanów.
Wszystko to można głosić bez strachu o jakiekolwiek represje ze strony systemu, ale praktycznie
konsumeryzm jest jednak systemem totalitarnym: przesiąka każdy aspekt naszego życia. Nawet nasze
niezadowolenie z systemu jest ładnie pakowane i sprzedawane jako anty-konsumpcjonistyczna konsumpcja,
na którą również można wykreować modę. Omniobecna reklama jest formą wywierania presji i zasadniczo
wpływa na nasz wybór, nie tylko konkretnej marki ciuchów czy modelu komputera, ale też w ogóle na sposób
bycia w świecie. Jest ona propagandą konkretnego modelu życia, której praktycznie nie da się kontestować,
chcąc jednocześnie normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Jak bardzo zbliżyliśmy się już do
huxsleyowskiego nowego, wspaniałego świata, w którym dzieci od kołyski wsłuchiwały się w szept "kocham
nowe ubrania"?
Oto komentarz internauty: “Musimy wyrwać się z tego małego światka w przestrzeń kosmiczną... jeśli
ma to pochłonąć wszystkie surowce planety żeby nas tam wyprawić, niech tak będzie. Jakkolwiek je
zużyjemy, jakkolwiek zużyjemy energię słońca i bogactwa mineralne tej planety i innych w naszym systemie
planetarnym, albo wykorzystamy je żeby odkrywać i podbijać nowe światy, a przez to staniemy się czymś
więcej niż ryjącymi w ziemi niby-inteligentnymi zwierzętami, albo wymrzemy jako gatunek"(3). W tym
komentarzu ujawnia się ekstremum konsumpcjonizmu: Ziemia staje się czymś jednorazowego użytku. I ta
koncepcja w niektórych kręgach wydaje się bardziej akceptowalna, niż jakakolwiek powściągliwość z
wydawaniu pieniędzy. Pomysł, że mielibyśmy skakać, jak obcy w "Dniu niepodległości", z planety na planetę,
konsumując ich bogactwa a następnie przenosząc się na kolejne, jest uważany przez pewne osoby za bardziej
prawdopodobny i pożądany, niż zmiana sposobu w jaki mierzymy nasz dobrobyt.