Sulejówek, dn

Transkrypt

Sulejówek, dn
Domostwo w Pikieliszkach
Miło mi państwa powitać,
Nazywam się Aleksandra Kilanowska i jestem uczennicą V klasy Szkoły Podstawowej nr 1
w Sulejówku.
Każde dziecko w naszym mieście wie, że Józef Piłsudski był odważnym żołnierzem,
który bardzo kochał ojczyznę i bohatersko bronił jej wolności. Każdy uczeń „Jedynki”
spogląda codziennie na portret Patrona i widzi twarz raczej surową, poważną, pełną
dostojeństwa, a nawet lekko groźną. Tymczasem
pan Marszałek był zwyczajnym
człowiekiem, kochającym i troskliwym ojcem, pełnym humoru towarzyszem zabaw swych
córek i ich przyjaciół, uwielbiał przyrodę, chętnie wracał do chwil dzieciństwa, szukając
klimatu rodzinnego domu w Zułowie. Dlatego bardzo często wyjeżdżał na Litwę. Tam
zmieniał się nie do poznania - młodniał, był wesoły i pogodny. Zdawało się, że to zwyczajny
Ziuk psotnik, a nie pan Komendant. Opowiem więc o tym zwyczajnym Józefie Piłsudskim,
aby od tej chwili każdy widział w nim przede wszystkim człowieka, a nie stojącego na
pomnikach niedostępnego wodza.
Ze wspomnień pani Aleksandry
Piłsudskiej dowiedziałam się, że razem z
mężem często jeździła do ukochanego
przez Marszałka Wilna, aby być na
wielkim dorocznym odpuście, który
odbywał się 4 marca. Odpust ten znany
był na całej Wileńszczyźnie pod nazwą
„Kaziuki”, bo związany był z dniem
śmierci świętego Kazimierza, patrona
Litwy. Uroczyste nabożeństwo odbywało
się w katedrze, a potem ogromna fala
ludzka spływał a na Plac Łukiski, gdzie
odbywał się ten wielki jarmark. Już w
wigilię święta i w sam dzień odpustu od
samego świtu ciągnęły długimi szeregami, powoli, wozy naładowane różnym towarem. Snuły
się traktami: lidzkim, oszmiańskim, niemenczyńskim i innymi, zgodnie z tradycją utrwaloną
od bardzo wielu pokoleń. Mieszkańcy odległych wiosek i osiedli jechali na odpust i po
zakupy nieraz na cały rok. Czego tam nie było? Beczki dębowe, balie, stolnice, łyżki, cudne
materiały z lnu i wełny tkane ręcznie, płótna, gliniane garnki, drewniane cacka dla dzieci,
suszone grzyby, zioła, suszone żmijki, które zmielone na proszek miały leczyć wszelkie
choroby. Ale przede wszystkim pełno tam było smorgońskich obwarzanków na sznurkach,
pierników polukrowanych w różne kolory serc piernikowych różnej wielkości, lukrowanych
na czerwono. Pan Piłsudski sam chodził na jarmark i jak dziecko cieszył się jego cudeńkami,
robił zakupy i rozdawał potem czerwone serduszka. Sam też pokazał jarmark swoim córkom,
a jeżeli nie mógł być 4 marca w Wilnie, rodzina wysyłała z jarmarku wianki obwarzanków,
piernikowe serca i wielkanocne palemki.
Pan Marszałek pragnął mieć na Litwie swój kawałek ziemi. Skorzystał
z przysługującego mu prawa do bezpłatnego wojskowego przydziału ziemi. Minister
Staniewicz wynalazł domek z ogrodem w Pikieliszkach, nad jeziorkami Zielonymi. Okolica
przepiękna. Górki pokryte sosnowym lasem z przebłyskami białych brzóz i czerwonej
jarzębiny. Ale dworek był zrujnowany, a w sadzie mnóstwo suchych drzew. Bardzo szybko
jednak naprawiono dach, martwe drzewa zastąpiono młodymi i ksiądz biskup Bandurski
poświęcił dwór. Gospodarz spędzał tu z rodziną sześciotygodniowe letnie urlopy. Uważał, że
jak najdłużej trzeba przebywać na świeżym powietrzu. W tym celu wybudowano w środku
ogrodu dwie altanki. Całe to gospodarstwo było prześliczne. Otaczały je ze wszystkich stron
cieniste aleje z gęsto posadzonych lip, które tworzyły cudowne gotyckie sklepienie. W stronę
jeziora wiodła aleja z modrzewi. Teren wokół był pod ochroną Towarzystwa Opieki nad
Przyrodą. Strefę tę tworzyły stare lipy,
kasztany, jawory, klony, dęby i
wysmukłe topole, a wierzby nurzały swe
liście w jeziorze. Nad samą wodą
stanęła trzecia altanka. Pewnego dnia
Gospodarz postanowił, że trzeba
poznaczyć kaczki. Chciał widzieć, gdzie
powędrują w zimie i czy powrócą
wiosną do
rodzimych Pikieliszek.
Kaczusiom
uszyto
szaliczki
z
czerwonego materiału, żeby z daleka
można było je rozpoznać. Zrobiono
próbę. Dwie złapane kaczki zamknięto
na kilka godzin i ubrano je w nowy
strój. Wydawało się, że próba zakończy
się pomyślnie, gdyż schwytane kaczki nie zwracały uwagi na czerwone szmatki. Na drugi
dzień wypuszczono ptaki na jezioro. I zaczęło się zmartwienie. Stado nie przyjęło ich. Biedne
kaczki pływały kilka dni oddzielnie, ciągle zdziobując sobie nawzajem czerwone szaliki.
Dopiero kiedy nie pozostało śladu z materiału mogły wrócić do swoich. Pan Piłsudski
godzinami obserwował ptactwo, opowiadał potem o ich zwyczajach i igraszkach. Wykupił
prawo polowania dookoła całego jeziora i w tern sposób stworzył rodzaj rezerwatu dla
zwierząt tam mieszkających. Ale nie dla polowań wykupił teren. Fascynowało go tylko
obserwowanie przyrody i za zbrodnię poczytywana byłaby najmniejsza krzywda jej
wyrządzona. W Pikieliszkach panienki Piłsudskie - Wanda i Jagoda uczyły się pod opieką
ojca pływania i wiosłowania. Pan Marszałek założył też na czas wakacji „Towarzystwo
Rzeczy Przyjemnych a niekoniecznie Pożytecznych”.
Mądrze musiał być w Pikieliszkach zagospodarowany ogród. Kwiaty rosły tylko na
niewielkim zagonku, bo reszta przeznaczona została pod uprawę warzyw i owoców. Nawet
weranda nie była otulona dzikim winem, lecz jadalną winoroślą. A wszystko dlatego, że Pan
Piłsudski twierdził, iż w tak biednym po tylu wojnach kraju jak Polska, każdy kawałek ziemi
powinien dawać plony.
Chwile spędzone w domu, a raczej w ogrodzie w Pikieliszkach były prawdziwym
odpoczynkiem, choć nie stwarzano tam Marszałkowi żadnych luksusów. Nawet jedzenie
miało być proste, zwyczajne. Panu Piłsudskiemu wystarczyło litewskie powietrze, las i dzikie
kaczki. Tylko jednej rzeczy nie znosił: kołdunów litewskich.
Literatura podmiotu: Aleksandra Piłsudska „Wspomnienia”, Instytut Prasy i Wydawnictw
„Novum”, Warszawa 1989
Opieka merytoryczna nad uczennicą: Renata Kostrzewska, Krystyna Pachnik, Małgorzata
Sadurek – Zespół Szkół nr 1 w Sulejówku

Podobne dokumenty