Untitled - Katechizmy.pl
Transkrypt
Untitled - Katechizmy.pl
Tytuł oryginału Les Romains Marc Aurèle. Le Martyre des Chrétiens «LES ROMAINS LE MARTYRE DES CHRÉTIENS» de Max Gallo World copyright © LIBRAIRIE ARTHÈME FAYARD, 2007 Cet ouvrage bénéficie du soutien du Ministère des Affaires étrangères et européennes français. Książka ta korzysta z pomocy francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Europejskich. © Wydawnictwo WAM, 2009 Redakcja Dariusz Godoś Projekt okładki wg oryginału Atelier Didier Thimonier przygotował Andrzej Sochacki ISBN 978-83-7505-371-5 WYDAWNICTWO WAM ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków tel. 012 62 93 200 • faks 012 42 95 003 e-mail: [email protected] DZIAŁ HANDLOWY tel. 012 62 93 254-256 • faks 012 43 03 210 e-mail: [email protected] Zapraszamy do naszej KSIĘGARNI INTERNETOWEJ http://WydawnictwoWAM.pl tel. 012 62 93 260, 012 62 93 446-447 faks 012 62 93 261 Drukarnia Wydawnictwa WAM ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków wydawnictwowam.pl Spis treści Część pierwsza Część druga Część trzecia Część czwarta Część piąta Część szósta Część siódma 7 47 105 139 167 231 291 Pozwólcie mi zostać pokarmem dla dzikich zwierząt; dzięki temu będę mógł się spotkać z Bogiem. Jestem pszenicą Boga, zęby dzikich zwierząt wymłócą mnie, abym został uznany za czysty chleb Chrystusa. LIST ŚWIĘTEGO IGNACEGO DO WIERNYCH W RZYMIE Krew męczenników jest nasieniem chrześcijan. TERTULIAN Długość życia ludzkiego – to punkcik, istota – płynna, spostrzeganie – niejasne, zespół całego ciała – to zgnilizna, dusza – wir, los – to zagadka, sława – rzecz niepewna. Krótko mówiąc, wszystko, co związane z ciałem, to rzeka, co z duszą, to sen i mara. Życie – to wojna i przystanek chwilowy w podróży, wspomnieniem pośmiertnym – zapomnienie. Cóż więc może posłużyć za ostoję? Tylko jedno: filozofia. MAREK AURELIUSZ Część pierwsza 1. Na widok nowego cesarza Rzymu, Kommodusa, odczuwałem niesmak i bezradność. Śmiał się, leżąc koło jednego z niskich stołów w tawernie, którą kazał założyć w największej sali pałacu cesarskiego. Wyciągnął rękę, zebrał kości, po czym rzucił je ponownie, a zgromadzone wokół niego kobiety i młodzi chłopcy – wymalowani, o gładkiej skórze, z twarzą białą od pudru, oczami otoczonymi czarną kreską, krwistoczerwonymi ustami i włosami ufarbowanymi na niebiesko lub pokrytymi złotymi cekinami – wykrzykiwali i gratulowali mu. Kłaniali się, niemal zasłaniając Kommodusa swoimi półnagimi ciałami, a śmiech cesarza stawał się niski jak mruczenie kota, którego ktoś pieści pod szyją czubkami placów. Nagle Kommodus podniósł się, odepchnął otaczające go ciała, przytulając do siebie tylko kobietę i młodzieńca, których ścisnął za szyje tak mocno, że szamotali się, przyduszeni uściskiem. Później pociągnął ich w stronę sali ukrytej w mroku, a za nimi podążyła grupa faworyt i pozostałe kurtyzany. Przewracali stoły i łóżka, potrącali niewolników w pośpiechu, by dołączyć jak najszybciej do Kommodusa i znaleźć się w łożu w którejś z sąsiednich sal. 10 RZYMIANIE Zostałem w sali pałacu, który stał się norą i lupanarem. Słuchałem głuchego głosu Marka Aureliusza, często zabarwionego ironią, tego samego, którego w dniu jego pogrzebu ogłoszono „Łaskawym Bogiem” i który podczas swoich dziewiętnastoletnich rządów był nazywany Mędrcem i Filozofem. Tego dnia, w zbrukanym rozpustą pałacu, kiedy choroba zmieniła już jego rysy i pobieliła siwizną jego kręconą brodę, powiedział do mnie: – Nie przeklinaj śmierci, Pryskusie, ale przyjmij ją życzliwie, ponieważ jest jednym z tych zjawisk, jakie chce natura. Nasza śmierć i rozkład to fakty równie naturalne jak młodość, starość, wzrost czy dojrzałość… Głos tego mędrca, do którego – zależnie od wieku – zwracano się „Marku, mój ojcze”, „Marku, mój bracie” czy wreszcie „Marku, mój synu”, tego prawego człowieka, który do końca swoich dni chciał rządzić rodzajem ludzkim, był teraz zagłuszany przez gadaninę doszczętnie zepsutych dziwek i eunuchów oraz przez westchnienia rozkoszy nowego cesarza Rzymu, Kommodusa, rodzonego syna Marka Aureliusza. To miał być jego syn? Okrutny rozpustnik, „łysy Neron”, jak go czasem nazywano, komediant, który lubił walczyć na arenie, powozić rydwanem podczas wyścigów w Circus Maximus. Tarzał się w rozpuście, podczas igrzysk opuszczał kciuk, aby zabito pokonanych gladiatorów. Ten, o którym mówiono, kiedy był jeszcze nastolatkiem: „To nie jest książę, to zwykły gladiator; to nie może być syn Marka Aureliusza”. Ale ten ostatni uznał go za swojego prawowitego syna, narodzonego z łona jego małżonki Faustyny. Kto mógłby jednak w to uwierzyć? MAREK AURELIUSZ 11 Przyglądałem się Kommodusowi, kiedy był jeszcze młodym chłopcem. Odsyłał kolejnych nauczycieli. Tańczył, śpiewał, gwizdał, świetnie udawał błazna i gladiatora. Podczas wybuchów gniewu rozbijał puchary, rzucając je na głowy niewolników. Wiedziałem, że już był zepsuty, zdeprawowany i okrutny, ale jeden z jego wychowawców zwierzył mi się: „Jego usta, Juliuszu Pryskusie, znają już przekleństwa i wulgaryzmy”, po czym dodał przerażony, jeszcze bardziej zniżając głos: „Jest równie okrutny jak bóstwo Zła”. Dowiedziałem się, że gdy przebywał w jednym z cesarskich miast położonych nad brzegiem morza, powiedział, że woda w przygotowanej dla niego kąpieli jest zbyt chłodna, i kazał wrzucić do kotła niewolnika odpowiedzialnego za utrzymanie ognia. Nauczyciel, który usłyszał ten rozkaz, kazał spalić baranią skórę, aby jej zapach utwierdził Kommodusa w przekonaniu, że słudzy byli mu posłuszni. Taki był syn Marka Aureliusza! Pewnego dnia, kiedy jego wzrok osłabł na tyle, że czytanie ogromnie go męczyło, usłyszałem, jak Marek Aureliusz mówi: – Nie mogę już czytać, Pryskusie, ale w dalszym ciągu mogę wyrzucać ze swojego serca przemoc; w dalszym ciągu mogę pogardzać przyjemnościami i zmartwieniami; w dalszym ciągu mogę stać ponad próżną sławą; ciągle mogę nie unosić się gniewem i nie buntować się przeciwko losowi i niewdzięcznikom; i, co więcej, w dalszym ciągu mogę czynić dobro. Często byłem zafascynowany, a czasem także zaniepokojony tą obojętnością Marka Aureliusza, jego oderwaniem i odrzuceniem świata, przekonaniem 12 RZYMIANIE o powszechnej próżności wszystkich rzeczy, o którym często mi mówił: – Pryskusie, aby pogardzać pieśnią, tańcem, walką czy igrzyskami, wystarczy podzielić je na części. Weźmy na przykład muzykę: jeśli podzielisz każdy akord na pojedyncze dźwięki i zapytasz o każdy z nich: „czy to właśnie on mnie urzeka?” – już nie będziesz urzeczony. To samo dotyczy tańca: podziel taneczne ruchy na poszczególne postawy. Podobnie w przypadku walki czy igrzysk. Jednym słowem, w przypadku wszystkiego, co nie jest cnotą, kiedy zredukujesz to do części składowych, w ostatecznym rozrachunku zaczniesz tym pogardzać. Zastosuj ten sposób postępowania do całego życia. Tymczasem syn tego człowieka, nowy cesarz Kommodus, powoził rydwanem w stroju stangreta, przebywał z gladiatorami, przytulał w amfiteatrze na oczach widzów swojego faworyta Saoterusa, wybierał na swoje towarzystwo prostytutki i rozpustników, udając czasem, że jest ich służącym, serwował im wino, lizał ich ciało jak pies. Był rozpustnikiem, który miał zamiłowanie wyłącznie do niegodnego życia, a nie do rządzenia całym rodzajem ludzkim. Taki był syn Marka Aureliusza, cesarza-filozofa. Czy w ten sposób dokonywała się jakaś zemsta bogów? Za jakie winy Marek Aureliusz został tak ukarany, zostawiając po sobie okrutnego potomka, który zapomniał o mądrości, umiarze i mądrości ojca, a przypominał o panowaniu Bestii, o czasach Nerona? Od chwili śmierci Marka Aureliusza te pytania nie przestawały mnie dręczyć. Miałem zresztą wrażenie, że sam cesarz w ostatnich dniach swojego życia je sobie zadawał. MAREK AURELIUSZ 13 Przyjmował mnie bowiem często w swoim namiocie, postawionym w środku obozu, który legioniści zbudowali na brzegach Dunaju, niedaleko Vindobonum1. Hordy sarmackie, Markomanowie oraz Kwadowie i Germanie nie przestawali nas atakować. Wojny przeciwko barbarzyńcom znad Dunaju, znad Rodanu i znad Eufratu zaczęły się wraz z nadejściem Marka Aureliusza, czyli dziewiętnaście lat temu. I od tego czasu trwały bez przerwy. Wyczuwałem zmęczenie cesarza. Miałem wrażenie, że chce umrzeć z poczucia beznadziei, ale nie dlatego, że przytłaczała go ta wojna czy życie żołnierza, ale dlatego, że widzi przy sobie Kommodusa, swojego następcę, syna o twarzy pasterza albo rzeźnika, o torsie i manierach zachłannego gladiatora, którego wargi i ręce były wiecznie pokryte tłuszczem smażonej dziczyzny, odrywanej od kości rękami albo zębami. Marek Aureliusz natomiast odsuwał od siebie talerz wypełniony zbożową zupą, odmawiał wszelkich pokarmów i żywił się wyłącznie okruchami sucharów, kiedy miał przemówić do żołnierzy przed bitwą. Pewnego dnia, jakieś dziesięć dni przed śmiercią, leżał z rękami skrzyżowanymi na piersiach, już wtedy przypominając zwłoki, z wychudłą twarzą, kośćmi prawie rozrywającymi skórę na całym ciele – na palcach, łokciach, policzkach i ramionach. Gestem rozkazał mi, abym się zbliżył: – Pryskusie, jedyne, co trzyma mnie przy życiu, co może mnie jeszcze do niego przywiązać, to radość przebywania wśród ludzi, którzy podzielają moje opinie. Ale w tej godzinie widzę, że moja dusza jest rozdarta. 1 Późniejszy Wiedeń. 14 RZYMIANIE Co jeszcze mógłbym krzyknąć? „O, śmierci, nie ociągaj się dłużej z przyjściem w obawie, że ci nie sprostam, że się zapomnę, odrzucę swoją mądrość i stanę się…”. Nie dodał: „jak Neron i inni cesarze, którzy zabijali nawet swoich bliskich”, ale tak właśnie zrozumiałem jego słowa. Być może Kommodus stojący u jego łoża zrozumiał pogardę, jaką darzył go ojciec, pokusę morderstwa, której, jak się obawiał, mógłby ulec i z powodu której pragnął śmierci. Być może ów syn otruł ojca, nie mogąc dłużej znieść tego człowieka, od którego wszystko go dzieliło? Nie mogłem ukryć przed Markiem Aureliuszem swojego smutku i poczucia beznadziei, jakie mnie ogarnęło, gdy zobaczyłem go umierającego, jak niemal pogodnie godzi się ze śmiercią, chociaż ani ostrze, ani miecz nie przecięły jego życia. Powoli tłumił płomienie, nie podsycając już ognia swojego życia. W szóstym dniu choroby, kiedy był już tak słaby, że wydawał się bezbronną ofiarą, wziął mnie za rękę i wyszeptał: – Dlaczego płaczesz z mojego powodu, Pryskusie? Pomyśl raczej o zarazie… Odwrócił się do kilku stojących nieopodal centurionów, trybunów i legatów, którzy weszli do namiotu: – A wy pomyślcie o tym, jak uratować armię! Cały czas was uprzedzam! Ktoś zapytał, czyjej opiece poleca swojego syna, którego wyniósł już do godności cesarza, konsula i Augusta, a on wyszeptał: „Waszej, jeśli okaże się tego godzien, i bogów nieśmiertelnych”. Ale nikt nie mógł powstrzymać Kommodusa od zbrukania pamięci o swoim ojcu przez zapraszanie do MAREK AURELIUSZ 15 pałacu prostytutek, rozpustników, gladiatorów, stangretów z cyrków i amfiteatrów, a wypędzanie z Rzymu wszystkich tych, którzy jeszcze niedawno otaczali jego ojca. Nie czekałem, aż spotka mnie to upokarzające wygnanie i aż nadejdzie rozkaz cesarza, abym opuścił swoje mieszkanie na Palatynie. Udałem się do willi w Kapui zbudowanej przez Gajusza Fuskusza Salinatora, jednego z założycieli mojego rodu, który żył w czasach Cezara i Krassusa, ponad dwa wieki temu. Moi przodkowie pokolenie po pokoleniu dobudowywali kolejne budynki, dodawali pola, gdzie uprawiano zboże, oraz zasadzili ogromny sad, rozciągający się na całym wzgórzu, na szczycie którego stała nasza rodzinna posiadłość. Od trzech lat jej nie opuściłem, zadając sobie bez przerwy pytanie o los Marka Aureliusza, człowieka dobrego, który jednak pozostawił Rzymowi jedynie Kommodusa. Dlaczego bogowie dokonali takiego wyboru? Jakie błędy popełnił Marek Aureliusz? Zastanawiając się nad tym, czytałem wciąż od nowa jego pisma. Ja, Juliusz Pryskus, sześćdziesięciosześcioletni starzec, spędzałem noce z młodą niewolnicą Domą, którą wyzwoliłem, mając nadzieję, że pewnego dnia, jeśli bogowie zechcą, da mi syna. Równocześnie jednak miałem wątpliwości co do tych narodzin. Jakiś mściwy bóg mógł mnie zwodzić, przygotować pułapkę: dziecko, które się mnie wyprze, które będzie podobne do Kommodusa, zdradzającego wszystko, co reprezentował Marek Aureliusz. Spacerowałem, próbując uspokoić chaos panujący w moich myślach. Przemierzałem sad. Wkroczyłem 16 RZYMIANIE między drzewa, gdyż ich obecność w pewien sposób mnie uspokajała. Były odroślami drzew zasadzonych tu kiedyś przez moich przodków i ja także byłem, jak one, dziedzicem wszystkich mężczyzn i kobiet, którzy żyli tu przede mną. Położyłem się na łóżku w mojej bibliotece. Przede mną stał pomnik Marka Aureliusza, który kazałem wyrzeźbić wkrótce po jego śmierci. Kiedy zapadła noc, niewolnicy przynieśli lampy, a ja rozwinąłem manuskrypty napisane przez moich dwóch przodków. Gajusz Fuskusz Salinator opowiadał o wojnie niewolników pod wodzą Spartakusa, w której brał udział u boku Juliusza Cezara i Krassusa. Z kolei Serenus, który żył około wieku temu, napisał kroniki swojego życia. Czytałem także historyków, Tacyta i Swetoniusza. W ten sposób tkałem nić łączącą Cezara z Markiem Aureliuszem.