przeczytaj esej - kliknij
Transkrypt
przeczytaj esej - kliknij
Esej na VI Konkurs Literacki „O Złotą Stalówkę Prezydenta Miasta Piekary Śląskie” Mateusz Tofilski ZMIERZCH, CZYLI POST Zmierzch. Etap końcowy. Całkowicie oczywiste, normalne i przewidywalne przejście dnia w noc. Jeden krótki moment, dosłowna chwila doby symbolizująca zakończenie, albo raczej sama tym zakończeniem będąca. Zmierzch od zawsze jest taki sam. Od zawsze, od początku, dawien dawna i od wieków, cykliczny. Co jednak, jeśli mówimy o zmierzchu ostatnim, ostatecznym i absolutnym? Siląc się na jedno z ordynarnie banalnych i równocześnie koniecznych stwierdzeń warto pamiętać, że bezlitosne doświadczenia życiowe konsekwentnie uczą nas, iż wszystko w efekcie kiedyś się kończy, a to co dobre podobno nawet szybko. W tym kontekście pytanie o zmierzch literatury jest nie tyle pytaniem o jej stan aktualny, co raczej zadumą nad jej przyszłością, bądź nawet ewentualną możliwością wystąpienia w ogóle jakiejkolwiek przyszłości. Profetyczne zabawy tego typu z pewnością mogłyby zostać śmiało zaliczone do grupy ulubionych rozrywek intelektualistów wszystkich epok, co oczywiście w żaden sposób nie umniejsza ich wartości i znaczenia. Nawet wróżenie z fusów może przynieść nam korzyści, chociażby już tylko w postaci wypitej herbaty. W tej sytuacji stajemy przed problemem prawdziwości popularnego stwierdzenia, że literatura nieuchronnie się kończy. W fatalistycznej wizji dochodzi ona właśnie do swego kresu, wypala się i nie mając predyspozycji feniksa, już się nie odrodzi. Chociaż nie ma w tym stwierdzeniu, jakże ważnej dzisiaj, oryginalności, gdyż zmierzch różnych przejawów ludzkiego życia jest wieszczony regularnie w kolejnych epokach, a o jego realności będą mogli stwierdzić dopiero Ci, którzy przyjdą po nas, mimo to powraca ono raz po raz z siłą przysłowiowego bumerangu. Jak więc przejawia się przywoływany zmierzch literatury? Największym sprzymierzeńcem proroków końca sztuki pisanej jest bezwzględna statystyka. Liczby, wykresy i tabele niepodważalnie obnażają współczesnego człowieka, a w tym jego brak zrozumienia dla literatury. Koniec czytelnictwa, a więc i zapotrzebowania na książki jest najbardziej przyziemnym, błahym, ale i przez to najpewniejszym czynnikiem zwiastującym omawiany koniec. W tej sytuacji rządy wolnego rynku ratujące świat literatury poprzez dopasowanie jej do wymagań konsumenta i sprowadzenie do pieniężnej wartości, są jedynie kolejnym gwoździem do trumny, czy też 1 następną godziną do zmierzchu. Bezwonne pieniądze nie śmierdzą, ani nie pachną prawdami, a zresztą w swoim rozwoju człowiek najwcześniej już niemal zatracił zmysł powonienia. Ekonomia rządzi światem, a jednak sprowadzenie ogłaszanego wielkiego kryzysu tej potężnej sfery życia człowieka, jaką jest sztuka w ogóle, wyłącznie do sprawy mamony, wydaje się absurdalnym uproszczeniem. W końcu nie można zapomnieć o bezsenności, którą Leszek Kołakowski nazywa horror metaphysicus, a która od zawsze gna człowieka od idei do idei w poszukiwaniu wyjaśnienia. Gdzie się podziewa, wyśpiewany przez Kaczmarskiego, ukryty w głowach tajfun bezsennych umysłów? Czy niezyskowna dociekliwość jeszcze żyje? Bo jeśli tak to literatura również, a jeśli zginęła to cały wachlarz ukryty pod pojęciem sztuki umarł razem z nią. W parze, a przy najmniej w partnerskiej zgodzie, obok przepowiedni o końcu sztuki idzie ta mówiąca o epoce post. Nie do końca chodzi tutaj o post internetowy, czyli metodę przesyłania danych, chociaż i on znakomicie oddaje przywoływanego ducha. Mowa o postmodernizmie, postsrukturalizmie, postateizmie, postnitscheanizmie, posthumanizmie, postwandalizmie, czy też postturystyce. Świat współczesny jest post-ępowy do bólu, do suchej nitki i doszczętnie. Swoją drogą post, czyli susza, niedostatek, celowe umartwienie z założenia prowadzi ku obfitości, ku czemuś zgoła odmiennemu. Zupełnie jak zmierzch prowadzący do poranka. Jednak wracając do przywołanego Nietzschego i pozostając w kręgu prorockich przepowiedni, ujawnia się jego wyobrażenie o przeciętnym człowieku XX, a może i XXI w. zatopionym w nihilizmie. Tonącym przez całe życie w swoim własnym udawaniu, że nic się nie stało i zaprzeczaniu o istnieniu jakichkolwiek problemów. Jego nihilizm to całkowita, świadoma i podświadoma, akceptacja pozorów uznających za wartość to, co łatwe i wygodne. Pozbawione niepotrzebnego pojęcia. Posługując się terminologią niemieckiego profesora, człowiek ten nie jest wolny, ale staje się niewolnikiem, osadzonym w więzieniu, które sam wybudował, ogrodził i zapłacił strażnikom, na końcu połykając klucz do drzwi z celi. Jak pisze Edgar Morin, współczesna tragedia rozgrywa się jako ucieczka przed tragedią. Giovanni Reale w dzisiejszym świecie dopatruje się przynajmniej dziesięciu masek nihilizmu, które czynią go dla świata niewidocznym, zaś jako lekarstwo, remedium na wszelkie schorzenia, proponuje antyk. Powrót do początku, gwarantujący nowe rozdanie. Pytanie, czy można bez konsekwencji przesunąć zegarek z godzin wieczornych na poranek? Będący naturalną konsekwencją Nietzschego, kolejnym etapem w ten sposób ukierunkowanego rozwoju ludzkiej myśli, egzystencjalizm zrodził już w sam swym łonie wielkie dzieła literackie, jak chociażby twórczość Alberta Camus. Jednak zrobił to 2 jednocześnie stawiając człowieka w sytuacji pełnej odpowiedzialności i samotności. W momencie, gdzie może on pytać, ale de facto sam kształtuje odpowiedzi. Rozwój uznaje tylko jedną drogę, do góry, dlatego kolejne kroki myśli ludzkiej poszły i idą dalej w głąb takiego obrazu rzeczywistości. Jednak gdzie w tego typu rozważaniach miejsce na sztukę, czy literaturę? Żadna część wielkiego konglomeratu zjawisk, jakim jest ludzka działalność nie istnieje niezależnie, nie wpływając i nie odczuwając wpływów pozostałych jej elementów. Nic nie jest tu absolutnie autonomiczne. Sztuka funkcjonuje w odniesieniu, a nie w oderwaniu. Istotową racją, a także i pewnego rodzaju celem, jakiejkolwiek działalności artystycznej jest pytanie. Zadawanie pytań, dociekanie, zgłębianie i nurtowanie. Próba, sama w sobie wartościowa, rozwiązania nierozwiązywalnego horroru. Ślizganie się po powierzchni oczywistości gwarantuje może zysk, ale nie wysoką wartość dokonania. Jeśli chcemy zachować sztukę i literaturę przy życiu, musimy zmusić ją do odgrzebywania dawno wykorzystanych, ale niezmiennie najważniejszych zagadnień. Swoistego nurzania się w świecie idei, niekoniecznie tych platońskich, ale również dotykających podstawowych kwestii dla kształtu świata. Z drugiej strony, jak zmusić świat artystyczny do reanimowania pytań, które może zginęły nieodwracalnie w trybie ewolucji człowieka i jego myśli? Dopiero jeśli umarły pytania, a nie pojawią się nowe, literatura naprawdę zakończyła swój żywot, ograniczając się już tylko do portretu trumiennego w postaci zadrukowanych stron papieru. Wtedy zmierzch przejściowy mógłby przerodzić się w apokaliptyczny zmierzch ostateczny. Poza tym pojawia się tu jeszcze jeden problem, który dzięki swojej pozornej banalności i przyziemności z łatwością chowa się za zbagatelizowaniem sprawy. Mowa tutaj o rozwarstwieniu społeczeństwa, pogłębiającym się dualizmie ludzkości właśnie w sferze artystycznej, dotyczącej każdego rodzaju sztuki, w tym także i literatury. Nie wszyscy padają ofiarą nihilizmu zamykając oczy na metafizykę, realne problemy i życie w całej złożoności jego przejawów. Jest jeszcze druga grupa, tworzona m.in. także przez artystów, która w procesie swojego postępu zachorowała na zupełnie inne schorzenie, a jest nim swoisty syndrom Guliwera. Nie chodzi tutaj jednak o liliputy, ale o podróż do legendarnej wyspy Laputy, przedstawionej także przez Hayao Miyazakiego. Jej mieszkańcy posiedli najwyższą wiedzę, ale w swym rozwoju utracili kontakt ze światem rzeczywistym, nie będąc w stanie wykorzystać jej już w praktyce. Obserwując chociażby malarstwo, począwszy od symbolicznej pierwszej kreski w Lascaux, aż po dzisiejsze dzieła sztuki, może z małym 3 wyłączeniem prymitywistów, ukazuje się nam obraz ewolucji, która na dzisiejszym etapie osiągnęła tak wysoki poziom, że często odbiegł on już całkowicie od rzeczywistości. Z pewnością literatura nie jest już tutaj tak oczywistym przykładem, ale proces ten zachodzi podobnie w jej przypadku, jak i w pozostałych sferach życia człowieka. Nie trzeba chyba specjalnie podkreślać, że ani jedna, ani druga postawa, w skrajnym przypadku, nie specjalnie sprzyja utrzymaniu przy życiu literatury, zaś najmniej sprzyjająca jest okoliczności coraz to silniejszych rozwarstwień między nimi. Poza tym, warto wspomnieć, iż przeglądając Nowe mitologie, powstałe na cześć Rolanda Barthesa, widać że współczesne mity łączy bożek nowości i oryginalności, ale jeszcze nie wiadomo dokąd nas zaprowadzi. Jest on z pewnością konieczny i ważny w całym panteonie, ale akurat w tym przypadku monoteizm nie byłby chyba najlepszym rozwiązaniem. Nie można z góry przewidzieć nagłych wydarzeń społeczno-politycznych, które niejednokrotnie nagle odwracają bieg historii, także tej intelektualnej, lecz zawsze warto starać się opisać aktualną sytuację, w której się znajdujemy. Niezależnie od tego, jak gorzką prawdę będziemy musieli wtedy przyjąć i co może ważniejsze, jakie trudne pytania będziemy musieli postawić. Na koniec pozostając w kręgu pytań o kryzys literatury, trzeba pamiętać, że nawet jeśli koniecznym etapem jej rozwoju była pewna degeneracja, to otwartym pozostaje pytanie, czy był on ostatnim elementem układanki, a jeśli nie, to jaki będzie następny? 4