Wyznanie Uwalniam myśli, bowiem czas na to nastał, Gdy poziom

Transkrypt

Wyznanie Uwalniam myśli, bowiem czas na to nastał, Gdy poziom
Wyznanie
Uwalniam myśli, bowiem czas na to nastał,
Gdy poziom wnętrza głosu, na chwilę gwałtownie wzrasta,
Czas powiedzieć głośno, kogo widzę przed sobą,
Oto moje świadectwo tego, jaką jesteś drogą mi osobą.
Jeśli czytasz te słowa, to się spełniło,
To co we mnie, tak długo tkwiło,
Ziszczenie marzeń wszystkich moich wierszy spojenie,
Usiądź wygodnie Aniołku, niech rozbłyśnie Twoje spojrzenie.
Usiądź już, niech spokój Cię ogarnie,
Włącz muzykę, zapal świeczkę, a jej światło niezdarne,
Niech świeci Ci na tej kartki biel,
Bo oto przed Twoimi oczami, otwieram się.
Wyniośle to brzmi, tak, tak, wiem,
Ty niedościgniona, jak Twego codziennego życia pęd,
Lecz zarezerwuj choć chwilę, jedną, jedyną,
By przeczytać te kilka słów które ze szczerego serca płyną.
Zamknij oczy, jeśli czujesz taką potrzebę,
Jeśli Ci to pomoże zbliżyć to wszystko do siebie,
Jeśli natomiast ten wstęp przerwać chce Twoje czytanie,
Niech tak zostanie, a to zdanie niechaj będzie ostatnim zdaniem.
Jeśli natomiast zdobyłaś się na odwagę,
Włącz wyobraźnię, niech serce nad rozumiem osiągnie przewagę,
Znajdziesz wtedy drogę, którą ja tak nakreślam,
Dostrzeżesz wizję, wizję mego królestwa.
Więc powiedz mi ślicznotko,
Gotowa jesteś, podążyć moich marzeń drogą?
Chyba tak, bo przecież czytasz dalej,
Otwieram wrota, poczuj romantycznych marzeń magię.
Oto teraz, wstęp się ten kończy,
Tym razem nie noc, lecz zawita tu słońce,
W blasku tej świecy, lub innego światła,
Dostrzeżesz jak we mnie wciąż nadzieja nie zgasła.
Następne strofy głoszą to co chcę powiedzieć,
Być może, też nie to, o czym byś chciała wiedzieć,
Albo też wiesz, lecz udajesz, że nie,
Nie widzisz człowieka, który trzyma świecę i szuka Cię.
Jesteś jak potężna siła, która mnie wzbiła,
Wysoko ponad problemy, szybko wznosiła,
Przy Tobie skrzydeł mych moc się odrodziła,
Jesteś jak drogowskaz, bo sprawiłaś, że odnalazłem siebie moja miła.
Choć nie znam ciepła Twych ramion,
Nie znam, żadnych Twoich znamion,
Ciebie też mało znam i rzadko Cię spotykam,
To jesteś mi jak powietrze, którym chcę wciąż oddychać
Jesteś jak lek, który pozwala leczyć wszelkie zło,
Wystarczy, że spojrzę w Twoje oczy głęboko,
Już wtedy nic nie liczy się,
Jesteś jak miłość, zarażasz dogłębnie.
Delikatna tak, jak róży kwiat,
Piękny, powabny zgrabny choć z kolcami,
Czasem ukłujesz, lecz zaraz sprawiasz,
Że rany się goją, po nich śladu nie zostawiasz.
Jesteś jak azyl, do którego uciekam,
Gdy świat wokół mnie łzami ocieka,
Sprawiasz, że ponownie się uśmiecham,
Jak nagroda, na którą usilnie czekam.
Jesteś jak woda, która wypełnia puste naczynie,
Życiodajny nektar, który tak łapczywie piję,
Którym wciąż próbuje, gasić pragnienie,
By choć na chwilę móc delektować się Twoim spojrzeniem.
Jesteś jak Twoje serce, którego nie da się skraść
Być może mogą to inni, lecz Ci inni to nie ja,
Bo ja jak ślepiec, po omacku szukam Twej dłoni,
By swoją ku niej wyciągnąć i ująć w tej pogoni.
Jesteś jak wiosna, której wyczekuję po mroźnej zimie,
Jak ciekawego filmu seans wyczekiwany w kinie,
W którym pełno zwrotów akcji, upadków i wzlotów,
Scena po scenie, gdzie wciąż widz na wszystko musi być gotów.
Jesteś jak arcydzieło, które właśnie próbuję stworzyć,
Jak drzwi zamknięte, które próbuję sobie otworzyć,
Mam pęk kluczy, lecz pasuje tylko jeden,
Wciąż szukam właściwego by otworzyć swój eden.
Jest tyle rzeczy które chciałbym Ci powiedzieć,
Stanąć przed Tobą, wyrzucić to z siebie,
Ja taki zwyczajny chłopak, chciałbym przekroczyć barierę,
Przenieść fikcję w realia, w rzeczywistości sferę.
Co bym Ci powiedział? Oj jest tego wiele,
O tym jakbym był Tobie chłopakiem i przyjacielem,
Kimś do kogo mogła byś zwrócić się z każdą sprawą,
Z każdą mrzonką, każdą większą czy mniejszą obawą.
Zawsze byś wiedziała, gdzie jestem, co robię,
Z kim przebywam, potwierdzając jednocześnie, że myślę o Tobie,
Czy nie chciałabyś wejść w taki świat?
Gdzie być może słoneczne szczęście, a nie smutku grad?
Poświęcałbym Tobie cały swój czas,
Bo komuż innemu, przyjaciół już mam,
Dla nich, Twoich, czy moich, też by miejsca pełno było,
Bez chorej zazdrości, sądzę że coś by zaiskrzyło.
Gwiazdko moja, zbliż się, wtul w me ramiona,
Zobacz jak się czujesz, bezpieczna czy osaczona?
Podejdź tak blisko, bym czuł Twój oddech na sobie,
Spójrz mi głęboko w oczy, ja nie zamknę powiek.
Ja też potrafię, położyć się obok Ciebie i zajrzeć Ci w oczy,
Tak by ich piękny błękit całkowicie mnie zamroczył,
Ręką swą, badać Twą delikatną twarz,
Powiedzieć Ci, jak pięknie i cudownie wyglądasz.
Nie jestem przystojny, nie olśniewam wyglądem,
A Casanova ze mnie żaden,
Staram się iść tylko tropem swoich marzeń,
Gubiąc się na tych ścieżkach to właśnie Ciebie znalazłem.
Wiesz ile znaków mi mówiło, że powinienem spróbować?
Wiesz ile razy serce mówiło „Pókiś młody trzeba życia skosztować?”
Więc postanowiłem pewnego dnia zaryzykować,
Teraz oto jestem przy Tobie, próbując Cię do siebie przekonać.
Ja wciąż piszę o Tobie wiersze, piszę nie jeden,
Po cóż je piszę, sam nie wiem,
Może mam nadzieję, że dane mi będzie Ci je przeczytać,
A szczególnie ten, który właśnie czytasz.
Teraz możesz już otworzyć oczy, jeśli je zamknęłaś,
Właśnie u moich wrót stanęłaś,
Zapraszam Cię serdecznie, czy dalej przejdziesz?
Czy może się odwrócisz i odejdziesz?
Jeśli oczy miałaś otwarte,
To się stało naprawdę, to nie jest żartem,
Ni snem, ani zjawą,
To wszystko jest szczere, wszystko jest prawdą.
Zapytaj mnie kiedyś, jak to wszystko widzę,
Chętnie Ci powiem, bo mówić się nie wstydzę,
Że Twój problem, będzie także moim problemem,
A mój tlen, będzie Twoim tlenem.
Ostatni wers, ostatnie zdanie,
To nim właśnie, skończę swoje wyznanie,
Nim to właśnie, dla siebie tylko odrobinę uszczknąłem,
Kawałek nieba, marząc o Tobie.