21.Kosmetyki śmierc..

Transkrypt

21.Kosmetyki śmierc..
Kosmetyki śmierci
Kiedy firma Neocutis zamieściła na
swojej stronie internetowej informację,
że niektóre jej kremy zawierają tkanki
płodowe pobrane zaraz po aborcji,
złamane zostało kolejne tabu.
Amerykanki mogą dziś bez większego
problemu korzystać z aborcji na żądanie,
naukowcy zaś – z jej „medycznych
odpadów”. Obecnie, dzięki „postępom
nauki” wiele bogatych kobiet na całym
świecie będzie mogło się odmłodzić. Na
przeszkodzie temu stoi jedynie
„staroświecka i niepraktyczna
moralność”.
Przez lata rozmaite organizacje pro life w USA poszukiwały dowodu na wykorzystywanie w
przemyśle kosmetycznym tkanek dzieci zabitych w wyniku aborcji. Sprawa nie była łatwa do
udowodnienia, gdyż amerykańskie prawo nie wymagało podawania do wiadomości
publicznej wszystkich składników kosmetyków. Dowód objawił się sam i jest do wglądu na
stronie internetowej firmy Neocutis (nazwa oznacza: „nowa skóra”). Firma wyjaśnia tam
swoją technologię, tłumacząc, że użyte tkanki pochodziły z banku komórek stworzonego do
leczenia ran i oparzeń. Dowiadujemy się tam również, że „tylko” kremy Neocutis o nazwach:
Bio-restorative Skin Cream, LUMIÈRE Bio-restorative Eye Cream, BIO-GEL Bio-restorative
Hydrogel i JOURNÉE Bio-restorative Day Cream zawierają komórki uzyskane w wyniku
aborcji, fachowo zwane proteinami skórnymi (PSP).
Artykuł w „Washington Times” z listopada 2009 roku wyjaśnia nam, że jednouncjowa (czyli
około trzydziestogramowa) buteleczka JOURNÉE Bio-restorative Day Cream kosztuje 120
dolarów. Czytamy w nim ponadto, że firma przyznała, iż komórki użyte do produkcji kremów
pochodziły z ciała czternastotygodniowego chłopca. Jednocześnie broniła swojego
wynalazku, tłumacząc, że linia tych komórek powstała w sposób odpowiedzialny i etyczny.
Co więcej, firma porównała się do uczonych, którzy stworzyli szczepionkę przeciwko polio,
korzystając z uzyskanych w podobny sposób tkanek wątrobowych. Za to cytowana w artykule
Debi Vinnedge z broniącej życia organizacji Children of God for Life wspomniała
„osiągnięcia” nazistów wykorzystujących skóry Żydów do robienia abażurów.
Według firmy Neocutis, wykorzystanie tkanek płodowych może doprowadzić do
zmniejszenia cierpienia, przyspieszenia leczenia, uratowania życia lub poprawienia zdrowia
wielu pacjentów na świecie. Pozostaje więc postawić pytanie: dlaczego nie miałoby też
poprawiać wyglądu, a tym samym samopoczucia?
Raport Life Dynamics
Wykorzystywanie tkanek płodowych przez firmy biotechnologiczne, farmaceutyczne i
medyczne znane jest od lat – dzięki między innymi dwuipółrocznemu śledztwu organizacji
Life Dynamics z Teksasu. W opublikowanym w roku 2000 i zaktualizowanym w roku 2007
raporcie, Life Dynamics wyjaśnia, w jaki sposób firmy te nabywają organy i tkanki zabitych
dzieci. Większość informacji zawartych w raporcie pochodzi od Deana Alberty’ego
zatrudnionego przez dwie „hurtownie”, które umiejscowiły go w jednej z klinik aborcyjnych
– Comprehensive Health (Comp Health) w Overland Park w stanie Kansas – stanowiącej
część największej sieci aborcyjnej należącej do organizacji Planned Parenthood. Dean Alberty
nawiązał współpracę z Life Dynamics pod wpływem wydarzenia, którego był naocznym
świadkiem – aborcjonista na jego oczach utopił w wiadrze nowo narodzone bliźniaki, aby
umożliwić pobranie z nich organów. Dzięki temuż informatorowi Life Dynamics uzyskała
między innymi kopie zamówień, listę zamrożonych organów przechowywanych na terenie
kliniki oraz rachunki wystawiane firmom kurierskim.
Jak się handluje organami?
Life Dynamics wyjaśnia w swoim raporcie, że amerykańskie prawo zabrania handlu tkankami
i organami ludzkimi, jednak proceder ten może zaistnieć, jeśli nazywa się „donacją”. Klinika
aborcyjna teoretycznie może się pozbywać „odpadów medycznych”, oddając je w zamian za
pokrycie kosztów ich uzyskania, transportu i przechowywania. W rzeczywistości jednak nie
zawsze można mówić o takich kosztach, gdyż firmy skupujące organy i tkanki hurtowo de
facto same się tym zajmują, umieszczając swojego pracownika w danej klinice. To, co płacą
klinice, jest więc opłatą za „towar”, a nie za jego „uzyskanie”. Graczami na tym rynku są
więc: firma pośrednicząca w realizowaniu zamówień, będąca „hurtownikiem”, dalej
zamawiający naukowcy z instytutów medycznych, firm farmaceutycznych,
biotechnologicznych czy instytucji rządowych, i wreszcie „producent towaru”, czyli klinika
aborcyjna.
Jak wynika z analizy dokumentów poświadczających ów proceder, w praktyce wygląda to
tak, że firma zajmująca się skupowaniem organów i tkanek zawiera umowę z kliniką
aborcyjną, płacąc jej stałą opłatę miesięczną. Na podstawie tej umowy pracownik firmy może
osobiście zajmować się pobieraniem tkanek (lub przeszkolić w tym celu pracownika kliniki
aborcyjnej). Kiedy firma otrzymuje dokładne zamówienie, zostaje ono przefaksowane do
pracownika czekającego w klinice aborcyjnej, gotowego do jego wykonania. Pobiera on
organy i tkanki, pakuje je w specjalny woreczek foliowy i wysyła ekspresem przy pomocy
prywatnej firmy kurierskiej. Z reguły przesyłka musi być dostarczona w ciągu dwudziestu
czterech godzin. Transakcję rejestruje się jako „donację”, zarówno po stronie kliniki, jak i po
stronie firmy kupującej. Kupujący zwraca potem „hurtownikowi” koszty uzyskania „towaru”,
ten zaś zwraca koszty klinice. W sytuacji omawianej w raporcie wygląda to na czystą grę,
gdyż pracownik pobierający organy jest zatrudniony przez firmy pośredniczące, a nie klinikę
aborcyjną. Jak czytamy w raporcie: nikt niczego nie kupuje, nikt niczego nie sprzedaje.
System jest całkowicie „legalny”. Wygląda także na to, że tak naprawdę żadna instytucja
rządowa (czy to stanowa, czy federalna) nie jest nawet zainteresowana sprawdzaniem, czy
cały proceder rzeczywiście przebiega całkowicie legalnie. Prawo nie reguluje ani użytych w
schemacie miesięcznych opłat, których klinika wymaga w zamian za udostępnienie dostępu
do „towaru”, ani refundacji kosztów jego uzyskania. Jak długo mają one jakąś rozsądną i
uzasadnioną podstawę, uznane będą za niewygórowane.
Hurtownicy-pośrednicy
Raport Life Dynamics jako „hurtowników” wymienia głównie The Anatomic Gift Foundation
(AGF) oraz Opening Lines (OL). The Anatomic Gift Foundation ma status non profit, tzn.
cieszy się uprzywilejowaną sytuacją podatkową (podobną do tej, jaką mają Kościoły).
Opening Lines – założona przez patologa doktora Milesa Jonesa – na ulotce reklamującej
swoje usługi oferuje najświeższe tkanki płodowe, zebrane i wysłane według twego
zamówienia tam, gdzie chcesz i kiedy chcesz, w ilościach, jakich potrzebujesz. Firma chwali
się również wydajnymi i wygodnymi usługami bez biurokracji – nie wymaga od
zamawiającego żadnego opisu badań, do którego potrzebny mu jest „towar”. Oferuje nawet
specjalne upusty w przypadku, gdy organy są rozczłonkowane. Firma wyjaśnia, że stosuje się
do wytycznych rządowej instytucji National Institutes of Health (NIH) – można więc uznać,
że ma jej nieformalny atest.
Co więcej, Opening Lines proponuje przekonywanie kobiet przychodzących do kliniki, aby
dokonać aborcji, żeby przemieniły ją w coś wspaniałego – oddając anonimowo i darmowo
organy zabitego dziecka na badania, mogą pomóc w leczeniu raka, AIDS, chorób wątroby,
oczu, cukrzycy, uszkodzeń kręgosłupa czy choroby Altzeimersa (pisownia oryginalna).
Wystarczy podpisać zgodę.
The Anatomic Gift Foundation pozuje na firmę o wiele bardziej „szanującą się”, ponadto jest
większa i więcej zarabia (oferuje droższe usługi). Nie stosuje ohydnych reklam, działa
bardziej po cichu, skupiając się być może na drugim swym obszarze działalności –
pozyskiwaniu ciał dorosłych w ramach „donacji”. Jedno z biur firmy miało swoją siedzibę w
jednej z klinik aborcyjnych w Kolorado. Jak wyjaśnia w raporcie Life Dynamics, obie firmy
miały bezpośrednie związki z organizacją National Abortion Federation. The Anatomic Gift
Foundation była w roku 1998 jej członkiem, a udziałowcy Opening Lines wsparli ją
finansowo w roku 1991.
Kto zamawia?
Na rachunkach, nierzadko będących umowami na dłuższą współpracę, wśród zamawiających
organy i tkanki figuruje na przykład pracownica Unilever Research U.S. Inc. (ogromna
korporacja produkująca m.in. kosmetyki, środki spożywcze i środki czystości), która
zamówiła napletek dziecka rasy kaukaskiej. Z kolei lekarze pracujący dla firmy
farmaceutycznej Zeneca Pharmaceuticals (obecnie AstraZeneca Plc) złożyli zamówienie na
cały 16-22 tygodniowy mózg i wątrobę. Wśród zamawiających znaleźli się też naukowcy
pracujący dla innych firm farmaceutycznych: SmithKline Beecham (obecnie
GlaxoSmithKline plc), Boehringer Manheim Corp. (obecnie: Boehringer Ingelheim), Allergan
Inc. (producent odmładzającego botoxu). Zamawiały nie tylko ogromne korporacje
farmaceutyczne, ale także inne firmy biotechnologiczne (jak: Genentech, Inc. czy Invitrogen
Corporation), a także biomedyczne centrum zajmujące się szczepionkami i rakiem (The
Wistar Institute) oraz prywatne fundacje i instytuty (Agouron Institute, Southern Research
Inst. czy Sansum Medical Research Foundation). Nie zabrakło w tym gronie oczywiście ludzi
związanych z rozmaitymi uczelniami. Pracownica Diagnostic Virology UCHSC
(Uniwersytetu Colorado w Denver) zażyczyła sobie przesyłki raz w tygodniu we wtorki, zaś
lekarz z Uniwersytetu Chicago złożył zapotrzebowanie na 4-10 oczu dziennie. Wśród uczelni
zgłaszających zapotrzebowanie na tkanki i organy były również NIH i nomen omen szpital
dziecięcy w Filadelfii.
Organy z żywych płodów
Jak czytamy w raporcie, analiza specjalnych wytycznych, aby pobierać tkanki w kilka minut
po śmierci płodowej, sugeruje, że mózgi mogły być pobierane z żywego człowieka. Richard
Doerflinger z Krajowej Konferencji Biskupów wyjaśniał podczas dyskusji w NIH na temat
transplantacji ludzkich tkanek płodowych, że tkanki płodowe, jeśli nie zostaną pobrane
bardzo szybko, są bezużyteczne. Wskazywał on również na trudności z precyzyjnym
określeniem śmierci mózgowej u dzieci poniżej tygodnia, nie wspominając o trudnościach w
ocenie takiej śmierci u dzieci nienarodzonych.
Jak widać z dołączonych do raportu Life Dynamics zamówień NIH na tkanki, instytucja ta nie
przejęła się zbytnio sposobem, w jaki traktuje się nienarodzonego człowieka, ani też faktem,
że aborcje mogą być celowo przeprowadzane w momencie wygodnym dla danego naukowca.
Tezę, iż organy mogły być pobierane z żywych płodów, potwierdzają ponadto umieszczone
na zamówieniach uwagi: no dig lub no digoxin (bez digoksyny). Oznacza to, że aborcjonista
nie mógł uśmiercić dziecka przez wstrzyknięcie mu do serca digoksyny, co stanowi
standardową procedurę stosowaną w drugim trymestrze ciąży, która – jak tłumaczą
aborcjoniści – gwarantuje, że dziecko nie będzie czuło bólu i urodzi się martwe. Dean Alberty
przyznaje, że zdarzało mu się pobierać organy z płodu, który po otwarciu klatki piersiowej
miał wciąż bijące serce!
Dalsza analiza wytycznych zawartych w zamówieniach pokazuje, że naukowcom często
zależy na informacji o płci ofiary i jakości „towaru” (nierzadko zdarzają się uwagi: bez
anomalii lub bez wad wrodzonych). Za „jakość” trzeba jednak dodatkowo zapłacić.
Makabryczny cennik
Według cennika The Anatomic Gift Foundation, firma pobierała opłatę w wysokości 90-130
dolarów za próbkę z płodu w drugim trymestrze lub 220-260 dolarów za próbkę w trymestrze
trzecim. Cena za próbkę świeżą była niższa, wyższa zaś za zamrożoną. Niektóre zwłoki
krojono na części i wysłano do różnych „klientów”. Z zapisów firmy wynika, że 22 lutego
1996 roku sprzedała ona aż 39 części zwłok ludzkich.
Z kolei Opening Lines kazała sobie zapłacić za mózg 150 lub 999 dolarów, za wątrobę – 150
lub 125 dolarów, za rdzeń kręgowy 325 dolarów, za gruczoły płciowe – 550 dolarów, a za
nienaruszony tułów (z członkami lub bez) – 500 dolarów.
I co dalej?
Według Life Dynamics procedura pozyskiwania tkanek i organów z aborcji trwa nadal.
Możliwe, że niektóre instytucje zamawiające mogą omijać pośredników, oferując badania
patologiczne w zamian za próbki. Nie udało się zatrzymać tego procederu ani po
wyświetleniu stronniczego filmu w telewizji ABC News, ani w wyniku działań w Kongresie,
gdzie udowodniono, że Alberty’emu zdarzało się kłamać, co jednakże nie zmienia
prawdziwości istniejących na papierze dowodów. Co więcej, fakt, że żadna z instytucji
widniejących na zamówieniach lub rachunkach nie pozwała Life Dynamics do sądu, oznacza,
że zawierają one prawdę.
Niestety, nic z tego nie wynika, ponieważ – jak wyjaśnia Life Dynamics – nie ma ku temu
woli politycznej. Demokraci dostają przecież pieniądze od organizacji aborcyjnych
(„sprzedawców”), a republikanie od firm farmaceutycznych („kupujących”). Warto także
uzmysłowić sobie, że wymieniane w raporcie firmy powstały odpowiednio w roku 1994 i
1997, czyli krótko po zniesieniu przez Billa Clintona moratorium (styczeń 1993 roku) na
finansowanie przez rząd federalny badań z wykorzystaniem tkanek płodowych uzyskanych w
wyniku aborcji. Ta właśnie decyzja, połączona z aborcją na żądanie, dała idealne warunki
rozwoju dla tego typu firm i instytucji.
Pamiętajmy więc, że aborcja nie jest żadną sprawą kobiet. Przedstawianie jej w ten sposób
stanowi jedno z największych współczesnych kłamstw i manipulacji. Polskie prawo,
dopuszczające aborcję w trzech przypadkach, to nic innego jak uchylona furtka, przez którą
można taki rynek rozwinąć. Każda dyskusja na temat aborcji winna uwzględniać przede
wszystkim rynek producentów sprzętu aborcyjnego, firmy farmaceutyczne i właścicieli
prywatnych gabinetów ginekologicznych. Każde liberalne prawo (czy to aborcyjne czy in
vitro), stanowi prezent przede wszystkim dla nich.
Natalia Dueholm
Źródło: http://www.rodzinakatolicka.pl/index.php/kompendium/37-kompendium/15838kosmetyki-mierci