strona 34

Transkrypt

strona 34
34 Nasze Jutro SENIORZY Nasi seniorzy
Jadwiga
Hałupka
z
Grotnik
Gdyby nie II wojna światowa, Jadwiga Hałupka pewnie
nie zostałaby moją babcią. Bez wątpienia wojna była złem,
ale to dzięki niej moi dziadkowie się poznali. Był rok ‘42,
Niemcy niedaleko Kassel. Jadwiga miała niespełna 18 lat.
Jednak zanim przyszła wojna, było dzieciństwo w wielodzietnej rodzinie spędzone w Grzybowie w Łódzkiem.
Jedno z pierwszych wspomnień z dzieciństwa – szkoła.
Zdolna, z niesamowitą pamięcią (do dziś recytuje wiele
wierszyków szkolnych) była jedną z lepszych uczennic.
Nauka szła jej tak dobrze, że gdy była w trzeciej klasie,
nauczyciel wybrał ją do nauki dzieci z I i II klasy. Z rana
miała swoje zajęcia, od południa uczyła dzieci. Lubiła to
robić, ale nie podobało się to jej mamie, bo praca w domu
czeka, a Jadzia pół dnia w szkole spędza. Jednego dnia tak
się wściekła, że poszła do nauczyciela i powiedziała swoje. Kiedy dziś ją pytam, czy nie było jej przykro, że jej
mama tak postąpiła, odpowiada: „Wiedziałam, że jestem
potrzebna w domu. Mama ciężko pracowała na rodzinę,
była krawcową. Wszystko robiłam z pokorą, nie buntowałam się”.
I tak – na pracy w domu i gospodarstwie - mijały lata młodzieńcze Jadzi. Aż przyszła wojna i wywieziono ją do pracy w majątku niemieckim. Jak wspomina, nie miała tam
źle, głodu nie zaznała, za pracę otrzymywała pieniądze,
niedziele miała wolne, mogła spotykać się z innymi Polakami. To właśnie tam poznała przyszłego męża – Leona
Hałupkę z Grotnik, z którym wzięła ślub jeszcze w Niemczech, ale już po wojnie, w sierpniu ‘45 roku. Czym ją mój
dziadek zauroczył? - Nie tyle wyglądem, co charakterem.
Nie przeklinał i nie obgadywał dziewczyn. Był spokojny i
pomocny. Lubiłam z nim rozmawiać - wspomina babcia.
Dopiero w czerwcu ‘46 roku, z pierwszym dzieckiem, malutkim Antosiem, wracają do Grotnik. Na Święta Bożego
Narodzenia ‘53 roku wprowadzają się do swojego nowego
domu. Mają wtedy czterech synów, piąte jest w drodze,
czyli mniej więcej połowa stanu. Ostateczny rachunek wygląda następująco: dziewięcioro dzieci, w tym trzy córki
(dziś ma 21 wnuków i 7 prawnuków). Ostatnią, Anię, Jadwiga rodzi w wieku 49 lat. Kiedy pytam dziś babcię, czy
marzyła o wielkiej rodzinie, odpowiada: - Nigdy nie planowaliśmy z Leonem gromadki dziećmi. Samo tak wyszło.
Leon pracował, Jadwiga opiekowała się pociechami, domem, gospodarstwem, ogrodem. Nie było jej lekko, ale
nigdy się nie skarżyła. - Taka już byłam, że lubiłam pracować. Ciąża w pracy mi nie przeszkadzała, do ostatnich
godzin robiłam. Czułam, że dziecko chce wyjść na świat,
a ja tutaj krowę doję. Dzieci podrosły, wydoroślały, zaczęły zakładać rodziny, rodziły się wnuki. Zawsze coś się
działo. Dalej pomagała przy osprzęcie, gotowała obiady,
piekła placki. „Zbuntowała się” (bo tak na serio to babcia
nie umie się buntować), kiedy miała 80 lat. Ale do dziś
ma ogród, w którym zawsze coś tam „dziubie”. I bawi
mnie, kiedy przyjeżdżam do niej i pytam o zdrówko, a ona
odpowiada: „Jasna choinka (to ulubione „przekleństwo”
babci), trochę porobię, trochę się przejdę i już mnie zadyszka bierze. No nie wiem, co się dzieje. Kiedyś tyle się
robiło…” Sprawia wrażenie, jakby zapomniała, że lat jej
przybywa, a nie ubywa.
Jadwiga Hałupka 25 listopada skończyła 85 lat. Nigdy nie
myślała, że będzie żyła tak długo. W dzieciństwie bardzo
dużo chorowała, „chorynda” na nią w szkole wołali, tak
że wstyd jej było się w niej pokazywać po chorobie. Przez
dwa lata chorowała na grypę, ale lekarza nie widziała. Aż
przyszła wojna i jakby wszystkie choroby ręką odjął. - Nie
wiem, czy to klimat był inny, lepsze powietrze - zastanawia się babcia. Wojna była złem, ale może dzięki niej moja
babcia nadal cieszy się zdrowiem.
Beata Szady
Spotkanie rodziny
Liwerskich
18 października od Mszy św. w zbarzewskim kościele rozpoczął się zjazd jednej z gałęzi tej rodziny. Przybyli oni
do Zbarzewa z wielu miejscowości w Polsce, a także z
Belgii i USA. Pierwotne nazwisko Liwerskich to l’hiver
(po francusku dosłownie znaczy to ‘zima’). Ród wywodzi
się z miejscowości Vandresse we Francji w regionie Szampania-Ardeny. W czasie rewolucji francuskiej przedstawiciele tego rodu wywędrowali on na tereny dzisiejszych
Niemiec, a niektórzy zawędrowali aż do dzisiejszej Wielkopolski. Stąd ich tu obecność. Dziwaczna dla polskiego
oka pisownia nazwiska spowodowała dodanie przyrostka
„ski” i w ten sposób powstali Liwerscy. Przemieszczając
się dalej Liwerscy zawędrowali aż na tereny dzisiejszej
Rosji, Ukrainy i Białorusi. Wszyscy noszący to nazwisko
to potomkowie tego samego przodka, niejakiego Lorenza.
Najstarszym męskim potomkiem rodziny jest Kazimierz Liwerski zamieszkały z rodziną w Zbarzewie. Ma 85 lat. Rodzina jest w posiadaniu odpisów metryk z XVII i XVIII w.
Genowefa Mikołajczak