mlodzianki 236 - Kościół Akademicki św. Anny

Transkrypt

mlodzianki 236 - Kościół Akademicki św. Anny
Pismo studentów od św. Anny
MŁODZI
ANKI
Nr 26 (236)
27 IV 2008
VI niedziela
Wielkanocy
KOMENTARZ DO NIEDZIELNEJ
EWANGELII
(J 14, 15-21)
Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a
innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze, Ducha Prawdy, którego świat
przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was
przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was.
Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję
i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w
was.
Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie
umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie”.
Myślę, że mężczyźni, którzy są z natury
mniej emocjonalni niż kobiety, mogą mieć
poważny problem z „kochaniem” Jezusa. No
bo jak tu kochać mężczyznę? Dla kobiet jest
to naturalne, ale dla nas mężczyzn, nie. A na
dodatek – jak kochać Boga? To już przekracza wyobraźnię większości panów. Jezus
zdawał sobie z tego sprawę i dlatego podał
prostą receptę: „Kto ma przykazania moje i
zachowuje je, ten Mnie miłuje”. To wydaje
się być bardziej zrozumiałe. Wystarczy być
posłusznym Bożym Przykazaniom, a możemy uznać, że już kochamy Jezusa. I taka jest
prawda, taki jest początek drogi. Bądźmy
jednak bardzo ostrożni, bo na każdym kroku
czyhają na nas pułapki złego ducha. Faryzeusze – wydawało się – też byli posłuszni Bożym Przykazaniom, a jednak nie zauważyli,
że nie dotrzymywali pierwszego, bo własną
religijność, prawo postawili na miejscu Boga.
Zakładając, że jako tako radzimy sobie z Bożymi Przykazaniami i staramy się usuwać
„zawalidrogi”, o których dowiadujemy się
podczas rachunku sumienia i Sakramentu
Spowiedzi, to jedno pytanie pozostaje wciąż
aktualne: po co mamy kochać Jezusa? Teologia natychmiast poda wiele pięknych i wzniosłych odpowiedzi, kompletnie niezrozumiałych dla człowieka świeckiego XXI w. I Jezus wcale się o to nie gniewa, On jedynie
mówi: „Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Po-
2
cieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze, Ducha Prawdy”.
Tak, bracia i siostry, nagrodą tu i teraz jest
Prawda, Jego Prawda. Nie jest to prawda
moja, twoja, kobiety/mężczyzny, szefa/
pracownika, polityka/dziennikarzy. To jest
JEGO PRAWDA. Prawda, której jasności nie
da się z niczym porównać, której klarowność
nie podlega dyskusji. I kto zasmakuje tej
Prawdy, nie ma już ochoty słuchać rozpaczliwych dyskusji w tv, tracić czasu na oglądanie żałosnych filmów o niczym. Kto raz zasmakuje Prawdy Jezusa, wyczuwa natychmiast jej nędzne substytuty i je odrzuca.
Prawda Jezusa pokazuje nam nasze serca i ich
zranienia w taki sposób jak widzi je Jezus.
Pozwala spojrzeć na otaczający nas świat, o
który toczy się śmiertelny bój Aniołów ze
złymi duchami, oczami Jezusa. Pozwala spojrzeć na bliźnich i ich cierpienia tak jak widzi
ich Jezus. Prawda Jezusa otwiera zupełnie
nową perspektywę.
Przy każdej uroczystości wszyscy powtarzamy w nieskończoność słowa JPII: „Nie lękajcie się”. No bo właśnie odwagi potrzeba nam,
aby przyjąć Prawdę Jezusa o sobie. Czasami
wystarczy odrobina odwagi, a niekiedy już
bardzo dużo odwagi.
Ale z odwagą to my, panowie nie mamy w
większości problemów, chyba....
Rafał Bober
Królowo, gdzie jesteś?
Jakiś czas temu odczuwałem pewien dyskomfort, że nie
mam należnego nabożeństwa do Najświętszej Marii
Panny, bo... to tylko Matka – pogłaszcze, przytuli i nic z
tego nie wynika, ponieważ życie i tak kieruje się własnymi prawami. Swoje wzorce czerpałem z Jezusa; a
także króla Dawida, Mojżesza, Abrahama, Apostołów,
Proroków, czyli mężczyzn czynu, walki, ogólnie mów i ą c – Ż o łn i e r z y w s łu ż b i e Je z u s a .
Na szczęście Pan Bóg ma swoje sposoby, aby uzupełnić
tego typu „braki” i włożył mi w ręce stary, rozsypujący
się egzemplarz książki ks. Aleksandra Derouville’a „O
n a ś l ad ow a ni u N a j św i ęt s z e j M a r y i P a n ny” (Michalineum, Kraków 1983). I dzięki niemu odkryłem, że Maryja posiadała cnoty wszystkich wymienionych wyżej żołnierzy w stopniu doskonałym.
U podstaw jej postępowania leżała niezachwiana UFNOŚĆ, że Pan Bóg po prostu wie lepiej jak zorganizować jej życie. Ta ufność była podstawą jej nadzwyczajnej, codziennej odwagi. Bo jej życie to była „ostra jazda
bez trzymanki”.
Najpierw przyjęła propozycję Boga Ojca, aby urodzić
Syna Bożego poczętego z Ducha Świętego. Narodziny
następują w drodze, w skrajnej nędzy, a w parę dni
później Maryja przyjmuje mędrców ze świata, którzy
przyszli oddać pokłon jej narodzonemu Synowi. Następnej nocy NMP ucieka z maleńkim Jezusem i św.
Józefem przed prześladowaniami do Egiptu. Spędzają
na wygnaniu parę lat, aby wreszcie powrócić do Nazaretu. Tutaj następuje radość ze znalezienia się ponownie
w ojczyźnie, wśród bliskich. Radość z dorastania Jezusa, miłości małżeńskiej, aby po kilku latach doświadczyć bólu życia we wdowieństwie. I znowu radość z
przebywania z Jezusem, jako dorosłym synem, mężczyzną, a potem niepokój, gdy prowadził On swoją działalność publiczną, aż wreszcie niewymowne cierpienia
przeżywane u stóp Syna konającego na Krzyżu. Radość
z Jego Zmartwychwstania, a później niepokój związany
z Jego odejściem do Ojca i znowu radość, gdy Maryja
doświadczyła zesłania Ducha Świętego razem z uczniami w Wieczerniku w Dniu Pięćdziesiątnicy. Radość
przeplatana ze łzami, nadzieja z chwilami zwątpienia.
I po co ta nikomu nieznana żydowska kobieta przez to
wszystko przeszła? Po to aby, wykorzystując wolną
wolę, odpowiedzieć „fiat” na Bożą propozycję współpracy, a przez to współuczestniczyć w misji kompletnego zwycięstwa nad złym duchem, szatanem, aby nie
miał władzy nad nami. To była jej misja. Misja, która
odwróciła losy świata.
Do takich misji powołane są i dzisiejsze kobiety. Powołane są do pokonania szatana w naszych rodzinach,
narodzie i świecie. Ale ta walka musi się zacząć od serc
samych kobiet. Ich serca muszą być tak czyste, tak
odważne jak serce Maryi, aby mogły myśleć o najprost-
szej misji. Muszą mieć serce „królewskie”.
Czy mamy szansę spotkać takie „królowe” na ulicach
naszego miasta? Wydaje się, że to trudne. Wokół widzę
kobiety zalęknione, które chcą znać wszystkie szczegóły Planu Bożego z wyprzedzeniem, zanim się zdecydują
na krok w Jego stronę. Chcą wiedzieć, czy aby na pewno będą miały słodkie, szczęśliwe i spokojne życie.
Chcą mieć wszystko poukładane, przytulne i bezpieczne
z ludzkiego punktu widzenia. Ufają swojej urodzie lub
zdolnościom, a nie Bożemu Miłosierdziu ani Bożym
Planom. Szukają w panice swojej przystani i w tym
poszukiwaniu, mieszają się z tysiącami podobnych
sobie „poszukujących”. Mają głowy opuszczone w tym
przeszukiwaniu, szukają pod nogami. Nie wyglądają jak
królowe, choć noszą markowe ubrania i jeżdżą luksusowymi samochodami. Bo królowa ma zawsze podniesioną głowę, nawet wtedy gdy cierpi, bo dzięki podniesionej głowie widzi dalej. Dostrzega Plan Boży. Widzi
horyzont i swoją misję.
Myślę, że królowymi była s. Faustyna i filigranowa
Matka Teresa z Kalkuty.
W swoim życiu miałem okazję spotkać zaledwie kilka
królowych.
Są one odważne ufnością w Boże Miłosierdzie. Nie
boją się ryzykownych, z ludzkiego punktu widzenia,
rozwiązań. Ufnie patrzą w przyszłość, choć wokół nich
„pali się ziemia”. Tracą mieszkania, prace, przyjaźnie,
ale nie tracą Nadziei i świadomości obecności Boga w
każdej życiowej sytuacji.
Są mądre Mądrością Ducha Świętego. Będąc otwartymi
na Słowa Jezusa, odkrywają rolę kobiety w społeczeństwie, żony w małżeństwie. Zaczynają przyznawać, że
rola mężczyzny w społeczeństwie/rodzinie to rola skały.
Chcą być oparciem i pomocą dla męża mocnego Duchem. Dochodzą do mądrości zawartych w Syr 36, 22–
25. Ich refleksje są w ostrym kontraście z tym, do czego
namawiają kolorowe pisemka dla kobiet. Stoją w
sprzeczności z nawoływaniami feministek do aborcji,
zdobywania władzy nad mężczyznami, parciem do
awansu zawodowego za wszelką cenę.
Królowe są spokojne pokojem Ducha Świętego. Zniecierpliwienie, humory, huśtawka emocji są u nich rzadko spotykanymi zjawiskami, a na pewno nie rodzajem
usprawiedliwienia.
To wielka frajda przebywać w towarzystwie królowych.
Problem jest tu tylko taki, że królowe chcą przebywać
w towarzystwie królów. A to w skrócie oznacza, że
mężczyźni zniewoleni przez: nałogi, pornografię, pieniądze, rodziców lub inne toksyczne relacje, nie są
przez nie mile widziani.
Po prostu – królowa szuka króla, a służąca służącego.
A Ty, drogi bracie i siostro, kogo szukasz?
Rafał Bober
3
Kobieta
jako Królowa
Czy łatwo jest Tobie – współczesnej Kobiecie –
na co dzień czuć się Królową?
- Wsłuchaj się w słowa z Pierwszego Listu św.
Jana: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas
Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i
rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3,1)
Zanim poczujesz, że jesteś Królową, musisz
odczuć w swoim sercu, że jesteś Dzieckiem Boga, który Cię pielęgnuje, opiekuje się Tobą, kocha miłością bezwarunkową, pamięta zawsze o
Tobie i troszczy się o Ciebie, nawet wtedy, gdy
Twoi Rodzice nie byli doskonali w miłości, popełnili błędy, może pozostały rany... Jesteś Córką Boga.
Jako Jego Córka śmiało zwracaj się do Boga
Ojca: „Tato”. Mów do Niego, gdy jesteś zła, gdy
cierpisz, masz do Niego żal, gdy myślałaś, że
będzie inaczej... że świat się wali Tobie na głowę
i już nie dajesz rady.
Bóg Ojciec nigdy nie zawiedzie. Zawsze pomoże
i pocieszy Słowem. Ojciec wie wszystko o Tobie, jesteś dla niego najważniejsza. Będzie Cię o
tym cierpliwie przekonywał.
Gdy w drugim człowieku, nawet takim od którego wiele osób odwraca twarz, dostrzeżesz Kogoś
godnego szacunku, zobaczysz w nim coś dobrego, a nie uciekniesz przerażona, lecz nawiążesz z
nim relację, to będzie oznaką początków twojego
królewskiego pochodzenia. To będzie pierwszy
konar Królestwa.
...Masz w sobie talenty, dary, umiejętności...
i nie będziesz się bała dzielić nimi z innymi, bo
większa będzie radość dawania i dzielenia się, a
ofiarowane innym bezinteresownie dobro będzie
przynosić o wiele więcej i nigdy się nie wyczerpie.
Jako Królewska Córka będziesz ufnie podchodzić
do drugiego człowieka, jak do daru, który ma być
pomocą do tworzenia czegoś innego, nowego,
pięknego i ciekawego.
Gdy będzie Ci smutno i będziesz czuła się zraniona, to odbierzesz to jako próbę charakteru, a nie
złośliwy eksperyment Pana Boga. Będziesz chciała budować nowe relacje i przyjaźnie, będziesz
chciała poznawać...
Uśmiech będzie Ci stale towarzyszył, mimo trudnych sytuacji. Każda najprostsza i najbardziej
prozaiczna czynność będzie wykonywana bez
poczucia, że tracisz czas i mogłabyś robić w tym
4
momencie coś innego. Towarzyszem będzie Ci
pewność, że właśnie Tobie teraz to jest potrzebne,
chcesz to robić... dla siebie i innych.
W najtrudniejszych chwilach będziesz chciała
wyglądać pięknie, bo każdy trud i cierpienie, to
rozmowa z Bogiem, rozmowa Dziecka, które wie,
że jest kochane przez Ojca: „Daleka bądź od trwogi, bo nie masz się czego obawiać, i od przestrachu, bo nie ma on przystępu do ciebie. Oto jeśli
nastąpi napaść, nie będzie to ode mnie”. (Iz 54,1415)
Kobieta, która jest żoną, matką, osobą samotną,
konsekrowaną, zapracowaną, niezależną, Królową
staje się przez całe życie.
Ten proces pomaga spojrzeć na kobietę, jako na
istotę, która ufa każdej chwili życia, nie dlatego,
że świetnie wszystko sobie zaplanowała i zapięła
na ostatni guzik, ale dlatego, że jest w niej zaufanie do Ojca, który Jest ponad tym wszystkim i wie
co dla niej będzie najlepsze.
Iwona Serafin
MOJE SPOTKANIE
Z CZARNĄ MADONNĄ
Z GUADALUPE
Mexico City, 20 października 2005 roku – wczesnym
rankiem, lekko zmęczeni po długich godzinach lotu,
wyruszyliśmy z hotelu do sanktuarium Matki Bożej w
Guadalupe. Wszyscy uczestnicy pielgrzymki lekko
podnieceni, a jednocześnie zanurzeni w swoich myślach
i modlitwie, oczekują na spotkanie z Maryją, którą już
wcześniej mieliśmy okazję czcić w jej sanktuariach w
Fatimie, La Salette i Lourdes. Jadąc ulicami współczesnego miasta, myślami byliśmy w dniu 9 grudnia 1531
roku, kiedy to nawrócony i ochrzczony 51-letni Juan
Diego udawał się do miasta Meksyk, żeby uczestniczyć
we Mszy świętej. Był właśnie w drodze, gdy przechodząc w pobliżu świątyni bogini Tonantzin, usłyszał
nagle śpiew tysięcy ptaków i ujrzał po raz pierwszy
piękną młodą niewiastę, która zawołała go serdecznie:
„Juanito, mój najpokorniejszy synu, dokąd idziesz?”
Indianin odczuł wielką radość. Piękna Pani, która stała
naprzeciw niego emanowała wielkością, a jej piękne
szaty błyszczały jak słońce, a miejsce, w którym stała
było otoczone jakby blaskiem drogocennych kamieni.
Niewiasta przemówiła do niego: „Wiedz i dobrze zrozum, najpokorniejszy z moich synów, że Ja jestem zawsze Dziewicą – Świętą Maryją, Matką Boga prawdziwego, dla którego istniejemy, Stworzyciela wszystkich
rzeczy, Pana nieba i ziemi. Chciałabym, żeby tutaj
został wybudowany kościół, abym mogła wam ukazać i
dać moją miłość, moje współczucie, moją pomoc i opiekę, gdyż jestem waszą Matką miłosierną dla was, dla
wszystkich mieszkańców tej ziemi i dla wszystkich,
którzy Mnie kochają, wzywają i darzą ufnością. Aby
wypełnić to, o co proszę, idź do pałacu biskupa w Meksyku i powiedz mu, że bardzo pragnę, żeby tu, na tej
równinie powstał kościół wybudowany na moją cześć.
Opowiesz mu w szczegółach wszystko, co widziałeś i co
tu podziwiałeś oraz to, co słyszałeś.” Juan Diego posłuszny prośbom Pięknej Pani udał się do biskupa,
któremu opowiedział, co go spotkało. Biskup, franciszkanin Juan de Zumarraga, nie bardzo uwierzył w jego
cudownie nadprzyrodzoną przygodę. W tym samym
dniu Juan Diego powrócił na miejsce spotkania z Maryją, która czekała na niego tam, gdzie widział Ją po raz
pierwszy. Wyznał Jej, że postąpił zgodnie z poleceniem, ale biskup nie uwierzył w jego opowieść. Maryja
ponowiła swoją prośbę i stanowczo nakazała, żeby jutro
poszedł zobaczyć się z biskupem: „Pójdziesz tam w
moim imieniu i powiesz mu o moim życzeniu, żeby zaczął budować tutaj kościół. I powiedz mu, że to Ja,
zawsze Dziewica, Święta Maryja, Matka Boga wysłałam
cię do niego.” San Diego zrobił tak jak mu kazała Piękna Pani, ale Biskup nadal nie wierzył w jego słowa i
zażądał jakiegoś widzialnego znaku, który by świadczył
o tym, że przysyła Go Najświętsza Panna. Przy kolejnym spotkaniu Matka Boża zwróciła się do Juan Diego,
aby wszedł na wzgórze i zerwał kwiaty, które tam zobaczy. Posłuszny Indianin natychmiast wspiął się na
wzgórze. Nigdy nie widział tak wielkiej różnorodności
cudnych róż – w dodatku o tej porze roku! Zaczął je
więc zbierać i umieścił w swojej tilmie czyli sukni, w
którą był ubrany. Pokazał zebrane róże Pięknej Pani, a
Ona kazała je zanieść biskupowi jako znak jej obecności, wraz z prośbą o wybudowanie świątyni ku jej czci.
Gdy po trudach Indianin dostał się przed oblicze biskupa, niczego nie podejrzewając, rozwinął swą białą szatę,
wysypując z niej róże. Kiedy zaś wielka liczba pięknych kwiatów upadła na ziemię, na jego szacie ujrzano
wizerunek Najświętszej Panny, zawsze Dziewicy, Matki Boga. Ten sam wizerunek, który dziś można oglądać
w Tepeyac, określanym jako Guadelupe.
Powoli zbliżaliśmy się do górującego nad miastem
Sanktuarium, gdy drogę zablokowała nam pielgrzymka
składająca się z samych kolorowo ubranych indiańskich
mężczyzn, niosących naręcza kwiatów przy wtórze
radosnych pieśni. Widok ten robił niesamowite wrażenie. Do głowy cisnęły się porównania z pielgrzymek do
Częstochowy, ale ta egzotyka barw, śpiewu i radości
była niepowtarzalna. Wreszcie dojechaliśmy na parking, emocje rosły i znowu miłe zaskoczenie. Po wejściu na dziedziniec Sanktuarium serce nam mocniej
zabiło – przed nami ukazał się pomnik naszego Papieża
i samochód, którym podróżował po Meksyku. Cześć i
szacunek dla Jana Pawła II spotykaliśmy na każdym
kroku podczas całego naszego pobytu w Meksyku.
Nadeszła w końcu ta chwila, kiedy to w skupieniu mogliśmy, wpatrując się w wizerunek MATKI Bożej z
Guadalupe, oddać jej pokłon i pomodlić się przed jej
cudownym obrazem, z którego jej żywe oczy kryjące
jeszcze wiele nie odkrytych tajemnic, wpatrywały się w
nas tak, jakby czytały nasze myśli. Trudno było oderwać wzrok od tego wspaniałego obrazu namalowanego
w niewytłumaczalny ludzkim rozumem sposób. Niestety, z uwagi na zbliżające się pielgrzymki musieliśmy
odejść od obrazu, z którego płynęła jakaś dziwna siła.
Msza święta w Sanktuarium dopełniła naszej radości z
nawiedzenia tego miejsca tak odległego od naszej rzeczywistości. Wychodząc po Eucharystii z bazyliki
zobaczyliśmy znowu trochę egzotyki. Cały olbrzymi
plac w centrum Sanktuarium pokryty był biwakującymi
pielgrzymami, którzy całymi rodzinami gotowali jedzenie, odpoczywali leżąc pod prymitywnymi namiotami
lub parasolami, co przypominało trochę rozbawiony
obóz cygański.
Pół dnia w Sanktuarium minęło jak jedna chwila. Zakup
kopii cudownego obrazu pozwolił przedłużyć spotkanie
z Matką Bożą z Guadalupe. A jej obraz wiszący w
moim mieszkaniu przypomina o przeżyciach, których
doznałam nawiedzając jej Sanktuarium.
Może kiedyś tam jeszcze wrócę…
Bożena Domżał
5
Polskość
i europejskość
„Polskość to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie ciasnota i zamknięcie”.
Słowa Jana Pawła II z książki „Pamięć i tożsamość” przytaczam na Święto Konstytucji
3 Maja, które zbiega się z uroczystością Matki
Bożej Królowej Polski. Od czterech lat mamy też
dodatkowy kontekst, w którym warto się do nich
odwołać – 1 maja mija kolejna rocznica przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Nie chodzi
mi oczywiście o odniesienia natury politycznej,
ale dotyczące sfery duchowej i kulturowej. Sądzę, że najciekawszym punktem oparcia w tej
dziedzinie jest właśnie postać Karola Wojtyły,
współczesnego klasyka polskości, a zarazem
jednego z najwybitniejszych Europejczyków
naszych czasów.
Polskość w czasach przyspieszenia
Polskość, patriotyzm, europejskość, uniwersalizm
– te pojęcia pozostają istotnym elementem debaty
publicznej, ale także naszych prywatnych wyborów ideowych. Polska bardzo zmieniła się od
1989 roku i może obecnie w pełni uczestniczyć w
życiu Europy. Stary Kontynent przeżył w ostatnich dekadach dwie wielkie zmiany – najpierw w
okresie po II wojnie światowej, gdy wkroczył w
czas integracji, a potem w 1989 roku, gdy „wiosna
ludów” niejako „poszerzyła” europejską przestrzeń wolności o kraje naszej części kontynentu.
My i nasi sąsiedzi żyjemy w czasie niesłychanego
historycznego przyspieszenia, gdyż – poza przemianami na swoim podwórku – „nadrabiamy” też
naszą nieobecność w europejskich procesach integracyjnych. Staramy się brać odpowiedzialność za
całą Europę, a to wymaga pracy nad swoją
„pamięcią i tożsamością”, do której wiele razy
zachęcał Jan Paweł II.
Patriotyzm – tak, nacjonalizm – nie
Polskość Karola Wojtyły była zawsze widoczna.
Uważał ją za szczególną wartość, obejmującą
historię, kulturę, a także polski obyczaj i piękno
rodzimej przyrody. A więc była to afirmacja polskości, przeciwstawiająca się zarówno zawstydzeniu polskością, jak i wynoszeniu się ponad ludzi
innych narodowości. Czy takie podejście nie jest
właśnie definicją patriotyzmu? Zajrzyjmy ponownie do książki „Pamięć i tożsamość”: „Patriotyzm
oznacza umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowa-
6
nie historii, tradycji, języka czy samego krajobrazu ojczystego. Jest to miłość, która obejmuje również dzieła rodaków i owoce ich geniuszu. Próbą
dla tego umiłowania staje się każde zagrożenie
tego dobra, jakim jest ojczyzna. Nasze dzieje
uczą, że Polacy byli zawsze zdolni do wielkich
ofiar dla zachowania tego dobra albo też dla jego
odzyskania”. Zwróćmy uwagę na jeden szczegół:
umiłowanie „owoców geniuszu” rodaków jest
potrzebne, ale nie naszych wad i błędów. Postawa
patriotyczna zakłada raczej, że z błędów przeszłości należy wyciągać wnioski, pozwalające na
lepsze rozwiązywanie dzisiejszych dylematów.
Przypomnę jeszcze słowa Jana Pawła II wygłoszone na forum ONZ w 1995 roku: „Musimy
wyjaśnić zasadnicze różnice pomiędzy niezdrową
formą nacjonalizmu, który uczy pogardy dla innych narodów i kultur, a patriotyzmem, który jest
właściwą miłością własnego kraju. Prawdziwy
patriotyzm nigdy nie stara się dążyć do dobrobytu
własnego narodu kosztem innych. Nacjonalizm,
szczególnie w swoich najskrajniejszych formach,
jest więc antytezą prawdziwego patriotyzmu”.
Polskość nowoczesna
Papież był osobą zanurzoną w polskiej historii, ale
zarazem podkreślał konieczność kształtowania
patriotyzmu na nasze czasy. Przestrzegał przed
zamknięciem się tylko w rozpamiętywaniu i przywoływaniu przeszłości. Kończąc pielgrzymkę do
Polski w 1997 roku powiedział: „Wierność korzeniom nie oznacza mechanicznego kopiowania
wzorów z przeszłości. Wierność korzeniom jest
zawsze twórcza, gotowa do pójścia w głąb, otwar-
ta na nowe wyzwania, wrażliwa na «znaki czasu».
(…) Wierność korzeniom oznacza nade wszystko
umiejętność budowania organicznej więzi między
odwiecznymi wartościami, które tyle razy sprawdziły się w historii, a wyzwaniami świata współczesnego, między wiarą a kulturą, między Ewangelią a życiem. (…) Polska wierna swym korzeniom. Europa wierna swym korzeniom.”
Co to jest „polskość jagiellońska”?
Jan Paweł II wielokrotnie podkreślał też, że polska państwowość i tożsamość ma już ponad tysiąc
lat. Odwoływał się do chrztu Mieszka I oraz do
postaci św. Wojciecha i św. Stanisława. Szczególnie chętnie wracał jednak do czasów jagiellońskich, do „złotego wieku” dziejów Polski, kiedy
państwo było silne, a jednocześnie kwitła kultura.
Symbolem tych osiągnięć jest Wawel – siedziba
królów, pomnik kultury, a także katedra – jedno z
najważniejszych miejsc na duchowej mapie kraju.
Właśnie tej koncepcji „polskości jagiellońskiej”
dotyczą zacytowane na początku słowa: „Polskość
to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie
ciasnota i zamknięcie.” Polska jagiellońska to nie
tyle Rzeczpospolita Obojga Narodów, ale jeszcze
szersza wspólnota republikańska, w której żyli i
dbali o wspólne dobro Polacy, Litwini, Rusini,
Żydzi i przedstawiciele innych narodów. To kraj,
w którym twórczo przenikały się wpływy kultury
łacińskiej i bizantyjskiej, chrześcijaństwa zachodniego i wschodniego.
Choć Polska wygląda dziś inaczej niż w XVI
wieku, Jan Paweł II wciąż odwoływał się do idei
„jagiellońskiej”, aby kształtować postawy współczesnych Polaków. Czyż nie dawał w ten sposób
wskazówki, jak odnaleźć się w kolejnym etapie
dziejów
–
w
czasach
wolności
i europejskiej integracji?
Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej
Karol Wojtyła, którego młodość przypadła na
okres II wojny światowej, nosił w sobie pamięć
tego, czym grożą totalitaryzmy i nacjonalizm. Jak
wielu inicjatorów integracji europejskiej rozumiał
on, że kontynent nie może dalej funkcjonować w
oparciu o rywalizację nacjonalizmów lub wrogich
bloków. To znamienne, że dwóch „ojców Europy”, Roberta Schumana i Alcide de Gasperiego,
łączy z Janem Pawłem II również to, że ... trwają
ich procesy beatyfikacyjne. „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój”...
Stosunek do Unii Europejskiej budzi kontrowersje. Także we wspólnocie Kościoła spotykamy
ludzi o różnych poglądach – od euroentuzjastów
do eurosceptyków. To uprawnione różnice, które
nie powinny stawać się zarzewiem konfliktów
dzielących Kościół. Dla chrześcijanina najlepsze
wydaje się podejście eurorealistyczne, oparte na
rozumnej analizie sytuacji i poszukiwaniu dobra
wspólnego. Czy Unia Europejska jest dobrą odpowiedzią na tragedię II wojny światowej? Myślę,
że tak, gdyż podstawowym celem integracji europejskiej jest zachowanie pokoju. Czy UE daje
korzyści obywatelom krajów członkowskich?
Niewątpliwie tak – weźmy choćby pod uwagę
swobodę podróży, większe możliwości wymiany
studentów i naukowców, więcej stypendiów, czy
wreszcie wsparcie rozwoju infrastruktury w uboższych krajach Unii. Czy prawa i instytucji Unii w
pełni chronią to, jest wkładem chrześcijaństwa w
rozwój cywilizacji europejskiej i rozumienie godności osoby? Nie zawsze tak, jak byśmy sobie
życzyli. To tylko początek listy istotnych pytań o
stosunek chrześcijanina do UE.
Jan Paweł II zdawał sobie sprawę z tego, że daleko posunięta dechrystianizacja Europy i popularność idei relatywistycznych wywierają negatywny
wpływ także na UE. Jego apele adresowane do
przywódców krajów członkowskich o poszanowanie chrześcijańskiego dziedzictwa Europy były
nieraz ignorowane. Jednak mimo to nie zwątpił w
słuszność idei integracyjnych i wzywał chrześcijan, by włączali się do kształtowania przyszłości
Europy nie tylko jako unii gospodarczej, ale również jako „wspólnoty ducha”. Przemawiając do
Polaków w Rzymie w maju 2003 roku, przed
referendum akcesyjnym, najpierw powiedział:
„Wiem, że wielu jest przeciwników integracji.
Doceniam ich troskę o zachowanie kulturalnej i
religijnej tożsamości naszego Narodu”. Zaraz
potem kontynuował: “Muszę jednak podkreślić
raz jeszcze, że Polska zawsze stanowiła ważną
część Europy i dziś nie może wyłączać się z tej
wspólnoty, która wprawdzie na różnych płaszczyznach przeżywa kryzysy, ale która stanowi jedną
rodzinę narodów, opartą na wspólnej chrześcijańskiej tradycji. Wejście w struktury Unii Europejskiej, na równych prawach z innymi państwami,
jest dla naszego Narodu i bratnich Narodów słowiańskich wyrazem jakiejś dziejowej sprawiedliwości, a z drugiej strony może stanowić ubogacenie Europy. Europa potrzebuje Polski. Kościół w
Europie potrzebuje świadectwa wiary Polaków.
Polska potrzebuje Europy. Od Unii Lubelskiej do
Unii Europejskiej”.
“Kościół w Europie potrzebuje świadectwa wiary
Polaków”. Niech to papieskie wezwanie mobilizuje nas wszystkich, którzy chcemy być uczniami
Chrystusa, niezależnie od tego, jaki jest nasz stosunek do instytucji UE.
Bohdan Białorucki
7
Figura Matki Bożej z Dzieciątkiem, której poświęcony jest
ten tekst, znajduje się obecnie w apsydzie kościoła św.
Anny, za głównym ołtarzem, na tle obrazu przedstawiającego Świętą Rodzinę z rodzicami Maryi – Anną i Joachimem. Ta figurka należy do najcenniejszych skarbów naszego ośrodka.
Jest ona dziełem warsztatu warszawskiego, pochodzącym z
początków XVI wieku. Ma charakter późnogotycki, chociaż
znawcy wskazują też na jej pewne cechy typowe dla wczesnego renesansu, a zwłaszcza na uśmiech Madonny.
Figurka pojawiła się w kościele św. Anny około 1520 roku
jako centralny element ufundowanego wówczas ołtarza. Możliwe, że była częścią tryptyku przyściennego. We wnętrzu
świątyni pozostawała około 125 lat.
W 1643 roku podczas przeróbek wnętrza świątyni rozebrano
główny ołtarz, a figurę umieszczono na specjalnie dla niej
wzniesionej kolumnie pośrodku wirydarza klasztornego (przy
naszym kościele mieścił się wówczas klasztor bernardynów).
Miało to miejsce rok przed wzniesieniem kolumny króla Zygmunta III Wazy na Placu Zamkowym.
W XVII wieku figura musiała być otoczona szczególnym
kultem, gdyż została ukoronowana (brak dokładnej daty tego
wydarzenia). Umieszczenie posągu Madonny z Dzieciątkiem
na kolumnie na zewnątrz kościoła uratowało go przed pożarem, który zniszczył kościół w 1657 roku, podczas wojen
szwedzkich. Przetrwał również kasatę zakonu bernardynów po
Powstaniu Styczniowym.
W 1885 roku kolumnę wraz z rzeźbą przeniesiono na nowe
miejsce – między dzwonnicą (obecnie wieżą) a wybudowaną
Kościół Akademicki
św. Anny w Warszawie
ul. Krakowskie Przedmieście 68,
www.swanna.waw.pl, tel. 826-89-91
Msze św. niedzielne: 8.30; 10.00; 12.00; 15.00;
19.00; 21.00.
Msze św. w dni powszednie: 7.00; 7.30; 15.00;
18.30. (w I piątki miesiąca i 2. dnia miesiąca:
21.00)
8
w 1836 roku Kaplicą
Loretańską. Wtedy też
przeprowadzono konserwację figury, pozostającej przez 242 lata na
wolnym powietrzu.
Warunki atmosferyczne
spowodowały, że straciła
ona swą pierwotną
polichromię, a dym z
kominów miejskich oraz
palące się przed rzeźbą
kaganki przyczyniły się
do jej przyciemnienia. W
1925 roku figurę ponownie poddano konserwacji.
Tragicznym epizodem
była II wojna światowa,
kiedy to odłamki wybuchającego pocisku
uszkodziły figurę oraz
jej koronę.
W 1977 roku zdjęto
figurę z kolumny i
zastąpiono kopią. Po czym na 20 lat rzeźba była przechowywana w magazynie. Zdjęcie, które jest ilustracją tekstu, pochodzi
właśnie z tego okresu. Dopiero w 2001 roku, po gruntownych,
profesjonalnych zabiegach konserwatorskich figura Maryi z
Dzieciątkiem odzyskała blask i znaczenie sakralnego dzieła
sztuki.
Jest to jeden z niewielu wybitnie warszawskich, tak cennych
zabytków, który przetrwał szczęśliwie zawieruchy historii.
Olga Ziętkiewicz
Zapraszamy do współredagowania naszego
pisma. Teksty i uwagi można przesyłać na adres
e-mail: [email protected]
Redakcja spotyka się w poniedziałki o 17.30
u ks. Michała
Sakrament Pokuty i Pojednania: pon.-piąt.
7.00-8.00; 15.00-19.00, sobota: 7.00-8.00, 15-16,
18.30-19; niedziela: w czasie Mszy świętych.
Chrzty dzieci w I i III niedzielę miesiąca o godz
12.00