mlodzianki 236 - Kościół Akademicki św. Anny
Transkrypt
mlodzianki 236 - Kościół Akademicki św. Anny
Pismo studentów od św. Anny MŁODZI ANKI Nr 26 (236) 27 IV 2008 VI niedziela Wielkanocy KOMENTARZ DO NIEDZIELNEJ EWANGELII (J 14, 15-21) Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze, Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was. Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie”. Myślę, że mężczyźni, którzy są z natury mniej emocjonalni niż kobiety, mogą mieć poważny problem z „kochaniem” Jezusa. No bo jak tu kochać mężczyznę? Dla kobiet jest to naturalne, ale dla nas mężczyzn, nie. A na dodatek – jak kochać Boga? To już przekracza wyobraźnię większości panów. Jezus zdawał sobie z tego sprawę i dlatego podał prostą receptę: „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje”. To wydaje się być bardziej zrozumiałe. Wystarczy być posłusznym Bożym Przykazaniom, a możemy uznać, że już kochamy Jezusa. I taka jest prawda, taki jest początek drogi. Bądźmy jednak bardzo ostrożni, bo na każdym kroku czyhają na nas pułapki złego ducha. Faryzeusze – wydawało się – też byli posłuszni Bożym Przykazaniom, a jednak nie zauważyli, że nie dotrzymywali pierwszego, bo własną religijność, prawo postawili na miejscu Boga. Zakładając, że jako tako radzimy sobie z Bożymi Przykazaniami i staramy się usuwać „zawalidrogi”, o których dowiadujemy się podczas rachunku sumienia i Sakramentu Spowiedzi, to jedno pytanie pozostaje wciąż aktualne: po co mamy kochać Jezusa? Teologia natychmiast poda wiele pięknych i wzniosłych odpowiedzi, kompletnie niezrozumiałych dla człowieka świeckiego XXI w. I Jezus wcale się o to nie gniewa, On jedynie mówi: „Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Po- 2 cieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze, Ducha Prawdy”. Tak, bracia i siostry, nagrodą tu i teraz jest Prawda, Jego Prawda. Nie jest to prawda moja, twoja, kobiety/mężczyzny, szefa/ pracownika, polityka/dziennikarzy. To jest JEGO PRAWDA. Prawda, której jasności nie da się z niczym porównać, której klarowność nie podlega dyskusji. I kto zasmakuje tej Prawdy, nie ma już ochoty słuchać rozpaczliwych dyskusji w tv, tracić czasu na oglądanie żałosnych filmów o niczym. Kto raz zasmakuje Prawdy Jezusa, wyczuwa natychmiast jej nędzne substytuty i je odrzuca. Prawda Jezusa pokazuje nam nasze serca i ich zranienia w taki sposób jak widzi je Jezus. Pozwala spojrzeć na otaczający nas świat, o który toczy się śmiertelny bój Aniołów ze złymi duchami, oczami Jezusa. Pozwala spojrzeć na bliźnich i ich cierpienia tak jak widzi ich Jezus. Prawda Jezusa otwiera zupełnie nową perspektywę. Przy każdej uroczystości wszyscy powtarzamy w nieskończoność słowa JPII: „Nie lękajcie się”. No bo właśnie odwagi potrzeba nam, aby przyjąć Prawdę Jezusa o sobie. Czasami wystarczy odrobina odwagi, a niekiedy już bardzo dużo odwagi. Ale z odwagą to my, panowie nie mamy w większości problemów, chyba.... Rafał Bober Królowo, gdzie jesteś? Jakiś czas temu odczuwałem pewien dyskomfort, że nie mam należnego nabożeństwa do Najświętszej Marii Panny, bo... to tylko Matka – pogłaszcze, przytuli i nic z tego nie wynika, ponieważ życie i tak kieruje się własnymi prawami. Swoje wzorce czerpałem z Jezusa; a także króla Dawida, Mojżesza, Abrahama, Apostołów, Proroków, czyli mężczyzn czynu, walki, ogólnie mów i ą c – Ż o łn i e r z y w s łu ż b i e Je z u s a . Na szczęście Pan Bóg ma swoje sposoby, aby uzupełnić tego typu „braki” i włożył mi w ręce stary, rozsypujący się egzemplarz książki ks. Aleksandra Derouville’a „O n a ś l ad ow a ni u N a j św i ęt s z e j M a r y i P a n ny” (Michalineum, Kraków 1983). I dzięki niemu odkryłem, że Maryja posiadała cnoty wszystkich wymienionych wyżej żołnierzy w stopniu doskonałym. U podstaw jej postępowania leżała niezachwiana UFNOŚĆ, że Pan Bóg po prostu wie lepiej jak zorganizować jej życie. Ta ufność była podstawą jej nadzwyczajnej, codziennej odwagi. Bo jej życie to była „ostra jazda bez trzymanki”. Najpierw przyjęła propozycję Boga Ojca, aby urodzić Syna Bożego poczętego z Ducha Świętego. Narodziny następują w drodze, w skrajnej nędzy, a w parę dni później Maryja przyjmuje mędrców ze świata, którzy przyszli oddać pokłon jej narodzonemu Synowi. Następnej nocy NMP ucieka z maleńkim Jezusem i św. Józefem przed prześladowaniami do Egiptu. Spędzają na wygnaniu parę lat, aby wreszcie powrócić do Nazaretu. Tutaj następuje radość ze znalezienia się ponownie w ojczyźnie, wśród bliskich. Radość z dorastania Jezusa, miłości małżeńskiej, aby po kilku latach doświadczyć bólu życia we wdowieństwie. I znowu radość z przebywania z Jezusem, jako dorosłym synem, mężczyzną, a potem niepokój, gdy prowadził On swoją działalność publiczną, aż wreszcie niewymowne cierpienia przeżywane u stóp Syna konającego na Krzyżu. Radość z Jego Zmartwychwstania, a później niepokój związany z Jego odejściem do Ojca i znowu radość, gdy Maryja doświadczyła zesłania Ducha Świętego razem z uczniami w Wieczerniku w Dniu Pięćdziesiątnicy. Radość przeplatana ze łzami, nadzieja z chwilami zwątpienia. I po co ta nikomu nieznana żydowska kobieta przez to wszystko przeszła? Po to aby, wykorzystując wolną wolę, odpowiedzieć „fiat” na Bożą propozycję współpracy, a przez to współuczestniczyć w misji kompletnego zwycięstwa nad złym duchem, szatanem, aby nie miał władzy nad nami. To była jej misja. Misja, która odwróciła losy świata. Do takich misji powołane są i dzisiejsze kobiety. Powołane są do pokonania szatana w naszych rodzinach, narodzie i świecie. Ale ta walka musi się zacząć od serc samych kobiet. Ich serca muszą być tak czyste, tak odważne jak serce Maryi, aby mogły myśleć o najprost- szej misji. Muszą mieć serce „królewskie”. Czy mamy szansę spotkać takie „królowe” na ulicach naszego miasta? Wydaje się, że to trudne. Wokół widzę kobiety zalęknione, które chcą znać wszystkie szczegóły Planu Bożego z wyprzedzeniem, zanim się zdecydują na krok w Jego stronę. Chcą wiedzieć, czy aby na pewno będą miały słodkie, szczęśliwe i spokojne życie. Chcą mieć wszystko poukładane, przytulne i bezpieczne z ludzkiego punktu widzenia. Ufają swojej urodzie lub zdolnościom, a nie Bożemu Miłosierdziu ani Bożym Planom. Szukają w panice swojej przystani i w tym poszukiwaniu, mieszają się z tysiącami podobnych sobie „poszukujących”. Mają głowy opuszczone w tym przeszukiwaniu, szukają pod nogami. Nie wyglądają jak królowe, choć noszą markowe ubrania i jeżdżą luksusowymi samochodami. Bo królowa ma zawsze podniesioną głowę, nawet wtedy gdy cierpi, bo dzięki podniesionej głowie widzi dalej. Dostrzega Plan Boży. Widzi horyzont i swoją misję. Myślę, że królowymi była s. Faustyna i filigranowa Matka Teresa z Kalkuty. W swoim życiu miałem okazję spotkać zaledwie kilka królowych. Są one odważne ufnością w Boże Miłosierdzie. Nie boją się ryzykownych, z ludzkiego punktu widzenia, rozwiązań. Ufnie patrzą w przyszłość, choć wokół nich „pali się ziemia”. Tracą mieszkania, prace, przyjaźnie, ale nie tracą Nadziei i świadomości obecności Boga w każdej życiowej sytuacji. Są mądre Mądrością Ducha Świętego. Będąc otwartymi na Słowa Jezusa, odkrywają rolę kobiety w społeczeństwie, żony w małżeństwie. Zaczynają przyznawać, że rola mężczyzny w społeczeństwie/rodzinie to rola skały. Chcą być oparciem i pomocą dla męża mocnego Duchem. Dochodzą do mądrości zawartych w Syr 36, 22– 25. Ich refleksje są w ostrym kontraście z tym, do czego namawiają kolorowe pisemka dla kobiet. Stoją w sprzeczności z nawoływaniami feministek do aborcji, zdobywania władzy nad mężczyznami, parciem do awansu zawodowego za wszelką cenę. Królowe są spokojne pokojem Ducha Świętego. Zniecierpliwienie, humory, huśtawka emocji są u nich rzadko spotykanymi zjawiskami, a na pewno nie rodzajem usprawiedliwienia. To wielka frajda przebywać w towarzystwie królowych. Problem jest tu tylko taki, że królowe chcą przebywać w towarzystwie królów. A to w skrócie oznacza, że mężczyźni zniewoleni przez: nałogi, pornografię, pieniądze, rodziców lub inne toksyczne relacje, nie są przez nie mile widziani. Po prostu – królowa szuka króla, a służąca służącego. A Ty, drogi bracie i siostro, kogo szukasz? Rafał Bober 3 Kobieta jako Królowa Czy łatwo jest Tobie – współczesnej Kobiecie – na co dzień czuć się Królową? - Wsłuchaj się w słowa z Pierwszego Listu św. Jana: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3,1) Zanim poczujesz, że jesteś Królową, musisz odczuć w swoim sercu, że jesteś Dzieckiem Boga, który Cię pielęgnuje, opiekuje się Tobą, kocha miłością bezwarunkową, pamięta zawsze o Tobie i troszczy się o Ciebie, nawet wtedy, gdy Twoi Rodzice nie byli doskonali w miłości, popełnili błędy, może pozostały rany... Jesteś Córką Boga. Jako Jego Córka śmiało zwracaj się do Boga Ojca: „Tato”. Mów do Niego, gdy jesteś zła, gdy cierpisz, masz do Niego żal, gdy myślałaś, że będzie inaczej... że świat się wali Tobie na głowę i już nie dajesz rady. Bóg Ojciec nigdy nie zawiedzie. Zawsze pomoże i pocieszy Słowem. Ojciec wie wszystko o Tobie, jesteś dla niego najważniejsza. Będzie Cię o tym cierpliwie przekonywał. Gdy w drugim człowieku, nawet takim od którego wiele osób odwraca twarz, dostrzeżesz Kogoś godnego szacunku, zobaczysz w nim coś dobrego, a nie uciekniesz przerażona, lecz nawiążesz z nim relację, to będzie oznaką początków twojego królewskiego pochodzenia. To będzie pierwszy konar Królestwa. ...Masz w sobie talenty, dary, umiejętności... i nie będziesz się bała dzielić nimi z innymi, bo większa będzie radość dawania i dzielenia się, a ofiarowane innym bezinteresownie dobro będzie przynosić o wiele więcej i nigdy się nie wyczerpie. Jako Królewska Córka będziesz ufnie podchodzić do drugiego człowieka, jak do daru, który ma być pomocą do tworzenia czegoś innego, nowego, pięknego i ciekawego. Gdy będzie Ci smutno i będziesz czuła się zraniona, to odbierzesz to jako próbę charakteru, a nie złośliwy eksperyment Pana Boga. Będziesz chciała budować nowe relacje i przyjaźnie, będziesz chciała poznawać... Uśmiech będzie Ci stale towarzyszył, mimo trudnych sytuacji. Każda najprostsza i najbardziej prozaiczna czynność będzie wykonywana bez poczucia, że tracisz czas i mogłabyś robić w tym 4 momencie coś innego. Towarzyszem będzie Ci pewność, że właśnie Tobie teraz to jest potrzebne, chcesz to robić... dla siebie i innych. W najtrudniejszych chwilach będziesz chciała wyglądać pięknie, bo każdy trud i cierpienie, to rozmowa z Bogiem, rozmowa Dziecka, które wie, że jest kochane przez Ojca: „Daleka bądź od trwogi, bo nie masz się czego obawiać, i od przestrachu, bo nie ma on przystępu do ciebie. Oto jeśli nastąpi napaść, nie będzie to ode mnie”. (Iz 54,1415) Kobieta, która jest żoną, matką, osobą samotną, konsekrowaną, zapracowaną, niezależną, Królową staje się przez całe życie. Ten proces pomaga spojrzeć na kobietę, jako na istotę, która ufa każdej chwili życia, nie dlatego, że świetnie wszystko sobie zaplanowała i zapięła na ostatni guzik, ale dlatego, że jest w niej zaufanie do Ojca, który Jest ponad tym wszystkim i wie co dla niej będzie najlepsze. Iwona Serafin MOJE SPOTKANIE Z CZARNĄ MADONNĄ Z GUADALUPE Mexico City, 20 października 2005 roku – wczesnym rankiem, lekko zmęczeni po długich godzinach lotu, wyruszyliśmy z hotelu do sanktuarium Matki Bożej w Guadalupe. Wszyscy uczestnicy pielgrzymki lekko podnieceni, a jednocześnie zanurzeni w swoich myślach i modlitwie, oczekują na spotkanie z Maryją, którą już wcześniej mieliśmy okazję czcić w jej sanktuariach w Fatimie, La Salette i Lourdes. Jadąc ulicami współczesnego miasta, myślami byliśmy w dniu 9 grudnia 1531 roku, kiedy to nawrócony i ochrzczony 51-letni Juan Diego udawał się do miasta Meksyk, żeby uczestniczyć we Mszy świętej. Był właśnie w drodze, gdy przechodząc w pobliżu świątyni bogini Tonantzin, usłyszał nagle śpiew tysięcy ptaków i ujrzał po raz pierwszy piękną młodą niewiastę, która zawołała go serdecznie: „Juanito, mój najpokorniejszy synu, dokąd idziesz?” Indianin odczuł wielką radość. Piękna Pani, która stała naprzeciw niego emanowała wielkością, a jej piękne szaty błyszczały jak słońce, a miejsce, w którym stała było otoczone jakby blaskiem drogocennych kamieni. Niewiasta przemówiła do niego: „Wiedz i dobrze zrozum, najpokorniejszy z moich synów, że Ja jestem zawsze Dziewicą – Świętą Maryją, Matką Boga prawdziwego, dla którego istniejemy, Stworzyciela wszystkich rzeczy, Pana nieba i ziemi. Chciałabym, żeby tutaj został wybudowany kościół, abym mogła wam ukazać i dać moją miłość, moje współczucie, moją pomoc i opiekę, gdyż jestem waszą Matką miłosierną dla was, dla wszystkich mieszkańców tej ziemi i dla wszystkich, którzy Mnie kochają, wzywają i darzą ufnością. Aby wypełnić to, o co proszę, idź do pałacu biskupa w Meksyku i powiedz mu, że bardzo pragnę, żeby tu, na tej równinie powstał kościół wybudowany na moją cześć. Opowiesz mu w szczegółach wszystko, co widziałeś i co tu podziwiałeś oraz to, co słyszałeś.” Juan Diego posłuszny prośbom Pięknej Pani udał się do biskupa, któremu opowiedział, co go spotkało. Biskup, franciszkanin Juan de Zumarraga, nie bardzo uwierzył w jego cudownie nadprzyrodzoną przygodę. W tym samym dniu Juan Diego powrócił na miejsce spotkania z Maryją, która czekała na niego tam, gdzie widział Ją po raz pierwszy. Wyznał Jej, że postąpił zgodnie z poleceniem, ale biskup nie uwierzył w jego opowieść. Maryja ponowiła swoją prośbę i stanowczo nakazała, żeby jutro poszedł zobaczyć się z biskupem: „Pójdziesz tam w moim imieniu i powiesz mu o moim życzeniu, żeby zaczął budować tutaj kościół. I powiedz mu, że to Ja, zawsze Dziewica, Święta Maryja, Matka Boga wysłałam cię do niego.” San Diego zrobił tak jak mu kazała Piękna Pani, ale Biskup nadal nie wierzył w jego słowa i zażądał jakiegoś widzialnego znaku, który by świadczył o tym, że przysyła Go Najświętsza Panna. Przy kolejnym spotkaniu Matka Boża zwróciła się do Juan Diego, aby wszedł na wzgórze i zerwał kwiaty, które tam zobaczy. Posłuszny Indianin natychmiast wspiął się na wzgórze. Nigdy nie widział tak wielkiej różnorodności cudnych róż – w dodatku o tej porze roku! Zaczął je więc zbierać i umieścił w swojej tilmie czyli sukni, w którą był ubrany. Pokazał zebrane róże Pięknej Pani, a Ona kazała je zanieść biskupowi jako znak jej obecności, wraz z prośbą o wybudowanie świątyni ku jej czci. Gdy po trudach Indianin dostał się przed oblicze biskupa, niczego nie podejrzewając, rozwinął swą białą szatę, wysypując z niej róże. Kiedy zaś wielka liczba pięknych kwiatów upadła na ziemię, na jego szacie ujrzano wizerunek Najświętszej Panny, zawsze Dziewicy, Matki Boga. Ten sam wizerunek, który dziś można oglądać w Tepeyac, określanym jako Guadelupe. Powoli zbliżaliśmy się do górującego nad miastem Sanktuarium, gdy drogę zablokowała nam pielgrzymka składająca się z samych kolorowo ubranych indiańskich mężczyzn, niosących naręcza kwiatów przy wtórze radosnych pieśni. Widok ten robił niesamowite wrażenie. Do głowy cisnęły się porównania z pielgrzymek do Częstochowy, ale ta egzotyka barw, śpiewu i radości była niepowtarzalna. Wreszcie dojechaliśmy na parking, emocje rosły i znowu miłe zaskoczenie. Po wejściu na dziedziniec Sanktuarium serce nam mocniej zabiło – przed nami ukazał się pomnik naszego Papieża i samochód, którym podróżował po Meksyku. Cześć i szacunek dla Jana Pawła II spotykaliśmy na każdym kroku podczas całego naszego pobytu w Meksyku. Nadeszła w końcu ta chwila, kiedy to w skupieniu mogliśmy, wpatrując się w wizerunek MATKI Bożej z Guadalupe, oddać jej pokłon i pomodlić się przed jej cudownym obrazem, z którego jej żywe oczy kryjące jeszcze wiele nie odkrytych tajemnic, wpatrywały się w nas tak, jakby czytały nasze myśli. Trudno było oderwać wzrok od tego wspaniałego obrazu namalowanego w niewytłumaczalny ludzkim rozumem sposób. Niestety, z uwagi na zbliżające się pielgrzymki musieliśmy odejść od obrazu, z którego płynęła jakaś dziwna siła. Msza święta w Sanktuarium dopełniła naszej radości z nawiedzenia tego miejsca tak odległego od naszej rzeczywistości. Wychodząc po Eucharystii z bazyliki zobaczyliśmy znowu trochę egzotyki. Cały olbrzymi plac w centrum Sanktuarium pokryty był biwakującymi pielgrzymami, którzy całymi rodzinami gotowali jedzenie, odpoczywali leżąc pod prymitywnymi namiotami lub parasolami, co przypominało trochę rozbawiony obóz cygański. Pół dnia w Sanktuarium minęło jak jedna chwila. Zakup kopii cudownego obrazu pozwolił przedłużyć spotkanie z Matką Bożą z Guadalupe. A jej obraz wiszący w moim mieszkaniu przypomina o przeżyciach, których doznałam nawiedzając jej Sanktuarium. Może kiedyś tam jeszcze wrócę… Bożena Domżał 5 Polskość i europejskość „Polskość to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie ciasnota i zamknięcie”. Słowa Jana Pawła II z książki „Pamięć i tożsamość” przytaczam na Święto Konstytucji 3 Maja, które zbiega się z uroczystością Matki Bożej Królowej Polski. Od czterech lat mamy też dodatkowy kontekst, w którym warto się do nich odwołać – 1 maja mija kolejna rocznica przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Nie chodzi mi oczywiście o odniesienia natury politycznej, ale dotyczące sfery duchowej i kulturowej. Sądzę, że najciekawszym punktem oparcia w tej dziedzinie jest właśnie postać Karola Wojtyły, współczesnego klasyka polskości, a zarazem jednego z najwybitniejszych Europejczyków naszych czasów. Polskość w czasach przyspieszenia Polskość, patriotyzm, europejskość, uniwersalizm – te pojęcia pozostają istotnym elementem debaty publicznej, ale także naszych prywatnych wyborów ideowych. Polska bardzo zmieniła się od 1989 roku i może obecnie w pełni uczestniczyć w życiu Europy. Stary Kontynent przeżył w ostatnich dekadach dwie wielkie zmiany – najpierw w okresie po II wojnie światowej, gdy wkroczył w czas integracji, a potem w 1989 roku, gdy „wiosna ludów” niejako „poszerzyła” europejską przestrzeń wolności o kraje naszej części kontynentu. My i nasi sąsiedzi żyjemy w czasie niesłychanego historycznego przyspieszenia, gdyż – poza przemianami na swoim podwórku – „nadrabiamy” też naszą nieobecność w europejskich procesach integracyjnych. Staramy się brać odpowiedzialność za całą Europę, a to wymaga pracy nad swoją „pamięcią i tożsamością”, do której wiele razy zachęcał Jan Paweł II. Patriotyzm – tak, nacjonalizm – nie Polskość Karola Wojtyły była zawsze widoczna. Uważał ją za szczególną wartość, obejmującą historię, kulturę, a także polski obyczaj i piękno rodzimej przyrody. A więc była to afirmacja polskości, przeciwstawiająca się zarówno zawstydzeniu polskością, jak i wynoszeniu się ponad ludzi innych narodowości. Czy takie podejście nie jest właśnie definicją patriotyzmu? Zajrzyjmy ponownie do książki „Pamięć i tożsamość”: „Patriotyzm oznacza umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowa- 6 nie historii, tradycji, języka czy samego krajobrazu ojczystego. Jest to miłość, która obejmuje również dzieła rodaków i owoce ich geniuszu. Próbą dla tego umiłowania staje się każde zagrożenie tego dobra, jakim jest ojczyzna. Nasze dzieje uczą, że Polacy byli zawsze zdolni do wielkich ofiar dla zachowania tego dobra albo też dla jego odzyskania”. Zwróćmy uwagę na jeden szczegół: umiłowanie „owoców geniuszu” rodaków jest potrzebne, ale nie naszych wad i błędów. Postawa patriotyczna zakłada raczej, że z błędów przeszłości należy wyciągać wnioski, pozwalające na lepsze rozwiązywanie dzisiejszych dylematów. Przypomnę jeszcze słowa Jana Pawła II wygłoszone na forum ONZ w 1995 roku: „Musimy wyjaśnić zasadnicze różnice pomiędzy niezdrową formą nacjonalizmu, który uczy pogardy dla innych narodów i kultur, a patriotyzmem, który jest właściwą miłością własnego kraju. Prawdziwy patriotyzm nigdy nie stara się dążyć do dobrobytu własnego narodu kosztem innych. Nacjonalizm, szczególnie w swoich najskrajniejszych formach, jest więc antytezą prawdziwego patriotyzmu”. Polskość nowoczesna Papież był osobą zanurzoną w polskiej historii, ale zarazem podkreślał konieczność kształtowania patriotyzmu na nasze czasy. Przestrzegał przed zamknięciem się tylko w rozpamiętywaniu i przywoływaniu przeszłości. Kończąc pielgrzymkę do Polski w 1997 roku powiedział: „Wierność korzeniom nie oznacza mechanicznego kopiowania wzorów z przeszłości. Wierność korzeniom jest zawsze twórcza, gotowa do pójścia w głąb, otwar- ta na nowe wyzwania, wrażliwa na «znaki czasu». (…) Wierność korzeniom oznacza nade wszystko umiejętność budowania organicznej więzi między odwiecznymi wartościami, które tyle razy sprawdziły się w historii, a wyzwaniami świata współczesnego, między wiarą a kulturą, między Ewangelią a życiem. (…) Polska wierna swym korzeniom. Europa wierna swym korzeniom.” Co to jest „polskość jagiellońska”? Jan Paweł II wielokrotnie podkreślał też, że polska państwowość i tożsamość ma już ponad tysiąc lat. Odwoływał się do chrztu Mieszka I oraz do postaci św. Wojciecha i św. Stanisława. Szczególnie chętnie wracał jednak do czasów jagiellońskich, do „złotego wieku” dziejów Polski, kiedy państwo było silne, a jednocześnie kwitła kultura. Symbolem tych osiągnięć jest Wawel – siedziba królów, pomnik kultury, a także katedra – jedno z najważniejszych miejsc na duchowej mapie kraju. Właśnie tej koncepcji „polskości jagiellońskiej” dotyczą zacytowane na początku słowa: „Polskość to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie ciasnota i zamknięcie.” Polska jagiellońska to nie tyle Rzeczpospolita Obojga Narodów, ale jeszcze szersza wspólnota republikańska, w której żyli i dbali o wspólne dobro Polacy, Litwini, Rusini, Żydzi i przedstawiciele innych narodów. To kraj, w którym twórczo przenikały się wpływy kultury łacińskiej i bizantyjskiej, chrześcijaństwa zachodniego i wschodniego. Choć Polska wygląda dziś inaczej niż w XVI wieku, Jan Paweł II wciąż odwoływał się do idei „jagiellońskiej”, aby kształtować postawy współczesnych Polaków. Czyż nie dawał w ten sposób wskazówki, jak odnaleźć się w kolejnym etapie dziejów – w czasach wolności i europejskiej integracji? Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej Karol Wojtyła, którego młodość przypadła na okres II wojny światowej, nosił w sobie pamięć tego, czym grożą totalitaryzmy i nacjonalizm. Jak wielu inicjatorów integracji europejskiej rozumiał on, że kontynent nie może dalej funkcjonować w oparciu o rywalizację nacjonalizmów lub wrogich bloków. To znamienne, że dwóch „ojców Europy”, Roberta Schumana i Alcide de Gasperiego, łączy z Janem Pawłem II również to, że ... trwają ich procesy beatyfikacyjne. „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój”... Stosunek do Unii Europejskiej budzi kontrowersje. Także we wspólnocie Kościoła spotykamy ludzi o różnych poglądach – od euroentuzjastów do eurosceptyków. To uprawnione różnice, które nie powinny stawać się zarzewiem konfliktów dzielących Kościół. Dla chrześcijanina najlepsze wydaje się podejście eurorealistyczne, oparte na rozumnej analizie sytuacji i poszukiwaniu dobra wspólnego. Czy Unia Europejska jest dobrą odpowiedzią na tragedię II wojny światowej? Myślę, że tak, gdyż podstawowym celem integracji europejskiej jest zachowanie pokoju. Czy UE daje korzyści obywatelom krajów członkowskich? Niewątpliwie tak – weźmy choćby pod uwagę swobodę podróży, większe możliwości wymiany studentów i naukowców, więcej stypendiów, czy wreszcie wsparcie rozwoju infrastruktury w uboższych krajach Unii. Czy prawa i instytucji Unii w pełni chronią to, jest wkładem chrześcijaństwa w rozwój cywilizacji europejskiej i rozumienie godności osoby? Nie zawsze tak, jak byśmy sobie życzyli. To tylko początek listy istotnych pytań o stosunek chrześcijanina do UE. Jan Paweł II zdawał sobie sprawę z tego, że daleko posunięta dechrystianizacja Europy i popularność idei relatywistycznych wywierają negatywny wpływ także na UE. Jego apele adresowane do przywódców krajów członkowskich o poszanowanie chrześcijańskiego dziedzictwa Europy były nieraz ignorowane. Jednak mimo to nie zwątpił w słuszność idei integracyjnych i wzywał chrześcijan, by włączali się do kształtowania przyszłości Europy nie tylko jako unii gospodarczej, ale również jako „wspólnoty ducha”. Przemawiając do Polaków w Rzymie w maju 2003 roku, przed referendum akcesyjnym, najpierw powiedział: „Wiem, że wielu jest przeciwników integracji. Doceniam ich troskę o zachowanie kulturalnej i religijnej tożsamości naszego Narodu”. Zaraz potem kontynuował: “Muszę jednak podkreślić raz jeszcze, że Polska zawsze stanowiła ważną część Europy i dziś nie może wyłączać się z tej wspólnoty, która wprawdzie na różnych płaszczyznach przeżywa kryzysy, ale która stanowi jedną rodzinę narodów, opartą na wspólnej chrześcijańskiej tradycji. Wejście w struktury Unii Europejskiej, na równych prawach z innymi państwami, jest dla naszego Narodu i bratnich Narodów słowiańskich wyrazem jakiejś dziejowej sprawiedliwości, a z drugiej strony może stanowić ubogacenie Europy. Europa potrzebuje Polski. Kościół w Europie potrzebuje świadectwa wiary Polaków. Polska potrzebuje Europy. Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej”. “Kościół w Europie potrzebuje świadectwa wiary Polaków”. Niech to papieskie wezwanie mobilizuje nas wszystkich, którzy chcemy być uczniami Chrystusa, niezależnie od tego, jaki jest nasz stosunek do instytucji UE. Bohdan Białorucki 7 Figura Matki Bożej z Dzieciątkiem, której poświęcony jest ten tekst, znajduje się obecnie w apsydzie kościoła św. Anny, za głównym ołtarzem, na tle obrazu przedstawiającego Świętą Rodzinę z rodzicami Maryi – Anną i Joachimem. Ta figurka należy do najcenniejszych skarbów naszego ośrodka. Jest ona dziełem warsztatu warszawskiego, pochodzącym z początków XVI wieku. Ma charakter późnogotycki, chociaż znawcy wskazują też na jej pewne cechy typowe dla wczesnego renesansu, a zwłaszcza na uśmiech Madonny. Figurka pojawiła się w kościele św. Anny około 1520 roku jako centralny element ufundowanego wówczas ołtarza. Możliwe, że była częścią tryptyku przyściennego. We wnętrzu świątyni pozostawała około 125 lat. W 1643 roku podczas przeróbek wnętrza świątyni rozebrano główny ołtarz, a figurę umieszczono na specjalnie dla niej wzniesionej kolumnie pośrodku wirydarza klasztornego (przy naszym kościele mieścił się wówczas klasztor bernardynów). Miało to miejsce rok przed wzniesieniem kolumny króla Zygmunta III Wazy na Placu Zamkowym. W XVII wieku figura musiała być otoczona szczególnym kultem, gdyż została ukoronowana (brak dokładnej daty tego wydarzenia). Umieszczenie posągu Madonny z Dzieciątkiem na kolumnie na zewnątrz kościoła uratowało go przed pożarem, który zniszczył kościół w 1657 roku, podczas wojen szwedzkich. Przetrwał również kasatę zakonu bernardynów po Powstaniu Styczniowym. W 1885 roku kolumnę wraz z rzeźbą przeniesiono na nowe miejsce – między dzwonnicą (obecnie wieżą) a wybudowaną Kościół Akademicki św. Anny w Warszawie ul. Krakowskie Przedmieście 68, www.swanna.waw.pl, tel. 826-89-91 Msze św. niedzielne: 8.30; 10.00; 12.00; 15.00; 19.00; 21.00. Msze św. w dni powszednie: 7.00; 7.30; 15.00; 18.30. (w I piątki miesiąca i 2. dnia miesiąca: 21.00) 8 w 1836 roku Kaplicą Loretańską. Wtedy też przeprowadzono konserwację figury, pozostającej przez 242 lata na wolnym powietrzu. Warunki atmosferyczne spowodowały, że straciła ona swą pierwotną polichromię, a dym z kominów miejskich oraz palące się przed rzeźbą kaganki przyczyniły się do jej przyciemnienia. W 1925 roku figurę ponownie poddano konserwacji. Tragicznym epizodem była II wojna światowa, kiedy to odłamki wybuchającego pocisku uszkodziły figurę oraz jej koronę. W 1977 roku zdjęto figurę z kolumny i zastąpiono kopią. Po czym na 20 lat rzeźba była przechowywana w magazynie. Zdjęcie, które jest ilustracją tekstu, pochodzi właśnie z tego okresu. Dopiero w 2001 roku, po gruntownych, profesjonalnych zabiegach konserwatorskich figura Maryi z Dzieciątkiem odzyskała blask i znaczenie sakralnego dzieła sztuki. Jest to jeden z niewielu wybitnie warszawskich, tak cennych zabytków, który przetrwał szczęśliwie zawieruchy historii. Olga Ziętkiewicz Zapraszamy do współredagowania naszego pisma. Teksty i uwagi można przesyłać na adres e-mail: [email protected] Redakcja spotyka się w poniedziałki o 17.30 u ks. Michała Sakrament Pokuty i Pojednania: pon.-piąt. 7.00-8.00; 15.00-19.00, sobota: 7.00-8.00, 15-16, 18.30-19; niedziela: w czasie Mszy świętych. Chrzty dzieci w I i III niedzielę miesiąca o godz 12.00