Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
Spór o dyskurs
Solidarności
M i c h a ł K a c z m a rc z y k
G
dyby szukać w historii Polski wydarzeń, które wzbudziły na świecie
żywe zainteresowanie i powszechny podziw, to niewątpliwie zryw Solidarności zdobyłby w takim rankingu pierwsze
miejsce. Ruch Solidarności był tak bezprecedensowy pod względem zakresu, zastosowanych metod działania oraz skutków
geopolitycznych i ekonomicznych, że trudno
znaleźć podobnie doniosłe wydarzenia nie
tylko w historii Polski, ale i świata. Dodatkowego znaczenia nadaje mu pozytywny
wydźwięk moralny, magia rzeczywistej społecznej solidarności oraz, jakże dziś rzadka,
a niemal zupełnie nieobecna w oficjalnej komunistycznej propagandzie, autentyczność
przekazu i szczerość intencji.
Dlaczego nikt nie zajmuje się Solidarnością?
Wydawać by się więc mogło, że jak nigdzie indziej właśnie w Polsce socjologowie
ze szczególnym zaangażowaniem podejmować powinni tematykę Solidarności, zwłaszcza że mają najlepszy dostęp do materiałów
źródłowych oraz mogą korzystać z wiedzy
i pamięci uczestników wydarzeń początku lat
230
osiemdziesiątych. Tak jednak nie jest. Brakuje ośrodków naukowych specjalizujących się
w badaniach nad tym zagadnieniem, zwłaszcza interdyscyplinarnych, albo ich formuła
pozostaje nie do końca skonkretyzowanym
projektem (przykładem jest Europejskie Centrum Solidarności). W Gdańsku, gdzie Solidarność się narodziła, próżno szukać kogoś,
kto w szczególny sposób zajmowałby się tym
ruchem. Przez pewien czas badania nad nim
prowadziła pochodząca z dalekiego Iranu,
pracująca przez kilka lat w Gdańsku, Homa
Firouzbakhch (2010). Najciekawsze i pogłębione teoretycznie prace na temat Solidarności,
które nie tylko wyjaśniają genezę tego ruchu,
ale i pokazują, jak badania nad nim wzbogacają teorię socjologiczną, pisane są przez
obcokrajowców, albo przynajmniej powstają
za granicą. Było tak od czasu, gdy pierwsze
badania na ten temat inicjowane były przez
Francuza Alaina Touraine’a (2010). O ile słabość polskich badań i analiz Solidarności
przed rokiem 1989 tłumaczyć można istnieniem cenzury i innych utrudnień instytucjonalnych, o tyle dziwi względna wstrzemięźliwość
socjologów w ostatnich dwudziestu latach.
Na tym tle niezwykle optymistycznym
zwiastunem zmiany sytuacji wydaje się
Pressje 2011, teka 25
231
książka Pawła Rojka Semiotyka Solidarności (2009), podchodząca do tematu kompetentnie, ale i odważnie, łącząca rozmach
teoretyczny z wnikliwością i przejrzystością
wywodu. Na uwagę zasługuje fakt, że ambicją Rojka jest nie tyle znalezienie wyjaśnień
powstania i zmierzchu Solidarności, ile
przyczyn wspomnianej przeze mnie wcześniej indolencji socjologii (zwłaszcza polskiej) w podejściu do omawianego tematu.
Rojek dostrzega, że w pewnym sensie nauki
społeczne nie dorosły do przełomowości
i socjologicznej wyjątkowości badanego ruchu, ograniczając się częstokroć do opisywania Solidarności jako lustrzanego odbicia
reżimu komunistycznego – jego ideologii
i sposobów działania, a w najlepszym razie
jako zapowiedzi demokracji i liberalizmu,
które zapanowały w Polsce po 1989 roku.
Forma dyskursu Solidarności
Wydaje mi się, że książka jest warta uwagi
nie tylko dlatego, że − o czym będę jeszcze pisał − trafnie sytuuje przyczyny tego zjawiska
w braku adekwatnej koncepcji dyskursu, ale
też dlatego, że jako udane studium empiryczne prowadzące do doniosłych wniosków teoretycznych może z powodzeniem służyć do
krytycznej oceny różnych ogólnych teorii ruchów społecznych tworzonych na Zachodzie.
Autor wprawdzie tego w omawianej pracy nie
czyni, ale sądzę, że stwarza podstawy do takiego szerszego rozrachunku. Oryginalność
książki wynika zresztą w dużej mierze z tego,
że autor zaprzęga do analizy ciągle jeszcze
nie dość docenianą teorię semiotyczną szkoły tartusko-moskiewskiej i łączy niekojarzone
dotąd ze sobą wątki teorii społecznej i filozofii.
Nie oznacza to, że nie istnieją we współczesnej światowej socjologii wartościowe teorie tłumaczące inne ruchy społeczne w podobnym duchu. Paweł Rojek wpisuje się
w szerszą tendencję, gdy wybiera metodę
232
Michał Kaczmarczyk
analizy dyskursu. Podobny charakter miała,
przynajmniej częściowo, semantyka Niklasa
Luhmanna, operująca kodem systemu/środowiska do wyjaśnienia ewolucji systemów
Ambicją Rojka jest nie tyle znalezienie wyjaśnień powstania
i zmierzchu Solidarności, ile
przyczyn indolencji socjologii
społecznych, oraz koncepcja sfery obywatelskiej proponowana ostatnio przez Jeffreya
C. Alexandra, między innymi w ciekawej pracy dotyczącej wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, wyjaśniająca trudny do
wytłumaczenia przez inne teorie sukces Baracka Obamy. Jednak zarówno Luhmann, jak
i Alexander formułują swe wyjaśnienia, odwołując się do kodów binarnych − Luhmann
ze względu na zasadę redukcji złożoności, za
której uniwersalizmem kryje się funkcjonalistyczny ewolucjonizm, Alexander zaś z uwagi
na antropologiczne założenia zaczerpnięte od
Emila Durkheima i Mary Douglas, każące ujmować rzeczywistość w kategoriach sacrum
i profanum, czystości i zmazy.
Paweł Rojek świadomy jest zawężeń interpretacyjnych, do jakich może prowadzić
tak skądinąd cenna metoda analizy dyskursu.
W odróżnieniu od innych autorów, którzy istoty
Solidarności upatrywali w specyficznych treściach ideologicznych czy formach sprzeciwu,
autor Semiotyki Solidarności koncentruje się
na samej formie dyskursu. Dyskurs ten właśnie nie był binarny. Nie jest to przy tym jedynie akcydentalna cecha dyskursu solidarnościowego (przynajmniej w latach 1980−1981),
lecz cecha kluczowa, bez której nie da się
właściwie wyjaśnić ani popularności ruchu,
ani jego opozycyjności wobec reżimu, ani
wreszcie swoistej „ideologicznej wyższości”
wobec ideologii komunistycznej, która przecież, nawet niedługo przed upadkiem ZSRR
podtrzymywała w swych najbardziej zacie-
kłych obrońcach przekonanie o postępowości
i większym potencjale rozwiązywania problemów społecznych niż ten, jaki kiedykolwiek
będzie mógł osiągnąć kapitalizm w swych nawet najdoskonalszych postaciach. Trudności
były przedstawiane jako „przejściowe”, jako
rezultat presji rynkowej i politycznej ze strony USA i innych wrogów. Poczucie wyższości
w sensie zdolności do przezwyciężenia
sprzeczności kapitalizmu pozostało wszakże
do końca. Wielkość Solidarności wiązała się
właśnie ze zdemaskowaniem fałszywości
tego roszczenia, jego nieadekwatności i nieautentyczności. Konstytucjonalista niemiecki Ulrich Preuss (1995) znakomicie pokazał
główny przedmiot owego fałszu, którym był
podmiot polityczny, klasa robotnicza mająca
reprezentować i wyrażać uniwersalne interesy człowieka. Solidarność całkowicie zredefiniowała suwerena, jak i jego właściwy
cel. Dokonało się to przez przeciwstawienie
autentycznego dyskursu solidarnościowego
nieautentycznemu i autotelicznemu dyskursowi partii komunistycznej. W wyjaśnieniu
tego procesu, który Preuss po prostu konstatuje, z wielką pomocą przychodzi książka
Rojka. Tłumaczy ona, krok po kroku, jak ideologia komunistyczna doprowadziła do budowy dyskursu binarnego, który odtwarzał tę
ideologię i legitymizował ją w oderwaniu od
dynamiki społecznej, podczas gdy dynamika
ta doprowadziła ostatecznie do ukształtowania się oddolnego, pluralistycznego dyskursu „ternarnego”. Dyskursy te żyły w pewnym
sensie własnym życiem, ale jedynie drugi okazał się funkcjonalny, prowadząc ostatecznie
do poważnych napięć politycznych, których
historia jest przedmiotem osobnych studiów.
Strzeżmy się redukcjonizmu
Warto zauważyć, że Paweł Rojek unika
osadzania swej analizy dyskursu w takich
funkcjonalistycznych (bądź innych znanych
z teorii socjologicznej) ramach odniesienia,
koncentrując się na samych różnicach między dwoma typami dyskursu − binarnym
a ternarnym, czyli zorientowanym na spójność wewnętrzną i zorientowanym na adekwatność empiryczną. Jest to zarazem główna zaleta, jak i słabość pracy Rojka. Zaleta,
ponieważ to właśnie różnica między wyróżnionymi typami dyskursu trafnie oddaje ideową i społeczną przewagę Solidarności, która
w innym przypadku mogłaby być uznana za
kontrrewolucję lub religijno-konserwatywną reakcję. Ograniczenie się do analizy dyskursu jest jednak także słabością tej pracy,
a przynajmniej mogłoby nią być, gdyby socjologię Solidarności czy nawet ruchów społecznych w ogóle po prostu zredukować do
analizy dyskursu. Nie pozwoliłoby to na wyjaśnienie szerokiego kontekstu, w jakim rodziły się oba typy dyskursu, ani na odróżnienie
jego symbolicznych bądź czysto utylitarnych
wymiarów. A przecież o wielkim znaczeniu
symbolizmu religijnego dla mobilizacji społecznej w erze wczesnej Solidarności nie
trzeba tu nawet wspominać. Rojek wydaje
się świadom zagrożeń, na jakie narażony jest
wspomniany redukcjonizm, ale nie całkiem
się go ustrzega. Widoczne jest to jednak
w mniejszym stopniu w warstwie pozytywnej jego książki, a więc w dokonywanej przez
niego wnikliwej analizie dyskursu, a bardziej
w warstwie krytycznej. Rojek zarzuca wszak
części autorów podejmujących problematykę solidarności, że mniej lub bardziej świadomie bronią tezy o binarnym charakterze
dyskursu Solidarnościowego. Postępuje trochę jak Talcott Parsons (w tym wypadku nie
jest to komplement), który oznajmił niegdyś
w jednym ze swych głównych dzieł, że cały
szereg klasyków nauk społecznych chciał
w pewnym sensie powiedzieć to samo co
on. Uczynił to jednak wbrew rzeczywistym,
historycznym intencjom tych autorów (co
nie umniejsza walorów jego argumentacji).
Spór o dyskurs Solidarności
233
Podobnie Rojek dzieli badaczy Solidarności
na grupy według ostro wyznaczonego przez
siebie kryterium i przeformułowuje ich tezy
zgodnie z obranym przez siebie schematem
interpretacyjnym, nie przejmując się specjalnie tym, o co im rzeczywiście chodziło, czy
chcieli przekazać swoim czytelnikom takie
przesłanie, jak sugeruje Rojek, to znaczy że
W pewnym sensie Rojek nie docenia przydatności własnej koncepcji
dyskurs Solidarności był binarny. Czy to jest
rzeczywiście główna linia podziału między
badaczami Solidarności? Czy ich argumentacja zmierzała do wykazania prawdziwości
tez o binarnym bądź ternarnym charakterze
dyskursu solidarnościowego?
Interesujący jest fakt, że takie zdefiniowanie sporu wyłącza z pola widzenia badacza
szereg koncepcji, zwłaszcza powstałych poza
Polską, które kładły nacisk na inne aspekty Solidarności − chodzi zwłaszcza o prace
Jana Kubika (1994) czy Romana Laby (1991).
Rojek nie ma oczywiście obowiązku ustosunkowywać się do wszystkich linii podziału
w sporach o Solidarność, ale niewątpliwie
jego wybór nie jest przypadkowy. Teza o ternarnym charakterze dyskursu Solidarnościowego jest wartościowa nie tylko ze względu
na to, że jest lepsza od swej antytezy, lecz
także dlatego, że może stanowić podstawę
oryginalnej teorii Solidarności, która mogłaby konkurować z ujęciami zaproponowanymi
przez Touraine’a, Labę czy Kubika także pod
względem empirycznej adekwatności i mocy
eksplanacyjnej. W pewnym sensie Rojek nie
docenia przydatności własnej koncepcji.
Sądzę więc, że pozytywny, socjologiczny
aspekt propozycji Pawła Rojka zasługuje na
znacznie szersze rozwinięcie niż wątek polemiczny, na którym autor się skoncentrował,
budując swą argumentację. Wymagałoby to
234
Michał Kaczmarczyk
jednak wyjścia poza samą analizę dyskursu
i pokazania jej szerszych zastosowań oraz
tego, jak wynikająca z niej teza uzasadnia dalej
idące wyjaśnienia socjologiczne. Szczególnie
interesująca byłaby na przykład próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego właściwie Solidarność stała się skłonna do dialogu, jakie warunki
doprowadziły do ukształtowania się dyskursu
ternarnego. Podkreślam, nie krytykuję książki
Rojka za to, że pewnych rzeczy w niej nie ma,
chodzi mi jedynie o to, że rozłożenie akcentów
pozostawia uczucie pewnego niedosytu.
Warto zwrócić uwagę, że pluralizm Solidarności różnił się od fikcyjności „klasy
uniwersalnej” nie tylko odmiennością dyskursu, ale także na przykład odniesieniami
symbolicznymi oraz sposobem agregacji
interesów obywateli. Te dodatkowe wymiary byłyby warte przeanalizowania, ale tylko
pod warunkiem, że analiza nie prowadziłaby
do redukcjonizmu. Wydaje mi się, że książka
Rojka dobrze zabezpiecza przed takim zagrożeniem, wskazując, że forma dyskursu
może być traktowana jako niezależny czynnik przekształceń instytucjonalnych i mobilizacji społecznej. Jest więc ważnym krokiem
w stronę wielowymiarowej teorii Solidarności (Kaczmarczyk 2010b).
Związek, Partia i Kościół
Poza redukcjonizmem, przed którym Rojkowi zasadniczo udaje się ustrzec, istnieje
jeszcze inne niebezpieczeństwo, na które
łatwo się narazić w badaniach nad Solidarnością i przed którym także, choć tylko do
pewnego stopnia, broni się autor omawianej
książki. Chodzi mi mianowicie o dostrzeganie jedynie dwóch podmiotów polskiej sfery
publicznej czy szerzej rozumianej sytuacji
politycznej na początku lat osiemdziesiątych:
Partii i Solidarności. Takie przeciwstawienie
nie tylko samo może być przejawem dyskursu binarnego, ale może być postrzegane jako
następstwo innych prostych przeciwstawień
znanych z historii myśli społecznej: państwa
i społeczeństwa, państwa i jednostki, poddanych i panujących. Z jednej strony Rojek unika
tego niebezpieczeństwa o tyle, o ile expressis verbis mu się przeciwstawia, demaskując
wszelkie przejawy dyskursu binarnego w ję-
Jest to książka wybitna o niezwykłych walorach argumentacyjnych i informacyjnych
zyku Partii. Ponadto wskazuje na pluralizm
poglądów cechujący Solidarność, będący zapowiedzią porządku społecznego opartego na
relacjach wielostronnych i niekonfrontacyjnych. Z drugiej strony, sam wydaje się zanadto
koncentrować na Solidarności i Partii, marginalizując inne ważne podmioty życia politycznego w Polsce, zwłaszcza Kościół. Tymczasem
analiza dyskursu Kościoła mogłaby prowadzić
do wniosków istotnych z punktu widzenia teoretycznych celów pracy. Mogłoby się okazać,
że wprawdzie dyskurs Solidarności nie był
binarny, ale był taki dyskurs Kościoła, który
w mobilizacji społecznej odegrał przecież rolę
pierwszorzędną i który mógł się jawić obywatelom jako autentyczna alternatywa wobec
rządów Partii (podobieństwo retoryki Kościoła
i Partii sugeruje Kubik 1994: 125–126). Inny
niż Partia i Solidarność ważny podmiot dyskursu publicznego pojawia się dopiero pod
koniec książki Rojka pod niezbyt szczęśliwą
i bezosobową nazwą „liberalizm”. Rojek pisze,
że dyskurs „liberalizmu” był podobnie binarny jak dyskurs partii, przez co u czytelnika
powstaje wrażenie ciągłości między jednym
a drugim. Hipoteza ta wymaga jednak nie tylko
obszerniejszego potwierdzenia, ale i precyzyjniejszego sformułowania. Pojęcie liberalizmu
nie oznacza bowiem tradycyjnie „środowisk
związanych z Gazetą Wyborczą”, lecz filozofię
społeczną niepromującą bynajmniej dyskursu
binarnego. Nie ma chyba powodu, aby tę tradycję zmieniać.
Wskazane problemy i pytania, które wywołuje książka Pawła Rojka, w niczym nie
obniżają jej dużej naukowej wartości. Jest
to książka wybitna o niezwykłych walorach
argumentacyjnych i informacyjnych. Mam
nadzieję, że wzbudzi w Polsce szeroką dyskusję, zarówno wśród socjologów (zwłaszcza tych przywoływanych przez autora), jak
i polityków oraz obywateli, którzy chcieliby
nawiązać do najlepszych tradycji aktywności obywatelskiej w polskiej historii. Książka Rojka zasługuje również na znalezienie
się w międzynarodowym obiegu naukowym,
ponieważ mogłaby znacznie ożywić debatę
teoretyczną we współczesnej socjologii.
Co dalej?
Przeczytaj obok zapis dyskusji o Semiotyce
Solidarności i zbiorczą odpowiedź autora na
stawiane mu zarzuty.
Paweł Rojek, Semiotyka Solidarności. Analiza
dyskursów PZPR i NSZZ
Solidarność w 1981 roku,
Kraków: Nomos 2009,
stron 264, oprawa miękka,
cena 41 zł.
235