MOJE SOPLICOWO – AKWARELEK

Transkrypt

MOJE SOPLICOWO – AKWARELEK
MOJE SOPLICOWO – AKWARELEK
Miejscem szczególnie mi bliskim jest małe miasteczko położone w samym sercu
Mazur – Węgorzewo. Odkąd pamiętam w każde lato przyjeżdżałam tam do moich
dziadków. Mieli oni duży dom, nieopodal którego był zielony sad i duże jezioro.
Dorastała tam moja mama, tam chodziła do szkoły i tam spędziła całe swoje
dzieciństwo.
Uwielbiałam tam przyjeżdżać. Lata zazwyczaj były ciepłe i słoneczne takie, o
których każdy marzy. Wręcz idealne do długich kąpieli w szmaragdowym jeziorze
pełnym kamieni i muszelek. Które zbierałam do dużego słoika. Całe mnóstwo zieleni,
jezior i złotych od porastających zbożem pól sprawiały, że Węgorzewo było idealnym
miejscem zabaw. Lasy otaczające dom były miejscem licznych wypraw w celu
uzbierania jagód bądź poziomek. Jaka wielka była moja radość, gdy zobaczyłam tam
rudą wiewiórkę śmigającą szybko do swojej dziupli. Wszędzie było pełno
zakamarków i zawiłych dróżek, które prowadziły do pobliskiego gospodarstwa. Gdy
tylko dojrzały żółte śliwki, od razu wraz z moimi kuzynami biegliśmy zbierać je. A
potem otwieraliśmy je, sprawdzaliśmy czy nie mają robaka, wyrzucaliśmy pestkę i z
wielkim apetytem zjadaliśmy. Za każdym razem robiliśmy cos innego. Bo i za każdym
razem wyobraźnia przedszkolaka wymyśliła coś nowego. Nieraz z rana
podkradaliśmy się do kurnika, aby poszukać jajek, a gdy już znaleźliśmy chociażby
jedno , pękaliśmy z dumy. Gdy przychodził sezon na papierówki (jabłka) szliśmy do
sadu, który był wtedy cały zielony, a trawa usiana była żółtymi owocami, które
dopiero spadły. Zbieraliśmy dobre i dojrzałe do koszyka, a później wchodziliśmy na
dość niskie drzewa i podziwialiśmy cały dostępny naszym oczom widok. Widzieliśmy
wtedy mnóstwo żółtych bądź czerwonych od maków łąk, pola, po których jeździł
traktor lub krowy pasące się na łące.
Wiele było zabaw i przygód, dużo zakątków i dziupli. Każdy krzaczek z poziomką i
gałąź ze śliwką będę pamiętać już chyba zawsze. Bo ten obraz – nowo narodzonej
kaczuszki czy galopującego konia – który stamtąd zapamiętałam jest teraz tak
bardzo zapomniany przez ludzi mieszkających w mieście. Lecz ja dzięki wakacjom
spędzanym na Mazurach, wśród łąk, jezior i śliwek mogłam zobaczyć rzeczy, które
utkwią już na zawsze w mojej pamięci. A każda kupiona w sklepie papierówka
przypomina mi Węgorzewo – moje Soplicowo, do którego chętnie wracam pamięcią
za którym zdarza mi się czasem w gorsze dni zatęsknić.
Akwarelek