grudzień 2012 - gim4tychy.pl
Transkrypt
grudzień 2012 - gim4tychy.pl
W numerze: - Obyczaje wigilijne - Fatum – opowiadanie - Korczakowski dodatek specjalny - Poezja - Humor GRUDZIEŃ 2012 Wesołych Świąt ! Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku pragniemy złożyć całej społeczności szkolnej serdeczne życzenia zdrowia, szczęścia osobistego, satysfakcji z nauki i pracy, spełnienia najskrytszych marzeń . Niechaj magiczne chwile spędzone z rodziną przy wigilijnym stole i kolorowej choince napełnią nas spokojem, otuchą i nadzieją. Niech rok 2013 przyniesie nam wiele dobra, wszelkiej pomyślności i dużo, dużo, dużo radości. Wesołych Świąt życzy Redakcja Dlaczego jest święto... Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia? Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na niebie? Dlaczego śpiewamy kolędy? Dlatego, żeby się uczyć miłości do Pana Jezusa. Dlatego, żeby podawać sobie ręce. Dlatego, żeby się uśmiechać do siebie. Dlatego, żeby sobie przebaczać. ks. Jan Twardowski Dla większości z nas Wigilia to najpiękniejszy i najmilszy wieczór w roku. Jego obchodzenie wiąże się z wielowiekową tradycją, obyczajami i przesądami. Warto się z nimi zapoznać, zanim zasiądziemy do wigilijnej wieczerzy. Może w tym roku te święta nabiorą dla nas jeszcze piękniejszych barw? Wigilia rozpoczyna święta Bożego Narodzenia. Samo słowo „wigilia" pochodzi z języka łacińskiego i oznacza czuwanie. Taki był dawniej zwyczaj w Kościele, że poprzedniego dnia przed większymi uroczystościami obowiązywał post i wierni przez całą noc oczekiwali na tę uroczystość, śpiewali nabożne pieśni i wspólnie się modlili. Przesądy i obyczaje wigilijne – dawne i współczesne, powszechne i regionalne Przyniesiony do domu snop żyta czy owsa miał zapewnić urodzaj w nadchodzącym roku. W wigilijny poranek dobrze jest przeliczać i pocierać o siebie pieniądze. Dzięki temu w Nowym Roku cieszyć się będziemy zasobną kiesą. Niewskazane było kładzenie się do łóżka w ciągu dnia, bo to mogłoby „przyciągnąć” chorobę. Należy przygotować wolne miejsce przy stole wigilijnym, które przeznaczone jest przede wszystkim dla niespodziewanego gościa. Zbigniew Kossak pisze, ze „ktokolwiek zajdzie w dom polski w święty wieczór wigilijny, zajmie to miejsce i będzie przyjęty jak brat". Pozostawiając wolne miejsce przy stole wyrażamy również pamięć o naszych bliskich, którzy nie mogą spędzić z nami świąt. „Pierwsza Gwiazda” wyznacza moment rozpoczęcia wieczerzy wigilijnej. Dzielimy się opłatkiem lub chlebem, co ma zapewnić nam dostatek chleba w przyszłym roku oraz symbolizuje zgodę, wybaczenie i puszczenie w niepamięć wszystkich urazów. Liczba potraw powinna być parzysta, najczęściej na stole stawiamy 12 postnych potraw Każdą potrawę należy chociażby spróbować, aby jej nie zabrakło na stole w przyszłym roku. Przy wieczerzy należy jak ognia wystrzegać się kłótni. Inaczej cały rok upłynie nam na zwadach i awanturach. Na Warmii i Mazurach, kiedy jeszcze biesiadnicy siedzieli przy stole, spod obrusa ciągnięto słomki. Jeśli wyciągnięto słomkę prostą, to osobę, która ją wyciągnęła, czekało życie proste, bez niebezpieczeństw. Jeśli słomka była pokrzywiona, to daną osobę czekało w przyszłym roku życie kręte. Po wieczerzy domownicy, przede wszystkim dzieci, szli do sadu niosąc słomiane powrósła. Na czele szedł gospodarz z siekierą w ręku, którą uderzał w pień drzewa pozorując ścinanie i mówił: "Nie będzie rodziło?" Dzieci zaś wołały: "Dajcie mu pokój, będzie rodziło!" i obwiązywały drzewo powrósłami, żeby obficie owocowało. Na Warmii i Mazurach, kiedy jeszcze biesiadnicy siedzieli przy stole, spod obrusa ciągnięto słomki. Jeśli wyciągnięto słomkę prostą, to osobę, która ją wyciągnęła, czekało życie proste, bez niebezpieczeństw. Jeśli słomka była pokrzywiona, to daną osobę czekało w przyszłym roku życie kręte. Na Mazowszu, resztki jedzenia dawano zwierzętom. Wierzono bowiem, ze o północy, przynajmniej niektóre z nich, przemówią ludzkim głosem. Dotyczyło to zwłaszcza bydła, bo ono było obecne przy narodzinach Dzieciątka i w nagrodę otrzymało dar mówienia ludzkim głosem w noc wigilijną. Na Podlasiu resztki wieczerzy ustawiano koło pieca, a przed nim ławę posypaną piaskiem lub popiołem. Pokarmy te były przeznaczone dla zmarłych przodków. Rano, po śladach na piasku, odgadywano kto przyszedł w nocy i czy w ogóle przyszedł. W wielu rejonach Polski w ten wieczór wyruszali kolędnicy. Obowiązkowo musiały być minimum trzy postacie: bocian, koza i niedźwiedź. Bocian symbolizował nowy rok i nowe życie, koza - płodność, a niedźwiedź - wrogie siły przyrody, które należało obłaskawić. Przysłowia świąteczne - Jak w Wigilię z dachu ciecze, zima długo się powlecze. - Gdy w Narodzenie pogodnie, tak będzie cztery tygodnie. - Boże Narodzenie po lodzie – Wielkanoc po wodzie. - W dzień Adama i Ewy daruj wszystkie gniewy. - Jakiś w Wigilię, takiś cały rok. - Jeśli dzień wigilijny pogodny, roczek będzie urodny. - Gdy w Boże Narodzenie pola są zielone, na Wielkanoc będą śniegiem przywalone. Nie możemy również zapomnieć o pasterce! O północy w wigilię Bożego Narodzenia wszyscy domownicy wraz ze służbą szli do kościoła na pasterkę. Po dobrej wieczerzy, suto zakrapianej różnymi trunkami, w kościele było gwarno i wesoło. Znane są opowieści o żakach krakowskich, o tym, jak nalewali przed pasterką atrament do kropielnicy albo podczas mszy zaszywali modlącym się kobietom suknie przyczepiali klęczącej kobiecie spódnice do kołnierza. W tę noc wybaczano wszystko, nawet takie żarty. http://www.jaslo.franciszkanie.pl/artykul,tradycje_i_obrzedy_swiateczne_boze_narodzenie,443/ Życzenia Bożonarodzeniowe W wigilię wszyscy składają sobie życzenia. Nieliczni starsi członkowie rodzin pamiętają życzenia swoich przodków. Są one piękne, warte zapamiętania i kontynuowania tradycji: Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok, Żeby wom się darzyła i mnożyła przynica i groch, Żeby wom się darzyło w dworze i komorze Na kołeczku i w woreczku, W każdym kątku po dzieciątku, Daj Boże żebyście mieli tyle wołków ile w płocie kołków, Tyle owiec ile w lesie mrowiec, A w polu żeby stał snop przy snopie, Kopa przy kopie, A gospodarz między kopami, Jak miesiąc między gwiazdami, Żeby szedł wóz za wozem do gumna, Jak pszczoły do ula, I żebyście byli weseli jak w niebie anieli Stól wigilijny w chałupie z Alojzowa, fot. B. Polakowska , muzeum-radom.pl „Co kraj to obyczaj” - mówi znane przysłowie, jednak tak naprawdę – co region to obyczaj. Dotyczy to także tradycji bożonarodzeniowych. Wieczerza wigilijna jest oczywiście wszędzie spożywana w rodzinnym gronie. Jednak menu sporo się różni. Zupy owocowe, tradycyjny barszcz, śledzie w oleju, ziemniaki, kasze przyrządzane na wiele różnych sposobów, pierogi z kapustą i grzybami to najbardziej popularne wigilijne dania na Warmii i Mazurach. Pierwszego i drugiego dnia świąt na stole można znaleźć wszelakie mięso, w tym gęś oraz, ryby z wielu mazurskich jezior. Na tradycyjną Wigilię w Wielkopolsce składają się śledzie smażone na oleju lnianym, groch z kapustą, barszcz i poznańskie makiełki oraz oczywiście karp, przyrządzany tu w sosie piernikowym. Świąteczną zupą często jest też zupa z konopi. Ten region jest kojarzony z ziemniakami, toteż nie może ich zabraknąć na liście wilijnych dań. Na Śląsku jada się zupę grzybową z galuszkami, czyli pszennymi kluseczkami. Do tego podaje się moczkę. Moczka przypomina rzadką marmoladę śliwkową z kawałkami orzechów, migdałów, ugotowanych owoców suszonych oraz innych bakalii. Ma smak czekoladowego piernika - jest lekko słodka. Każda gospodyni przyrządza moczkę inaczej i dlatego moczka może być bardziej piernikowa, bardziej czekoladowa, bardziej owocowa, cynamonowa, bardziej słodka lub lekko osolona. Czasem jeszcze jada się siemieniotkę. Jest to to zupa z siemienia konopnego z uprażoną kaszą jęczmienną. Wzmianki o niej sięgają połowy XIX wieku. W każdym regionie potrawy wigilijne są pyszne. Poniżej prezentujemy przepis na zupę migdałową, która od wieków często gościła na wigilijnym stole na Śląsku i w Wielkopolsce. Życzymy smacznego! ZUPA MIGDAŁOWA Z RYŻEM I RODZYNKAMI Składniki - szklanka słodkich migdałów, 4 szklanki mleka, garść rodzynek, kieliszek k likieru migdałowego, kilka ziaren kardamonu 5 łyżek ryżu, kilka kropli aromatu migdałowego lub 2-3 gorzkie migdały , 3-4 łyżki cukru Migdały sparzyć, ostudzić, obrać, osuszyć, zemleć. Rodzynki zalać wrzątkiem, dodać likier migdałowy i zostawić. Zagotować połowę mleka. Zalać nim migdały i gotować 15 minut z kardamonem. Zagotować pozostałe mleko, wsypać ryż , mieszając gotować go do miękkości. Wsypać ryż do zupy. Doprawić aromatem migdałowym (jeśli nie używaliśmy gorzkich migdałów), posłodzić. Dodać odcedzone rodzynki. WAŻNE Doświadczone gospodynie, po sparzeniu migdałów i obraniu ich ze skórki, radzą suszyć je rozłożone kilka godzin lub wstawić do lekko nagrzanego piekarnika. RADA Zupę można posypać płatkami migdałowymi, lekko uprażonymi na suchej patelni. Żeby była bardziej wyrazista, należy ją doprawić szczyptą soli. JAK PODAWAĆ Zupa jest pyszna i na ciepło i na zimno. Olek Fatum, zły los, którego w naszym przekonaniu nie zdołamy uniknąć. O tym , jak niemądre jest poddanie się fatum, dowiedziałem się w pewien smutny piątek. Piątek, trzynastego. Z łóżka wstałem lewą nogą. Przez głowę przebiegła mi myśl: „O nie, teraz cały dzień będzie do kitu”. Po chwili jednak doszedłem do wniosku, że nie ma czym się martwić. Poszedłem do łazienki, by umyć się przed śniadaniem. Za parę godzin miałem mieć bardzo ważny test z geografii, dlatego też okropnie trzęsły mi się ręce. Właściwie to cały byłem jakiś roztrzęsiony. Przez nieuwagę poślizgnąłem się na dywaniku i poleciałem w przód. Straszliwie uderzyłem czołem w lustro, a po chwili rąbnąłem na podłogę. Nic mi się na szczęście nie stało. Odetchnąłem z ulgą, czując, że tylko nabiłem sobie siniaka. Spojrzałem w górę. Krzyknąłem ze strachu, gdy zobaczyłem, że lustro jest rozbite. Już nie pamiętałem o śniadaniu, porwałem plecak z podłogi, w wielkim pośpiechu założyłem pierwsze lepsze buty, kurtkę i poleciałem do szkoły. Po drodze spotkałem Marysię, moją przyjaciółkę. Mieszkamy niedaleko siebie, a od kilku lat chodzimy razem do szkoły. Ledwo mnie zobaczyła, powiedziała: - Takie masz smutne oczy, nieczęsto to widzę. Coś się wydarzyło, prawda? Nie potrafiłem wydobyć z siebie głosu. Ona poklepała mnie po ramieniu i poczułem się trochę lepiej. Poszliśmy dalej. Minęliśmy człowieka, który siedział na ławeczce i czytał gazetę. Moją uwagę zwrócił tym, że do jego nóg przylgnął mały, słodziutki kotek. Był cały czarny. Pochyliłem się nad nim, kotu zjeżyła się sierść. Nagle zerwał się i wystraszony czmychnął na drugi koniec ulicy, przebiegając mi w poprzek drogę. Marysia spostrzegła malującą się na mojej twarzy zgrozę. Rzekła : - Olek, daj spokój, nie ma się czym martwić, to tylko niemądre przesądy. Popatrzyłem na nią okrągłymi oczami, po czym wbiegłem do szkoły. Nasza szkoła jest w remoncie. Będzie świetna, ale póki co wszędzie rozstawione są rusztowania, drabiny, radyjka. Nawet się nie spostrzegłem, że mijam robotnika. Było już za późno, żeby zahamować, przeleciałem mu pod drabiną. Byłem bliski załamania nerwowego. Kumulował się we mnie strach, niemoc, wściekłość, bezradność a nawet te gorsze myśli. Nagle zawróciłem, pobiegłem do łazienki, na górę. - Nie. Na dół!- pomyślałem ta niewyremontowana łazienka jest zawsze pusta. Tam się schowam. Rzuciłem wszystko w jeden kąt, a sam skuliłem się w drugim. Bałem się czegoś panicznie, myślałem, co się stanie, co ze mną będzie. Usłyszałem jakiś łoskot. Coś się stało za drzwiami, zamarłem. Jedyne co przyszło mi do głowy to : „ No to koniec, właśnie znaleźli mnie, pomyślą, że wagaruje. Nie no, ja już chyba całkiem ześwirowałem". Drzwi powoli się otworzyły, weszła pani pedagog. Zanim zdążyła coś powiedzieć, wyrzuciłem z siebie kilka nieskładnych zdań, z których miało wynikać, że przyjmę karę, i przepraszam. Nie sądzę, żeby chociaż część zrozumiała. Widząc mój stan, pani pedagog uspokoiła mnie i zabrała na górę. Nie wiem dlaczego, nagle wyszarpnąłem się i w samej koszulce i trampkach wybiegłem ze szkoły. W oddali ujrzałem moją mamę. „Tak, nareszcie ktoś, kto mnie stąd zabierze!”. - Mamo! Mamo! – krzyczałem. Ona się jednak nie odwracała. O Boże! Teraz moje kłopoty przeszły nawet na mamę. Dostałem schizy. Zacząłem biegać w kółko jak oszalały i się wydzierać. W końcu się odwróciła, zobaczyłem, że twarz ma zupełnie nieznajomą. Aż przysiadłem z wrażenia. W końcu ocknąłem się i pobiegłem dalej, do domu. Za sobą słyszałem kroki. Przypominały mi te, które słyszałem w łazience. Zdyszany wbiegłem do domu i zamknąłem się w pokoju. Skuliłem się na łóżku i kiwałem się, raz w przód, raz w tył. Do pokoju weszła mama, nawet nie pytała, czemu nie jestem w szkole, ona tak dobrze mnie rozumie. Czyta w moich oczach. Przytuliła mnie i powiedziała, nie ma się czego bać. Wszystko będzie dobrze. Nienawidziłem tych słów, lecz z jej ust brzmiały one tak słodko i pocieszająco, jak to się mówi: to był prawdziwy miód na moje uszy. Zostawiła mnie w pokoju. Byłem sam. Myślałem i myślałem, do niczego nie doszedłem. Położyłem się i momentalnie zasnąłem. Miałem okropne koszmary. Mama chyba mnie usłyszała, przyszła do mojego pokoju i delikatnie mnie obudziła, byłem cały spocony. Rozmawiała ze mną, próbowała mi coś wytłumaczyć, ale byłem totalnie zamknięty w sobie. Ze strachu. Nazajutrz nie obudził mnie żaden budzik. Wstałem, lewa noga, znowu. Jedyną moją reakcją było głośne, wręcz teatralne westchnienie. Poszedłem do kuchni. Tam czekało na mnie pyszne śniadanie. Mało zjadłem. Wymaszerowałem z kuchni i powlokłem się do salonu. Tam była mama. Teraz ogarnęła mnie ulga. Powiedziała do mnie: - Wzięłam wolne, chciałam z Tobą porozmawiać. Ogarnęło mnie zniechęcenie. - Była u mnie Maryśka- kontynuowała - troszkę mi opowiedziała co się stało, nie będę ci nic truła. Tylko chciałam powiedzieć, że nie masz co się martwić, to tylko przesądy, wymysły ludzkiej wyobraźni. Nie powinieneś w to wierzyć, zobaczysz, nic takiego się nie stanie. Mama patrzyła na mnie z uśmiechem. Właśnie wtedy pojąłem, że nie mogę tak się zamartwiać z powodu jakiejś przepowiedni. Jednak strach nie opuścił mnie zupełnie. Parę tygodni później, chodziłem normalnie do szkoły. Nic złego się nie stało, no… może prócz pytania z geografii. Człowiek uczy się na błędach. Z powodu kilku przesądów uwierzyłem w fatum, przeżyłem chwile strasznej udręki. Dobrze , że znalazł się ktoś, kto mi pomógł. Jedno, w co warto wierzyć, t o to, że sami jesteśmy autorami swego losu i od nas zależy, co się z nami stanie. Musimy optymistycznie patrzyć w przyszłość, a w trudnych chwilach liczyć na siebie, na swoją rodzinę i przyjaciół. Z Januszem Korczakiem DODATEK SPECJALNY Zespół projektowy 26 października 2012 roku rozpoczęliśmy realizację projektu przygotowanego przez CEO: „Janusz Korczak- człowiek legenda czy nieśmiertelny bohater”. Odbyły się już pierwsze zajęcia z grupą projektową. Zapoznaliśmy się z uchwałą Sejmu RP o ustanowieniu Roku Korczakowskiego i przystąpiliśmy do działania. Wykonaliśmy ulotki informacyjne i plakaty. Chodziliśmy do Przedszkola nr 6 w Tychach poczytać maluchom z grupy „Zajączki” utwory Korczaka i odnoszące się do jego dzieciństwa biografii. A to ciekawe… D Dzziieecciińńssttw woo JJaannuusszz K Koorrcczzaakkaa Henryk Goldszmit , na całym świecie znany jako Janusz Korczak, urodził się w zamożnej rodzinie inteligenckiej. Ojciec, Józef Goldszmit, był prawnikiem. Pochodził z Hrubieszowa. Po odbyciu aplikacji sądowej w Lublinie przeniósł się do Warszawy i został cenionym przysięgłym adwokatem. Matka, Cecylia, pochodziła z rodziny Głębickich z Kalisza. Janusz miał starszą siostrę, Annę. Dom rodziny Goldszmitów stał na ulicy Miodowej w Warszawie. Miał siedem bogato umeblowanych pokoi, dużą kuchnię, spiżarnię, pokoje dla służby, łazienkę i toaletę. Heniem zajmowała się nim bona, czyli niania , o imieniu Marysia. Chłopiec był bardzo spokojnym dzieckiem, często się zamyślał, lubił bawić się klockami. Pewnego dnia zwierzył się babci, że z tych klocków układa cały świat. Kiedy spacerował po Ogrodzie Saskim tęsknie spoglądał na biedne dzieci, które bawiły się wesoło za jego o bramą. Nie wolno im było wchodzić do parku. Mama zabraniała małemu Korczakowi zabawy z dziećmi nie z jego sfery (czyli z dziećmi biednymi), a on bardzo chętnie włączyłby się do ich zabawy. Pewnego razu ojciec zostawił go na cały dzień u znajomego flisaka. Mógł tam bawić się nad Wisłą z jego synem Felkiem. Henio dziwił się, że w domu nie ma łazienki, a mama Felka wszystko w domu robi sama. Chłopcy świetnie się bawili, a dzień ten został przez Korczaka zapamiętany jako najmilszy z całego dzieciństwa.. Henryk bał się ciemności i obcych ludzi z powodu wymyślonych historii, które opowiadali mu rodzice. Mama mawiała „Nie wolno zbliżać się do obcych ludzi, bo sprzedają małe dzieci dziadom”. Tata dodawał: „Dziecku nie wolno nic brać od dorosłych, bo mu nos odpadnie. Nie wolno też nic z ziemi podnosić, bo potem się ma wszędzie brzydkie plamy i krosty” Henio nie chciał żeby odpadł mu nos, i nie chciał tych krost, więc się bał. Codziennie sprawdzał w lustrze, czy jego nos jest na właściwym miejscu, oglądał ręce i nogi, czy nie ma na nich plam. Henryk panicznie bał się diabła. Pewnego dnia jego ojciec zabrał go na przedstawienie, które miało na celu wpłynąć na zmężnienie chłopca. Był przerażony, ponieważ jednym z głównych bohaterów przedstawienia był diabeł. Pomimo strachu wywołanego spektaklem mały Korczak był dumny z tego, że przezwyciężył swój lęk i stał się prawdziwym mężczyzną. Pewnego dnia mały Henio powiedział swojej babci, że ma plan przebudowy świata. Plan ten polegał na wyrzuceniu pieniędzy. Henryk chciał aby przestały istnieć pieniądze. Tłumaczył, że kiedy ich nie będzie to wszyscy będą tacy sami, równi wobec siebie. Dorośli i dzieci. Bogaci i biedni. Polacy i Żydzi. Nadszedł dzień, kiedy chłopiec został wysłany do szkoły. Bardzo się cieszył. Myślał, że pozna nowych kolegów, będzie się z nimi uczył, bawił, rozmawiał. Niestety, spotkało go rozczarowanie. Zaobserwował gorszące sceny przemocy nauczycieli wobec uczniów, odzierania ich z godności, pastwienia się. Był zdruzgotany. Opowiedział wszystko babci , a ta wymogła na swoim synu podjęcie MĄDREJ decyzji, a taka mogła być tylko jedna - Henio będzie się uczył w domu. Ojciec Korczaka chciał , by chłopiec poszedł do szkoły i uczył się życia, stał się dojrzalszy i silniejszy psychicznie. Bał się , że wyrośnie na mazgaja. Teściowa wytłumaczyła mu, że Henio to mądry i wrażliwy chłopiec i wyrośnie na wielkiego człowieka. My już wiemymiała rację. Ojciec Henia dał się przekonać i chłopiec poszedł do szkoły dopiero wtedy, gdy miał rozpocząć naukę w gimnazjum. c. d. n. Kasia Mieczysława Buczkówna Ojciec oszukanych Kochał dzieci Zamieszkał w ich świecie – Wydziedziczonych z miłości. Żebrzące zbierał z ulicy, Głodne sprzed wystaw piekarni, Z suteren gruźliczych. Mył, ubierał i karmił, Uczył trudnego uśmiechu. I jak spać w pościeli, Jak patrzeć w oczy, Jak chlebem się dzielić. Uczył A i B z elementarza praw człowieka; Ojciec, nauczyciel, lekarz. A. Mac Janusz Korczak - człowiek symbol Jak wyrazić Twoje imię Lekarzu, pisarzu, wychowawco sierot ? Każde jest za małe : „Gigant XX wieku ?” „Człowiek – symbol?” „Bohater – męczennik – przyjaciel dzieci”? „Najlepszy ojciec sierot?” „Najwierniejszy opiekun?” który nie opuścił swoich podopiecznych do śmierci i to do śmierci gazowej w obozie zagłady. Postać bez precedensu W literaturze świata – Polak, najwspanialszy Syn Ojczyzny. Felka – Alina Edestin Mojemu doktorowi O nocy zgęszczonej chmurami Po białej sypialni dziewczynek Ostrożnie, czujnie, cichutko Krążysz miast iść na spoczynek. Zmęczone oczy pod szkłami Chylisz, a ja w Twoim wzroku W ich głębi czujnej, zachłannej Czerpię siłę i spokój. Tak tkliwa jest Twoja ręka Gdy na mych włosach spoczywa Taka w niej dobroć i miłość Tak w szepcie Twym: „no, śpij maleńka”. Aż zadrży dziecięce me serce Tak mocno uderza dla ciebie I myśli się tłoczą w rozterce Tyle Ci wyznań składają Tyle żalu, tęsknoty Uczciwie Ci spowiadają. Lecz chmury złowrogie cieni Nikną przed Twoim obliczem I sen łagodnie, spokojnie Na moje osiada źrenice. Od łez ciężkie moje powieki Same zawierają się senne Zamknąwszy w sobie na wieki - Puk, puk! - Kto tam? - Merry. - Jaka Merry? - Merry Christmas . W wojsku dowódca objaśnia: - Gdy skaczemy z samolotu liczymy do 5 i szarpiemy dłuższą linkę. Jeśli nic się nie otworzy, krótszą. Jak nadal nic czytać dalsze instrukcje. Jasio skacze. - Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. Ciągnie i nic. Łapie za drugą linkę, ciągnie i nadal nic. Wyjmuje książkę z instrukcją i czyta: - Zdrowaś Maryjo łaskiś pełna. - Szczęśliwego Nowego Roku! - Zwariowałeś, w lutym? - To już luty? No nie, jeszcze nigdy nie wracałem tak późno z sylwestra... Mały chłopczyk pyta kolegę: - Jak myślisz, czy Święty Mikołaj istnieje? - Istnieje. - A skąd wiesz? - Bo rodzice nie kupowaliby mi takich głupich prezentów. - Tato, czy dzisiaj mamy piękny dzień? - Nie, czemu pytasz? - Bo pani od polskiego powiedziała, że któregoś pięknego dnia zwariuje przeze mnie! Rozmawiają koledzy po pracy: - Jak minęły święta? - Wspaniale! Żona serwowała mi same zagraniczne dania. - A jakie? - włoską Barszcz ukraiński, fasolkę po bretońsku, pierogi ruskie i sznycle z kapustą. „Bazgroły ze Szkoły” gazetka szkolna Gimnazjum nr 4 im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Tychach Redagują: Weronika Kadłuczka, Katarzyna Stefaniak, Aleksander Zięba i inni Opiekun: Bogusława Witońska