Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
O transsubstancjacji1 G e r t r u d e E l i z a b e t h M a r g a re t A n s c o m b e 1. Najprościej powiedzieć, czym jest transsubstancjacja, mówiąc: małe dzieci należy uczyć o niej tak wcześnie, jak tylko to możliwe. Oczywiście, bez użycia słowa „transsubstancjacja”, bo to nie jest słowo małego dziecka. Niemniej jednak można tej prawdy uczyć, najlepiej na mszy świętej, podczas konsekracji, w tym jedynym momencie, w którym małe dziecko powinno skupić swoją uwagę na tym, co się dzieje. Mam na myśli dziecko, które zaczyna mówić, które rozumie język na tyle, by można mu opowiedzieć o rzeczach, które mają miejsce, i by samo mogło opowiedzieć i zrozumieć prostą historię. Takie dziecko można uczyć, szepcąc mu na przykład: „Spójrz! Spójrz, co robi ksiądz... Wypowiada słowa Jezusa, które zmieniają chleb w ciało Pana Jezusa. Teraz je podnosi. Spójrz! Teraz skłoń głowę i powiedz: «Pan mój i Bóg mój»”, a następnie: „Spójrz, teraz wziął kielich. Wypowiada słowa, które zmieniają wino w krew Pana Jezusa. Popatrz na kielich. Teraz skłoń głowę i powiedz: «Wierzymy, wielbimy Twą drogocenną krew, o Chryste Boże»” (okrzyk Etiopczyków podczas konsekracji kielicha)2. Nie powinno to przeszkadzać innym. 120 Pressje 2013, teka 32/33 Tajemnica transsubstancjacji Jeśli ktoś, kto przyprowadza małe dziecko na mszę, zawsze tak postępuje (i nie wymaga od niego więcej), dziecko bardzo wiele się uczy. Po mszy lub w pewnym momencie w trakcie (na przykład, gdy dziecko zapyta) można mu powiedzieć, jakie słowa wypowiada ksiądz i że Jezus wypowiedział te same słowa na Ostatniej Wieczerzy; że Małe dzieci należy uczyć o niej tak wcześnie, jak tylko to możliwe złożył w ofierze Ojcu siebie, swoje ciało, które miało zostać ukrzyżowane, i swoją krew, która miała zostać wylana. W ten sposób pokazał, że Jego śmierć następnego dnia, gdy został ukrzyżowany, była ofiarą. Starszemu dziecku można opowiedzieć, jak od zamierzchłych czasów kapłani składali ofiary Bogu (jak również innym, fałszywym bogom), przynosząc zwierzęta, najlepsze, jakie mieli, i składali je na ołtarzach; że w ten sposób czczono bogów, bo ofiara jest najważniejszym znakiem czci dla boga. Jezus był kapłanem, który złożył samego siebie w ofierze. Jego postępowanie na Ostatniej Wieczerzy wskazywało, że taki miał być właśnie sens tego, co wydarzyło się następnego dnia na krzyżu. Można opowiedzieć dziecku, jak Jezus nakazał Apostołom, by robili to, co on zrobił podczas Ostatniej Wieczerzy, i że uczynił ich kapłanami; i że właśnie dlatego Jego słowa, użyte przez kapłana, mają tę samą moc, jaką miały, gdy On sam wypowiadał je podczas Ostatniej Wieczerzy. Cześć, jaką uczymy się oddawać podczas konsekracji, zawiera w sobie wiarę w bóstwo i zmartwychwstanie naszego Pana. Jeśli naprawdę wierzymy w Jego bóstwo i w Jego zmartwychwstanie, to musimy czcić to, co staje się w tym momencie obecne na ołtarzu. Tak więc przez tego typu objaśnienia małe dziecko uczy się bardzo wiele naszej wiary. I jest to najlepszy możliwy sposób nauki: włączony w działanie, nawiązujący do tego, co się dokonuje na oczach dziecka, jednoczący i wiążący ze sobą przekonania, a przez to dający jaśniejszy obraz i bardziej pobudzający, niż gdyby dopiero po mszy, na przykład na lekcji, uczono dziecko, że w to wszystko wierzymy. Być może nawet nie przyszłoby nam na myśl, by w kontekście transsubstancjacji wspominać wprost o zmartwychwstaniu. Ale wiara w zmartwychwstanie jest tu milcząco obecna, bo myślenie, że Pan pojawia się jedynie chwilowo na naszych ołtarzach jest zupełnie obce katolickiej świadomości i naszemu sposobowi mówienia o Nim i mówienia do Niego. Zawsze traktujemy Go jako Zmartwychwstałego, jako żyjącego w niebie i mówimy, że chleb i wino zmieniły się właśnie w Niego. A ponieważ jest On żywy, a nie umarły, Jego ciało nie jest oddzielone od Jego krwi i każdy, kto przyjmuje którąkolwiek z tych dwóch postaci, przyjmuje Go całego. Tak więc, ucząc się o tym, dziecko dowiaduje się także w nowy sposób, że On żyje. Mówiłam o uczeniu małych dzieci nie tylko dlatego, że jest to samo w sobie ważne, ale też dlatego, że w ten sposób można najprościej przybliżyć, co oznacza „transsubstancjacja”. Słowo to zostało utworzone (najpierw w grece, a następnie, przez tłumaczenie, w łacinie), aby położyć nacisk właśnie na to, że dokonuje się całkowita przemiana tego, co jest, w coś innego. Przemiana jednej rzeczywistości fizycznej w inną, która już istnieje. Nie jest to więc zaistnienie nowej substancji ze składników, z których złożona była stara substancja, jak w wypadku chemicznej przemiany materii „Czy On jest w tobie?” – zapytało, gdy matka wróciła. „Tak” – odpowiedziała w retorcie, w wyniku której przechodzi ona z bycia jedną substancją w bycie inną substancją. Nie przypomina to również procesu trawienia, gdy to, co jemy, staje się nami. Bo to wszystko są przemiany materii, która może przybierać rozmaite formy . Natomiast gdy wypowiadamy słowo „transsubstancjacja”, mówimy dokładnie to, czego uczymy dziecko, tłumacząc mu, że słowa Chrystusa, dzięki boskiej mocy danej kapłanowi, który wypowiada je w Jego zastępstwie, zmieniły chleb w taki sposób, że już go nie ma (nie ma też składników, z których był złożony), jest za to ciało Chrystusa. Małe dziecko może tę prawdę pojąć, a milcząco zawiera się ona w akcie czci, którego uczą je rodzice. Znałam pewne dziecko, prawie trzyletnie, które dopiero jednak zaczynało mówić i uczone było tak, jak to opisałam. Pewnego razu znajdowało się na tyłach kościoła, gdy jego matka poszła przyjąć komunię świętą. „Czy On jest w tobie?” – zapytało, gdy matka wróciła. „Tak” – odpowiedziała i ku jej zdziwieniu dziecko padło przed nią na twarz. Mogę o tym poświadczyć, gdyż sama to widziałam. O transsubstancjacji 121 Raz opowiedziałam tę historię jednemu z tych teologów, którzy niestety – jak się wydaje – próbują zmienić i rozwodnić naszą wiarę. Był zgorszony. Chciał powiedzieć coś i miał nadzieję, że Sobór Watykański też to powie, co by pokazało, że to dziecko było w błędzie. Domyśliłam się wówczas, że ten nieszczęśnik traci wiarę i rzeczywiście tak też się, niestety, okazało. „Ale to jest niemożliwe, sprzeczne, nie można w to wierzyć! To musi być tylko taki sposób mówienia!”. Cóż, w rzeczy samej tak naprawdę nie możemy zrozumieć, jak to jest możliwe. Ale jeśli się twierdzi, że to niemożliwe, trzeba wskazać, gdzie dokładnie pojawia się sprzeczność, jeśli natomiast ktoś w to wierzy, będzie również wierzył, że można odpowiedzieć na każdą próbę obalenia tej wiary jako czegoś sprzecznego. Na przykład ktoś mówi: jak człowiek, który mierzy, powiedzmy, sześć stóp, może być w całości obecny w tak małej przestrzeni? Cóż, oczywiście nie tak, że jego wymiary pasują do przestrzeni ograniczonej wymiarami nadal istniejącej postaci chleba: nazwijmy to „wymiarowym” [dimensive] sposobem bycia obecnym w jakimś miejscu. „Ale to jest jedyny sposób, w jaki ciało może być obecne w jakimś miejscu!”. Skąd wiesz? My wierzymy, że w wypadku Tego, co jest tu obecne, zachodzi zjawisko, które nie podlega zasadzie wymiarowej obecności. Bo z pewnością oddzielenie i odróżnienie od siebie tych wszystkich miejsc, w których To coś jest naraz obecne, nie oznacza oddzielenia i odróżnienia Tego czegoś od samego siebie. Tak więc, patrząc z punktu widzenia przestrzeni, tysiąc takich różnych miejsc można porównać do tysiąca kawałków lustra, odbijających jedno całe ciało, które samo w sobie wykracza poza każdy z tych kawałków i nie zmienia miejsca na sposób wymiarowy. Jeśli jednak rozważamy To, czym stał się chleb, miejsce, na które patrzymy, stało się 122 Gertrude Elizabeth Margaret Anscombe (choć nie w sensie wymiarowym) miejscem, w którym To się znajduje: miejscem w niebie. Byłoby jednak błędem myśleć, że transsubstancjację można zrozumieć, rozwiązać i wyłożyć jako możliwość pozbawioną jakiejkolwiek tajemnicy. Innymi słowy, że można zrozumieć ją w taki sposób, jakiego wymagają być może ci, którzy podważają ją z racji oczywistych trudności. Błędem dawnego sposobu przedstawiania transsubstancjacji przy użyciu rozróżnienia na substancję danej rzeczy (uznawaną za niedostępną) i jej przypadłości było chyba to, że przedstawiano ją jako wyjaśnienie, jak gdyby czyniła ona wszystko zrozumiałym. Głębsza wiedza usuwa jednak to wrażenie. Bo też w filozofii scholastycznego arystoteleizmu, w której te rozróżnienia zostały sformułowane, transsubstancjacja jest równie trudna, równie „niemożliwa”, jak wydaje się dla zwykłego myślenia. I tak właśnie powinno być. Gdy nazywamy coś tajemnicą, oznacza to, że nie możemy w pełni usunąć trudności w jego zrozumieniu i wykazać raz na zawsze, że jest doskonale możliwe. Niemniej jednak nie uznajemy, że sprzeczności i absurdy mogą być prawdziwe, ani że coś, co można logicznie wyprowadzić z tego, co wiemy, może być nieprawdziwe. Tak więc uznajemy, że istnieją odpowiedzi na rzekome dowody absurdalności transsubstancjacji, niezależnie od tego, czy my sami jesteśmy na tyle bystrzy, by je znaleźć. Tajemnica komunii 2. Dlaczego to robimy? Dlaczego odprawiamy Eucharystię? Bo nasz Pan nam nakazał. To jest wystarczający powód. Ale możemy zauważyć również, że w ten sposób jest On obecny wśród nas w swojej fizycznej rzeczywistości3 aż do skończenia świata, dopóki nie powróci, by być „wymiarowo” i widzialnie obecny na ziemi. Może- my również zastanowić się nad tajemniczym faktem, że pragnął nas sobą posilić. To właśnie jest, moim zdaniem, największa ze wszystkich tajemnic związanych z ofiarą Eucharystyczną, tajemnicą większą niż sama transsubstancjacja, choć stanowi ona istotną część treści transsubstancjacji. Aby spróbować trochę ją zrozumieć, zadajmy sobie najpierw pytanie: co takiego uczynił nasz Pan podczas Ostatniej Wieczerzy? Gdy poprosimy ortodoksyjnego Żyda, by odmówił błogosławieństwo przy stole, weźmie do rąk kawałek chleba, Ów akt jest dziwny i tajemniczy zmówi modlitwę, połamie chleb i da każdemu po kawałku. A więc nasz Pan odmawiał wówczas błogosławieństwo, i to przy szczególnej okazji. Świętował bowiem Paschę; tamta wieczerza była pierwszym, wyjątkowo uroczystym posiłkiem dnia, w którym Żydzi świętowali przejście anioła pańskiego nad Egiptem w momencie, gdy szykowali się do ucieczki z niewoli egipskiej. Wówczas musieli ofiarować jagnięta – w grupach takiej wielkości, by każda zdołała zjeść całe jagnię – i posmarować odrzwia swoich domów jego krwią; anioł pański przeszedł nad ich domami, zabijając pierworodne dzieci we wszystkich pozostałych domach. Żydzi spożyli swoją ofiarę, przy czym przykazano im, by zjedli wszystko i nic nie pozostawili; wówczas byli gotowi wyruszyć w podróż, opuścić Egipt. Ten posiłek przygotowujący do ucieczki z niewoli był odtąd upamiętniany podczas wieczerzy – Seder, jak zwą ją dzisiejsi Żydzi – którą właśnie sprawował nasz Pan wraz ze swymi uczniami. Ale do błogosławieństwa nasz Pan dodał słowa: „To jest ciało moje”, a po odprawieniu pozostałej części rytuału, wziął kielich z winem i powiedział: „To jest moja krew, która za was będzie wylana”. Jak pisałam, miało pokazać, że Jego nadchodząca śmierć jest ofiarą, w której On sam jest kapłanem. (Bo Jego śmierć była dobrowolna; nikt nie mógł odebrać mu życia, gdyby On sam go nie oddał). Jego postępowanie wskazywało, że zastępuje On dla nas baranka paschalnego, który był pierwotnie zarówno ofiarą, jak i posiłkiem przygotowującym do ucieczki z niewoli, a ponadto służył za znak odróżniający uciekających Żydów od tych, którzy ich więzili. Istnieją dwa rodzaje ofiary – całopalenie (holocaust), gdy ofiara zostaje zniszczona w akcie ofiarowywania, i drugi rodzaj, gdy spożywa się to, co zostało złożone w ofierze. Chrystus uczynił samego siebie ofiarą drugiego rodzaju; pierwszym nakazem w Jego błogosławieństwie było: jedzcie. Potem okazało się, że w ten sposób złożył ofiarę, zastąpił baranka paschalnego, wszedł na jego miejsce. Katolicy wierzą, że nie możemy zjeść i wypić tego, co nam nakazał nasz Pan, jeśli nie mamy tego samego, co On, czyli chleba do spożycia i kielicha do wypicia, a więc że możemy spełnić Jego nakaz tylko wtedy, gdy naśladujemy Jego własną ofiarę. I właśnie dlatego utożsamiamy ofiarowanie się naszego Pana na Ostatniej Wieczerzy z ofiarą na krzyżu oraz z każdą mszą świętą. Tak więc Jego Ciało i Krew są nam dane jako pokarm – jest to z pewnością wielka tajemnica. Jest to też oczywiście symbol: nie posilamy się fizycznie ciałem i krwią Chrystusa tak, jak Żydzi posilali się barankiem paschalnym. My chrześcijanie jesteśmy tak przyzwyczajeni do komunii świętej, że nawet nie zauważamy, jak bardzo jest ona tajemnicza. Od dawna trwa spór między protestantami a katolikami o to, czy spożywając chleb konsekrowany w czasie Eucharystii, O transsubstancjacji 123 spożywamy to, co jedynie symbolizuje ciało Zbawiciela, czy też to, co rzeczywiście nim jest; czy pijemy Jego krew jedynie symbolicznie, czy też rzeczywiście. Z powodu tego sporu można było odnieść wrażenie, że tylko katolickie przekonania są czymś ekstrawaganckim, tak jakby protestancka praktyka spożywania ciała i krwi Chrystusa symbolicznie była czymś zupełnie zdroworozsądkowym! W toku sporów o transsubstancjację umknęła naszej uwadze szokująca dziwaczność robienia czegoś takiego, choćby nawet symbolicznie. Spróbujmy sobie ją teraz uświadomić. Dlaczego bowiem ktoś miałby chcieć spożywać czyjeś ciało i pić czyjąś krew? „Będę pił twoją krew” – to brzmi jak obietnica złożona wrogowi. W rzeczy samej, w języku Starego Testamentu spożywanie czyjegoś ciała i picie czyjejś krwi jest właśnie wyrazem śmiertelnej wrogości. U dzikich ludów natomiast spożywanie ciała walecznego nieprzyjaciela jest próbą przejęcia jego mocy. Ktoś zdziwiony chrześcijańską Eucharystią, sprawowaną czy to według katolickiej, czy to według protestanckiej koncepcji, mógłby się zastanawiać, czy to o to chodzi, ale bardzo by się pomylił. A może chrześcijanie są jak dzikie plemiona, które przy szczególnych okazjach spożywają zwierzęta, które w innych okolicznościach stanowią dla nich tabu? Nie, to też nie to. Z pewnością jest jasne, że powodem, dla którego chrześcijanie sprawują tę ofiarę, jest posłuszeństwo zaleceniu Zbawiciela. Powiedział On swoim uczniom, by czynili to na Jego pamiątkę (scil. pamiątkę przed Ojcem), i wyjaśnił, że to, co jedli i pili, było Jego ciałem i krwią. Uczniowie mogli utrzymywać, że nie rozumieją, o co chodzi, że nie wiedzą nic ponad to, że On im nakazał tak czynić i powiedział, że jest to środek do życia wiecznego. Chodzi 124 Gertrude Elizabeth Margaret Anscombe mi o to, że to nie był dla nich, że tak powiem, naturalny i zrozumiały gest. By to sobie uświadomić, wyobraźmy sobie, że istnieje ceremonia „całowania stóp zbawiciela” albo „przywiązywania się do niego”. To byłyby sensowne czynności, można by zrozumieć myśli, które one wyrażają. Ale zjadanie go? Z pewnością to jedzenie i picie jest samo w sobie symboliczne. Rozumiem przez to, że – niezależnie, czy mamy do czynienia z literalnym, czy jedynie symbolicznym spożywaniem ciała naszego Pana i piciem Jego krwi – wskazują one symbolicznie na coś innego. Tak więc, jeśli jedynie symbolicznie (a nie rzeczywiście) spożywamy Jego ciało, nasz akt jest symbolem symbolu, jeśli zaś literalnie spożywamy Jego ciało, nasz akt jest bezpośrednim symbolem. Ów akt jest w obydwu wypadkach dziwny i tajemniczy, ponieważ symbol ten nie jest ani naturalny, ani łatwy do zrozumienia. Co i jak oznacza? – oto wielka tajemnica. Granice metaforyczności Współcześnie niektórzy teologowie próbują wyjaśnić transsubstancjację jako transsignifikację. „Substancją” pewnych rzeczy ma być znaczenie, jakie mają one w ludzkim życiu. Jest to z pewnością prawda w wypadku niektórych rzeczy, takich jak pieniądze, według nich ma to być jednak prawda także w wypadku chleba i wina – nie są to substancje chemiczne, lecz oznaczają one ludzki pokarm i napój. Cóż, jeśli chodzi o pierwszy punkt (że nie są pojedynczymi substancjami), jest to raczej prawda. Ale chleb i wino, które można użyć w Eucharystii, są definiowane przez rodzaje naturalne, z których zostały otrzymane: pszenicę i winorośl. Jeśli chodzi o resztę, to może być to prawda, rzecz jednak w tym, że zwykle nie dostrzega się tego, iż tym, co zmienia znaczenie w trakcie Eucharystii, nie jest chleb i wino, ale ciało i krew Pana, które zostają transsygnifikowane w pokarm i napój. I to jest właśnie tajemnica. Gdy Jezus powiedział: „Jestem chlebem, który zstąpił z nieba”, Jego słowa metaforycznie wyrażały to samo. Treść tej metafory Jest to tajemnica wiary, taka sama dla ludzi prostych, jak i dla uczonych jest następująca: „Ja sam będę pokarmem dla życia, o którym mówię”. Stwierdzenie to jest tajemnicze, podobnie jak inne stwierdzenia Jezusa: „Ja jestem drogą”, „Ja jestem prawdą” czy też „Ja jestem życiem”, albo znowu „Ja jestem bramą”. Nie „Moja droga jest drogą”, albo „Wskażę wam prawdę”, ale: „Ja jestem drogą i prawdą”. Analogicznie, nie: „Mam dla was pokarm”, ale: „Ja jestem chlebem”. Nakaz spożywania Jego ciała wpisuje się w tę właśnie metaforykę – niezależnie od tego, czy opis tej czynności uznajemy za literalny czy symboliczny. Bo nawet jeśli słowa „Ja jestem chlebem (czyli pokarmem), który zstąpił z nieba” są brane literalnie, to treść, którą wyrażają, a która wedle tego podejścia jest literalna, symbolizuje coś więcej. Najczytelniejszą z metafor, których używał Jezus, jest krzew winny. Możemy wyrazić niemetaforycznie to, co ona mówi. Życie, o którym mówił Jezus, jest Jego własnym życiem, tak samo jak życie gałęzi jest życiem winnego krzewu. Chodzi więc o to, że uczniowie nie są tylko uczniami (nie są tylko nauczani), lecz mają uczestniczyć w Bożym życiu, w samej Bożej naturze. Tu znowu nasza zdolność rozumienia się kończy. Rzuca to jednak trochę światła na to, dlaczego nie mówił On tylko, że wskazuje nam drogę, prawdę i życie oraz że może dać nam to, co jest potrzebne do takiego życia (tak jak nauczyciel może nakarmić ucznia wiedzą), lecz, że On jest drogą, jest prawdą, jest życiem. Nikt jednak nie może pojąć, co to znaczy dla nas żyć życiem samego Boga. Dlatego właśnie powiedziałam, że to, co symbolizuje spożywanie tego ciała i picie tej krwi (niezależnie od tego, czy akty te rozumie się literalnie czy tylko symbolicznie), jest wielką tajemnicą. Nic dziwnego, że pierwszych chrześcijan oskarżano o uprawianie dzikich orgii podczas Eucharystii, a oni tylko mogli zaprzeczać, że nie ma na nich żadnych okropieństw. „On daje nam swoje ciało – pisał św. Augustyn – by uczynić z nas swoje ciało”4. Sakrament Eucharystii zatem symbolizuje i sprawia jedność tych, którzy gromadzą się, aby celebrować Eucharystię i przystąpić do komunii. „Mistyczne ciało Chrystusa”, które nazywamy Kościołem, jest ciałem w sensie przenośnym, metaforycznym. Podobnie jedność całej ludzkości wyraża się w metaforze mówiącej, że narodziliśmy się jako „członki Adama”. Mówienie o jednym ciele, jak gdyby wszyscy ludzie tworzyli jednego wielkiego człowieka, jest oczywiście przenośnią, metaforą, jednak jedność życia, na którą ona wskazuje, nie jest metaforą, bo my wszyscy, ludzie wszystkich ras, jesteśmy z jednego rodu i z jednej krwi. Z kolei przez chrzest, jak jest powiedziane, zostaliśmy wszczepieni w ciało Nowego Adama, i tu znów natrafiamy na metaforę bycia członkami – czyli rękoma i innymi częściami ciała – jednego człowieka. I w tym wypadku jednak sama jedność życia, którą wyraża ta przenośnia, nie jest metaforą. O tym właśnie życiu Chrystus powiedział, że On sam jest na nie pokarmem. Jest pokarmem na Boże życie, które zostało nam obiecane i które już się w nas rozpoczyna; jest wiatykiem na naszą wieczną ucieczkę z Egiptu, czyli niewoli grzechu; jest ofiarą, przez którą zostaliśmy pojednani; jest wreszcie znakiem naszej jedności między sobą w Nim. Jest to tajemnica wiary, O transsubstancjacji 125 taka sama dla ludzi prostych, jak i dla uczonych. Bo jedni i drudzy wierzą w to samo, i to, co pojmują ludzie prości, wcale nielepiej rozumieją uczeni; zadaniem tych drugich jest usuwanie głupstw tworzonych przez ludzki rozum, które tak często stanowią przeszkodę dla wiary. Przełożył z języka angielskiego Marcin Suskiewicz Przypisy: 1. G.E.M. Anscombe, On Transubstantiation, London: Catholic Truth Society 1974, przedruk w: The Collected Philosophical Papers of G.E.M. Anscombe, t. 3, Ethics, Politics and Religion, Oxford: Blackwell 1981, s. 107–112. © M.C. Gormally. Przekład publikujemy za uprzejmą zgodą Pani M.C. Gormally. Wszystkie śródtytuły i niektóre przypisy pochodzą od redakcji. 2. Ściśle rzecz biorąc, w anaforach etiopskich podczas konsekracji wina lud wypowiada następujące słowa: „Wierzymy i wyznajemy, wielbimy Ciebie, nasz Panie i nasz Boże. Wierzymy, że to jest prawdziwa Twoja Krew” (Paprocki 1988: 99, 103, 108, 116, 262) (przyp. red.). 3. Teologowie nie zwykli mówić, że nasz Pan jest „fizycznie” obecny w Eucharystii. Jak sądzę, jest tak dlatego, że dla nich „fizycznie” znaczy tyle, co „naturalnie”, bo też słowo to pochodzi od greckiego słowa oznaczającego naturę, natomiast nasz Pan oczywiście nie jest obecny w Eucharystii na sposób naturalny! Ale dla współczesnego człowieka zaprzeczenie fizycznej obecności Chrystusa jest zaprzeczeniem nauce Kościoła katolickiego, zmieniły się bowiem znaczenia słów. Papież Paweł VI mówi w encyklice Mysterium Fidei [MF: 46 – red.], że „cały i pełny Chrystus jest obecny w swej fizycznej rzeczywistości, także cieleśnie”. 4. Św. Augustyn, Kazanie 229 (przyp. red.). Co dalej? Ten artykuł G.E.M. Anscombe ukazał się już kiedyś w polskim przekładzie (Anscombe 2001). Marcin Suskiewicz odwiedził rodzinę Anscombe we wschodnim Londynie. Jej mąż Peter Geach ma 96 lat i czasem modli się po polsku. Dziękujemy i pozdrawiamy. 126