Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
O transsubstancjacji1
G e r t r u d e E l i z a b e t h M a r g a re t A n s c o m b e
1.
Najprościej powiedzieć, czym jest
transsubstancjacja, mówiąc: małe
dzieci należy uczyć o niej tak wcześnie, jak tylko to możliwe. Oczywiście, bez
użycia słowa „transsubstancjacja”, bo to
nie jest słowo małego dziecka. Niemniej
jednak można tej prawdy uczyć, najlepiej
na mszy świętej, podczas konsekracji,
w tym jedynym momencie, w którym małe
dziecko powinno skupić swoją uwagę na
tym, co się dzieje. Mam na myśli dziecko,
które zaczyna mówić, które rozumie język
na tyle, by można mu opowiedzieć o rzeczach, które mają miejsce, i by samo mogło
opowiedzieć i zrozumieć prostą historię.
Takie dziecko można uczyć, szepcąc mu na
przykład: „Spójrz! Spójrz, co robi ksiądz...
Wypowiada słowa Jezusa, które zmieniają
chleb w ciało Pana Jezusa. Teraz je podnosi. Spójrz! Teraz skłoń głowę i powiedz:
«Pan mój i Bóg mój»”, a następnie: „Spójrz,
teraz wziął kielich. Wypowiada słowa, które zmieniają wino w krew Pana Jezusa.
Popatrz na kielich. Teraz skłoń głowę i powiedz: «Wierzymy, wielbimy Twą drogocenną krew, o Chryste Boże»” (okrzyk Etiopczyków podczas konsekracji kielicha)2. Nie
powinno to przeszkadzać innym.
120
Pressje 2013, teka 32/33
Tajemnica transsubstancjacji
Jeśli ktoś, kto przyprowadza małe dziecko na mszę, zawsze tak postępuje (i nie
wymaga od niego więcej), dziecko bardzo
wiele się uczy. Po mszy lub w pewnym momencie w trakcie (na przykład, gdy dziecko
zapyta) można mu powiedzieć, jakie słowa
wypowiada ksiądz i że Jezus wypowiedział
te same słowa na Ostatniej Wieczerzy; że
Małe dzieci należy uczyć o niej
tak wcześnie, jak tylko to możliwe
złożył w ofierze Ojcu siebie, swoje ciało, które miało zostać ukrzyżowane, i swoją krew,
która miała zostać wylana. W ten sposób
pokazał, że Jego śmierć następnego dnia,
gdy został ukrzyżowany, była ofiarą. Starszemu dziecku można opowiedzieć, jak od
zamierzchłych czasów kapłani składali ofiary Bogu (jak również innym, fałszywym bogom), przynosząc zwierzęta, najlepsze, jakie mieli, i składali je na ołtarzach; że w ten
sposób czczono bogów, bo ofiara jest najważniejszym znakiem czci dla boga. Jezus
był kapłanem, który złożył samego siebie
w ofierze. Jego postępowanie na Ostatniej
Wieczerzy wskazywało, że taki miał być właśnie sens tego, co wydarzyło się następnego
dnia na krzyżu. Można opowiedzieć dziecku,
jak Jezus nakazał Apostołom, by robili to, co
on zrobił podczas Ostatniej Wieczerzy, i że
uczynił ich kapłanami; i że właśnie dlatego
Jego słowa, użyte przez kapłana, mają tę
samą moc, jaką miały, gdy On sam wypowiadał je podczas Ostatniej Wieczerzy.
Cześć, jaką uczymy się oddawać podczas konsekracji, zawiera w sobie wiarę
w bóstwo i zmartwychwstanie naszego
Pana. Jeśli naprawdę wierzymy w Jego bóstwo i w Jego zmartwychwstanie, to musimy czcić to, co staje się w tym momencie
obecne na ołtarzu.
Tak więc przez tego typu objaśnienia
małe dziecko uczy się bardzo wiele naszej
wiary. I jest to najlepszy możliwy sposób
nauki: włączony w działanie, nawiązujący
do tego, co się dokonuje na oczach dziecka,
jednoczący i wiążący ze sobą przekonania,
a przez to dający jaśniejszy obraz i bardziej
pobudzający, niż gdyby dopiero po mszy, na
przykład na lekcji, uczono dziecko, że w to
wszystko wierzymy.
Być może nawet nie przyszłoby nam na
myśl, by w kontekście transsubstancjacji
wspominać wprost o zmartwychwstaniu.
Ale wiara w zmartwychwstanie jest tu milcząco obecna, bo myślenie, że Pan pojawia
się jedynie chwilowo na naszych ołtarzach
jest zupełnie obce katolickiej świadomości i naszemu sposobowi mówienia o Nim
i mówienia do Niego. Zawsze traktujemy
Go jako Zmartwychwstałego, jako żyjącego
w niebie i mówimy, że chleb i wino zmieniły się właśnie w Niego. A ponieważ jest
On żywy, a nie umarły, Jego ciało nie jest
oddzielone od Jego krwi i każdy, kto przyjmuje którąkolwiek z tych dwóch postaci,
przyjmuje Go całego. Tak więc, ucząc się
o tym, dziecko dowiaduje się także w nowy
sposób, że On żyje.
Mówiłam o uczeniu małych dzieci nie
tylko dlatego, że jest to samo w sobie ważne, ale też dlatego, że w ten sposób można
najprościej przybliżyć, co oznacza „transsubstancjacja”. Słowo to zostało utworzone (najpierw w grece, a następnie, przez
tłumaczenie, w łacinie), aby położyć nacisk
właśnie na to, że dokonuje się całkowita przemiana tego, co jest, w coś innego.
Przemiana jednej rzeczywistości fizycznej
w inną, która już istnieje. Nie jest to więc zaistnienie nowej substancji ze składników,
z których złożona była stara substancja, jak
w wypadku chemicznej przemiany materii
„Czy On jest w tobie?” – zapytało, gdy matka wróciła. „Tak” –
odpowiedziała
w retorcie, w wyniku której przechodzi ona
z bycia jedną substancją w bycie inną substancją. Nie przypomina to również procesu trawienia, gdy to, co jemy, staje się nami.
Bo to wszystko są przemiany materii, która
może przybierać rozmaite formy . Natomiast
gdy wypowiadamy słowo „transsubstancjacja”, mówimy dokładnie to, czego uczymy
dziecko, tłumacząc mu, że słowa Chrystusa,
dzięki boskiej mocy danej kapłanowi, który
wypowiada je w Jego zastępstwie, zmieniły
chleb w taki sposób, że już go nie ma (nie ma
też składników, z których był złożony), jest
za to ciało Chrystusa. Małe dziecko może tę
prawdę pojąć, a milcząco zawiera się ona
w akcie czci, którego uczą je rodzice. Znałam pewne dziecko, prawie trzyletnie, które dopiero jednak zaczynało mówić i uczone było tak, jak to opisałam. Pewnego razu
znajdowało się na tyłach kościoła, gdy jego
matka poszła przyjąć komunię świętą. „Czy
On jest w tobie?” – zapytało, gdy matka wróciła. „Tak” – odpowiedziała i ku jej zdziwieniu dziecko padło przed nią na twarz. Mogę
o tym poświadczyć, gdyż sama to widziałam.
O transsubstancjacji
121
Raz opowiedziałam tę historię jednemu
z tych teologów, którzy niestety – jak się
wydaje – próbują zmienić i rozwodnić naszą
wiarę. Był zgorszony. Chciał powiedzieć coś
i miał nadzieję, że Sobór Watykański też to
powie, co by pokazało, że to dziecko było
w błędzie. Domyśliłam się wówczas, że ten
nieszczęśnik traci wiarę i rzeczywiście tak
też się, niestety, okazało.
„Ale to jest niemożliwe, sprzeczne, nie
można w to wierzyć! To musi być tylko taki
sposób mówienia!”. Cóż, w rzeczy samej tak
naprawdę nie możemy zrozumieć, jak to jest
możliwe. Ale jeśli się twierdzi, że to niemożliwe, trzeba wskazać, gdzie dokładnie pojawia się sprzeczność, jeśli natomiast ktoś
w to wierzy, będzie również wierzył, że można odpowiedzieć na każdą próbę obalenia
tej wiary jako czegoś sprzecznego. Na przykład ktoś mówi: jak człowiek, który mierzy,
powiedzmy, sześć stóp, może być w całości
obecny w tak małej przestrzeni? Cóż, oczywiście nie tak, że jego wymiary pasują do
przestrzeni ograniczonej wymiarami nadal istniejącej postaci chleba: nazwijmy to
„wymiarowym” [dimensive] sposobem bycia
obecnym w jakimś miejscu. „Ale to jest jedyny sposób, w jaki ciało może być obecne
w jakimś miejscu!”. Skąd wiesz? My wierzymy, że w wypadku Tego, co jest tu obecne,
zachodzi zjawisko, które nie podlega zasadzie wymiarowej obecności. Bo z pewnością oddzielenie i odróżnienie od siebie
tych wszystkich miejsc, w których To coś
jest naraz obecne, nie oznacza oddzielenia
i odróżnienia Tego czegoś od samego siebie.
Tak więc, patrząc z punktu widzenia przestrzeni, tysiąc takich różnych miejsc można
porównać do tysiąca kawałków lustra, odbijających jedno całe ciało, które samo w sobie wykracza poza każdy z tych kawałków
i nie zmienia miejsca na sposób wymiarowy.
Jeśli jednak rozważamy To, czym stał się
chleb, miejsce, na które patrzymy, stało się
122
Gertrude Elizabeth Margaret Anscombe
(choć nie w sensie wymiarowym) miejscem,
w którym To się znajduje: miejscem w niebie.
Byłoby jednak błędem myśleć, że transsubstancjację można zrozumieć, rozwiązać
i wyłożyć jako możliwość pozbawioną jakiejkolwiek tajemnicy. Innymi słowy, że można
zrozumieć ją w taki sposób, jakiego wymagają być może ci, którzy podważają ją z racji oczywistych trudności. Błędem dawnego
sposobu przedstawiania transsubstancjacji
przy użyciu rozróżnienia na substancję danej rzeczy (uznawaną za niedostępną) i jej
przypadłości było chyba to, że przedstawiano ją jako wyjaśnienie, jak gdyby czyniła
ona wszystko zrozumiałym. Głębsza wiedza
usuwa jednak to wrażenie. Bo też w filozofii
scholastycznego arystoteleizmu, w której te
rozróżnienia zostały sformułowane, transsubstancjacja jest równie trudna, równie
„niemożliwa”, jak wydaje się dla zwykłego
myślenia. I tak właśnie powinno być. Gdy
nazywamy coś tajemnicą, oznacza to, że nie
możemy w pełni usunąć trudności w jego
zrozumieniu i wykazać raz na zawsze, że
jest doskonale możliwe. Niemniej jednak nie
uznajemy, że sprzeczności i absurdy mogą
być prawdziwe, ani że coś, co można logicznie wyprowadzić z tego, co wiemy, może być
nieprawdziwe. Tak więc uznajemy, że istnieją odpowiedzi na rzekome dowody absurdalności transsubstancjacji, niezależnie od
tego, czy my sami jesteśmy na tyle bystrzy,
by je znaleźć.
Tajemnica komunii
2. Dlaczego to robimy? Dlaczego odprawiamy Eucharystię? Bo nasz Pan nam
nakazał. To jest wystarczający powód. Ale
możemy zauważyć również, że w ten sposób jest On obecny wśród nas w swojej fizycznej rzeczywistości3 aż do skończenia
świata, dopóki nie powróci, by być „wymiarowo” i widzialnie obecny na ziemi. Może-
my również zastanowić się nad tajemniczym faktem, że pragnął nas sobą posilić.
To właśnie jest, moim zdaniem, największa ze wszystkich tajemnic związanych z ofiarą Eucharystyczną, tajemnicą
większą niż sama transsubstancjacja, choć
stanowi ona istotną część treści transsubstancjacji. Aby spróbować trochę ją zrozumieć, zadajmy sobie najpierw pytanie: co
takiego uczynił nasz Pan podczas Ostatniej
Wieczerzy? Gdy poprosimy ortodoksyjnego Żyda, by odmówił błogosławieństwo
przy stole, weźmie do rąk kawałek chleba,
Ów akt jest dziwny i tajemniczy
zmówi modlitwę, połamie chleb i da każdemu po kawałku. A więc nasz Pan odmawiał wówczas błogosławieństwo, i to przy
szczególnej okazji. Świętował bowiem
Paschę; tamta wieczerza była pierwszym,
wyjątkowo uroczystym posiłkiem dnia,
w którym Żydzi świętowali przejście anioła
pańskiego nad Egiptem w momencie, gdy
szykowali się do ucieczki z niewoli egipskiej. Wówczas musieli ofiarować jagnięta – w grupach takiej wielkości, by każda
zdołała zjeść całe jagnię – i posmarować
odrzwia swoich domów jego krwią; anioł
pański przeszedł nad ich domami, zabijając pierworodne dzieci we wszystkich
pozostałych domach. Żydzi spożyli swoją
ofiarę, przy czym przykazano im, by zjedli wszystko i nic nie pozostawili; wówczas byli gotowi wyruszyć w podróż, opuścić Egipt. Ten posiłek przygotowujący do
ucieczki z niewoli był odtąd upamiętniany podczas wieczerzy – Seder, jak zwą ją
dzisiejsi Żydzi – którą właśnie sprawował
nasz Pan wraz ze swymi uczniami. Ale do
błogosławieństwa nasz Pan dodał słowa:
„To jest ciało moje”, a po odprawieniu pozostałej części rytuału, wziął kielich z winem i powiedział: „To jest moja krew, która
za was będzie wylana”. Jak pisałam, miało pokazać, że Jego nadchodząca śmierć
jest ofiarą, w której On sam jest kapłanem.
(Bo Jego śmierć była dobrowolna; nikt nie
mógł odebrać mu życia, gdyby On sam go
nie oddał). Jego postępowanie wskazywało, że zastępuje On dla nas baranka paschalnego, który był pierwotnie zarówno
ofiarą, jak i posiłkiem przygotowującym
do ucieczki z niewoli, a ponadto służył za
znak odróżniający uciekających Żydów od
tych, którzy ich więzili.
Istnieją dwa rodzaje ofiary – całopalenie (holocaust), gdy ofiara zostaje zniszczona w akcie ofiarowywania, i drugi rodzaj, gdy spożywa się to, co zostało złożone
w ofierze.
Chrystus uczynił samego siebie ofiarą drugiego rodzaju; pierwszym nakazem
w Jego błogosławieństwie było: jedzcie.
Potem okazało się, że w ten sposób złożył ofiarę, zastąpił baranka paschalnego,
wszedł na jego miejsce. Katolicy wierzą,
że nie możemy zjeść i wypić tego, co nam
nakazał nasz Pan, jeśli nie mamy tego samego, co On, czyli chleba do spożycia i kielicha do wypicia, a więc że możemy spełnić
Jego nakaz tylko wtedy, gdy naśladujemy
Jego własną ofiarę. I właśnie dlatego utożsamiamy ofiarowanie się naszego Pana na
Ostatniej Wieczerzy z ofiarą na krzyżu oraz
z każdą mszą świętą.
Tak więc Jego Ciało i Krew są nam dane
jako pokarm – jest to z pewnością wielka
tajemnica. Jest to też oczywiście symbol:
nie posilamy się fizycznie ciałem i krwią
Chrystusa tak, jak Żydzi posilali się barankiem paschalnym.
My chrześcijanie jesteśmy tak przyzwyczajeni do komunii świętej, że nawet
nie zauważamy, jak bardzo jest ona tajemnicza. Od dawna trwa spór między protestantami a katolikami o to, czy spożywając
chleb konsekrowany w czasie Eucharystii,
O transsubstancjacji
123
spożywamy to, co jedynie symbolizuje ciało Zbawiciela, czy też to, co rzeczywiście
nim jest; czy pijemy Jego krew jedynie
symbolicznie, czy też rzeczywiście. Z powodu tego sporu można było odnieść wrażenie, że tylko katolickie przekonania są
czymś ekstrawaganckim, tak jakby protestancka praktyka spożywania ciała i krwi
Chrystusa symbolicznie była czymś zupełnie zdroworozsądkowym! W toku sporów
o transsubstancjację umknęła naszej uwadze szokująca dziwaczność robienia czegoś takiego, choćby nawet symbolicznie.
Spróbujmy sobie ją teraz uświadomić.
Dlaczego bowiem ktoś miałby chcieć
spożywać czyjeś ciało i pić czyjąś krew?
„Będę pił twoją krew” – to brzmi jak obietnica złożona wrogowi. W rzeczy samej,
w języku Starego Testamentu spożywanie czyjegoś ciała i picie czyjejś krwi jest
właśnie wyrazem śmiertelnej wrogości.
U dzikich ludów natomiast spożywanie
ciała walecznego nieprzyjaciela jest próbą przejęcia jego mocy. Ktoś zdziwiony
chrześcijańską Eucharystią, sprawowaną
czy to według katolickiej, czy to według
protestanckiej koncepcji, mógłby się zastanawiać, czy to o to chodzi, ale bardzo
by się pomylił. A może chrześcijanie są
jak dzikie plemiona, które przy szczególnych okazjach spożywają zwierzęta, które
w innych okolicznościach stanowią dla
nich tabu? Nie, to też nie to.
Z pewnością jest jasne, że powodem,
dla którego chrześcijanie sprawują tę
ofiarę, jest posłuszeństwo zaleceniu Zbawiciela. Powiedział On swoim uczniom, by
czynili to na Jego pamiątkę (scil. pamiątkę przed Ojcem), i wyjaśnił, że to, co jedli
i pili, było Jego ciałem i krwią. Uczniowie mogli utrzymywać, że nie rozumieją,
o co chodzi, że nie wiedzą nic ponad to, że
On im nakazał tak czynić i powiedział, że
jest to środek do życia wiecznego. Chodzi
124
Gertrude Elizabeth Margaret Anscombe
mi o to, że to nie był dla nich, że tak powiem, naturalny i zrozumiały gest. By to
sobie uświadomić, wyobraźmy sobie, że
istnieje ceremonia „całowania stóp zbawiciela” albo „przywiązywania się do niego”.
To byłyby sensowne czynności, można by
zrozumieć myśli, które one wyrażają. Ale
zjadanie go?
Z pewnością to jedzenie i picie jest samo
w sobie symboliczne. Rozumiem przez to,
że – niezależnie, czy mamy do czynienia
z literalnym, czy jedynie symbolicznym
spożywaniem ciała naszego Pana i piciem
Jego krwi – wskazują one symbolicznie
na coś innego. Tak więc, jeśli jedynie symbolicznie (a nie rzeczywiście) spożywamy
Jego ciało, nasz akt jest symbolem symbolu, jeśli zaś literalnie spożywamy Jego ciało, nasz akt jest bezpośrednim symbolem.
Ów akt jest w obydwu wypadkach dziwny
i tajemniczy, ponieważ symbol ten nie jest
ani naturalny, ani łatwy do zrozumienia. Co
i jak oznacza? – oto wielka tajemnica.
Granice metaforyczności
Współcześnie niektórzy teologowie
próbują wyjaśnić transsubstancjację jako
transsignifikację. „Substancją” pewnych
rzeczy ma być znaczenie, jakie mają one
w ludzkim życiu. Jest to z pewnością prawda w wypadku niektórych rzeczy, takich jak
pieniądze, według nich ma to być jednak
prawda także w wypadku chleba i wina – nie
są to substancje chemiczne, lecz oznaczają
one ludzki pokarm i napój. Cóż, jeśli chodzi o
pierwszy punkt (że nie są pojedynczymi substancjami), jest to raczej prawda. Ale chleb
i wino, które można użyć w Eucharystii, są
definiowane przez rodzaje naturalne, z których zostały otrzymane: pszenicę i winorośl.
Jeśli chodzi o resztę, to może być to prawda,
rzecz jednak w tym, że zwykle nie dostrzega się tego, iż tym, co zmienia znaczenie
w trakcie Eucharystii, nie jest chleb i wino,
ale ciało i krew Pana, które zostają transsygnifikowane w pokarm i napój. I to jest właśnie tajemnica.
Gdy Jezus powiedział: „Jestem chlebem,
który zstąpił z nieba”, Jego słowa metaforycznie wyrażały to samo. Treść tej metafory
Jest to tajemnica wiary, taka
sama dla ludzi prostych, jak
i dla uczonych
jest następująca: „Ja sam będę pokarmem
dla życia, o którym mówię”. Stwierdzenie to
jest tajemnicze, podobnie jak inne stwierdzenia Jezusa: „Ja jestem drogą”, „Ja jestem
prawdą” czy też „Ja jestem życiem”, albo
znowu „Ja jestem bramą”. Nie „Moja droga
jest drogą”, albo „Wskażę wam prawdę”, ale:
„Ja jestem drogą i prawdą”. Analogicznie,
nie: „Mam dla was pokarm”, ale: „Ja jestem
chlebem”. Nakaz spożywania Jego ciała wpisuje się w tę właśnie metaforykę – niezależnie od tego, czy opis tej czynności uznajemy
za literalny czy symboliczny. Bo nawet jeśli
słowa „Ja jestem chlebem (czyli pokarmem),
który zstąpił z nieba” są brane literalnie, to
treść, którą wyrażają, a która wedle tego podejścia jest literalna, symbolizuje coś więcej.
Najczytelniejszą z metafor, których
używał Jezus, jest krzew winny. Możemy
wyrazić niemetaforycznie to, co ona mówi.
Życie, o którym mówił Jezus, jest Jego własnym życiem, tak samo jak życie gałęzi
jest życiem winnego krzewu. Chodzi więc
o to, że uczniowie nie są tylko uczniami (nie
są tylko nauczani), lecz mają uczestniczyć
w Bożym życiu, w samej Bożej naturze. Tu
znowu nasza zdolność rozumienia się kończy. Rzuca to jednak trochę światła na to,
dlaczego nie mówił On tylko, że wskazuje
nam drogę, prawdę i życie oraz że może
dać nam to, co jest potrzebne do takiego
życia (tak jak nauczyciel może nakarmić
ucznia wiedzą), lecz, że On jest drogą, jest
prawdą, jest życiem. Nikt jednak nie może
pojąć, co to znaczy dla nas żyć życiem samego Boga. Dlatego właśnie powiedziałam,
że to, co symbolizuje spożywanie tego ciała
i picie tej krwi (niezależnie od tego, czy akty
te rozumie się literalnie czy tylko symbolicznie), jest wielką tajemnicą. Nic dziwnego, że pierwszych chrześcijan oskarżano
o uprawianie dzikich orgii podczas Eucharystii, a oni tylko mogli zaprzeczać, że nie
ma na nich żadnych okropieństw.
„On daje nam swoje ciało – pisał św.
Augustyn – by uczynić z nas swoje ciało”4.
Sakrament Eucharystii zatem symbolizuje
i sprawia jedność tych, którzy gromadzą się,
aby celebrować Eucharystię i przystąpić do
komunii. „Mistyczne ciało Chrystusa”, które
nazywamy Kościołem, jest ciałem w sensie
przenośnym, metaforycznym. Podobnie jedność całej ludzkości wyraża się w metaforze
mówiącej, że narodziliśmy się jako „członki
Adama”. Mówienie o jednym ciele, jak gdyby
wszyscy ludzie tworzyli jednego wielkiego
człowieka, jest oczywiście przenośnią, metaforą, jednak jedność życia, na którą ona
wskazuje, nie jest metaforą, bo my wszyscy,
ludzie wszystkich ras, jesteśmy z jednego
rodu i z jednej krwi. Z kolei przez chrzest,
jak jest powiedziane, zostaliśmy wszczepieni w ciało Nowego Adama, i tu znów natrafiamy na metaforę bycia członkami – czyli
rękoma i innymi częściami ciała – jednego
człowieka. I w tym wypadku jednak sama
jedność życia, którą wyraża ta przenośnia,
nie jest metaforą. O tym właśnie życiu Chrystus powiedział, że On sam jest na nie pokarmem. Jest pokarmem na Boże życie, które zostało nam obiecane i które już się w nas
rozpoczyna; jest wiatykiem na naszą wieczną ucieczkę z Egiptu, czyli niewoli grzechu;
jest ofiarą, przez którą zostaliśmy pojednani; jest wreszcie znakiem naszej jedności
między sobą w Nim. Jest to tajemnica wiary,
O transsubstancjacji
125
taka sama dla ludzi prostych, jak i dla
uczonych. Bo jedni i drudzy wierzą w to
samo, i to, co pojmują ludzie prości, wcale
nielepiej rozumieją uczeni; zadaniem tych
drugich jest usuwanie głupstw tworzonych
przez ludzki rozum, które tak często stanowią przeszkodę dla wiary.
Przełożył z języka angielskiego
Marcin Suskiewicz
Przypisy:
1. G.E.M. Anscombe, On Transubstantiation, London: Catholic Truth Society 1974, przedruk
w: The Collected Philosophical Papers of G.E.M. Anscombe, t. 3, Ethics, Politics and Religion,
Oxford: Blackwell 1981, s. 107–112. © M.C. Gormally. Przekład publikujemy za uprzejmą zgodą
Pani M.C. Gormally. Wszystkie śródtytuły i niektóre przypisy pochodzą od redakcji.
2. Ściśle rzecz biorąc, w anaforach etiopskich podczas konsekracji wina lud wypowiada następujące słowa: „Wierzymy i wyznajemy, wielbimy Ciebie, nasz Panie i nasz Boże. Wierzymy, że to
jest prawdziwa Twoja Krew” (Paprocki 1988: 99, 103, 108, 116, 262) (przyp. red.).
3. Teologowie nie zwykli mówić, że nasz Pan jest „fizycznie” obecny w Eucharystii. Jak sądzę,
jest tak dlatego, że dla nich „fizycznie” znaczy tyle, co „naturalnie”, bo też słowo to pochodzi od
greckiego słowa oznaczającego naturę, natomiast nasz Pan oczywiście nie jest obecny w Eucharystii na sposób naturalny! Ale dla współczesnego człowieka zaprzeczenie fizycznej obecności
Chrystusa jest zaprzeczeniem nauce Kościoła katolickiego, zmieniły się bowiem znaczenia słów.
Papież Paweł VI mówi w encyklice Mysterium Fidei [MF: 46 – red.], że „cały i pełny Chrystus jest
obecny w swej fizycznej rzeczywistości, także cieleśnie”.
4. Św. Augustyn, Kazanie 229 (przyp. red.).
Co dalej?
Ten artykuł G.E.M. Anscombe ukazał się już
kiedyś w polskim przekładzie (Anscombe
2001). Marcin Suskiewicz odwiedził rodzinę Anscombe we wschodnim Londynie. Jej
mąż Peter Geach ma 96 lat i czasem modli
się po polsku. Dziękujemy i pozdrawiamy.
126