Wszechświat nie umiera nigdy
Transkrypt
Wszechświat nie umiera nigdy
Wszechświat nie umiera nigdy © Copyright by Piotr Cieśliński, „Gazeta Wyborcza”, 10 listopada 2010. Chciałem rozmawiać z sir Rogerem Penrose'em o papierze toaletowym. Ale rozmowa zeszła na jego nową teorię Wszechświata, który wiecznie odradza się w nieskończonych cyklach - od Wielkiego Wybuchu po Wielką Pustkę. Sir Roger Penrose - emerytowany profesor uniwersytetu w Oksfordzie, jeden z największych matematyków i fizyków naszych czasów - oprócz nobilitacji i sławy zdobył też pokaźny majątek. W 1974 r. rozwiązał pewien stary problem geometryczny - znalazł dwie płytki w kształcie rombu, którymi można pokryć płaszczyznę wzorem o symetrii pięciokątnej oraz nieokresowym (a więc takim, który się nie powtarza w żadnym kierunku - w przeciwieństwie do tradycyjnych układów glazury czy klepek podłogowych). Z tych rombów można było wyczarować niezwykłe puzzle, mozaiki, witraże. Penrose je opatentował. Jakiś czas potem łudząco podobny wzór pojawił się też na tysiącach rolek papieru toaletowego. Ale mimo że wielu matematyków marzy o tym, by rozpowszechnić swoje abstrakcyjne prace wśród szerokiej publiczności, Penrose nie był zadowolony. Amerykański producent użył wzoru bez pozwolenia i Penrose podał go do sądu. Naukowca, który kończy w tym roku 79 lat, ale tego sędziwego wieku wcale po nim nie widać, spotkałem na majowej konferencji "Droga do rzeczywistości" w Instytucie Matematyki PAN. Zapytałem, jak się sprawa z papierem skończyła: - Nie mogę tego zdradzić, bo zawarłem ugodę, a jednym z jej punktów było to, że nie powinienem się na ten temat wypowiadać. Opowiedział za to o swej nowej teorii Wszechświata. Mówiąc: - Jest na tyle szalona, że jest szansa, iż jest prawdziwa. Miesiąc temu też opublikował poświęconą temu książkę: "Cykle czasu: niezwykłe nowe spojrzenie na Wszechświat". Zmierzamy w kierunku chaosu Największe zaszczyty - m.in. Nagroda Wolfa (1988 r.), także tytuł szlachecki od angielskiej królowej (1994 r.) - spotkały Penrose'a za prace z teorii relatywistycznej. Jako pierwszy wykazał, że we wnętrzu czarnej dziury pojawia się osobliwość - punkt, w którym gęstość materii staje się nieskończenie duża. Potem, wspólnie ze Stephenem Hawkingiem, udowodnił, że nieodłączną cechą równań Einsteina jest także to, że w dalekiej przeszłości Wszechświat musiał być w podobnie ekstremalnym stanie, nieskończenie gęsty i gorący, jak środek czarnej dziury. Można by rzec, iż matematycznie dowiódł, że Wszechświat miał początek. W swej nowej teorii dokonuje jednak dramatycznego zwrotu - twierdzi, że Wielki Wybuch był początkiem, ale tylko jednego z cykli Wszechświata, których zapewne jest nieskończenie wiele. Koncepcja "oscylującego" Wszechświata jest równie stara jak teoria Einsteina, z której wynikało, że kosmos może puchnąć jak bańka mydlana. Wielu kosmologom łatwiej było przyjąć, że świat jest wieczny i cyklicznie przechodzi z fazy rozszerzania do kurczenia się, zamiast uwierzyć w to, że był jakiś początek, a więc akt stworzenia czegoś z niczego. Wielki i dotychczas nierozwiązany problem dla tej hipotezy stwarza jednak druga zasada termodynamiki, która mówi, że w naturze stale wzrasta nieporządek. Filiżanka z kawą może z łatwością się rozbić na tysiące kawałków, ale nikt jeszcze nie widział, by one same na powrót się skleiły. Mleko miesza się z kawą, ale trudno o proces odwrotny - by te ciecze same się rozdzieliły. Oczywiście można posprzątać bałagan, ale wymaga to pewnego nakładu pracy, co skutkuje jeszcze większym wzrostem nieporządku w innym miejscu. Fizycy mierzą stopień nieuporządkowania wielkością zwaną entropią, a druga zasada termodynamiki mówi, iż entropia zawsze wzrasta. Świat zmierza w kierunku większego 1 bałaganu, a energia stale się rozprasza. Nie odwróci tej tendencji nawet to, że kosmos zacznie się kurczyć. Z tego wynika, że każdy kolejny cykl Wszechświata musi być inny, bardziej zabałaganiony, a u zarania musiał być ten pierwszy cykl, w którym Wszechświat był maksymalnie uporządkowany. I znowu wracamy do problemu początku i aktu stworzenia. Wieczność do dyspozycji To, że Wszechświat musiał się zacząć od bardzo uporządkowanego stanu, jest również problemem dla klasycznej teorii Wielkiego Wybuchu (chyba że ktoś za dobrą monetę bierze hipotezy inflacji, czy też wielu światów). Bo niby skąd w tej chwili wielkiego zamieszania i chaosu miał się wziąć unikalny porządek? Wydaje się, że powinno być akurat na odwrót. - Jakieś pięć, sześć lat temu olśniło mnie, znalazłem rozwiązanie - mówi Penrose. Impulsem była niedawna obserwacja astrofizyków, że przestrzeń kosmiczna zamiast spowalniać - zaczyna coraz szybciej się rozszerzać. Źródłem tego jest tajemnicza ciemna energia, o której wciąż nic nie wiadomo. Jedno jest tylko coraz bardziej pewne - kosmos staje się coraz większy i zimniejszy, gromady galaktyk coraz bardziej samotne, a promieniowanie rozrzedzone. Gwiazdy, w tym Słońce, wypalą się i ostygną. Cała materia stopniowo wpadnie do czarnych dziur, które też będą powoli znikały, gdyż - zgodnie z teorią Hawkinga - zamienią się w promieniowanie. W końcu całą przestrzeń wypełni tylko ocean promieniowania, którego temperatura będzie się zbliżała do zera bezwzględnego. To niezwykle odległa perspektywa, dzieli nas od niej niewyobrażalna liczba lat. - Ale czas nie ma znaczenia - mówi Penrose. - Bo dla promieniowania czas nie istnieje. To jeden z zadziwiających wniosków teorii względności Einsteina. Im szybciej się poruszamy, tym bardziej nasz wewnętrzny zegar zwalnia. Dla poruszających się z prędkością światła - czas po prostu staje w miejscu. Zegar przestaje tykać. A ponieważ w tym odległym kosmosie, oprócz promieniowania nie będzie nic innego, nie będzie też czasu. A wraz z czasem straci także sens pojęcie odległości - pamiętajmy, że nie będzie żadnych materialnych obiektów, a więc żadnego wzorca metra, a także zegara, który by odmierzał odległość pokonaną przez promień światła (tak jak dziś definiuje się jednostkę metra). Ściślej rzecz biorąc, geometria przestrzeni kosmicznej nie będzie miała określonej skali. Cały monstrualnie wielki Wszechświat nagle straci miarę dla swojej wielkości. To pierwszy z kluczowych punktów teorii Penrose'a. Drugi jest równie zadziwiający. Mianowicie naukowiec dowodzi, że rozdęty i wypełniony zimnym promieniowaniem kosmos stanie się w gruncie rzeczy bardzo podobny do tego, który istniał tuż po Wielkim Wybuchu, kiedy też dominowało promieniowanie, choć gorące. Różnica tkwi tylko w skali. Gdyby go nagle przeskalować, tj. sprasować tryliony razy, to z matematycznego punktu widzenia dostaniemy zupełnie to samo. A co z entropią kosmosu, czyli nieporządkiem? Też jest taka sama, jak tuż po Wielkim Wybuchu, więc wyjątkowo mała. Najpierw ukryła się w czarnych dziurach, które wessały materię wraz z całym jej bałaganem. A potem czarne dziury wyparowały, więc problem rozpłynął się wraz z nimi. Jeśli między młodym i starym kosmosem nie ma żadnej różnicy poza skalą, to co się stanie, kiedy ta skala zniknie? Wniosek Penrose'a brzmi absurdalnie. Sugeruje on, że rozszerzanie się kosmosu i wynikła z tego bezbrzeżna, zimna pustka mogą w dalekiej przyszłości przerodzić się w ponowny... Wielki Wybuch. I tak w koło. Kolejne cykle, zwieńczone czy też zaczęte Wielkimi Wybuchami, Penrose zwie eonami. - Wszechświat pozornie bez końca się rozszerza, aż w pewnej chwili... traci poczucie czasu i wraca do początku - tłumaczy. Czy z praw fizyki wynika, jak miałoby przebiegać takie 2 "przeskalowanie" przestrzeni? - Nie, ale nie znamy jeszcze teorii kwantowej grawitacji odpowiada Penrose. - Ten proces może być w tej kwantowej teorii niezwykle mało prawdopodobny, ale co z tego? Wszak czas się zatrzyma, do dyspozycji będzie nawet i wieczność. 3