Andrzej Taborski Aktualność Prymasa Wyszyńskiego Dla wielu

Transkrypt

Andrzej Taborski Aktualność Prymasa Wyszyńskiego Dla wielu
Andrzej Taborski
Aktualność Prymasa Wyszyńskiego
Dla wielu współczesnych Polaków kardynał Stefan Wyszyński to postać jakby
wyciągnięta z lamusa historii. Wszak to już prawie trzydzieści pięć lat mija, gdy zmarł, a więc
praktycznie więcej niż całe pokolenie Polaków zna go już tylko z fotografii, filmów, prasy,
książek, być może tylko z podręczników czy encyklopedii. Co więc należałoby zrobić, żeby
poprzez krótki tekst postać tę przybliżyć i udowodnić, że zasługuje on na tytuł Prymasa
Tysiąclecia? Należy chyba najpierw przypomnieć, że pozostawił po sobie ogromną spuściznę
w postaci licznych książek swego autorstwa, wygłoszonych tysięcy kazań, ogromnej ilości
ważnych dokumentów, jakie podpisał. Należy także zwrócić uwagę, że Człowiek ten zostawił
trwały ślad w naszych dziejach poprzez swoją niezłomną postawę, głęboką wiarę, wielki
patriotyzm. Jestem głęboko przekonany, że jako naród bylibyśmy dziś zupełnie w innej
sytuacji, gdyby nie ten „Mocarz słowa”, „niewolnik Maryi”, więzień totalitarnego systemu,
tytan pracy, niezmordowany duszpasterz, mąż stanu, ojciec narodu. Najlepiej streścił to Jan
Paweł II u początku swojego pontyfikatu: Nie byłoby na Stolicy Piotrowęi tego PapieżaPolaka (..), gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem,
Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła (..). Ten właśnie
Papież wzywa nas: Oby Kościół i Naród został mocny dziedzictwem kardynała Wyszyńskiego.
Oby to dziedzictwo trwało w nas.
Do dziś brzmią m i w uszach słowa, którymi zwykł rozpoczynać kazania: Umiłowane
dzieci Boże, dzieci moje. To nie tylko piękny, ale i jakże głęboki zwrot. Wtedy, gdy narodowi
bardzo potrzebni byli przywódcy cieszący się powszechnym autorytetem, gdy władza była
narodowi narzucona, tylko on jeden potrafił gromadzić wokół siebie ludzi. Nawiązując do roli
prymasów z dawnych wieków, mogliśmy w Prymasie Wyszyńskim widzieć prawdziwego interreksa, a więc tego, kto przewodził narodowi w czasie tego swoistego bezkrólewia. W
zasłuchanych w Jego słowa tłumach byli i tacy, którzy potem dostarczali odpowiednim
komórkom aparatu państwowego nie tylko, co mówił, ale i jakie były reakcje na Jego słowa,
gdy analizowano każde jego słowa, gdy opracowywano strategię, jak Prymasa odizolować od
narodu, jak zmniejszyć Jego wpływ na rzeczywistość. Ale jeśli nawet na trzy lata wyrwano
Go z wiru życia, zamknięto w ośrodkach odosobnienia, mówił do oprawców: Prymasa Polski
chcecie ukryć przed światem? To niemożliwe! A tłumy wszystkimi drogami kierowały się na
Jasną Górę, gdzie czekała na nie Królowa Polski i gromadziły się wokół pustego fotela, na
których zwykł był siadać Prymas.
Był człowiekiem wolnym. Nie odebrano mu wolności, nawet zamykając go na trzy lata
w więzieniach. Skazano go na bezczynność, ale jej nie uległ. Nie możemy zgnuśnieć - mawiał.
Potrafił sobie i współwięźniom narzucić wymagania, które sprawiły, że właśnie w
odosobnieniu powstał cały bogaty program odnowy moralnej narodu, pracy duszpasterskiej
Kościoła i program obchodów tysiąclecia chrześcijaństwa w Polsce.
Święceń kapłańskich nie otrzymał w terminie, gdyż przeszkodziła mu w tym choroba.
Był bowiem bardzo chorowity. Wyświęcono go więc później i to dlatego, żeby choć jedną
Mszę św. mógł w życiu odprawić. Niezbadane są wyroki Boże. Ten tak chorowity człowiek
zostaje biskupem, prymasem, kardynałem, w trudnych warunkach polskich w wielu sprawach
ma specjalne pełnomocnictwa papieskie, których żaden z biskupów na świecie nie miał. Mogło się bowiem zdarzyć, że władze PRL na tyle utrudniłyby kontakty Kościoła z Rzymem, że
groziłaby schizma, odłączenie się Kościoła w Polsce od Kościoła powszechnego. Prymas
dzięki tym papieskim pełnomocnictwom uratował jedność. Ten chorowity ksiądz z Bożej
woli żyje 80 lat, przemierza Polskę wzdłuż i wszerz, głosi słowo Boże w każdym zakątku
kraju, podejmuje najważniejsze dla Kościoła i Polski decyzje, jest doskonałym mediatorem w
wielu sprawach społecznych i politycznych. Jest ostatnim prymasem Polski zniewolonej a
umiera wtedy, gdy - wydawało się – jest Polsce najbardziej potrzebny: Gdy zaświtała nadzieja
na wolność, solidarność - ale także nieomal w przeddzień stanu wojennego. Bóg właśnie
wtedy go zabiera. I zabiera go w tym dramatycznym momencie, gdy Jan Paweł II walczy o
życie po zamachu dokonanym na niego na placu św. Piotra i nie może uczestniczyć w pogrzebie swojego ojca duchowego.
Już w 1969 roku, a więc na kilkanaście lat przed śmiercią Prymas Wyszyński napisał
testament. Odczytany został dopiero podczas uroczystości pogrzebowych. Jakże ważne słowa
zapisał w tym testamencie: Kościołowi w Polsce służyłem według najlepszego zrozumienia
jego sytuacji i potrzeb. Chciałem obronić Kościół przed zaprogramowaną ateizacją (...),
przed nienawiścią społeczną (.. .), przed rozwiązłością (…). W stosunku do mojej Ojczyzny
zachowuję pełną cześć i miłość. Uważałem sobie za obowiązek bronić jej kultury
chrześcijańskiej przed złudzeniami internacjonalizmu, jej zdrowia moralnego i całości granic,
na ile to leżało w mojej mocy (…). Uważam sobie za łaskę, że mogłem dać świadectwo
prawdzie jako więzień polityczny przez trzyletnie więzienie i że uchroniłem się przed
nienawiścią do moich rodaków sprawujących władzę w państwie. Świadom wyrządzonych mi
krzywd przebaczam im z serca wszystkie oszczerstwa, jakimi mnie zaszczycali..
W najtrudniejszych czasach Polski powojennej, gdy system komunistyczny sprzysiągł
się, że zniszczy Kościół, że o wszystkich kościelnych sprawach decydować będzie władza
świecka, Prymas robił wszystko, co możliwe, by łagodzić skutki tych nacisków, dążył do
ugody, podpisywał porozumienia, łagodził napięcia społeczne. Ale gdy władze zażądały zbyt
wiele, powiedział: Non possumus. Nie możemy. Zapłacił za to straszną cenę odosobnienia,
poniewierki. Właśnie w więzieniu odkrył, że biskup pełni swój obowiązek nie tylko na
ambonie i przy ołtarzu, ale i w więzieniu. I dodaje, że historia Kościoła to walny przyczynek
do dziejów więziennictwa. I tam właśnie, w więzieniu, odkrył, że herody - jak nazywa ludzi
walczących z Bogiem - gdy przesadzą w swej nienawiści, stają się apostołami sprawy, którą
zwalczają. Prześladowcy Boga pracują dla Jego chwały
Na krótko przed uwięzieniem mówił: Gdy będę w więzieniu, a powiedzą wam, że
Prymas zdradził sprawy Boże - nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas ma nieczyste ręce - nie
wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas stchórzył - nie wierzcie. Gdy będą mówili, że Prymas
działa przeciwko narodowi i naszej Ojczyźnie - nie wierzcie. Kocham Ojczyznę więcej niż
własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej.
Chciano Go złamać, chciano, by zrezygnował z funkcji Prymasa. Proponowano mu
bezczelnie, że może lepiej byłoby, gdyby wychodząc na wolność, udał się do jakiegoś kraju
zachodniego, gdzie odpocznie, podreperuje siły... Władze partyjno-państwowe chciały mu
sfinansować pobyt za granicą. Może liczyły po cichu, że wyjedzie i pozostanie tam na stałe?
Odpowiedział godnie, że woli polski suchy kawałek razowego chleba niż obce luksusy. Nie
skorzystał z kuszącej propozycji. Kiedy był chory i nie mógł uczestniczyć w obchodach 100lecia objawień gietrzwałdzkich, władze państwowe proponowały mu, że załatwią dla niego
najlepsze kliniki zagraniczne, gdzie zostanie poddany operacji. Nie zgodził się. Powiedział, że
wierzy polskim lekarzom i oddaje się w ich ręce. Jakaż to godna i pouczająca postawa..
W bardzo młodym wieku doświadczył śmierci matki. Wspominał potem: Trudno mi
opisać smutek, pustkę i żałość, gdy po pogrzebie matki wróciliśmy do domu. Zdawało się, że
ustało wszelkie życie.
Rodzina to jeden z najważniejszych tematów, jakie podejmował. Prymat rodziny w
społeczeństwie, w rodzinie - jak w kołysce - prymat życia i obrony życia; ekonomia narodowa
musi być rodzinna, cały trud, wysiłek - czy to na roli, czy w fabryce, warsztacie, urzędzie,
szkole, uczelni - musi być ukierunkowany ku rodzinie; ekonomia narodowa musi mieć na
uwadze zaspokajanie potrzeb rodzin, z rodziną także związany jest prymat wychowania.
Wielka szkoda, że dotąd nie skorzystaliśmy z tej mądrości Prymasa Tysiąclecia,
Uprzywilejowane miejsce w nauczaniu Prymasa zajmowała młodzież. Mówił: Jesteście
pokoleniem milenijnym, przełomowym, które żyje na grani tysiącleci, Wiecie, jak trudno
utrzymać się na grani Wieją tam potężne wichry i szaleją burze... Trzeba mocno trzymać się
„pazurami” rodzimej skały, aby nie spaść na dno przepaści... Trzeba nie lada wysiłku i
bohaterskiego męstwa, aby się ostać ...tylko orły szybują nad graniami i nie lękają się
przepaści. Musicie mieć w sobie coś z orłów. Będziecie wtedy mogli jak orły przebić się przez
wszystkie dziejowe przełomy, wichry, burze, nie dając się spętać żadną niewolą. Pamiętajcie orły to wolne ptaki, bo szybują wysoko.
Poszanowanie praw osoby ludzkiej, to jego zdaniem fundament właściwych stosunków
społecznych. Jeszcze w lutym 1981 roku, a więc na kilka miesięcy przed śmiercią, gdy
ważyły się losy nowej polskiej demokracji, mówił: Każdy musi zacząć od siebie, abyśmy się
prawdziwie odmienili. A wtedy, gdy wszyscy będziemy się odradzać, i politycy będą musieli
się odmienić, czy będą chcieli, czy nie. Jeżeli człowiek się nie odmieni, to najbardziej bogate
państwo nie ostoi się, będzie rozkradane i zginie. Cóż bowiem z tego - powiem może
trywialnie - że krążąca butelka spirytusu przejdzie z rąk jednych pijaków, do rąk innych
pijaków. Powiem jeszcze bardziej drastycznie: że klucz od kasy państwowej przejdzie z rąk
jednych złodziei w ręce drugich złodziei? Przecież chyba nie o to idzie, żeby wszyscy złodzieje
mieli dostęp do kasy i wszyscy pijący do wódki, tylko żeby sumienie wszystkich się obudziło,
żebyśmy wszyscy zrozumieli naszą odpowiedzialność za naród, który Bóg wskrzesza.
Pamiętajmy, że ludzie ze starymi nałogami nie odnowią Ojczyzny. Czyż te twarde słowa
straciły coś do dziś ze swej aktualności? Czyż nie są wyzwaniem dla nas?
Wzruszającą jest postawa patriotyzmu, jaka charakteryzowała Prymasa Tysiąclecia.
Musimy dochować wierności przede wszystkim naszej Ojczyźnie i narodowej kulturze
polskiej. Będziemy kochali wszystkich ludzi na świecie, ale w porządku miłości: po Bogu więc,
po Jezusie Chrystusie i Matce Najświętszej nasza miłość należy się przede wszystkim naszej
Ojczyźnie. I chociażby obwieszczano na transparentach najrozmaitsze wezwania do miłowania wszystkich ludów i narodów, nie będziemy temu przeciwni, ale będziemy żądali,
abyśmy mogli żyć przede wszystkim duchem, dziejami, kulturą i mową w naszej polskiej ziemi,
wypracowanej przez wieki życiem naszych praojców. Mamy prawo w naszej Ojczyźnie czuć
się swobodnie. Mamy prawo czuć się jak u siebie w domu. Jakże ważkie to słowa dziś, gdy
wprawdzie nikt nie głosi komunistycznych haseł o konieczności internacjonalizmu, łączenia
się proletariuszy wszystkich krajów, ale za to mami się nas mirażami wspólnej Europy czy
tzw. „globalnej wioski”.
Prymas Wyszyński był prorokiem dwudziestego wieku. Jakże często głosił prawdy
trudne, gorzkie. Jako „Ojciec narodu” piętnował nasze wady, był wymagający - wymagał od
siebie i od innych. Ale zawsze była w tym głęboka racja. Z tej głębi możemy i dziś czerpać
pełnymi garściami. Mówił: Łatwizna życiowa jest największym wrogiem współczesnej Polski.
Nie tylko niekompetencje, ale i nieuczciwość ludzi kompetentnych, wykształconych, znających
swoje zadania, nawet dobrze uposażonych może doprowadzić do straszliwej katastrofy naszej
Ojczyzny Kiedyś mieliśmy wrogów od zewnątrz, a dziś mamy ich w samych sobie - na skutek
nieuczciwości, nieobowiązkowości, łatwizny życiowej. Może wam się wydaje, że dzisiaj
wystarczy ubezpieczyć naród nasz, jego byt i wolność traktatami pokojowymi i aliansami
międzynarodowymi. Nic to jednak nie pomoże, gdy młodzież polska nie będzie zdolna do
ofiary za Ojczyznę.
Kiedy indziej mówi: Z przeszłości możemy czerpać ostrzeżenie na przyszłość. Ziemi
ojczystej trzeba zawsze bronić. A bronić jej można wtedy, gdy tkwimy w niej korzeniami jak
drzewa. O wiele trudniej jest bronić Ojczyny z miast. O ileż łatwiej ją wówczas zniszczyć.
Trudniej wrogom dotrzeć do każdej wsi, do każdego zagonu, do każdej chaty, gdzie mieszkają
ludzie związani głębokim uczuciem miłowania ziemi. Całe pokolenia ujarzmione przez obce
ludy walczyły o prawo do własnej ziemi. Stąd szczególny charakter obronności ziemi. Nie
tylko armia broni terenów ojczystych, ale i ludzie, którzy na niej żyją. Jak trawy wśród
jałowców i gęstek lasów bronią jej nienaruszalności. Czyż nie należałoby dziś wrócić do tych
słów w kontekście światowych trendów, których skutkiem jest to, że człowiek tak łatwo
pozbywa się swoich korzeni, dzięki którym wyrósł, dojrzał, zaowocował? A człowiek
pozbawiony korzeni jest jak piasek pustyni, z którego nic nie potrafi wyrosnąć.
Tych kilka fragmentów wypowiedzi Prymasa chyba doskonale pokazuje, jak to, co
mówił, wciąż jest aktualne. Nie ma chyba tematu, na który nie zabrałby głosu. Zawsze z
rozwagą, zawsze z wewnętrznym przekonaniem. I zawsze okazywało się, że miał rację.
Gromadził i porywał tłumy. Zazdroszczono mu tego.
Miał w swoim herbie biskupim i prymasowskim hasło, któremu był wierny: Soli Deo
(Samemu Bogu). Ale - jak powiedział - życie dopisało to tego jeszcze jeden element: Per
Mariam (przez Maryię). Nic w tym dziwnego. Wszystkie najważniejsze momenty w Jego
życiu jakoś dziwnie wiązały się z Maryją. Święcenia kapłańskie w kaplicy Matki Bożej w
katedrze włocławskiej, Msza św. prymicyjna odprawiona na Jasnej Górze, tam również sakra
biskupia w święto Matki Bożej Łaskawej, przyjazd do Stoczka Warmińskiego, miejsca
internowania - miesiąc różańcowy, wyjazd do Prudnika - także, uwolnienie w miesiącu
różańcowym. Te i inne fakty z życia jakże związały go z Maryją i sprawiły, że został
nazwany „Prymasem Maryjnym”. Nie była to dewocja, ale - jak mówi współwięzień, ks.
Skorodecki - całkowite zawierzenie Maryi.
Wielu z nas pamięta Prymasa Wyszyńskiego jako człowieka dostojnego, poważnego,
jakby niedostępnego, pompatycznego i w pewien sposób wyniosłego. Prawdziwy mąż stanu,
ojciec narodu. Był to jednak także człowiek ogromnie bezpośredni, serdeczny, łatwo
nawiązujący kontakt, urzekający dobrocią, umiejący pochylić się nad cudzym nawet
najmniejszym problemem. Był to również człowiek obdarzony ogromnym poczuciem
humoru. Zamknięty w Stoczku Warmińskim mówił do współwięźniów - ks. Skorodeckiego i
siostry Leonii: Jesteśmy najmniejszą diecezją świata. Jest tu biskup, jest duchowieństwo, są
zakony, są świeccy (bo nawet kucharka podkreślała, że jest wierząca), są ateiści - a więc
wszystko, co w każdej diecezji. Nie trzeba dodawać, jak taka postawa pomagała im w trudnych
chwilach, uspokajała, wprowadzała atmosferę normalności, pomagała czuć się wolnymi.
Trudno przypuszczać, by śmierć Prymasa Wyszyńskiego w dniu 28 maja, w
uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, była czystym przypadkiem. To jakby wyraźny
znak, przepowiednia rychłej beatyfikacji. Rozważając to, co mówił Prymas, podziwiając Jego
postawę, prośmy, by do tej beatyfikacji doszło jak najszybciej. Nie było to niestety dane ś1).
Janowi Pawłowi II, który tyle mu zawdzięczał i który zawsze czuł się jego duchowym synem.