ODSZEDŁ ROK TEMU… W tym numerze: Nr 8/18 kwiecień 2006 r.

Transkrypt

ODSZEDŁ ROK TEMU… W tym numerze: Nr 8/18 kwiecień 2006 r.
MAGNES
Nr 8/18 kwiecień 2006 r.
Zespół Szkół w Wielogłowach
W tym numerze:
Odszedł rok temu...
1
Wieści
Ważne wydarzenia
2
Recenzje
Bliższy Daleki Wschód Wyspa Wielkanocna cz3
3
Holocaust
Buddyzm
4
Prawie wszystko o
świętach Wielkiej Nocy
Fotoreportaż ze Szkoły
„Miarka za Miarkę”
5
Wywiad z Sołtysem
Powołanie przyszło
znienacka
6
Wielkanoc
Humor
Komiks
7
Wycieczka do Krakowa
Było cool
8
Z pamiętnika Dziadka
I jak tu się nie bać?
9
Krzyżówka
Recenzja płyty
Kiermasz Świąteczny
Pisanki
Kiermasz Świąteczny
Wewnątrz numeru
więcej zdjęć
ODSZEDŁ ROK TEMU…
Drugiego kwietnia 2005 roku o godzinie 21 37 opuścił nas papież Jan Paweł II. Wtedy wszyscy się zjednoczyli, nastała
żałoba na skalę światową. Jak dziś, po roku, czujemy się bez naszego Ojca Świętego?
Dziś nadal wspominamy Jana Pawła II jako dobrego i całkowicie oddanego swojej posłudze. Wszyscy chyba uważają, ze odmienił on
losy świata i ludzkości, a już na pewno losy naszego kraju. Dlatego po roku od śmierci naszego rodaka nadal o Nim pamiętamy i dla nas
jest już święty.
Nawet teraz we wszystkich miejscach związanych z Janem Pawłem II można znaleźć modlitwy do Niego, podziękowania za Jego życie i
nauki. Niektóre są bardzo wzruszające, inne radosne, pełne szczęścia. Większość brzmi podobnie: „Twoja śmierć mnie nawróciła. Dziękuję,
Ojcze Święty”. Przy takich kartkach stoją znicze, palą się świece. Same te teksty są dla nas świadectwem świętości Karola Wojtyły.
W miastach powstają ciągle nowe pomniki Jana Pawła II, co znacznie rzadziej zdarzało się podczas Jego życia. Przykładem jest choćby
Nowy Sącz, gdzie właściciel fabryki lodów – pan Koral ufundował pomnik i fontannę na cześć naszego rodaka. Coraz więcej szkół jako
patrona wybiera właśnie Karola Wojtyłę.
Te i wiele innych gestów ze strony Polaków świadczy o tym, że jeszcze nie zapomnieliśmy o naszym świętym rodaku i wciąż traktujemy
Go jak żyjącego papieża. Oby było tak jak najdłużej…
Sonia®
10
"Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają"
I rocznica śmierci Jana Pawła II
SANTO SUBITO
ŚWIT PAMIĘCI
Ojcze Święty,
Dziś
Po dwunastu miesiącach
Trwania w pustce i żalu
W samotności i milczeniu.
Każdy z nas zrozumiał
Jak trudno jest żyć bez Ciebie
Jak ciężko sobie poradzić
W tym świecie pełnym zła.
Ty, Ojcze
Jednoczyłeś serca
Radowałeś twarze
Splatałeś dłonie wrogów.
Teraz
Jedni nadal się jednoczą
W imię Twoje,
Lecz inni zapomnieli,
Odrzucili w niepamięć
Twoje święte słowa.
Jedni nadal krzyczą
Santo Subito,
Ale inni
Znów nienawidzą
Znów ranią.
Pomóż, Ojcze
Żyć w tym szarym świecie.
Żyć tak, jak Ty.
Wszyscy jeszcze pamiętają
Twą osobę, dla nas świętą.
Postać, która nawracała,
Twarz wciąż uśmiechniętą.
Chociaż dzisiaj, Ojcze Święty
Nie ma tutaj z nami Ciebie,
To ufamy i wierzymy,
Że obecny jesteś w Niebie.
Dziś, od Twojej, Ojcze, śmierci
Rok okrągły już miniony.
Rok, przez który nawróciłeś
Dusz tak wiele zagubionych.
Więc dziś szczerze dziękujemy
Za Twe życie, za ten czas.
Za dwadzieścia siedem lat, gdy
Nie zawiodłeś nigdy nas.
STR. 2
NR 8/ 18 KWIE CIE Ń 2006 R.
MAGNES
Wieści
Nasi nauczyciele w świecie!
Mamy się czym pochwalić! Nasza szkoła
nawiązała współpracę ze szkołami z całego
świata! Minister Edukacji Narodowej i Sportu,
Michał Seweryński, przysłał specjalny list
gratulacyjny do naszego dyrektora, pana mgr
inż. Janusza Bielca. „Jesteście chlubą całej
Polski. Kraj powinien być z Was dumny! Gratuluję!” – napisał minister.
W związku z ową współpracą nasi nauczyciele wyjadą na wymianę do krajów partnerskich. Polonistka, pani Anna Surówka uczyć
będzie w Szkole Podstawowej nr 8 w Darhanie (Mongolia). Razem z nią wyjedzie informatyk, pan Paweł Chlebiński. W swojej nowej szkole będę redagować gazetkę „W mongolskiej głuszy”. Nie zostawią oni nas jednak
sierotami. Władzę nad „Magnesem” przejmie
Mijegombo Enchbold, który będzie też uczył
języka polskiego w naszej szkole.
Tymczasem do Liceum im. Pol Pota
w Hanga Roa (Wyspa Wielkanocna) wyruszy
mgr Lucjan Modzyniewicz, gdzie uczył będzie
matematyki. Ponadto popularny „Trenerek”
ma zamiar przygotować tamtejszą reprezentację w biegach na orientację do najbliższej
olimpiady w Pekinie. Jak się dowiedzieliśmy,
pan Modzyniewicz biegle włada językiem
rapa nui, nie powinien więc mieć trudności
z porozumiewaniem się z tamtejszą ludnością. Na miejsce pana Lucjana przybędzie
Kamas Lutokingo.
Zmiany nastąpią również na stanowisko
psychologa. Pani Agnieszka Szubska wyjedzie
na nowojorski Bronks, gdzie w Maston College będzie zajmować się trudną młodzieżą.
Tymczasem na jej miejsce przybędzie Jessica
Carols, amerykańska psycholog, autorka
wielu popularnych książek („Rzucając dragi”,
„Młodzież a używki”).
Przyjemność wymiany dotknęła i najwyższą władzę w naszej szkole. Pani mgr Krystyna Baran i pan mgr inż. Janusz Bielec wyjadą
do Parlamentu Europejskiego w Brukseli.
Zajmować się będą administracją Wspólnoty.
Tymczasem do Wielogłów na stanowisko
dyrektora przyjedzie Annan Koffan.
Wszystkim nauczycielom gratulujemy! Nasi
nauczyciele wyjadą na wymianę we wrześniu
na czas jednego semestru. Przyjezdnych
nauczycieli potraktujmy życzliwie i wyrozumiale.
Młodzieżowa Nike dla Gargasa
Uczeń naszej szkoły, a także członek redakcji „Magnesu”, Tomasz Gargas, zwyciężył
w organizowanym przez Nicom Consultation
i „Gazetę Wyborczą” plebiscycie Nike for
Youth (Nike dla Młodzieży). Spośród 300
nadesłanych przez młodych literatów wierszy
to właśnie jego pt. „Strzelisty nieboskłon
egzystencji” okazał się być najlepszy. Przewodniczący Jury, Henryk Bereza, na rozdaniu
nagród w Krakowskim Saloniku Poezji powiedział: „Gargas skupił w swoim wierszu wszel-
kie niepokoje, jakie nosi w sobie współczesny
świat. Wskazał to wszystko, co nas martwi,
a o ukrywamy przed innymi. Dokonał tego
w bardzo futurystyczny sposób, zarówno na
płaszczyźnie językowej, jak i myślowej. Jestem przekonany, że w dorosłym życiu zrobi
jako poeta wielką karierę. Śmiało można
powiedzieć, że rośnie nam nowy Herbert.”.
Wzruszony Gargas podziękował tylko wszystkim, po czym rozpłakał się. „Ja w to dalej nie
mogę uwierzyć” – wyszeptał przez łzy. Za
zwycięstwo otrzymał prestiżową statuetkę
Nike i 2 tysiące złotych. Gratulujemy!
Poniżej prezentujemy zwycięski wiersz Tomka:
Strzelisty nieboskłon egzystencji
Dochodzę
schodzę
przychodzę
I tak w koło
Macieju Panie
Zimna woda w kranie
ja granatowy
porzeczka człekokształtna
kanibalistyczne przesilenie
hermetyczna niedoskonałość
anachroniczna bezsilność
winność moja niewinność
przegrany
tułacz na drodze obłędu
katalizator międzyludzkich
sporów
budzik potworów
skazany
banicja
porażka
victoria moja euforia
Ważne wydarzenia
Wycieczka do Warszawy odwołana!
W związku z problemami finansowymi Europejskiego Funduszu Społecznego wycieczka
do Warszawy w ramach programu Szkoła
Marzeń została odwołana. Na szczęście
Fundusz przygotował wycieczkę zastępczą
do Kurowa. 17 maja wyjedziemy tam na
trzy dni badać skład chemiczny wody z
Jeziora Rożnowskiego. Będziemy również
pływać łódką i rozpalać ognisko za pomocą
krzemieni. Nocować będziemy w piętnastoosobowych namiotach. Naszą wycieczkę
zakończymy dyskoteką w rytmach największych przebojów formacji BayerFull.
Blady strach padnie na uczniów
Publiczna chłosta, przypiekanie rozgrzaną
strugaczką, klęczenie na grochu – to tylko
niektóre z metod walki z wandalizmem.
Szkolna uchwała „antydestrukcyjna” wejdzie
w życie z początkiem maja.
Rada Szkoły wraz z Samorządem
Uczniowskim na specjalnym posiedzeniu
27 marca ustaliła, iż należy powiedzieć zdecydowane NIE niszczeniu mienia szkolnego.
Miarka się przebrała. Musimy zatrzymać ten
przerażający proces. – powiedziała Przewodnicząca
Samorządu,
Gabriela
Rolka.
Trzeba uruchomić odpowiednie procedury –
dodał Dyrektor, pan Janusz Bielec. Poprzez
aklamację podjęto ustawę, określającą kary
za niszczenie szkoły. Ustalono również, że w
tym wypadku, wyjątkowo, prawo będzie
działało wstecz.
Zdania na temat uchwały są podzielone.
Uczniowie są przerażeni, spora jednak część
popiera pomysł władz. Nareszcie skończy
się ta maskarada półinteligentów – komentuje Paweł, uczeń trzeciej klasy. Są jednak
i głosy sprzeciwu. Hę, eh, co te turnie, teges, zrobiły, hę – powiedział naszemu reporterowi wściekły Krzysztof, przywódca
watahy wandali.
Tymczasem już odbyło się kilka rozpraw,
w trakcie których przesłuchano i oskarżono
uczniów, dopuszczających się czynów niszczenia szkolnego mienia.
Ewa Wiśniowska została oskarżona
o celowe uszkodzenie gimnazjalnego aparatu fotograficznego. To stało się przypadkowo, ja nie chciałam, przepraszam – próbowała się bronić. Sąd był jednak nieubłaga-
ny, skazując uczennicę pierwszej klasy gimnazjum na usunięcie ze szkoły. Od władz
naszego Gimnazjum otrzymała list pożegnalny na żółtych kartkach – tzw. żółte papiery.
Nieco łagodniej potraktowano Tomasza
Gargasa. Za zawirusowanie przed trzema
laty komputera w pracowni informatycznej
został skazany na publiczną chłostę, która
będzie miała miejsce dnia 4 maja bieżącego
roku. na uroczystym apelu z okazji 215 - tej
rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja.
Tego też dnia odbędzie się widowisko
przypiekania rozgrzaną strugaczką Michała
Głaczyńskiego, który wykręcił spłuczkę
z damskiej (sic!) toalety.
Obaj skazani nie przyznają się do winy,
mimo niepodważalnych dowodów w postaci
wydruków wariografu.
Wszystkie kary wykona przybyły specjalnie
z Malborka i zatrudniony na pół etatu kat,
pan Mieczysław Topoor.
Prawdopodobnie podczas najbliższego
kiermaszu świątecznego, 8 IV, Dyrektor, pan
Janusz Bielec wygłosi orędzie poświęcone
kontrowersyjnej uchwale.
NR 8/18 KWIECIEŃ 2006 R.
MAGNES
STR. 3
Recenzje
Spektakl
Książka
Film
„Miarka za miarkę” – mój punkt widzenia
Premiera ,,Miarki za miarkę’’ była dziwacznym przeżyciem. Z przyjemnością słuchałam Szekspirowskiego tekstu, z
niechęcią oglądałam to, co działo się na scenie. Najchętniej
siedziałabym z zamkniętymi oczyma, skazując się na własną
wyobraźnię. ,,Miarka za Miarkę’’ w bardzo dobrym, nowoczesnym tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego jest dramatem
o interesującym problemie władzy. Obdarzony władzą
pryncypialny młokos wpada we własne sidła, czuje się
bezkarny. Sam grzeszy, sądzi innych. Szekspirowska intryga
obnaża stary jak świat mechanizm władzy.
Czym jest władza i co się dzieje z człowiekiem, który ją
otrzymuje? Jaka jest granica między sprawiedliwością
a literą prawa? Gdzie jest miejsce na zwykłe miłosierdzie
i współczucie? Chcąc dokładnie odpowiedzieć sobie na te
pytania,
powinniście
jak najszybciej obejrzeć
spektakl.
Ktoś@
Jeśli lubisz śmieszne, a jednocześnie romantyczne filmy, „Tylko
mnie kochaj” jest właśnie dla ciebie. To świetna komedia romantyczna, jak na nasze polskie kino, wyreżyserowana perfekcyjnie.
Główny bohater – Michał ma nowoczesny apartament i swoja
firmę architektoniczną. Nie ma jednak tego, co w życiu najważniejsze – miłości. Nie odczuwa potrzeby znalezienia „tej jedynej”, dopóki
w jego ułożonym życiu nie pojawiają się dwie kobiety naraz. Pierwsza – siedmioletnia Michalina, pewnego dnia zjawia się jego domu,
mówiąc, ze jest jego córką. Druga – niezwykle urokliwa Julia, która
zatrudnia się w firmie Michała i od razu wpada mu w oko.
Film ten gości sama aktorska elitę. Dwaj niesamowicie przystojni i utalentowani łowcy damskich serc: błękitnooki Maciej Zakoscielny (znany jako Marek Brodecki w serialu „Kryminalni”), tu w roli
głównej oraz męski Marcin Bosak ( Kamil w „M jak miłość”), grający
tajemniczego asystenta Julii. To właśnie ją kreuje Agnieszka Grochowska, popularna dzięki roli w serialu „Zaginiona”. Michalinę gra
bardzo obiecująca Julka Wróblewska, a oprócz tego występują takie
sławy, jak: Agnieszka Dygant, Jan Frycz, Grażyna Szapołowska oraz
Przemysław
Sadowisk.
Gościnnie występują także
Danuta Stenka i Artur
Żmijewski.
Choć
„Tylko
mnie
kochaj” pewnie już nie
zobaczycie w kinie, to warto
jednak postarać się o płytę
DVD. Na pewno nie będziecie żałować!
Sonia®
Christian Bieniek
„Karolka Karotka i dzieciaki z gumy do żucia”
Książka ta opowiada o życiu pewnej
przesympatycznej,
rudowłosej
dziewczynki
imieniem Karoline. Razem ze swoimi przyjaciółkami zawsze świetnie się bawi. Tym razem
dziewczyny zakochały się w tańcu breakdance
i razem z nową koleżanką – Melanie, przygotowują się na szkolną imprezę. I do tego
dochodzą jeszcze problemy z chłopcami!
Prawdziwa mieszanka dowcipu i śmiesznych
zdarzeń. Polecam każdemu. Rozrusza nawet
największego ponuraka.
Książka polskiego autora Tomasza Makowskiego pt.
"Poszukiwacze zaginionej wazy" opowiada o niezwykłych przygodach
jedenastoletniego chłopca - Kuby Morawskiego, jego młodszej, dwuletniej siostry Basi, jamnika Racucha i gadającej lampy Melanii. Kuba i jego
kompania muszą uratować świat przed złym Viperusem. Pomaga im w
tym kawałek glinianej skorupy, która tak
naprawdę okazuje się.
Książka "Poszukiwacze zaginionej
wazy" opowiada o współczesnym świecie.
Pomaga zrozumieć wiele ważnych spraw
związanych m.in. ze zwykłym życiem jak i z
"Tym, który mieszka Gdzieś w Górze".
Zmienia spojrzenie na świat. Bawi nas i uczy.
Jest napisana z humorem, czyli zawiera
wszystko co powinna zawierać prawdziwa
książka. Nic, tylko czytać.
ewk@
BLIŻSZY DALEKI WSCHÓD cz.3
WYSPA WIELKANOCNA
Tym razem, z okazji ŚWIĄT WIELKANOCNYCH,
przerywamy nasz cykl wirtualnych podróży pod
nazwą „BLIŻSZY DALEKI WSCHÓD”, aby przybliżyć Wam, nomen omen, Wyspę Wielkanocną.
Rapa Nui, bo taka jest nazwa wyspy, do dziś
stanowi nie odgadnioną zagadkę. Mimo, że każdego roku odwiedzają ja całe rzesze turystów,
nadal pozostaje nie odkrytym lądem. Największą
tajemnicą wyspy są bezdyskusyjnie kolosy MOAI.
Rapa Nui to wyspa wulkaniczna. Ma kształt trójkąta,
a w każdym jej wierzchołku znajdują się kratery wygasłych wulkanów. Stożki Wulkaniczne osiągają wysokość
do 601m. n. p. m. i opadają ku morzu w postaci klifów.
Na wyspie jest wiele jaskiń, które stanowią pozostałości
po kanałach lawowych. Rapa Nui znajduje się na południowym Pacyfiku. Oddalona o 3 600 km od wybrzeży
Ameryki Południowej i o 4000km od Tahiti stanowi
najdalej wysuniętą na wschód część Polinezji i Oceanii.
Klimat zwrotnikowy, wilgotny (średnia suma opadów ok.
1400 mm). Szatę roślinną tworzą zbiorowiska trawiaste,
miejscami gaje palmowe. Przeważają trawy, krzaki
i małe karłowate drzewa morwowe.
Skąpa roślinność i, pomimo podzwrotnikowego położenia, niskie temperatury nie pozwalają na uprawę roli.
Nie ma też na wyspie zwierząt. Spotkać można jedynie
ptaki i ryby. Jedyną piaszczystą plażą na wyspie jest
Anakena. Jest ona w surowym pejzażu Rapa Nui prawdziwie rajskim zakątkiem. Na Wyspie wszędzie, oprócz
tej jednej plaży, brzegi są skaliste i niegościnne. Jedyna
miejscowość to Hanga Roa, tylko tutaj można zaopatrzyć
się w jakieś skromne zapasy w związku z zamiarem
zwiedzenia wyspy. Od 1995 r. Wyspa Wielkanocna
została wpisana przez UNESCO na listę Światowego
Dziedzictwa Kulturalnego i Naturalnego jako park narodowy Rapa Nui. Swoją nazwę zawdzięcza Europejczykom, a dokładnie holendrom, którzy w 1722 r. nazajutrz
po święcie Wielkiej Nocy przybyli na wyspę jako pierwsi.
Jeden z nich Jacob Roggeveen nadał temu skrawkowi
ziemi właśnie taką nazwę. Naukowcy z całego świata
spierają się o to, kto zasiedlił Wyspę Wielkanocną
w czasach najdawniejszych. Najwięcej zwolenników ma
teoria norweskiego badacza Thora Heyerdahla, który
w 1955-56 prowadził na wyspie prace archeologiczne.
Jego zdaniem wyspa zasiedlona została ok. V w. przez
amerykańskich Indian, a dopiero w XVII dotarły tu
pierwsze wyprawy polinezyjskie z grupy wysp Markizów.
Przeciwnicy Heyerdahla przekonują, że nie jest możliwe
dotarcie do wyspy z kontynentu na prymitywnych indiańskich łodziach, dużo łatwiej trafić na nią płynąc z zachodu (czyli z Polinezji). Do tej pory spiera się o zasiedlenie
tej wyspy w najdawniejszych czasach. Teorie są różne,
nie sposób wszystkich z nich przybliżyć.
Największą zagadką Rapa Nui są niewątpliwie kamienne posągi MOAI, nad których sensem dumały całe
pokolenia historyków. Do tej pory jednak żaden z nich
nie wytłumaczył zagadki kolosów. Kto i dlaczego postawił posągi na wyspie? Znajduje się ich tu około 900.
Większość z nich została wykuta w czarnym bazalcie
Rano Rakaku kamiennymi narzędziami. Kamieniołom,
gdzie obrabiano materiał, porzucono nagle. Świadczą
o tym nie dokończone posągi. Przeznaczenie tych obiektów nie jest dotychczas znane. Powstało na ten temat
wiele teorii, mówiących o posągach jako wyobrażeniu
bóstw, czy przodków. Nie wiadomo też jak przemieszczano
ciężkie
bloki
kamienia. Prawdopodobnie używano
do tego drewnianych
płóz. Moai wycinano
kamiennymi narzędziami
ze
skały
wulkanicznej. Jedna
z teorii głosi, że
posągi
zostały
wybudowane przez
plemię
Tiahuanco,
zamieszkujące
dzisiejsze
rejony
Boliwii i Chile. Polinezjaniści
zgodnie
przyjmują, że budowa posągów została
przerwana
nagle
w XVII wieku Powo-
dem było prawdopodobnie przeludnienie wyspy, klęska
głodu i wybuch walk międzyplemiennych. Zagadkę
stanowi również odpowiedź na pytanie, dlaczego wiele
z potężnych kolosach ma na głowach swoiste kapelusze
zwane „pukao”.
Ludności jest na wyspie około 3,4 tys. Posługują się
oni językiem Rapa Nui, który swoją drogą podobno
bardzo trudno zrozumieć oraz językiem hiszpańskim.
Walutą jest peso chilijskie.
Tyle informacji. Może ktoś z Was w przyszłości odwiedzi to tajemnicze miejsce i pokusi się o wyjaśnienie
zagadek, wciąż pozostających bez odpowiedzi. Czekamy
na reportaże z podróży!
j@m
STR. 4
MAGNES
NR 8/ 18 KWIE CIE Ń 2006 R.
Holocaust
Mało kto z nas wie (a mam tu na myśli głównie
młodzież), czym był holocaust. Ten termin, tak
tragiczny dla Żydów, brzmi bardzo tajemniczo. Ci
zaś, którzy znają jego znaczenie, nie zawsze
pamiętają, że właśnie w tym miesiącu przypada
Dzień Pamięci o Holocauście. Potwierdzają się
słowa „Czas leczy rany”, które nawiązują właśnie
do niepamięci o złu, które dokonało się kiedyś
w przeszłości. Tym bardziej więc należy tłumaczyć i przypominać, aby nigdy w przyszłości podobne zdarzenia nie miały miejsca.
Holocaust jest określeniem masowej zagłady
Żydów dokonanej podczas II wojny światowej
przez niemieckich nazistów. Był to jedyny znany
w historii przypadek celowego wytępienia tak
wielkiej grupy ludności nie z powodu wyznawanej
religii czy przekonań politycznych, nie dla zysku,
ale tylko wyłącznie ze względu na ich pochodzenie.
Do tak straszliwej zbrodni doprowadziła rasi-
stowska i antysemicka ideologia partii nazistowskich, które doszły do władzy w Niemczech
w 1933 roku. Naziści najbardziej cenili naród
niemiecki (szczególnie typ nordycki zamieszkujący
północną Europę o jasnych włosach i niebieskich
oczach). Uważali, że znajduje się on najwyżej w
hierarchii narodów Europy pod względem rozwoju
cywilizacyjnego. Najniżej zaś cenili Żydów, którzy
według nich nie zasługiwali na to, by zajmować
miejsce na ziemi. Taki punkt widzenia pozwolił im
w latach 1939-1945 z niezwykłym okrucieństwem
wymordować prawie cały naród żydowski. Nie
nazywali tego wprost mordowaniem, lecz ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej. Uważali, że naród żydowski winien jest wszelkiego zła
i dlatego zlikwidowanie go przyczyni się do ulepszenia świata. Do dziś nie wiadomo, jak to się
stało, że do tak absurdalnych teorii dały się przekonać miliony ludzi w wysoko rozwiniętym euro-
pejskim kraju.
Plan „ostatecznego rozwiązania” opracowano
tak, by pozbawił życia jak największą liczbę ludności żydowskiej w jak najkrótszym czasie i przy
jak najmniejszych nakładach finansowych ze
strony Niemiec. W większych miastach Niemcy
zakładali getta i zmuszali Żydów, by się do nich
przenosili. Tam z powodu terroru, nędzy i głodu
zginęła duża część mieszkańców. Pozostałych
Żydów stopniowo wywożono pociągami towarowymi do obozów. Niektórzy trafiali do obozów
pracy, gdzie ginęli z powodu zimna, głodu i wycieńczenia. Większość kierowano jednak prosto
do tzw. obozów zagłady, gdzie masowo uśmiercano ich w komorach gazowych za pomocą gazów
trujących, a zwłoki palono w krematoriach. W ten
sposób Niemcy w czasie II wojny światowej wymordowali ponad 6 mln europejskich Żydów.
Holocaust był ogromnym wstrząsem w europejskiej kulturze. Ludziom trudno jest uwierzyć,
że europejska cywilizacja mogła pozwolić na
dokonanie takiej zbrodni. Ten bestialski czyn stał
się przyczyną poważnego kryzysu wiary w człowieka, postęp, kulturę. Powinien też być ostrzeżeniem dla tych, którzy skłonni są nadal wygłaszać
poglądy rasistowskie i antysemickie. Poglądy,
niegdyś uchodzące za radykalne, ale niegroźne.
Teraz jednak wiemy, do jakiej tragedii mogą
doprowadzić.
DS
Buddyzm
Buddyzm to jedna z pięciu wielkich religii
świata (obok judaizmu, chrześcijaństwa,
islamu i hinduizmu). Jej twórcą był Budda prorok i filozof. Słowo Budda w staroindyjskim
języku
sanskryckim
oznacza
„oświecony”. Buddyzm od początku swojego
istnienia był religią o bardzo luźnej strukturze, zarówno od strony organizacyjnej, jak
i ideologicznej. W trakcie rozwoju historycznego powstały liczne jego odłamy i szkoły,
które jednak zazwyczaj się tolerowały,
a nawet wspierały. Buddyzm jest jedną
z najstarszych, wciąż istniejących religii.
W wielu krajach Azji buddyzm wywarł znaczący wpływ na wychowanie młodzieży.
Przykład stanowi koreański ruch Hwarang.
Budda był księciem z rodu Śakjow, mieszkał u podnóża Himalajów na terenie dzisiejszego Nepalu. Nazywał się Siddhartha Gautama i żył w latach 560-480 p.n.e.
Gdy miał 29 lat, opuścił dom i ruszył
w świat w poszukiwaniu prawdy. By doskonalić się duchowo, żył jak asceta, wyrzekając
się wszelkich przyjemności i dóbr materialnych. Dopiero po 7 latach umartwiania się
doznał olśnienia i stał się prorokiem. Od tego
momentu nazywano go Buddą, czyli PRZEBUDZONYM.
Uznał, że droga do doskonałości to zachowanie we wszystkim umiaru. Wtedy wygłosił
słynne kazanie w Benares, mieście leżącym w
dzisiejszych Indiach. Został wędrowcem
i kaznodzieją oraz zaczął uczyć ludzi, jak
powinni żyć. Zmarł w pobliżu Kuśinagary.
Jego spalone szczątki podzielono na trzy
części i do dziś są one przechowywane
w trzech miejscach w Indiach jako relikwie.
Do miejsc, które niegdyś odwiedził przybywają wielomilionowe pielgrzymi wyznawców.
Nauki Buddy zostały spisane w zbiorze pism
Tipitaka.
Buddyzm jest nietypową religią w tym
sensie, że większość jego odłamów nie wymaga wiary w bogów (aczkolwiek podobnie
jak agnostycyzm nie twierdzi też, że bogów
nie ma). Wiara w cokolwiek jest istotna o tyle
o ile pomaga w osiągnięciu oświecenia. Złem
w ludzkim życiu według buddyzmu jest
przede wszystkim cierpienie. Człowiek powinien więc żyć tak, by je wyeliminować ze
swojego życia. A przyczyną cierpienia według
Buddy jest pragnienie i pożądanie. Człowiek
cierpi, bo pragnie posiąść rzeczy, których
mieć nie może. Wystarczy jednak, by pozbył
się tych pragnień, a przestanie cierpieć. Droga do całkowitego pozbycia się pragnień jest
bardzo trudna i wymaga długotrwałej pracy
nad sobą. Ostatecznym jej celem jest nirwana- stan, w którym giną wszelkie pragnienia,
a pojedyncza, indywidualna egzystencja
zanika w niebycie.
Buddyzm właściwie nie jest religią, tylko
rozbudowanym
systemem
filozoficznym.
Najważniejsza w buddyzmie jest indywidualna droga człowieka do doskonałości. Nie
trzeba spełniać żadnych formalnych wymagań, by stać się wyznawcą – buddystą jest
każdy, kto żyje według zasad buddyzmu.
Ważnym elementem buddyzmu jest również
reinkarnacja. Otóż wyznawcy buddyzmu
wierzą, że każda żywa istota po śmierci odradza się w innym ciele (ludzkim, zwierzęcym
lub roślinnym). Od postępowania w jednym
życiu (suma złych i dobrych uczynków) zależy, jakie będzie następne wcielenie.
Buddyzm choć tak inny od znanych religii
wymaga od nas wiele tolerancji ze względu
na jego długą oraz bogatą w różne zdarzenia
historię.
DS
NR 8/ 18 KWIE CIE Ń 2006 R.
MAGNES
STR. 5
Prawie wszystko o świętach Wielkiej Nocy
Święta Wielkanocne mają bogata tradycje. Są niezwykle
barwne, towarzyszy im wiele obrzędów. Po wielkim pościekiedyś bardzo ściśle przezywanym- ludzie z niecierpliwością
czekali na odmianę.. Staropolskie obyczaje bardzo śmieszne i
ciekawe.
Specjalnie dla dziewcząt:
Uwaga dziewczyny-, jeżeli w Wielką Sobotę obmyjecie twarz
w wodzie, w której gotowały się jajka na święconkę, to
znikną piegi i inne mankamenty urody.
Wielka Niedziela - dzień radości:
W Wielka Niedzielę poranny Bug petard i dźwięk dzwonów
miał obudzić śpiących w Tatrach rycerzy, poruszyć zatwardziałe serca skąpców i złośliwych sąsiadów. Po rezurekcji
zasiadano do świątecznego śniadania. Najpierw dzielono się
jajkiem. Na stole nie mogło zabraknąć baby wielkanocnej
dziada- czyli mazurka.
Palemki na szczęście:
Wielki Tydzień zaczyna się Niedzielą palmową. Kiedyś nazywano ją kwietna lub wierzbną. Palemki- rózgi wierzbowe,
gałązki bukszpanu, malin, porzeczek- ozdabiano kwiatkami,
mchem, ziołami, kolorowymi piórkami. Po poświęceniu
palemki biło się nią lekko domowników by zapewnić im
szczęście na cały rok. Połknięcie jednej poświęconej bazi
wróżyło zdrowie i bogactwo. Zatknięte za obraz lub włożone
do wazonów, palemki ochraniały mieszkanie przed nieszczęściem i złośliwością sąsiadów.
Świąteczne oprzątki:
Przed Wielkanocą robimy wielkie świąteczne oprzątki nie
tylko po to, by mieszkanie lśniło czystością. Oprzątki mają
symbolizować znaczenie -wymiatamy z mieszkania zimę, a
wraz z nią wszelkie zło i choroby.
Pogrzeb żuru:
Ostatnie dwa dni postu były wielkim przygotowaniem do
święta. W te dni robiono "pogrzeb żuru" - potrawy spożywanej
przez cały post. Kiedy więc zbliżał się czas radości i zabawy,
sagany żur wylewano na ziemię.
Topnienie Judasza:
Kolejnym ważnym dniem Wielkiego Tygodnia jest Wielka
Środa. Młodzież zwłaszcza chłopcy, topili tego dnia Judasza.
Ze słomy i starych ubrań robiono wielka kukłę, którą następnie wleczono na łańcuchach po całej okolicy. Przy drodze
ustawili się gapie, którzy okładali kukłę kijami. Na koniec
wrzucano "zdrajcę" do stawu lub bagienka. Wymierzanej w
ten sposób sprawiedliwości stawało się zadość.
Wieszanie śledzia:
W równie widowiskowy sposób rozstawiano się też za śledziem- kolejnym symbolem wielkiego postu. Z wielką radością
i satysfakcją "wieszano" go, czyli przybijano rybę do drzewa.
W ten sposób karano śledzia za to, że przez sześć niedziel
"wyganiał" z jadłospisu mięso.
Wielkie grzechotanie:
Kiedy milkły kościelne dzwony, rozlegał się dźwięk drewnianych kołatek. Obyczaj ten był okazją do urządzania post.
Młodzież biegała po mieście z grzechotkami, hałasując i
strasząc przechodniów. Do dziś zachował się zwyczaj obdarowywania dzieci w Wielkim Tygodniu grzechotkami.
Lany poniedziałek:
Lany poniedziałek- śmigus- dyngus, święto lejaka- to zabawa, która wszyscy doskonale znamy. Oblewać można było
wszystkich i wszędzie. Zmoczone tego dnia panny miały
większe szanse na zamążpójście. A jeśli któraś się obraziłanie prędko znalazła męża. Wykupić można było się od
oblewania pisanką- stąd każda panna starała się, by jej
pisanka była najpiękniejsza. Chłopak, wręczając tego dnia
pannie, pisankę dawał jej do zrozumienia, że mu się podoba.
Święconka:
Wielka sobota była dniem radosnego oczekiwania. Koniecznie
należało poświęcić koszyczek (a właściwie wielki kosz) z
jedzeniem. Nie mogło w nim zabraknąć baranka (symbolu
Chrystusa Zmartwychwstałego), mięsa i wędlin (na znak, że
kończy się post). Święcono też chrzan-, bo "gorycz męki
Pańskiej i śmierci została zwyciężona przez słodycz zmartwychwstania", masło- oznak dobytku- jajka- symbol narodzenia.
Święconkę jadło się następnego dnia, po rezurekcji. Tego dnia
święcono też wodę.
Fotoreportaż ze Szkoły
„Miarka za Miarkę”
Wiliam Szekspir
,, MIARKA ZA MIARKĘ’’
Tłumaczenie: Maciej Słomczyński
Sławomir ROKITA
Wojciech SKIBIŃSKI
Rafał DZIWISZ
Jerzy Światłoń
Błażej WÓJCIK
Tomasz WYSOCKI
Tadeusz ZIĘBA
Reżyseria: Helena Kaut- Howson
Scenografia: Paweł Dobrzycki
Muzyka: Marcin i Bartłomiej Olesiowie
Ruch sceniczny: Marcello Magni
Obsada
Lidia BOGACZÓWNA
Anna CIEŚLAK
Marta KONARSKA
Natalia STRZELECKA
Marta WALDERA
Maciej JACKOWSKI
Feliks SZAJNERT
Bartek KASPRZYKOWSKI
wina
Radek KRZYŻOWSKI
Grzegorz ŁUKAWSKI
Tomasz MĘDZIK
Andrzej MŁYNARCZYK
Bernardine
Nadzorca
Pompejusz
Lucio
Brat Tomasz- Piotr
sującym problemie władzy. Obdarzony władzą pryncypialny
młokos wpada we własne sidła, czuje się bezkarny. Sam
grzeszy, sądzi innych. Szekspirowska intryga obnaża stary
jak świat mechanizm władzy.
Szlachcic I, Sługa
Czym jest władza i co się dzieje z człowiekiem, który ją
otrzymuje? Jaka jest granica między sprawiedliwością, a
literą prawa? Gdzie jest miejsce na zwykłe miłosierdzie i
współczucie? Chcą dokładnie odpowiedzieć sobie na te
pytania powinniśmy jak najszybciej obejrzeć ( lub chociaż
wysłuchać) prawdy jakie daje nam tekst Szekspira.
Sędzia
STRAZNICY: Maciej Jackowski, Grzegorz Łukawski, Tadeusz
Zięba, Marta Waldera, Wojciech Skibiński
Przesadna
Julia
Mariana
Isabella
Francesco
Łokieć
Książę
ZAKONNICE: Anna Cieślak, Marta Konarska, Lidia Bogaczówna
Ktoś@
PROSTYTUTKI: Sławomir Rokita, Marta Waldera, Marta Konarska
Obskursyn,
Angelo
Szlachcic II, Goniec
Eskaluj
Claudio
Szumo-
Premiera ,,Miarki za Miarkę’’ była dziwacznym przeżyciem.
Z przyjemnością słuchałam Szekspirowskiego tekstu, z niechęcią oglądałam to, co działo się na scenie. Najchętniej siedziałabym z zamkniętymi oczyma, skazując się na własną wyobraźnię. ,,Miarka za Miarkę’’ w bardzo dobrym, nowoczesnym
tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego jest dramatem o intere-
STR. 6
MAGNES
NR 8/18 KWIECIEŃ 2006 R.
Wywiad z Sołtysem
Wywiad z panem
Markiem Rzeźniczakiem,
sołtysem wsi Dąbrowa
Magnes: -Dzień dobry
Sołtys: -Dzień dobry
M - Jak długo jest pan sołtysem?
S - Sołtysem jestem już 16 lat czyli 4 kadencje.
M - Czy pełnienie funkcji sołtysa jest trudnym
zadaniem?
S - Być sołtysem to nie jest łatwa sprawa,
trzeba się udzielać społecznie, trzeba dbać o
porządek we wsi, pilnować dróg, potoków,
zabiegać o korzystne decyzje dla miejscowości,
w której się swój urząd sprawuje.
M - Czy pana praca jest pracąą społeczną, czy
dostaje pan za nią jakieś wynagrodzenie?
S - Generalnie jest to funkcja społeczna. Jedynie kiedy zbiorę podatek, to mam od niego
prowizję w wysokości 5%. Otrzymuję także
250zł miesięcznie na utrzymanie lokalu,
w którym przyjmuję interesantów.
M - Co należy do zadań sołtysa?
S - Właściwie na to pytanie odpowiedziałem
już wcześniej. Nie chciałbym się powtarzać.
Najogólniej rzecz ujmując dbanie o interesy
mieszkańców tego rejonu. Oczywiście wysłuchiwanie ich propozycji, wątpliwości, próśb
itp.
M - W jaki sposób funkcjonuje rada sołecka
i co należy do jej zadań?
S -Rada sołecka jest dla sołtysa ogromna
pomocą, ma tak samo dbać o wieś i jej mieszkańców, jak sołtys. Jej zadaniem jest doradza-
nie sołtysowi, co jeszcze należałoby we wsi
zrobić, aby wieś była bogatsza, piękniejsza,
a ludzie szczęśliwsi.
M - Na pewno postawił Pan sobie wiele celów
do zrealizowania. Czego do tej pory z powziętych zamierzeń nie udało się Panu zrobić?
S - Nie udało się jeszcze wyremontować
wszystkich dróg. Jak zawsze budżet jest zbyt
mały i nie starcza pieniędzy, żeby w jednym
roku zrobić wszystko. Ale staramy się i po
kolei remontujemy drogi.
M - Jakie problemy zgłaszają najczęściej przychodzący do pana ludzie?
S - Na pierwszym miejscu są te nieszczęsne
drogi, o których mówiłem wcześniej. Ludzie
skarżą się, że nie mogą dojechać do posesji.
Ja tych skarg wysłuchuję, ale moje możliwości
są niestety ograniczone. Często mieszkańcy
przychodzą do mnie, aby doradzić się w różnych sprawach, coś podpowiedzieć, o coś
zapytać. Ja oczywiście jestem do ich dyspozycji.
M - To ciekawe. Jakie sprawy, poza tymi
drogami oczywiście, interesują mieszkańców
wsi Dąbrowa?
S - Na przykład, dlaczego podatki są z roku
na rok wyższe. Nie zawsze jestem im w stanie
odpowiedzieć na takie pytania. Przecież wiele
spraw jest ode mnie zupełnie niezależnych.
M -Czy lubi pan swoją pracę?
S - Odpowiem tak, gdybym nie lubił tej pracy,
nie byłbym tyle lat sołtysem (śmiech).
M - Dlaczego zdecydował się pan kandydować?
S - Zdecydowałem się kandydować na sołtysa, bo chciałem coś zrobić dla swojej wsi.
Najbardziej palącą sprawą, która spędzała mi
sen z powiek, była sprawa dróg. Odkąd jestem sołtysem wiele się w tej kwestii zmieniło, choć oczywiście nie jest to jeszcze stan
idealny. Udało się także doprowadzić do domów mieszkańców gaz, kanalizację, mamy
łącza telekomunikacyjne.
M - A czy Dąbrowa jest Pana miejscem urodzenia?
S - Nie, pochodzę z Białej Wody. Ale mieszkam tu już tyle lat, że śmiało mogę powiedzieć, że jest to moje miejsce na ziemi.
M - W takim razie proszę nam krótko scharakteryzować swoje, jak Pan powiedział
„miejsce na ziemi”.
S - Mieszkam w pięknym miejscu, na stoku
wsi, skąd rozciąga się zapierający dech
w piersiach widok na całą okolicę. Cała wieś
jest urokliwa i pięknie położona. Nic dziwnego, że spodobało się tutaj państwu Koralom.
Mieszkańcy nie próżnują. Mimo problemów
z bezrobociem, wielu z nich podejmuje własne inicjatywy, rozwija własne interesy. Dość
wspomnieć: państwo Dominikowie, pan Morawa , państwo Sowowie, Fałowscy, a i to nie
wszyscy. I teren piękny i ludzie przedsiębiorczy.
M - Na zakończenie, zmieniając nieco temat,
chciałybyśmy zapytać, czy bliższe są Panu
święta Bożego Narodzenia czy Wielkanoc,
która już tuz tuż?
S - Chyba jednak bardziej lubię święta Bożego Narodzenia. Wtedy narodził się nam Chrystus, nasz Zbawiciel.
M - Serdecznie dziękujemy za rozmowę
i życzymy powodzenia w dalszej działalności.
Powołanie przyszło znienacka
Diakon Tomasz Bazuła jest w naszej parafii już od
ponad miesiąca. Zapracowany, ale zawsze uśmiechnięty, podąża wielogłowskimi uliczkami z zamiarem
niesienia dobra, a przy tym również Boga, i co
najważniejsze, wychodzi mu to całkiem nieźle.
Znaki rozpoznawcze: sutanna, plecak, gitara i nigdy
nie znikający z twarzy uśmiech.
MAGNES: Jak odczuł ksiądz, że został powołany
przez Boga do bycia kapłanem? Czy miał ksiądz co
do tego jakieś wątpliwości?
Tomasz Bazuła: Właściwie od zawsze marzyłem, aby mieć
dziewczynę, może żonę a potem dom i dzieci. Dziewczynę
miałem, żona i dzieci pozostają dla mnie tylko wyobrażeniem.
O kapłaństwie myślałem bardzo długo, ale ciągle brakowało mi do tej decyzji jakiegoś bodźca, czegoś co by mnie do
niej całkowicie przekonało. Zbliżała się matura…
M: A maturę ksiądz zdał??(śmiech)
T.B: O dziwo zdałem (śmiech). Czułem, że już czas, aby
podjąć jedną z pierwszych naprawdę ważnych decyzji
w moim życiu. Szukałem tego bodźca, z dziewczynami
dałem sobie spokój, choć paradoksalnie właśnie w tym
czasie kontakty z dziewczynami były dla mnie naprawdę
sprzyjające, z jedną nawet się związałem. Nie był to trwały
związek, bez żadnych zobowiązań. Ale kontynuując opowieść o powołaniu, to już nawet chciałem wybrać się do
seminarium, ale kiedy wróciłem z pielgrzymki zostały mi
trzy dni na załatwienie wszystkich formalności. Rodzina też
o niczym nie wiedziała. Potrzebowałem jeszcze zaświadczenia proboszcza itd. Zdałem sobie sprawę, że jest za
późno, zresztą i tak jakoś tam z góry nie dotarło do mnie
całkowite potwierdzenie tej decyzji.
M: A więc gdzie ksiądz się udał na studia?
T.B: Rozpocząłem studia w Katowicach na Politechnice
Śląskiej. Tam były totalne luzy. Robiło się co chciało, ale
właściwie dopiero tam dotarło do mnie, że trzeba samemu
od siebie wymagać, aby do czegoś w życiu dojść. Do
kościoła miałem blisko. Na mszy w tygodniu byłem średnio
cztery razy. A oprócz tego często bywałem tam na modlitwie, coraz częściej również myślałem o seminarium.
W końcu zdecydowałem.
Wszystkie formalności tym
razem zdążyłem załatwić i po
pierwszym semestrze na
Politechnice Śląskiej jakimś
cudem znalazłem się w seminarium. Oczywiście po uprzednim zdaniu egzaminów(J).
M: Czy mógłby nam ksiądz
trochę przybliżyć seminarium? Jakie jest życie
pomiędzy klerykami?
T.B: Pierwszy rok nie uczymy
się w Tarnowie tylko na
Błoniach nad Dunajcem. Tam
mieliśmy naprawdę czas na poznanie się. W seminarium
w Tarnowie nie byłoby takiej szansy, jest taka ogromna
masa osób i zupełny brak czasu…Na pierwszym roku byliśmy również u naszego papieża Jana Pawła II, było to dla
mnie naprawdę niesamowite przeżycie. Grałem też w
zespole kleryckim, który nazywał się „Bethesda” co po
hebrajsku oznacza
„ Dom Miłosierdzia”. Nagraliśmy nawet płytę, o której nie
myślałem, że będzie tak trudną pracą : „Ty jesteś wśród
nas” .
Następne lata jakoś przeleciały. Napisałem nawet pracę
magisterską .
M: Jakiej była tematyka pracy?
T.B: Moja praca magisterska miała temat „Diagnoza współczesności w kontekście orędzi Jana Pawła II na światowe
dni młodzieży”.
M: Jakie są księdza kryteria, jeżeli chodzi o wymarzoną parafię?
T.B: W Wielogłowach bardzo mi się podoba. Przede wszystkim to, że młodzież jest tak bardzo zaangażowana w życie
Kościoła: Grupy Apostolskie, zespoły itp. Na parafii Żylaków,
z której ja pochodzę, tak nie było. Żałuję tylko, że w Wielogłowach mam diakonat i mało prawdopodobne, abym został
przydzielony tutaj na dłużej. Zawsze chciałem pracować
z młodzieżą, właśnie taki sposób zaangażowania najbardziej
mi odpowiada. W Wielogłowach jest to możliwe, to właśnie
chciałbym robić na swojej parafii.
M: Czy ma ksiądz swoje autorytety, kogoś kogo
zawsze ksiądz podziwiał?
T.B: Takim autorytetem był na pewno mój katecheta na
parafii. Zawsze pełen życia, energiczny, ale jednocześnie
zakochany w Bogu. Takim autorytetem w seminarium był
na pewno też pewien ojciec, który przyjeżdżał do Tarnowa
z Francji. To jest naprawdę równy gość. Zakręcony
i zawsze uśmiechnięty, ale również niesamowicie mądry.
I na pewno Jan Paweł II, który zresztą natchnął mnie do
napisania pracy magisterskiej.
M: Co w swoim życiu stawia ksiądz na pierwszym
miejscu?? Jaka jest księdza hierarchia wartości??
T.B: Na pewno Bóg, na pierwszym miejscu jest zdecydowanie Bóg i wszystko, co się z nim wiąże. Następna, lecz
też bardzo ważna, jest dla mnie przyjaźń.
M: Co fascynuje księdza w funkcji, jaką pełni
ksiądz?
T.B: Kapłan zawsze kojarzył mi się z wielką mocą. Czuję
się mocny Bogiem. Czuję, że jego moc jest we mnie, kiedy
odprawiam mszę, czy trwa wystawienie pana Jezusa.
M: Jakieś plany w związku z przyszłością?
T.B: Myślałem o misjach, ale to tylko takie wyobrażenia,
nic pewnego.
M: Dziękujemy za rozmowę i mamy nadzieję, że
biskup się zlituje i zostawi księdza na naszej parafii.
T.B: Również dziękuję.
NR 8/18 KWIECIEŃ 2006 R.
MAGNES
STR. 7
Wielkanoc
Zwyczaje
Przepisy
WIELKANOC - To najważniejsze święto
chrześcijaństwa ustanowione na pamiątkę
zmartwychwstania Jezusa Chrystusa; data
obchodzenia Wielkanocy została ustalona na
Soborze Nicejskim w 325 roku na niedzielę po
pierwszej wiosennej pełni Księżyca.
Z Wielkanocą kojarzy nam się wiele zwyczajów.
ŚMINGUS- DYNGUS - przy tej tradycji, być
cały dzień suchym, to musiałby być jakiś cud.
Jest to czas zabaw, odpoczynku, relaksu
i lania się wodą
KOSZYCZEK - według tradycji każda rodzina
chrześcijańska zabiera koszyczek z kiełbasą,
solą, wodą, pisankami, chrzanem i innymi
smakołykami i idziemy do kościoła poświęcić
go9.
PISANKI - własnoręcznie zdobione jajka
które wkładane są do koszyczka .
ŚNIADANIE PRZED KOSZYCZKIEM - Na
ten temat nie mam wiele do powiedzenia,
ponieważ moim domu jemy zwykłe śniadanie
i (w sobotę) idziemy do kościoła na święcenie
koszyczka.
ŚNIADANIE PO KOSZYCZKU (niedziela) Według tradycji w Wielkanoc cała rodzina
siada przy stole i zjada to co było święcone.
Jaja-niespodzianki nadziewane
Wierszyki
*Zdrowia, szczęścia i radości
W pierwsze święto dużo gości
W drugie święto dużo wody
To dla zdrowia i urody
Wiele jajek kolorowych
————————————————
*Malutki baranek ma złote różki
Pilnuje pisanek na trawce z rzeżuszki
Gdy nikt nie widzi chorągiewka buja
—————————————————-
Ugotować jaja na twardo, obrać, włożyć do
kieliszków do jaj, ściąć czubki i łyżeczką ostrożnie wyciągnąć żółtka. Przygotować farsze:
majonezowy
2 żółtka utrzeć z 3 łyżkami majonezu, dodać
szczypiorek drobno posiekany, przyprawić solą,
pieprzem, papryką ew. musztardą lub koncentratem pomidorowym;
paprykowy
drobno posiekać ogórek, pół papryki, pomidor,
biały koniec pora. Zalać sosem z cytryny, soli,
cukru, pieprzu;
rybny
puszkę ryby (np. tuńczyka, choć może też być
w sosie pomidorowym) rozgnieść widelcem,
przyprawić sokiem z cytryny i pieprzem;
kaparowy
3 żółtka utrzeć 2 łyżkami twarożku i 2 łyżkami
majonezu. Dosmakować solą, pieprzem, ostrą
papryką. Dodać posiekaną łyżkę kaparów
i siekaną zieloną cebulkę;
sałatkę jarzynową
konwencjonalną
Puste białka wypełniać farszem, udekorować
zieleniną i warzywami. Można zrobić obwódki
między białkiem a kieliszkiem: zawiązać łodygę
szczypiorku, zrobić pierścionek z wydrążonego
ogórka albo plastra pomidora.
Barszcz na rosole z szynki z jajami, kiełbasą i uszkami
Wieczorem w Wielką Sobotę namoczyć garść
suszonych grzybów oraz pół garnka fasoli Jaś.
Wyszorować w zimnej wodzie 1/2 kg buraków
i upiec w piekarniku (w łupinach!) do miękkości - tak 1.5..2 godziny. Wyjąć, wynieść do
wystudzenia.
Rano ugotować grzyby i fasolę (soli się na
Humor
.
końcu gotowania!). Buraki obrać z łupin
i zetrzeć na drobnej tarce, włożyć do garnka
i zalać 1/2 l kwasu buraczanego, zostawić
w cieple na co najmniej godzinę.
Buraki zalać wywarem z gotowania szynki,
białej kiełbasy, frankfuterek; dodać kilka liści
laurowych, kilka ziarenek ziela angielskiegoi zagotować. Przecedzić przez sito (wywar
zostaje, buraki wyrzucamy).
Grzyby pokroić i wraz z odwarem dodać do
zupy. Dodać 1..2 ząbki czosnku przetłoczone
i posiekane ze solą, zagotować krótko. Cebulę
obraną ze skórki naszpikować kilkoma goździkami i wrzucić do ciepłego barszczu, dołożyć
łyżkę miodu (już nie gotować), zostawić
w cieple na jakieś pół godziny.
Wyciągnąć cebulę, podgrzać, podawać z fasolą, jajkami na twardo (raczej bez uszek czy
pasztecików), pokrojoną w plastry resztą białej kiełbasy.
BABKA
Składniki:
1 szkalnka cukru
4-5 jajek całych
1szklanka mąki
½ szklanki mąki ziemniaczanej
1proszek do pieczenia
1margaryna
Sposób przyrządzenia:
Margarynę rozpuścić, cukier ubić z jajkami, do
ubitych jajek dodać mąkę z proszkiem i ubić,
następnie wlać margarynę i ubić. Masę wlać
na blachę i pięć 30-40 min.
Życzymy Smacznego
Komiks
MAG NES
STR. 8
NR 8/ 18 KWIE C IE Ń 2006 R.
Wycieczka do Krakowa
Bagnet na broń, obrazy i kultura wysoka
Wizyta Klubu Literatów, Klubu Teatralnego i
Liderów w Krakowie
Zima dobiegała końca, przyroda powoli rodziła się
do życia, choć deszcz pojawiał się na polach. W tym
właśnie pięknym, a zarazem melancholijnym i skłaniającym do refleksji czasie kilkudziesięcioosobowa grupa
członków Klubu Teatralnego, Klubu Literackiego oraz
Liderów wraz z opiekunami wyruszyła na wycieczkę do
Krakowa.
Wszystko zaczęło się o 8:00. Spod szkoły odjechał
sporych rozmiarów autobus, wioząc wesołą ekipę do
miejsca przeznaczenia. Wewnątrz pojazdu było niezwykle gorąco (i nie chodzi wcale o temperaturę). W
mniejszych lub większych grupkach prowadzono
ożywione dyskusje na najróżniejsze tematy. Dwie
godziny minęły szybko.
Po przybyciu, „na pierwszy ogień” wzięliśmy tzw.
zabytki sakralne. Najpierw zwiedziliśmy Kościół oo.
Franciszkanów, skupiając się głównie na replice całunu turyńskiego, która w tym właśnie kościele się
znajduje. Następnie udaliśmy się do Kościoła Mariackiego. Tam obejrzeliśmy słynny ołtarz Wita Stwosza
i przespacerowaliśmy się bocznymi korytarzami świątyni.
Owładnięci chęcią obcowania
z wielkim
dziełami
polskiego
malarstwa, poszliśmy do pobliskich Sukiennic. W tamtejszym
muzeum zaspokoiliśmy swe kulturalne żądze i z uczuciem spełnienia i ulgi mogliśmy rozpocząć
sporej długości wędrówkę do
Muzeum Armii Krajowej.
Nasz pochód był iście żołnierski. Równym krokiem w rytm
wybijanego przez wewnętrzny
głos (absolutnie nie schizofrenia!) marsz poruszaliśmy
się przez Kraków. Wreszcie, po tzw. „długich, a ciężkich” dotarliśmy pod budynek Muzeum.
Weszliśmy do środku. Po załatwieniu kilku formalności przez naszych opiekunów (bilety) i przez nas
(ubikacja) pozostawiliśmy kurtki w szatni. Po chwili, ku
rozpaczy niektórych „papużek nierozłączek”, zostaliśmy podzieleni na dwie grupy (choć tutaj bardziej
pasuje chyba słowo „oddziały”).
Obie ekipy poczęły zwiedzać Muzeum. Oczywiście
nie robiły tego same. Udało nam się dostać pod skrzydła wspaniałych przewodników, którzy byli prawdziwymi pasjonatami polskiego wojska. Fantastycznie opowiadali o bitwach i wojnach. Potrafili też mówić
z odwagą o Auschwitz i Holokauście, a także, w nieco
luźniejszej atmosferze, o mundurach, odznaczeniach
i różnego rodzaju broniach (bazooki,
karabiny, granaty, bagnety). Wreszcie
zwiedzanie dobiegło końca. Trudno
było odejść, zwłaszcza, że wszystkich
potwornie bolały nogi.
Tymczasem przyszłość rysowała się
raczej w ciemnych barwach. Perspektywa ponownego pokonania odcinka
Muzeum AK — (prawie) Rynek Główny
nie była zbytnio zachęcająca. Zahartowani jednak w bojach, ruszyliśmy
w drogę.
W jej trakcie znalazło się kilka
opętanych pacyfizmem osób, które
usiłowały (że użyjemy tu wojskowej
terminologii) zdezerterować, szybko
jednak zostały one odnalezione wiele
metrów przed poruszającą się naszą (jak najbardziej)
honorową kompanią. Wreszcie wszyscy razem dotarliśmy pod gmach Teatru im. Juliusza Słowackiego.
Na razie jednak wcale nie mieliśmy zamiaru przeżywać żadnego katharsis. Naszym celem było zwiedzenie budynku. W progu przywitał nas przewodnik.
Natychmiast zaprowadził nas do szatni, a potem na
salę widowiskową (wersja dla snobów: Duża Scena).
Tam, siedząc w fotelikach, słuchaliśmy historii teatru. Potem miało
miejsce bezprecedensowe wydarzenie.
Na scenę przewodnik zaprosił
jedną z naszych koleżanek, by
mogła ona zadebiutować na
jednych z najbardziej znanych
w Polsce deskach teatralnych.
Katarzyna wywiązała się ze otrzymanego
zadania
znakomicie.
W swoim
występie
połączyła
polską poezję epoki romantyzmu
z elementami komediowymi i rozważaniem na temat
afazji (niemożności wyrażenia myśli słowami), które to
rozważania towarzyszą zresztą większości artystów.
W każdym bądź razie oklaskom nie było końca, mimo
tego Katarzyna nie zdecydowała
się na bis.
Po napawaniu się swojską
(ale i wysoką) kulturą wraz
z przewodnikiem
zwiedziliśmy
pozostałą część teatru (foyer,
loże), po czym powróciliśmy do
szatni. Ubrani w kurtki, grzecznie
podziękowaliśmy
naszemu
„oprowadzaczowi” i dziarskim
krokiem udaliśmy się do Rynku.
Tam spadła na nas olbrzymia
odpowiedzialność. Dostaliśmy bowiem
czas (o, Niebiosa!) do własnej dyspozycji. Przez godzinę mogliśmy szaleć,
wariować, oddawać się konsumpcyjnym żądzom, etc. Każdy dar ten wykorzystał po swojemu. Jedni obżerali się
fast foodami, inni upatrzyli sobie cichy
kącik w E***** (żeby nie było kryptoreklamy!). Z tego, co słyszałem, nikt
nie poszedł do Wierzynka…
O 18:40 staliśmy już przed gmachem
Teatru im. Słowackiego. Kilka minut
później siedzieliśmy rozsiani po całej
sali. Jednym trafiło się miejsce w loży
cesarskiej, inni oglądali spektakl
w ostatnim rzędzie parteru.
Punkt 19:00 – zabrzmiał gong. W ciszy
przez niemal trzy godziny (z kilkunastominutowym
antraktem) przeżywaliśmy razem z aktorami „Miarki
za miarkę” Williama Szekspira ich upokorzenia, smutki, ale i zwycięstwa. Nie zabrakło ciętych ripost, który
wywoływały rozbawienie na widowni.
Opinie na temat oglądanej sztuki były różne. Jedni
byli zachwyceni, inni twierdzili, że ją przespali. Mi
osobiście się podobało.
Wreszcie ok. 22:00 wyszliśmy z Teatru. Chłonęliśmy zimne powietrze, dzieląc się wrażeniami ze spektaklu. Po chwili jednak orzeźwiający chłód zastąpiło
przyjemne ciepło. Wszystko za sprawą autokaru, do
którego właśnie wsiedliśmy.
Droga powrotna przebiegła szybko. Niektórzy,
przeżywszy intensywne katharsis, zasnęli, inni rozmyślali w samotności nad skomplikowana psychologią
Szekspirowskich bohaterów. Większość jednak wybrała ekspresję muzyczną Poprzez szeroki repertuar
wykonywanych piosenek, wyrażaliśmy skomplikowaną
problematykę „Miarki za miarkę”. Nie zauważyliśmy
nawet, że o północy dotarliśmy do Wielogłów.
Wycieczka zakończyła się, jak wspomniałem,
późno w nocy. Mimo to, a może właśnie dzięki temu,
na długo zapadnie w naszej głowie („Precz z mej
pamięci! – nie, tego rozkazu całej ekipy pamięć nie
posłucha.” — że sparafrazuję tu
wieszcza). Teraz zaś pozostaje
nam jedynie nadal pracować
w oczekiwaniu na kolejną wyprawę.
Tomek Gargas
BYŁO COOL!!!
17 marca niektórzy uczniowie z naszego gimnazjum w ramach programu
„Szkoła Marzeń” udali się na całodniową wycieczkę do Krakowa. Zwiedzali
muzeum AK i Teatr Słowackiego. Czy
wycieczka była udana? Postanowiłam
spytać samych uczestników.
„Teatr był OK., ale spodobało mi się też
muzeum AK. Zdziwiło mnie, że pomimo
zmęczenia wszyscy słuchali.” Szczerze mówiąc, mnie też to zdziwiło. Chodzi oczywiście o historyczny wykład, jakiego udzielił
nam przewodnik. … „Mnie się ogólnie
wszystko podobało. Więcej takich wycieczek, szanowna dyrekcjo!” Popieram =)
„Jak na szkolną wycieczkę, to całkiem nieźle.” Krótko i zwięźle… Jednak inni byli trochę mniej optymistyczni: „Ogólnie to nudy.
Ten wykład w muzeum… Strasznie ciężko
się go słuchało.” No, cóż… Każdy ma swój
gust. „Mnie się wszystko podobało. Było
cool!” Tez tak uważam.
Innych uczestników zapytałam o samo
przedstawienie, jakie mieliśmy zaszczyt obejrzeć w teatrze. Oto, co usłyszałam: „Całkiem
w porządku. Spektakl był ciekawy i fajnie się
go oglądało.”; „Było super! Przedstawienie
mi się bardzo podobało! No i jeszcze ci
wspaniali aktorzy! RESPECT! Nasza koleżanka najwyraźniej lubi seriale i dlatego podobali się jej aktorzy. W spektaklu zagrali, bowiem m.in. Radosław Krzyżowski, Anna Cieślak i Bartek Kasprzykowski. A co myślą inni?
„Świetni aktorzy i ciekawa fabuła. Nie mam
zastrzeżeń.”;
„Przedstawienie może i ciekawe, ale
strasznie długie. Szkoda…”; „Ale nuda. Kto
wymyśla
trzygodzinne
przedstawienia?”
Trudno… Ale kilka słów krytyki przecież jesz-
cze nikomu nie zaszkodziło.
Podsumowując… Jednym się bardzo podobało, innym trochę mniej, a jeszcze innym prawie wcale. Pozostaje tylko wierzyć,
że tych pierwszych było najwięcej.
Sonia®
NR 8/ 18 KWIE C IE Ń 2006 R.
MAG NES
STR. 9
Z pamiętnika - Dziadka
Z pamiętnika Dziadka – Wielkanoc
przed laty
Kiedy sięgam pamięcią do lat mojej młodości w okresie przed i w czasie II wojny światowej, z okresu wielkanocnego najbardziej kojarzę Niedzielę Palmowa oraz przeżycia Wielkiego Tygodnia.
Z Niedzielą Palmową wiążę się nie tylko
nadejście wiosny, ale przede wszystkim obyczaj świecenia palm na pamiątkę triumfalnego
wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy.
Słynne „Hosanna” wiwatujących tłumów
w ciągu późniejszych kilku dni przerodziło się
w okrzyki grozy – „Ukrzyżuj Go!”.
Przygotowania do tej Palmowej Niedzieli
wiązały się z wykonaniem ozdobnych kilku-,
a często i kilkunastometrowych palm. Młodzież wiejska wielogłowskiej parafii (w skład
której wchodziło w porównaniu z dzisiejszym
dniem jeszcze Zabełcze) na wiele tygodni
przed tą niedzielą, sposobiła się do ich wykonania. Wycinano w lasach tyczki laskowe –
bardzo giętkie i mocne, a także grubsze tyki
świerkowe lub jodłowe, które razem powiązane stanowiły trzon takiej palmy.
Ozdabiano ją wieńcami kwiatostanów rodzimej palmy rosnącej na podmokłych terenach w pobliżu Dunajca. Wokół tych wianków
wplatano kolorowe kwiaty i wstążki z różnokolorowej bibuły, bądź ładniejsze i trwalsze
wstążki jedwabne.
By takie wysokie palmy można było wykonać, potrzebna była nie lada umiejętność.
Sztuką było również przyniesienie takiego
wyrobu do kościoła tak, by go nie uszkodzić
Gdy nadeszła wreszcie owa Niedziela, zabierano z domostw wykonane palmy. Na
główną mszę, tzw. sumę, nieśli je poziomo
młodzieńcy (krótsze niesiono pionowo). Wokół
najefektowniejszego przedmiotu tego dnia,
kroczyły dzieci, panny i starsze niewiasty oraz
mężczyźni z danej wsi, ciesząc się z wykończonego dzieła.
Po przybyciu owej niecodziennej procesji na
dziedziniec kościelny, stawiano palmy pionowo i opierano je o ścianę kościoła od południowej strony – niektóre sięgały aż do blaszanego dachu.
Po ich poświęceniu przez księdza proboszcza Karola Szumowskiego, dokonywano ich
oceny, wybierając najładniejszą, która miała
pozostać w kościele aż do Zielonych Świątek.
Wykonawcy zwycięskiej palmy, oprócz ogólnego uznania parafian, otrzymywali symboliczną nagrodę pieniężną od księdza proboszcza i Rady Parafialnej.
Po Zielonych Światkach palma była palona
na dziedzińcu kościelnym, a popiół z niej był
przeznaczony na posypywanie głów wiernych
w najbliższą Środę Popielcową.
Pozostałe palmy wracały do domów swych
wykonawców i w Wielkim Tygodniu robiono
z nich małe krzyżyki, które we wczesnych
porach drugiego dnia Świąt wkładano do
ziemi na zagonach obsianych zbożem, dla
ochrony tych pól i ich plonów przed klęskami
żywiołowymi (burze z gradobiciem, powodzie,
itp.). Krzyżyki te roznosiła młodzież po całej
wsi i pozostawały one w zagonach aż do żniw
i zbiorów.
W tym okresie ludność parafii, jako
rolnicza, była zależna od obfitości
plonów, głównie zbóż – na chleb i
przetwory oraz jako karmę dla zwierząt domowych i drobiu.
W Wielką Sobotę święcono w kościele (na
dziedzińcu) ogień, wodę oraz pokarmy na
świąteczny stół. W koszykach do święcenia
przynoszono chleb, kiełbasę, jajka, chrzan, sól
i baranki cukrowe. Jaka gotowane albo
w łuskach cebuli - w kolorze żółtobrązowym,
bądź w piórkach młodego zboża – w kolorze
zielonym. Z wydmuszek jaj robiono malowane
pisanki na ozdobę stołów.
Dzieci nie nosiły, jak obecnie, osobnych
koszyków z jadłem do świecenia. Miały swoje
porcje (głównie małe kiełbaski) w koszykach
całej rodziny, gdzie były włożone dla nich
baranki cukrowe.
Rezurekcja w owym czasie odbywała się
w Wielką Sobotę wieczorem (w czasie okupacji, ze względu na godzinę policyjną, w niedzielę rano).
Od południa w Wielka Sobotę, po poświęceniu, pokarmów, nie obowiązywał już post
ścisły. Po niedzielnej mszy porannej zasiadano do wspólnego śniadania świątecznego.
Skorupy z jaj poświęconych zakopywano
do ziemi, aby nie profanować świętości.
Poniedziałek Wielkanocny łączył się z tzw.
śmigusem-dyngusem dla obudzenia ze snu.
Kropienie to często przeradzało się w solidne
polewanie - praktycznie zresztą ma to miejsce do dziś wśród dzieciaków i dorastającej
młodzieży obojga płci.
Wówczas jednak, miało to wyrażać sympatię, a nie robienie krzywdy (co, niestety, zdarza się dzisiaj i to dosyć często).
Był też zwyczaj malowania wapnem okien
w domach, gdzie mieszkały urodziwe panny.
Młodzież wyrządzała również różne psoty
w zabudowaniach gospodarczych, ale o nich
szerzej nie chcę wspominać, by jak najszybciej uległy zapomnieniu…
W tygodniu wielkanocnym były przeprowadzane w kościele porządki. Zajmował się tym kościelny, śp. Stefan
Solarczyk przy pomocy 2-3 ministrantów. Jednym z nich byłem ja.
Do bardzo uciążliwych prac należało czyszczenie metalowych witraży, krzyży, dzwonków
itp. płynem o nazwie Sidol.
Ministrantów było tylko kilku, bo modlitwy
podczas służenia do mszy były w języku łacińskim, wymawianym głośno na przemian
z kapłanem i trzeba było je znać na pamięć.
5 IV 2006 r.
Korzystając z okazji, składam Czytelnikom
„Magnesu” życzenia wesołych i zdrowych
świąt, a całej Redakcji dalszych sukcesów.
Stanisław Gargas
I JAK TU SIĘ NIE BAĆ?
W całej Europie wybuchła wielka panika,
gdy kilka miesięcy temu nie wiadomo skąd
pojawiły się spekulacje na temat zbliżającej
się światowej epidemii. Teraz „opowieści”
o ptasiej grypie są głównym tematem
w telewizji i prasie. Czy to nadchodzące
„śmiertelne zagrożenie cywilizacji” jest
tylko jednym z wielu sposobów mediów na
zdobycie rozgłosu?
Kiedy we Wrocławiu po raz pierwszy znaleziono
martwego łabędzia, od razu zarządzono wielki
alarm. W „skażonym” miejscu wprowadzono strefę
ochronną o promieniu 3 km. Cała ta akcja wyglądała tak, jakby koniecznie chciano wywołać panikę
wśród Polaków. Jeden ptak zarażony wirusem
H5N1 zupełnie nieświadomie
uruchomił
serię
procedur
ochronnych i równocześnie
znacznie wzbogacił właścicieli
stacji telewizyjnych.
Zupełnie podobne zdarzenie
miało miejsce kilka tygodni
temu w naszym sąsiednim
mieście, Nowym Sączu. Przy
jednym z marketów spożywczych (nazwy pozwolę sobie nie
wymieniać) uczniowie wracający
ze szkoły znaleźli martwą dziką
kaczkę. Powiadomiony ochroniarz sklepu, zupełnie w dobrej
intencji, zadzwonił na numer
alarmowy 112. Co się tam później działo… Jak dowiedziałam się od naocznego
świadka, na miejsce przyjechały dwa wozy strażackie na syrenach i jeden samochód policyjny. Strażacy wysiedli kombinezonach ochronnych, jakich
używa się w laboratoriach chemicznych. Długimi
szczypcami wzięto kaczkę i umieszczono szczelnym
worku. Do dziś najwyraźniej nie
potwierdzono choroby ptaka, bo
jeszcze nie zamknięto tamtego
marketu, ani naszej szkoły,
znajdującej się w sąsiedniej wsi.
Ten kawałek drobiu mógł przecież być dla nas śmiertelnym
zagrożeniem, jak twierdzą me-
dia.
Bardzo dziwne jest to, że wszyscy mówią teraz tylko o ptasiej
grypie, jakby inne choroby nie
istniały. Nikt nie ujawnia na
przykład, że w Chinach w ubiegłym roku H5N1 zabił ok. 63
osoby, a zwykła, „ludzka” odmiana grypy pogrzebała aż
1000 osób.
Nie mówi się też, że przed tą, niby śmiertelną
chorobą można się uchronić. Wystarczy nie jeść
surowego mięsa i jajek oraz nie dotykach martwych ptaków. Zresztą, chyba nikt o zdrowych
zmysłach nie bawi się śmierdzącą padliną.
Policji i strażakom radzę, aby zajęli się łapaniem bandytów i gaszeniem pożarów; ptaki sobie
poradzą. Nam wszystkim pozostaje tylko zagłodzić
łabędzie,
przyzwyczajone
do
dokarmiania
i w miejscach przebywania drobiu wstawić tabliczki: „Zakaz zdychania śmiercią naturalną, w celu
uniknięcia paniki!”
J.Sonia®
Krzyżówka
-ka
Litery w polach zaznaczonych, czytane od lewej do pra-wej, utworzą hasło.
REDAKCYJNA
Redakcja: naczelna - Ewa Wiśniowska,
Tomek Gargas, Michał Głaczyński,
Paulina Uszko, Jola Sołtys,
Kinga Grodny, Ola Baran,
Kasia Kalisz, Sylwia Dudzik
33-311 Wielogłowy
województwo: małopolskie
powiat: nowosądecki
gmina: Chełmiec
tel. 0~18 443-21-21
email: [email protected]
1. pieniądze na przechowaniu, 2. grupa społecz-na, 3. celuje do
zakochanych, 4. zwisa z fraka, 5. udaje skórę, 6. starorzymskie
bóstwa opiekuńcze domów, 7. faszysta, 8. odcinek jelita grubego,
9. kokietowanie, 10. orkiestra rozrywkowa, 11. nóż do mięsa,
13. gra w karty, 16. ugier, 18. krowa dla hindusa, 20. złośliwa
żądłówka, 21. oddziela ucho wewnętrzne od zewnętrznego,
22. milion omów oporności, 25. metal szlachetny, 26. dwutlenek tytanu, 27. przebiegły drapieżnik, 28. rozpuszczony muł, 29. chłopak
z noweli Prusa, 30. instrument smyczkowy, 31. w powietrzu,
32. regulator cen, 33. śledź, 34. potomek ogiera i oślicy, 35. władza
w szkole akademickiej, 36. urząd papieża, 37. uniżony sługa,
38. przebiegły osobnik, 39. o berbe-ciu, 40. epitet Ateny.
2. kara dla malca, 6. mokre cięgi, 9. część twier-dzy, 12. imię
niewieście, 14. kawa, 5. pięć centesimów, 17. list, 19. „rozłupanie"
atomu, 23. organ dowódcy, 24. leśny pszczelarz, 26. plecha wodna,
28. żywioł karpia, 31. z Zielonego Wzgórza, 32. kiedy wstają zorze,
35. wyrażanie myśli w sztuce, 41. odmiana esperanta, 42. smar,
43. asmo skał nachylone w jednym kierunku, 44. najlepsi z najlepszych, 45. kwitnący przyimek, 46. wyspa na Morzu Egejskim,
47. małpa wielkości kota, 48. sprawa jej nie cierpi, 49. łosoś
pacyficzny.
Rozwiązanie prosimy nadsyłać do dnia 9 maja 2006. Losowanie nagrody dnia 10 maja 2006 o godzinie 10:05 (duża przerwa).
POWODZENIA!!!
Recenzja płyty
Bo w Oli jest śpiew!
Debiut płytowy Black Ram
Na polskim rynku muzyczny
ukazała się ostatnio bardzo intrygująca płyta. Nagrała ją artystka,
ukrywająca się pod pseudonimem
Black Ram. Niewielu jednak wie,
że owa gwiazda nazywa się po
prostu Ola Baran…
Tak! Nasza szkolna piosenkarka
nagrała płytę. I to nie byle jaką.
Wytwórnia BMG to bowiem gwarant naprawdę dobrej muzyki. To
właśnie w niej wydawali swoje
płyty m.in. Gipsy King, Rod Stewart, Krzysztof Krawczyk czy Hey.
Do tego zacnego grona, jak już
wspomniałem, dołączyła niedawno
Black Ram.
Krążek Bo we mnie jest śpiew to
debiut fonograficzny Oli. Jak to
z debiutami zwykle bywa, płyta
jest świetna. Już pierwszy utwór
pt. Mój chłopcze nadaje urok całemu albumowi. Wolne, ale zarazem
ostre brzmienie kobzy wspaniale
współgra z silnym głosem Black
Ram. W tle można dostrzec cichutkie pomrukiwanie bombardonu.
Słuchając tej piosenki, wstrzymałem na chwilę oddech, gdy Black
Ram śpiewała:
kach dźwięku. Słuchacz czuje się
mały, tym bardziej, jeśli wzrostem
nie grzeszy.
Po chwili Black Ram w równie
W
podobnym,
refleksyjno- buntowniczej piosence śpiewa:
miłosnym nastroju utrzymane są
tez inne utwory, jak choćby Mój Jesteś mały, to ja tu króliczkiem
Ty brygadzisto (o chłopcu- jestem,
wojskowym), Śliczne Twoje jabłko Pozwalam Ci się cieszyć mym
Adama (o chłopcu-sadowniku) czy najmniejszym gestem,
podszyte dwuznacznością i pożą- Pozwalam Ci rosnąć, drożdżami
daniem Dla Ciebie toczę pianę. Tę Cię karmię,
ostatnią piosenkę Ola zadedyko- A Ty, kurduplu, wciąż mieszkasz
wała znajomemu weterynarzowi z na farmie.
Pułtuska, zajmującemu się badaAlbum kończy żywiołowa pioniem wścieklizny u dzikich chrasenka pt. Tokijskie Lato w Zimie,
bąszczy.
Jednak Black Ram to nie tylko łącząca, jak się dotąd wydawało,
muzyka „miłosna”. Piosenkarka hermetyczne style – reggae
wypowiada się bowiem na tema- i muzykę klasyczną, a także induty, które pojawiają się we współ- strial. Przebijając się przez głośne
czesnych mediach. W utworze dźwięki syntezatorów, gęśli, fortepianu, skrzypców, puzonu i gitaSelf-Defend Attack śpiewa:
rowego riffu Black Ram opisuje
Hey, brown man, where’s your swój pobyt w Berlinie, miasteczku
położonym
niedaleko granicy
tie,
polsko-greckiej.
Wspomina
It’s not your country, but mine!
wszechobecną czerwień i przeniW konfrontacji z przeraźliwym kającą ją czerń. Pamięta jednak i
tonem kontrafagotu i basetli te o ludziach. Śpiewa:
słowa naprawdę robią wrażenie.
Ola śpiewa z przejęciem, wędru- Tom, zawsze wołałeś Schrei!, a
jąc po niepokojących zakamar- ja tymczasem
Mój chłopcze, jesteś mi kochany,
Posypuję solą rany.
Gazetka współfinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach
Europejskiego Funduszu Społecznego - projekt Szkoła Marzeń
Nie dawałam znaku, że jestem
w hotelu.
Tokijskie powietrze przenika me
skronie,
A ten kretyn Bill ściął cztery jabłonie.
Jeżeli szukasz prezentu na
Gwiazdkę dla swojego chłopaka,
czy też zaprzyjaźnionego punka,
kup mu już teraz płytę Black Ram
Bo we mnie jest śpiew. Ręczę
(i nożę też), że z pewnością każdy
zakocha się w tych, czasem refleksyjnych, a czasem żywiołowych piosenkach. Ja już się zakochałem i nie mogę wyciągnąć
krążka z odtwarzacza. I bynajmniej nie dlatego, że mi się on
zaciął…
"

Podobne dokumenty