ODSZEDŁ ROK TEMU… W tym numerze: Nr 8/18 kwiecień 2006 r.
Transkrypt
ODSZEDŁ ROK TEMU… W tym numerze: Nr 8/18 kwiecień 2006 r.
MAGNES Nr 8/18 kwiecień 2006 r. Zespół Szkół w Wielogłowach W tym numerze: Odszedł rok temu... 1 Wieści Ważne wydarzenia 2 Recenzje Bliższy Daleki Wschód Wyspa Wielkanocna cz3 3 Holocaust Buddyzm 4 Prawie wszystko o świętach Wielkiej Nocy Fotoreportaż ze Szkoły „Miarka za Miarkę” 5 Wywiad z Sołtysem Powołanie przyszło znienacka 6 Wielkanoc Humor Komiks 7 Wycieczka do Krakowa Było cool 8 Z pamiętnika Dziadka I jak tu się nie bać? 9 Krzyżówka Recenzja płyty Kiermasz Świąteczny Pisanki Kiermasz Świąteczny Wewnątrz numeru więcej zdjęć ODSZEDŁ ROK TEMU… Drugiego kwietnia 2005 roku o godzinie 21 37 opuścił nas papież Jan Paweł II. Wtedy wszyscy się zjednoczyli, nastała żałoba na skalę światową. Jak dziś, po roku, czujemy się bez naszego Ojca Świętego? Dziś nadal wspominamy Jana Pawła II jako dobrego i całkowicie oddanego swojej posłudze. Wszyscy chyba uważają, ze odmienił on losy świata i ludzkości, a już na pewno losy naszego kraju. Dlatego po roku od śmierci naszego rodaka nadal o Nim pamiętamy i dla nas jest już święty. Nawet teraz we wszystkich miejscach związanych z Janem Pawłem II można znaleźć modlitwy do Niego, podziękowania za Jego życie i nauki. Niektóre są bardzo wzruszające, inne radosne, pełne szczęścia. Większość brzmi podobnie: „Twoja śmierć mnie nawróciła. Dziękuję, Ojcze Święty”. Przy takich kartkach stoją znicze, palą się świece. Same te teksty są dla nas świadectwem świętości Karola Wojtyły. W miastach powstają ciągle nowe pomniki Jana Pawła II, co znacznie rzadziej zdarzało się podczas Jego życia. Przykładem jest choćby Nowy Sącz, gdzie właściciel fabryki lodów – pan Koral ufundował pomnik i fontannę na cześć naszego rodaka. Coraz więcej szkół jako patrona wybiera właśnie Karola Wojtyłę. Te i wiele innych gestów ze strony Polaków świadczy o tym, że jeszcze nie zapomnieliśmy o naszym świętym rodaku i wciąż traktujemy Go jak żyjącego papieża. Oby było tak jak najdłużej… Sonia® 10 "Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają" I rocznica śmierci Jana Pawła II SANTO SUBITO ŚWIT PAMIĘCI Ojcze Święty, Dziś Po dwunastu miesiącach Trwania w pustce i żalu W samotności i milczeniu. Każdy z nas zrozumiał Jak trudno jest żyć bez Ciebie Jak ciężko sobie poradzić W tym świecie pełnym zła. Ty, Ojcze Jednoczyłeś serca Radowałeś twarze Splatałeś dłonie wrogów. Teraz Jedni nadal się jednoczą W imię Twoje, Lecz inni zapomnieli, Odrzucili w niepamięć Twoje święte słowa. Jedni nadal krzyczą Santo Subito, Ale inni Znów nienawidzą Znów ranią. Pomóż, Ojcze Żyć w tym szarym świecie. Żyć tak, jak Ty. Wszyscy jeszcze pamiętają Twą osobę, dla nas świętą. Postać, która nawracała, Twarz wciąż uśmiechniętą. Chociaż dzisiaj, Ojcze Święty Nie ma tutaj z nami Ciebie, To ufamy i wierzymy, Że obecny jesteś w Niebie. Dziś, od Twojej, Ojcze, śmierci Rok okrągły już miniony. Rok, przez który nawróciłeś Dusz tak wiele zagubionych. Więc dziś szczerze dziękujemy Za Twe życie, za ten czas. Za dwadzieścia siedem lat, gdy Nie zawiodłeś nigdy nas. STR. 2 NR 8/ 18 KWIE CIE Ń 2006 R. MAGNES Wieści Nasi nauczyciele w świecie! Mamy się czym pochwalić! Nasza szkoła nawiązała współpracę ze szkołami z całego świata! Minister Edukacji Narodowej i Sportu, Michał Seweryński, przysłał specjalny list gratulacyjny do naszego dyrektora, pana mgr inż. Janusza Bielca. „Jesteście chlubą całej Polski. Kraj powinien być z Was dumny! Gratuluję!” – napisał minister. W związku z ową współpracą nasi nauczyciele wyjadą na wymianę do krajów partnerskich. Polonistka, pani Anna Surówka uczyć będzie w Szkole Podstawowej nr 8 w Darhanie (Mongolia). Razem z nią wyjedzie informatyk, pan Paweł Chlebiński. W swojej nowej szkole będę redagować gazetkę „W mongolskiej głuszy”. Nie zostawią oni nas jednak sierotami. Władzę nad „Magnesem” przejmie Mijegombo Enchbold, który będzie też uczył języka polskiego w naszej szkole. Tymczasem do Liceum im. Pol Pota w Hanga Roa (Wyspa Wielkanocna) wyruszy mgr Lucjan Modzyniewicz, gdzie uczył będzie matematyki. Ponadto popularny „Trenerek” ma zamiar przygotować tamtejszą reprezentację w biegach na orientację do najbliższej olimpiady w Pekinie. Jak się dowiedzieliśmy, pan Modzyniewicz biegle włada językiem rapa nui, nie powinien więc mieć trudności z porozumiewaniem się z tamtejszą ludnością. Na miejsce pana Lucjana przybędzie Kamas Lutokingo. Zmiany nastąpią również na stanowisko psychologa. Pani Agnieszka Szubska wyjedzie na nowojorski Bronks, gdzie w Maston College będzie zajmować się trudną młodzieżą. Tymczasem na jej miejsce przybędzie Jessica Carols, amerykańska psycholog, autorka wielu popularnych książek („Rzucając dragi”, „Młodzież a używki”). Przyjemność wymiany dotknęła i najwyższą władzę w naszej szkole. Pani mgr Krystyna Baran i pan mgr inż. Janusz Bielec wyjadą do Parlamentu Europejskiego w Brukseli. Zajmować się będą administracją Wspólnoty. Tymczasem do Wielogłów na stanowisko dyrektora przyjedzie Annan Koffan. Wszystkim nauczycielom gratulujemy! Nasi nauczyciele wyjadą na wymianę we wrześniu na czas jednego semestru. Przyjezdnych nauczycieli potraktujmy życzliwie i wyrozumiale. Młodzieżowa Nike dla Gargasa Uczeń naszej szkoły, a także członek redakcji „Magnesu”, Tomasz Gargas, zwyciężył w organizowanym przez Nicom Consultation i „Gazetę Wyborczą” plebiscycie Nike for Youth (Nike dla Młodzieży). Spośród 300 nadesłanych przez młodych literatów wierszy to właśnie jego pt. „Strzelisty nieboskłon egzystencji” okazał się być najlepszy. Przewodniczący Jury, Henryk Bereza, na rozdaniu nagród w Krakowskim Saloniku Poezji powiedział: „Gargas skupił w swoim wierszu wszel- kie niepokoje, jakie nosi w sobie współczesny świat. Wskazał to wszystko, co nas martwi, a o ukrywamy przed innymi. Dokonał tego w bardzo futurystyczny sposób, zarówno na płaszczyźnie językowej, jak i myślowej. Jestem przekonany, że w dorosłym życiu zrobi jako poeta wielką karierę. Śmiało można powiedzieć, że rośnie nam nowy Herbert.”. Wzruszony Gargas podziękował tylko wszystkim, po czym rozpłakał się. „Ja w to dalej nie mogę uwierzyć” – wyszeptał przez łzy. Za zwycięstwo otrzymał prestiżową statuetkę Nike i 2 tysiące złotych. Gratulujemy! Poniżej prezentujemy zwycięski wiersz Tomka: Strzelisty nieboskłon egzystencji Dochodzę schodzę przychodzę I tak w koło Macieju Panie Zimna woda w kranie ja granatowy porzeczka człekokształtna kanibalistyczne przesilenie hermetyczna niedoskonałość anachroniczna bezsilność winność moja niewinność przegrany tułacz na drodze obłędu katalizator międzyludzkich sporów budzik potworów skazany banicja porażka victoria moja euforia Ważne wydarzenia Wycieczka do Warszawy odwołana! W związku z problemami finansowymi Europejskiego Funduszu Społecznego wycieczka do Warszawy w ramach programu Szkoła Marzeń została odwołana. Na szczęście Fundusz przygotował wycieczkę zastępczą do Kurowa. 17 maja wyjedziemy tam na trzy dni badać skład chemiczny wody z Jeziora Rożnowskiego. Będziemy również pływać łódką i rozpalać ognisko za pomocą krzemieni. Nocować będziemy w piętnastoosobowych namiotach. Naszą wycieczkę zakończymy dyskoteką w rytmach największych przebojów formacji BayerFull. Blady strach padnie na uczniów Publiczna chłosta, przypiekanie rozgrzaną strugaczką, klęczenie na grochu – to tylko niektóre z metod walki z wandalizmem. Szkolna uchwała „antydestrukcyjna” wejdzie w życie z początkiem maja. Rada Szkoły wraz z Samorządem Uczniowskim na specjalnym posiedzeniu 27 marca ustaliła, iż należy powiedzieć zdecydowane NIE niszczeniu mienia szkolnego. Miarka się przebrała. Musimy zatrzymać ten przerażający proces. – powiedziała Przewodnicząca Samorządu, Gabriela Rolka. Trzeba uruchomić odpowiednie procedury – dodał Dyrektor, pan Janusz Bielec. Poprzez aklamację podjęto ustawę, określającą kary za niszczenie szkoły. Ustalono również, że w tym wypadku, wyjątkowo, prawo będzie działało wstecz. Zdania na temat uchwały są podzielone. Uczniowie są przerażeni, spora jednak część popiera pomysł władz. Nareszcie skończy się ta maskarada półinteligentów – komentuje Paweł, uczeń trzeciej klasy. Są jednak i głosy sprzeciwu. Hę, eh, co te turnie, teges, zrobiły, hę – powiedział naszemu reporterowi wściekły Krzysztof, przywódca watahy wandali. Tymczasem już odbyło się kilka rozpraw, w trakcie których przesłuchano i oskarżono uczniów, dopuszczających się czynów niszczenia szkolnego mienia. Ewa Wiśniowska została oskarżona o celowe uszkodzenie gimnazjalnego aparatu fotograficznego. To stało się przypadkowo, ja nie chciałam, przepraszam – próbowała się bronić. Sąd był jednak nieubłaga- ny, skazując uczennicę pierwszej klasy gimnazjum na usunięcie ze szkoły. Od władz naszego Gimnazjum otrzymała list pożegnalny na żółtych kartkach – tzw. żółte papiery. Nieco łagodniej potraktowano Tomasza Gargasa. Za zawirusowanie przed trzema laty komputera w pracowni informatycznej został skazany na publiczną chłostę, która będzie miała miejsce dnia 4 maja bieżącego roku. na uroczystym apelu z okazji 215 - tej rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Tego też dnia odbędzie się widowisko przypiekania rozgrzaną strugaczką Michała Głaczyńskiego, który wykręcił spłuczkę z damskiej (sic!) toalety. Obaj skazani nie przyznają się do winy, mimo niepodważalnych dowodów w postaci wydruków wariografu. Wszystkie kary wykona przybyły specjalnie z Malborka i zatrudniony na pół etatu kat, pan Mieczysław Topoor. Prawdopodobnie podczas najbliższego kiermaszu świątecznego, 8 IV, Dyrektor, pan Janusz Bielec wygłosi orędzie poświęcone kontrowersyjnej uchwale. NR 8/18 KWIECIEŃ 2006 R. MAGNES STR. 3 Recenzje Spektakl Książka Film „Miarka za miarkę” – mój punkt widzenia Premiera ,,Miarki za miarkę’’ była dziwacznym przeżyciem. Z przyjemnością słuchałam Szekspirowskiego tekstu, z niechęcią oglądałam to, co działo się na scenie. Najchętniej siedziałabym z zamkniętymi oczyma, skazując się na własną wyobraźnię. ,,Miarka za Miarkę’’ w bardzo dobrym, nowoczesnym tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego jest dramatem o interesującym problemie władzy. Obdarzony władzą pryncypialny młokos wpada we własne sidła, czuje się bezkarny. Sam grzeszy, sądzi innych. Szekspirowska intryga obnaża stary jak świat mechanizm władzy. Czym jest władza i co się dzieje z człowiekiem, który ją otrzymuje? Jaka jest granica między sprawiedliwością a literą prawa? Gdzie jest miejsce na zwykłe miłosierdzie i współczucie? Chcąc dokładnie odpowiedzieć sobie na te pytania, powinniście jak najszybciej obejrzeć spektakl. Ktoś@ Jeśli lubisz śmieszne, a jednocześnie romantyczne filmy, „Tylko mnie kochaj” jest właśnie dla ciebie. To świetna komedia romantyczna, jak na nasze polskie kino, wyreżyserowana perfekcyjnie. Główny bohater – Michał ma nowoczesny apartament i swoja firmę architektoniczną. Nie ma jednak tego, co w życiu najważniejsze – miłości. Nie odczuwa potrzeby znalezienia „tej jedynej”, dopóki w jego ułożonym życiu nie pojawiają się dwie kobiety naraz. Pierwsza – siedmioletnia Michalina, pewnego dnia zjawia się jego domu, mówiąc, ze jest jego córką. Druga – niezwykle urokliwa Julia, która zatrudnia się w firmie Michała i od razu wpada mu w oko. Film ten gości sama aktorska elitę. Dwaj niesamowicie przystojni i utalentowani łowcy damskich serc: błękitnooki Maciej Zakoscielny (znany jako Marek Brodecki w serialu „Kryminalni”), tu w roli głównej oraz męski Marcin Bosak ( Kamil w „M jak miłość”), grający tajemniczego asystenta Julii. To właśnie ją kreuje Agnieszka Grochowska, popularna dzięki roli w serialu „Zaginiona”. Michalinę gra bardzo obiecująca Julka Wróblewska, a oprócz tego występują takie sławy, jak: Agnieszka Dygant, Jan Frycz, Grażyna Szapołowska oraz Przemysław Sadowisk. Gościnnie występują także Danuta Stenka i Artur Żmijewski. Choć „Tylko mnie kochaj” pewnie już nie zobaczycie w kinie, to warto jednak postarać się o płytę DVD. Na pewno nie będziecie żałować! Sonia® Christian Bieniek „Karolka Karotka i dzieciaki z gumy do żucia” Książka ta opowiada o życiu pewnej przesympatycznej, rudowłosej dziewczynki imieniem Karoline. Razem ze swoimi przyjaciółkami zawsze świetnie się bawi. Tym razem dziewczyny zakochały się w tańcu breakdance i razem z nową koleżanką – Melanie, przygotowują się na szkolną imprezę. I do tego dochodzą jeszcze problemy z chłopcami! Prawdziwa mieszanka dowcipu i śmiesznych zdarzeń. Polecam każdemu. Rozrusza nawet największego ponuraka. Książka polskiego autora Tomasza Makowskiego pt. "Poszukiwacze zaginionej wazy" opowiada o niezwykłych przygodach jedenastoletniego chłopca - Kuby Morawskiego, jego młodszej, dwuletniej siostry Basi, jamnika Racucha i gadającej lampy Melanii. Kuba i jego kompania muszą uratować świat przed złym Viperusem. Pomaga im w tym kawałek glinianej skorupy, która tak naprawdę okazuje się. Książka "Poszukiwacze zaginionej wazy" opowiada o współczesnym świecie. Pomaga zrozumieć wiele ważnych spraw związanych m.in. ze zwykłym życiem jak i z "Tym, który mieszka Gdzieś w Górze". Zmienia spojrzenie na świat. Bawi nas i uczy. Jest napisana z humorem, czyli zawiera wszystko co powinna zawierać prawdziwa książka. Nic, tylko czytać. ewk@ BLIŻSZY DALEKI WSCHÓD cz.3 WYSPA WIELKANOCNA Tym razem, z okazji ŚWIĄT WIELKANOCNYCH, przerywamy nasz cykl wirtualnych podróży pod nazwą „BLIŻSZY DALEKI WSCHÓD”, aby przybliżyć Wam, nomen omen, Wyspę Wielkanocną. Rapa Nui, bo taka jest nazwa wyspy, do dziś stanowi nie odgadnioną zagadkę. Mimo, że każdego roku odwiedzają ja całe rzesze turystów, nadal pozostaje nie odkrytym lądem. Największą tajemnicą wyspy są bezdyskusyjnie kolosy MOAI. Rapa Nui to wyspa wulkaniczna. Ma kształt trójkąta, a w każdym jej wierzchołku znajdują się kratery wygasłych wulkanów. Stożki Wulkaniczne osiągają wysokość do 601m. n. p. m. i opadają ku morzu w postaci klifów. Na wyspie jest wiele jaskiń, które stanowią pozostałości po kanałach lawowych. Rapa Nui znajduje się na południowym Pacyfiku. Oddalona o 3 600 km od wybrzeży Ameryki Południowej i o 4000km od Tahiti stanowi najdalej wysuniętą na wschód część Polinezji i Oceanii. Klimat zwrotnikowy, wilgotny (średnia suma opadów ok. 1400 mm). Szatę roślinną tworzą zbiorowiska trawiaste, miejscami gaje palmowe. Przeważają trawy, krzaki i małe karłowate drzewa morwowe. Skąpa roślinność i, pomimo podzwrotnikowego położenia, niskie temperatury nie pozwalają na uprawę roli. Nie ma też na wyspie zwierząt. Spotkać można jedynie ptaki i ryby. Jedyną piaszczystą plażą na wyspie jest Anakena. Jest ona w surowym pejzażu Rapa Nui prawdziwie rajskim zakątkiem. Na Wyspie wszędzie, oprócz tej jednej plaży, brzegi są skaliste i niegościnne. Jedyna miejscowość to Hanga Roa, tylko tutaj można zaopatrzyć się w jakieś skromne zapasy w związku z zamiarem zwiedzenia wyspy. Od 1995 r. Wyspa Wielkanocna została wpisana przez UNESCO na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Naturalnego jako park narodowy Rapa Nui. Swoją nazwę zawdzięcza Europejczykom, a dokładnie holendrom, którzy w 1722 r. nazajutrz po święcie Wielkiej Nocy przybyli na wyspę jako pierwsi. Jeden z nich Jacob Roggeveen nadał temu skrawkowi ziemi właśnie taką nazwę. Naukowcy z całego świata spierają się o to, kto zasiedlił Wyspę Wielkanocną w czasach najdawniejszych. Najwięcej zwolenników ma teoria norweskiego badacza Thora Heyerdahla, który w 1955-56 prowadził na wyspie prace archeologiczne. Jego zdaniem wyspa zasiedlona została ok. V w. przez amerykańskich Indian, a dopiero w XVII dotarły tu pierwsze wyprawy polinezyjskie z grupy wysp Markizów. Przeciwnicy Heyerdahla przekonują, że nie jest możliwe dotarcie do wyspy z kontynentu na prymitywnych indiańskich łodziach, dużo łatwiej trafić na nią płynąc z zachodu (czyli z Polinezji). Do tej pory spiera się o zasiedlenie tej wyspy w najdawniejszych czasach. Teorie są różne, nie sposób wszystkich z nich przybliżyć. Największą zagadką Rapa Nui są niewątpliwie kamienne posągi MOAI, nad których sensem dumały całe pokolenia historyków. Do tej pory jednak żaden z nich nie wytłumaczył zagadki kolosów. Kto i dlaczego postawił posągi na wyspie? Znajduje się ich tu około 900. Większość z nich została wykuta w czarnym bazalcie Rano Rakaku kamiennymi narzędziami. Kamieniołom, gdzie obrabiano materiał, porzucono nagle. Świadczą o tym nie dokończone posągi. Przeznaczenie tych obiektów nie jest dotychczas znane. Powstało na ten temat wiele teorii, mówiących o posągach jako wyobrażeniu bóstw, czy przodków. Nie wiadomo też jak przemieszczano ciężkie bloki kamienia. Prawdopodobnie używano do tego drewnianych płóz. Moai wycinano kamiennymi narzędziami ze skały wulkanicznej. Jedna z teorii głosi, że posągi zostały wybudowane przez plemię Tiahuanco, zamieszkujące dzisiejsze rejony Boliwii i Chile. Polinezjaniści zgodnie przyjmują, że budowa posągów została przerwana nagle w XVII wieku Powo- dem było prawdopodobnie przeludnienie wyspy, klęska głodu i wybuch walk międzyplemiennych. Zagadkę stanowi również odpowiedź na pytanie, dlaczego wiele z potężnych kolosach ma na głowach swoiste kapelusze zwane „pukao”. Ludności jest na wyspie około 3,4 tys. Posługują się oni językiem Rapa Nui, który swoją drogą podobno bardzo trudno zrozumieć oraz językiem hiszpańskim. Walutą jest peso chilijskie. Tyle informacji. Może ktoś z Was w przyszłości odwiedzi to tajemnicze miejsce i pokusi się o wyjaśnienie zagadek, wciąż pozostających bez odpowiedzi. Czekamy na reportaże z podróży! j@m STR. 4 MAGNES NR 8/ 18 KWIE CIE Ń 2006 R. Holocaust Mało kto z nas wie (a mam tu na myśli głównie młodzież), czym był holocaust. Ten termin, tak tragiczny dla Żydów, brzmi bardzo tajemniczo. Ci zaś, którzy znają jego znaczenie, nie zawsze pamiętają, że właśnie w tym miesiącu przypada Dzień Pamięci o Holocauście. Potwierdzają się słowa „Czas leczy rany”, które nawiązują właśnie do niepamięci o złu, które dokonało się kiedyś w przeszłości. Tym bardziej więc należy tłumaczyć i przypominać, aby nigdy w przyszłości podobne zdarzenia nie miały miejsca. Holocaust jest określeniem masowej zagłady Żydów dokonanej podczas II wojny światowej przez niemieckich nazistów. Był to jedyny znany w historii przypadek celowego wytępienia tak wielkiej grupy ludności nie z powodu wyznawanej religii czy przekonań politycznych, nie dla zysku, ale tylko wyłącznie ze względu na ich pochodzenie. Do tak straszliwej zbrodni doprowadziła rasi- stowska i antysemicka ideologia partii nazistowskich, które doszły do władzy w Niemczech w 1933 roku. Naziści najbardziej cenili naród niemiecki (szczególnie typ nordycki zamieszkujący północną Europę o jasnych włosach i niebieskich oczach). Uważali, że znajduje się on najwyżej w hierarchii narodów Europy pod względem rozwoju cywilizacyjnego. Najniżej zaś cenili Żydów, którzy według nich nie zasługiwali na to, by zajmować miejsce na ziemi. Taki punkt widzenia pozwolił im w latach 1939-1945 z niezwykłym okrucieństwem wymordować prawie cały naród żydowski. Nie nazywali tego wprost mordowaniem, lecz ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej. Uważali, że naród żydowski winien jest wszelkiego zła i dlatego zlikwidowanie go przyczyni się do ulepszenia świata. Do dziś nie wiadomo, jak to się stało, że do tak absurdalnych teorii dały się przekonać miliony ludzi w wysoko rozwiniętym euro- pejskim kraju. Plan „ostatecznego rozwiązania” opracowano tak, by pozbawił życia jak największą liczbę ludności żydowskiej w jak najkrótszym czasie i przy jak najmniejszych nakładach finansowych ze strony Niemiec. W większych miastach Niemcy zakładali getta i zmuszali Żydów, by się do nich przenosili. Tam z powodu terroru, nędzy i głodu zginęła duża część mieszkańców. Pozostałych Żydów stopniowo wywożono pociągami towarowymi do obozów. Niektórzy trafiali do obozów pracy, gdzie ginęli z powodu zimna, głodu i wycieńczenia. Większość kierowano jednak prosto do tzw. obozów zagłady, gdzie masowo uśmiercano ich w komorach gazowych za pomocą gazów trujących, a zwłoki palono w krematoriach. W ten sposób Niemcy w czasie II wojny światowej wymordowali ponad 6 mln europejskich Żydów. Holocaust był ogromnym wstrząsem w europejskiej kulturze. Ludziom trudno jest uwierzyć, że europejska cywilizacja mogła pozwolić na dokonanie takiej zbrodni. Ten bestialski czyn stał się przyczyną poważnego kryzysu wiary w człowieka, postęp, kulturę. Powinien też być ostrzeżeniem dla tych, którzy skłonni są nadal wygłaszać poglądy rasistowskie i antysemickie. Poglądy, niegdyś uchodzące za radykalne, ale niegroźne. Teraz jednak wiemy, do jakiej tragedii mogą doprowadzić. DS Buddyzm Buddyzm to jedna z pięciu wielkich religii świata (obok judaizmu, chrześcijaństwa, islamu i hinduizmu). Jej twórcą był Budda prorok i filozof. Słowo Budda w staroindyjskim języku sanskryckim oznacza „oświecony”. Buddyzm od początku swojego istnienia był religią o bardzo luźnej strukturze, zarówno od strony organizacyjnej, jak i ideologicznej. W trakcie rozwoju historycznego powstały liczne jego odłamy i szkoły, które jednak zazwyczaj się tolerowały, a nawet wspierały. Buddyzm jest jedną z najstarszych, wciąż istniejących religii. W wielu krajach Azji buddyzm wywarł znaczący wpływ na wychowanie młodzieży. Przykład stanowi koreański ruch Hwarang. Budda był księciem z rodu Śakjow, mieszkał u podnóża Himalajów na terenie dzisiejszego Nepalu. Nazywał się Siddhartha Gautama i żył w latach 560-480 p.n.e. Gdy miał 29 lat, opuścił dom i ruszył w świat w poszukiwaniu prawdy. By doskonalić się duchowo, żył jak asceta, wyrzekając się wszelkich przyjemności i dóbr materialnych. Dopiero po 7 latach umartwiania się doznał olśnienia i stał się prorokiem. Od tego momentu nazywano go Buddą, czyli PRZEBUDZONYM. Uznał, że droga do doskonałości to zachowanie we wszystkim umiaru. Wtedy wygłosił słynne kazanie w Benares, mieście leżącym w dzisiejszych Indiach. Został wędrowcem i kaznodzieją oraz zaczął uczyć ludzi, jak powinni żyć. Zmarł w pobliżu Kuśinagary. Jego spalone szczątki podzielono na trzy części i do dziś są one przechowywane w trzech miejscach w Indiach jako relikwie. Do miejsc, które niegdyś odwiedził przybywają wielomilionowe pielgrzymi wyznawców. Nauki Buddy zostały spisane w zbiorze pism Tipitaka. Buddyzm jest nietypową religią w tym sensie, że większość jego odłamów nie wymaga wiary w bogów (aczkolwiek podobnie jak agnostycyzm nie twierdzi też, że bogów nie ma). Wiara w cokolwiek jest istotna o tyle o ile pomaga w osiągnięciu oświecenia. Złem w ludzkim życiu według buddyzmu jest przede wszystkim cierpienie. Człowiek powinien więc żyć tak, by je wyeliminować ze swojego życia. A przyczyną cierpienia według Buddy jest pragnienie i pożądanie. Człowiek cierpi, bo pragnie posiąść rzeczy, których mieć nie może. Wystarczy jednak, by pozbył się tych pragnień, a przestanie cierpieć. Droga do całkowitego pozbycia się pragnień jest bardzo trudna i wymaga długotrwałej pracy nad sobą. Ostatecznym jej celem jest nirwana- stan, w którym giną wszelkie pragnienia, a pojedyncza, indywidualna egzystencja zanika w niebycie. Buddyzm właściwie nie jest religią, tylko rozbudowanym systemem filozoficznym. Najważniejsza w buddyzmie jest indywidualna droga człowieka do doskonałości. Nie trzeba spełniać żadnych formalnych wymagań, by stać się wyznawcą – buddystą jest każdy, kto żyje według zasad buddyzmu. Ważnym elementem buddyzmu jest również reinkarnacja. Otóż wyznawcy buddyzmu wierzą, że każda żywa istota po śmierci odradza się w innym ciele (ludzkim, zwierzęcym lub roślinnym). Od postępowania w jednym życiu (suma złych i dobrych uczynków) zależy, jakie będzie następne wcielenie. Buddyzm choć tak inny od znanych religii wymaga od nas wiele tolerancji ze względu na jego długą oraz bogatą w różne zdarzenia historię. DS NR 8/ 18 KWIE CIE Ń 2006 R. MAGNES STR. 5 Prawie wszystko o świętach Wielkiej Nocy Święta Wielkanocne mają bogata tradycje. Są niezwykle barwne, towarzyszy im wiele obrzędów. Po wielkim pościekiedyś bardzo ściśle przezywanym- ludzie z niecierpliwością czekali na odmianę.. Staropolskie obyczaje bardzo śmieszne i ciekawe. Specjalnie dla dziewcząt: Uwaga dziewczyny-, jeżeli w Wielką Sobotę obmyjecie twarz w wodzie, w której gotowały się jajka na święconkę, to znikną piegi i inne mankamenty urody. Wielka Niedziela - dzień radości: W Wielka Niedzielę poranny Bug petard i dźwięk dzwonów miał obudzić śpiących w Tatrach rycerzy, poruszyć zatwardziałe serca skąpców i złośliwych sąsiadów. Po rezurekcji zasiadano do świątecznego śniadania. Najpierw dzielono się jajkiem. Na stole nie mogło zabraknąć baby wielkanocnej dziada- czyli mazurka. Palemki na szczęście: Wielki Tydzień zaczyna się Niedzielą palmową. Kiedyś nazywano ją kwietna lub wierzbną. Palemki- rózgi wierzbowe, gałązki bukszpanu, malin, porzeczek- ozdabiano kwiatkami, mchem, ziołami, kolorowymi piórkami. Po poświęceniu palemki biło się nią lekko domowników by zapewnić im szczęście na cały rok. Połknięcie jednej poświęconej bazi wróżyło zdrowie i bogactwo. Zatknięte za obraz lub włożone do wazonów, palemki ochraniały mieszkanie przed nieszczęściem i złośliwością sąsiadów. Świąteczne oprzątki: Przed Wielkanocą robimy wielkie świąteczne oprzątki nie tylko po to, by mieszkanie lśniło czystością. Oprzątki mają symbolizować znaczenie -wymiatamy z mieszkania zimę, a wraz z nią wszelkie zło i choroby. Pogrzeb żuru: Ostatnie dwa dni postu były wielkim przygotowaniem do święta. W te dni robiono "pogrzeb żuru" - potrawy spożywanej przez cały post. Kiedy więc zbliżał się czas radości i zabawy, sagany żur wylewano na ziemię. Topnienie Judasza: Kolejnym ważnym dniem Wielkiego Tygodnia jest Wielka Środa. Młodzież zwłaszcza chłopcy, topili tego dnia Judasza. Ze słomy i starych ubrań robiono wielka kukłę, którą następnie wleczono na łańcuchach po całej okolicy. Przy drodze ustawili się gapie, którzy okładali kukłę kijami. Na koniec wrzucano "zdrajcę" do stawu lub bagienka. Wymierzanej w ten sposób sprawiedliwości stawało się zadość. Wieszanie śledzia: W równie widowiskowy sposób rozstawiano się też za śledziem- kolejnym symbolem wielkiego postu. Z wielką radością i satysfakcją "wieszano" go, czyli przybijano rybę do drzewa. W ten sposób karano śledzia za to, że przez sześć niedziel "wyganiał" z jadłospisu mięso. Wielkie grzechotanie: Kiedy milkły kościelne dzwony, rozlegał się dźwięk drewnianych kołatek. Obyczaj ten był okazją do urządzania post. Młodzież biegała po mieście z grzechotkami, hałasując i strasząc przechodniów. Do dziś zachował się zwyczaj obdarowywania dzieci w Wielkim Tygodniu grzechotkami. Lany poniedziałek: Lany poniedziałek- śmigus- dyngus, święto lejaka- to zabawa, która wszyscy doskonale znamy. Oblewać można było wszystkich i wszędzie. Zmoczone tego dnia panny miały większe szanse na zamążpójście. A jeśli któraś się obraziłanie prędko znalazła męża. Wykupić można było się od oblewania pisanką- stąd każda panna starała się, by jej pisanka była najpiękniejsza. Chłopak, wręczając tego dnia pannie, pisankę dawał jej do zrozumienia, że mu się podoba. Święconka: Wielka sobota była dniem radosnego oczekiwania. Koniecznie należało poświęcić koszyczek (a właściwie wielki kosz) z jedzeniem. Nie mogło w nim zabraknąć baranka (symbolu Chrystusa Zmartwychwstałego), mięsa i wędlin (na znak, że kończy się post). Święcono też chrzan-, bo "gorycz męki Pańskiej i śmierci została zwyciężona przez słodycz zmartwychwstania", masło- oznak dobytku- jajka- symbol narodzenia. Święconkę jadło się następnego dnia, po rezurekcji. Tego dnia święcono też wodę. Fotoreportaż ze Szkoły „Miarka za Miarkę” Wiliam Szekspir ,, MIARKA ZA MIARKĘ’’ Tłumaczenie: Maciej Słomczyński Sławomir ROKITA Wojciech SKIBIŃSKI Rafał DZIWISZ Jerzy Światłoń Błażej WÓJCIK Tomasz WYSOCKI Tadeusz ZIĘBA Reżyseria: Helena Kaut- Howson Scenografia: Paweł Dobrzycki Muzyka: Marcin i Bartłomiej Olesiowie Ruch sceniczny: Marcello Magni Obsada Lidia BOGACZÓWNA Anna CIEŚLAK Marta KONARSKA Natalia STRZELECKA Marta WALDERA Maciej JACKOWSKI Feliks SZAJNERT Bartek KASPRZYKOWSKI wina Radek KRZYŻOWSKI Grzegorz ŁUKAWSKI Tomasz MĘDZIK Andrzej MŁYNARCZYK Bernardine Nadzorca Pompejusz Lucio Brat Tomasz- Piotr sującym problemie władzy. Obdarzony władzą pryncypialny młokos wpada we własne sidła, czuje się bezkarny. Sam grzeszy, sądzi innych. Szekspirowska intryga obnaża stary jak świat mechanizm władzy. Szlachcic I, Sługa Czym jest władza i co się dzieje z człowiekiem, który ją otrzymuje? Jaka jest granica między sprawiedliwością, a literą prawa? Gdzie jest miejsce na zwykłe miłosierdzie i współczucie? Chcą dokładnie odpowiedzieć sobie na te pytania powinniśmy jak najszybciej obejrzeć ( lub chociaż wysłuchać) prawdy jakie daje nam tekst Szekspira. Sędzia STRAZNICY: Maciej Jackowski, Grzegorz Łukawski, Tadeusz Zięba, Marta Waldera, Wojciech Skibiński Przesadna Julia Mariana Isabella Francesco Łokieć Książę ZAKONNICE: Anna Cieślak, Marta Konarska, Lidia Bogaczówna Ktoś@ PROSTYTUTKI: Sławomir Rokita, Marta Waldera, Marta Konarska Obskursyn, Angelo Szlachcic II, Goniec Eskaluj Claudio Szumo- Premiera ,,Miarki za Miarkę’’ była dziwacznym przeżyciem. Z przyjemnością słuchałam Szekspirowskiego tekstu, z niechęcią oglądałam to, co działo się na scenie. Najchętniej siedziałabym z zamkniętymi oczyma, skazując się na własną wyobraźnię. ,,Miarka za Miarkę’’ w bardzo dobrym, nowoczesnym tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego jest dramatem o intere- STR. 6 MAGNES NR 8/18 KWIECIEŃ 2006 R. Wywiad z Sołtysem Wywiad z panem Markiem Rzeźniczakiem, sołtysem wsi Dąbrowa Magnes: -Dzień dobry Sołtys: -Dzień dobry M - Jak długo jest pan sołtysem? S - Sołtysem jestem już 16 lat czyli 4 kadencje. M - Czy pełnienie funkcji sołtysa jest trudnym zadaniem? S - Być sołtysem to nie jest łatwa sprawa, trzeba się udzielać społecznie, trzeba dbać o porządek we wsi, pilnować dróg, potoków, zabiegać o korzystne decyzje dla miejscowości, w której się swój urząd sprawuje. M - Czy pana praca jest pracąą społeczną, czy dostaje pan za nią jakieś wynagrodzenie? S - Generalnie jest to funkcja społeczna. Jedynie kiedy zbiorę podatek, to mam od niego prowizję w wysokości 5%. Otrzymuję także 250zł miesięcznie na utrzymanie lokalu, w którym przyjmuję interesantów. M - Co należy do zadań sołtysa? S - Właściwie na to pytanie odpowiedziałem już wcześniej. Nie chciałbym się powtarzać. Najogólniej rzecz ujmując dbanie o interesy mieszkańców tego rejonu. Oczywiście wysłuchiwanie ich propozycji, wątpliwości, próśb itp. M - W jaki sposób funkcjonuje rada sołecka i co należy do jej zadań? S -Rada sołecka jest dla sołtysa ogromna pomocą, ma tak samo dbać o wieś i jej mieszkańców, jak sołtys. Jej zadaniem jest doradza- nie sołtysowi, co jeszcze należałoby we wsi zrobić, aby wieś była bogatsza, piękniejsza, a ludzie szczęśliwsi. M - Na pewno postawił Pan sobie wiele celów do zrealizowania. Czego do tej pory z powziętych zamierzeń nie udało się Panu zrobić? S - Nie udało się jeszcze wyremontować wszystkich dróg. Jak zawsze budżet jest zbyt mały i nie starcza pieniędzy, żeby w jednym roku zrobić wszystko. Ale staramy się i po kolei remontujemy drogi. M - Jakie problemy zgłaszają najczęściej przychodzący do pana ludzie? S - Na pierwszym miejscu są te nieszczęsne drogi, o których mówiłem wcześniej. Ludzie skarżą się, że nie mogą dojechać do posesji. Ja tych skarg wysłuchuję, ale moje możliwości są niestety ograniczone. Często mieszkańcy przychodzą do mnie, aby doradzić się w różnych sprawach, coś podpowiedzieć, o coś zapytać. Ja oczywiście jestem do ich dyspozycji. M - To ciekawe. Jakie sprawy, poza tymi drogami oczywiście, interesują mieszkańców wsi Dąbrowa? S - Na przykład, dlaczego podatki są z roku na rok wyższe. Nie zawsze jestem im w stanie odpowiedzieć na takie pytania. Przecież wiele spraw jest ode mnie zupełnie niezależnych. M -Czy lubi pan swoją pracę? S - Odpowiem tak, gdybym nie lubił tej pracy, nie byłbym tyle lat sołtysem (śmiech). M - Dlaczego zdecydował się pan kandydować? S - Zdecydowałem się kandydować na sołtysa, bo chciałem coś zrobić dla swojej wsi. Najbardziej palącą sprawą, która spędzała mi sen z powiek, była sprawa dróg. Odkąd jestem sołtysem wiele się w tej kwestii zmieniło, choć oczywiście nie jest to jeszcze stan idealny. Udało się także doprowadzić do domów mieszkańców gaz, kanalizację, mamy łącza telekomunikacyjne. M - A czy Dąbrowa jest Pana miejscem urodzenia? S - Nie, pochodzę z Białej Wody. Ale mieszkam tu już tyle lat, że śmiało mogę powiedzieć, że jest to moje miejsce na ziemi. M - W takim razie proszę nam krótko scharakteryzować swoje, jak Pan powiedział „miejsce na ziemi”. S - Mieszkam w pięknym miejscu, na stoku wsi, skąd rozciąga się zapierający dech w piersiach widok na całą okolicę. Cała wieś jest urokliwa i pięknie położona. Nic dziwnego, że spodobało się tutaj państwu Koralom. Mieszkańcy nie próżnują. Mimo problemów z bezrobociem, wielu z nich podejmuje własne inicjatywy, rozwija własne interesy. Dość wspomnieć: państwo Dominikowie, pan Morawa , państwo Sowowie, Fałowscy, a i to nie wszyscy. I teren piękny i ludzie przedsiębiorczy. M - Na zakończenie, zmieniając nieco temat, chciałybyśmy zapytać, czy bliższe są Panu święta Bożego Narodzenia czy Wielkanoc, która już tuz tuż? S - Chyba jednak bardziej lubię święta Bożego Narodzenia. Wtedy narodził się nam Chrystus, nasz Zbawiciel. M - Serdecznie dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia w dalszej działalności. Powołanie przyszło znienacka Diakon Tomasz Bazuła jest w naszej parafii już od ponad miesiąca. Zapracowany, ale zawsze uśmiechnięty, podąża wielogłowskimi uliczkami z zamiarem niesienia dobra, a przy tym również Boga, i co najważniejsze, wychodzi mu to całkiem nieźle. Znaki rozpoznawcze: sutanna, plecak, gitara i nigdy nie znikający z twarzy uśmiech. MAGNES: Jak odczuł ksiądz, że został powołany przez Boga do bycia kapłanem? Czy miał ksiądz co do tego jakieś wątpliwości? Tomasz Bazuła: Właściwie od zawsze marzyłem, aby mieć dziewczynę, może żonę a potem dom i dzieci. Dziewczynę miałem, żona i dzieci pozostają dla mnie tylko wyobrażeniem. O kapłaństwie myślałem bardzo długo, ale ciągle brakowało mi do tej decyzji jakiegoś bodźca, czegoś co by mnie do niej całkowicie przekonało. Zbliżała się matura… M: A maturę ksiądz zdał??(śmiech) T.B: O dziwo zdałem (śmiech). Czułem, że już czas, aby podjąć jedną z pierwszych naprawdę ważnych decyzji w moim życiu. Szukałem tego bodźca, z dziewczynami dałem sobie spokój, choć paradoksalnie właśnie w tym czasie kontakty z dziewczynami były dla mnie naprawdę sprzyjające, z jedną nawet się związałem. Nie był to trwały związek, bez żadnych zobowiązań. Ale kontynuując opowieść o powołaniu, to już nawet chciałem wybrać się do seminarium, ale kiedy wróciłem z pielgrzymki zostały mi trzy dni na załatwienie wszystkich formalności. Rodzina też o niczym nie wiedziała. Potrzebowałem jeszcze zaświadczenia proboszcza itd. Zdałem sobie sprawę, że jest za późno, zresztą i tak jakoś tam z góry nie dotarło do mnie całkowite potwierdzenie tej decyzji. M: A więc gdzie ksiądz się udał na studia? T.B: Rozpocząłem studia w Katowicach na Politechnice Śląskiej. Tam były totalne luzy. Robiło się co chciało, ale właściwie dopiero tam dotarło do mnie, że trzeba samemu od siebie wymagać, aby do czegoś w życiu dojść. Do kościoła miałem blisko. Na mszy w tygodniu byłem średnio cztery razy. A oprócz tego często bywałem tam na modlitwie, coraz częściej również myślałem o seminarium. W końcu zdecydowałem. Wszystkie formalności tym razem zdążyłem załatwić i po pierwszym semestrze na Politechnice Śląskiej jakimś cudem znalazłem się w seminarium. Oczywiście po uprzednim zdaniu egzaminów(J). M: Czy mógłby nam ksiądz trochę przybliżyć seminarium? Jakie jest życie pomiędzy klerykami? T.B: Pierwszy rok nie uczymy się w Tarnowie tylko na Błoniach nad Dunajcem. Tam mieliśmy naprawdę czas na poznanie się. W seminarium w Tarnowie nie byłoby takiej szansy, jest taka ogromna masa osób i zupełny brak czasu…Na pierwszym roku byliśmy również u naszego papieża Jana Pawła II, było to dla mnie naprawdę niesamowite przeżycie. Grałem też w zespole kleryckim, który nazywał się „Bethesda” co po hebrajsku oznacza „ Dom Miłosierdzia”. Nagraliśmy nawet płytę, o której nie myślałem, że będzie tak trudną pracą : „Ty jesteś wśród nas” . Następne lata jakoś przeleciały. Napisałem nawet pracę magisterską . M: Jakiej była tematyka pracy? T.B: Moja praca magisterska miała temat „Diagnoza współczesności w kontekście orędzi Jana Pawła II na światowe dni młodzieży”. M: Jakie są księdza kryteria, jeżeli chodzi o wymarzoną parafię? T.B: W Wielogłowach bardzo mi się podoba. Przede wszystkim to, że młodzież jest tak bardzo zaangażowana w życie Kościoła: Grupy Apostolskie, zespoły itp. Na parafii Żylaków, z której ja pochodzę, tak nie było. Żałuję tylko, że w Wielogłowach mam diakonat i mało prawdopodobne, abym został przydzielony tutaj na dłużej. Zawsze chciałem pracować z młodzieżą, właśnie taki sposób zaangażowania najbardziej mi odpowiada. W Wielogłowach jest to możliwe, to właśnie chciałbym robić na swojej parafii. M: Czy ma ksiądz swoje autorytety, kogoś kogo zawsze ksiądz podziwiał? T.B: Takim autorytetem był na pewno mój katecheta na parafii. Zawsze pełen życia, energiczny, ale jednocześnie zakochany w Bogu. Takim autorytetem w seminarium był na pewno też pewien ojciec, który przyjeżdżał do Tarnowa z Francji. To jest naprawdę równy gość. Zakręcony i zawsze uśmiechnięty, ale również niesamowicie mądry. I na pewno Jan Paweł II, który zresztą natchnął mnie do napisania pracy magisterskiej. M: Co w swoim życiu stawia ksiądz na pierwszym miejscu?? Jaka jest księdza hierarchia wartości?? T.B: Na pewno Bóg, na pierwszym miejscu jest zdecydowanie Bóg i wszystko, co się z nim wiąże. Następna, lecz też bardzo ważna, jest dla mnie przyjaźń. M: Co fascynuje księdza w funkcji, jaką pełni ksiądz? T.B: Kapłan zawsze kojarzył mi się z wielką mocą. Czuję się mocny Bogiem. Czuję, że jego moc jest we mnie, kiedy odprawiam mszę, czy trwa wystawienie pana Jezusa. M: Jakieś plany w związku z przyszłością? T.B: Myślałem o misjach, ale to tylko takie wyobrażenia, nic pewnego. M: Dziękujemy za rozmowę i mamy nadzieję, że biskup się zlituje i zostawi księdza na naszej parafii. T.B: Również dziękuję. NR 8/18 KWIECIEŃ 2006 R. MAGNES STR. 7 Wielkanoc Zwyczaje Przepisy WIELKANOC - To najważniejsze święto chrześcijaństwa ustanowione na pamiątkę zmartwychwstania Jezusa Chrystusa; data obchodzenia Wielkanocy została ustalona na Soborze Nicejskim w 325 roku na niedzielę po pierwszej wiosennej pełni Księżyca. Z Wielkanocą kojarzy nam się wiele zwyczajów. ŚMINGUS- DYNGUS - przy tej tradycji, być cały dzień suchym, to musiałby być jakiś cud. Jest to czas zabaw, odpoczynku, relaksu i lania się wodą KOSZYCZEK - według tradycji każda rodzina chrześcijańska zabiera koszyczek z kiełbasą, solą, wodą, pisankami, chrzanem i innymi smakołykami i idziemy do kościoła poświęcić go9. PISANKI - własnoręcznie zdobione jajka które wkładane są do koszyczka . ŚNIADANIE PRZED KOSZYCZKIEM - Na ten temat nie mam wiele do powiedzenia, ponieważ moim domu jemy zwykłe śniadanie i (w sobotę) idziemy do kościoła na święcenie koszyczka. ŚNIADANIE PO KOSZYCZKU (niedziela) Według tradycji w Wielkanoc cała rodzina siada przy stole i zjada to co było święcone. Jaja-niespodzianki nadziewane Wierszyki *Zdrowia, szczęścia i radości W pierwsze święto dużo gości W drugie święto dużo wody To dla zdrowia i urody Wiele jajek kolorowych ———————————————— *Malutki baranek ma złote różki Pilnuje pisanek na trawce z rzeżuszki Gdy nikt nie widzi chorągiewka buja —————————————————- Ugotować jaja na twardo, obrać, włożyć do kieliszków do jaj, ściąć czubki i łyżeczką ostrożnie wyciągnąć żółtka. Przygotować farsze: majonezowy 2 żółtka utrzeć z 3 łyżkami majonezu, dodać szczypiorek drobno posiekany, przyprawić solą, pieprzem, papryką ew. musztardą lub koncentratem pomidorowym; paprykowy drobno posiekać ogórek, pół papryki, pomidor, biały koniec pora. Zalać sosem z cytryny, soli, cukru, pieprzu; rybny puszkę ryby (np. tuńczyka, choć może też być w sosie pomidorowym) rozgnieść widelcem, przyprawić sokiem z cytryny i pieprzem; kaparowy 3 żółtka utrzeć 2 łyżkami twarożku i 2 łyżkami majonezu. Dosmakować solą, pieprzem, ostrą papryką. Dodać posiekaną łyżkę kaparów i siekaną zieloną cebulkę; sałatkę jarzynową konwencjonalną Puste białka wypełniać farszem, udekorować zieleniną i warzywami. Można zrobić obwódki między białkiem a kieliszkiem: zawiązać łodygę szczypiorku, zrobić pierścionek z wydrążonego ogórka albo plastra pomidora. Barszcz na rosole z szynki z jajami, kiełbasą i uszkami Wieczorem w Wielką Sobotę namoczyć garść suszonych grzybów oraz pół garnka fasoli Jaś. Wyszorować w zimnej wodzie 1/2 kg buraków i upiec w piekarniku (w łupinach!) do miękkości - tak 1.5..2 godziny. Wyjąć, wynieść do wystudzenia. Rano ugotować grzyby i fasolę (soli się na Humor . końcu gotowania!). Buraki obrać z łupin i zetrzeć na drobnej tarce, włożyć do garnka i zalać 1/2 l kwasu buraczanego, zostawić w cieple na co najmniej godzinę. Buraki zalać wywarem z gotowania szynki, białej kiełbasy, frankfuterek; dodać kilka liści laurowych, kilka ziarenek ziela angielskiegoi zagotować. Przecedzić przez sito (wywar zostaje, buraki wyrzucamy). Grzyby pokroić i wraz z odwarem dodać do zupy. Dodać 1..2 ząbki czosnku przetłoczone i posiekane ze solą, zagotować krótko. Cebulę obraną ze skórki naszpikować kilkoma goździkami i wrzucić do ciepłego barszczu, dołożyć łyżkę miodu (już nie gotować), zostawić w cieple na jakieś pół godziny. Wyciągnąć cebulę, podgrzać, podawać z fasolą, jajkami na twardo (raczej bez uszek czy pasztecików), pokrojoną w plastry resztą białej kiełbasy. BABKA Składniki: 1 szkalnka cukru 4-5 jajek całych 1szklanka mąki ½ szklanki mąki ziemniaczanej 1proszek do pieczenia 1margaryna Sposób przyrządzenia: Margarynę rozpuścić, cukier ubić z jajkami, do ubitych jajek dodać mąkę z proszkiem i ubić, następnie wlać margarynę i ubić. Masę wlać na blachę i pięć 30-40 min. Życzymy Smacznego Komiks MAG NES STR. 8 NR 8/ 18 KWIE C IE Ń 2006 R. Wycieczka do Krakowa Bagnet na broń, obrazy i kultura wysoka Wizyta Klubu Literatów, Klubu Teatralnego i Liderów w Krakowie Zima dobiegała końca, przyroda powoli rodziła się do życia, choć deszcz pojawiał się na polach. W tym właśnie pięknym, a zarazem melancholijnym i skłaniającym do refleksji czasie kilkudziesięcioosobowa grupa członków Klubu Teatralnego, Klubu Literackiego oraz Liderów wraz z opiekunami wyruszyła na wycieczkę do Krakowa. Wszystko zaczęło się o 8:00. Spod szkoły odjechał sporych rozmiarów autobus, wioząc wesołą ekipę do miejsca przeznaczenia. Wewnątrz pojazdu było niezwykle gorąco (i nie chodzi wcale o temperaturę). W mniejszych lub większych grupkach prowadzono ożywione dyskusje na najróżniejsze tematy. Dwie godziny minęły szybko. Po przybyciu, „na pierwszy ogień” wzięliśmy tzw. zabytki sakralne. Najpierw zwiedziliśmy Kościół oo. Franciszkanów, skupiając się głównie na replice całunu turyńskiego, która w tym właśnie kościele się znajduje. Następnie udaliśmy się do Kościoła Mariackiego. Tam obejrzeliśmy słynny ołtarz Wita Stwosza i przespacerowaliśmy się bocznymi korytarzami świątyni. Owładnięci chęcią obcowania z wielkim dziełami polskiego malarstwa, poszliśmy do pobliskich Sukiennic. W tamtejszym muzeum zaspokoiliśmy swe kulturalne żądze i z uczuciem spełnienia i ulgi mogliśmy rozpocząć sporej długości wędrówkę do Muzeum Armii Krajowej. Nasz pochód był iście żołnierski. Równym krokiem w rytm wybijanego przez wewnętrzny głos (absolutnie nie schizofrenia!) marsz poruszaliśmy się przez Kraków. Wreszcie, po tzw. „długich, a ciężkich” dotarliśmy pod budynek Muzeum. Weszliśmy do środku. Po załatwieniu kilku formalności przez naszych opiekunów (bilety) i przez nas (ubikacja) pozostawiliśmy kurtki w szatni. Po chwili, ku rozpaczy niektórych „papużek nierozłączek”, zostaliśmy podzieleni na dwie grupy (choć tutaj bardziej pasuje chyba słowo „oddziały”). Obie ekipy poczęły zwiedzać Muzeum. Oczywiście nie robiły tego same. Udało nam się dostać pod skrzydła wspaniałych przewodników, którzy byli prawdziwymi pasjonatami polskiego wojska. Fantastycznie opowiadali o bitwach i wojnach. Potrafili też mówić z odwagą o Auschwitz i Holokauście, a także, w nieco luźniejszej atmosferze, o mundurach, odznaczeniach i różnego rodzaju broniach (bazooki, karabiny, granaty, bagnety). Wreszcie zwiedzanie dobiegło końca. Trudno było odejść, zwłaszcza, że wszystkich potwornie bolały nogi. Tymczasem przyszłość rysowała się raczej w ciemnych barwach. Perspektywa ponownego pokonania odcinka Muzeum AK — (prawie) Rynek Główny nie była zbytnio zachęcająca. Zahartowani jednak w bojach, ruszyliśmy w drogę. W jej trakcie znalazło się kilka opętanych pacyfizmem osób, które usiłowały (że użyjemy tu wojskowej terminologii) zdezerterować, szybko jednak zostały one odnalezione wiele metrów przed poruszającą się naszą (jak najbardziej) honorową kompanią. Wreszcie wszyscy razem dotarliśmy pod gmach Teatru im. Juliusza Słowackiego. Na razie jednak wcale nie mieliśmy zamiaru przeżywać żadnego katharsis. Naszym celem było zwiedzenie budynku. W progu przywitał nas przewodnik. Natychmiast zaprowadził nas do szatni, a potem na salę widowiskową (wersja dla snobów: Duża Scena). Tam, siedząc w fotelikach, słuchaliśmy historii teatru. Potem miało miejsce bezprecedensowe wydarzenie. Na scenę przewodnik zaprosił jedną z naszych koleżanek, by mogła ona zadebiutować na jednych z najbardziej znanych w Polsce deskach teatralnych. Katarzyna wywiązała się ze otrzymanego zadania znakomicie. W swoim występie połączyła polską poezję epoki romantyzmu z elementami komediowymi i rozważaniem na temat afazji (niemożności wyrażenia myśli słowami), które to rozważania towarzyszą zresztą większości artystów. W każdym bądź razie oklaskom nie było końca, mimo tego Katarzyna nie zdecydowała się na bis. Po napawaniu się swojską (ale i wysoką) kulturą wraz z przewodnikiem zwiedziliśmy pozostałą część teatru (foyer, loże), po czym powróciliśmy do szatni. Ubrani w kurtki, grzecznie podziękowaliśmy naszemu „oprowadzaczowi” i dziarskim krokiem udaliśmy się do Rynku. Tam spadła na nas olbrzymia odpowiedzialność. Dostaliśmy bowiem czas (o, Niebiosa!) do własnej dyspozycji. Przez godzinę mogliśmy szaleć, wariować, oddawać się konsumpcyjnym żądzom, etc. Każdy dar ten wykorzystał po swojemu. Jedni obżerali się fast foodami, inni upatrzyli sobie cichy kącik w E***** (żeby nie było kryptoreklamy!). Z tego, co słyszałem, nikt nie poszedł do Wierzynka… O 18:40 staliśmy już przed gmachem Teatru im. Słowackiego. Kilka minut później siedzieliśmy rozsiani po całej sali. Jednym trafiło się miejsce w loży cesarskiej, inni oglądali spektakl w ostatnim rzędzie parteru. Punkt 19:00 – zabrzmiał gong. W ciszy przez niemal trzy godziny (z kilkunastominutowym antraktem) przeżywaliśmy razem z aktorami „Miarki za miarkę” Williama Szekspira ich upokorzenia, smutki, ale i zwycięstwa. Nie zabrakło ciętych ripost, który wywoływały rozbawienie na widowni. Opinie na temat oglądanej sztuki były różne. Jedni byli zachwyceni, inni twierdzili, że ją przespali. Mi osobiście się podobało. Wreszcie ok. 22:00 wyszliśmy z Teatru. Chłonęliśmy zimne powietrze, dzieląc się wrażeniami ze spektaklu. Po chwili jednak orzeźwiający chłód zastąpiło przyjemne ciepło. Wszystko za sprawą autokaru, do którego właśnie wsiedliśmy. Droga powrotna przebiegła szybko. Niektórzy, przeżywszy intensywne katharsis, zasnęli, inni rozmyślali w samotności nad skomplikowana psychologią Szekspirowskich bohaterów. Większość jednak wybrała ekspresję muzyczną Poprzez szeroki repertuar wykonywanych piosenek, wyrażaliśmy skomplikowaną problematykę „Miarki za miarkę”. Nie zauważyliśmy nawet, że o północy dotarliśmy do Wielogłów. Wycieczka zakończyła się, jak wspomniałem, późno w nocy. Mimo to, a może właśnie dzięki temu, na długo zapadnie w naszej głowie („Precz z mej pamięci! – nie, tego rozkazu całej ekipy pamięć nie posłucha.” — że sparafrazuję tu wieszcza). Teraz zaś pozostaje nam jedynie nadal pracować w oczekiwaniu na kolejną wyprawę. Tomek Gargas BYŁO COOL!!! 17 marca niektórzy uczniowie z naszego gimnazjum w ramach programu „Szkoła Marzeń” udali się na całodniową wycieczkę do Krakowa. Zwiedzali muzeum AK i Teatr Słowackiego. Czy wycieczka była udana? Postanowiłam spytać samych uczestników. „Teatr był OK., ale spodobało mi się też muzeum AK. Zdziwiło mnie, że pomimo zmęczenia wszyscy słuchali.” Szczerze mówiąc, mnie też to zdziwiło. Chodzi oczywiście o historyczny wykład, jakiego udzielił nam przewodnik. … „Mnie się ogólnie wszystko podobało. Więcej takich wycieczek, szanowna dyrekcjo!” Popieram =) „Jak na szkolną wycieczkę, to całkiem nieźle.” Krótko i zwięźle… Jednak inni byli trochę mniej optymistyczni: „Ogólnie to nudy. Ten wykład w muzeum… Strasznie ciężko się go słuchało.” No, cóż… Każdy ma swój gust. „Mnie się wszystko podobało. Było cool!” Tez tak uważam. Innych uczestników zapytałam o samo przedstawienie, jakie mieliśmy zaszczyt obejrzeć w teatrze. Oto, co usłyszałam: „Całkiem w porządku. Spektakl był ciekawy i fajnie się go oglądało.”; „Było super! Przedstawienie mi się bardzo podobało! No i jeszcze ci wspaniali aktorzy! RESPECT! Nasza koleżanka najwyraźniej lubi seriale i dlatego podobali się jej aktorzy. W spektaklu zagrali, bowiem m.in. Radosław Krzyżowski, Anna Cieślak i Bartek Kasprzykowski. A co myślą inni? „Świetni aktorzy i ciekawa fabuła. Nie mam zastrzeżeń.”; „Przedstawienie może i ciekawe, ale strasznie długie. Szkoda…”; „Ale nuda. Kto wymyśla trzygodzinne przedstawienia?” Trudno… Ale kilka słów krytyki przecież jesz- cze nikomu nie zaszkodziło. Podsumowując… Jednym się bardzo podobało, innym trochę mniej, a jeszcze innym prawie wcale. Pozostaje tylko wierzyć, że tych pierwszych było najwięcej. Sonia® NR 8/ 18 KWIE C IE Ń 2006 R. MAG NES STR. 9 Z pamiętnika - Dziadka Z pamiętnika Dziadka – Wielkanoc przed laty Kiedy sięgam pamięcią do lat mojej młodości w okresie przed i w czasie II wojny światowej, z okresu wielkanocnego najbardziej kojarzę Niedzielę Palmowa oraz przeżycia Wielkiego Tygodnia. Z Niedzielą Palmową wiążę się nie tylko nadejście wiosny, ale przede wszystkim obyczaj świecenia palm na pamiątkę triumfalnego wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy. Słynne „Hosanna” wiwatujących tłumów w ciągu późniejszych kilku dni przerodziło się w okrzyki grozy – „Ukrzyżuj Go!”. Przygotowania do tej Palmowej Niedzieli wiązały się z wykonaniem ozdobnych kilku-, a często i kilkunastometrowych palm. Młodzież wiejska wielogłowskiej parafii (w skład której wchodziło w porównaniu z dzisiejszym dniem jeszcze Zabełcze) na wiele tygodni przed tą niedzielą, sposobiła się do ich wykonania. Wycinano w lasach tyczki laskowe – bardzo giętkie i mocne, a także grubsze tyki świerkowe lub jodłowe, które razem powiązane stanowiły trzon takiej palmy. Ozdabiano ją wieńcami kwiatostanów rodzimej palmy rosnącej na podmokłych terenach w pobliżu Dunajca. Wokół tych wianków wplatano kolorowe kwiaty i wstążki z różnokolorowej bibuły, bądź ładniejsze i trwalsze wstążki jedwabne. By takie wysokie palmy można było wykonać, potrzebna była nie lada umiejętność. Sztuką było również przyniesienie takiego wyrobu do kościoła tak, by go nie uszkodzić Gdy nadeszła wreszcie owa Niedziela, zabierano z domostw wykonane palmy. Na główną mszę, tzw. sumę, nieśli je poziomo młodzieńcy (krótsze niesiono pionowo). Wokół najefektowniejszego przedmiotu tego dnia, kroczyły dzieci, panny i starsze niewiasty oraz mężczyźni z danej wsi, ciesząc się z wykończonego dzieła. Po przybyciu owej niecodziennej procesji na dziedziniec kościelny, stawiano palmy pionowo i opierano je o ścianę kościoła od południowej strony – niektóre sięgały aż do blaszanego dachu. Po ich poświęceniu przez księdza proboszcza Karola Szumowskiego, dokonywano ich oceny, wybierając najładniejszą, która miała pozostać w kościele aż do Zielonych Świątek. Wykonawcy zwycięskiej palmy, oprócz ogólnego uznania parafian, otrzymywali symboliczną nagrodę pieniężną od księdza proboszcza i Rady Parafialnej. Po Zielonych Światkach palma była palona na dziedzińcu kościelnym, a popiół z niej był przeznaczony na posypywanie głów wiernych w najbliższą Środę Popielcową. Pozostałe palmy wracały do domów swych wykonawców i w Wielkim Tygodniu robiono z nich małe krzyżyki, które we wczesnych porach drugiego dnia Świąt wkładano do ziemi na zagonach obsianych zbożem, dla ochrony tych pól i ich plonów przed klęskami żywiołowymi (burze z gradobiciem, powodzie, itp.). Krzyżyki te roznosiła młodzież po całej wsi i pozostawały one w zagonach aż do żniw i zbiorów. W tym okresie ludność parafii, jako rolnicza, była zależna od obfitości plonów, głównie zbóż – na chleb i przetwory oraz jako karmę dla zwierząt domowych i drobiu. W Wielką Sobotę święcono w kościele (na dziedzińcu) ogień, wodę oraz pokarmy na świąteczny stół. W koszykach do święcenia przynoszono chleb, kiełbasę, jajka, chrzan, sól i baranki cukrowe. Jaka gotowane albo w łuskach cebuli - w kolorze żółtobrązowym, bądź w piórkach młodego zboża – w kolorze zielonym. Z wydmuszek jaj robiono malowane pisanki na ozdobę stołów. Dzieci nie nosiły, jak obecnie, osobnych koszyków z jadłem do świecenia. Miały swoje porcje (głównie małe kiełbaski) w koszykach całej rodziny, gdzie były włożone dla nich baranki cukrowe. Rezurekcja w owym czasie odbywała się w Wielką Sobotę wieczorem (w czasie okupacji, ze względu na godzinę policyjną, w niedzielę rano). Od południa w Wielka Sobotę, po poświęceniu, pokarmów, nie obowiązywał już post ścisły. Po niedzielnej mszy porannej zasiadano do wspólnego śniadania świątecznego. Skorupy z jaj poświęconych zakopywano do ziemi, aby nie profanować świętości. Poniedziałek Wielkanocny łączył się z tzw. śmigusem-dyngusem dla obudzenia ze snu. Kropienie to często przeradzało się w solidne polewanie - praktycznie zresztą ma to miejsce do dziś wśród dzieciaków i dorastającej młodzieży obojga płci. Wówczas jednak, miało to wyrażać sympatię, a nie robienie krzywdy (co, niestety, zdarza się dzisiaj i to dosyć często). Był też zwyczaj malowania wapnem okien w domach, gdzie mieszkały urodziwe panny. Młodzież wyrządzała również różne psoty w zabudowaniach gospodarczych, ale o nich szerzej nie chcę wspominać, by jak najszybciej uległy zapomnieniu… W tygodniu wielkanocnym były przeprowadzane w kościele porządki. Zajmował się tym kościelny, śp. Stefan Solarczyk przy pomocy 2-3 ministrantów. Jednym z nich byłem ja. Do bardzo uciążliwych prac należało czyszczenie metalowych witraży, krzyży, dzwonków itp. płynem o nazwie Sidol. Ministrantów było tylko kilku, bo modlitwy podczas służenia do mszy były w języku łacińskim, wymawianym głośno na przemian z kapłanem i trzeba było je znać na pamięć. 5 IV 2006 r. Korzystając z okazji, składam Czytelnikom „Magnesu” życzenia wesołych i zdrowych świąt, a całej Redakcji dalszych sukcesów. Stanisław Gargas I JAK TU SIĘ NIE BAĆ? W całej Europie wybuchła wielka panika, gdy kilka miesięcy temu nie wiadomo skąd pojawiły się spekulacje na temat zbliżającej się światowej epidemii. Teraz „opowieści” o ptasiej grypie są głównym tematem w telewizji i prasie. Czy to nadchodzące „śmiertelne zagrożenie cywilizacji” jest tylko jednym z wielu sposobów mediów na zdobycie rozgłosu? Kiedy we Wrocławiu po raz pierwszy znaleziono martwego łabędzia, od razu zarządzono wielki alarm. W „skażonym” miejscu wprowadzono strefę ochronną o promieniu 3 km. Cała ta akcja wyglądała tak, jakby koniecznie chciano wywołać panikę wśród Polaków. Jeden ptak zarażony wirusem H5N1 zupełnie nieświadomie uruchomił serię procedur ochronnych i równocześnie znacznie wzbogacił właścicieli stacji telewizyjnych. Zupełnie podobne zdarzenie miało miejsce kilka tygodni temu w naszym sąsiednim mieście, Nowym Sączu. Przy jednym z marketów spożywczych (nazwy pozwolę sobie nie wymieniać) uczniowie wracający ze szkoły znaleźli martwą dziką kaczkę. Powiadomiony ochroniarz sklepu, zupełnie w dobrej intencji, zadzwonił na numer alarmowy 112. Co się tam później działo… Jak dowiedziałam się od naocznego świadka, na miejsce przyjechały dwa wozy strażackie na syrenach i jeden samochód policyjny. Strażacy wysiedli kombinezonach ochronnych, jakich używa się w laboratoriach chemicznych. Długimi szczypcami wzięto kaczkę i umieszczono szczelnym worku. Do dziś najwyraźniej nie potwierdzono choroby ptaka, bo jeszcze nie zamknięto tamtego marketu, ani naszej szkoły, znajdującej się w sąsiedniej wsi. Ten kawałek drobiu mógł przecież być dla nas śmiertelnym zagrożeniem, jak twierdzą me- dia. Bardzo dziwne jest to, że wszyscy mówią teraz tylko o ptasiej grypie, jakby inne choroby nie istniały. Nikt nie ujawnia na przykład, że w Chinach w ubiegłym roku H5N1 zabił ok. 63 osoby, a zwykła, „ludzka” odmiana grypy pogrzebała aż 1000 osób. Nie mówi się też, że przed tą, niby śmiertelną chorobą można się uchronić. Wystarczy nie jeść surowego mięsa i jajek oraz nie dotykach martwych ptaków. Zresztą, chyba nikt o zdrowych zmysłach nie bawi się śmierdzącą padliną. Policji i strażakom radzę, aby zajęli się łapaniem bandytów i gaszeniem pożarów; ptaki sobie poradzą. Nam wszystkim pozostaje tylko zagłodzić łabędzie, przyzwyczajone do dokarmiania i w miejscach przebywania drobiu wstawić tabliczki: „Zakaz zdychania śmiercią naturalną, w celu uniknięcia paniki!” J.Sonia® Krzyżówka -ka Litery w polach zaznaczonych, czytane od lewej do pra-wej, utworzą hasło. REDAKCYJNA Redakcja: naczelna - Ewa Wiśniowska, Tomek Gargas, Michał Głaczyński, Paulina Uszko, Jola Sołtys, Kinga Grodny, Ola Baran, Kasia Kalisz, Sylwia Dudzik 33-311 Wielogłowy województwo: małopolskie powiat: nowosądecki gmina: Chełmiec tel. 0~18 443-21-21 email: [email protected] 1. pieniądze na przechowaniu, 2. grupa społecz-na, 3. celuje do zakochanych, 4. zwisa z fraka, 5. udaje skórę, 6. starorzymskie bóstwa opiekuńcze domów, 7. faszysta, 8. odcinek jelita grubego, 9. kokietowanie, 10. orkiestra rozrywkowa, 11. nóż do mięsa, 13. gra w karty, 16. ugier, 18. krowa dla hindusa, 20. złośliwa żądłówka, 21. oddziela ucho wewnętrzne od zewnętrznego, 22. milion omów oporności, 25. metal szlachetny, 26. dwutlenek tytanu, 27. przebiegły drapieżnik, 28. rozpuszczony muł, 29. chłopak z noweli Prusa, 30. instrument smyczkowy, 31. w powietrzu, 32. regulator cen, 33. śledź, 34. potomek ogiera i oślicy, 35. władza w szkole akademickiej, 36. urząd papieża, 37. uniżony sługa, 38. przebiegły osobnik, 39. o berbe-ciu, 40. epitet Ateny. 2. kara dla malca, 6. mokre cięgi, 9. część twier-dzy, 12. imię niewieście, 14. kawa, 5. pięć centesimów, 17. list, 19. „rozłupanie" atomu, 23. organ dowódcy, 24. leśny pszczelarz, 26. plecha wodna, 28. żywioł karpia, 31. z Zielonego Wzgórza, 32. kiedy wstają zorze, 35. wyrażanie myśli w sztuce, 41. odmiana esperanta, 42. smar, 43. asmo skał nachylone w jednym kierunku, 44. najlepsi z najlepszych, 45. kwitnący przyimek, 46. wyspa na Morzu Egejskim, 47. małpa wielkości kota, 48. sprawa jej nie cierpi, 49. łosoś pacyficzny. Rozwiązanie prosimy nadsyłać do dnia 9 maja 2006. Losowanie nagrody dnia 10 maja 2006 o godzinie 10:05 (duża przerwa). POWODZENIA!!! Recenzja płyty Bo w Oli jest śpiew! Debiut płytowy Black Ram Na polskim rynku muzyczny ukazała się ostatnio bardzo intrygująca płyta. Nagrała ją artystka, ukrywająca się pod pseudonimem Black Ram. Niewielu jednak wie, że owa gwiazda nazywa się po prostu Ola Baran… Tak! Nasza szkolna piosenkarka nagrała płytę. I to nie byle jaką. Wytwórnia BMG to bowiem gwarant naprawdę dobrej muzyki. To właśnie w niej wydawali swoje płyty m.in. Gipsy King, Rod Stewart, Krzysztof Krawczyk czy Hey. Do tego zacnego grona, jak już wspomniałem, dołączyła niedawno Black Ram. Krążek Bo we mnie jest śpiew to debiut fonograficzny Oli. Jak to z debiutami zwykle bywa, płyta jest świetna. Już pierwszy utwór pt. Mój chłopcze nadaje urok całemu albumowi. Wolne, ale zarazem ostre brzmienie kobzy wspaniale współgra z silnym głosem Black Ram. W tle można dostrzec cichutkie pomrukiwanie bombardonu. Słuchając tej piosenki, wstrzymałem na chwilę oddech, gdy Black Ram śpiewała: kach dźwięku. Słuchacz czuje się mały, tym bardziej, jeśli wzrostem nie grzeszy. Po chwili Black Ram w równie W podobnym, refleksyjno- buntowniczej piosence śpiewa: miłosnym nastroju utrzymane są tez inne utwory, jak choćby Mój Jesteś mały, to ja tu króliczkiem Ty brygadzisto (o chłopcu- jestem, wojskowym), Śliczne Twoje jabłko Pozwalam Ci się cieszyć mym Adama (o chłopcu-sadowniku) czy najmniejszym gestem, podszyte dwuznacznością i pożą- Pozwalam Ci rosnąć, drożdżami daniem Dla Ciebie toczę pianę. Tę Cię karmię, ostatnią piosenkę Ola zadedyko- A Ty, kurduplu, wciąż mieszkasz wała znajomemu weterynarzowi z na farmie. Pułtuska, zajmującemu się badaAlbum kończy żywiołowa pioniem wścieklizny u dzikich chrasenka pt. Tokijskie Lato w Zimie, bąszczy. Jednak Black Ram to nie tylko łącząca, jak się dotąd wydawało, muzyka „miłosna”. Piosenkarka hermetyczne style – reggae wypowiada się bowiem na tema- i muzykę klasyczną, a także induty, które pojawiają się we współ- strial. Przebijając się przez głośne czesnych mediach. W utworze dźwięki syntezatorów, gęśli, fortepianu, skrzypców, puzonu i gitaSelf-Defend Attack śpiewa: rowego riffu Black Ram opisuje Hey, brown man, where’s your swój pobyt w Berlinie, miasteczku położonym niedaleko granicy tie, polsko-greckiej. Wspomina It’s not your country, but mine! wszechobecną czerwień i przeniW konfrontacji z przeraźliwym kającą ją czerń. Pamięta jednak i tonem kontrafagotu i basetli te o ludziach. Śpiewa: słowa naprawdę robią wrażenie. Ola śpiewa z przejęciem, wędru- Tom, zawsze wołałeś Schrei!, a jąc po niepokojących zakamar- ja tymczasem Mój chłopcze, jesteś mi kochany, Posypuję solą rany. Gazetka współfinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego - projekt Szkoła Marzeń Nie dawałam znaku, że jestem w hotelu. Tokijskie powietrze przenika me skronie, A ten kretyn Bill ściął cztery jabłonie. Jeżeli szukasz prezentu na Gwiazdkę dla swojego chłopaka, czy też zaprzyjaźnionego punka, kup mu już teraz płytę Black Ram Bo we mnie jest śpiew. Ręczę (i nożę też), że z pewnością każdy zakocha się w tych, czasem refleksyjnych, a czasem żywiołowych piosenkach. Ja już się zakochałem i nie mogę wyciągnąć krążka z odtwarzacza. I bynajmniej nie dlatego, że mi się on zaciął… "