To mało nas , czy dużo? Niniejszy polemiczny artykuł odnosi się do

Transkrypt

To mało nas , czy dużo? Niniejszy polemiczny artykuł odnosi się do
To mało nas , czy dużo?
Niniejszy polemiczny artykuł odnosi się do publikowanego w czerwcowym numerze Gazety
Lekarskiej tekstu Anny Lelli pt "Dużo nas, mało nas". Tekst zamieszczony jest w gazecie
samorządowej, będącej organem prasowym NIL , autorka jest wiceprezesem NRL odpowiedzialnym
za stomatologię, a więc osobą wyposażoną w zakres kompetencji Prezesa NRL. Teksty pisane przez
szefów dużych instytucji mimowolnie nawet odbierane są przez otoczenie zewnętrzne jako wyraz linii
, czy też oficjalnego poglądu instytucji, którymi kierują, stąd tekst Autorki w tak zasadniczej sprawie
nie mógł zapewne umknąć uwadze szerszego grona czytelników .
Materia rynku jest niesłychanie delikatna i trudna zarazem. Wskutek przyjętej przez władze polskie
doktryny maksymalnego urynkowienia, z deregulacją jako receptą na aktywizację zawodową,
zdolność korporacji lekarskiej do regulowania czegokolwiek "wprost" na rynku medycznym jest
niemal zerowa. Należy jednak pamiętać, że stabilizujący wpływ na rynek polega nie tylko na
możliwości bezpośredniego nadzoru i reglamentacji (wyznaczanie członkom korporacji miejsc
prowadzenia działalności) . Duża instytucja o cechach instytucji państwowej powinna mieć o wiele
większe horyzonty działania, skoro tego bezpośredniego narzędzia nie ma.
W zasadzie mógłbym napisać co myślę o rynku stomatologicznym i nie odnosić tego do tekstu
Autorki. Mój tekst jest w zasadzie wskazaniem, czego Autorka nie napisała. Właściwie można by
powiedzieć- cóż, teksty raz są lepsze, raz gorsze. Nic w tym dziwnego, choć ranga piszącego
powinna zobowiązywać.
W konkluzji tekstu w GL Anna Lella postanowiła jednak wyrazić następujące oczekiwanie: "Należy
mieć nadzieję, że ktoś o tym myśli i rozsądnie planuje. 'Ktoś' to znaczy Ministerstwo Zdrowia."
I tu już z uwagi na eksponowane stanowisko Autorki rzecz wymaga reakcji- i stąd mój artykuł. Takie
zdanie będące wyrazem kompletnego desinteressment w omawianej sprawie może sprawiać bowiem
wrażenie , że zarówno pracujący w izbach , jak i będący ich wolontariuszami lekarze dentyści
pospołu nie mają na ten temat wyrobionego poglądu i chcą to zostawić Ministerstwu Zdrowia. Otóż
byłby to pogląd błędny. Na spotkaniach komisji stomatologicznych temat nadmiernej liczby
gabinetów, czy ich nierównego rozmieszczenia pojawia się często, tylko z dyskusji niewiele wynika,
gdyż temat jest pod względem naukowym hermetyczny a obecne ustawodawstwo nie daje izbom
żadnych formalnych uprawnień .
Jakie więc -skoro bezpośrednich narzędzi nie mamy- winniśmy wykorzystać środki poprawiające ład
na naszym rynku?
I. Ochrona świadczeń publicznych :
Jeśli chcemy dynamicznego rozwoju stomatologii , to musimy bronić systemu leczenia publicznego ,
choć niekoniecznie tak skonstruowanego. Niecałe 2 miliardy zł , czyli poniżej 3% budżetu płatnika to
kwota niespełniająca standardów europejskich.
Co ważne dla rynku- leczenie publiczne jest czynnikiem wspierającym alokację praktyk . Jednym z
argumentów mogących przekonać młodego lekarza do przeniesienia sie poza duże miasto
(najchętniej u młodych- akademickie) jest jakaś perspektywa stabilizacji, lepszej płynności finansowej
na starcie, kiedy to potrzeba środków na szkolenia i zakup sprzętu . Jeśli tej zachęty zabraknie,
obawiam się, że młodzi "okopią się" w dużych miastach wywołując tam realny i trudny w życiu
codziennym nadmiar gabinetów .
II. Działania legislacyjne:
Kierownikiem podmiotu może być jego właściciel czyli ...każdy . Jest to ze strony rządu jawne
zaproszenie biznesu do powoływania nowych (dużych) poradni. Należy zbadać niezwłocznie , czy
taka praktyka nie narusza prawa pacjentów do fachowej usługi medycznej , tajemnicy dokumentacji
itd.
Dziwić też może stanowisko Prezydium NRL ws ostatniego rozporządzenia ministra zdrowia
dotyczącego limitów przyjęć na kierunki lekarskie i lekarsko-stomatologiczne. Stanowisko to ni mniej
ni więcej tylko powitało z wyraźnym zadowoleniem zwiększenie limitów na obu rodzajach kierunków . W zakresie wpływu legislacji na rynek stomatologiczny nie sposób nie wspomnieć o reformie
emerytalnej. W naszym zawodzie pracuje ok80% kobiet. Kobietom właśnie podniesiono wiek
emerytalny najbardziej . Nie wiem, czy praca kobiet w naszym zawodzie do 67 roku życia jest normą,
osobiście wątpię. Nawet jeśli tak, to co innego pracować dla polepszenia komfortu życia mając
naliczoną emeryturę, a co innego musieć pracować pod groźbą życia w niedostatku. To musi mieć
wpływ na rynek. I znów - nie chodzi o to by zahamować reformę emerytalną, bo tego sie nie da.
Rzecz w tym, aby podjąć z MZ rozmowy (pielęgniarki to zrobiły) na temat jakiegoś programu
osłonowego. A już na pewno co najmniej starać się oszacować wpływ tej reformy na rynek i wystąpić
o uwzględnienie tego faktu choćby we wspomnianym już rozporządzeniu dotyczącym limitów przyjęć
na studia.
III. Polityka zagraniczna:
Żyjemy w Europie, jesteśmy jako kraj częścią Unii . Mamy również system europejskich organizacji
medycznych, a NRL reprezentuje nas w CED czyli Radzie Europejskich Dentystów , A w Europie są
również kraje , w których korporacja dentystyczna bardzo, ale to bardzo aktywnie uczestniczy w
organizacji rynku , mając przyznane od państwa w tej mierze uprawnienia. Od jakiegoś czasu
postuluję dokonanie choćby przeglądu sposobu wchodzenia na rynek dentystyczny w rożnych
państwach CED a następnie znalezienie jakiejś zasady ogólnej obowiązującej w Unii, na bazie której
można byłoby rozpocząć negocjacje z polskim rządem , nawet za pośrednictwem Komisji
Europejskiej i przy pomocy CED - negocjacje na temat organizacji rynku medycznego. Tymczasem
polityka zagraniczna stomatologii izbowej prowadzona jest (wbrew zresztą prawu) z pominięciem
Komisji Stomatologicznej co powoduje, że niżej podpisany , jak i większość z pozostałych członków
Komisji nie ma realnego wpływu na określenie priorytetów tej polityki .
Jak wspomniałem , zagadnienia dotyczące rynku są z pewnością niebywałe złożone . Nie oznacza to
jednak, że za pomocą fachowców nie da się tego "ugryźć" . Często stajemy bezradnie wobec
określenia modelu kształcenia podyplomowego lekarzy dentystów . A to dlatego, że nie mamy
modelu rynku dentystycznego i wiążącego się z nim modelu kariery zawodowej, w który to model
trzeba dopiero wpleść kształcenie . Daleki jestem od stawiania prostych diagnoz. To jest ogrom pracy
. Jednak- jak staram się wykazać - stron, od których można "ugryźć" ten temat jest wiele. Skoro
zagadnienie liczby lekarzy dentystów rodzi -jak w przypadku Autorki- konkluzję "to zależy" , to
oznacza, że być może cała dotychczasowa dyskusja na ten temat(jeśli w ogóle była ) oparta była na
złej metodologii. Autorka proponuje spojrzenie przez pryzmat "osiągalności świadczenia
stomatologicznego". OK- może jest to jakiś zaczątek pomysłu, próbujmy. Może też nie ma się co
upierać i zwołać jednak zgromadzenie Delegatów-Stomatologów na KZL (jest taki wniosek). Ponad
wszelką wątpliwość nie zostawiajmy troski o naszą liczebność, czyli o podstawowy parametr naszego
rynku Ministerstwu Zdrowia.
Andrzej Cisło
Autor jest członkiem Naczelnej Rady Lekarskiej i jej Komisji Stomatologicznej