Droga Redakcjo, dziękuję za ciekawy jak zwykle numer

Transkrypt

Droga Redakcjo, dziękuję za ciekawy jak zwykle numer
Listy
Droga Redakcjo, dziękuję za ciekawy jak zwykle numer „Dzikiego Życia”. (...) Zrobiłem w swym
otoczeniu miniankietę - rozeznanie, co kto wie o przestrogach papieża w Zamościu, Nikt nic nie
słyszał. Tak naprawdę papieża się nie słucha. Za to 28 sierpnia br. naprzeciw Urzędu Gminy i Straży
Pożarnej w Huszlewie podpalono wspaniały pomnik przyrody, sędziwą topolę o obwodzie u dołu ok.
4,5 metra, wysoką ok. 18 metrów, na której było kiedyś gniazdo bocianie, gniazda kawek, mazurków,
szerszeni, os, miejsca odpoczynku i dokarmiania się przeróżnych bytów natury. Topola mogła żyć
jeszcze wiele, wiele lat i cieszyć także pięknem swoich zdrowych konarów i bujnej korony pełnej
życia. Przez pięć godzin młodzież z całej okolicy obserwowała ten żałosny spektakl ludzkiej
nienawiści do przyrody. Zgorzałe resztki wspaniałego drzewa ściągnięto wreszcie linką w pobliże
strumyka. Pogorzelisko dopalało się jeszcze przez 48 godzin...
Zmienić stosunek ludzi do przyrody na bardziej przyjazny można tylko poprzez wychowanie
młodzieży w każdej miejscowości za pomocą własnej bezinteresownej pracy przy nowych
nasadzeniach i ochronie DZIKIEGO ŻYCIA w ostojach przyrody. Podkreślam w KAŻDEJ miejscowości,
a nie tylko w parkach narodowych i rezerwatach, zajmujących ok. 1 % i 0,4 % powierzchni kraju.
Andrzej Mirski
***
Mazury. Byłem przez bardzo długi okres czasu strażnikiem (kierownikiem) grupy Straż Ochrony
Przyrody. Była to swego rodzaju zielona policja przyrody, w niektórych przypadkach bardzo
skuteczna. Niestety, najwięcej zależy jednak od obowiązujących przepisów i ich egzekwowania... Oto
przykład z rejonu Mazur, a konkretnie Puszczy Piskiej i jeziora Nidzkiego. Wskutek nieprzemyślanej
decyzji w miejscowości Ruciane - Nida powstała fabryka płyt pilśniowych wiórowych i laminatów, a
przy okazji zakład produkcji sztucznej okleiny i laboratorium branżowe. W sumie - obiekt dający
wielkie zagrożenie ekologiczne, położony w samym sercu „Zielonych Płuc Polski”. Działało to na
zasadzie „jakoś to będzie”. Ścieki fabryczne, z dużą zawartością toksyn i mikrowłókien drzewnych,
odprowadzano wprost do jeziora Bełdany. Pył drzewny zawierający formaldehyd, amoniak i inne
substancje zatruwał okolicę w promieniu kilku kilometrów. Dodam, że fabryka leży 20-30 metrów od
jeziora Nidzkiego i wody były zasypywane tym „delikatesem”. Na szczęście, kilka lat temu fabryka
upadła.
Zamiast pomyśleć o zakładzie przyjaznym środowisku tę upadłą fabrykę - obszar o powierzchni
kilkunastu hektarów, wraz z częścią wybrzeża jeziora, gdzie rosną m.in. wiekowe dęby sprzedano
beztrosko jakiemuś Włochowi. Jak wiadomo zieleń wokół zbiorników wodnych pełni funkcję
wszechstronnej oczyszczalni. Teraz, gdy jest to własność prywatna, Włoch może wszystko wyciąć.
Już uruchomił produkcję płyt pilśniowych, a planuje uruchomienie tartaku. Rusza produkcja bez
żadnej modernizacji zakładu, o krok od Mazurskiego Parku Narodowego. Oczywiście, lepiej zatruwać
Polskę niż Włochy, a i murzyni do pracy za grosze są na miejscu. /.../
Pamiętam Mazury z lat 50-tych. To przyroda była tu panem. Teraz jest odwrotnie. Uważam, że
przede wszystkim turystyka powinna być sterowana i kontrolowana. Masy nowobogackich
pseudoturystów to groźny przeciwnik przyrody, na równi z przemysłem. Czy ktoś opracował w Polsce
jaka może być pojemność różnych regionów gdy mowa o turystach, by byli oni jeszcze bezpieczni dla
przyrody? Jak to w ogóle możliwe, że dzisiaj żeglarze zostawiają 90% śmieci na brzegach i na
wyspach? Wszystkie wyspy muszą być miejscami „świętymi”, nietykalnymi, gdzie nie staje ludzka
stopa, bez prawa cumowania i biwakowania. Przecież te obszary są porodówką dla wszelkiej maści
Listy
1
zwierząt. Gminy wydają zezwolenia na budowę domów nad brzegami jezior i rzek. Nowi właściciele
poszerzają sobie widoki na jeziora wycinając nocą drzewa w otulinie.. Znam to doskonale z własnych,
wieloletnich doświadczeń.
Ratunkiem może być tylko odpowiednie prawo i egzekwowanie tego prawa. Dlaczego Polacy w
Nowym Jorku siedzą jak myszy pod miotłą? Bo się boją amerykańskiego prawa i jego konsekwencji.
Za wypicie na ulicy puszki piwa lub przeskoczenie bramki metra jest zawsze mandat, areszt lub
deportacja - to uczy. /.../
Życzę sukcesów. Z poważaniem
Zbigniew Żukowski
Technik-technolog drewna
Od 4 lat w USA; Brooklyn, N.Y.
Listy
2