Poszukiwania Bliskie spotkania

Transkrypt

Poszukiwania Bliskie spotkania
Poszukiwania Bliskie spotkania
niedziela, 01 listopada 2009 14:12
Reinhold Messner rozpoczął poszukiwania „tego kogoś”, kładąc na szali reputację
zdobywcy ośmiotysięczników. Opowiedziałem o tym Johnowi. Pokiwał tylko głową. Znał
dobrze tę historię, co jeszcze bardziej mnie zaintrygowało. Dlaczego John kreuje się na
takiego sceptyka i udaje, że yeti to tylko ktoś na podobieństwo Supermana?
- Co masz na myśli, John? – nie dawałem za wygraną, widząc, że odwraca się plecami do mnie, szykując się do
snu. – Dlaczego startujesz akurat w tym maratonie, a nie, na przykład, w pustynnym De Sables?
Nie wiem, co mnie podkusiło, by zadać to pytanie. Padło ono jakby z głębi mojej podświadomości. John
gwałtownie usiadł i spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Co, do diabła, to już biegać po Himalajach nie można!? – próbował znowu swojej metody obrócenia wszystkiego
w żart niczym bohater filmów Woody Allena. – Lubię te wysokie górki i smak rozrzedzonego powietrza.
John potrząsnął głową, jakby odganiając jakieś myśli, i wyciągnął rękę w moim kierunku.
- Trzymaj się mnie podczas tej wycieczki. – Widząc zdumienie na mojej twarzy, dorzucił: – Jesteś przecież
pierwszy raz w Himalajach, a ja już tu byłem.
John odwrócił się twarzą do ściany i zasnął. Ten tajemniczy Grek wyraźnie coś miał na myśli. Nie chciało mi się
spać. Nalałem sobie maślanej herbaty. Zasmakowałem w tym codziennym napitku tubylców. Przyzwyczaiłem do jej
smaku. Wcześniej zjadłem tukę, zupę z rozgotowanym makaronem. To była tutejsza wersja pasta party. Jak
makaron, to
makaron. Nawet rozgotowany w breję.
1/3
Poszukiwania Bliskie spotkania
niedziela, 01 listopada 2009 14:12
Bliskie spotkania
W noc przed startem najważniejsze jest, by leżeć i złapać choć kilka godzin snu. Wczoraj przespałem prawie cały
dzień, nie licząc szkoleniowych odpraw, podczas których wbijano nam do głowy po raz kolejny zasady
bezpieczeństwa. Spojrzałem do foldera po angielsku załączonego do pakietu startowego:
„Tradycyjnie Nepal dzieli się na cztery strefy geograficzne: wysokie Himalaje, niższe zalesione pasma Himalajów z
żyznymi dolinami (dolina Kathmandu, okolice Pokhary), wzgórza Churiya, płaskie i żyzne ziemie Teraju - północny
kraniec Niziny Gangesu. Interesujące nas dwa pierwsze regiony zamieszkuje ludność pochodzenia mongolskiego i
tybetańskiego mówiąca językami grupy sino-tybetańskiej (I – wys. od 2500 do 5000 m n.p.m., trudny klimat
alpejski) oraz ludność tybeto-birmańska i indoaryjska (II - wys. ok. 1000-2500 m n.p.m., klimat zróżnicowany).
Żyzne doliny himalajskie i podnóża gór zamieszkuje około połowy mieszkańców Nepalu. Nepalskie grupy etniczne,
na skutek braku lub ograniczonej możliwości komunikacji między sobą, pozostawały przez wieki izolowane od
wpływów z zewnątrz. Stąd po dziś dzień większość grup posługuje się własnym językiem lub dialektem, rządzi się
własnymi prawami dotyczącymi najważniejszych ceremonii, często dopuszczając małżeństwa tylko spośród
członków własnego plemienia. Nepal jest krajem imigrantów, może dzięki temu pomiędzy poszczególnymi grupami
etnicznymi panuje duch tolerancji. Tolerancji, choć nie asymilacji”.
Czy to mi i innym przyda się po drodze? O tym, że możemy spotkać na trasie Człowieka Śniegu, nie było ani
słowa. Ktoś tylko raz żartem zapytał, czy na mecie będzie można sobie zrobić zdjęcie z yeti. Nie śmiali się tylko
Szerpowie. Nie należą oni do żartownisiów. Żyją z upraw i dorabiają sobie jako tragarze podczas takich wypraw jak
ta. Wśród Szerpów krąży z pokolenia na pokolenie opowieść o
jeh teh,
który był dla nich bardziej człowiekiem „na skałach” niż tym „z lodu”. Gdy pytano ich wprost o
jeh teh
i pokazywano zdjęcia różnych zwierząt, to wskazywali przeważnie na goryla.
2/3
Poszukiwania Bliskie spotkania
niedziela, 01 listopada 2009 14:12
No tak. W goryle też kiedyś wątpiono, dopóki ponad 100 lat temu Paul Belloni de Chaillu nie zastrzelił pierwszego
goryla w Afryce. Z pewnością taka wyprawa jak nasza wypłoszy wszystkich okolicznych mieszkańców, chyba że
są kibicami maratonu. W końcu szaleńcy biegnący pod Mount Everest to nie jest zwyczajny widok. Zresztą
biegacze nie znają słów „normalne”, „niemożliwe”. Można biegać po pustyni, pod wodą, to można i w Himalajach.
Wyśmiewanie się z opowieści tubylców o niewiarygodnych bestiach nie jest rzeczą rozsądną. Według opowieści
Szerpów, yeti nie ograniczają się do jedzenia żab ze stawów w dolinach czy też delikatnych pędów drzew lub
krzewów. Zaspokajają głód również świeżym mięsem - czasem kozą, czasem młodym jakiem, a nawet porwanym
dzieckiem albo samotnym pastuchem, który popełnił ten błąd, iż spał samotnie w słońcu.
Ponieważ to właśnie brytyjska kolonia w Indiach rozciągała się aż do budzących grozę Himalajów, więc Brytyjczycy
byli pierwszymi, którzy zetknęli się z relacjami o tych dziwnych stworach. Uznali je za twory ludowej wyobraźni.
Pierwsza mała rysa na tej wyrosłej przez lata ogromnej ścianie ignorancji i wątpliwości pojawiła się w roku 1913,
kiedy to grupa chińskich myśliwych zraniła i wzięła do niewoli jakieś dziwne, człekopodobne stworzenie, które
Tybetańczycy nazywali Człowiekiem Śniegu. Chińczycy mówili, że stwór o czarnej, małpiej twarzy, pokryty
srebrno-żółtą, długą na kilka centymetrów sierścią, o nadzwyczaj silnych dłoniach i bardzo podobnych do ludzkich
stopach, był trzymany w klatce w Patang, w prowincji Sinkiang.
c.d.n.
3/3

Podobne dokumenty