Składanie Bogu ofiary z samego siebie
Transkrypt
Składanie Bogu ofiary z samego siebie
Składanie Bogu ofiary z samego siebie Temat ten jest jednym z najtrudniejszych. Bo któż chce uczynić z siebie ofiarę, kto chce siebie poświęcić? To jest działanie wbrew miłości własnej, wbrew wszelkiemu egoizmowi. A jednak, choć jest to tak trudne, jest to najważniejsze. Stoimy zawsze przed dylematem, albo żyć dla siebie, albo żyć dla Boga, bo jeśli naprawdę żyjemy dla bliźnich, to nie jest to możliwe bez łaski Bożej i już jakoś żyjemy dla Niego. Jeżeli jesteśmy chrześcijanami to jesteśmy wezwani do życia „na sposób dnia Pańskiego”. Co to znaczy – „żyć na sposób dnia Pańskiego” – wyjaśnia nam dokument Sacramentum caritatis w punkcie 72. Jest to, po pierwsze, świadomość wyzwolenia jakim obdarzył nas Chrystus. Trzeba uświadomić sobie i uwierzyć w to, jak wielką godność otrzymaliśmy, trzeba wierzyć, że naprawdę jesteśmy wyzwoleni. Chrystus przyniósł nam w swoim zmartwychwstaniu moc do wyzwalania się z niewoli grzechu, zła, własnych egoistycznych pragnień. Oznacza to też uwolnienie od ciężaru własnego „ja”, uwolnienie od obaw, lęków, niepokojów. Przyjęcie Chrystusa oznacza, że Jemu ufamy, w Nim pokładamy nadzieję i zapominamy wreszcie o sobie, o swoich troskach i zmartwieniach. Najważniejsze jest więc uświadomienie sobie wyzwolenia jakim obdarza mnie Jezus. On mnie uwalnia. Doświadczywszy Jego miłości, chcemy się Jemu powierzyć. Często używamy słów powierzyć, oddawać, ale co to tak naprawdę znaczy? Zdarza się, że wiele rzeczy w naszym życiu jest nieudanych i właśnie je należy oddawać Bogu. To jest wyzwolenie, które On przynosi. Nie ma rzeczy straconych, zaprzepaszczonych, jeśli powierzamy je Jego miłosierdziu, On zrobi z tego swoje arcydzieło. W jaki sposób? Nie wiemy. Ale On przyszedł odkupić nasze nieudane czyny, a my mamy Mu je przynosić – przede wszystkim grzechy do przebaczenia. Przynosimy Mu je, bo ufamy, że otrzymamy w zamian Jego serce, Jego samego. W każdej mszy świętej, symbolicznie, nasze oddanie wyrażone jest przez obrzęd ofiarowania darów. Czasem dzieje się to w formie uroczystej procesji, kiedy dary symbolizujące nas samych i całe nasze życie, naszą pracę, zostają przyniesione do ołtarza, aby to wszystko Bóg przemienił w Siebie, tak jak w chleb przemieniał Swoje Ciało i wino w Swoją Krew. Tutaj jest bardzo ważny moment. Jaki jest sens tego oddawania się Bogu? Musimy pamiętać, że Bóg nas nie potrzebuje, bo nie możemy Go ubogacić. Mówimy o innych, że jakaś matka jest oddana swoim dzieciom, a jakaś żona swojemu mężowi, mąż oddany swojej rodzinie. To ma inny sens, ponieważ ten mąż, czy ta żona ubogaca oddaniem swoją rodzinę, jakoś ją scala. Oddanie się Bogu ma inny sens. Boga nie możemy ubogacić. Po to się oddajemy, aby się z nami zjednoczył, aby mógł dać nam Siebie, aby nas przemieniał, a przez przemianę nas, przemieniał cały Kościół. I ofiarowanie darów ten sens wyraża. Przecież chleb i wino przynosimy po to, by je Chrystus przemienił w swoje ciało i w swoją krew. Nie dlatego, żeby zadowolić Boga. On, przemieniony, te dary nam zwraca, dając nam Siebie. Składamy siebie w ofierze po to, żeby Bóg nas przemienił, żeby w nas działał, żeby nami rozporządzał, aby w nas realizował swój zamysł. To jest pierwszy i zasadniczy sens naszego oddania się Bogu, ofiary składanej Bogu z samego siebie. Jeśli to dobrze rozumiemy, to zrozumiemy, że najważniejsze jest oddanie Bogu tego, co najbardziej potrzebuje przemiany. To, co jest Jego dziełem, przynosimy Mu w hołdzie, uwielbiając Go w dobru, które spełnił. Najważniejsze jest jednak, żeby przynieść Mu to, co wymaga przemiany, co jeszcze jest nieprzetworzone Jego działaniem, Jego łaską, czyli rzeczy nieudane, nasze grzechy, nasze skłonności do grzechu, nasze pokusy. I przynosimy te ofiary dla uwielbienia Boga, dla zbawienia świata. Już odnosiłem się do cytatu z Dzienniczka św. Faustyny, w którym Pan Jezus mówi, że gdy grzesznik przychodzi do 67 Jego miłosierdzia, to oddaje Mu najwyższą chwałę, „jest zaszczytem Męki Mojej”27. I ta chwała najwyższa jest wtedy, gdy z grzechami swoimi przychodzimy do Boga. To właśnie paradoks. Nie wtedy chwała jest najwyższa, gdy przynosimy mu rzeczy dobre, owoce współpracy z łaską (wtedy jest chwała Boża, ale nie najwyższa), ale najwyższa jest wtedy, gdy uznajemy Jego wielkość w Jego miłosierdziu, gdy uwielbiamy Jego miłosierdzie. Wtedy uwielbiamy Boga w samej Jego istocie, Boga, który jest miłosierdziem, który jest miłością. I wtedy Jego męka staje się potrzebna. Jej owoce mogą zmienić to, co mu przynosimy. Przynosząc nasze ofiary Bogu, uwielbiamy Go i przyczyniamy się do zbawienia świata. A dlaczego ważne jest uwielbienie Boga? Bóg nie jest samolubnym władcą, narcyzem, który domaga się naszych uwielbień i naszych pochwał. To my potrzebujemy uwielbiać Boga, bo wtedy znajdujemy się wobec Niego we właściwej relacji, postawie. Odnajdujemy swoje właściwe miejsce i to jest dla nas, to nam służy. To oddanie to jest drugi punkt, o którym mówi Sacramentum caritatis w odniesieniu do życia „na sposób dnia Pańskiego”. Czynienie ze swojego życia ofiary czynionej Bogu, z samego siebie. Trzeci punkt to pytanie, po co to robić? Po to, by objawiło się wszystkim Jego zwycięstwo. Poprzez postępowanie wewnętrznie odnowione, nasze postępowanie. Odnowione, czyli takie, kiedy On może w nas działać, nas przemieniać i wtedy może przez nas objawiać się światu. Ludzie mogą dostrzec, że jakiś człowiek funkcjonuje w oparciu o inną rzeczywistość. Człowiek, który żyje w oparciu o Boga będzie zauważony.28 Ludzie zauważą, ma on odniesienie do jakiegoś innego świata. Nie zachowuje się tak, jak większość ludzi. Jego widzenie nie ogranicza się do tego świata zewnętrznego, doczesnego. Taki człowiek staje się znakiem. Bóg może innych pociągnąć przez takiego człowieka. To pociąganie innych, to nie jest coś co możemy kontrolować. Jeżeli coś takiego ma miejsce, to najczęściej o tym nie wiemy i nie musimy tego wiedzieć. Musimy wiedzieć, gdy jesteśmy zgorszeniem dla innych. Musimy to wiedzieć, abyśmy się mogli nawrócić. Nie szukajmy potwierdzenia, że już jesteśmy wewnętrznie przemienieni i wszyscy będą gwałtownie się nawracać ku Bogu patrząc na nas. Oby tak było, ale raczej tego nie zobaczymy. Składanie siebie Bogu w ofierze jest połączone z nadzieją na pocieszenie Boże, z nadzieją na to, co On chce nam dać i na to, że to, co chce nam dać jest większe od wszystkiego innego. Często wtedy trzeba się czegoś wyrzec, z czegoś zrezygnować, przyjąć jakąś trudność. Jeżeli ofiarujemy to Bogu, Bóg może w nas dokonać pewnej pracy, coś w nas zmienić. Nadzieja na pocieszenie Boże usuwa cierpienie, czyni je słodkim. Nie jest ono takie straszne. Czasem, chociaż rzadko, może się zdarzyć, że Jezus podzieli się trochę tym swoim cierpieniem, które niesie dla zbawienia innych. Moim zdaniem jest to bardzo rzadka sytuacja, może dotyczyć ludzi, których już Pan Bóg wewnętrznie przemienił, już ich przeorał, już stali się inni. I oni już nie potrzebują sami tej wewnętrznej przemiany. Bóg może nadać sens apostolski ich cierpieniu. Może stać się ono owocne dla Kościoła. My na pewno powinniśmy myśleć o tym pierwszym sensie: po to ofiarowuję się Bogu, aby mnie przemienił, aby się Jego zamysł we mnie zrealizował, aby się ze mną mógł jednoczyć. To jest właśnie miłość Boga. Miłujemy Boga przyjmując Jego miłość, bo On pragnie w nas zstępować, pragnie nas zamieszkiwać, przemieniać nas, kształtować nas. Jest nieuniknione, że to kształtowanie łączy się z jakimś cierpieniem, bo Bóg 27 28 Dzienniczek, 378. „Nie może się ukryć miasto położone na górze” (Mt 5,14). 68 musi zmieniać to, co się Jemu sprzeciwia, to, co stawia Mu opór, a robi to za naszym przyzwoleniem. Nadzieja pocieszenia Bożego, nadzieja Jego miłości, pozwala nam przez cierpienia przechodzić zwycięsko. Kiedy takie rzeczy się dzieją, to nie trzeba się wycofywać, trzeba powiedzieć sobie: „Aha, więc to teraz – droga stała się trudna, ten ciężki czas trzeba jakoś wytrzymać, trzeba przemęczyć się w nadziei pocieszenia Bożego. Nie będę się wycofywać.” To jest tak, jak wtedy, gdy ktoś poddaje się bolesnemu leczeniu. Możemy wtedy powiedzieć: „Nie doktorze, rezygnuję, bo to strasznie boli.” Możemy też powiedzieć: „Doktorze rób to szybciej, chcę wytrzymać do końca.” I to jest właściwa postawa – „Boże, dotykasz we mnie różnych wykrzywień, braków, tego co wymaga uleczenia, usunięcia, czyń to proszę.” Trzeba szczypty szaleństwa, żeby ten zamysł Boży mógł się w nas zrealizować – „Czyń prędzej to, co masz czynić. Czyń to tak, jak chcesz. Uzdolnij mnie żebym to przyjął, żebym to wytrzymał, żebym nie uciekł od tego, spraw aby ta operacja mogła się dokonać, abym doznał większego wyzwolenia w Tobie.” To jest logika drogi do Boga, która musi być połączona z ofiarą, z jakimś wyrzeczeniem. On nas przekonuje, że warto te wyrzeczenia podejmować. One mogą być bardzo różnego rodzaju – mogą to być cierpienia fizyczne, mogą to być upokorzenia, które nas spotykają, jakieś niepowodzenia, nieudane prace, nawała pokus, to wszystko może być narzędziem oczyszczenia nas. Jeżeli Bóg to daje, to ważne jest żeby to przyjąć z wdzięcznością. „Panie Boże chcę żebyś mnie przemienił, oczyścił. Chcę przejść przez to cierpienie do końca – przez ten trud, przez to upokorzenie, przez to znieważenie mnie, przez nawałę pokus… Chcę iść do Ciebie.” Oby Pan Bóg rozpalił nasze serca, obyśmy chcieli przebijać się ku Niemu, obyśmy czynili z naszego życia ofiarę składaną Bogu. Nie ma w tej ofierze próby przekupienia Boga. Składam siebie w ofierze, aby otrzymać samego Boga. Nie jest to próba robienia z Bogiem interesów. To wszystko jest po to, aby On mógł mi dać Samego Siebie w całej pełni, tak jak tego chce. A przez to również będzie przemieniał i Kościół. 69