b d - pzhgpbelchatow.pl

Transkrypt

b d - pzhgpbelchatow.pl
Historia anonima
Do każdego gołębnika co roku wchodzą gołębie po lotach. Generalnie rzadko się zdarza aby
hodowca był zainteresowany odbiorem takiego gołębia jeżeli nie chce on sam odlecieć.
Przyznam, że ja ilekroć kontaktowałem się z oddziałami z których pochodziły przybłąkane
ptaki, tylekroć słyszałem, jeżeli nie wprost to między wierszami, że skoro nie odlatuje tzn. nie
jest nic wart. Czy tak jest naprawdę i co powoduje, że gołąb pocztowy nie wraca do domu?
Pytanie to na razie pozostawiam bez odpowiedzi. Za komentarz chciałbym podać przykład,
miałem z roku ubiegłego 4 przybłąkane gołębie, trzy z nich były zaobrączkowane jeden był
bez obrączki. Żaden nie przetrzymał, co więcej trzy padły na pierwszym treningu ok. 30km!!!
Jedynie niezaobrączkowany przetrwał kilka lotów.
I o historii tego właśnie gołębia chciałbym opowiedzieć, bo gdy zaginął było mi trochę żal.
Dlaczego? Proszę przeczytać!
W ubiegłym roku gdzieś pod koniec września miałem 8 sztuk późniejszych młódków, które
chciałem przetrenować. Na pierwszy trening wywiozłem je na ok. 5km. Gdy wróciły
zauważyłem na kominie domu gołebia. Z uwagi, iż moje ptaki z reguły lądują na gołębniku
wiedziałem, że jest to jakiś przybłąkany. Wieczorem sfrunął na gołębnik a raczej spadł.
Okazało się, że ma ranę na skrzydle oraz na nodze. Był niesamowicie płochliwy.Gdy wszedł
do gołębnika trudno było mi go złapać, chociaż wydawał dość poważnie kontuzjowany.
Obejrzałem sobie go dokładnie. Był to niebieski nakrapiany samczyk. Zdecydowanie starszy
niż rok, poważnie wygłodzony a do tego drobnej postury co sprawiało, że praktycznie nie
czuło się go w ręku. Nie miał obrączki a jego prawa noga miała zabliźnioną już ranę
podobnie ja prawe skrzydło.
Głowę miał harmonijną oko czerwone z dość dużą białą otoczką wokół źrenicy. Lota były
bardzo długie i sięgały końca ogona. Między gołębiami natomiast zachowywał się nad wyraz
spokojnie.
No cóż, zaaplikowałem mu Levamisan i pomyślałem, że jak wydobrzeje to odleci. Ale
następnego dnia "anonim" mnie zaskoczył. Na noc został na dachu. Pomyślałem, że chyba
musiałem go przestraszyć łapiąc go w gołębniku. Podobnie było przez następne dni.
Wskakiwał na wylot ale do środka wejść już nie chciał.
Równo po tygodniu postanowiłem przetrenować swoje późne młódki po raz drugi.
Ściągnąłem również z dachu "anonima", a musiałem zrobić to późną nocą i z zaskoczenia.
Odległość 10 km nie była imponująca więc moje 8 szt. przyleciało zaraz po tym jak ja
przyjechałem samochodem.
Nie było z nimi "anonima". Nawet mi ulżyło po denerwowało mnie to jego nocowanie na
zewnątrz. Ale uczucie ulgi zostało szybko rozwiane, bo oto coś wyraźnie "utykającego" na
skrzydło zatoczyło nad gołębnikiem koło i niezdarnie wylądowało bezpośrednio na ziemi.
Nie było z nim dobrze bo nie mógł podfrunąć z ziemi na dach gołębnika. Gdy dokładnie
obejrzałem jego skrzydło stwierdziłem, że brakuje tam tzw. skrzydełka.
Przez następne dni jednak musiał się dobrze zregenerować bo latał ze stadem bez
problemów.
Na trzeci trening ok. 20km. zabrałem go również. Nie muszę chyba wspominać o ściąganiu z
dachu. Bo do gołębnika nadal nie wchodził.
Gdy wróciłem do domu poczekałem kilka chwil i moim oczom pokazało się stadko. Jeszcze
w powietrzu przeliczyłem, było 8 sztuk. Pomyślałem więc, że "anonim" w końcu się zgubił.
Ale nie, to brakowało jednego z moich młódków a "anonim" już trzymał się grupy.
Miałem zaplanowany jeszcze jeden trening na ok. 40km razem z gołębiami mojego brata.
Zabrałem więc siedem młodych (jeden niestety przepadł) wlazłem w nocy na dach i
"anonima" też ściągnąłem.
Wraz z bratem wypuściliśmy ok. 30 gołębi. Potem wstąpiłem jeszcze obejrzeć hodowlę brata
i wróciłem do domu po jakiejś godzinie. Na dachu były dwa gołębie. Jednym z nich był
"anonim". Za jakiś czas przyleciały następne, bez jednego. W sumie zgubiłem dwa młode ale
nie zgubiłem "anonima".
Gdy przyszła późna jesień "anonim" zaczął wchodzić do gołębnika. Postanowiłem
wypróbować go w lotach gołębi starych, tylko jako statystę oczywiście bo nie miał obrączki.
Pierwszy trening na ok. 30km wypuściłem 20szt. w tym "anonima" i jeszcze 3 przybłąkane w
tym jedną samicę która była już lotowana w latach poprzednich. Tu doznałem poważnej
straty i rozczarowania jakkolwiek po pozostałych przybłąkanych niczego się nie
spodziewałem to akurat z tą samicą wiązałem spore nadzieje. Niestety z czwórki
przybłąkanych wrócił jedynie "anonim".
Na próbnym locie był drugi. Następnie przyleciał jako czwarty (mowa tu oczywiście tylko o
moich gołębiach). Po trzecim koszowaniu wrócił dopiero na drugi dzień. Byłem przyznam się
trochę zawiedziony, ale pocieszeniem było to że wrócił bardzo zmęczony. Znaczy, nie
odpoczywał a szukał drogi. Po tygodniu dałem go na trzeci lot. Dość krótki poniżej 200km.
Niestety po tym locie nie zobaczyłem już więcej "anonima"!
Muszę przyznać, że zacząłem się zastanawiać nad pytaniem postawionym we wstępie, czy
gołąb ten miał jakąkolwiek wartość lotową?
Czy popełniłem błąd dając go na ten lot, być może nie dostatecznie odpoczął? Czy może
lepiej byłoby gdybym w ogóle zmienił metodę lotowania z naturalnej na wdowieństwo?
Nie mogłem poznać jego pochodzenia bo nie miał obrączki. Był bardzo mizernej budowy,
mały wręcz. Ale miał charakter. Nigdy nie toczył walki z innymi samcami ale również nie
pozwolił wchodzić innym samcom do własnej celi. Był dość płochliwy ale podczas
wychowywania młodych nie uciekał z gniazda. Przyznaję polubiłem tego ptaka i sposób jego
zachowania.
Mam po tym gołębiu dwa młode. Jeden z pierwszego, drugi z drugiego lęgu. Ciekaw jestem
jak one poradzą sobie na jesieni.
Ktoś może postawić pytanie, czy warto pisać o przybłędzie bez obrączki, gołębiu bez żadnej
wartości, który w dodatku przepadł na niezbyt imponującej odległości?
Otóż, chciałem zwrócić uwagę na pewien "absurd". Gołąb, który jako stary przybywa do
obcego gołębnika zaczyna po bardzo krótkim czasie wracać a jednocześnie gołębie w nim
urodzone giną na tych samych odległościach, to jest to też element selekcji stada i punkt
odniesienia.
Patrząc jednak szerzej na gołębie przybłąkane trzeba stwierdzić, że jest rzadkością aby
wśród takich ptaków był jakiś wybitny a jeżeli już jest to raczej wcześniej czy później odleci
do macierzystego gołębnika.
Nurtuje mnie też myśl, że być może mój "anonim" znalazł drogę do poprzedniego miejsca
zamieszkiwania, co jest dalece prawdopodobne.